-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Twi pokiwała głową i odłożyła Fire'a do kojca w waszej sypialni. Był wcześniej przygotowany. Następnie położyła się w łóżku. Zasnęła niemal natychmiast. Mały też już śpi.
-
- Odrobinę - lekko się skrzywiła. Trochę sobie poczekacie... Raczej nie przyjdą wczesnym rankiem, a Twi i ty jesteście śpiący. Nawet słyszysz mentalne chrapanko NMM.
-
Twi pomyślała przez chwilę. - Tak... - uśmiechnęła się. Pogłaskała malucha. No to do domciu.
-
Twi się zarumieniła i wstała. Malucha trzymała ostrożnie magią. - Jak będzie miał na imię? - zapytała.
-
- Nie musi być tu teraz. Tylko... Czy mogłaby przyjść rano? - zapytała Twi. Do rana wytrzymacie z pytaniem.
-
Twi wzruszyła ramionami. - Nic o tym nie wiem. Może zapytamy Papillon? - zaproponowała. Twoja mama została ekspertem do spraw bachurków...
-
- Sama nie wiem - odpowiedziała i spojrzała na źrebaka. Mały popatrzył się na ciebie błękitnymi ślepkami. Dokładnie takimi, jakie ty miałeś przed opętaniem NMM.
-
Nie było tam żadnych kucy z ognistymi grzywami. Do tego jedyne kuce ziemskie, jakie były, nie "zajmowały" się Twilight.
-
Zwias. Twilight trzymała w kopytkach małego źrebaka w niebieskim wdzianku. Ciemnoniebieskiego z grzywą w kolorach ognia. jednak nie to było dziwne. Na jego czole nie było rogu, a na grzbiecie skrzydeł.
-
I się w szpitalu okazało, że się wam rodzinka powiększa... Czyli dobrze, że NMJ (Nocna Murzyńska Jędza) cię obudziła.
-
- Zapierdalaj do szpitala! JUŻ! - wydarła się. Aż głowa cię zaczęła boleć.
-
Jest czwarta w nocy. - Nie pali się! Wstawaj, ruchy, ruchy! - wrzeszczała.
-
Dookoła cisza i spokój. Twi obok nie ma. Minęło już parę miesięcy od przyjęcia, więc zabrali ją do szpitala na wszelki wypadek. - No nareszcie, ile można spać! - wrzasnęła NMM. - Raz, raz, raz, ruchy, ruchy, wstawać!
-
Wszyscy poszli spać... Twi też... Zzzzz... [speed up bo tak ] Śpisz sobie... Zzzzz... A tu nagle w twoje sny wdziera się wrzask NMM: "DOM SIĘ JARA, WSTAWAJ, JUŻ!"
-
Wszystko poszło jak po maśle. Około północy wszyscy się już rozeszli. Dzieciaki były wymęczone, ale szczęśliwe.
-
Dzieciaki cieszyły się ze wszystkiego. W końcu przyszła kolej na prezenty od ciebie. Wszystkim się oczy świeciły. Podbiegły do ciebie i cię przytuliły.
-
No to już zaczynają rozpakowywanie. Dosyć sporo tych prezentów...
-
I po chwili już stałeś z prezentami w ciasnej toalecie. Jednym kopytem wdepnąłeś w muszę klozetową.
-
Też dostałeś. Obok usiedli Deli, Lily i Bolt z własnymi kawałkami. Wszyscy wciągali pyszności na własne urodzinki. Właśnie... PREZENTY W DOMU ZOSTAŁY!
-
Pinkie rozdała każdemu po kawałku tortu. Był trzysmakowy. czekoladowy, truskawkowy i bananowy. Ze środkowej części wypływał na talerz dżem truskawkowy, na dole rozpływała się czekolada, a na szczycie stały krążki bananowe.
-
Wszystko w porządku. Jednak wciąż miałeś mordercze myśli. Dziwne... Podczas śpiewania Sto lat miałeś ochotę zadusić ogiera, który fałszował. Znowu dziwne... Pinkie zaczęła kroić tort.
-
NMM zrobiła dunno. W środku było różowo i przyjęciowo. Na środku pomieszczenia stał wielki tort. Wszędzie dookoła były zaproszone kucyki. Dzieciaki szybko rzuciły się w stronę piniaty.
-
No i po chwili już byliście z dzieciakami przed miejscem przyjęcia. Ze środka dobiegały do ciebie odgłosy imprezy.
-
[my speeeeeeed] No to nadszedł ten dzień. Trzeba zabrać dzieciaki do Cukrowego Kącika, bo tam już mają przyjęcie u Pinkie zamówione.
-
Prezenty zamówione. Teraz cuś porobić.