Klacz prowadziła was różnymi drogami. Golden Dust się nie odzywał. Gapił sie w swoje dziurki w kopytach. Co jakiś czas zrywał grzybek. Po godzinie wędrówki po jego policzku spłynęła łza.
Co dziwne, nie było tu insektów, ani pajęczyn. Krzewy nie miały kolców, ani kwiatów. Po chwili znaleźliście się na wielkiej, ukwieconej łące. Na jej środku stała zwyczajna studnia. Kropelka rozejrzała się i wlazła w kolejne krzaki.