Skocz do zawartości

falconek

Brony
  • Zawartość

    202
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez falconek

  1. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  2. O tym opowiadaniu mógłbym napisać wszystko to samo, co wcześniej napisałem o „Everyday a Little Death”, ale nie będę się powtarzał. Trochę czasu myślałem, które z tych dwóch podoba mi się bardziej i ostatecznie doszedłem do wniosku, że chyba jednak Kwiat Paproci jest nieco lepszy, po części dzięki temu, że czytelnik może spojrzeć na święto nie tylko oczami Wiedzącej, ale także prostych kucyków i zobaczyć, jak bardzo różnią się podejściem do wiary. Podobnie jak i w EaLD, mamy w tym opowiadaniu plastyczny, działający na wyobraźnię opis pogańskiego święta i trochę rozważań natury egzystencjalnej – tym razem o relacjach z innymi. Podoba mi się przedstawienie więzi Isleen z Boginią, tego, jak odczuwa jej obecność. Opis przejścia do transu i wrażeń w jego trakcie jest doskonały. Dalej mamy scenę przyjmowania „petentów” – podkreśla ona jeszcze bardziej samotność Wiedzącej i przy tym jest na swój sposób zabawna. Ostatni, o ile można to tak określić, zwrot akcji: rozmowa z Boginią i później z jednorożcem z wioski, w trakcie których sama Wiedząca odkrywa prawdziwy sens święta Przesilenia. Zwyczaj szukania kwiatu paproci, tak jak go w tym opowiadaniu przedstawiłaś (czyli nie szukamy czegoś, co nam wskaże drogę do zakopanych worków ze złotem, tylko szukamy siebie nawzajem), to byłaby bardzo ładna tradycja. Dobrze, że Isleen, pomimo wątpliwości, decyduje się jednak czynić swoją wolę – gdyby postąpiła inaczej, pewnie by później żałowała. Opowiadanie czytało się bardzo miło, opisy rozpoczęcia święta, później tańców i uczty dobrze wprowadzają w klimat, no a później już mamy Isleen i jej odczucia. No i ten refren śpiewanej przez świętujących pieśni. Kolejny Twój fanfik, który przeczytałem z przyjemnością.
  3. 1 Temat: Kotły buch! Para w ruch! Tytuł: Pierwszy Raz [Oneshot][Violence] Liczba słów: 1266 https://docs.google.com/document/d/1LtabdFOs3RWMEHtdDMwbBWM2saV-dQnR6g5dAfnK6Q8/edit?usp=sharing 2 Temat: Moonlight Shadow Tytuł: Łańcuch Dowodzenia [Oneshot][Adventure][Violence] Liczba słów: 1477 https://docs.google.com/document/d/1iNzvifStTmJo0JPANNgLhe25RLWLk65b5M7zKso4qJI/edit?usp=sharing 3 Temat: Pewnego razu w Everfree Tytuł: Casus Belli [Oneshot][Random][Violence] Liczba słów: 1469 https://docs.google.com/document/d/1hfeoXMMjIEOQUr_NGYayxj_B7MVXu3zAMFNMfGDVI0A/edit?usp=sharing
  4. Łatwo jest mi komentować Twoje fanfiki, bo piszesz o rzeczach, które działają na moją wyobraźnię. Pełne emocji, żywe postacie i odrobina rozważań na tematy egzystencjalne to jest coś, o czym lubię czytać. Oceniając EaLD nie należy skupiać się na takich elementach, jak kompozycji fabuły, czy budowa świata przedstawionego, bo nie one są w tym opowiadaniu najważniejsze. EaLD to opowieść o pewnej pogańskiej tradycji i o tym, jak jest ona przeżywana i odbierana przez tych, którzy jej hołdują. I cóż – da się odczuć, że pisałaś o czymś, co jest dla Ciebie ważne. Przemyślenia Isleen, w których zawarte są elementy neopogańskiego spojrzenia na śmierć, wątek podtrzymania ginących zwyczajów pomimo szykan ze strony dominującego kościoła, ale nawet sama nazwa święta – wszystko to wywołuje tęsknotę za czymś przedwiecznym i potężnym. Pogańskie wierzenia, tak jak je opisujesz (nie tylko w tym fanfiku, ale również w pozostałych z tego cyklu), jawią się jako coś bardzo autentycznego, bliskiego naturze i życiu i... bardzo sensownego – w przeciwieństwie do tego, co proponuje kościół Harmonii, który zamyka swoich wiernych w przytłaczających, kamiennych świątyniach i oczekuje poświęcenia życia doczesnego w zamian za niepewną obietnicę wiecznej szczęśliwości (Tutaj może już poszedłem za daleko z analizą, ale przecież to opowiadanie jest takie dobre również dlatego, że będąc opowiadaniem fantasy, odnosi się do świata realnego). Końcówka opowiadania, zwłaszcza ostatnie zdanie, robi wrażenie. To zdanie można odnieść nie tylko do tradycji i wierzeń – no i okazuje się, że w kucykowych fanfikach można czasami przeczytać coś mądrego. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to wyszło to bardzo dobrze. Opisy bardzo klimatyczne, podtrzymują sentymentalny nastrój. Dialogi i przemyślenia głównej bohaterki również przyjemnie się czyta. Nic w tym opowiadaniu nie razi. Krótko mówiąc – bardzo mi się podobało.
  5. Zrobiłeś jedną rzecz, która jest dość ryzykowna, mianowicie stworzyłeś głównego bohatera, którego naprawdę trudno polubić, czyli teoretycznie niezgodnie ze sztuką. Pomimo tego Talley Rond potrafi przyciągnąć i zatrzymać uwagę czytelnika. Dzieje się tak dlatego, że jest wiarygodny. Podoba mi się, że w prologu poznajemy wiele szczegółów z jego przeszłości, mamy okazję obserwować go w różnych sytuacjach towarzyskich (rozmowa z przełożonym, rozmowa z ofiarą intrygi i rozmowa z przyjacielem). Drobne szczegóły jego zachowania (np.: palenie w pociągu) pasują do jego pozycji i charakteru. Dobrze również wychodzi Ci budowanie klimatu politycznych salonów. Dialogi są autentyczne. Na plus jest słownictwo: nazwy dokumentów i fachowe terminy ze świata dyplomacji. Widać, że wiesz, o czym piszesz. Teraz część subiektywna: ogólnie w tym opowiadaniu nie ma się specjalnie do czego przyczepić, tylko, że to po prostu nie mój klimat i nie moja tematyka. Dlatego mogę jedynie sucho ocenić poszczególne elementy i powiedzieć, że jest OK. Przedstawiony świat ma potencjał i może z tego wyjść ciekawy fanfik.
  6. Cóż, gratuluję zwycięzcom i dzięki za ocenę! Do następnego konkursu^^
  7. Mordecz, co do mojego opowiadania masz rację - ono powstawało w ciężkich bólach, bo po prostu nie miałem do przekazania żadnej historii związanej z nightmare night - i jest jak jest. Dzięki za opinię.
  8. Do tego, abym mógł wciągnąć się w lekturę potrzebna jest mi przede wszystkim dająca się lubić wiodąca postać, z którą mogę się zżyć i przejmować jej losem... i dobrze się składa, bo najmocniejszym punktem „Cienia Nocy” są właśnie bohaterki i bohaterowie. Wiarygodni psychologicznie, wielopłaszczyznowi, spójni, napędzani logicznymi motywacjami, popełniający błędy i dalecy od ideału. Do tego główne postacie nie są statyczne – przeżywane przez nie przygody mają wpływ na ich osobowość, dzięki czemu chce się czytać dalej, na przykład po to, aby dowiedzieć się, czy Orange Tail w końcu przezwycięży swoją traumę i stanie się na powrót sobą. Dobre opowieści, to opowieści o ludziach (kucach), a nie o wydarzeniach i w mojej opinii „Cień Nocy” jest właśnie taką opowieścią. A które postaci spodobały mi się najbardziej? To już akurat wiesz, ale rozpiszę się trochę bardziej. Night Shadow poznajemy jako klacz ambitną, o silnym charakterze, choć skłonną do nieprzemyślanych działań (co być może wynika z jej młodego wieku i braku doświadczenia). Łatwo się utożsamić z jej motywacjami, czytelnik od początku nie ma wątpliwości, po czyjej być stronie. Bardzo podoba mi się motyw buntu bohaterki przeciwko patriarchalnym stosunkom społecznym. W kolejnych rozdziałach mamy okazję obserwować Nighty podczas, nazwijmy to umownie, codziennego życia. Jej wpadki (scena z drzewem i rogiem) i nierealne plany przywołują uśmiech na twarz. Jej samej zaś, złośliwej i uroczo aspołecznej, po prostu nie da się nie lubić. Na szczęście Night Shadow nie jest przy tym wszystkim Mary Sue. Pod wpływem emocji działa nieracjonalnie (przypadek Sunday), jej magia zawodzi w warunkach stresu i wreszcie jej talent jest trochę trudniejszy do wykorzystania, niż klasyczne fireballe. Drugą postacią, której wątek śledzę szczególnie chętnie, jest Orange Tail. Popełniła błąd, co się zdarza. Wpływ tego zdarzenia na jej psychikę został przedstawiony w sposób wiarygodny. W kolejnych rozdziałach Orange powoli wychodzi ze swojej skorupy i ja jej w tym kibicuję. Czytając, obawiałem się, że moment, w którym Nnoitra pognał za Orange do lasu, zakończy się sceną słodko – romantyczną, ale na szczęście nie zrobiłaś tego. Bardzo mnie ciekawią dalsze losy tej postaci. Nie można też nie wspomnieć o Darkness Sword. Na początku myślałem, że będzie to tylko plot device pod tytułem „zły tatuś” i na tym jego rola się zakończy. Przyjemnie się rozczarowałem. Okazuje się, że on też ma swoje cele, marzenia i problemy. A w scenie z przypadkowo otrutą klaczą zyskujemy pewność, że ma on nawet coś w rodzaju serca. Bardzo ciekawa postać. Kolejnym aspektem są opisy. Nie za długie, nie zaburzają rytmu opowieści a jednocześnie bardzo plastyczne, oddające klimat. Podobają mi się takie fragmenty, jak na przykład: „A rozgwieżdżone niebo jaśniało nad nimi w swej pełnej, bezchmurnej krasie. To była jedna z tych nocy, podczas których nie chciało się spać, by nie stracić możliwości jej przeżywania. Powietrze miało w sobie to coś, co sprawia, że chce się je wdychać i wdychać. Powiew świeżości, lekki chłód śmierci i przedwieczności.” Niby nic, ale „lekki chłód śmierci i przedwieczności” buduje atmosferę i sprawia, że czytelnik naprawdę oddycha klimatem tej nocy – być może nie bez znaczenia jest, że akurat ten konkretny czytelnik zna takie noce i opis uderzył we właściwe struny. Pozytywnie wypadają wszelkie opisy przyrody, gdzie popisujesz się swoją znajomością tematu, dzięki czemu można cieszyć się całym tym bogactwem nazw roślinności. Do tego opisy średniowiecznych broni i ubrań, no i oczywiście konie, które są naprawdę końmi – bardzo lubię. Merytorycznie nie ma się do czego przyczepić. Jeśli chodzi o otoczkę polityczną, te wszystkie królestwa z ich królami, książętami i dworskimi intrygami, szacunek budzi staranność, z jaką wszystko to zostało przemyślane i opracowane. Zdaję sobie sprawę, że całe to tło polityczne jest niezbędne dla fabuły i gdybyśmy go nie mieli, główna bohaterka miałaby ograniczone możliwości, a jej ojciec nie mógłby być tak wiarygodną postacią. Dla mnie jednak jest to jednak najmniej interesujący aspekt i mam wrażenie, że odrobinę przeładowany nadmierną liczbą postaci i wątków, które po pewnym czasie zaczynają się po prostu mylić. Zdecydowanie wolę czytać o Nighty biegającej po lasach i zaklętych miastach. Sprawy techniczne. Tu jest zaskakująco nierówno. Z jednej strony wspinasz się na warsztatowe wyżyny np.: w scenie śmierci Sunday, czy generalnie w dialogach (wypadają bardzo autentycznie), a z drugiej strony jest sporo usterek, takich jak poprzekręcane, czy nieprawidłowo użyte idiomy, problemy z konstrukcją logiczną zdań, czy zaburzające czytelność zmiany podmiotu w zdaniach. Oczywiście, „sporo” to pojęcie względne. Ogólnie usterki nie przeszkadzają w czytaniu, ale biorąc pod uwagę, że tekst jest (chyba) po korekcie, mogłoby być ich mniej. No i weź pod uwagę, że ja po prostu uwielbiam się dopieprzać do takich rzeczy. Cóż, liczbowo nie będę oceniał, ogólnie bardzo mi się podoba, czuję emocjonalną więź z główną bohaterką, a Ty czuj się męczona o kolejny rozdział ;)
  9. Oczywiście na ostatnią chwilę, ale jest. Dwa Światy [slice of Life] https://docs.google.com/document/d/1ACpObznI8GjY8cWdLlcmTTIIPIR6IX03Vt42EQ5Kxr8/edit?usp=sharing
  10. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  11. Dzięki za uwagi! Ad 1 podkreślałem to tak mocno bardziej po to, żeby dać do zrozumienia, że złym pomysłem jest wrzucanie do talii wszystkich kart, jakie nam się podobają i tworzenie wielkiej i dość przypadkowej sterty. Owszem, może być i 50, albo 60, jeśli ktoś wie, co robi. Ad 3, faktycznie powinienem był wspomnieć o możliwości wygrywania faceoffów takimi sztuczkami. Ogólnie to jestem, być może przesadnie, zafiksowany na liczbach w tej grze i często zdarza mi się pomijać tego typu aspekty. Ad 4 fakt. Niedawno kolega złożył sobie fioletową kontrolkę na bazie nowego mane Twilight, i wtedy zobaczyłem, co to jest kontrolka . Do takiej talii to i Tree of Harmony by pasowało. No ale miałem okazję zagrać przeciwko niej już po tym, jak napisałem artykuł . Nad dłuższym poradnikiem myślałem, tylko ja ogólnie ostatnio zalatany jestem .
  12. Nie wiem, o jakich uczuciach mówicie (ja rzadko cieszę się z samego zamysłu, bardziej ekscytuje mnie i motywuje wizja skończonego dzieła), ale tak z zupełnie z innej beczki, pozwolę sobie to tutaj zostawić
  13. Żwirki silikonowe chyba najlepiej pochłaniają zapachy i nie trzeba ich tak często wymieniać. Co do legowisk to potwierdzam - strata pieniędzy. Nie widziałem kota, który by w nich spał. Mój śpi najczęściej w łóżku ze mną i z tego co widziałem, to większość takich domowych pieszczochów tak robi.
  14. Co do karania kotów, to kotów się nie kara . Jak chcesz kota czegoś oduczyć, np.: wchodzenia w jakieś miejsce, czy drapania czegoś, to dobry jest każdy sposób, który sprawi, że dana czynność będzie mu się źle kojarzyła, ale ty nie będziesz źródłem tego zła. Np. spryskiwacz do kwiatów potrafi zdziałać cuda. Jeśli kot jest agresywny, albo strachliwy, to niestety problem jest raczej po stronie właściciela. Z tymi karmami to jeszcze jest taki problem, żeby kot chciał je jeść. Mój konsekwentnie ignoruje wszystkie lepsze karmy (z saszetkami Royal na czele), a najlepiej mu wchodzi supermarketowa Gourmet Perle. Domyślam się, że przyczyną jest to, że tańsze karmy bywają bardziej nasycone substancjami zapachowymi i innymi wabikami, a moim błędem było przyzwyczajenie go do takich karm. BARF byłby super, ale kto ma na to czas?
  15. O, to zupełnie jak kucyki Co do fanfika obyczajowego na podstawie komputerowej bijatyki... to może być ciekawe, pisz ^^.
  16. Nareszcie się doczekaliśmy wyników i... dla mnie to miłe zaskoczenie. To znaczy wiedziałem, że to co napisałem nie jest złe, ale nie spodziewałem się aż tak pozytywnego przyjęcia Co do kontynuacji, to jest to całkiem prawdopodobne - przyznaję, że sam polubiłem moją bohaterkę, a inne pomysły na fanfiki, które chodzą mi ostatnio po głowie, jakoś nie chcą dać się przelać na papier. Głównymi przeszkodami są, jak to zwykle bywa, czas i chęci
  17. To zależy od uniwersum A poważnie, to zainteresowałby. Kilka razy zdarzyło mi się czytać fanfiki na podstawie jakichś zupełnie mi nieznanych anime, bo przyciągnęło mnie kilka pierwszych akapitów, a potem już nie mogłem się oderwać. Zamierzasz coś takiego tutaj udostępnić? Jeśli tak, to z jakiego uniwersum?
  18. Dobra, to moich wypocin ciąg dalszy: 1) Niektórzy z Was wspominali o wysokiej liczebności korpusów oficerskiego i podoficerów względem korpusu szeregowych. Taki stan rzeczy jest naturalny dla państwa w stanie pokoju. Na dzień dzisiejszy nie ma najmniejszego zagrożenia konfliktem zbrojnym na naszym terytorium, więc naturalnym jest, że większość jednostek jest w stanie skadrowanym. Absurdem byłoby utrzymywanie w pełni rozwiniętej armii w czasie pokoju. Wszystkie te skadrowane jednostki w razie mobilizacji zostałyby uzupełnione do stanów etatowych i wtedy relacja między liczbą oficerów a szeregowych zbliżyłaby się do oczekiwanego przez was poziomu. Źródłem uzupełnień są przeszkolone rezerwy, które w Polsce składają się z zawodowych szeregowych przeniesionych do rezerwy po odbyciu dwunastoletniej służby. 2) Odnośnie wszelkich pospolitych ruszeń i walki partyzanckiej: Wszystkie konflikty zbrojne w ostatnim ćwierćwieczu (sprawdzić, czy nie Rosja) dobitnie pokazują, że starcie nowoczesnej armii zmechanizowanej z jednostkami nieregularnymi kończą się rzezią oddziałów nieregularnych. Nie ma mowy o żadnej walce, jest po prostu rzeź niewiniątek. Jeśli Seba z Matim myślą, że po pobieżnym przeszkoleniu złapią za kałachy i będą bronić swoich kobiet przed Ruskim, to świadczy tylko o tym, że Seba z Matim bardzo mało wiedzą o świecie. Druga kwestia jest taka, że Polska nie przetrwałaby kolejnej katastrofy biologicznej, jaką byłaby walka partyzancka i związany z nią odwet. Takie jednostki, jak Batalion Donbas, mają rację bytu na Ukrainie, gdzie państwo i w związku z tym armia nie funkcjonuje (polecam książkę reporterską "Sezon na Słoneczniki" Igora Miecika). Na jednostki w typie Gwardii Narodowej natomiast pozwalają sobie tylko najzamożniejsze państwa. W Polsce byłoby to tylko marnowanie środków, które potrzebne są gdzie indziej. 3) Armia zawodowa, czy pobór. Z punktu widzenia czysto wojskowego, czynnik jakościowy i ilościowy są wymienne. To znaczy, przewagę jakościową przeciwnika można zrekompensować własną przewagą ilościową i na odwrót. Problem polega na takim ustaleniu równowagi pomiędzy czynnikiem ilościowym i jakościowym, aby uzyskać maksymalny efekt w ramach dostępnych środków. Tam, gdzie życie ludzkie jest tanie, czyli np.: w Rosji, czy państwach arabskich opłaca się pobór. W Europie Zachodniej i Ameryce Północnej opłaca się tworzenie stosunkowo nielicznych, ale dysponujących możliwie najlepszym wyposażeniem armii zawodowych. Polska jest pewnie gdzieś pośrodku, przy czym u nas dochodzi czynnik geograficzny. Mamy dość duży obszar do obrony i dość długie granice, co określa minimalną liczebność naszej armii. Problem nie jest prosty: zwiększenie liczebności armii bez zwiększenia finansowania doprowadziłoby do sytuacji podobnej, jak w armii ukraińskiej, natomiast zmniejszenie liczebności celem poprawienia stosunku sprzętu nowoczesnego do przestarzałego uniemożliwiłoby obronę całego terytorium (dlatego np.: ciągle utrzymywane są w linii czołgi T-72). Drugą sprawą jest kwestia moralna. Udział armii z poboru we współczesnym, pełnoskalowym konflikcie zbrojnym to wysyłanie na pewną śmierć setek tysięcy zupełnie nieprzygotowanych młodych ludzi. USA i Wielka Brytania boleśnie przerobiły to w czasie drugiej wojny światowej. Osobiście uważam, że wysłanie na wojnę armii z poboru we współczesnych realiach można uznać za zbrodnię przeciwko ludzkości. 4) Odnośnie przenoszenia do rezerwy szeregowych po dwunastu latach służby, to nie wiem, jak to sobie wyobrażacie. Że niby dobiegający czterdziestki facet ma biegać po poligonie z karabinem jako szeregowy? Nie wszyscy szeregowi mogą zostać oficerami, a ci, którzy nie zostają, zasilają szeregi przeszkolonych rezerw, co też jest potrzebne.
  19. BMP-2 sprzedano (a nie wymieniono), ponieważ potrzebna była do nich niestandardowa w naszej armii amunicja (30x165) i wymagały osobnego zabezpieczenia logistycznego. Utrzymywanie niestandardowego sprzętu dla jednego batalionu jest kompletnie pozbawione sensu, a po rozpadzie Układu Warszawskiego nie było mowy o dalszych zakupach sprzętu z ZSRR/Rosji, czyli o większej liczbie BMP-2. Z tego samego powodu Słowacy, którzy mają relatywnie większą liczbę BMP-2 (i zapasy amunicji), planują kupić Rosomaki z armatą 2A42 zamiast Bushmastera. Do reszty ciekawostek z tego wątku odniosę się, jak wrócę z pracy
  20. falconek

    Łowiectwo i polowania

    Jeśli chodzi o walory smakowe, to preferowałbym dziczyznę, gdyby było mnie stać. Natomiast kierując się względami dietetycznymi, to piersi z kurczaka. Odnośnie samych polowań, to te regulacje, które są teraz, wystarczają (może ewentualnie przydałoby się zaostrzenie przepisów dotyczących odstrzału zwierząt domowych, bo za często się słyszy, że komuś odstrzelili psa, czy kota), natomiast problemem jest niechęć samych myśliwych do eliminowania czarnych owiec ze swojego środowiska i w konsekwencji negatywne postrzeganie tego środowiska przez znaczną część społeczeństwa.
  21. Dolar, w sumie tyż prawda. Żeby mi się jeszcze chciało szperać w czeluściach Fimfiction
  22. Normalnie nie są, ale mogą być. W jednym z odcinków Rarity była pod wpływem artefaktu, który zmuszał ją do upiększania wszystkiego, co zobaczyła. I swoją drogą ja nie mówię, że dobra obyczajówka to musi być "irwinowate w pełni kanoniczne Mane 6", tylko po prostu kanoniczne Mane 6. Rarity taka, jaką jest przedstawiona w serialu, nie musi być pod wpływem magicznego kamienia, aby wpaść w pracoholizm. Mieliśmy do tego przesłanki w "Suited for Success", ale przecież nie tylko.
×
×
  • Utwórz nowe...