Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. Atlantisk skupił się połączył się magiczną więzią z zaprogramowaną kulą i rozpoczął bardzo skomplikowany proces. Z jego rogu zaczęła emanować potężna błękitna energia, oświetlając całą grotę. Na środku powoli zaczął się tworzyć trójwymiarowy niebieski obraz golema, złożony z kwadratowych pól. Przez mózg Atlantisa przechodziły miliony danych zeskanowanych i na tej podstawie przygotowywany był magiczny projekt tworu. Ogier całkowicie odpłynął ze świata znalazł się w wielkiej przestrzeni wzorów bez końca. Po minucie wstępny projekt został ukończony, nie było to bardzo męczące, z racji na wspaniałe właściwości kryształów wypełniających jaskinię. Rozpoczął się trudniejszy etap, a mianowicie tworzenie mechanicznych części składowych. W powietrzu pojawiały się rozmaite części złożone z magicznej energii, które po kolei były umieszczane w odpowiednich miejscach na planie. Część po części powstawały nogi, korpus i odpowiednie połączenia podzespołów. Wszystko szło dobrze, nagle całe niebieskie pole zapełniło się czerwienią. System wykrył wadliwą część, był to przekaźnik mocy z generatora do dolnych partii golema. Został źle podłączony z innymi podzespołami, co groziło nawet eksplozją, po utworzeniu. Atlantis sprawdził poprawność części z projektem, niestety wszystko było zgodne, zatem w samym planie wystąpił błąd, co zmuszało do przerwanie pracy i dokonania poprawek. W kontrolowany sposób Atlantis przerwał proces, a moc rozeszła się pomału po kryształach zdatna do ponownego wykorzystania. Barman usłyszawszy polecenie szybko udał się po zamówienie, po chwili przyniósł wszystko ładnie zapakowane w sześcienne pudełko o biało złotych ścianach. Całe zostało zrobione z tektury, podał pudło razem z rachunkiem na wierzchu. Na papierze widniał majestatyczny napis 23 monety. - Proszę bardzo, oto Pani zamówienie- stwierdził barman stawiając paczkę na stole i kłaniając się w pas. Grim początkowo niepewnie podszedł do biurka, by po chwili zacząć przeglądać papiery. Były tam rozmaite rachunki, przepisy przemówień, dzieła wojskowe, oraz zapiski tyczące się jakiś dyrektyw armijnych. Wszystko mało mówiło ogierowi, no może poza paroma wzmiankami, ale w obecnej sytuacji przedstawiało małą wartość, jednak wśród stert dziwnych zapisków Grim znalazł cały plik stron, staranni napisanych pismem kaligraficznym, z dokładnymi szkicami. Przyjrzał się uważniej, byłą to jakaś nowa broń, coś dość nietypowego, wyglądała jak zwykły muszkiet, ale zamek lekko się różnił, a poza tym nie było dodanego stempla. W ogóle konstrukcja wydawała się dziwna, ale poręczniejsza od znanej mu broni palnej. Zapiski dotyczyły parametrów i sposobu produkcji. Grim gorączkowo zaczął przeglądać notatki. Znalazł coś, co Go zaskoczyło, broń miała niesamowitą szybkostrzelność, porównywalną z kuszą. Było to nie do pojęcia. Naboje na planie też wyglądały dość dziwacznie. W tym momencie do pokoju wszedł Wiktor.
  2. Ruby zaczęła grać na swym instrumencie tą z dawna niesłyszaną pieśń. Po paru pierwszych tonach żółty ogier zaczął śpiewać, a głos miał czysty i melodyjny. Rozległa się napełniająca serca nadzieją i światłem melodia o słońcu i wspaniałości Equestrii. Z każdym nowym dźwiękiem jaskinia rozbrzmiewała większą ilością głosów. Rebelianci szybko podchwycili nutę i po dwóch pierwszych zwrotkach od kryształów groty odbijały się rozmaite fale dźwiękowe dając wspaniały efekt. Ogier śpiewał i uśmiechał się przyjacielsko do Ruby. Tymczasem w warsztacie tkackim Red po chwili odparł: - Od środka da się wszystko otworzyć, więc z tym nie powinno być problemu.
  3. Deszcz, wszędzie deszcz, mgła, nic nie widać, bieg... coś czaiło się tuż poza granicą widoczności, coś biegło. Budynek za budynkiem mijały niespokojnie. Wszystko wyblakło, Fire lubiła to miasto, a teraz zdawało się być takie złe. Takie okrutne. Pusto, znikąd pomocy, co zrobić? Deszcz, mgła... Pukanie do drzwi wyrwało Fire Heart z niespokojnego snu. Obudziła się w swoim wygodnym łóżku, w pokoju, który wynajmowała. Spojrzała na stary zegar ścienny. Wskazuwki nieomylnie wskazywały w pół do czwartej w nocy. Wakacje i odpoczynek po kolejnym ciężkim roku studiów nagle niespodziewanie zostały zakończone. To była trzecia noc po zakończeniu roku akademickiego. Klacz zaczęła się zastanawiać co się stało. Pośpiesznie zapaliła świeczkę, która oświetliła swym migocącym światłem, mały, ale przytulny pokoik. Wielkie lustro przy białym biurku odbijało z lekka ten blask. Okno było otwarte. Chłodne nocne powietrze, wdzierało się do środka. Klacz juz wiedziała dlaczego miała taki straszny sen, zauważyła, że gdy jest jej zimno tak się dzieję. Pośpiesznie wstała, spojrzała przez wizjer. Na chwilę odsunęła się aż ze zdziwieniem, ale po chwili otworzyła białe drzwi. Przed nimi stała miło wyglądająca pegazica, z uroczym zezem i bąbelkami na uroczym znaczku. Na głowie miała czapkę pocztową. Uśmiechnęła się bardzo przyjacielsko. Podniosła do góry swe kopyto i sprawdziła godzinę na zegarku. Fire Heart zauważyła, że był to stary nakręcany typ tego urządzenia, który najprawdopodobniej nie chodził już od dłuższego czasu, a przynajmniej od godziny 16:00, bo taka była na nim pokazana. Pegazica dała odpowiednie dokumenty do podpisania, oczywiście z godzina dostarczenia przesyłki jako 16:00 (co ciekawe wszystkie pozostałe 100 pozycji na tej stronie dokumentów także miały tą samą godzinę). Szara klacz wręczyła Fire list, po czym uśmiechnęła się i odeszła rzucając tylko "miłego dnia". Fire otworzyła kopertę, wyjęła wiadomość i zaczęła czytać. List był od jej przyjaciółki Blue Skittle. Witaj. Piszę mało, bo ręka jeszcze mi drży od tego co się stało, powiedziałabym Ci to osobiście, ale niestety nie mogę chwilowo opuścić komendy policji. Proszę przyjdź do mnie jak tylko znajdziesz czas, będę raczej nadal siedzieć na komendzie, ktoś zabił moją mamę... Tu list się kończył i miał tylko pieczątkę poczty magicznej. Był to specjalny rodzaj drogich przesyłek, które magicznie pojawiały się w torbach listonoszy od razu po nadaniu, tak ,że docierały do adresatów w mniej niż pół godziny od nadania. Ten miał datę wysłania 3:20.
  4. Zamknij jadaczkę, bo mnie denerwujesz, boisz się po prostu mnie i zabezpieczasz się ,że gdy cię zabiję sam zginę. Wole to zrobić niż paplać jakiemuś tchórzowi.- Odrzekł ogier spluwając w ziemię. Clover mówiła spokojnie do mantykory, ta na chwile spojrzała się na nią bez emocji, sekundy mijały, a zwierze zdawało się uspokajać. Nagle trzask łamanych gałęzi po ciosie Trihoofeńczyka, który przed chwilą zabił Solida, a teraz zmierzał w stronę kalczy, spłoszył mantykorę, ta jakby ocknęła się z transu, rozejrzała się panicznie dookoła i spostrzegła błysk księżyca w orężu ogiera, który zmierzał w jej stronę. Najprawdopodobniej przerażona tym ruszyła całym pędem w inną stronę - prosto na Clower, ta skupiona na utrzymaniu zaklęcia nie zdążyła uskoczyć i wielka łapa bestii uderzyła ją w korpus, siła ciosu wyrzuciła klacz w powietrze. Clover poszybowała półtora metra i upadła, na szczęście na miękki mech. Podniosła się obolała, na szczęście nic poważnego się nie stało, ale siniaka się nie uniknie w tej sytuacji. Mantykora natomiast uciekła dalej w las pozostawiając za sobą ślad z połamanych gałęzi i stratowanych krzaków. Treasure bezszelestnie zaszedł wroga od tyłu. Nie wiadomo czy to z racji pomocy samej Celestii, czy szczęściu kuc dostał się do wroga niezauważony. Błyskawicznym, szybkim ruchem wbił nóż i przeciągnął nim po szyj oponenta. Ruch nie był finezyjny i do miana skrytobójcy ogierowi było daleko, ale krew najpierw lekko pociekła, a w chwilkę później obryzgała całe kopyto Tresura. Wojownik tylko jękną, po czym jego wiotkie ciało upadło na ziemię. Manewr nie do końca wyszedł, rana była stosunkowo płytka, ale wystarczyła, by powalić wroga na ziemię, gdzie leżał aktualnie bez ruchu. Krew wylewała się dookoła niego czerwieniąc się w świetle księżyca. Feniks tuż po tym podleciał do ogiera. Zaświecił się błękitnym światłem, które sączyło się w kierunku rany Tresura. Ten po chwili poczuł dużą ulgę, na dodatek wypływ krwi ustał, a całą rana wyglądała lepiej, choć dalej paskudnie. W tej chwili Indis zorientowała się co się stało z jej ukochanym. Machnęła majestatycznie skrzydłami i wzleciała w górę. Zawisła obok księżyca i tam rozgorzała prawdziwym ogniem. Podwinęła skrzydła, aby zmienić kierunek lotu na pikowanie w dół, przez moment wyglądała jak wielka niebieska kula, na której falowały niepowstrzymane płomienie zemsty. Po chwili żywy niemiłosierny pocisk spadł w dół z przytłaczającą prędkością. Feniks rozświetlił swym blaskiem całą okolicę, prześwitując przez drzewa. Każdy w promieniu 10 metrów poczuł ogromny żar od niej bijący. Dosłownie wpadła we wroga, ten próbował się odsunąć, co mu nawet się udało, szpony nie trafiły w odsłoniętą szyję, jednak kilka rozgrzanych do białości piór upadło na jego tunikę, która natychmiast zajęła się płomieniem. Ogier jeszcze przez zbroję nie poczuł żaru, ale jego reakcja byłą natychmiastowa. Od razu padł na ziemię i zaczął się turlać po niej bezwładnie. To ugasiło płomienie. - Ty przeklęty knypku, weź się zamknij, to może okażę ci litość, ja chociaż wiem jak chędożyć, a ty? Ha ha, wyglądasz jakbyś z tymi czarnymi plugastwami z Changelii sobie nockę spędził. Dumnyś teraz bo zabiłeś tego gołowąsa, ze mną ci tak łatwo nie pójdzie, rozchlastam cię po okolicy i wywlokę twoje flaki po drzewach.- To mówiąc Trihoofeńczyk rzucił się na Ola. Ten zrobił dokładnie tak jak zamierzał. Przyjął cios toporem na jeden z kastetów, był na tyle dobrze wyszkolony w czymś takim, że całą siła uderzenia spadłą na żelazo nic nie robiąc jego kończynie, ostrze oddalało się prowadzone zwrotną siłą ciosu, jak to zwykle bywa, gdy silniejsze uderzenie zostaje sparowane. Olo wiedział dokłądnie ,ze to najlepsza chwila. Przeciwnik nie odsłonił czułych punktów więc ogier wyprowadził dwa potężne proste w jego lewą nogę. Przeciwnik nie miał jak uskoczyć, błyskawiczne uderzenia, zmiażdżyły mięso i pogruchotały kości. Pierwszy naderwał tkanki, a drugi, mocniejszy, rozerwał je, tak, że widać było gołą kość pomiędzy strzępkami skóry. Skórzany pancerz nie wytrzymał ogromnej siły Boncecrushera i porwał się. Trihoofeńczyk wrzasnął z bólu w niespełna sekundę po pierwszym uderzeniu. Szybko odskoczył w tył. Jego lewa noga ugięła się po tym manewrze, lecz wojownik szybko wstał. Jednak rana nie wyglądała za dobrze, w najlepszym wypadku będzie się ją kurować przez dwa tygodnie. Kość bieliła się w świetle księżyca, a w okół tej bieli rozlewało i sączyło się morze czerwieni.
  5. Ok już nie piszę kolorem, przepraszam, jeśli tego nie lubisz. A wracając do sesji... Tural skierował się do budynku rady. Szybkim, lecz odprężonym krokiem przemierzył pozostałą odległość i dotarł do wielkich drewnianych drzwi. Całe były pokryte srebrnymi płaskorzeźbami i motywami roślinnymi. Ukazywały cała historię miasta. Najpierw założenie i odkrycie srebra, rozbudowę, ważne czyny kolejnych władców, wyprawy wojenne i łupy z nich zdobyte. Były na prawdę wspaniałym dziełem sztuki. Nad wejściem znajdował się herb miasta. Różnił się lekko od flagi. Zachowany w tej samej kolorystyce ukazywał na środku także księżyc, ale wymalowana na nim była czarno-szara głowa smoka, po bokach zamiast mieczy szybowały dwa orły, dumnie rozpościerając swe skrzydła. Tło miało dwa kolory połowa była ciemnogranatowa, a połowa niebieska. Tural był teraz pod zadaszeniem, podtrzymywanym przez dwie kolumny. Te na sobie nosiły płaskorzeźby związane z historią całego Midragen. Jedno przykuło uwagę wojownika. Ta po prawej w całości została zapełniona przez dokonania Rady i jej podwładnych. Były tam przedstawienia najwybitniejszych czynów i największych bestii, które zostały pokonane, a także nekromantów. Można było patrzeć na te wspaniałe dzieła przez długi czas, ale nie po to Tural tu przybył. Energicznie pociągnął za skrzydło drzwi, które bezszelestnie się otworzyły. Jego oczom ukazała się przestronna komnata, poprzecinana liniami granatowych dywanów ze srebrnymi frędzlami po bokach. Pomieszczenie wypełnione było meblami z ciemnego dębu, a także obrazami w srebrnych ramach. Białe ściany doskonale odbijały światło, co razem dawało niesamowitą mieszankę ciemnych i jasnych barw, a szlachetny metal błyszczał się majestatycznie we wszystkich zakątkach holu. Potężne kolumny podtrzymywały strop i wspaniałą kopułę, również od środka wyłożoną srebrem. Po bokach, oddzielając obrazy sączyła się ze ścian ciemna woda i wpadała do cyklu delikatnych i niskich kanałów wypełniających pomieszczenie, od góry przykrytych szkłem, tak, że można było na nich chodzić. Na środku rosło kilka krzaków bez liści, wręcz świecących bielą, które często rosły przy ogromnych złożach srebra. Przy rozległym biurku siedział pewien grubszy i starzy jegomość w długiej granatowej tunice. Na nosie leżały okrągłe okulary, a jego krótko przystrzyżone włosy okalały potężną łysinę na czubku głowy. Mężczyzna wstał ,gdy zauważył przybysza. Był to jedyny dźwięk, który doszedł uszu Turala. Po chwili śpiesznym krokiem grubasek przydreptał do gościa. - Witam szanownego Pana- powiedział przyciszonym i zachrypłym głosem. - Proszę Panie o zachowanie ciszy, burmistrz prowadzi ważna naradę i kazał, żeby nic mu nie przeszkadzało. Tak więc, jeśli ma Pan sprawę do Niego, to proszę wybaczyć, a jeśli nie to słucham w czym mogę pomóc.- To mówiąc skłonił się nisko, choć pokracznie. Głos w głębi miał miły i przyjacielski i sprawiał wrażenie człowieka, może lekko niezdarnego, ale pomocnego i dobrego.
  6. ​Karczma na obrzeżach Canterlot... Z rana kucyki budziły się do życia. Nowi goście wchodzili do gmachu dość obszernej drewnianej, pomalowanej na biało-złoto tawerny. Nie była to jedna z tych, które przyciągały arystokrację ze stolicy, ta była inna, zwykła, ale zarazem i ciekawsza. Rozmaici poszukiwacze przygód, łowcy nagród, czy inne dziwne kuce znajdywały tutaj często schronienie. Okolica również sprzyjała takim jegomościom. Budynek znajdował się bowiem poza murami wewnętrznego miasta. W dzielnicy pospólstwa, zbudowanej w większości z drewna. Uliczki były wąskie, a patrole miejskie rzadkie. Władza nie ingerowała zanadto w to co tu się dzieję. Nagle przed wejściem pojawiła się czerwono-czarna pulsująca powłoka magicznej energii. Nastąpił mały wybuch i po chwili pojawiła się tam postać w czarnym płaszczu i z mroczną twarzą. Dark Blood omiotła swym mrożącym spojrzeniem okolicę. Nikt nie zauważył jej przybycia. Uliczki były chwilowo puste, a ze środka budynku, do którego się udawała dobiegał głos rozmów różnych kuców. Stała w mieście, które miało być jej, ale coś nakłoniło ją do zmiany planów. W głowie pojawiały się myśli ,czy dobrze uczyniła odwlekając atak, było to nawet irytujące, że teraz wszystko powinno być jej, tylko jej. Nagle drzwi do karczmy otworzyły się o mało nie uderzając mrocznej klaczy. Wyszedł z nich rosły kuc z dwuręcznym mieczem. Odziany był w kolczugę, osmaloną przez ogień i lekko pobrudzoną przez krew. Był koloru ciemnoszarego, a twarz miał ostrą, twardą jak skała, ale niewrogą. Czarna broda zwisała mu bez ładu, spojrzał swymi dużymi niebieskimi oczami na klacz. Dało się wyczuć w nich lekkie zdziwienie, które po chwili ustało. Ogier przesunął się z lekka i omijając Dark poszedł dalej. Drzwi do karczmy powoli zaczęły się zamykać.
  7. Aik ruszył w stronę miasta. Przebył najpierw ruiny zamku, przeszedł przez dziedziniec i wyszedł główną bramą. Z wielkich żelaznych krat podniesionych do góry strumieniami zlatywała woda. Powolnym krokiem ciemna postać sunęła po rozmokniętej ścieżce. Nogi lekko zapadały się w bagnistym podłożu, co czyniło marsz lekko uciążliwym. Po mniej więcej pół godzinie Aik stanął przed palisadą otaczającą wioskę. Nad nią unosiła się lekka łuna pochodni. Skrył się w krzakach opodal i obserwował. Na drewnianych murach chodziło kilkoro strażników. Wszystko co powiedział smok okazało się prawdą. Stworzenia na prawdę przypominały kuce, a w tym jasnym księżycowym świetle widać było ich jasne barwy. Strażnicy na murach odziani byli w skórzane zbroje, a każdy miał broń. Nie przedstawiali jednak na oko poziomu godnego prawdziwych wojowników. Najprawdopodobniej rzadko kiedy musieli używać swego oręża. Brama do miasteczka stałą zamknięta. Były to dużych rozmiarów drewniane drzwi z metalowymi okuciami. Ustąpiły by bez problemu przed ręcznym kilkuosobowym taranem po paru uderzeniach. Ogólny obraz fortyfikacji nie przedstawiał się imponująco. Zwłaszcza, że drewno z którego sporządzono palisadę zdawało się mieć już swoje lata.
  8. Klacz przechyliła głowę i spojrzała znad okularów na swego więźnia, a jej oczu ukazywały politowanie i oznaki uważania rozmówcy za idiotę. - Chyba nie kapujesz paru rzeczy, ale o tym w sumie potem... Widzę, że nie chcesz ułatwić nam sprawy i nie chcesz ginąć. Wątpię byś mając trochę rozumu na moim miejscu wsadził was do paki. Na prawdę nie widzisz wielu aspektów sprawy, ale z tym też mniejsza. Masz szczęście, że chroni cię kodeks i twoich towarzyszy też, nie mogę cię tknąć, chyba, że dasz mi powód, ale puki co możesz się czuć bezpieczny, więc powiedz o co chodzi z tą twoją "kartą przetargową". - Klacz rozsiadłą się wygodnie kładąc dolne kopyta na stole i bujając się w fotelu. Jej czarne okulary odbijały światło lamp i dawało refleksy, które raz po raz raziły człowieka w oczy.
  9. Jeden z kucy odwrócił się w kierunku Grassa. Był to dość stary, biały ogier z siwą brodą, staranni przystrzyżoną i z okrągłymi okularkami na oczach. Wydawał się kimś, kto raczej nadzoruje pracę ,a nie dźwiga i przenosi. Odziany był w biały lekarski fartuch. - No cóż, dostaliśmy rozkaz do przygotowania do ewakuacji tych pomieszczeń i z tego co kojarzę inne jaskinie mają tak samo, ale nic konkretnego nie wiemy, wydaję mi się ,ze to muszą być tylko ćwiczenia, już kilka takich było. Tylko idiota chciałby porzucać te jaskinie, w których jest tak miło i bezpiecznie. Magic napił się ze źródła do syta i od razu poczuł się znacznie lepiej. Pokemona pogrążyła się w śnie, gdy się ocknęła słońce już wzniosło się ponad dachy i dumnie oświecało całą okolicę. Leżała obok niebieskiej klaczy, która spokojnie oddychała dalej pogrążona we śnie. Zza okna dobiegały odgłosy charakterystyczniej Canterlockiej krzątaniny, a gdzieś bardzo cicho i z oddali słychać było muzykę.
  10. Red, gdy tylko usłyszał słowo o głównym trakcie od razu skierował się w jedną z odnóg jaskini. Szedł szybkim krokiem, prowadząc Thermala co raz to wyżej i wyżej, aż w końcu weszli do małego, ziemistego niskiego korytarzyka. Początkowo paliły się tam pochodnie, ale później zapanowała całkowita ciemność. - Czysto tam na zewnątrz?! - spytał donośnym głosem Red. Po chwili w ciemnościach coś się poruszyło, ale Thermal nie zdołał określić co to, gdyż oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności. - Tak nie ma strażników, możecie wyjść- Odparł jakiś głos. Red pociągnął swego towarzysza za kopyto i otworzył jakieś drzwi. Do środka korytarza wlało się światło i Thermal zauważył szarego kuca w zbroi gwardii królewskiej i z bronią u boku, który pilnował wejścia, ten nieznacznie się uśmiechnął i skinął głową na znak powitania. Drzwi wychodziły do małej drewnianej izdebki, w której prawie nic nie było, mały stoliczek i regał ze zwojami jakiś papierów. Małe okienko wprowadzało światło do pokoju. Red stanął na środku cienkiego niebieskiego dywaniku, po czym oznajmił. - Dobrze, jesteśmy teraz w gmachu warsztatu tkackiego w dzielnicy kupieckiej, w pomieszczeniu rachunkowym. Mało kucy tu zagląda, gdyż ta część została zamknięta, a klucznicy to nasi ludzie i nie wpuszczają tu byle kogo, na dodatek zawsze uprzedzają strażników. Jednak musisz się mieć na baczności tak czy siak, to już nie są miłe i bezpieczne podziemia. Wyjdź z budynku i udaj się drogą do głównej bramy, tam znajdziesz przyjaciółkę. Potem wróć tutaj tylko uważaj na ewentualny ogon. Jakieś pytania? ​Tymczasem w podziemiach Ruby zaczęła grać melodię na flecie, która niosła się po całych podziemiach, a przynajmniej po tej jaskini. Po niedługim czasie do stolika podszedł pewien kuc w czarnym płaszczu. Wydawał się dość młody, wykorzystał moment, gdy barman przyszedł zabrać należność i sam zapłacił z własnej kieszeni, zanim klacze zdążyły zareagować. Oczy miał miłe i przyjemne, tak samo jak swą jasnożółtą twarz. Skłonił się nisko i odezwał się melodyjnym tonem. - Witam Was szlachetne damy, nazywam się Invisible Poem. Mam pytanie, czy znasz może melodie do piosenki o Dniu Letniego Słońca? Bardzo lubię tą pieśń, a grasz tak przepięknie, że pomyślałem, iż spytam, a nóż i ją potrafisz zagrać. Dakelin zauważywszy nowego przybysza zatrzymała się badając go wzrokiem.
  11. Programowanie kuli zakończyło się po kilku minutach sukcesem. Atlantis odetchnął z ulgą, że jak do tej pory wszystko idzie po Jego myśli, stanął na środku pomieszczenia i rozpoczął ostateczne przygotowania. Podczas sprawdzania pomieszczenia odkrył, iż kryształy znajdujące się tutaj są nasączone magiczna energią, a ułożenie jaskini sprzyja wykorzystywaniu tej mocy. To wszystko powinno znacznie ułatwić tworzenie magicznych golemów i wszelkie eksperymenty z energią. Poza tym w razie niepowodzenia istniała duża szansa, że ściany pochłoną część niestabilnej energii. Tymczasem w karczmie barman spojrzał się na Blue, po czym uśmiechnął się. - Oczywiście, już podaję dla damy, co Pani powie na kanapkę ze stokrotkami? Sandstorm dyskutując z Seroxem przeszłą przez jaskinię ignorując większość rzeczy, uświadomiła sobie swoje położenie dopiero gdy spostrzegła przyjaciół siedzących przy stole. Oni też ją zobaczyli. Wyglądali jakby gawędzili sobie w najlepsze, a wyraz twarzy pokazywał lekkie zmęczenie po długiej podróży, ale także radość z zasłużonego odpoczynku i strawy. Kilkoro z nich już jadło, a pewna niebieska klacz stałą przy ladzie najprawdopodobniej zamawiając sobie coś na ząb. Barman usłyszał w odpowiedzi od Blue kolejne zamówienia, więc stwierdził, że kanapka pasuje klaczy i ruszył śmiało do kuchni aby przynieść zamówienia, w trakcie marszu odwrócił głowę i zwrócił się ponownie do klientki. - Ma znaczenie jakie to będą te dania na wynos? Wiktor postanowił rozświetlić jeszcze bardziej całe pomieszczenie, skupił się i po chwili z charakterystycznym dźwiękiem buchnęły małe płomyczki na świeczkach. Grim podszedł do okna i rozejrzał się. Uliczka była wąska i pusta, odbiegała od głównego placu, ale mieścił się w niej w szerz jeden kuc. Sprawiała wrażenie dość mrocznej, bo mimo białych ścian budynków, zalegał tam cień z powodu wysokich dachów położonych blisko siebie. Rdzawy kuc udał się do drugich drzwi po lewej i pociągnął za klamkę. Te ustąpiły z lekkim skrzypieniem otwierając drogę do czegoś na kształt gabinetu. Znajdowało się tam biurko i masa papierów na nim, co ciekawe tu nie było śladów walki. Kurz znów się podniósł wprawiony w ruch podmuchem z zewnątrz, ale wydawało się, jakby w tym pokoju nic się nie zmieniło od czasów gdy Equestria była rządzona przez księżniczki. W małym kominku po prawej leżało kilka kawałków zwęglonego drewna i popiołu, a po lewej znajdowała się wielka szafa z tomiszczami ksiąg wiedzy na tematy głównie balistyczne. W rogu pokoju ułożona została wielka zielona skrzynia z pozłacanymi okuciami i wielką kłódką. Z sufitu zwisała stary żyrandol ze świecami, które obecnie były wszystkie doszczętnie wypalone, jakby ogień palił się w nich do puki starczyło wosku. Całę pomieszczenie sprawiało wrażenie pustego i martwego, przez odczucia z przedpokoju, ale także ciepłego i przytulnego. Wiktor wszedł do swego starego pokoju, tutaj także drzwi były otwarte. Znalazł po chwili to czego szukał - wielką księgę o nekromancji schowaną w skrytce w podłodze (gdyż ta sztuka uznawana była powszechnie za niebezpieczną i niegodziwą). Przewrócił kilka stron i zatrzymał się na rozdziale zatytułowanym " Rozmowa z mrocznymi stworzeniami". Zaczął ją pomału studiować, a w głowie powoli pojawiał się głos jego towarzysza, który szeptał lekko niezrozumiałe słowa. Wiktor po chwili opamiętał się i aby otrząsnąć się z dziwnego uczucia powiedział tak, żeby Grim Go usłyszał, że coś cicho jest tam na dole, rdzawego ogiera dobiegł głos towarzysza, gdy omiatał gabinet wzrokiem i podchodził do biurka, na którym leżała całkiem pokaźna kolekcja papierzysk.
  12. No i bardzo fajny pomysł, to teraz należy wprowadzić go w czyn, bo na razie nie jesteś w karczmie, tylko u Ciebie w siedzibie, a zatem... chyba pora wyruszyć w podróż
  13. Tresure zaczął się żarliwie modlić, otaczała go ciemność, nieprzenikniona, nieogarnięta i nieskończona. Nagle wśród mroku zajśniało światło, rozprzestrzeniało się stopniowo i opiewało swym blaskiem jaźń nieprzytomnego kuca. Zdawało się przypominać gwiazdę o nieregularnych ramionach, szybko się powiększało, aż w końcu wszystko stało się białe, przed oczami duszy Treasur'a pojawiała się sama władczyni Equestrii - księżniczka Celestia. Spojrzała na Niego z litością i współczuciem, wypowiedziała tylko jedno słowo: - Wracaj... Wtedy Treasure poczuł jakby spadał, jasny obszar przestrzeni oddalał się i po chwili zniknął wśród ciemności. Kuc otworzył oczy z ciężko złapał oddech, leżał w kałuży własnej krwi, klatka paliła żywym bólem, ale natchnięty dziwną wewnętrzną mocą, dzielny ogier począł się podnosić, Wrogowie nie zwrócili na to uwagi pochłonięci Mellionem i Indis. Czuł w swoim wnętrzu spokój i światło, obraz nocnego lasu się stabilizował, w głowie znów usłyszał głos, ten sam wyraz co poprzednio rozbrzmiał w jego podświadomości. Odzyskał kontrolę nad swym zdruzgotanym ciałem, nawet nie patrzył, jak wygląda jego klatka piersiowa, ale wypełniła go moc słonecznej księżniczki. Był osłabiony, ale zdeterminowany. Olo był w swoim żywiole, walczył z jakimś podrzędnym żołdakiem, który kilka razy miał szczęście, ale tak po prawdzie nie był wyśmienitym wojownikiem. Umięśniony ogier nie przypuszczał, że trafienie w podbródek może być takie łatwe, odczekał, aż rozwścieczony przeciwnik zada cios i się wystawi na miażdżące uderzenie, ale ten na swe nieszczęście potknął się, nie zważywszy na swą ranną nogę, w której tkwił bełt. Poleciał idealnie na pięść Boncecrushera. Potężny dolny cios Olo trafił w zaplanowane miejsce zwiększając swą siłę, głowa napastnika odchyliła się w tył, a potem nienaturalnie wykręciła w bok. Cios okazał się na tyle mocny, że rozerwał skórę z przodu szyi, z której poleciała nieznaczna ilość krwi, jednak wyraźnie słyszalny odgłos łamanych kości zdawał się być o wiele poważniejszy. Olo poczuł, jak jego kopyto wgięło kości w szczęce Trihoofeńczyka, ale także zdał sobie sprawę, że kręgi szyjne nie wytrzymały i rdzeń został przerwany. Ciało żołdaka bez życia zwaliło się u stóp krzepkiego kuca, z głuchym jękiem, by po chwili umilknąć na zawsze. Szyja tak się przekręciła, że głowa opadła na grzbiet upadającego kuca, a oczy uciekły w tył. Stojący obok Trihoofeńczyk stał przez chwilę oniemiały, ale zaraz wziął się w garść i ze złowrogim pomrukiem (i paroma przekleństwami pod nosem) odrzucił kuszę i dobył swego toporka. Clover skupiła się i rozpoczęła inkantację, przyzwanie żywej istoty jest zawsze ciężkim zadaniem, ale Ona była bardzo dobrą czarodziejką, powoli zbierała moc i formowała ją w poszczególne tkanki, powstawały nogi, tułów, grzywa, paszcza, ogon. Powoli wyczerpywała swe siły magiczne, ale postanowiła, że mimo bólu umysłowego, który sprawiało tak potężne skupienie wytrzyma. Wiedziała już od samego początku, że nie przywoła w pełni dorosłej i zdolnej do walki mantykory, ale dała z siebie wszystko i gdy otworzyła oczy, prze Nią leżała kula sierści. Mantykora powoli wstała, rozejrzała się po okolicy, a jej twarz przybrała złowrogi wyraz. Klatka piersiowa zaczęła się nadymać, aby po chwili wypuścić z siebie ryk, nie tak potężny jak dorosłe osobniki, jednak taka prawie dojrzała mantykora też budziła zawsze respekt i grozę. Clover zapomniała o jednym - każde przyzwane stworzenie trzeba kontrolować. Po stworzeniu tego magicznego tworu padła ze zmęczenia i nie zaczęła tego procesu od razu, gdy teraz sobie o tym przypomniała, spróbowała to zrobić, jednak szło opornie, umysł zwierzęcia był silny, po chwili czarodziejka zorientowała się, że jest w ogromnym niebezpieczeństwie, skupiła cała swą uwagę na powstrzymaniu ataku na nią, co poskutkowało. Mantykora jakby lekko się uspokoiła i nie ruszała się z miejsca, jednak by utrzymać taki stan rzeczy Clover cały czas musiała wkładać olbrzymi wysiłek umysłowy, nie było mowy o pełnej kontroli. - Nie wiem kim ty jesteś, ale nikt mnie nie zmusi, bym uczynił coś takiego, dalej, jeśli jesteś tchórzem to skończmy te durną gadkę i mnie zabij a jeśli masz odwagę, to stawaj do boju i przestań paplać, bo głupot, to się już w życiu nasłuchałem- odpowiedział z kamienną twarzą więzień. Przykro mi MasterDash, ale nie możesz wykonać tylu akcji na raz, mówiłem i w regulaminie też jest zapisane masz prawo do jednej akcji, czasami naginam tę zasadę, gdy uważam, że można wykonać więcej akcji, ale w tym przypadku... no cóż nawet elfy nie są tak zręczne. Tak więc oczywiście nie ma sprawy, ale wykonasz tylko część z tego co zamierzałeś. Mellion szybkim ruchem dobył łuku i po chwili nałożył strzały. Uniósł go do góry i wycelował, wtedy zobaczył coś co zbiło go z tropy, oto Treasure właśnie podnosił się z ziemi, mimo wielkiej dziury w klatce piersiowej, która powaliłaby niejednego potężnego stwora, na dodatek ogier zdawał się emanować lekką złoto-żółtą poświatą. Indis podleciała w kierunku rannego ogiera, ale Trihoofeńczycy nie zwrócili na nią uwagi obaj razem rzucili się w stronę Melliona. Pierwszy z nich chybił, gdyż zwinny ogier uskoczył, lae drugi wykorzystał to i poprowadził cios prosto w miejsce, gdzie srebrnogrzywy pegaz wylądował. Topór wbił się w bok korpusu, tnąc miękką skórę, która niczym nie osłonięta ugięła się pod naporem ostrza. Na szczęście rana okazała się nie być poważna i nie uszkodziłą znaczących narządów, a cios nie połamał kości, ale Mellion poczuł palący ból w boku, od którego nie mógł przez chwilę oddychać. Jego napięcie mięśniowe osłabło i wypuścił strzały, które były napięte. Jednak równocześnie opuścił swą nogę, tak ,że obie wbiły sie w miękkie poszycie lasu. Czół, jak po jego boku spływa struga ciepłej cieczy. (No cóż Fisk Adored zdecydował się nas opuścić, bardzo dziękuję Ci za miłe chwile razem spędzone i życzę wszystkiego najkucykowszego, ale no cóż jestem zmuszony do tego co teraz zrobię) Solid miał wiele zamiarów na dalsze działania, jednak wątpliwości, wynikające z zabicia innych kucyków przytłoczyły jego psychikę i dały cenne sekundy Jego oponentowi. Trihoofeńczyk szybko się zamachną swym potężnym buzdyganem i uderzył nim prosto w głowę budowniczego, który zachwiał się od ciosu. Wróg poprawił kilkakrotnie, ale wtedy już Solid nic nie czół, wszystko stawało się ciemne, ból ustąpił, a ciało czuło ulgę odchodzenia na wieczny spoczynek, gdy upadało wśród twardych korzeni drzew w ciemnym lesie przy ganicy Equestrii.
  14. Co do samego poznawania, to za dużo nowych ludzi nie ma, bo Wasza drużyna jest tu największa, a inne są aktualnie z mocno pomniejszonym stanem kucykowym, więc nie byłoby raczej z tym problemu, ale to wszystko jakoś ogarnę dzięki, za wypowiedzenie Waszego cennego zdania, jeslibyście mieli jakieś jeszcze pomyły i propozycje to się podzielcie
  15. Powróciłem z wygnania i tak oto robię remanent w sesjach. Tak więc pytam, bo długo nic nie odpisujesz, czy chcesz grać dalej?
  16. Powróciłem na forum, po długim okresie, gdy mnie trolowało i teraz robię sprawdzenie i remanent w sesjach, tka jak zawsze po długiej nieobecności. Tak więc zapytam, czy Ty chcesz dalej grać i kontynuować sesję, jeśli tak to odpiszę gdy tylko dam radę, a pytam, bo dzięki temu wiem, kto już nie chce grać i którymi KP nie muszę się przejmować, gdyż wielu opuszcza sesje nic o tym nie mówiąc.
  17. Obudzenie zależy, jak ludzie zareagują na zaplanowane zmiany (informacja w ogłoszeniach)
  18. Tak dla pewności, bo w Poszukiwaniu Harmonii grasz dalej, to tutaj także się piszesz na dalszą grę, tak?
  19. Planowane wielkie zmiany w sesji!!! Dobra, dobra postraszyłem wielkimi literkami, co? Tak na serio to po tak długiej nieobecności nadarza się idealna okazja fabularna na zejście się grup, zwłaszcza, że nie będzie już takiego rumoru jak na początku, bo wielu odpadło z sesji w skutek... (nikt w sumie nie powiedział czego) ale nie ma tych zacnych użytkowników. Poza tym jak można przeczytać działania grupy idącej po jedzenie, ma wielkie znaczenie globalne i przydałoby się, by każdy mógł w tym uczestniczyć, tak więc po ogłoszeniu Waszego dalszego udziału raczej znów łączymy wszystkie grupy, odbędzie się to z lekką szkodą dla sesji, bo przyśpieszymy wszystkie działania zapewne do narady z Shadow (kto wie o co chodzi ten wie...) (a kto nie wie ten się dowie w najbliższej przyszłości xD ) Chciałbym usłyszeć co Wy na to? Najprawdopodobniej całe Canterlot stanie na głowie i dlatego chcę aby wydarzenia rozgrywały się równolegle. Proszę o komentarz do takiego postępowania, bo jeśli nie będziecie chcieli to tego nie zrobię, ale wydaję mi się to najlepszą opcją. Jeśli możecie podzielcie się Waszymi cennymi uwagami na ten temat. Pozdrawiam przepinkastycznie
  20. Ach tutaj jak zwykle najwięcej napisane, na prawdę dziękuję za takie zaangażowanie, jeszcze nie przeczytałem Waszych wspaniałych postów, ale ogłaszam swój powrót z niebytu, jakim była dziwna przypadłość mojego komputera do nieotwierania tej strony. Pytam więc tradycyjnie każdego z Was kto ma jeszcze ochotę na kontynuowanie zabawy i sesji? Robię to, by oczyścić sobie głowę z zaprzątania się niegranymi przez Was postaciami, bo niektórzy gracze odchodzą nic nie mówiąc. Oczywiście do niczego nie ma przymusu, tak więc będę wdzięczny, gdybyście się zdeklarowali kto zostaje, a kto już nie gra. ( Wiem, że niektórzy już to zrobili i nie trzeba powtarzać tej czynności ) Pozdrawiam Was wszystkich i łapcie huga ode mnie
  21. Uwaga, uwaga, powróciłem z niebytu, do jakiego wprowadził mnie mój komputer nie chcą odpalić tego forum, teraz możemy wznowić sesje, z czego bardzo się cieszę, ale jak to zwykle bywa po moich nieobecnościach przeprowadzam oczyszczanie sesji. Więc teraz pytam się wszystkich, kto jeszcze chce grać? Do niczego nie ma przymusu, po prostu chcę wiedzieć, kto jeszcze został bo odrzucenie graczy, którzy odeszli nic nie mówiąc ułatwia mi zadanie. Jak tylko odpowiecie i szkoła pozwoli to wznowimy sesję. Tymczasem macie ode mnie huga
  22. Witam Cię serdecznie nowy graczu, przepraszam za tak długi okres oczekiwania, ale coś mi się z forum popsuło i nie mogłem wchodzić, historię przeczytam i dam znać na PW czy jest ok, chwilowo ludzie z pewnej sesji mnie męczą, więc najpierw tam odpowiem, a potem już się Tobą zajmuję. Z góry dziękuję za zapisanie się do mnie, czuję się tym zaszczycony
  23. Powróciłem tak oto na forum po dziwnych rzeczach, o których można poczytać prawie wszędzie, bo piszę o tym to tu to tam . Przeprowadzam, jak po każdej nieobecności oczyszczanie sesji i dlatego pytam każdego z Was kto jeszcze chce grać? Nie ma przymusu do niczego, a dzięki takim pytaniom wiem ile jeszcze graczy chce grać i jak to ogarnąć, a które sesje są zakończone. Tak więc kto chce niech napiszę, że gra dalej i byłoby bardzo miło, żeby ci, co nie chcą też napisali, że rezygnują. Niezależnie od wszystkiego wspaniale Was widzieć i macie ode mnie huga
  24. Oto powróciłem zatem, miałem różne problemy, o których można poczytać w różnych miejscach, bo piszę je to tu to tam, ale w każdym razie jak po każdej długiej nieobecności przeprowadzam odświeżanie sesji i tak oto pytam, czy Ty chcesz dalej grać? (do niczego nie zmuszam, a dzięki takim pytaniom oczyszczam sobie głowę z tych ludzi, którzy z jakiś przyczyn już nie chcą grać, więc pytam każdego) Jak tylko pojawi się odpowiedź (która będzie pozytywna) to jeśli szkołą mi nie dowali to wznawiamy
×
×
  • Utwórz nowe...