Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. No cóż pojedynek zaczął się o wiele wcześniej, niż Greeny się spodziewał. Po krótkim przywitaniu, bez słów, jego przeciwniczka rozpoczęła inkantację czaru. Zanim się obejrzał leżał na ziemi, przygnieciony ciężarem metalu. Muffiny prawie spadły na ziemię, jednak udało się ogierowi ocalić te cenne wypieki. Ciężko było poruszać jakąkolwiek częścią ciała, gdyż bardzo ciążyła, a znowu Greeny nie był szczególnym siłaczem. Nie do końca tak chciał to zacząć, jednak to, iż przeciwnik postanowił prawie bez ostrzeżenia zaatakować, nie mogło spowodować, że nie dopełni tego, co sobie postanowił. Nie da się tak traktować, nie tutaj, to co ma do zrobienia jest zbyt ważne, aby z tego zrezygnować. Choćby miało to kosztować wiele. Greeny skupił się, a z pod kaptura dobył się blask, najprawdopodobniej pochodzący od jego rogu. Po chwili całego ogiera ogarnęło zielone światło, a następnie zamknęło go w kuli, która znikła. Pojawiła się tuż przy Rhanaolleli. Pole pękło i Greeny zmaterializował się na tamtym miejscu. No cóż tradycyjny teleport magiczny pozostaje niezawodny w każdej sytuacji, takie proste zaklęcie, a jednak pomaga wydostać się z opresji. -Chciałem się tylko przywitać, więc mam nadzieję, że możemy jeszcze na parę sekund wstrzymać się z przemocą i rzucaniem czarów. Życzę Ci powodzenia, zwycięstwa i dobrej zabawy, a także wielu doświadczeń, obyś wygrała ten turniej.- Następnie wysunął rękę z pudełkiem muffinek i wyjął jedna z nich. Podał Rhanaollei, widząc ,że początkowo się waha, szybko dodał - Nie martw się, masz moje słowo, że nie są zatrute, ani w żaden sposób nie zmniejszą Twojej wartości bojowej, są to moje najzwyczajniejsze muffinki powitalne, zaczarowane tak, aby powiększać się przed ugryzieniem, a potem zmniejszać w żołądku, dzięki temu jesz dużo, a nie boli Cię brzuch i nie tyjesz. Greeny stał z wyciągniętym kopytem i czekał na reakcję przeciwniczki na podarek, a w międzyczasie schował pudełko, wypełnione muffinkami pod płaszcz i uśmiechnął się szczerze.
  2. - Być może znajduje się jakieś wejście z zewnątrz, ale w środku strażnicy też są. Thermal trwał tak przez chwilę, nagle jego grzywa zaczęła poruszać się i falować, uniosła się i zmieniła kolor. Po chwili sprawiała wrażenie jednego dużego płomienia, a grzbiet, również zapłonął. Kolejne części ciała zajmowały się ogniem, a po minucie Thermal cały pokrył się czerwono-żółtymi płomieniami. Wtedy otworzył oczy i zobaczył siebie w krystalicznych ścianach jaskini. Fascynacja się wzmogła, lecz to uczucie spowodowało zmianę w strukturze czaru, który zaczął eksplodować małymi płomieniami z hukiem, to lekko przeraziło ogiera, co doprowadziło do natychmiastowego ugaszenia wszystkiego. Jednak przez znaczny czas udało mu ię utrzymać strukturę zaklęcia, co świadczyło o ewentualnej możliwości szkolenia się w tej dziedzinie magii.
  3. -Ponieważ tam znajdują się ogromne zbiory wiedzy na rozmaite tematy. Ciężko powiedzieć, co można tam dokładnie znaleźć, ale z pewnością można to wykorzystać do popsucia wrogowi planów i niezłego namieszania. Nie mówiąc, już o pogłoskach z zaklęciami cofającymi czas, które mogłyby tu pomóc. Nie ma lepiej pilnowanego budynku w Equestrii.
  4. -Ech przepraszam za mój pesymizm, zwany czasem realizmem, ale jeśli uda Ci się odwrócić uwagę TYCH strażników, to na prawdę chylę czoła.
  5. -Nie mówię o tym, przed chwilą była mowa o pokonaniu ich i tutaj trzeba się wykazać nadzwyczajnymi umiejętnościami bojowymi, aby to osiągnąć, a nie podmienicie gwardzistów hologramami, dopóki tamci będą przytomni.
  6. Wielkie wrota prowadzące na arenę z wolna otworzyły się. Widać wszystko zostało doskonale przygotowane, gdyż mosiężne zawiasy nawet nie skrzypnęły. W przejściu ukazała się postać kuca w płaszczu. Rozmiarów był on przeciętnych, a twarz skrywał narzucony kaptur, spod którego patrzyło dwoje bystrych i zielonych oczu, a niżej widniał szczery uśmiech. Kuc nosił na sobie pełną zbroję płytową. Jej elementy lśniły się w słońcu. Wyryto w niej rozmaite znaki, które lekko jarzyły się ciemną zielenią. Jedyne miejsce, którego nie pokrywała warstwa metalu, to twarz. Na szyi znajdowało się rozszerzenie z grubszej stali, które chroniło tą ważną część ciała. Płaszcz był długi i ciemnozielony. Opadał od barków w tył. Przykrywał znaczną część opancerzenia. Po jego tylnej stronie widniało wiele złotych ornamentów, złożonych z lekkich i falistych linii. Jakby dokładnie się przyjrzeć puste miejsca, pozbawione tych motywów, układały się na wzór dużej uśmiechniętej buzi. Po zrobieniu pierwszego kroku w powietrze uniósł się chrzęst metalu. Ogier zbliżał się pewnym krokiem ku centrum areny. Świeciło piękne słońce, a na trybunach zgromadziło się wiele widzów. Greeny słyszał, iż przyjdzie mu walczyć z potężnym magiem, więc nie zdziwiło go tak liczne przybycie gapiów. Wiedział , że bynajmniej nie będzie to łatwy pojedynek. Przyszedł tu w zastępstwo za swojego przyjaciela - Kapiego, który od pewnego czasu studiował usilnie różne książki, aby rozbić jakieś więzienie. Mało wiedział na ten temat, ale gdy ktoś bliski prosi o pomoc, to oczywiście należy jej udzielić, a jako, że lubił magiczne pojedynki przystał na to wszystko z chęcią. Jeden z nich pokazał mu to, że należy oprócz w swojej magii poznać też i inne rodzaje, dlatego od pewnego czasu szkolił się w rozmaitych stylach czarowania. Gdy dotarł na środek areny, włożył kopyto pod płaszcz i wyjął pudełko z muffinami. Czekał na swego przeciwnika, a w jego sercu zaczęły się rodzić obawy, czy da radę choćby wytrwać do końca pojedynku, czy niestety zostanie całkowicie zmiażdżony. Jednak po chwili odpędził to od siebie. To ma być przede wszystkim pouczająca zabawa. Nie przybył tu by wygrać, gdyż nie widział na to szans u siebie, chciał po prostu dowiedzieć się jak najwięcej. Co innego z jego przeciwniczką, ta potężna władczyni mocy magicznej z pogłosek, które słyszał na Jej temat była jednym z najpotężniejszych magów w Equestrii. Będzie się starał jak może, ale ogier wiedział ,że szansę na przejście do następnej rundy są bardzo niskie.
  7. - Przepraszam, za brutalność, ale czy na prawdę jesteście tak dobrymi wojownikami, żeby równać się z najlepszymi z pośród Królewskich Gwardzistów?
  8. - Ściany, albo jeśli to nie wystarcza, o często magowie wytwarzają sobie kukły z mocy magicznej.
  9. Pokemona usiadła, krzesło okazało się nadzwyczaj wygodne. Po chwili zamknął drzwi. Lampy spokojnie oświetlały wszystko. Changeling usiadł po przeciwnej stronie stołu. -Może wody?- spytał miłym tonem. Tymczasem Grass i Green stali w bibliotece. Nagle po środku powstała z cienia i mgły zakapturzona postać. Twarzy nie było widać, jedynie świecące zielone oczy, które emanowały złem. Z wysokich regałów zaczęły wylatywać książki wiedzione magiczną mocą. Krążyły w okół kucy i tajemniczej postaci. Niektóre z nich się otwierały i emanowały mrokiem. Osobnik z zielonymi oczami czytał je uważnie. W pewnym momencie postać zaczęła się kulić, a w okół wyrysował się w ziemi wielki okrąg pokryty runami, który świecił na ciemny fiolet. Błyszczał się z każdą chwilą co raz bardziej, a zakapturzony kuc uniósł się w powietrze. Z jego korpusu wyłoniły się promienie, które docierając do ziemi zaczęły układać się w jakieś kształty. Towarzyszyło temu wszystkiemu dźwięki inkantacji zaklęć i wycia z bólu zakapturzonej postaci. Po chwili wszystko się rozświetliło, a następnie w miejscach, gdzie moc stykała się z ziemią pojawiły się żywe kościotrupy kucy. Części skóry zwisały z niektórych z nich, a ze środka emanowała fioletowa energia. Oczodoły wypełnione zostały podobną mocą. Ich wzrok wydawał się pusty. Przypominały te stworzenia, które poprzednio powstały z wybuchu mocy. Gdy zakapturzona postać opadła na ziemię, wzrok wszystkich stworzeń skierował się ku niej. Po chwili kopyta, zaopatrzone w ostre kościane zakończenia uniosły się do góry, zamachując się na kuca w płaszczu. Ten nawet się nie bronił, był pomału rozszarpywany, a krew lała się i bryzgała wśród dźwięków czystego udręczenia. Dało się dojrzeć paszcze stworów, które pożerały kawały mięsa. Po minucie takiej uczty, nagle wszystkie rozpadły się i spopieliły. Na miejscu zostały tylko strzępy płaszcza i porozrzucane szczątki. Grass i Green stali przerażeni, nie wiedząc co tak do końca robić. Potworność scen przytłaczała swą brutalnością. Po minucie jednak szczątki rozświetliły się fioletem i zmieniły się w czystą moc magiczną. Ta zaczęła się zchodzić ku centrum biblioteki i powstało tam duże jej skupisko. Po chwili nabrało kucyowych kształtów i zmaterializowało się. Klacz, która stanęła znów na nogi, przypominała swym wyglądem żywego trupa, choć gdzieniegdzie miała skórę. Szybko sięgnęła po płaszcz naprawiony w podobny sposób, jak ona się złożyła i założyła go na siebie, kryjąc szpetne ciało. Znów spod kaptura ujawniły się mroczne zielone oczy. Czas zaczął przyśpieszać, a sceny powtarzały się, aż do pewnego momentu, kiedy to klacz przeczytała pewną wielką czarną książkę, o nieznanym tytule i okuciach z czarnego żelaza. Wtedy to, gdy znów zjawiły się potwory, przejęła nad nimi swoistego rodzaju kontrolę, po czym skierowała swe kopyta na boki, tym razem to szkielety zaczęły się rozpadać. Magia w nich wygasała, a po chwili kości spopieliły się. Pod kapturem pojawił się uśmiech. Po chwili padły mroczne słowa, które rozpoczęły inkantację czaru. Magia ponownie rozbłysnęła trupim światłem i z popiołów powstały znów te same potwory. Wszystko stało się czarne, i Grass z Green widzieli się tylko siebie nawzajem, a w ciemnościach rozległ się mroczny śmiech, który towarzyszył już ogierowi przez większość wizji.
  10. - Zatem chodźmy. - powiedział Red. Skręcił w korytarz w ścianie, kilka minut wchodzili do różnych sal skrzydła magicznego, podziwiając różne działy tam zamieszczone. Po chwili doszli do średniego rozmiaru sali, w której ściany były niemal płaskie, na górze świeciła się mocna runa świetlna, jarząca się białym promieniem. - Tutaj możecie sobie ćwiczyć, ile Wam się podoba.
  11. Róg Atlantisa zaświecił się niebieskim światłem. Ten sam blask pojawił się w kilku miejscach pod Changelingiem. Po chwili z tamtąd wystrzeliły błękitnego koloru wiązki energii, w kształcie roślinnych pnączy. W sekundę owinęły całego przeciwnika, utrudniając mu ruchy. Nie stanowiły kokonu, jednak trzymały mocno i odsłaniały tylko głowę i losowe skrawki reszty ciała. Blue podbiegła do Maskeda. Rebon wędrował myślami po stronicach ksiąg, aż w końcu natrafił na zapisek dotyczący tego kwiatu. Nie wolno było go zrywać, należało, albo ściąć, bardzo ostrym ostrzem, tuż przy samych liściach, poniżej płatków korony, lub zdezintegrować magicznie cząsteczki w tamtym obszarze. Dopuszczalne jest również wyważenie roztworu z mchu i paru kropel soku z górskich kryształów znajdujących się w górach na północ od Kryształowego Imperium. Masked wykorzystał mroczne moce, te otuliły go przezroczystą peleryną chłodu, oraz uleczyły rany. Krew nie przestała lecieć całkowicie, a rana nadal pozostawała, jednak ból ustąpił zupełnie. Ogier mógł wstać. Jednak cena za kożystanie z mrocznej magii jest zwykle wysoka. Wszystko zależy od umiejętności maga, jednak tym razem nie okazały się one wystarczające. Za każdym razem gdy się zn jej korzysta, jakaś część ciebie staje się mroczniejsza i przechodzi na stronę ciemności. Obecna zmiana duszy nie była może nawet odczuwalna, ale nastąpiła. Masked poczuł pieczenie w lewym przednim kopycie. Uniósł je do oczu, aby zobaczyć co się stało. Ujrzał jarzące się ogniem znaki runiczne, które pokryły część jego kończyny. Po chwili ich blask ustąpił i zmieniły się w bardzo niewyraźne ciemniejsze kreski na skórze. Grim zaszarżował na Changelinga, ten jednak szybko ocenił sytuację. Mógł strzelać, do ruchomego celu, narażając się na atak, albo uciec. Decyzja była szybka, w mgnieniu oka schwycił lejce jadącej obok mantykory (innej, niż ta na której wcześniej siedział) i wskoczył zwinnym ruchem na siodło, odbił w lewo, tak aby nabrać dystansu w stosunku do Grima. Ogier dobiegł za późno, nie miał szans na wykonanie jakiegokolwiek cięcia. Yellow ponownie skupił swą moc, tym razem miało każdy miał wrażenie, że czar idzie po jego myśli. Potężne promienie złotego światła zaczęły bić od niego. Jego sylwetka zmieniła się w świetlistą istotę. Zamachnął się oburącz w stronę wroga i wyprowadził cios w powietrze. Po chwili wielka podłużna fala energii poleciała do strażników. Wbiła się w nich, trawa zakołysała się od podmuchu. Gdy moc przeszła przez ciała ogłuszała umysły nieprzyjaciół. I tak po chwili cały wrogi oddział stanął w miejscu bez ruchu, a mantykory poprzewracały się. Nick i Wiktor 1 minuta 20 sekund. Sandstorm weszła na wzniesienie od strony lasu i ujrzała całe pole walki pomiędzy drużyną, a jej dawnymi porywaczami. Spojrzała w bok i spostrzegła jakiegoś ogiera ze stalowymi protezami części nóg, który stał i nad czymś usilnie myślał.
  12. - Są, chyba nikt się nie obrazi, jeśli sobie pograsz, generalnie wiec, możesz grać gdzie chcesz- powiedział Red, po czym odwzajemnił uśmiech.
  13. - Są tu sale, gdzie magowie trenują bardziej niebezpieczne formuły, zaprowadzić Was?
  14. Pokemona przeszła kawałek korytarzem, po chwili strażnik wyprzedził ją i otworzył duże żelazne drzwi. W środku ujrzała stół, kilka lamp i krzesła. Ściany pozbawione były okien, a na jednej z nich wisiał znak wielkiego księżyca w pełni. -Zapraszam, proszę usiąść. Magic wszedł korytarzem do odpowiedniego pomieszczenia. Ujrzał tam wiele rzędów łóżek szpitalnych, a w dalszej części jakiś sprzęt z pogranicza magii i technologi. Obok znajdowało się biurko, za którym siedziała klacz w białym kitlu i czytała książkę. Od głównej sali odbiegało mnóstwo innych korytarzy, które zapewne prowadziły do dalszych części szpitala polowego. Magic był pod wrażeniem, gdyż zdawał sobie sprawę, iż jaskinie są zagospodarowane dopiero od niedawna, mimo to to wszystko przypominało bardzo porządny szpital z dobrym zaopatrzeniem. Spojrzał w górę, sufit był niski. Ujrzał także dużą ilość run światła, które jarzyły się na biało, oświetlając wszystko. Dziwiła tylko pustka na sali. Wszystkie łóżka, pokryte białym prześcieradłem wręcz nią zionęły. W pomieszczeniu nie było żywej duszy, oprócz Magica i tej klaczy. Z korytarza, którym ogier tu przyszedł dobiegały liczne dźwięki rozmów, jednak tutaj panowała dziwna cisza.
  15. Atlantis spróbował zaklęcia teleportacji, zawsze ciężko jest to zrobić z istotami myślącymi, które jeszcze na dodatek tego nie chcą. Ogier zdziwił się więc bardzo, gdy spróbował tego dokonać. Nastawiał się na ciężki orzech do zgryzienia, lecz Changeling miał słabą wolę i nie przysporzyło to magowi większych trudności. Po chwili w okół jednego z wrogów pojawiła się niebieska otoczka, która momentalnie zamknęła isę w kulę i w niespełna sekundę wybuchła, aby pojawić się przed Atlantisem. Changeling jednak od razu zorientował się w sytuacji i nie był nią jakoś szczególnie zaskoczony, czy to dlatego, ze nie myślał nad tym, czy, że po prostu ujrzał wroga, to instynkt nakazywał mu walkę. Blue zawiązała prowizoryczny bandaż ze swego płaszcza. Skutecznie ograniczał upływ krwi i wspomagał gojenie, jednakże płaszcz stracił trochę ze swego dawnego piękna. Grim rzucił swym pistoletem w tego samego changelinga, którego wcześniej postrzelił w głowę. Przedmiot dosięgnął celu i trafił strażnika w prawe przednie kopyto, po czym się odbił. Wróg lekko się zachwiał i przeklną pod nosem, lecz zachował panowanie nad wierzchowcem. Rebon zaczął się głęboko zastanawiać, przeglądał w głowie tekst ksiąg, które zapamiętał jednak puki co nic sobie nie przypomniał, co mogłoby tu pomóc. (tak może to się nazywać Ognisty Krzew ) Animal tymczasem skupiła się na naszyjniku. I gdy już traciła nadzieję, ten zajarzył się lekkim zielonym światłem. Pegazica spojrzała w górę i dostrzegła dwa szybko poruszające się w jej stronę punkty na niebie od strony lasu, jednak były jeszcze dość daleko. Masked cisnął kulą wprost w pierwszą z mantykor, której oczy powędrowały do tyłu, a ona cała przewróciła się na ziemię. Siła nagłego hamowania wysadziła z niej changelinga, który wcześniej otrzymał postrzał w twarz. Ten jednak, wykonał przewrót, przez co zmniejszył siłę uderzenia i od razu wstał na nogi. Po chwili wysłał kulę ognia, która uderzyła w ten sam cel, odrzucając lekko mantykorę do tyłu. Jedna z tych bestii, nie dosiadana przez nikogo przestraszyła się i zaczęła uciekać w stronę domu rolnika przed ogniem, który rozprysł się od czaru, jednak szybko wygasł. Yellow skupił się na jakimś kolejnym czarze, który chciał rzucić, jednak coś poszło nie tak i nastąpił mały wybuch mocy, który odrzucił maga lekko w tył. Sandstorm ujrzała wiele mantykor zgromadzonych w okół zielonej kuli, która wydawała dźwięki, był to dość niecodzienny widok, ale niechybnie oznaczał, iż zbliża się do celu. Nick i Wiktor 1 minuta 25 sekund. Changeling, który przeniósł się w pobliże Atlantisa zamachnął się i chciał uderzyć go pistoletem, jednocześnie wypalając z nieo, jednak po teleportacji dostał lekkich zawrotów głowy i, i cios, i pocisk trafiły w powietrze. Ten, który spadł z mantykory stanął po przewrocie i wycelował. Miał serdecznie dość ogiera, który naładował mu buzie żelazem i jeszcze obił rękę. Uniósł pierwszy z pistoletów w jego kierunku i oddał strzał. Pocisk trafił przeszywając lewą przednią nogę Grima. Ogier poczuł ból i strugę krwi, która spływała po jego nodze. Początkowo ugiął się, lecz nie był w końcu jakimś słabeuszem, wytrzymał, co wytrzymać musiał i znów staną pewnie, choć noga dalej paliła bólem. Ostatni ze strażników, który dosiadał mantykory, uznał Maskeda za największe zagrożenie, więc w pełnym galopie oddał w jego stronę strzał. I tym razem pocisk dosięgnął celu, trafił ogiera w klatkę piersiową, rozdzierając mu skórę. Masked zawył z bólu, po czym zaczął się chwiać. Nogi ugięły się pod nim, a ciało zwaliło się na ziemię. Widział, iż z korpusu leci obficie krew. Powoli zaczęło mu się ściemniać przed oczami, jednak skupił się i zachował przytomność, spróbował wstać, jednak nie był w stanie się poruszyć. Stracił kontrolę nad swym ciałem, każde napięcie mięśnia sprawiało ból, choć po chwili opanował się z lekka i był już w stanie w ograniczony sposób ruszać przednimi nogami, lecz nie było mowy o wstawaniu.
  16. - Jeśli masz nadzieję na obejrzenie archiwów, to muszę Cię zmartwić, zobaczysz tylko tyle ile wystaje poza mury chroniące ten instytut, bliżej raczej nie wejdziesz.
  17. Green po chwili leżenia zasnęła. Jej myśli skryła ciemność, a sny stawały się wyraźniejsze. Green wędrowała ciemnym korytarzem. W dali widziała wyjście z niego, które emanowało lekkim trupim blaskiem. Grass stał dalej w mrocznej bibliotece, spojrzał na jeden z regałów, usłyszał jakiś dźwięk za sobą. Obrócił się w tamtą stronę i zauważył drzwi, a z nich wychodzący cień jakiegoś kuca. Ten przybliżał się, ogierowi włosy stanęły dęba ze strachu, jednak po chwili w jego sercu zagościła ulga. Green wyszła z korytarza i ujrzała Grassa, podeszłą więc do niego. Po chwili oba kucyki stanęły na przeciw siebie w mrocznej bibliotece. W więzieniu: Strażnik odsunął się od klaczki i wskazał drogę, w którą miała pójść.
  18. Green na spokojnie podciągnęła się, uważając aby nie stracić równowagi. Po chwili stała już na półce, która została zmuszona do podpisania ostatecznej kapitulacji.
  19. Niby Quantum wybrał zwykły przyuliczny bar, jednak mowa tu o Canterlot, sława tego miasta w wyszukaniu sięgała daleko poza granice Equestrii. Gdy ogier przekroczył próg tego budynku jego oczom ukazały się wielkie, kryształowe żyrandole, ciemno dębowe stoły pokryte śnieżno białymi obrusami z przystawkami i sztućcami ze srebra. Ściany pokryte czerwonym dywanem i duże okna w stylu gotyckim z witrażami nadawały swoisty klimat pomieszczeniu. Kelnerzy w garniturach chodzili to tu, to tam. Ogier jednakże nie zważał na wyszukanie, podszedł do lady i zamówił sobie jedzenie. Barman szybko zanotował to w swoim zeszycie, po czym wyrwał kartkę i teleportował ją gdzieś, najprawdopodobniej do kuchni. Po chwili ten sam kuc wyjął spod lady trzy kielichy z kryształu, bądź bardzo czystego szkła i nalał do nich wody, która mieniła się w świetle świec. Podsunął Quantumowi pod kopyto. Chciał coś powiedzieć, ale do lady podszedł jakiś inny ciemnobrązowy kuc i zamówił jajecznicę, dlatego barman musiał zająć się nim. Quantum teraz dopiero usłyszał cichą muzykę klasyczną dobiegającą z końca sali. Ujrzał tam grupę grajków z różnymi instrumentami. Rozejrzał się po pomieszczeniu, mimo później pory nadal dobrze ubrane kuce siedziały przy stołach i rozmawiały, a od czasu do czasu słychać było wyniosłe i wymuszone śmiechy.
  20. Po niedługim czasie strażnik wrócił do korytarza, podszedł do celi Pokemony. Po chwili dołączył do niego drugi. Ten otworzył drzwi celi Blue Hope, podszedł do niej. - No to sobie porozmawiamy. Skół jej przednie kopyta w ciężki łańcuch i wyprowadził korytarzem do innego pomieszczenia. Pokemona usłyszała dźwięk kluczy, to strażnik przy jej celi majstrował kawałkiem metalu w zamku. Po chwili drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. - Pójdziesz teraz ze mną, porozmawiamy sobie na spokojnie. Tymczasem Green rozpędziła się i wybiła z tylnych kopyt, poszybowała w powietrze, a jej grzywa rozwiała się majestatycznie, dążyła prosto do celu, była co raz bliżej. Myślami już udało jej się wskoczyć, gdy nagle jej ciało zaczęło opadać w dół. Następne wydarzenia działy się dość szybko, Green otworzyła oczy, którymi mrugnęła w trakcie lotu i zobaczyła, że nie doskoczy, było jednak za późno by coś zrobić. Uderzyła głową w kryształową ścianę. Twarz jej się spłaszczyła, a następnie ciało wpadło z głośnym "plaf" do wody, po czym zanurzyło się powoli. Klataka piersiowa i głowa lekko zabolały Green, jednak chłód wody szybko znieczulił ból i po sekundzie wynurzyła się cała mokra. Jej grzywa zwisała w dół, ale ból przestał dokuczać.
  21. Tym razem wypowiem się krótko, bo wszystko co najważniejsze zostało powiedziane. Odpowiedzialność, czym to jest? Jest to świadomość popełnienia czynu i przyjęcie jego konsekwencji. Osoba odpowiedzialna zdaję sobie sprawę ze skutków swych działań. Taka jest Pinkie, wie, że jeśli zdradzi tajemnice to zrani przyjaciela, a do tego jak wiemy nigdy nie dopuści. Pinkamena już zachowuje się nieodpowiedzialnie, gdyż przez zrywanie więzów ze wszystkimi rani ich, myśli tylko o sobie w tym przypadku. Takiej osobie nie można powierzyć sekretu, bo przy najbliższej okazji, gdy będzie jej to na rękę po prostu wygada go. Pinkie potrafi być odpowiedzialna i uczy się tego choćby w odcinku Baby Cakes. Na początku jej to nie wychodzi, ale stara się jak może, a to starania pokazują naturę człowieka. Nie chce nikogo zawieść i to dla mnie wystarczy, aby zdradzić jej sekret. To, że ktoś jest nieposkromiony i łamie prawa wszechświata nie znaczy, że zrobi coś, aby zranić innych, natomiast osoba, która właśnie to robi zrywając więzy, ma dużą szansę zrobić to po raz drugi.
  22. kapi

    Nabór na MG

    Dziękuję bardzo za zaczekanie, mam nadzieję, że podanie będzie ok i pozdrawiam. (Nie wiem dlaczego część czcionki jest w innym rozmiarze, ale próbowałem i nie da się z tym za dużo zrobić, abo po prostu ja nie potrafię mam nadzieję, że wybaczycie to drobne uchybienie.) Podanie na oficjalnego Mistrza Gry Doświadczenie: Prowadzę sesję w roli mistrza gry od pięciu lat, głównie w środowiskach przyjacielskich, a także od pewnego czasu na tym forum.( http://mlppolska.pl/watek/4351-w-poszukiwaniu-harmonii-zabawa-sesja-rpg-dru%C5%BCyna-id%C4%85ca-po-jedzenie/page-49) Jako gracz mam już siedmioletnie doświadczenie. Inne realia: Oprócz świata MLP jestem dość dobrze zaznajomiony z Warhammerem (głownie fantazy, ale 40 000 również jestem w stanie poprowadzić), szczątkowo znam również Neuroshimę, D&D , Fallouta i Wiedźmina. Osobiście wolę z tych już istniejących uniwersów prowadzić MLP. Jeśli chodzi o klimat danej sesji jest on dla mnie dowolny, potrafię się dostosować do wszystkich (jak do tej pory) zaleceń gracza w sprawie świata i fabuły. Często lubię się pytać graczy o ich życzenia, aby sesja się im bardziej spodobała. Nie będę jednak ukrywał, iż moim ulubionym typem gry jest długa i epicka przygoda, w której gracze dążą do konkretnego celu. Nie lubię gdy wszyscy muszą ze sobą rywalizować, dlatego tworzę często antagonistyczne drużyny, które mają cel przeciwny do siebie. Dzięki temu gracze mają zarówno kogoś, komu mogą ufać, jak i realnych, myślących przeciwników. Dlaczego ja: Cóż nigdy nie lubiłem takich pytań, bo tu teoretycznie chodzi o wykazanie swej wyższości w konkretnej dziedzinie nad kimś innym, a to mi się nie podoba. No cóż, tutaj mogę powiedzieć praktycznie tylko tyle, że lubię uszczęśliwiać ludzi prowadząc dobrego RPG’a i sądzę, że w związku z moimi zamierzeniami co do następnej sesji na forum przydałby mi się mój własny prywatny poddzialik, gdyż lubię mieć wszystko ładnie zorganizowane, a nie porozrzucane, choć i tak jestem bardzo wdzięczny Discors Bassowi za to jak ładnie wszystko u siebie w dziale poukładał (włącznie z moimi sesjami) Wady zalety: Zacznę od wad 1. Jestem dyslektykiem, dysgrafem i dysortografem, przez co zdarzają mi się różnego typu błędy, choć odkąd nowy silnik forum znów zaczął mi podkreślać błędne wyrazy wydaję mi się , że jest to mniej odczuwalne ( w większości przypadków zawsze sprawdzam swoje posty, zanim je opublikuję) 2. Forum nie jest dla mnie najważniejsze, jeśli zdarzy się ważna sytuacja np. egzamin w szkole to niestety nie odpisze w sesji, jednakże staram się aby to było jak najmniej odczuwalne, jak mi to wychodzi to najlepiej spytać moich graczy. 3. Niestety nie jestem orłem jeśli chodzi o obsługę komputera i innych spraw elektronicznych, co czasami może przeszkadzać przykład: do niedawna nie umiałem obsługiwać dysku gogle, na którym można bardzo dobrze zamieszczać karty postaci. (Jednakże staram się w miarę możliwości dowiadywać jak coś zrobić i przez to moja wiedza stale rośnie.) 4. Jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy. Przejdźmy teraz do zalet: 1. Po pierwsze uwielbiam bawić się mechaniką gry (jestem zwolennikiem RPG z użyciem kości i statystyk, a nie samej woli MG, choć oczywiście kości powinny w jak najmniejszym stopniu wpływać na calość) (oczywiście cały potrzebny sprzęt posiadam). Dzięki tworzeniu mechaniki jestem w stanie dostosować ja pod daną sesję, przez co działa to bardzo wydajnie i sprawdza się. 2. Kreatywność, no cóż ciężko mi mówić, że jestem kreatywny. Wolę powiedzieć co o tym świadczy, a czy to podchodzi pod kreatywność zostawiam już Waszej ocenie. Jestem w trakcie tworzenia własnego systemu RPG, nie opartego na niczym konkretnym (oprócz MLP). Tworze do niego całe uniwersum (tu akurat oparte na serialu, jednak znacznie zmienione, pod względem wielu czynników), jego historię, mapy i wszystko co jest potrzebne do tego typu rzeczy. Z ukończonych już podprojektów tego wielkiego przedsięwzięcia (sądzę, że zanim skończę zajmie mi to parę lat) mam już dwie mapy : Equestrii i ziem leżących na północ od niej, pełną zbrojownię z wymienionymi statystykami i specjalnymi zasadami wszelkiego rodzaju broni i opancerzenia, wzór karty postaci oraz ponad połowę historii Equestrii. W najbliższym czasie planuję rozwijać mapę, zakończyć pracę nad historią tego państwa i rozpocząć pracę nad historią Wilków mieszkających w Wielkim Lesie. 3. Sumienność, patrząc na dotychczasową sesję, którą prowadzę trzymam dobre tępo odpowiedzi i rzadko kiedy nie udaję mi się zadowolić moich graczy. Choć oczywiście mogę się mylić. 4. Duża elastyczność. Chodzi tu o to, iż tak jak wcześniej wspomniałem udaje mi się do tej pory prowadzić sesję w wielu realiach i dostosowywać się do potrzeb graczy. W tym punkcie można też zawrzeć to, iż sesja jest plastyczna, gdyż mam jej tylko ogólny zarys w głowie, a w większości przypadków trochę improwizuję. Może być to uznane za wadę, jednakże wydaję mi się, że potrafię wymyślić ciekawą historię przy czymś takim , a zarazem daję to graczom możliwość nieograniczonego wyboru, gdyż nie będę im na siłę wpychał czegoś, co sam wcześniej zaplanowałem, tylko dostosuję się do tego co zrobią. 5. Bardzo lubię długie opisy. Poezji nie można się ode mnie spodziewać, ale za to dokładnych i skrupulatnych, obejmujących różne aspekty sytuacji opisów. Sprawia to, iż jestem w stanie poprowadzić sesje w różnym nastroju, gdyż wszystko zależy wtedy od sposobu narracji, mogę skupiać się na krajobrazie, a z drugiej strony w innej sesji podawać szczegóły rozpruwania stworzenia i jego zgonu, a w trzeciej wszystko na raz. 6. Staram się mieć zawsze kontakt z graczami, jeśli tylko coś im nie odpowiada, ja zawsze proszę o informację o tym i staram się dojść do porozumienia zadowalającego wszystkich. To gracze są najważniejsi, bo MG jest od zapewnienia fascynującej i wciągającej historii, z której Oni mają czerpać radość. 7. Wszystkie sprawy związane z mechaniką gry załatwiam u siebie, a gracz nawet nie musi się nią zajmować. Oznacza to, iż uczestnik nie musi nawet znać zasad zdawania danego testu, a gra staję się bardziej realistyczna przez element losowy(kości). Kontakt: Mail : [email protected] Skype: miswojtek1 Własne opowiadanie: Była noc roku dwieście pięćdziesiątego siódmego po odkryciu Equestrii. W środku ciemnego Lasu Feniksów, położonego na wschód od Kryształowego Imperium, siedział w mroku kuc. Jego długie czarne włosy opadały majestatycznie na srebrzysto-białe, muskularne ciało. Odznaczał się niecodzienną krzepą i wysokim wzrostem. Spędził w tym lesie za dużo wiosen, aby teraz czuć jakiś dyskomfort z tego powodu. Jego zamyślone, ale i dumne, a zarazem nie znające strachu oczy skierowane były ku niebu. To ono zdradzało pierwsze przejawy wielkiego zwycięstwa z przed kilku dni. Wcześniej od miesiąca pokryte wulkanicznym pyłem, z którego sypały się jak deszcz podpalone głazy, pustosząc wschód Kryształowego Imperium. Teraz znów zakryte przez chmury burzowe. Ukazały się pierwsze błyskawice tej nocy, przecinały przestrzenie granatowych przestworzy trupiobladymi szramami. Z oddali dochodził odgłos grzmotów, które wskazywały temu doświadczonemu kucowi, na szybkie zbliżanie się burzy. W normalnych okolicznościach każdy rozpaliłby ognisko, jednak on nie mógł sobie pozwolić na to ryzyko. Mimo iż góry ,do których dążył, były już bardzo blisko, do jego serca wkradał się niepokój. Wszyscy, którzy go znali nigdy nie ośmieliliby się nawet pomyśleć o tym uczuciu, jednak teraz autentycznie się bał się. Czół to po raz drugi w swoim życiu i tak teraz, jak i wtedy był sam w ciemnościach Lasu Feniksów, tej przeklętej krainy, gdzie zapuszczają się tylko szaleńcy, bądź kuce, które pożądają wypełnienia pewnych ślubów. Ten ogier jednak nie był szaleńcem, już za życia w większości miast Equestrii rozbrzmiewały o nim pieśni, a nawet same księżniczki znały go osobiście. Budził lęk wśród wrogów i uznanie sojuszników. Cień tego wojownika rozpoznałby każdy, kto kiedykolwiek zjawił się w Strażnicy Wschodu, był to bowiem sam Shining Blade Wielki Mistrz Trzeciego Equestriańskiego Stowarzyszenia Rycerskiego zwanego Płomieniami Wschodu. To właśnie on, tak jak każdy członek przeszedł mordercze treningi, tak umysłowe, jak i fizyczne, gotując się do obrony granic Kryształowego Imperium przed zagrożeniami ze strony smoków i bestii zamieszkujących Las Feniksów. Nie było na świecie większych specjalistów w eliminacji strasznych dużych stworzeń, niż Płomienie Wschodu. To stowarzyszenie nie przygotowywało do walki na polu bitwy w formacjach, robiło z kucy maszyny do zabijania smoków. Wiedzieli wszystko o ich zwyczajach i słabych punktach. Kulminacją szkolenia było zawsze wypełnienie ślubów i samotne zabójstwo jednej z tych wielkich bestii. Nie było to łatwe zadanie i tylko nieliczni stawali się pełnoprawnymi Płomieniami Wschodu, jednakże, wtedy każdy kuc o zdrowych zmysłach nie wchodził im w drogę. Członkowie tego stowarzyszenia mieli tylko jednego nierozłącznego przyjaciela. Opracowanego przez mistrzów, przed wielu laty, kutego w ekstremalnie wysokich temperaturach z najlepszej jakości materiałów, świetnie wyważonego, nadającego się do zabijania wielkich bestii wschodu. Tym kompanem na dobre i złe był ogromnych rozmiarów miecz dwuręczny, którego nazwa pokazywała jego przeznaczenie. Śmierć Smoków była to broń jednosieczna, której ostrze wyróżniało się ogromną masą, tak, że tylko nieliczni potrafili ją podnieść, a co dopiero władać. Zgrubiała część klingi po drugiej stronie od boku tnącego zapewniała dodatkową siłę uderzenia, odpowiednio zamontowane obręcze trzymające umożliwiały pewny i wygodny uchwyt. Miecz, choć bardzo ciężki był wyważony wręcz perfekcyjnie i przy odpowiednim wyszkoleniu kuc potrafił wywijać nim tak szybko jak kijem. Jednak to nie w tym wszystkim tkwił sekret tej broni. Jej niezwykłość polegała na specjalnie zaprojektowanym ostrzu, które posiadało ogromne ilości różnych rozmiarów zębów z magicznych rud metali. Wszystkie razem wspomagały się i nadawały olbrzymie możliwości tnące. Miecz był zdolny do przecięcia prawie wszystkich istniejących pancerzy, nawet smoczej łuski. To dzięki temu ostrzu Płomienie Wschodu były w stanie w ogóle konkurować w walce ze smokami. Shining Blade odczuwał dziś to samo uczucie strachu, co przed laty, gdy wybrał się w te ostępy, aby wypełnić śluby. Wtedy po raz pierwszy miał się zmierzyć ze smokiem, co zatem dziś, po tych wielu wiosnach mogło nie dawać mu spokoju? Działo się tak, gdyż przeciwnik nie był zwykłym smokiem. Shining Blade musiał pokonać Narafnoga. Tą straszną bestię, która niespełna pięć dni temu zaatakowała Kryształowe Imperium. Poczwara zgromadziła wielką armię zniewolonych przez siebie stworzeń, które były całkowicie mu podporządkowane i zmutowane, tak iż częściowo przypominały smoki. Planował zniszczyć i podbić wiele krain dla ich bogactw. Spustoszył Strażnicę Wschodu i zabił Dimond Light’a – Imperatora Kryształowego Imperium. Ta kraina nie został podbita tylko dzięki wielkiemu poświęceniu Księżycowych Gwardzistów i księżniczkom. Jednak Narafnog uciekł i szykował nową armię, ta natomiast złamałaby w końcu opór i pogrążyła Equestrię w popiołach. To dlatego bał się tej walki, miał stanąć oko w oko z potężną bestią aby ratować to co kochał. Z tego co słyszał od przypadkowo spotkanych członków Płomieni Wschodu, wielu już próbowało, lecz Narafnog za każdym razem okazał się być lepszy. Teraz miało się okazać, kto jest silniejszy smok czy kuc. Noc minęła Shining Blade’owi dość spokojnie wyspał się i nabrał sił. Wiedział, że będzie ich potrzebować. Przez jego umysł przetaczała się rodzina i przyjaciele oraz kraina, którą tak pokochał. Nie mógł pozwolić sobie na porażkę, sprawdził czy wszystko jest w porządku z jego bronią. Te ostrza z reguły nie psuły się w żadnych warunkach, jednak nie można było sobie pozwolić na jakiekolwiek niedopatrzenie. Wszystko okazało się być w porządku. Rozejrzał się jeszcze dookoła, roślinność, która go otaczała wydała się bardziej przygnębiająca niż wczoraj, a mroki lasu wysysały pewność siebie i odwagę z duszy. Shining wyjął z juków kawałek czarnej mantykory zabitej kilka dni temu, którą się żywił ostatnimi czasy. Zjadł, mięso było już lekko nieświeże, suche i bez smaku, jednak dalej zapewniało energię. Spojrzał przed siebie. Rozciągał się tam potężny łańcuch górski, tworzący okrąg wokół pewnej doliny. Skały tych wzniesień miały odcień brązu, choć niektóre wchodziły w czerwień. Gdzieniegdzie dało się zobaczyć strumienie tryskającej w powietrze lawy, która zastygała pomału tworząc czarne nacieki wzdłuż stoków. Wszędzie unosiły się czarne dymy, które wcześniej powodowały zasłonicie nieba, teraz jednak ogień gór stygł i tylko nad tamtym przeklętym miejscem zalegały pyły wulkaniczne. Po wczorajszej burzy nie było już śladu, zza horyzontu wschodziła złota tarcza słońca, oświetlając tą niebezpieczną krainę. Wraz z pierwszymi promieniami wyruszył Shining Blade ku Smoczym Górom, ku przeznaczeniu, ku Narafnogowi. Wielkie armie smoka najprawdopodobniej właśnie opuszczały granice Lasu Feniksów, szykując się do wkroczenia na ziemie Kryształowego Imperium. Smocze góry opustoszały, nie odbywał się tam zlot smoków, ani nie stanowiły już bazy dla sił Narafnoga. Prosto zatem było dostać się do nich. Shining Blade omijając lawę i ostre jak brzytwa kamienie, wspiął się na grań oddzielającą dolinę, od reszty świata. Nie spodziewał się ujrzeć, tego co dostrzegł. Był tu już wiele razy, jednak nigdy ta dolina nie została pokryta taką ilością nor, namiotów i innych prowizorycznych schronień. Nie było wątpliwości, że to tutaj stacjonowała niegdyś znaczna część wojsk smoka. Teraz jednak wszystko zionęło pustką, nie było żywej duszy, a już wiele z budynków, o ile można to było tak nazwać, przewróciła się, bądź spaliła od żaru lawy, która płynęła wszędzie strumieniami. Nie trudno przyszło ogierowi domyślić się, gdzie może przebywać Narafnog. W tej dolinie była bowiem jaskinia, w której zawsze odbywały się narady smoków. Tym razem zadziwiała jednak swym wyglądem. W surowych ścianach zostały bowiem wyrzeźbione kolumny i płaskorzeźby, przedstawiające różne smoki i płomienie Ilość misternej roboty, zniewolonych przez smoka istot, przyćmiewał większość budowli Equestrii swym kunsztem, jedyne co wydawało się brzydkie to kolor skał, był to brąz wchodzący w czerwień i gdzieniegdzie magmowe detale. Z wnętrza jaskinii dobiegał blask wielu klejnotów i złota. Kuc pewnym krokiem skierował się w stronę wejścia. Gdy tak przemierzał połacie spalonej ziemi, dostrzegł wiele spalonych, bądź rozdartych ciał swych towarzyszy. Wszędzie dał się wyczuć zapach krwi, gdzieniegdzie gołe kości wystawały z ziemi, zbroje leżały poszarpane w popiołach. Ogier spojrzał na swój pancerz. Nie był on szczególny wśród Płomieni Wschodu. Napierśnik płytowy, ustawiony mocno pod kątem do kierunku chodu zapewniał większą szansę na odbijanie ciosów, został wykonany ze stopów rud magicznych z Canterlockich kopalni, ozdobiony licznymi emblematami słońca i płomienia, odbijał promienie porannej gwiazdy i lśnił się nimi. Na kopytach podobne kawałki metali, jednak nie połączone ścisło ze sobą, aby nie ograniczać w żadnym stopniu ruchów. Wszystko to zapewniało bardzo dobrą ochronę, jeśli właściciel uważał, aby nie dać się przebić ostrzu przeciwnika w miejsce nieosłonięte pancerzem, a takowe wyszkolenie było jedną z podstaw, trenowanych od chwili wstąpienia do stowarzyszenia. Chełmów nie noszono, ze względu na ograniczanie widoczności, a ta była bardzo ważna. Lepsze pancerze posiadali tylko Księżycowi Gwardziści, którzy to wyposażeni byli w pełne zbroje płytowe z najlepszych materiałów. Jednak patrząc po trupach dla obecnego przeciwnika, twardy metal był łatwy do przebicia jak kartka papieru. Nie zapewniał żadnej ochrony. To jeszcze bardziej napawało lękiem i strachem. Shining w końcu dotarł do jaskini, jej wewnętrzny mrok przytłaczał duszę, wysokie sklepienie sprawiało wrażenie, jakby się wchodziło do jakiegoś bogatego zamku, czy pałacu. Ogier starał się nie wydawać żadnych dźwięków, chciał skorzystać z elementu zaskoczenia. Zagłębiał się z każdą chwilą w mrok. Po dostaniu się do wnętrza wyszedł ze strumienia światła wpadającego do jaskini, aby skryć się w cieniu. Otaczały go góry klejnotów, złota, fragmentów budynków, a nawet uzbrojenia. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, ujrzał wiele kolejnych trupów kucyków, przy każdym z nic leżał wspaniały wyrób płatnerstwa mistrzów ze Strażnicy Wschodu – Śmierć Smoków. Ogier miał wrażenie, że w oddali w kącie jaskini dostrzegł cielsko potwora. Zbliżał się ostrożnie. W ograniczonym świetle Shining zorientował się w rozmiarach bestii, była ogromna mierzyła około trzydziestu metrów długości, w pozycji leżącej osiem metrów wysokości, a szerokość ciężko było ustalić. Ogier zbliżał się powoli, dostrzegał już ostro zakończone i błyszczące łuski. Nagle oniemiał, w odległości kilkunastu metrów od smoka zorientował się, iż jest to tylko góra kamieni szlachetnych, jednocześnie coś zasłoniło na chwilę światło wpadające do środka. Ogier szybko odwrócił się. Nie zdążył nawet zobaczyć co zablokowało wejście, gdy do jego uszu dobiegł groźny, tubalny, niski, ale chropowaty głos. - Podobają ci się moje zbiory, niemądra istoto? W sercu Shining Blade’a zrodziło się przerażenia i złość na siebie, że dał się tak podejść, ten błąd mógł przypłacić życiem, bowiem za nim stał ogromny smok. Jego wielkość przewyższała rozmiary kupy klejnotów, cały pokryty był czarnymi jak smoła łuskami, które odbijały promienie światła, tak iż niektóre wydawały się białe. Potężne łuski w kształcie ogromnych płyt okrywały całą brzuszną część potwora, podczas gdy reszta ciała osłonięta była różnych rozmiarów tarczkami zachodzącymi na siebie. Skrzydła smoka budziły respekt. Przypominały z konstrukcji te nietoperza, tyle że błony skórne były o wiele grubsze. Potężne mięśnie wyćwiczone w długich lotach zdolne były kruszyć skrzydłem wierze i budynki. Ze stawów smoka wystawały duże i potężne kolce, prawie takie same, jak na jego grzbiecie. Oczy spłaszczone i groźne, oprócz łuskami osłonięte były gładkim fałdem skóry o twardości większej od metalu. Pomimo rozmiarów smok poruszał się zgrabnie i płynnie. Pazury u jego łap nie stępiły się pomimo tak częstego wykorzystywania. W myślach ogiera od razu pojawiło się przekonanie, że ta bestia od początku swego istnienia został stworzona do walki. Miał rację, Narafnog pozbawiony był słabych punktów, każdy element jego pancerza stanowił prawie nieprzebijaną barierę, siła jego mięśni była wręcz niemierzalna. Takie smoki mają jednak i swoje wady. Jeśli coś się im stanie, to regeneracja trwa bardzo długo, a może nawet wieki. Ciężko zasklepić dziurę w tak twardym cielsku. Jedynymi szybko powracającymi do sił punktami są oczy takiego smoka. Często również ta odmiana znacznie słabiej posługuje się magią, a czasami wręcz w ogóle z niej nie korzysta, niestety ich odporność na czary nie zmienia się, a nawet jest wyższa od przeciętnych stworzeń z ich gatunku. Myśli Shining Blade’a od razu powędrowały ku bitwie sprzed kilku dni, gdzie smok został ranny. Musiał odnaleźć ten punkt i wykorzystać go. Jednak nie miał teraz czasu na rozmyślania, gdyż smok już bardziej zirytowanym głosem powiedział: - Czego tu chcesz ty małe ścierwo? -Wynoś się stąd- powiedział ogier spokojnie, pewnie, ale głosem nieznoszącym sprzeciwu. -Ja? Mam się stąd wynieść? I mówi to jakaś mała pokraka? Wielu takich jak ty powaliłem samym podmuchem z mych skrzydeł, wielu spaliłem żywcem, ugną się pode mną całe krainy, a ty głupia istoto śmiesz mi rozkazywać. – Smok nadął klatkę piersiową. Shining Blade zbyt wiele razy walczył z tymi kreaturami, aby nie wiedzieć, co się stanie. Szybko rzucił się pędem w bok, zrobił to w idealnym momencie, gdyż z paszczy smoka wyłonił się czysty ogień. W jednej sekundzie temperatura wewnątrz jaskini podniosła się, gdy fioletowo-czarny płomień spadł w miejsce, gdzie przed chwilą stał ogier. Smok palił ten obszar przez pięć sekund, co najwyraźniej dla niego nie było czasem wcale długim, gdyż każdy znawca tych stworzeń na pierwszy rzut oka zauważyłby, iż jego klatka piersiowa nawet nie drgnęła do wewnątrz, jak to się dzieje, gdy smok musi wykorzystać kolejne połacie ognia znajdujące się w jego wnętrzu. Shining Blade zdołał odskoczyć. Narafnog spojrzał się na stopioną ziemię, gdzie nie mógł dostrzec żadnego śladu życia. Przekonany o unieszkodliwieniu wroga zdziwił się, gdy jego czułe uszy zarejestrowały dźwięk tarcia metalu. Była to klinga Śmierci Smoków, wyciągana z wielkiej pochwy na plecach ogiera. Miecz zalśnił w resztkach szalejących w dziurze po wypaleniu płomieni. Shining Blade w całkowitej ciszy ruszył galopem w stronę wroga, czynił to jednak z gracją i nie bez opamiętania, rejestrował wszystko wokół. W ciemności dało się słyszeć tylko miarowe stukanie kopyt. Spokój ten zakłócił dopiero szum powietrza, a raczej jego furkot. Ręka smoka zakończona pazurami zdolnymi ciąć litą skałę upadała na ziemię jak wielkie, wieloletnie drzewo, dążąc do przygniecenia oponenta. Ten jednak zareagował błyskawicznie, odskoczył w bok robiąc przewrót. Szybko podniósł się i płynnie obrócił do tyłu. Wszystko zostało idealnie wymierzone w czasie, cios z obrotu nastąpił w momencie, gdy łapa bestii odbijała się od podłoża, kierowana siłą zwrotną uderzenia. Powietrze wydało inny dźwięk, odpowiadający przecinaniu go przez wielkie ostrze, które z siłą dotarło do celu. Magiczny metal starł się ze smoczą łuską, był specjalnie do tego stworzony, Shining Blade już się cieszył z udanego ciosu, miał wrażenie, iż siła cięcia zaraz przełamie pancerz i uszkodzi tą część ciała smokowi. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że wyprofilowana klinga nie wytrzymała, a jej zęby pokruszyły się, nie robiąc nawet rysy czy wgłębienia na potężnej płycie na łapie potwora. Umysł szybko przeanalizował fakty, miał jeszcze szansę, Narafnog nie da rady zabrać ręki tak szybko. Shining Blade wykonał kolejny błyskawiczny obrót przez w lewą stronę, wykorzystując siłę odrzutu poprzedniego ciosu, właśnie tego uczyli się przez lata w stowarzyszeniu, jedyny sposób na płynne władanie taką wielką bronią, jest wykorzystywać jej bezwładność, tak też zrobił i tym razem. Normalnie obroty w trakcie walk grożą poważnymi obrażeniami i porażką, jednak w tym przypadku nie miało to znaczenia. Gdy Shining znów stanął twarzą do łapy, ta odrywała się od ziemi, szybko wyprowadził kolejny cios, tym razem potężne pchnięcie. Stal ponownie spotkała się z płytą łuskową, jednak teraz miecz nie tylko stępiał. Siła uderzenia złamała go w pół, a jego przednia część poszybowała w powietrze. Miecz przestał być zdatny do użytku, dlatego Shining szybko zwolnił rękojeści zaciskowe i odrzucił szczątki swej broni. Mimo zewnętrznego opanowania w jego sercu panowała burza, tracił nadzieję na zwycięstwo, jego broń w żaden sposób nie była w stanie skruszyć, ani nawet zadrapać łusek smoka. Na dodatek sama uginała się pod ciosami i właśnie się rozpadła. Nie było jednak czasu na dłuższe przemyślenia, już pierwsze odgłosy furkotu znów przepełniły powietrze, należało uciekać. Shining rzucił się do najbliższej góry klejnotów., myślał początkowo, czy by się tam nie zakopać, ale przypomniały mu się słowa z wykładów, że coś takiego gwarantuje pewną śmierć, gdyż smok w końcu odnajdzie kuca, który wtedy nie ma szans na obronę. Mózg ogiera pracował na pełnych obrotach i starał się wyciągnąć wszelkie informacje, które mogłyby mu się teraz przydać. Tok myślowy stanął na słowach „szukajcie słabych punktów”, które jak jakieś przykazanie powtarzali profesorowie każdemu, kto tylko wstąpił do Płomienie Wschodu. Gdzieś potwór musiał odnieść ranę, w ostatnim pojedynku z księżniczkami, gdyż się z niego wycofał ,a przez to przegrał oblężenie. W tych ciemnościach jednak nie sposób było czegokolwiek wypatrzeć. Shining Blade szybko schwycił kilka dużych kamieni szlachetnych z pobliskiej sterty, wiedząc, że chciwość smoka nie pozwoli mu na zaniechanie pogoni za złodziejem. Następnie ogier rzucił się pędem w stronę wyjścia z jaskini. -Spłoniesz ty parszywy mały złodzieju, twe kości rozpuszczą się i spopielą!- usłyszał za sobą groźny, a wręcz wściekły głos smoka. Spiął się w sobie i zmusił ciało do najszybszego pędu, gdy tylko wyskoczył z jaskini i schował się za jej ścianą, z wnętrza strzeliły płomienie, topiąc powoli skały. Kolumny otaczające to wejście i wszystkie płaskorzeźby zmieniały się w marną masę, niegdyś przez lata kute w kamieniu przez istoty zniewolone przez smoki teraz niszczały w przeciągu sekund. Shining biegł dalej, choć wolniej. Nie chciał się doszczętnie zmęczyć, jeszcze przed rozpoczęciem prawdziwej walki. Dopadł właśnie do szczątków, jednego z poprzednich śmiałków, którzy próbowali zgładzić Narafnoga. Szybkim ruchem podniósł leżący obok miecz, taki sam, jakim on się posługiwał, poczuł się pewniej, gdy znajome obręcze znów ścisnęły kopyta, a ramiona zaznały ciężaru. W tym momencie z groty wyłonił się jego przeciwnik, W ciemnościach ciężko było określić jego rozmiary, jednakże teraz wręcz przytłaczał wielkością. Wyprostował korpus, tak aby jego głowa znalazła się jak najwyżej, po chwili ujrzał swoją zdobycz, jednak i Shining Blade zorientował się w tym, czego chciał. Narafnog posiadał ogromny wypalony obszar na środku lewej płyty piersiowej. Jej popękana struktura ujawniała zadziwiającą grubość osłony, choć nawet ona nie wystarczyła aby ochronić bestię przed magią księżniczek. Rana miała powierzchnię ok dziesięciu metrów kwadratowych. Stanowiła bardzo dobry cel, lecz również i bardzo ciężko dostępny. Smok poderwał się do lotu, po czym z szybkością błyskawicy zaczął pikować w stronę ogiera. Cały obszar wokół niego zapłonął, pokryty fioletowo-czarnym ogniem, Shining nie zważając na ból palonej skóry biegł, jednak nie mogło uchronić go to przed furią smoka. Ten spadł na ziemię, powodując jej fałdowanie. Całe płaty wychodziły ponad standardową powierzchnię, jak podczas wielkiego trzęsienia ziemi. Ogier po chwili przewrócił się. Jego zbroja ochroniła go od nadziania się na ostre jak brzytwa wystające fragmenty skał wulkanicznych, oraz częściowo przed oparzeniami. Gdy ogier się podniósł, ujrzał swego oponenta niedaleko od siebie. Wiedział, że teraz smok ma przewagę, zaskoczenie zawiodło, walka tradycyjna zawiodła, pozostało tylko wykorzystać słaby punkt, jednak z sekundy na sekundę szala zwycięstwa przechylała się na korzyść smoka, nie męczył się i nie odnosił poważnych obrażeń. Shining Blade poczuł, że stać go będzie już tylko na ostatni zryw. Połamane od upadku żebra wbijały się w jego wnętrzności, czół to, wiedział, iż długo nie da rady przeżyć. Rzucił się więc prosto pod przeciwnika. Smok nie spodziewał się tego, lecz od razu zalał całą okolicę ogniem, tym razem Shining Blade musiał przejść przez płonący słup żywych płomieni, lecący prosto z paszczy bestii, aby dostać się do jego klatki piersiowej. Biegł, usłyszał znajomy furkot powietrza, więc otworzył lewe oko, spojrzał mimowolnie na osłaniającą oczy przed ogniem rękę. Jego dawniej srebrno-białe umaszczenie teraz stawało się czarne, skóra mu płonęła, w oku poczuł niewyobrażalny ból, jednak ułamek sekundy widzenia, zanim i oko spłonęło pozwolił mu zobaczyć wielką łapę smoka, rzucił się w tył i cios ominął go. Smok przestał zionąć, aby zobaczyć efekty swego ataku. Ujrzał kuca, z fragmentami wtopionej w ciało zbroi, który szybko podniósł się i skoczył do jego wysuniętej przód głowy, Narafnog zareagował w porę i odsunął łeb, to dało jednak czas Shiningowi na bieg bez płomieni wokół. Kuc dopadł do przedniej łapy przeciwnika, wtedy nie czół już nic, większość nerwów w jego ciele uległa spaleniu, gdzieniegdzie ze zwęglonej skóry wystawały gołe, czarne kości. Jednak wola i poczucie obowiązku podtrzymywały go przy życiu. Shining zmobilizował się i zamachnął potężnie w łapę Narafnoga. Zauważył, iż łuski pokrywające staw są mniejsze, a gęstsze. Na niektórych również spoczywała krew smoka, zmienił lekko kąt uderzenia i wbił w tamto miejsce swą klingę. Trafił idealnie pomiędzy łączenie łusek, cios został wyprowadzony z taką siłą, iż przebił pancerz wślizgując się do skóry, a później tnąc ją. Smok poczuł ból, czyli coś, do czego nie był przyzwyczajony, ta mała ranka, spowodowała u niego coś na kształt lęku. Szybko więc uniósł swą łapę, aby ją ochronić. Gdyby nie ta czynność Shining niechybnie spłonąłby, gdyż bestia szykowała się do ponownego podmuchu, który przetopiłby już nawet kości, zostawiając z bohatera tylko kałużę spalonej krwi i wnętrzności. Ogier jednak szybko zaszarżował w kierunku klatki, przebiegł pod nią i korzystając z impetu wpasował swe ostrze w wielką ranę zadaną przez księżniczki. Pancerz w tamtym miejscu, choć zdążył się już częściowo zregenerować , to jednak ustąpił bez większych oporów pod mieczem, czując to Shining Blade odbił się od ziemi i całym sobą wcisnął ostrze głęboko w cielsko Narafnoga. Klinga jakby w czymś utkwiła, jednak po ułamku sekundy, słychać było potworny trzask. To miecz przebił bardzo twardą osłonę serca smoka, jest ona wytrzymalsza niż jakakolwiek inna część tych stworzeń, jednak z uwagi na olbrzymie ciśnienie krwi, która przez nie przepływa, staje się łatwiejsza do przebicia niż najtwardsze z łusek. Shining trafił swym mieczem na moment, gdy komora serca rozszerzała się, co wspomogło siłę uderzenia i umożliwiło przebicie tego narządu. Po chwili na wszystkie strony trysnęła krew bestii. Zalewając kaskadami ogiera. Rana szybko się powiększała, rozrywana przez ciśnienie. Słychać było nieustanne pęknięcia. Shining szybo wyciągnął swe ostrze, aby Narafnog szybciej się wykrwawił. Odskoczył na bok, aby nie utonąć w posoce wypływającej z monstrum. Tam spostrzegł, iż jego miecz złamał się podczas uderzenia i pewnie dalej tkwi gdzieś w tkankach. W tym momencie opuściły go siły , a przed oczami pojawił się mrok, myśli odpłynęły w dal, a ciało bezwładnie upadło na ziemię. Smok wydał z siebie ryk tak przeraźliwy, że słychać go było na wiele mil, wyrażał upływające życie i siły z bestii. Krew lała się z rany, jak woda z wysokiego szczytu, zalewała całą okolicę. Była brudna i czarna jak smoła, z nielicznymi czerwonymi przebłyskami. Narafnog zaczął wić się w konwulsjach i starał się choć odszukać tego, który zadał mu tak okropny ból, jednak posoka zasłaniała mu świat, po pół godzinie opadł z sił, a z serca leciał już zaledwie strumień, po kolejnych minutach, czas Narafnoga na świecie dobiegł końca i wielkie cielsko na zawsze spoczęło w dolinie pomiędzy skałami Smoczych Gór. Księżniczka Celestia, przygotowująca obronę głównej bramy w Kryształowym Imperium, usłyszała śmiertelny ryk zmory Equestrii. Poderwała się do lotu i przybyła wraz z ostatnimi promieniami słońca do Smoczych Gór. Tam dostrzegła Shining Blade’a. Za pomocą potężnej magii podtrzymała jego ledwo tlące się życie i przeniosła go do Najlepszych medyków w Całej Equestrii. Ci po wielu dniach nieustannej pracy i łączeniu najnowszych zdobyczy magicznej wiedzy uratowali życie Shining Blade’a. Jednak jego nogi i oka nie udało się ocalić. Ten ogier był nie do poznania. Już przed laty na jego twarzy widniało wiele blizn, teraz jednakże miał wszędzie ślady po wypalającym ogniu, w wielu miejscach pozostały mu dziury po odłamkach twardych skał, które raniły go wielokrotnie, gdy upadał na ziemię. Wiele kości zrosło się niepoprawnie, przez co jednak wyglądał na jeszcze większego. Stanął znów na nogi, aby wypełnić jeszcze ważniejsze dla Equestrii misję, coś co będzie ją chroniło przez wieki nawet po jego śmierci.
  23. -Skąd pomysł, że tylko podmieńce mogą wchodzić do archiwum? A co do map, to o ile zamek nie stanowi problemu, tak archiwa są jedną wielką tajemnicą.-
  24. - Może i są jakieś sekretne wejścia do Archiwów Canterlockich ale jak sama nazwa wskazuje, są sekretne, a zatem nie wiemy o nich, jeśli jakieś znajdziesz, to z chęcią pomożemy Wam wtedy się tam wkraść, jednakże, dopóki mamy wiedzę czerpaną ze szpiegowania i pogłosek, wolimy nastawić się na czarniejsze scenariusze tamtejszej ochrony, a jeśli tak jest, t współczuje każdemu, kto by tam wszedł bez pozwolenia i łudził się, iż coś ukradnie.-
  25. - Tak jak mówiłem mogę Was wyprowadzić z podziemi, ale dalej nie wychodzę, a już na pewno nie na kolejne z tych przemówień.-
×
×
  • Utwórz nowe...