Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. - Ech i na co były te wszystkie rozmowy? Do archiwum jeśli nawet tam jakoś wejdziesz, to jest olbrzymia szansa, że już żywa nie wyjdziesz, natomiast co do Nightmare Moon to czasami pokazuje się, aby ogłosić kogo skazano, na co i ewentualnie jakie wprowadza nowe prawa terroru. Jeśli chcesz ją zobaczyć wyraźnie to musisz nieźle zajść za skórę władzy, a jeśli z daleka to poczekaj chwilę na głównym placu, prawie codziennie jest ok 5 minutowe przemówienie, kogo należy zabić, torturować, bądź wywieźć do ZOMów. Jednak ostatnio władczyni nie ma czasu i chęci tak sobie strzępić języka, więc albo nie ma tego wiecu, albo prowadzi go jakiś wojskowy z Changei. -
  2. -Szczerze odradzam kontaktu z tą poczwarą. Mogę Was wyprowadzić z podziemi, lecz nie udam się do tego pałacu, po to aby spotkać się z tą, która pochłonęła naszą drogą księżniczkę Lunę. Pamiętajcie, że nie możecie liczyć na dobro od tego koszmaru, w niej nie ma dobra.- Powiedział Red grobowym głosem.
  3. Taka śmieszna uwaga. Rebon, powiedziałeś, że szukasz dalej, ale nic o tym, żebyś zabrał te zioła co je już znalazłeś xD. Rozumiem, że jednak zrywasz tamte i dopiero potem szukasz dalej, tak? Jeśli robisz tak, jak zapisałem wyżej to: Rebon zerwał zioła, jednak nie miał za bardzo gdzie je schować, podniósł wzrok i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu innych roślin. Pośród drzew jego wzrok padł na mały krzak, z którego w cieniu wielkiego drzewa wyrastał czerwono-żółty rozłożysty kwiat. Był to dość rzadki okaz rośliny, która jeszcze rzadziej kwitła. Kwiatostan tego krzewu nadawał się do wielu mikstur, a po spożyciu na surowo bardzo szybko regenerował nadwątlone siły i uzdrawiał nawet ciężkie rany. Jednak zerwanie go było bardzo trudne, gdyż odznaczał się wyjątkową wręcz delikatnością na urazy mechaniczne. Atlantis ponownie zaczął formować z mocy masę, którą zamierzał przerobić na golema, jednakże rozległ się jeden z potężnych ryków, który przeraził skupionego maga. Doprowadziło to do podobnego jak wcześniej załamania energii magicznej i rozproszenia czaru. Blue rozejrzała się, jednakże jedyne co aktualnie znalazła przy sobie, co nadawałoby się na prowizoryczny opatrunek, to swój czarny płaszcz. Masked przygotował kulę przezroczystej energii, która pulsowała i zaginała z lekka obraz, przez co widać było gdzie się ona znajduje. W chwili uderzenia ten czar powodował dość tępy ból, który nie czynił większej szkody, ale często ogłuszał przeciwnika. Wtedy zza wzgórza wyłoniły się mantykory. Na początku trzy, na których jechało trzech Changelingów. Ubrani i wyposażeni tak samo wjechali na szczyt z wyjętymi już pistoletami, które świeciły się w słońcu. Nie zwolnili nawet, aby zbadać sytuację od razu zaszarżowali z górki nabierając dużej prędkości, jednak ich celem nie były kuce, strażnicy skierowali się jakby bardziej na bok, w kierunku domu farmera, choć nie bezpośrednio na niego. Ziemia drżała, pierwsza trójka przebyła już dwa metry, gdy za nią pojawiła się reszta zwierząt, jednak bez jeźdźców. Wtedy to zareagował Grim, na to czekał, do tego się przygotowywał, gdy tylko zauważył wroga momentalnie nacisnął spust. Rozległ się huk wystrzału, a z lufy wyfrunęły iskry. Kula poszybowała ku przeciwnikom. Wbiła się w bok głowy jednego ze strażników, słychać było dźwięk łamanych kości trzewioczaszki, pocisk jednak nie przeszedł na wylot i ugrzązł w górnej szczęce. Changeling się zachwiał i prawie spadł ze swego wierzchowca, jednak udało mu się odzyskać równowagę, rana obficie krwawiła, jednak on nie przejmował się tym zanadto. Yellow złożył kopyta po czym wyciągnął je do przodu, wystrzeliła z nich zielona kula, która poleciała za wzgórze, ciągnęła za sobą poświatę, przez co przypominała małą kometę. Po chwili zza pagórka dobiegły głosy kolejnych ryków mantykor, większość z tych zwierząt uczestniczących w aktualnej walce zawróciło i popędziło w kierunku głosów. Animal zrozumiała co mówiły tamte ryki, były one charakterystyczne dla samic tego gatunku, kiedy broniły swych małych. Na polu bitwy zatem zostało na razie trzech Changelingów z ich wierzchowcami i dwie inne mantykory. Sandstorm słyszała już wyraźnie większość dźwięków oraz czuła drżenie ziemi, musiało to oznaczać, iż docierała do celu. Nick i Wiktor 1 minuta i 35 sekund do przybycia.
  4. W środku znajdowało się kilka pęków siana, które bynajmniej nie pachniało świeżością. Oraz zamknięta butelka z wodą (dał osię ją bez problemu otworzyć, gdyż zamknięcie miało zapobiedz rozlaniu się płynu.
  5. Shadow podeszła do jakiegoś kuca, ten po chwili rozmowy pogalopował korytarzem, po minucie wrócił z tym samym ogierem, który miał zostać Ich przewodnikiem. Red skłonił się witając wszystkich, najwyraźniej posłaniec, który po niego pobiegł wszystko mu wyjaśnił, gdyż ten od razu powiedział: - To gdzie mam Was zaprowadzić szlachetni goście?-
  6. Wybiła północ, a Quantum dalej chodził ulicami nie mogąc wybrać gdzie by tu zjeść, natomiast Fire spędziła ten czas bardzo podobnie. Sprawdzała porządek na ulicach, jednak cały czas napotykała się tylko na kolejne patrole straży miejskiej, natomiast nic podejrzanego nie zauważyła.
  7. Po ok 20 minutach czekania, gdy przez okno nie wpadało już światło, Pokemona usłyszała odgłos ciężkich żelaznych drzwi, gdzieś w oddali w korytarzu. Następnie do Jej uszu dobiegła rozmowa dwóch kucy na temat przepustek, że za rzadko mogą wrócić do domu i coś na temat wad Equestrii. Po chwili ujrzała dwa idące w Jej stronę cienie. Kilka sekund i przed drzwiami do celi stało dwóch strażników, którzy okazali się być Changelingami. - Kolacja!- Powiedział dość ostro jeden z nich, po czym otworzył drzwi do celi klaczy obok. Położył jakiś zawiniątek na podłogę, drugi idąc w ślady pierwszego rzucił pod kopyta Pokemonie taki sam zwitek papierowy, w którym najwyraźniej było jedzenie. Zrobił to przez kraty, tak że nawet nie musiał otwierać drzwi. -Zjedzcie, za chwilę przyjdziemy i sobie porozmawiamy.- Rzucił jeden z nich na odchodne.
  8. - Rozumiem, co powiecie na Red Rising'a? Już Go poznaliście, to ten dowódca, który Was zatrzymał przy wejściu tutaj. Wydaję mi się, iż będzie dobrą osobą.- Powiedziała Shadow i spojrzała się pytająco na swych rozmówców.
  9. Nick i Wiktor 1 minuta 40 sekund do przybycia. Blue dokładnie obmyła ranę Animal, zużyła na to całkiem sporo wody, jednakże obniżało to ryzyko zakażenia. Związana ze zwierzętami klacz poczuła się trochę lepiej, gdy choć część krwi spłynęła z jej ciała obmyta czystą wodą. Atlantis spróbował przetestować swój nowy pomysł. Aby stworzyć coś takiego musiał zacząć od wytworzenia samego golema. W powietrzu zaczął się formować kształt przypominający ten magiczny twór. Masa magiczna powoli z wielkiego blasku przechodziła w łagodne świecenie, a energia stygła i formowała ostateczny kształt. Wtedy to ogier zaczął się zastanawiać jak przerobić to na zbroję, spowodowało to lekką dekoncentrację, która jednak wystarczyła do zaburzenia struktury zaklęcia. Masa zaczęła gwałtownie kołysać się i rozszczepiać. Atlantis na wszelki wypadek, aby uniknąć niechcianych konsekwencji szybko wchłonął swój czar, jednak oznaczało to niepowodzenie Jego pomysłu, choć może nie udał się tylko przez brak dokładnego rozplanowania wyglądu zbroi, bądź dalsze zawirowania magii, które zostały po fajerwerkach Maskeda. Sandstorm usłyszała już wyraźniejsze dźwięki dudnienia i wrzasków drużyny, która wyruszyła z obozu, oznaczało to iż powoli zbliżała się do swego celu. Rebon wszedł w gęstwiny drzew, rozglądał się za czymkolwiek nadającym się do leczenia ran. Pod jednym z rozłożystych krzaków paproci znalazł małą roślinkę, o charakterystycznych liściach w kształcie serc w niebieskim kolorze. Po chwili oględzin dostrzegł kolejne cztery takie kwiaty. Przez chwilę szukał w pamięci, aż w końcu zorientował się, iż są to najprawdopodobniej rośliny pomagające ranom prędzej się goić, przez wpływanie na szybkość krzepnięcia krwi. Ich nazwa wzięła się właśnie od tej właściwości i te kwiaty powszechnie nazywane są "Błękitnym skrzepem". Były to aktualnie jedyne rośliny, o właściwościach leczących, jakie dostrzegł Rebon, choć sprawdził najbliższą okolicę dość pobieżnie, a więc może coś jeszcze kryło się w krzakach. Większość kucy jednak, czekało na nadchodzące niebezpieczeństwo. Z każdą chwilą dźwięki stawały się wyraźniejsze i głośniejsze. Ziemia pod kopytami członków drużyny zaczęła drżeć, a ich serca napełniał powoli niepokój i lęk przed tym, co mogło wyłonić się zza wzgórza. Po kilkudziesięciu sekundach rozległ się kolejny donośny ryk, tym razem był on tak blisko, że wszyscy na chwilę ogłuchli, często podnosząc kopyta, by zakryć uszy przed tym niskim, napawającym lekiem dźwiękiem. Wiadome się stało, iż oczekiwanie za kilka sekund dobiegnie końca i będą musieli zmierzyć się z przeciwnikiem, który zaatakuje od strony pagórka.
  10. - Oczywiście posiłek dostaniecie w naszej tutejszej podziemnej karczmie, a o przewodnika tu nie trudno, chcielibyście kogoś konkretnego? - Powiedziała miłym głosem Shadow.
  11. Kapi spodziewał się na prawdę wielu rzeczy, które zamierzały go zniszczyć, ale na pewno nie rozbicia labiryntu. Patrzył, jak kryształ kruszeje i rozbija się, wtedy dobiegł go głos, jego przeciwnika, wsłuchał się dokładnie w treść, zapomniał o całym świecie poza nią. Głęboko zastanawiał się nad znaczeniem wszystkich słów. Gdy oprzytomniał labiryntu już prawie nie było, a Zegarmistrza wchłaniał jego twór. Kapi chciał jakoś pomóc, ale wiedział, iż nic nie można zrobić, bez wyrządzenia większej krzywdy oponentowi, niż kilkadziesiąt lat w kuli. W umyśle cały czas majaczyło słowo "przyjaciel", przed chwilą walczył prawie że na śmierć i życie, z kimś, kto teraz nazwał go przyjacielem. Kapi nigdy nie odrzucał niczyjej przyjaźni, a już na pewno nie tak zacnej i potężnej osoby, która zdradziła mu wiele tajników. Dlatego aż wzdrygnął się na myśl, gdyby miał mieć to za złe Zegarmistrzowi. Uważał to za nie tylko nic złego, ale ręcz za zaszczyt. Cieszył się z odbytego pojedynku, myślał że zakończy się on inaczej,a na pewno, że nie tak szybko. Był trochę tym wszystkim skołowany, czy uważał się za zwycięzcę, jak nazwał go jego oponent? W pewnym sensie tak, lecz nie w tym najbardziej oczywistym. Zwycięstwo Kapiego polegało na zdobyciu ogromnej ilości wiedzy i doświadczenia, a także wytrzymaniu do końca pojedynku, jednak nie uważał się za zwycięzce faktycznego. Znał swego przeciwnika i wiedział, że tak na prawdę wszystko mogło potoczyć się inaczej. W każdej chwili mógł również przegrać, a walka została zakończona wchłonięciem oponenta przez Jego własny czar. Kapi patrzył bezradnie, jak jego dawny przeciwnik, a teraz przyjaciel zapada się w kulę. Poprzysiągł sobie, że będzie odwiedzać Zegarmistrza, aby umilić mu ten długi pobyt w tym wątpliwej jakości kurorcie. Choć tak będzie się mógł odwdzięczyć za wszystko, co Ten dla niego zrobił. Postanowił zabrać kulę do wieży swego przyjaciela, w której sam mieszkał, gdzie Zegarmistrz mógłby w spokoju przeczekać te lata niewoli i obudzić się w ciepłej atmosferze, a nie na arenie poprzecinanej bruzdami po potężnych czarach. Kapi był osłabiony walką, trzeba było posprzątać wszystko. Najpierw wchłonął swe wszystkie zaklęcia, a potem otworzył portal, przez który smoki wróciły z powrotem do siebie. Teoretycznie użytkownik, który stoi na placu boju, jako ten, który przetrwał powinien coś powiedzieć, jednak Kapi nie uważał się ani za zwycięzcę ,ani za osobę godną ostatniej przemowy. Stać go było tylko na jedno słowo, które jednak wyrażało bardzo dużo. -Dziękuję.- Powiedział krótko, choć emocje, które dało się odczuć w tym słowie dałoby się rozpisać na wiele zdań. Uznał to za najodpowiedniejszą formę oddania czci swemu przyjacielowi, a także za swój obowiązek. Tymczasem jednak zobaczył, iż otrzymał pewien list. Cóż to by było, gdyby go nie otworzył. Podniósł powoli z ziemi kopertę, rozdarł ją delikatnie, tak aby jak najmniej uszkodzić materiał, po czym wyjął jej zawartość i starał się odczytać. Znalazł tam kartkę oraz dwie karty.Jedna ozdobiona była trzema balonikami, zaś druga dwoma wskazówkami zegara, ta zawierała również jakąś energię magiczną. Kapi zaczął czytać wiadomość, jej treść przedstawiała się następująco: "Dane mi było widzieć koleje czasu, dlategoż też przygotowałem tę małą kopertę. Te dwie karty to moje nagrody dla Ciebie. Pierwsza to symbol, iż szanuję Cię ponad innych magów, niechaj będzie też znakiem, iż pomocy wszelakiej Ci udzielę, o ile będę w stanie. Druga zaś to cząstka mojej woli. Użyj jej z zaklęciem "Pax Irni", a wyzwolisz z niej ułamek mojej wiedzy, przez co zrozumiesz, jak kontrolować swoją magię płynniej. Raz jeszcze dziękuję Ci za pojedynek i raz jeszcze gratuluję zwycięstwa. Oby nasze ścieżki się jeszcze kiedyś skrzyżowały i niechaj Luna oświetla Ci drogę Nocą. Carpe Noctem. Zegarmistrz" Kapi odsunął kartkę od twarzy spojrzał na kulę, w której był Zegarmistrz, a potem rzekł: - Też Ci zawsze pomogę... przyjacielu.- Po czym wyjął z kieszeni swego płaszcza mały zielono-żółty kamień pokryty runami. Dostał wspaniały dar, nietaktem byłoby nie odwdzięczyć się. Wrzucił ten kamień do środka kuli. Była to specjalna magiczna runa, tworząca portal do miejsca, gdzie żyją smoki, mogąca przenieść je w miejsce użycia kamienia. Nie wymagał on mocy i gwarantował przyjazne nastawienie smoków. Być może kiedyś przyda się to Zegarmistrzowi. Kapi skłonił się na zakończenie pojedynku, dziękując gospodarzom areny i widowni, po czym udał się do wyjścia. Miał dużo pracy, w końcu to, iż jego wiedza nie pozwalała na wydobycie Zegarmistrza z więzienia, nie oznaczało, iż nie ma na to sposobu, aby wyciągnąć Go bez szwanku, miał zamiar przeszukać wszystko co znajdzie, aby znaleźć rozwiązanie...
  12. - Poprawić czar już raz rzucony przez kogoś jest dość ciężko, gdyż Twoja magia musi upodobnić się do magii rzucającego. O wiele łatwiej jest po prostu, albo samemu rzucić mocniejszy czar od początku, albo przekazać temu komuś swoją magiczną energię, aby łatwiej mu było rzucić bardziej wymagające zaklęcie.- Powiedział Yellow po chwili namysłu.
  13. Prosiłbym wszystkich, którzy w sesji nic nowego nie robią, czyli w większości tych, co czekają na zbliżające się niebezpieczeństwo, o potwierdzenie przeczytania mego postu wznawiającego sesję. Innymi słowy prosiłbym każdego, kto chce dalej brać udział w sesji i jest świadomy, iż ona ruszyła, o albo tradycyjną odpowiedź z opisem, co robi Jego postać, bądź, jeśli kontynuuje ona to samo co przed moją nieobecnością, to chociaż napiszcie jedno zdanie w stylu "jestem i dalej gram". Gdyż w obecnej sytuacji nie wiem, czy mam na jakąś odpowiedź czekać, czy już odpisywać. PS Jeśli ktoś nie chce już ewentualnie brać udziału w sesji (mówię tak na wszelki wypadek) to bardzo byłbym wdzięczny za informację w tej sprawie i jeśli można to o podanie powodu swej decyzji. Z góry dziękuję za spełnienie tej mojej małej prośby.
  14. - Zwykle przychodzi dwóch, bądź jeden. Sądząc po porze możemy liczyć na szybkie odwiedziny, gdyż przyniosą nam kolację.- Powiedziała obojętnie klacz.
  15. Oczywiście, każdy kto raz wszedł do gry, jeśli nie dostanie ode mnie jednoznacznie do zrozumienia, iż psuje rozgrywkę i zabawę innym graczom może w każdej chwili dołączyć znowu nawet po bardo długiej przerwie, Zatem zapraszam z otwartymi ramionami i życzę miłej zabawy, oaz dziękuję ,że chcecie u mnie grać.
  16. Przepraszam najmocniej, wiem, że trochę mi to zajęło, ale na prawdę starałem się jak najszybciej pozbyć się problemów z kontem. Pomogła mi w tym administracja, której jestem bardzo wdzięczny. Na prawdę nie mogłem się nawet zalogować nie mówiąc o pisaniu czegokolwiek. Bardzo Was za to wszystkich przepraszam i postaram się jak najszybciej wznowić sesję w jej dawnej formie, oczywiście jeśli będziecie chcieli. Na przeprosiny informuję, że najbliżej otrzymane punkty doświadczenia będą liczone x5. Przepraszam Was wszystkich i mam nadzieję, że mi wybaczycie i się na mnie nie gniewacie. Sandstorm dalej szła w kierunku obozu. Grim celował w pagórek, zza którego z każdą chwilą dochodziły co raz to głośniejsze dźwięki, przypominały uderzanie młotami o ziemię, która aż jęczała z bólu uciskana pod potężnym ciężarem. Od czasu do czasu dało się słychać ryki, które musiały pochodzić od dość dużych i drapieżnych zwierząt. Wiktor naładował swój muszkiet. Atlantisowi udało się wchłonąć informacje z golema. Krew z ciała Animal dało się zmyć wodą, którą Blue miała w manierce. Masked szykował się na nadchodzące niebezpieczeństwo. Yellow lekko zmarszczył czoło słysząc odpowiedź Grima, jednak gniew szybko zniknął z jego twarzy. Być możę stwierdził, iż ogier ma rację i nie jest to odpowiednia pora na pogawędki, a może coś innego skłoniło maga do zamilknięcia, dość powiedzieć, że stanął i odwrócił się w kierunku, z którego dochodziły dźwięki.
  17. Witam Was wszystkich, chciałbym na początku bardzo przeprosić za moją długą nieobecność. Wynikła ona z jakiegoś błędu z moim kontem, przez który nie mogłem się zalogować i pisać czegokolwiek. Spróbuję to jak najszybciej nadrobić i wznowić wszystko tak, jak było poprzednio. Część z Was długo nie odpisuje, więc chciałbym się dowiedzieć, kto jeszcze gra. Ci, którzy śledzą to to niech napiszą, co robi ich postać, lub powiedzą coś w rodzaju "dalej gram", z góry dziękuję, chciałbym wiedzieć po prostu jak to wygląda. Jeśli ktoś zna powód, dlaczego ktoś inny ewentualnie odszedł, bądź sam jest tą osobą to proszę o powiadomienie, gdyż takie informacje mogą posłużyć do ulepszenia gry, w której dążymy do jak najlepszej zabawy. Na przeprosiny najbliższe zdobyte punkty doświadczenia zostaną pomnożone x5. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Pierwszy smok wyszedł dobrze, drugi tak samo, lecz już z większym trudem, oba zostały uśpione i ukryte, jednak przy tworzeniu trzeciego Thermal stracił panowanie nad wszystkim i czary zaczęły się aktywować nie do końca tak jak chciał ich twórca. Trzeci ze smoków po prostu wybuchł w powietrzu, jednak jego "odłamki" dotknęły pozostałych dwóch powodując aktywację uśpionej mocy. Te oba smoki, mieszczące się obok siebie zaczęły wzajemnie oddziaływać. Miejsce w którym były skumulowane rozświetliło się niebieskim blaskiem, przypominającym błyskawicę, który utworzył ok metrowej średnicy kulę, ta po dwóch i pół sekundy zaczęła zmieniać swój kształt, po czym rozpadła się oświetlając pobliski obszar, a ej kawałki spaliły się w locie. Widowisko było w istocie ładne, jednak nie o to Thermalowi chodziło, cieszył się jednak, że nie doszło do poważniejszych uszkodzeń, gdyż magia poza kontrolą jest w stanie dokonać wielkiego spustoszenia. Yellow patrzył się na to i spojrzał pytająco na swego rozmówcę. PS PiekielneCiastko, Thermal wcześniej wytworzył smoka, który miał zmieścić się w karczmie, (czyli mniej więcej objętość powstałej przed chwilą kuli światła), jeśli chciałbyś stworzyć wielką bestię rozmiarów prawdziwego smoka, test będzie trudniejszy, chciałem Cię tylko o tym powiadomić co nie znaczy ,że nie można go zdać, zawsze wszystko zależy od kości.
  18. Przepraszam Was wszystkich najmocniej za tą długą nieobecność, ale niestety coś stało się z moim kontem, tak, iż nie mogłem wchodzić na nie i nic pisać. Dzięki pomocy administracji (której bardzo pragnę podziękować) udało się wrócić. Spróbuję aby wszystko wróciło do starej normy, oczywiście jeśli dalej chcecie. Trochę mi to pewnie zajmie, ale postaram się jak będę mógł. Taka moja mała prośba, zastanawiam się kto aktualnie śledzi i uczestniczy w sesji w miarę na bieżąco, bo niektórzy się nie odzywali przez długi czas i może po prostu nic nie robią, albo się znudzili, wolałbym wiedzieć, co gdzie kto i jak. Tak więc jeśli ktoś dalej uczestniczy, to niech albo odpisze co robi jego postać, albo napisze w tym temacie, że gra dalej, ale nic nie robi. (WładcoCiemnościIWszelkiegoZła, oczywiście, że nic się nie stało, każdemu może coś wyskoczyć, jak ostatnio mi , każdy na pewno stara się informować jak może, ale czasami jest to niemożliwe. Wszystko rozumiem) Na koniec dodam, że w formie przeprosin najbliższe punkty doświadczenia będą liczone x5. Mam nadzieję ,żę isę na mnie nie gniewacie i wracamy do gry. W wierzy zapadła ciemność, Grass nic nie widział, po chwili ziemia podświetliła się zgniłozielonym światłem, a ogiera ogarnęła mgła. Teraz nie było widać ścian, ni sufitu, ni czegokolwiek, tylko mgła i upiorny blask. W okuł rozległ się głos mroczny i złowieszczy. Brzmiał podobnie do tego poprzedniego, leczy wydawał się starszy bardziej zachrypły. Śmiał się złowieszczo. Kolejny obraz pojawił się przed oczami Grassa. Przedstawiał cień kucyka z czerwonymi oczami. Cień poruszał się w powietrzu w głębi ciemnego lasu, rozległy się straszne jęki jakby dręczonej duszy, cień zaczął się powoli rozmywać, a roślinność w okół niego więdła. Zamazany kontur wędrował po świecie, słońce i księżyc wirowały na niebie, w nocy upiór był bardziej widoczny, a w dzień zanikał. W końcu kraina w okół niego stała się czarna, wysokie ciemne i ostre góry wznosiły się do nieba, które zostało zakryte przez opary. Przestało być widać słońce księżyc, ziemia stałą się popękana, a roślin próżno by się doszukiwać. W tle pojawił się wieli zamek zbudowany na krawędzi wulkanu. Bardzo przypominał Canterlot, lecz dominowała w nim czerń i ciemna zieleń. Lawa w jasno zielonym kolorze opływała go tworząc fosę. Ostre wierze zaginały się ku centrum twierdzy i wielkiej baszty, ta wystawała ponad wszystko, nawet szczyt wulkanu, w okół jej szczytu krążyły podobne cienie, jak w tej wierzy. Nagle na wyższych kondygnacjach nastąpiła eksplozja czegoś. Cień, który wcześniej tyle wędrował poderwał się i został jakby przyciągnięty magiczną siłą. W tle za zamkiem pojawiły się te same złowieszcze oczy, jednak zmieniły kolor na zielony. Cały obraz zniknął i rozległ się znów złowieszczy śmiech. Znów coś stanęło przed oczyma Grassa. Był to staw pełen zielonej brei. Ciemna jaskinia, a z jeziorka wydobywały się bąble. Całe było poprzedzielane cienkimi przegrodami z czarnej ziemi. Wyżej na półce skalnej stał jakiś kucyk dużych rozmiarów z dziurami w ciele. W pewnym momencie błona z płynu pomiędzy jedną z przegród pękła, wyłoniło się czarne kopyto z dziurami. potem pojawiła się głowa, większość kucy rozpoznałaby to stworzenie, które wyszło z mazi, był to Changeling. Większy, stojący na półce kuc uśmiechnął się złowieszczo. Kolejne błony poczęły pękać i całe zastępy tych kreatur wypełzały otrząsając się z mazi. Wtem z czterech znajdujących się obok siebie przegród wydobyło się ciemnofioletowe światło, zielona maź rozprysnęła się na wszystkie strony. Blask oślepił Grassa. Changelingi przestały się ruszać. Po chwili ich skóra zaczęła złazić odsłaniając kości, ich skrzydła kruszyły się, bądź zmieniały w fioletową energię. Część z tych stworzeń uległa spopieleniu, a inne przetrwały, u tych jednak gałki oczne z niknęły a w oczodołach pojawił się fioletowy, niemrawy blask. Gdy światło bijące ze środka bajora ustępowało Grass dostrzegł kontur jakiegoś kuca, unosił się w powietrzu. Odwrócił głowę w stronę ogiera i otworzył oczy. Nastąpiło przybliżenie obrazu, Grass już wszędzie będzie kojarzył to puste, a zarazem nienawistne spojrzenie, było to to samo, które pojawiało się w większości wizji. Znów rozległ się nienawistny śmiech, po czym ogier obudził się w pomieszczeniu, które wyglądało na starą bibliotekę. Wszędzie leżały książki na regałach pod sam sufit. Wielkie trzy okna wpuszczały do środka błysk trupio bladych piorunów, dając trochę światła. Na ścianach widniały dziwne runy magiczne, a poprzewracane i popękane stoły dodawały mroku i złowrogości temu miejscu. Tymczasem w więzieniu: - Tak? A wiesz może gdzie oni są, może daliby radę nas uwolnić?- Odezwała się klacz z nową nadzieją w głosie.
  19. - Tak, jest jeszcze ktoś kto przeciwstawia się tyranii? Gdzie, kto, na prawdę- Tutaj klacz podniosła się z ziemi i otarła łzy, a na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. -A czemu zaatakowaliście strażników, czy to nie jest niebezpieczne, ale to nie ważne, chyba złapali Was wszystkich, skro Ty tu jesteś.- Tutaj znów klacz spochmurniała.
  20. - Nazywam się Blue Hope, jestem, a raczej byłam sprzedawcą w dzielnicy handlowej przy głównej stacji, pewnego dnia odmówiłam oddania swych pieniędzy strażnikom, to znaczy ja razem z moim mężem odmówiliśmy. Wtedy jeden z nich rozzłościł się i uderzył mego ukochanego Sun'a. Ja dostałam w głowę i upadłam ogłuszona, znalazłam się tutaj, nie wiem co się stało z moim kochanym...- Tu urwała i skuliła się, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale rozpłakała się.
  21. Grass wkroczył do murów mrocznej wierzy. Drzwi otworzyły się ze złowieszczym zgrzytem, były bardzo ciężkie. Gdy ogier znalazł się w środku, specjalnie ich nie zamykał, odwrócił się, aby upewnić się, że są otwarte, jednak żadnego wejścia już tam nie było Wtedy przypomniał sobie o wydarzeniach z karczmy Stał teraz w środku ciemnego korytarza, mało co było widać i zaległa głucha cisza. Od czasu do czasu dochodziły do niego stłumione odgłosy piorunów, lecz żadne światło nie mogło przejść przez te mury. Na końcu Grass dostrzegł jakieś drzwi, a raczej samą dziurę w ścianie, o trójkątnym sklepieniu, z której po podłodze wydobywały się zielone opary. Coś ogiera ciągnęło w tamtą stronę. W jego myślach zaczęły krążyć niewyraźne obrazy, na początku ciężko było cokolwiek zobaczyć. Ozwał się jakiś głos: -Bardzo dobrze niech i tak będzie- Ten wydał się majestatyczny, a przed oczami Grassa ukazał się Canterlot, a później jakieś bale i uczty. - Za zdradę czeka kara i potępienie- Ten sam głos powiedział to, lecz ze złością, kolejne obrazy więzienia, krwi i bólu ukazały się. Zapadła ciemność, a w niej pojawiły się dwa czerwone, świecące blaskiem układającym się jak u Sombry poza oko, oczy. -Zemsta, tak zemsta- Coś wypowiedziało w mroku, a głos zabrzmiał złowieszczo, jak zimowy podmuch wiatru. Potem ukazała się chatka w lesie i spokojna wioska, przez chwilę w jasno kolorowej otoczce pojawił się cień jakiegoś małego kucyka, Grass próbował coś dojrzeć, jednak nadaremnie, obraz pękł w pół i zaczął się palić od dołu. Kucyk uciekł, a w okół rozpętała się prawdziwa pożoga. -Za zdradę czeka kara i potępienie- Znów złowieszczy głos, przed oczami ukazał się księżyc i spokojna mała wioska, nagle ogarnął ją pożar, wielkie kule ognia spadały z nieba i niszczyły budynki, wszystko spłonęło. Na nocnym niebie znów pojawiły się owe złowrogie oczy, a Grass usłyszał zły śmiech. Wybrzmiewał on przy palącej się wiosce, aż wszystko pochłonął ogień, wtedy wizje zniknęły. Ogier stał już o kilka kroków od dziury w ścianie, gdy odzyskał swoistą przytomność. Znów ogarnęła go ciemność korytarza, a do jego stóp podpływały opary zielonego, lodowato zimnego dymu. Tymczasem Pokemona zadała pytanie. Klacz jakby na początku drgnęła, podniosła głowę i rozejrzała się, ujrzała Pokemonę. Mała pegazica dostrzegła, iż jej współtowarzyszka niedoli ma zielone oczy, które były wyjątkowo głębokie. - Ech, jesteś moja droga w więzieniu w Canterlot. Z tego co mi wiadomo trzymają tutaj więźniów albo na przesłuchania, albo na wywóz do ZOM. Nie czeka nas tu raczej nic dobrego. Jestem tu od niedawna, ale już zostałam kilka razy pobita, strażnicy przychodzą tutaj od czasu do czasu, lubią się znęcać. Przykro mi, że Ty też tu trafiłaś, ale cieszę, się że będzie wreszcie można do kogoś buzię otworzyć.- Powiedziała klacz miłym i przyjaznym głosem. Na dowód pobicia, odsłoniła grzywę i pokazała kilka siniaków na twarzy, po czym szybko je zakryła. Jej mina była lekko smutna, ale widać było, że stara się podtrzymać Pokemone w jakiś sposób na duchu i zdobyła się na mały uśmiech.
  22. Atlantis spróbował rzucić zaklęcie uzdrawiające. W okół kopyta pegazicy pojawiła się niebieska otoczka. Ból został z lekka złagodzony, jednak zaklęcie nie przyniosło większej ulgi i rana dalej bolała. Rebon zamachnął się i przebił nogę changelinga swym ostrzem, ten jęknął z bólu, po czym stracił przytomność. Wiktor wymierzył, jednak ponieważ był jeszcze ponad 2 km. od celu (przypominam skuteczny zasięg muszkietu, kiedy jego kula może coś poważnego jeszcze zrobić i nie spadnie w ziemie, to na razie ustalone przeze mnie 300m [jeśli popełniam jakiś błąd tutaj to powiedzcie, gdyż nie znam się tak dobrze na możliwościach tej broni, ale z tego co mi wiadomo, to coś ok, tego] więc...) jego pocisk chybił. Ogier osiągnął jednak swój cel, gdyż huk rozniósł się pięknie po okolicy, przez co pędzący strażnicy zatrzymali się na chwilę, aby zobaczyć co go wydało. Dało się słyszeć jakieś krzyki komend, wydawanych przez jednego z nich, po czym wszyscy znów ruszyli galopem w stronę farmy. Grim ustawił się i czekał, celując. Nick i Wiktor 2 min i 5 sekund do przybycia. Sandstorm idzie dalej, też usłyszała wystrzał Wiktora, jednak nie dostrzegła pegaza. Wszyscy na polance również usłyszeli strzał. Zorientowali się skąd pochodzi. Yellow Blast widząc, iż Changelingi zostały pokonane, odwołał golema, który rozpłynął się. - Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tutaj się dzieję? Jak doszło do tej walki?- Spytał mag. Odgłosy stąpania przybliżały się z każdą sekundą.
  23. - Magia jest dość skomplikowana, jeśli coś działa na jednym czarze, to nie oznacza, że wyjdzie na drugim zaklęciu, ale próbować zawsze można, choć pewności nigdy nie ma.-
  24. Dobrze niech Ci będzie , chciałem jeszcze ją toche potrzymać w nieprzytomności, ale skoro tak ładnie się dopominasz to . Pokemona ocknęła się. Pomału otworzyła oczy. Była w jakimś małym ciasnym zakratowanym pomieszczeniu. Z jednej strony były wąskie drzwi, a z drugiej małe, umieszczone wysoko okno. Wpadały przez nie ostatnie promienie słońca tego dnia. Spojrzała w bok, po obu stronach celi znajdowały się duże dziury w ścianach, które zostały szczelnie zakratowane. Dało się przez nie zajrzeć do pozostałych cel. Umożliwiały również swobodną rozmowę z innymi ewentualnymi więźniami. Pokemona zajrzała przez jedne z takich otworów. Sąsiednie cele okazały się puste, zerknęła w przeciwnym kierunku, tam dostrzegła klacz leżącą głową w przeciwną stronę. Można było wywnioskować, że śpi. Klacz należała do kucy ziemnych i miała jasno niebieski kolor, jej długa biało-kremowa grzywa została potargana, lecz w tej sytuacji idealnie sprawdzała się jako poduszka. Płomienie pochodni rozświetlały korytarz, rzucając trochę światła do wnętrza cel. Z dworu dochodziły standardowe miejskie odgłosy. Jednak z dalszej części więzienia biła ogłuszająca cisza, aż ciężko było się odezwać, by jej nie zmącić. Pokemona nie wiedziała gdzie dokładnie jest. Pegazica teraz zauważyła, że jej rany zostały pobieżnie opatrzone jakimiś niezbyt czystymi szmatami, które jednak nadawały się na opatrunek. Większość części ciała bolała od odniesionych obrażeń, a klaczce chciało się z lekka pić. Do jej serca zaczął wkradać się strach, odnośnie miejsca swego przebywania.
×
×
  • Utwórz nowe...