Skocz do zawartości

kameleon317

Brony
  • Zawartość

    691
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kameleon317

  1. - Obelus Farkas. Były żołnierz w stopni kapitana. Z kilkoma śmiesznymi i nic teraz niewartymi odznaczeniami. Mimo to wciąż je noszę - wskazał na mundur. - Nie wiem ile mam lat. Strzelam, że koło czterdziestki. Na codzień staram się przeżyć. Coś jeszcze? - spytałem wgryzając się w otrzymanego suchara.
  2. - To nakręcisz zły materiał. Można powiedzieć, że moja broń jest niezależna jak twoje dziennikarstwo - powiedział wyciągając jednego suchara. - Możemy zaczynać?
  3. - Nagrywaj sobie co chcesz. Jestem znany i nie lubiany przez chyba wszystkich - uśmiechnął się. Na wszelki wypadek zasłonił sobie twarz i oparł się o ścianę ruin. - Możesz na początek się przedstawić. I kogo wspierasz. Zawsze będę mógł mówić, że cię znam. Może kiedyś się przydać - poprawił karabin, aby być gotowy do strzału i czekał na odpowiedź i dalsze pytania.
  4. - Prawdziwe papierosy... - Obelus rozmarzył się na chwilę. Podszedł powoli po rzucony zestaw. Sprawdził zawartość i schował do kieszeni. Cofnął się i zgasił papierosa. - Rozumiem, że papierosy otrzymam później? - westchnął. - Tylko szybko. Muszę jeszcze dzisiaj napaść na jakiś zbiegów ze stref. Przy dobrym układzie będą chronieni przez Opozycje i zdobędę trochę amunicji - spojrzał na nią. "Najwyżej ją zabiję. Jeśli będzie miała coś przeciwko".
  5. - Dziennikarką? - spytał celując do niej z karabinu. - Jeśli chcesz porozmawiać to zostań tam gdzie stoisz. I bez żadnych gwałtownych ruchów. - Wyciągnął ostatniego skręta i zapalił za pomocą zapałek. "To była świetnaokazja do ataku. Każdy po przeszkoleniu by ją wykorzystał. Pewnie chce uśpić moją czujność". - Dobra. W sumie mogę pogadać. Masz jakiś prowiant? No i broń? Za darmo gadać nie będę.
  6. Imię: Obelus Nazwisko: Farkas Wiek: 39 Wygląd: Niewysoki. Przynajmniej jak na mężczyzne. Ma niewiele ponad 170 cm. Niedokładnie i prowizorycznie ścięte włosy za pomocą noża. Długa broda. Niebieskie oczy w których widać zmęczenie i prawie zupełny brak emocji. Kruczo czarne włosy brudne i w wielu miejscach białe od pyłu znajdującego się w "noclegowniach" Obelusa. Kiedyś świetnie zbudowany, teraz wychudzony i zmarniały. Jego stary mundur wręcz wisi na nim. Jego najlepszym przyjacielem jest jego karabin(mam nadzieję, że nie ma tu jeszcze blasterów czy cuś)i rewolwer z resztką amunicji. Cały czas brudny i zmęczony od spania w ruinach i ukrywania się przed Władzą. Charakter: Kilka lat na własną rękę na powierzchni nauczyło go jednego. Nikomu nie ufać. Z tego samego powodu nie ma w zwyczaju komukolwiek pomagać. To co robił w armii i widział ma powierzchni pozbawiło go jakich kolwiek uczuć czy człowieczeństwa. Nie wspominając o tym, że jakikolwiek kontakt z ludzmi znaczy dla niego ucieczke lub walkę o jedzenie i najpotrzebniejsze zapasy. Jest lojalny wobec sprawy, którą chce wspierać. Kiedyś była to Władza, od której odszedł z powodu poczucia ograniczania jego praw i wolności. Teraz jedyne o co walczy to jego prawo do życia, które codziennie jest zagrożone. Wciąż rozmyśla, czy nie lepiej było zostać w wojsku, a może przyłączyć się do Rebelii. Zamieszkanie: Węgry Strona konfliktu: Bezstronność(Dezerter z armii Władzy) (Mam nadzieję, że ujdzie. Trudno pisać kartę bez historii postaci i znajomości świata)
  7. Nie róbcie złudnych nadzieji, że coś się ruszyło...
  8. No oki. Jak coś to daj info. Najlepiej trochę wcześniej, co bym niemusiał wchodzić codziennie i sprawdzać czy coś wstawiłeś. W sumie i tak będę musiał tu wejść, żeby to przeczytać...
  9. Wszyscy wciąż czekamy(mówię za siebie, ale tak lepiej brzmi). Rozumiem, że nie sprecyzowanie o jaką środę chodzi, było zamierzone.
  10. Imię: Surim Nazwisko: Huan Wiek: 37 Wygląd: 178 cm wzrostu. Dobrze zbudowany z powodu wykonywanego zawodu. Brązowooki brunet o surowych rysach twarzy z blizną przechodzącą od nosa przez wargi aż po podbródek. Krótkie włosy i kilkudniowy zarost. Ciemna karnacja, liczne blizny na całym ciele szczególnie na rękach. Zazwyczaj chodzi w swoim starym mundurze. Powód zgłoszenia do projektu: Surim jest zmęczony wojną i aktualnym stanem rzeczy na Bliskim Wschodzie. Ma nadzieję, że w przyszłości sytuacja polityczna jest unormowana i będzie mógł zacząć nowe, spokojne życie. Historia i opis postaci: Surim urodził się w Bagdadzie. Jego rodzice pracowali w europejskiej firmie handlowej. Był zmuszany przez rodziców do ciężkiej nauki co za skutkowało świetnymi wynikami w nauce. Za młodu Irakijczyk naoglądał się wielu tragedii w jego ojczyźnie i poza nią. Jego wuj zginął podczas wojny z Iranem, a podczas I Wojny w Zatoce Perskiej zmarła jego matka w trakcie bombardowań w okolicach stolicy. To nadszarpnęło jego wiarę w Allaha i ukształtowało jego przyszłość. Po kilku latach poszedł na medycynę tak jak chciała jego matka i zaciągnął się do wojska za namową ojca. Nie był do tego drugiego do końca przekonany. Ojciec przekonał go, że musi bronić ojczyzny przed możliwymi kolejnymi atakami państw NATO. Surim nie był specjalnie patriotą ani wyznawcą islamu. Mimo wszystko postanowił wstąpić do wojska i w razie czego nie angażować się w walkę, a najlepiej zdezerterować. Został żołnierzem zawodowym i pozwolono mu skończyć studia medyczne, ponieważ brakowało lekarzy w irackiej armii. Niedługo po skończeniu studiów rozpoczęła się II Wojna w Zatoce Perskiej. Młody Irakijczyk został wysłany na front. Problem w tym, że w drodze na wyznaczoną mu pozycje okazało się, że dawno zostało już zajęta. Wysłano go do miasta An-Nasirijja. Już 3 dni po wybuchu wojny przez miasto przejeżdżał amerykański konwój. Surim, który miał nadzieję na przyłączenie się do Amerykanów i ucieczkę od wojny chciał się z nimi skontaktować. Niestety jego niedoszli wybawcy wpadli w pułapkę i zostali rozbici. Lekarz stracił nadzieję na ucieczkę z Amerykanami. Zbawienne jednak dla niego okazało się wzięcie w niewole tych, których przeżyli. Większość z nich była ranna, a on jako lekarz miał się nimi zająć w pobliskim szpitalu. W trakcie opiekowania się Amerykanami, powiedział im, że chce uciec i nawet jest zdolny im pomóc. Zajął się nimi najlepiej jak potrafił, a tydzień później, przybyli na ratunek żołnierze wzięli go do niewoli. Surim mówił im, że im pomagał i chcę do nich dołączyć. Amerykanie, którym pomógł wstawili się za nim i wcielili go do nowo powstałej armii irackiej złożonej z tych, którzy byli przeciwni Husajnowi. Wojna zakończyła się kilka tygodni później. Surim nie zabił ani jednego człowieka z czego był strasznie zadowolony. W końcu był lekarzem. Siły koalicji wręczyły mu kilka medali za pomoc i walkę i ulokowały go w strefie okupowanej przez Polaków. Został kapralem w nowej armii i pomagał w walkach z resztkami sił poprzedniego rządu. Podczas jednej z takich walk został złapany przez wierne Husajnowi oddziały. Przez wiele dni był przesłuchiwany i torturowany. Tym żołnierzom zawdzięcza wiele ze swoich blizn, szczególnie tą na twarzy. Nie wierzył, aby ktokolwiek przybył mu na ratunek. Po 2 tygodniach odbili go polscy żołnierze z którymi później się zaprzyjaźnił. Nauczył się trochę polskiego i porzucił Islam. Pomagał odbudowywać Irak aż do wyjazdu ostatniego z koalicyjnych żołnierzy. Później zaczęła się wojna między islamistami. Tą sytuacje wykorzystało Państwo Islamskie i zajęło część terytorium Iraku. Surim, sierżant wojsk irackich, z wieloma zabitymi na koncie i wieloma uratowanymi, znowu stanął w obronie swojej ojczyzny. Już nie za namową ojca, który zmarł kilka lat wcześniej, a dlatego że dżihadyści z pewnością by go zabili za odrzucenie islamu. Poza tym chciał obronić państwo, które sam zbudował. Z karabinem w rękach starał powstrzymać rozrost ISIS, ale bez odpowiedniej interwencji ze strony zachodu nie było szans na pokonanie tego ugrupowania. Jego stary przyjaciel z oddziałów polskich o zaprosił go do udziału w pewnym eksperymencie z którego nie będzie mógł się wycofać. Mimo, że Surim pokochał kraj, który udało mu się odbudować, to nie trzymało go na ziemi nic większego. Nie miał żony ani rodziny. Wielu jego przyjaciół albo zginęło albo mieszka w Polsce czy Stanach. Niemłody już weteran i lekarz zgodził się na wzięcie udziału w eksperymencie mimo, że nie wiedział na czym polega.(Nie jest jakoś strasznie porywająca, ale trochę się naczytałem. Mam nadzieję, że ta sesja przetrwa trochę dłużej niż 10 stron...) Dodatkowe informacje: Zauważyłem, że jakoś nie wspomniałem o charakterze. Skrócę do kilku słów i tak wszystko wyjdzie w praniu w sesji. Spokojny, pomocny, zmęczony życiem(nie wiem jak inaczej to ująć), oddany, przyjacielski, liberalny, leniwy i egoistyczny.
  11. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    ((Sorka, że mało piszę, ale jestem zajęty przechodzeniem Wiedźmina 3. Mam nadzieję, że rozumiecie.)) - Coś sypie się ta nasza władza. Najpierw ty, teraz Akari. Już dawno powinnyście wisieć na jakimś głownym placu. Jako ostrzeżenie i po części ku uciesze gawiedzi. A tak. Ludzie chyba widzą, że łapanie was coś mozolnie idzie Arcykonsulowi. No może to ich zachęci do pomocy w waszym buncie.
  12. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Nie chcesz? Nie pomagaj. Pamiętaj, że ze swoją ekipą daleko nie zajdziesz. Kto wam załatwi broń jak na nią nie zarobie? Miss Terigold może dać to zlecenie każdemu, a płaci dobrze - westchnął. Spojrzał na Treyne. - Do niczego Cię zmuszać nie będę. Po prostu użyja cięższego szprzętu. I większej ilości ludzi - zapalił papierosa. - Ostatnio coś podejrzanie się uspokoiło. Co się stało, że Łowcy wam odpuścili?
  13. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Czyli ubrania luźne. Po zakupach wracamy do nich czy jeszcze gdzieś się wybieramy - spytał wyjeżdżając właśnie z Bayment. - Sam muszę zarobić na utrzymanie ciebie i jeszcze kilku innych moich podopiecznych. A twoja pomoc w tym zadaniu byłaby nieoceniona - uśmiechnął się i wyciągnął telefon. - Rupert? Jest jakaś robota? Może być bardziej wymagająca. Mam ze sobą wsparcie - znowu się uśmiechnął tym razem do dziewczyny. Ignorując jej chęć lub jej brak do pomocy mu w wykonaniu kilku zleceń. - Cały gang? 5 yenowcy? To ci pomyleńcy, którzy zrobią dla ciebie wszystko za piątaka? Mamy ich ubić? A komu się narazili - spytał czekając na odpowiedź lokaja. - Miss Terigold... Dla niej wszystko - rozłączył się i powiedział. - Po zakupach skoczymy na chwilę do Sillens. Mamy tam robótkę.
  14. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Nie są małymi dziecmi. Chyba potrafią o siebie zadbać, prawda? - Spytał. Po minie na twarzy Treyny nie był co do tego przekonany. - Jakoś będą musieli sobie poradzić - wyrzucił niedopałek przez okno i przyśpieszył. - Masz jakieś konkretne wymagania co do ubrań? Idziemy do sklepów z luźnymi ubraniami? Czy coś bardziej eleganckiego? Choć znając kobiety to do jednego i drugiego - westchnął.
  15. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Własną wioskę? Nie taki zły pomysł. Ale pewnie Arcykonsulowi by się to nie spodobało. Nasłałby na Ciebie ludzi w czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami - zapalił papierosa. - Jednym z nich mógłby być jego syn, który ukrywał się gdzieś w Japonii z mocą do narzucenia własnej woli w oku. Z tego mógłby wyjść dobry serial - zamyślił się na chwilę. "Jak będę miał więcej czasu to może sam to nakręcę? Zobaczymy". - Jak tam? Podoba ci się ukrywanie po jakiś norach i ciągły strach przed Łowcami?
  16. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - To była tylko propozycja. Zobaczymy czy w Ajacco nikt cię nie rozpozna. - Odpalił samochód i ruszył w kierunku dzielnicy. - Jak każdy młody chłopak. Ale mój ojciec wybił mi to z głowy. Jeden z jego znajomych, który był policjantem, bredził coś o pamiętnikach i przyszłości. Tak mi nagadał. Że jak pójdę do niebieskich to też będę takie głupoty opowiadał. Więc zostałem skromnym przedsiębiorcą. A ty? Chciałaš zostać kimś innym niż zimnym mordercą wyrzynającym swój gatunek?
  17. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Czyli nikt nic nie chce? Ok - powiedział otwierając drzwi i przepuszczając w nich Treyne. - Przy okazji skoczymy do mojej znajomej, specjalistki od zmiany wizerunku. Skrócimy ci włosy i je przefarbujemy. Damy ci jakieś męskie ciuchy i pojedziemy do Ajacco. Tam kupimy ci coś lepszego. Później będziesz chodzić do mojej siłowni w rezydencji. Ogółem spróbujemy zrobić z Ciebie faceta - wiedział, że ten pomysł pewnie jej się nie spodoba. - Może Łowców tym nie oszukasz, ale będziesz mogła swobodniej poruszać się po mieście. Oczywiście to nie rozkaz, a jedynie propozycja - uśmiechnął się. - Chodź. Pogadamy w samochodzie. Mam klimatyzacje - powiedział zachęcająco.
  18. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    Krasus spojrzał na posiłek, a później na nalewke. - Ja już jadłem - oznajmił podchodząc do drzwi. - Idę do sklepu. Jeszcze nie wiem gdzie, ale jak ktoś chce może się ze mną zabrać. Na pewno idę kupić jakiś porządny alkohol - wskazał na butelke, którą trzymała Akari. - Nie obraźcie się, ale gustuje w tradycyjnych nalewkach. Jeśli nie chce wam się iść... Mogę wan coś kupić. Jakieś zamówienia? - spytał trzymając za klamkę.
  19. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Witam - powiedział wstając i podchodząc do okna. - Najlepiej ustawiony, jeśli chodzi o urzędników, jestem w Peunion. To dzielnica w której się wychowałem - Krasus zatracił się na chwilę w wspomnieniach. Myślał o łatwiejszym i beztroskim życiu jakie wtedy prowadził. - To macie jakiś plan czy to po prostu jakieś gdybania? No i jak miałbym wam pomóc jako senator? Oczekujecie czegoś konkretnego? - Spojrzał na Killue(nie wiem czy dobrze to odmieniłem). - Masz coś mocniejszego do picia? Rozmowa na sucho zawsze jakoś słabo się klei.
  20. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Robiąc to co robi cały czas go oszukuje i zdradza. Ale fakt, że mamy haka na jednego z łowców jakoś mnie uspokaja - zgasił papierosa w popielniczce. - Może najpierw powiecie o co chodzi? Chcecie zabić senatora i wsadzić mnie na jego miejsce? Nie mam nic przeciwko.
  21. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    - Yahiro? W takim razie czemu nie współpracujesz z arcykonsulem? Hmmm... - Krasus zamyślił się i wypuścił dym z ust. - Treyna jest młoda i tyle stresu naraz nie działa na nią najlepiej. Już dawno wycofałbym się z tej szopki, ale kiedy na nią patrze... Po prostu muszę jej pomóc - powiedział szeptem do Akari. Odwrócił się w stronę młodej dziewczyny. - Zależy w jakiej dzielnicy. W tych bogatych to Ajacco i Peunion. A w biednych na to nie patrzą. Także całkiem spore. A co? Masz jakąś propozycje? Może niekoniecznie moralną propozycje - uśmiechnął się szeroko.
  22. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    Krasus zaparkował przed nową kryjówką Semantów. "Miejmy nadzieję, że zastane ich żywych." Wszedł do mieszkania i już chciał krzyczeć na przywitanie. Wycałować wszystkich i pogadać o tym jak im minął dzień. Ale zobaczył osobę, której być tam nie powinno. - Ktoś nowy - powiedział. Spojrzał na Treyne z wyrzutem. - Oczywiście jeśli ktoś nowy to zapewne nie jest poszukiwany w całym mieście? Nie, to nie w waszym stylu. Wy zadajecie się tylko z semantami, którzy mają nagrodę za swoją głowę liczoną w milionach szekli - westchnął i podszedł do siostry łowcy. - Krasus Jupiter - przedstawił się i pocałował ją w rękę. - Skromny przedsiębiorca. Za to pewnie jesteś tą, której wszędzie szukają - znowu westchnął tym razem głośniej. Wyciągnął paczke papierosów. - Ktoś chętny? - Spytał odpalając jednego.
  23. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    "Jestem już w drodze. Wyjeżdżam z Ajacco. Powinnienem być za jakiś czas. Podajcie adres." - Krasus wysłał sms-a i otworzył nową paczkę papierosów. Wyciągnął jednego z nich i zapalił. "Biedny Sonny. A mogłem pozyskać kolejnego semante." Westchnął głośno i przyśpieszył samochód.
  24. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    Kiedy Krasus odsunął się od Sonnego, napastnik z nożem zadał mu kilka pchnięć nożem. Chłopak stał trzymając się za brzuch, a mężczyzna podciął mu gardło. - Nawet się nie bronił - powiedział do jego brata, który wyciągnął z szuflady kartkę z numerem telefonu. - Masz zamiar do niego zadzwonić? Przecież wiesz, że jest przyjacielem twojego byłego szefa. Nic dobrego z tego nie wyniknie. - Nie mam wyjścia. Mamy w mieszkaniu trupa jakiegoś małolata. Trzeba to posprzątać, póki dzieci się nie obudziły - diler wstał i złapał za ramiona chłopaka. Wyciągnął go z mieszkania na klatkę schodową. Wyciągnął telefon, wystukał numer i zadzwonił. Usłyszał tylko śpiew kobiety w mieszkaniu z którego dopiero wyszedł. - Bracie? - spytał przekraczając próg drzwi. Na miejscu Sonnego leżał tam teraz jego brat z kulą między oczami. Nad łóżkiem w którym spały jego żona i dzieci, stał Krasus. - Warto było? Patrząc na miejsce w którym się znajdujemy... Nawet nic nie zarobiłeś - zabójca westchnął głośno. Podszedł do zszokowanego mężczyzny i wyciągnął granat bez zawleczki. Podał mu go i powiedział. - Mam dzisiaj dobry dzień. Biegnij z tym granatem na najbliższy posterunek. Będę Cię obserwował. Jeśli to zrobisz, twojej rodzinie nic się nie stanie,ok? - Dobrze. Tylko nic im nie rób. Przysięgnij na Boga - powiedział mężczyzna z granatem w dłoni. - Przysięgam na Boga. START - krzyknął Krasus, a diler zaczął biec po schodach. Zabójca wyciągnął pozostałe granaty i wrzucił je do mieszkania. Ruszył za biegaczem. Kiedy mieszkanie wyleciało w powietrze stali już kilkadziesiąt metrów od bloku. Już wdowiec zatrzymał się i spojrzał na stojącego nie daleko Krasusa z papierosem w ustach. - Przysiągłeś na Boga - powiedział załamanym głosem cały czas w szoku od śmierci brata. - Nie wierzę w Boga - odpowiedział Krasus strzelając w granat, który trzymał w ręku mężczyzna. Podszedł do zaparkowanego niedaleko samochodu i odjechał do Ajacco. Rupert już spał, tak jak prawie całe miasto. Zjadł coś na szybko i poszedł spać. Następnego dnia odczytał sms-a od Treyny.I napisał "Sonny nie żyję. Mam do was przyjechać? Buziaczki :*". - To był na prawdę ciężki dzień, Rupercie - powiedział wchodząc do salonu gdzie czekało na niego śniadanie, wiadomości i Rupert. - Nie wątpię, Panie Jupiter - powiedział lokaj i spytał. - Czy potrzebuję pan czegoś? - Sprawdź co się dzieję w Bayment. I każ umyć mój samochód. - Oczywiście - odpowiedział i ruszył wykonać zadania zlecone przez Krasusa. ((Ukeź kończy. Dostałem zezwolenie od MG na jego uśmiercenie. Dziękuję i pozdrawiam.))
  25. kameleon317

    [GRA]Odseparowani

    Krasus stał oparty o framugę. Czekał na jakiš ruch ze strony semanty, którego przywiózł ze sobą. Wyciągnął telefon i napisał do Treyny. "Co tam? Wszystko pod kontrolą? Bo u mnie nudy...". Nie chowając telefonu, zabójca szepnął do ucha Sonnego. - Masz zamiar coś zrobić czy po prostu tak stać?
×
×
  • Utwórz nowe...