-
Zawartość
179 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Xinef
-
Wydaje mi się, że nigdzie tu nie było mowy o poznaniu na 100%, czy o zrozumieniu wszystkich kobiet na świecie. Raczej chodzi o to, czy w jakimkolwiek stopniu serial może się pod tym względem przydać, a jeśli tak, to jak myślicie, w jakim. I jak wypada w porównaniu z innymi dajmy na to filmami, serialami, dziełami literatury itp. Co do podrywu to może faktycznie nie jest to temat specjalnie poruszany w serialu, ale może wiedza na temat tego jakie wartości cenią sobie bohaterki może się komuś przydać... chociaż faktycznie trzeba uważać - to, że jakaś dziewczyna przypomina wam Rainbow Dash to wcale nie musi znaczyć, że dla niej lojalność od razu jest najważniejszą cechą... co oczywiście nie musi też znaczyć, że można jej być nielojalnym Nie, myślę że tutaj bardziej prawidłowym wnioskiem mogłoby być to, że dziewczyny mogą, między innymi, cenić sobie takie a takie wartości i warto w związku z tym w sobie je pielęgnować na wypadek jakby się to kiedyś mogło przydać przy podrywie. To już pomijając fakt, że relacje damsko męskie mogą się budować i bez podrywu. Chociaż to jeszcze zależy co rozumieć przez podryw. Nie wiem czemu nadal tak często przewija się ten motyw z teorią jakoby MLP nie było skierowane do dorosłych i do facetów. Co prawda dzieci były i nadal są głównym odbiorcą do którego MLP jest skierowane, ale o ile mi wiadomo od samego początku Lauren Faust obmyślała jak sprawić, żeby rodzice chcieli oglądać serial wspólnie ze swoimi dziećmi. Innymi słowy MLP:FIM jest serialem rodzinnym podobnie jak chociażby filmy ze Shrekiem były skierowane zarówno do dzieci jak i do dorosłych. Fenomen Bronies nie polega na tym, że dorośli oglądają serial dla dzieci. Nie to zaskoczyło Hasbro. Fenomen polega na tym, że kucyki zaczęli oglądać mężczyźni i kobiety bezdzietne. I to, że było ich więcej niż się Hasbro spodziewało. Natomiast od początku dorośli byli zamierzonym odbiorcą.
- 28 odpowiedzi
-
A GOG ma kolejną falę promocji... pełno gier 75-85% taniej... chyba wezmę paczkę Mystów i uzupełnię parę brakujących strategii które czekały na wishliście na promocje... polecałbyś coś jeszcze?
-
Serdecznie polecam. Szkoda, że nie ma pozostałych dwóch części (trzeciej i najlepszej - czwartej).
-
Ok, ciekawe czy teraz znajdę trochę czasu nadrobić zaległości w grach, bo przez ostatnie zdaje mi się dwa tygodnie tylko albo się uczyłem na egzaminy, albo siedziałem na forum. Na GOG półka się zapełnia, a tymczasem tylko niewielką część z tych gier w ogóle instalowałem, a co dopiero mówić o ukończeniu.
-
-
Też w sumie uważam, że nie ma nic złego w dyskutowaniu na tematy związane z seksualnością również z młodszymi użytkownikami forum, ale po prostu wiem, że nie każdy podziela moją opinię i różnie można interpretować regulamin w tej kwestii. Poza tym dyskusje takie jak ta znacznie zwiększają prawdopodobieństwo, że ktoś posłuży się wulgarnymi określeniami bo po prostu zapomni, że mogą to czytać młodsi forumowicze. A jednak wulgaryzmy są ścigane przez inkwizycję i moim zdaniem słusznie. W ogóle nie podoba mi się traktowanie wulgaryzmów jako coś, na co dorośli mogą sobie pozwolić a dzieci nie. Czy chociażby w anglojęzycznych dyskusjach spotkałem się z używaniem zwrotu "adult language" jako synonim wulgaryzmów. Moim zdaniem wulgaryzmy są równie złe i niepotrzebne kiedy są używane przez dzieci jak i przez dorosłych. Zresztą wielu młodych ludzi posługuje się nimi o wiele częściej niż statystyczny dorosły. I na pewno traktowanie wulgaryzmów jako czegoś tylko dla dorosłych się do tego przyczynia. W końcu to znane zjawisko, że niektóre dzieciaki chcą udawać dorosłych przez robienie rzeczy które dorośli im zabraniają twierdząc "jesteś na to za młody". Muszę tylko wyjaśnić czym według mnie są wulgaryzmy - zwroty które uwłaczają godności tego, do czego się odnoszą. Innymi słowy jak naszego rozmówcę określimy niecenzuralnym słówkiem, jak prostytutkę określimy słowem na 'd' albo słowem na 'k', jak stosunek seksualny określimy... no nie muszę chyba wymieniać. Ogólnie chodzi mi o to, że o ile nie ma nic złego w chociażby wypowiedzeniu naszej opinii na temat naszego rozmówcy, albo w rozmawianiu o prostytucji czy seksie, o tyle należy to robić z godnością. Posługiwanie się wulgaryzmami fałszuje obraz sytuacji i skłania do negatywnych reakcji. Przykładowo, kiedy zamiast powiedzieć prostytutka użyjemy jakiegoś wulgaryzmu, to dużo trudniej jest (moim zdaniem) pamiętać, że rozmawiamy o kobiecie która jest najprawdopodobniej zmuszana do prostytucji i większość winy leży po stronie alfonsów czy wręcz mafii, jeśli jest w to zamieszana. Dużo łatwiej wówczas zrzucać winę na kobietę, podczas gdy w wielu sytuacjach jedyna jej wina to albo głupota i naiwność (jeśli na przykład skusiła się na "ofertę łatwej pracy"), albo wręcz brak jakiejkolwiek winy (jeśli na przykład została sprzedana przez rodzinę, jak to często bywa w biedniejszych krajach). Oczywiście nie zawsze tak jest, ale mój główny zarzut wobec wulgaryzmów jest taki, że zafałszowują obraz rzeczywistości. Do wulgaryzmów zaliczałbym również przekleństwa/klątwy w ich bardziej oryginalnym znaczeniu, czyli chociażby "niech cię piorun strzeli", bo po prostu życzenie rozmówcy nieszczęścia jest bardzo nieuprzejme Z kolei moim zdaniem wulgaryzmami nie są słowa które z wulgaryzmów wyewoluowały, ale utraciły negatywne znaczenie. Chociażby słówko "zajefajnie". Niemniej z takimi słowami warto pamiętać, że nie są zbyt oficjalne, więc i tak lepiej ich nie używać w niektórych sytuacjach. Już słyszałem opinie niektórych wykładowców, że np. jechał windą ze studentami i jakich to oni wulgarnych słów używają... a wynikało to po prostu z faktu, że te słówko od którego "zajefanie" pochodzi kiedyś miało bardzo negatywne znaczenie a współcześnie nabrało znaczenia pozytywnego... dlatego go tutaj nie cytuję, bo nadal jest w słownikach często oznaczone jako wulgarne, chociaż moim zdaniem można się sprzeczać... ale tak jak mówiłem najlepiej po prostu uważać gdzie się takich słów używa. Ale może trochę odszedłem od głównego tematu (chociaż moim zdaniem ogólna dyskusja na temat tego jakie dyskusje i w jakiej formie powinny być dozwolone a jakie nie, moim zdaniem jest całkiem na temat), ale może jednak powrócę do końskich zadów. Zgodzę się z tym co niektórzy mówili, że przygód kucyków nie należy traktować jako idealnego odwzorowania rzeczywistych ludzkich osobowości. Mają w serialu miejsce różne uproszczenia wynikające z tego, iż jest to jednak kreskówka skierowana w znacznej mierze do dzieci. Nawet jeśli dorośli odbiorcy też są uwzględniani, to jednak wiele tematów nie jest poruszanych. Moim zdaniem mane6 nie są uosobieniem stereotypów czy w inny sposób płytkimi, przerysowanymi postaciami. Mają dość głęboką, skomplikowaną osobowość. Fakt, każda z nich jest zbudowana wokół pewnej myśli przewodniej i każda uosabia w szczególny sposób jedną cechę osobowości, ale jednak osobowość rozbudowana wokół tego rdzenia jest moim zdaniem bardzo realistyczna w przypadku każdej z nich. Pomimo tych serialowych uproszczeń nadal mamy do czynienia z postaciami których osobowości, gdyby porównać je z osobowościami rzeczywistych ludzi, moim zdaniem nie odbiegają w znacznym stopniu pod względem realizmu. Trzeba oczywiście pamiętać, że zachowania kucyków są w pewnym sensie podyktowane tym, że mieszkają w Equestrii. Tam łatwiej jest komuś wybaczyć, pomóc czy zaprzyjaźnić się z kimś ledwo poznanym. Nie twierdzę, że Equestria jest utopią, ale jednak ma bardziej sprzyjające warunki do pokojowego rozwiązywania konfliktów. Moim zdaniem w rzeczywistości można próbować stosować podobne rozwiązania jak te przedstawione w serialu, ale jest to o wiele trudniejsze, trzeba być przygotowanym na sytuacje kiedy zostanie to wykorzystane przeciwko nam i trzeba się liczyć z tym, że nie zawsze się uda, czasem będą mniejsze lub większe upadki. Ale moim zdaniem serial w pewien sposób pomaga nam, jeśli podejmiemy ten trud, odnosić częściej sukcesy, łatwiej znosić porażki i może nam pomóc w nawiązywaniu przyjaźni. Również z kobietami. Po prostu należy przekaz serialu traktować z pewnym dystansem i właściwie odnosić go do rzeczywistości. Z uwzględnieniem naszych realiów. Co do zaś miłości do kuców... ciekawe może być zagadnienie jak to wpływa na relację owego Bronego do ludzkich kobiet. W przypadku niektórych osób zapewne miłość do bohaterki serialu odciągnie jego uwagę od dziewczyn które spotyka w rzeczywistości. W innych przypadkach może pomóc danej osobie lepiej zrozumieć swoją uczuciowość, uczuciowość innych osób i być może pozwoli mu to też łatwiej nawiązać kiedyś relację z jakąś dziewczyną. Ja mogę powiedzieć na własnym przykładzie, że jak do tej pory zdarzało mi się jedynie zakochiwać bez wzajemności. Albo było to jakieś zauroczenie koleżanką z klasy, która już miała chłopaka więc wolałem się nie wtryniać w ich związek. Zwłaszcza jak była już ze swoim chłopakiem szczęśliwa to nie miałem ochoty ryzykować, że zniszczę jej szczęście. Albo jak raz zakochałem się w koleżance która nie miała chłopaka to i tak dostałem kosza. Takie zdarzenia niszczą w mężczyźnie pewność siebie i coraz bardziej człowiek boi się zakochiwać. Bywało i tak, że jakaś dziewczyna podobała mi się, ale wolałem się z nią po prostu zaprzyjaźnić niż ryzykować, że znowu dostanę kosza. I teraz można się zastanawiać jak kucyki mogą wpłynąć na moją sytuację. Czy fakt, że od Fluttershy raczej kosza nie dostanę pomoże mi podbudować pewność siebie. Czy jest to jakiś sposób na zaspokojenie drzemiącego w człowieku pragnienia odwzajemnionej miłości? A jeśli tak, to czy jest to dobry sposób? Czy to pomoże mi w relacjach z innymi ludźmi, zwłaszcza z kobietami, czy nie? Nie wiem i dlatego myślę, że to ciekawy temat do dyskusji. I nie piszę tego głównie ze względu na siebie, oczekując "porad sercowych" itp. Raczej myślę, że to ciekawy temat do psychoanalizy i każdy może się z tego czegoś ciekawego dowiedzieć. Może mój przypadek można też odnieść w pewnym sensie do innych osób. Ogólnie temat jest dla wszystkich a ja mogę być co najwyżej ciekawym przypadkiem do analizy który może pomóc zrozumieć pewne zjawiska. To też ciekawe zagadnienie - czy zakochujesz się w czyimś wizerunku, czy w osobie do której ów wizerunek należy. Przecież może być tak, że zobaczysz zdjęcie modelki - zakochasz się w niej, a później poznasz ją osobiście i zorientujesz się, że tak na prawdę do tej osoby nic Cię nie ciągnie. Tylko jej wygląd na fotce cię zauroczy. To by znaczyło, że faktycznie zakochałeś się w kupce pikseli a nie w osobie. W praktyce - problem ten często występuje. Niby wydaje nam się, że kogoś kochamy, a jak lepiej poznamy tę osobę, to okazuje się, że przyciągał nas tylko wygląd zewnętrzny - to co widzimy, a nie to kim ten ktoś na prawdę jest. Albo może być i tak, że przyciąga nas osobowość, ale tylko ta osobowość którą znamy. Jak lepiej poznamy mroczne zakamarki osobowości danej osoby, to nagle się okazuje, że znowu - kochaliśmy tak na prawdę nie tą osobę, tylko nasze wyobrażenie o jej osobowości. I tak samo jest z klaczami z serialu - jeśli ktoś się zakochuje tylko w ich wizerunku który widzi na ekranie. Tylko w animacji, którą stworzyło Hasbro, albo ktoś z fandomu. Tylko w ich wizerunku wykreowanym przez serial albo przez fandom, czy to w ilustracjach, fanfikach czy animacjach... to nadal jest to tylko zauroczenie wizerunkiem, kupką pikseli albo innym ciągiem bitów. Ale jeśli ktoś na serio traktuje swoją miłość do kucyków to powinien swoją miłość skierować nie do wizerunku, tylko do tego czyj ów wizerunek jest. Czyli do samego kucyka. Można oczywiście sprzeczać się, czy ów kucyk w ogóle istnieje, czy jego wizerunek należy do Hasbro i wówczas miłość do właściciela wizerunku okazuje się miłością do... korporacji Czy też kucyk faktycznie istnieje. Łatwo dojść do wniosku, że w tylko jednym z tych przypadków tak na prawdę miłość do kucyka może mieć sens (chociaż... nie zdziwię się, jeśli ktoś dojdzie do innych wniosków). Można oczywiście też zastosować logikę Pinkie Pie i stwierdzić, że nie ma po co się przejmować tym, czy coś ma sens. Przecież rzeczy bezsensowne też można robić i czerpać z tego przyjemność. Ogólnie, tak jak mówiłem... bardzo ciekawe zagadnienie
- 28 odpowiedzi
-
Nie wiem jak jest w Twoim przypadku, ale zdaje mi się, że wielu facetów kreuje sobie w umyśle coś takiego jak "ideał kobiety" którą by chcieli mieć za żonę. I później (jeśli racjonalnie podchodzą do rzeczywistości) pojmują za żonę kobietę kompletnie inną i nijak nie przystającą do tego ideału. Ale czy to oznacza, że taki ideał sam w sobie jest zły i nie powinno się go mieć? Chyba nie. A taki ideał właśnie raczej się tworzy dodając plusy na karcie postaci W przypadku zaś fikcji literackiej, różne są podejścia, ale czasem próbuje się stworzyć świat bardziej realistyczny, a czasem bardziej wyidealizowany. Jeśli na przykład chcesz stworzyć epicką epopeję o losach bohatera o którym od tysiącleci mówiły przepowiednie, to możesz z niego zrobić takiego wyidealizowanego (alicorna ) i nie ma w tym nic złego. Może niektórzy będą taką literaturę hejcić za to, że jest nierealistyczna, ale przecież z założenia taka nie miała być. Są powieści gdzie masz jasny podział na dobro i zło, dobro jest wyidealizowane, a zło w czystej postaci złe, a masz powieści gdzie są tylko skale szarości. I wcale nie jest tak, że jedne z nich są z definicji lepsze, a drugie gorsze. Przecież taki Władca Pierścieni raczej zalicza się do tych czarno-białych z bardzo niewieloma odcieniami szarości, a mimo to jest wielkim osiągnięciem literatury. Ale fakt, że nie należy go dopasowywać do rzeczywistości, która już faktycznie jest przepełniona tą skalą szarości. I tak samo właśnie moim zdaniem można patrzeć na kwestię wyidealizowanej postaci. Nie jest realistyczna, ale też ma swoje zastosowania.
-
O tym może pogadamy 30. czerwca jeśli wszystko się uda zgodnie z planem. Ogólnie ciekawe rzeczy piszesz, natomiast zastanawiam się jak do tego odnieść to, co już parę razy słyszałem, że w renesansie i niektórych późniejszych epokach starano się tworzyć bardzo negatywną wizję średniowiecza, żeby podkreślić jaki to nastąpił postęp. W efekcie podobno fałszowano dowody mające pokazać jak to w średniowieczu było źle, a z kolei osiągnięcia średniowiecza starano się albo niszczyć albo przypisywać chociażby starożytności (żeby jeszcze móc powiedzieć, że średniowiecze doprowadziło do zniszczenia tych osiągnięć, a teraz zostały odkryte na nowo). Nie mam pojęcia ile w tym prawdy, ale mówię po prostu, że takie opinie słyszałem. Mi tutaj raczej chodziło o szlachetne urodzenie jako traktowane całkiem odrębnie od całej reszty. W sensie, czy wolałbyś chociażby poślubić księżniczkę, która jest piękna, mądra, inteligentna, dobra, etc. czy też wieśniaczkę która ma te wszystkie cechy identyczne. I załóżmy, że obydwie mają taki sam majątek i inne bzdety, jeśli to miałoby jakiś wpływ na decyzje. Oczywiście problem o którym mówię jest czysto abstrakcyjny, ale właśnie nad takimi rzeczami się zastanawiałem i o to mi chodziło xD
-
No cóż, w takim razie ja też zamilknę na ten temat (chociaż moim zdaniem spokojnie można by podyskutować na ten temat bez wywoływania kłótni). Chociaż ciekawi mnie jaka jest Twoja interpretacja tego fragmentu: http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=uG90TUqc7ow#t=1196s Bo moim zdaniem to nie wygląda na zwykłe "bycie miłym", ale przecież mogę się mylić. W sumie jeśli założyć, że Rarity wcale nie odwzajemnia uczuć Spika, można przykładowo uznać, że to zdecydowanie nie był dobry moment, żeby mu to zakomunikować.
-
Jeśli Hasbro miałoby wydawać kolejne gry MLP to w zasadzie mierzą w dwie różne demografie: - dzieci, których rodzice są gotowi zapłacić za grę albo za mikrotranzakcje - Bronych, z których wielu zarabia albo ma inne źródło pieniędzy na zakup gier Teoretycznie bardziej się Hasbro opłaca robić grę mierzącą w jak największą grupę odbiorców, czyli przypuszczalnie podobnie jak z gameloftową grą - głównie dzieci, ale niektórym Bronym gra też się może spodobać na skutek podobieństwa do serialu. Kwestia jest taka, że tak powstałe gry na pewno nie będą miały żadnych zaawansowanych aspektów w rodzaju gry RPG z rozbudowaną fabułą albo jakiejkolwiek gry z dużym rozbudowanym światem. Po prostu dla najmłodszych odbiorców się takich gier nie robi, a Hasbro będzie raczej tych starszych odbiorców traktować jedynie jako potencjalny niewielki dodatek. Dlatego raczej bym ze strony Hasbro nie liczył na inicjatywę specjalnie wartą uwagi. Gry ładne, które dobrze wyglądają - tak. Gry które będą miały bardzo dużą grywalność, a w szczególności jak na nie nie wydasz majątku - nie.
-
Napisałem "nie wyrządza krzywdy innym" - tutaj słówko innym nie jest co prawda zbyt jasno określone, ale spokojnie można je interpretować jako obejmujące każdego kto kiedykolwiek istniał lub będzie istniał. Nie jest przecież powiedziane "współcześnie istniejących innych". Oczywiście nie zawsze da się przewidzieć jak nasze akcje wpłyną na przyszłość w takim stopniu jak na teraźniejszość, więc krzywdzenie przyszłych pokoleń może być przez prawo traktowane inaczej niż krzywdzenie obecnych. Po prostu przy osądzaniu czynów czy łamią czyjeś prawo trzeba uwzględniać to, że człowiek jest zwykle w mniejszym stopniu świadomy tego jak jego czyny wpłyną na przyszłość, więc nie powinien ponosić pełnej odpowiedzialności za czyny, których skutków nie był w stanie przewidzieć. Na sto procent godność ludzka jest naruszana jeśli człowiek zostanie zmuszony do udziału w wytwarzaniu pornografii. Ale jeśli dotyczy się to nie człowieka, a jego wizerunku, to już odmienna sprawa. Tutaj już, moim zdaniem, można się zastanawiać na ile człowiek ma prawo decydować co inni robią nie z nim samym, ale z obrazkiem. Zgodzę się, że na taki wybryk można na pewno odpowiedzieć publicznym potępieniem takiego zachowania. Ale czy można za to karać? To moim zdaniem jest kwestia dyskusyjna. Kwestia jest taka, że ja swoje poglądy opieram na wierze w istnienie kucyków (czy konkretniej Equestrii, bo kucyki istnieją i u nas, tylko takie trochę inne ) Oczywiście mógłbym podawać swoje opinie bez kompletnie żadnego uzasadnienia, ale po prostu uznałem, że wypada jakieś uzasadnienie dać, bo tak się przyjęło w dyskusjach, że opinie uzasadnione są często ciekawsze i bardziej wartościowe. A, że wyszła z tego dysputa teologiczna, bo ludzie mieli nieco inne definicje niż ja... cóż poradzić... najlepiej byłoby to przenieść na PW, ale już na to trochę za późno. Moim zdaniem jest to poniekąd wina struktury forów internetowych. Moim zdaniem komunikacja międzyludzka ma formę skierowanego grafu acyklicznego i gdyby fora to wspierały to nie byłoby problemu - można by dyskusję rozbić na kilka wątków i odejście od zasadniczego tematu wątku nie byłoby problemem. Niestety fora wspierają tylko strukturę drzewiasto-liniową (gdzie wątek ma strukturę liniową, a reszta forum tworzy drzewo) i tu już niestety ciężko jest się zawsze trzymać tematu, bo każde odejście od tematu głównego ląduje w tym samym miejscu co cała reszta wypowiedzi.
-
W sumie to jak tak się trochę przyjrzałem naszym dyskusjom w "Czego nie lubimy w fandomie?" i tutaj, to się tak zastanawiam nad zasadniczą kwestią, czy nasza dyskusja nie toczy się na granicy regulaminu forum. Bo niedozwolone jest pisanie treści erotycznych, a chociaż nasza dyskusja nie jest sama w sobie opisem erotycznych czynności itp. to jednak może zostać uznana przez moderację za coś, czego najmłodsi forumowicze widzieć nie powinni. W sumie nie wiem jak do końca interpretować ten podpunkt regulaminu - czy rozmawianie na temat tego, czy clopy powinny być dozwolone a jeśli tak to gdzie, albo właśnie kwestia zoofilii czy pociągu seksualnego... to teoretycznie powinno się znajdować w dziale 18+, ale tamten dział to tylko miejsce na fanfikcję, a nie na dyskusje. Co o tym myślisz? Ja na razie postarałem się usunąć ze swoich postów co bardziej "pikantne" wypowiedzi, ale nie wszystkie, tak, żeby zachować sens wypowiedzi.
- 28 odpowiedzi
-
To w sumie dość ciekawa obserwacja pod względem wielopłaszczyznowości postaci Rarity... Bo o ile niemal całe zachowanie Rarity sprawia wrażenie jakby gry aktorskiej - odstawianie dramatycznych scenek, zachowywanie się "na pokaz", kreowanie sobie wizerunku arystokratki, czy chociażby jej zachowania wobec Spika... to wszystko wydaje mi się tak jakby wyrachowaną grą z jej strony... Ale kiedy pokazuje swoją hojną stronę, chociażby kiedy odcinała sobie ogon aby naprawić wąs Stevena albo kiedy musiała zrzucić z siebie ten cały balast "damy" i ubrudzić się aby pomóc przyjaciółkom, to odnoszę wrażenie, jakby tylko wtedy była tak na prawdę sobą, a nie "tą Rarity na którą próbuje siebie wykreować". Nie wiem do końca jak to opisać, ale chodzi mi o to, że tylko wtedy jej zachowanie przestawało być właśnie wyrachowaną grą aktorską, a było bardziej spontaniczne. W sumie patrząc na to jak bardzo nerwowa i często zestresowana jest Rarity można przypuszczać, że (tak jak zresztą ma wielu ludzi w podobnej sytuacji), jest bardzo zmęczona tą całą swoją grą i pewnie nieraz się zastanawia, czy to wszystko ma sens... Ale właśnie się tak zastanawiam czemu właściwie ona to robi. Z początku wydawało się, że może chodzić o Blueblooda, ale ten motyw odpadł po gali. Czy chodzi jej tylko o to, żeby zostać zaliczonym do elity? Czy chodzi jej o sławę i popularność? Czy o coś innego? Może o uznanie artystyczne? Jakby znać odpowiedź na to pytanie, pomogłoby to odpowiedzieć na pytanie czy ta cała jej gra ma nadal jakiś sens, czy też robi to z przyzwyczajenia...
-
Nie czytałem całego wątku, więc żeby ewentualnie nie powtarzać rzeczy które mogły już zostać powiedziane, skupię się na własnych doświadczeniach z Rarity. Od początku była najmniej przeze mnie lubianą z mane6. Nadal była "na plusie" w sensie, że było to bardziej lubienie niż nielubienie, ale jakoś razem z Rainbow Dash po prostu nie bardzo mi wpasowały w gusta. Może to dlatego, że jej wady wydawały mi się bardziej uciążliwe niż wady innych bohaterek, może to efekt pierwszego wrażenia, na które na pewno mają wpływ różne stereotypy o modnisiach i ogólnie kobietach przywiązujących bardzo dużą wagę do wyglądu zewnętrznego. Ciężko mi powiedzieć. Ogólnie nie jest to przypadek świadomego nie lubienia kogoś, kiedy możesz wymieniać wiele powodów czemu kogoś nie lubisz. Był to bardziej przypadek podświadomego "nie jest w moim typie" co by to nie miało znaczyć. Kiedy się zastanawiałem, co może mnie łączyć z Rarity, a co mnie z nią dzieli, to dochodziłem do wniosku, że obydwoje jesteśmy artystami. Ja tworzę światy, ona tworzy ubrania, ale w bardziej ogólnym sensie tworzy piękno którym innych chce obdarowywać. Ale poza tym wspólnym zainteresowaniem "jakąś formą sztuki" to jakoś nie bardzo potrafiłem znaleźć cokolwiek wspólnego z nią. Ale w miarę jak coraz bardziej zgłębiałem serial, a również z pewną pomocą twórczości fandomu (chociaż dzieł na temat Rarity raczej specjalnie nie szukałem), coraz bardziej rozumiałem i lubiłem tą postać. Może w tej chwili nadal jest u mnie na szóstym miejscu wśród mane6, ale żywię do niej o wiele większą sympatię niż kiedyś. Spośród moich przemyśleń mógłbym wymienić chociażby fakt, że Rarity tak na prawdę jest bardzo skromna i nie obnosi się ze swoja hojnością. O ile na przykład taka Rainbow wszem i wobec ogłasza jaka to ona jest fajna, co może i jest prawdą, ale i pychą, o tyle Rarity wprost przeciwnie - jeśli dokonuje jakiegoś aktu hojności to wcale nie próbuje na to zwracać uwagi. Do tego stopnia, że ktoś kto niezbyt dokładnie ogląda sytuację może nawet nie dostrzegać tych aktów hojności. Sukienki dla przyjaciółek to akurat jeden z lepiej widocznych przykładów, bo (o ile dobrze pamiętam) wiemy, że były one prezentem dla nich i nie musiały jej nic płacić. Niemniej Rarity wcale nie ogłaszała wszem i wobec, jaka to ona jest hojna. Po postu uszyła sukienki dla przyjaciółek. I to po dwie dla każdej. Niektórzy widząc to powiedzą "Co w tym dziwnego? Przecież to krawcowa..." no tak, ale spróbuj kiedyś uszyć 10 galowych ubrań dla swoich przyjaciół i podarować je w prezencie nic nie oczekując w zamian. A jak pomyślę o tych mniej widocznych aktach hojności, to ten gest wydaje się przy nich drobiazgiem. Bo trzeba się Rarity przyjrzeć tak trochę z punktu widzenia ekonoma. Ma talent do znajdowania kamieni szlachetnych, które są w Equestrii traktowane jako wartościowa waluta. Szyje suknie i garnitury które sprzedawane są elicie w Canterlocie. Szyje suknie wyszywane klejnotami. Sprzedaje je. Jeśli to dobrze przeanalizować, to trzeba sobie postawić pytanie gdzie są te kufry złota przez nią zarobione. Gdzie jest ta willa albo pałacyk, na który spokojnie mogłaby zarobić swoją pracą. Rarity spokojnie mogłaby być jednym z najbogatszych kucyków w Equestrii. A nie jest. Butik Karuzela zapewnia jej warunki życia może nieco powyżej standardów Ponyville, ale tylko nieco powyżej. Widzimy, że większość kucyków ma duże, dobrze wyposażone domy i nie klepią biedy, ale też nie żyją w luksusach. I Rarity może i ma odrobinkę lepsze warunki, ale jak się dobrze przyjrzeć wynika to bardziej z faktu, że umiejętnie potrafi dobrać sobie wyposażenie domu dobrej klasy, a nie z faktu, że kupuje najdroższe rzeczy. Nie ma marmurów, złotych posągów, ton biżuterii. Parę rzeczy ma, ale na prawdę za jedną wyszywaną brylantami sukienkę mogłaby kupić tego o wiele więcej. Jak to wytłumaczyć? Widzę kilka opcji - albo Rarity oferuje bardzo niskie ceny, tak, że niemal nic nie zarabia na swojej pracy... albo większość tego co zarobi oddaje, czy to na cele charytatywne, czy konkretnie pomagając innym. Oczywiście można też dopatrywać się innych wytłumaczeń. Może gromadzi skarby w jakimś tajnym sejfie albo może kamienie szlachetne uległy już na tyle dużej dewaluacji, że wcale nie są dużo warte, ale wydaje mi się, że jeśli potraktować na serio fakt, że Rarity jest powierniczką hojności, to wytłumaczenie z działalnością charytatywną jest najbardziej sensowne. Tylko my kompletnie nic o tym nie wiemy. Czemu? Bo Rarity się tym nie chwali. Ostatecznie... jeśli miałbym okazję kiedyś spotkać się z Rarity, to wątpię, żebyśmy zostali dobrymi przyjaciółmi, ze względu na różnicę osobowości... chyba, że byłoby podobnie jak z przyjaźnią Rarci z AJ, która musiała się dość mocno dotrzeć, zanim się tak na prawdę zaprzyjaźniły... Ale na pewno miałbym o niej bardzo dobra opinię i jeśli ktoś ją uznaje za najfajniejszą z mane6 to zupełnie to rozumiem i cieszy mnie to, że ma swoich wielbicieli. A tak na koniec... moim zdaniem sukienki które Rarity uszyła dla przyjaciółek były ładne w obydwu wersjach. Mi się osobiście podobały i te uszyte według zaleceń poszczególnych przyjaciółek i te wymyślone przez Rarity. Można się wykłócać, że po prostu takie są realia animacji dla dzieci, że to co ma być brzydkie i szkaradne i tak jest przedstawiane w umiarkowanie ładny sposób, a to iż coś jest brzydkie mamy raczej wywnioskować z reakcji otoczenia niż z samego wyglądu danej rzeczy... ale moim zdaniem były ładne xD
-
W sumie to naszła mnie taka myśl... bardzo podobają mi się kucyki w kimonach. Nie w sensie erotycznym, tylko po prostu wydają mi się ładniejsze... Czy kimona to też fetysz? Co do rozmów filozoficznych, teologicznych itp. to oczywiście, z chęcią pogadam. Jeśli robi się z tego za bardzo offtop, to można i przenieść pewne sprawy na PW, ale jak wolisz pogadać przy piwie (ja pewnie wezmę inny trunek - z napojów z procentami preferuję mleko), to może kiedyś będzie ku temu okazja. Nigdy filozofii nie studiowałem, parę książek filozoficznych się kiedyś przeczytało, ale zasadniczo jestem bardziej "samoukiem" i bazuję na rozmowach ze znajomymi i z rodziną, więc mogę się posługiwać definicjami zaczerpniętymi bardziej z tych źródeł niż z literatury fachowej. Jeśli to było skierowane do mnie, to tak jak pisałem - ja nikomu nie zabraniam i jak ktoś chce pisać czy rysować, czy generalnie tworzyć cokolwiek, to niech sobie tworzy. Dopóki nikogo nie krzywdzi np. zmuszając do pracy nad tym dziełem. Wykorzystanie wizerunku postaci fikcyjnej na szczęście samej postaci krzywdy nie robi. Niemniej ucieszyłbym się gdyby zaniechano produkcji tych rzeczy które moim zdaniem są nieetyczne, dlatego nawet jeśli nikomu nie zabraniam ich tworzenia, to z chęcią wywieram presję metodami nieinwazyjnymi.
-
No cóż, ludzie z odchyłami psychicznymi też się czasem zdarzają, więc pojedyncze osoby którym koński zad się bardziej podoba od ludzkiego też się mogą trafić, ale bardzo sporadycznie. Jeśli mam być kompletnie szczery, to Fluttershy mi po prostu trochę zawróciła w głowie. Głównie przez swoją osobowość - jakoś ani kolor różowy mi specjalnie się nie podoba, ani nie jestem jakimś wielbicielem żółtego... oczy ma ładne, ale poza tym jakoś z wyglądu wcale mnie nie kręci. (moim zdaniem Dash jest ładniejsza) Ale osobowość Flutterki, pomimo jej wad, mnie przyciąga. Do tego stopnia, że i ilustracje z nią mi się dużo bardziej podobają, chociaż właśnie nie ma w nich nic co by mi się podobało, a jednak właśnie tylko i wyłącznie z powodu, że przedstawiają kucyka z taką a nie inną osobowością, wydają mi się prześliczne. Przynajmniej niektóre z nich, te które wiernie oddają jej wizerunek xD I szczerze powiedziawszy, gdybym spotkał jej "ludzką wersję" to nie wiem czy bardziej by mi się podobała. Jakoś myślę, że Fluttershy woli być kucem i dlatego ja też wolałbym, żeby była kucem. Ale pomijając kwestię Fluttershy i moich do niej amorów, to sam serial moim zdaniem jest właśnie, głównie za sprawą geniuszu Lauren Faust, świetnym sposobem na zrozumienie dziewczyn i kobiet. I tutaj nawet nie chodzi o to, żeby dopasowywać konkretne osoby do kuców. Ktoś może mieć w sobie cząstkę każdego z kuców, albo na przykład mieć osobowość podobną do kilku z nich. Wreszcie mogą być dziewczyny które nie przypominają żadnej z bohaterek. Ale mimo to, sam fakt, że można się przyjrzeć sposobowi rozumowania, funkcjonowania, rozmowom i przygodom kilku tak różnych bohaterek, w pewnym sensie otwiera umysł na te sprawy. Przykładowo ktoś kto myśli, że kobietom w głowie tylko "szminki, ciuchy i faceci" może dość skutecznie zweryfikować swoje poglądy obserwując nasze bohaterki. Albo ktoś kto myśli, że dziewczyna która siedzi w książkach i pasjonuje się nauką musi być nudna i brzydka, może się przekonać, że wcale tak być nie musi. I nawet jeśli spotka kiedyś dziewczynę która wcale nie przypomina Twilight, ale lubi książki, to już taki człowiek może do niej podejść bardziej otwarty i pozytywnie do niej nastawiony, uodporniony na stereotypy itp. Podobnie można się dowiedzieć, że to iż ktoś lubi imprezki albo lubi się stroić wcale nie musi się wiązać z wadami które często się przypisuje takim osobom. Z drugiej strony serial pozwala nam też lepiej zrozumieć mocne strony niektórych osób - chociażby docenić czyjś talent artystyczny, docenić czyjąś wiedzę, docenić czyjś optymizm, prawdomówność czy lojalność. I na pewno pomaga docenić przyjaźń. Jeśli komuś zależy na kobietach tylko dlatego, że są ładne albo mają fajną osobowość, ale podchodzi do sprawy egoistycznie - chce mieć kobietę dla siebie, to można mieć nadzieję, że przesłanie serialu mu uświadomi, że nie tędy droga. Pomiędzy mężczyzną a kobietą którzy chcą być ze sobą powinna też zaistnieć przyjaźń, pragnienie szczęścia tej drugiej osoby. Egoizm powinien zniknąć. I to też jest ważna lekcja i myślę, że serial też to uświadamia, że dziewczynom/kobietom też zależy na prawdziwych przyjaciołach. Chociaż ogier też się czasem do czegoś przyda
- 28 odpowiedzi
-
To jest dość logiczna sprawa - jeśli z jednej strony preferuję oglądanie normalnych obrazków z kucykami, a z drugiej strony uważam rysowanie pewnych rzeczy za poniżające czyjś wizerunek, to w moim interesie i w interesie osób do których ten wizerunek należy jest, aby powstawało jak najwięcej normalnych obrazków i jak najmniej tych których nie chcemy. Dlatego podjęcie w tym celu aktywnego działania w ramach wolności którą mamy, czyli wygłaszanie opinii i bojkoty, może przynieść korzystny efekt dla osób które podzielają takie poglądy. Z drugiej strony osoby które lubią oglądać clopy, uważają, że nie ma nic niestosownego w robieniu pornografii z czyjegoś wizerunku bez pytania o zgodę i ogólnie są "po drugiej stronie barykady" też mają prawo głosić swoje opinie i bojkotować tą drugą stronę. Nie mam nic przeciwko temu, żeby zwolennicy clopów bojkotowali mnie. Tak działa świat w którym ludzie są wolni. I tylko mam nadzieję, że żadna ze stron nie naruszy wolności tych drugich. To akurat ważniejsze jest nawet niż to, która z tych stron ma przewagę liczebną. Ale tu mówisz o przyjaźni w samym opowiadaniu. Jeśli natomiast wpłynie to pozytywnie na przyjaźń ludzi (i kuców ) czytających taką fanfikcję, to właśnie o takie lekcje przyjaźni mi chodziło.
-
Przez jawne sprzeciwianie się miałem na myśli nie karanie, tylko właśnie działania które nie naruszają wolności owych twórców clopów czy gore. Jeśli większa część społeczeństwa jawnie się wypowie, że nie podoba im się gdy ktoś prowadzi twórczość tego typu, to nie jest to kara sensu stricto, ale jest to jasne postawienie sprawy, że wolelibyśmy, gdyby tego nie tworzyli. Czy się do tego dostosują czy nie, tu już pozostawiamy im wybór, ale chodzi o to, że ja na przykład miałbym poważny problem z zaprzyjaźnieniem się z osobą, która by lubiła rysować pornografię z Fluttershy. I jeśli wiele osób by podzielało to podejście, to może taka osoba rysująca owe porno dojdzie do wniosku, że może jednak warto to zarzucić, bo dzięki temu łatwiej znajdzie prawdziwych przyjaciół... wiem, dziwnie to zabrzmiało, ale mój tok rozumowania ogólnie jest dziwny Poza jawnym wygłaszaniem naszych opinii o clopach jest jeszcze jedna forma sprzeciwu która nie narusza wolności twórców clopów, czyli nie jest do końca karą. A mianowicie bojkot. Jeśli jest dwóch artystów, jeden z nich rysuje tylko normalne rysunki kuców, a drugi rysuje zarówno normalne rysunki, jak i clopy, a ja chciałbym zamówić od któregoś z nich rysunek, wybrałbym tego który nie rysuje clopów. Jeśli większość społeczności by tak postępowała, to chociaż w żaden sposób to nie ogranicza wolności twórców clopów, to jednak wywiera to na nich presję, aby tego zaprzestali. Co do wizerunku... ja akurat mam dość specyficzne poglądy na temat własności intelektualnej, z których by wynikało raczej, że nie bardzo miałbym prawo komuś zabronić modyfikować mój wizerunek, bo wizerunek to po prostu informacja, a moim zdaniem informacje należą do domeny publicznej... ale kwestie własności intelektualnych zostawmy może na boku... Co do fanfikcji, to ja wyznaję zasadę, że jeśli coś sprawia wrażenie, że Fluttershy by się zgodziła występować w takim fanfiku, gdyby się ją spytać o zdanie, to w takim przypadku zakładam, że taki fanfik jest w porządku. Jeśli natomiast wydaje mi się, że Fluttershy nie chciałaby występować w takim fanfiku, to traktuję fanfik tak, jakby wykorzystywał jej wizerunek wbrew jej woli. Podobnie oczywiście z innymi kucykami. Fluttershy dałem po prostu za przykład, bo najlepiej ją znam. A ponieważ taki system osądzania "które fanfiki są cacy, a które są be" jest dość mocno subiektywny, to tak jak mówiłem nie bardzo jest sens stosować tu kary, zabraniać pisania takich fanfików czy rysowania obrazków. Zresztą też moje poglądy na własność intelektualną mi mówią, że nie można tego zabronić. Ale moim zdaniem można właśnie stosować opinię społeczną, bojkot i temu podobne łagodniejsze formy wywierania presji. A w kwestii Hasbro... możecie mnie uznać za świra, ale teraz mówię na serio... jestem przeciwny niewolnictwu i dlatego uważam, że Hasbro nie ma prawa traktować kuców jako swojej własności. Gdyby chodziło o jakieś bezmyślne zwierzęta to może jeszcze jakoś można mówić o własności, ale gdy mówimy o istotach tak ludzkich w swojej naturze jak kuce z Equestrii, to traktowanie ich jako czyjaś własność moim zdaniem podchodzi pod niewolnictwo. Zapraszam do dyskusji w osobnym temacie, który na prośbę ZenoN1.0'a założyłem. http://mlppolska.pl/watek/6186-mlpfim-jako-opowieść-o-kobietach Ja na razie na forum, na PW, na GG... dużo rozmawiam z ludźmi o kucach, z kucami o ludziach, z każdym o wszystkim i jakoś tematów do rozmów mi nigdy nie zabrakło. No, pomijając te parę przypadków, kiedy wszelkie pomysły jakie mnie nachodziły były kiepskie, więc wolałem nic nie mówić xD Heh... przekonanie coponiektórych kuców, żeby się zgodziły wystąpić w czymś takim, mogłoby być dość ciężkie, ale myślę, że jeśli by dobrze rozumiały iż z takiego dzieła może wyniknąć wiele dobrego, a nawet można się czegoś dowiedzieć o magii przyjaźni, to myślę, że w końcu by się zgodziły. A zatem do takich fanfikcji nie mam zastrzeżeń.
-
Zasadniczo kucyk w skarpetkach to kucyk w skarpetkach. Jeśli ktoś się w tym doszukuje jakichś podtekstów, to już nie wina kuca albo skarpetek, tylko tego kto patrzy. Równie dobrze można mówić, że kuce w sukienkach mają jakiś podtekst erotyczny. Oczywiście są artyści którzy łączą clopy ze skarpetkami bo lubią jedno i drugie. I wtedy problemem jest clop, a nie skarpetki. Obwinianie skarpetek sprowadza się do błędu logicznego znanego jako "Hitler lubił psy, dlatego psy są złe". Oczywiście może to prowadzić do tego, że komuś skarpetki zaczną się kojarzyć z clopami i dlatego widok kuców w skarpetkach będzie go przyprawiał o różne reakcje. W takich sytuacjach jest zrozumiałe, że taka osoba może zacząć unikać artów ze skarpetkami albo wystawiać im negatywne opinie. Ale moim zdaniem lepiej w takich sytuacjach próbować trochę pracy nad sobą i się wyleczyć z takich skojarzeń. Bo w przeciwnym razie kucom w zimie kopytka zmarzną. Co do zaś samego problemu ubrań, które czynią wizerunek kobiety bardziej erotycznym, to myślę, że jest to już od dawien dawna znany problem. Ja akurat po raz pierwszy zetknąłem się z tym w grze Albion, gdzie jest sobie taka rasa anthro-kotowatych i u nich biedniejsze samice chodzą niemal bez ubrań (przepaski biodrowe etc.), podczas gdy bogate, szlachcianki, stroją się tak, że całe ciało mają zakryte. Bo to czego nie widać bardziej kusi. Coś w tym jest...
-
To akurat dość znany problem dysput logicznych - uzgodnienie definicji. Nie jest do końca ważne jakimi słowami się posługujemy, dopóki każdy z nas wie o co w danej chwili chodzi tej drugiej osobie. Dlatego dla ścisłości podam definicje którymi się posłużyłem i które mniej więcej zgadzają się z definicjami na które sam najczęściej się natykałem: ateista - twierdzi, że Bóg nie istnieje. Albo próbuje to udowodnić, chociaż posługuje się dowodami bazującymi na założeniach innych niż założenia teistów, więc te dowody z punktu widzenia teistów nic nie dowodzą, albo też w ogóle nie próbuje tego udowadniać tylko przyjmuje to za wstępne założenie. agnostyk - twierdzi, że nie potrafi udowodnić ani istnienia ani nieistnienia Boga, więc obydwie możliwości uznaje za możliwe. Nie wypowiada się na temat tego która jest bardziej prawdopodobna, bo tego też nie potrafi naukowo wykazać. A nawet jeśli się wypowiada i coś próbuje wykazać, to nadal dopuszcza tą drugą możliwość jako niezerowe prawdopodobieństwo. teista - poniekąd odwrotność ateisty, albo próbuje udowadniać istnienie Boga, ale posługuje się dowodami nic nie znaczącymi dla ateistów, bo opartymi na odmiennych założeniach, albo też uznaje to wyłącznie za kwestię wiary nie wymagającą dowodów. Innymi słowy wiara to poniekąd to, co uznajemy za wstępne założenia na podstawie których budujemy całe logiczne rozumowanie. Jeśli posłużyłem się innymi definicjami niż te, których Ty użyłeś, to mam nadzieję, że to mniej więcej wyjaśnia o co mi chodziło. W kwestii uznawania którejś z wersji za bardziej prawdopodobną i dlatego podejmowanie decyzji bazujących na założeniu, że ta druga opcja jest fałszywa, to powiem tyle: Z punktu widzenia logiki "posiada zbyt mało dowodów" jest bzdurą. Jeden dowód wystarczy, jeśli jest poprawny. Całość sprowadza się do tego, że teiści mają setki, tysiące, miliony dowodów na istnienie Boga, ale ateiści nie uznają żadnego z nich. Ateiści mają równie dużo dowodów na nieistnienie Boga, ale teiści nie uznają żadnego z nich. Z punktu widzenia naukowego to jak funkcjonuje świat i różne zjawiska można równie dobrze wytłumaczyć bazując na założeniu, że Bóg istnieje, jak i bazując na założeniu, że nie istnieje. Nie spotkałem się ze zjawiskiem którego nie dałoby się wytłumaczyć na oba te sposoby. Innymi słowy moim zdaniem nie ma tu sensu mówienie o prawdopodobieństwie, bo nie jesteśmy w stanie go oszacować. Oszacowanie, że są równie prawdopodobne jest równie nienaukowe co oszacowanie, że jedno z nich jest o wiele bardziej prawdopodobne od drugiego. Zresztą to samo można powiedzieć o założeniu, że nie wiemy czy Bóg istnieje - bazując na tym założeniu też da się stworzyć teorie wyjaśniające wszelkie zjawiska we wszechświecie. Dlatego właśnie moim zdaniem naukowe podejście jest takie, żeby po prostu dopuścić obydwie możliwości, ale nie szacować ich prawdopodobieństw. Podejmując decyzje kierować się założeniem, że obydwie możliwości mogą być prawdziwe. Natomiast podejście wiary to uznanie jednej z tych możliwości, dowolnej, za prawdziwą. Dlatego moim zdaniem ateizm, zdefiniowany tak jak podałem wcześniej, jest wiarą. Jeśli inaczej zdefiniujesz ateizm to oczywiście może się to zmienić. Ale wracając do kucyków, to ja po prostu wierzę w ich istnienie w świecie oddzielnym od naszego, tak jak chociażby wierzę, że każdy świat fikcyjny jest prawdziwy i istnieje, tylko nie jest częścią rzeczywistości. Można to próbować tłumaczyć faktem, że sam lubię tworzyć światy i w ten sposób próbuję je dowartościować. Można to i inaczej tłumaczyć. W każdym razie światy te nie wpływają na siebie w sposób fizyczny, ale mogą wpływać na siebie poprzez autorów którzy dany świat tworzą sami przebywając w innym świecie. Jak ktoś ma na to zupełnie inny pogląd to nie mam nic przeciwko, tylko jedynie zwracam ludziom uwagę, że jeśli próbują coś udowadniać naukowo, czyli posługując się logiką, to mało wskórają jeśli nie podejdą do sprawy fachowo, czyli najpierw określając założenia i definicje na których bazują (wspólne z osobą której próbują coś udowodnić), a następnie przedstawią dowód bazujący na tych założeniach. Jeśli tego nie zrobią w ten sposób, to wtedy to co mówią jest jedynie ich opinią i niczego nie dowodzi. A w kwestii szacunku to właśnie nie próbuję niczego dowodzić, tylko mówię, że samemu wyznaję takie podejście, że każdemu należy się szacunek. Tak jak chociażby prawa człowieka wynikają z faktu, że ktoś jest człowiekiem i nie trzeba na nie w żaden sposób bardziej zasłużyć. Ale jeśli Ty masz inny pogląd i nikogo nie darzysz szacunkiem za sam fakt bycia żywą istotą, to ja nic do tego nie mam. Nie potrafię przedstawić dowodu na to, że powinieneś zmienić podejście, bo moje podejście bazuje nie na naukowych dowodach, tylko na wierze. Niemniej jeśli kiedyś znajdę jakiś dowód naukowy który bazowałby na założeniach które Ty również mógłbyś zaakceptować, to wówczas zamiast dyskutować moglibyśmy przeprowadzić logiczne rozumowanie i dojść do jakichś ciekawych wniosków A na razie wracam do kolorowych kucyków w skarpetkach ^_^
-
W wątku "Czego nie lubimy w fandomie?" poruszyłem ten temat i trzy osoby uznały te moje przemyślenia za ciekawe i zostałem poproszony o wydzielenie tego jako osobnej dyskusji, co niniejszym czynię. Oto fragment dyskusji o którym mowa: A zatem chciałbym rozpocząć dyskusję na w zasadzie dwa tematy: - Po pierwsze, czy waszym zdaniem obserwując poczynania Twilight i jej przyjaciółek faktycznie można się wiele dowiedzieć o psychice ludzkich kobiet? Oczywiście kontakt z prawdziwymi przedstawicielkami owej płci jest również pewną metodą, ale załóżmy, że ktoś z jakichś przyczyn szuka metod alternatywnych, albo przynajmniej metod wspomagających go w zrozumieniu tej niezwykle skomplikowanej zagadki jaką jest kobiecy umysł. Czy wówczas MLP:FIM jest dobrym rozwiązaniem? Dodam, że jedną z zalet FIM jest fakt, że osobowości bohaterek są tak różne, więc to, że każda ludzka kobieta ma inną psychikę czyni zagadkę bardziej skomplikowaną, ale też może czynić FIM tym bardziej trafną pomocą w jej rozwikłaniu. - Po drugie, co myślicie o istocie zjawiska, że niektórzy Bronies czują pociąg do klaczy z serialu. Czy zgodzicie się, że wynika to z ich kobiecych osobowości, czy jednak myślicie, że pociągają ich końskie zady? Czy Waszym zdaniem zjawisko zakochania się człowieka w kucyku jest zawsze zboczeniem psychicznym, czy też może być uzasadnione zupełnie naturalnymi cechami zdrowego męskiego umysłu?
- 28 odpowiedzi
-
Rodzice - Zdaje mi się, że do niedawna nie wiedzieli, chyba, że podglądali mi przez ramię co ja tam oglądam na komputerze. Kiedy pocztą przyszła do mnie pluszowa Fluttershy, którą zamówiłem sobie na urodziny, to matka spytała się "czy to ma jakieś części elektroniczne?"... najwyraźniej była przyzwyczajona, że zamawiam tylko części do komputerów itp. xD Poza tym mogła trochę być zaskoczona wysoką ceną, bo wiedziała, że płaciłem przelewem. Ale nie miała nic przeciwko, żebym wydawał majątek na pluszowe kucyki Co do ojca, to po paru dniach wreszcie się nauczył jej imienia... w wersji "Drżypłoszka", bo po angielsku mu jakoś mniej się podobało. Poza tym ostatnio takiemu kilkumiesięcznemu kuzynowi śpiewa kołysanki, to zaproponowałem mu "Hush now quiet now". Ojciec ma dość stary komputer, więc wideo mu strasznie klatkowało, ale dźwięk działał więc odsłuchał i stwierdził, że ta wersja Sweetie Belle (oczywiście nie nazwał jej po imieniu) jakoś chyba trochę za głośna na kołysankę W skrócie - myślę, że nawet jeśli nie są bronymi i nimi być nie muszą, to obecność Fluttershy w domu oceniają raczej pozytywnie. Ciekawe tylko, czy obawiają się, że przez to "zostanę starym kawalerem", bo zamiast szukać sobie panny, zadowolę się żółtym kucykiem. No cóż... sam nie wiem Starszy brat - jest Bronym ale się jakoś nie udziela w fandomie. Z reguły jak wyszedł nowy odcinek, to ja byłem pierwszym który go obejrzał, wiec rzucałem w niego "lekkimi" spoilerami, żeby go sprowokować do jak najszybszego nadrobienia owej zaległości. Przykładowo po odcinku "Magic Duel" powiedziałem mu, że nie wiedziałem, iż kucyki potrafią na tak długi czas wstrzymać oddech. Tego typu malutkie spoilerki Starsza siostra - zdaje mi się, że nic nie wie na temat mojego i brata zainteresowania kucykami. Od dłuższego czasu z nami nie mieszka. Pewnie jak kiedyś wpadnie w odwiedziny to się zorientuje. Raczej wątpię, żeby ją to jakoś bardzo zdziwiło. Uczelnia - kolegów z uczelni mógłbym z grubsza podzielić na trzy kategorie. Jedni to tacy z którymi się trochę koleguję - tych znam na tyle dobrze, że spodziewam się, że jakby się dowiedzieli, to uznaliby to po prostu za ciekawe dziwactwo z mojej strony. Druga kategoria to osoby które znam z widzenia, ale w zasadzie to się nie znamy, więc wątpię, żeby ich obchodziło to czy jestem Bronym czy nie. Trzecia kategoria to trolle. Mamy takich paru na uczelni i pewnie oni by się bardzo ucieszyli jakby się dowiedzieli, że mają na uczelni Broniacza, którego można potrollować. Ja akurat jestem przyzwyczajony do bycia trollowanym i hejtowanym z różnych innych powodów, więc nie robiłoby mi to różnicy. A jak wygląda sytuacja w praktyce? Po prostu nie obnoszę się jakoś specjalnie z tym, że jestem Bronym. Ot, mam na tablecie ustawione tło z motywem "ninjas can't catch you if you're a pegasus pony", oraz jedną z stron w tablecie mam zapełnioną kucykowymi aplikacjami. Jak ktoś mi przez ramię zobaczy co ja tam mam, to może się zorientować, ale nie robię specjalnie nic, żeby wszyscy wiedzieli. Parę osób już widziało i tak jak mówiłem po prostu uznali to za ciekawe dziwactwo z mojej strony. Przyjaciele - przyjaciół nie mam zbyt wielu, ale z tych co mam, to część nie wie, inni są Bronymi, a tylko jeden jest... zagorzałym zwolennikiem teorii, że heteroseksualny mężczyzna nie powinien oglądać kolorowych kucyków, bo to takie niemęskie. Ten sam przyjaciel uważa, że mężczyzna nie powinien dajmy na to lubić koloru różowego albo symbolu tęczy, bo to oznaki homoseksualistów. I fakt, że ja jestem hetero ani trochę nie wpłynął na jego stanowisko. (Tak przy okazji, nie lubię jakoś specjalnie koloru różowego, ale tęczę uważam za fajny widoczek i wiem, że jest symbolem również paru innych rzeczy, chociażby symbolem pokoju). Jak próbowałem mu puścić "Fluttershy inc." wiedząc, że lubi muzykę Gorillaz, to błagał, żebym to wyłączył... no cóż, wyłączyłem, bo jednak szanuję jego decyzje nawet jeśli wydają mi się dość... nieuzasadnione. Ale tak czy siak przyjaciel to przyjaciel i wiem, że w razie problemów mogę na niego liczyć. Chociaż należy do tych bardziej "uciążliwych" przyjaciół
-
Spotkałem się z kilkoma definicjami bycia Bronym, może niekoniecznie spisanymi, ale "wyznawanymi" przez Bronych. Innymi słowy można je wywnioskować na podstawie tego kogo oni określali tym mianem, a o kim mówili, że nie zasługuje na ów tytuł. (W sumie to trochę podobna sprawa do bycia hakerem - w tym oryginalnym, pozytywnym znaczeniu, z czasów Unixa itp. - hakerem zostawało się w momencie, kiedy osoby należące do owego "ugrupowania" uznały cię godnym do niego należeć i to oni decydowali czy masz prawo się tak nazywać, czy nie). No ale oto definicja z którą się najbardziej zgadzam: - Brony to osoba, która lubi kucyki i uważa siebie za członka fandomu. I kilka wariantów: - Dolny limit wiekowy (żeby odróżnić dzieci nawet jeśli uważają się za członków fandomu). Ta definicja twierdzi, że Brony to osoba spoza docelowej niszy serialu, która mimo to lubi serial. To osoba która lubi kucyki pomimo faktu, że społeczeństwo tego może nie akceptować. Tego nie można powiedzieć o najmłodszych widzach, dlatego ta definicja w jakiś sposób ich wyklucza. - Wariant mówiący, że Bronym może być tylko mężczyzna. No cóż, niektórzy wprowadzają rozróżnienie na Bronych i Pegasis. Ja akurat widzę po prostu dwa znaczenia słowa Brony - albo zbiorcze na wszystkich, albo używane tylko w odniesieniu do mężczyzn. Z reguły idzie z kontekstu wywnioskować o które znaczenie chodzi. Niemniej są osoby które kobiety nigdy nie określą mianem Brony. - Wariant mówiący, że Brony musi coś twórczego wnosić do fandomu. Ja osobiście tych wariantów nie stosuję - jak dla mnie wystarczy, żeby ktoś lubił kucyki i utożsamiał się z fandomem. Może być dzieckiem, może być dziewczynką, albo babcia która ogląda z wnuczkami. Może nie mieć ochoty nic tworzyć, ale jeśli jest świadomy/świadoma istnienia fandomu i się czuje jego częścią, to jak dla mnie jest Bronym. Natomiast osób które nie lubią kucyków, a uznają się za Bronych np. dlatego, że lubią gore i clopy i dajmy na to sprawia im radość oglądanie cierpień kucyków, albo traktują kucyki jak "niewolników seksualnych", to takie osoby moim zdaniem nie zasługują na nazywanie się "bratem kucyków", czyli Bronym.
-
Właśnie to jest ta kontrowersyjna część moich poglądów. O ile jestem absolutnie świadomy tego, że Equestria nie jest częścią naszego wszechświata, a kucyki w związku z tym nie są rzeczywiste (bo "Rzeczywistość" to nazwa własna naszego wszechświata), to tyle moim zdaniem istnieją jako całkiem osobny świat. Innymi słowy kucyki nie są rzeczywiste, są fikcyjne, ale mimo to są prawdziwe i istnieją. Naukowo nie jesteśmy w stanie udowodnić, że istnieją, ale nie jesteśmy też w stanie udowodnić, że nie istnieją. W kwestiach takich jak ta, pozostaje coś takiego jak wiara. Z podobnych powodów uważam, że ateizm jest religią opartą na wierze w nieistnienie Boga, pomimo, że ateiści nie są w stanie tego naukowo udowodnić. Osoby o "czysto naukowym" podejściu do spraw religijnych powinny być agnostykami, bo tylko wówczas nie występuje ten element wiary w coś, czego nie potrafią udowodnić. W zupełności rozumiem jeśli ktoś jest kucykowym agnostykiem, innymi słowy uznaje, że nie wiemy czy Equestria istnieje. Natomiast jeśli ktoś twierdzi, że nie istnieje, powinien albo poprzeć to twardymi dowodami, albo przyznać się, że jest to "jedynie" jego wiara w coś, czego nie potrafi udowodnić. Można oczywiście postawić pytanie "co to zmienia?" Czy istnieje czy nie, to przecież zupełnie odrębny świat więc czemu miałby w jakikolwiek sposób wpływać na nasz świat? Bardzo dobre pytanie... ja akurat staram się mieszkańców innych światów traktować z równym szacunkiem co mieszkańców Rzeczywistości i stąd się bierze pewnego rodzaju wpływ kucyków na rzeczywistość. Ale jeśli ktoś nie ma w zwyczaju traktować mieszkańców rzeczywistości z szacunkiem wynikającym z samego faktu bycia żywą osobą, albo jeśli ktoś traktuje tak tylko i wyłącznie ludzi, albo tylko i wyłącznie mieszkańców Rzeczywistości, to oczywiście może to mieć zupełnie inny wpływ, albo nie mieć żadnego. Ja po prostu mówię jak to wpływa w moim przypadku. A co do pochlej-party: Moim zdaniem mówienie, że temat kucyków może się wyczerpać, to tak jak mówienie, że temat ludzi może się wyczerpać. Oczywiście - w jakiejś konkretnej rozmowie może, ale jak ktoś jest co bardziej kreatywny i umiejętnie posługuje się wyobraźnią, to do tego potrafi nie dopuścić. To trochę podobne do argumentu który gdzieniegdzie słyszałem, że MLP:FIM powinno się kiedyś skończyć, nie powinni ciągnąć tego w nieskończoność, bo kiedyś im się ciekawe tematy wyczerpią i kolejne sezony będą coraz nudniejsze. Moim zdaniem to kompletna bzdura, bo chociażby taki fandom wykreował setki razy więcej ciekawych przygód, akcji i wydarzeń niż serial, a mimo to nie wyczerpał nawet jednego promila możliwych "ciekawych fabuł". Ciekawych możliwości jest praktycznie niepoliczalna ilość. Oczywiście nie mówię, że Bronies powinni rozmawiać wyłącznie o kucykach. Nie, zupełnie normalną rzeczą jest, że rozmawiają sobie o różnych rzeczach. Poza tym nie każdy musi mieć dość bujną wyobraźnię i dość kreatywności, żeby faktycznie temat kucyków ciągnąć w nieskończoność. W związku z tym w żaden sposób negatywnie nie oceniam spotkań Bronies w których jednak kucyki schodzą na dalszy plan. Ale z alkoholem radziłbym po prostu uważać. O ile każdy może sobie wypić, jeśli chce, a schlanie się na after party jest lepszym pomysłem niż jazda po pijanemu albo wywoływanie rozrób w barach, to jednak moim zdaniem nawet takie schlanie się w własnym mieszkaniu powinno mieć miejsce wyłącznie jeśli owa osoba ma absolutną pewność, że na skutek takich zabiegów nie zostanie alkoholikiem, zdolnym do tego, aby kiedyś zostać założycielem patologicznej rodziny, albo sprawcą wypadku po pijanemu. Jeśli ktoś ma absolutną, stu procentową pewność, że nigdy do tego nie doprowadzi - ok, niech pije. Ale ja takiej pewności nie mam, więc o ile innym zabronić nie mogę, to sam w takich imprezach nie uczestniczę.
-
Moim zdaniem należy tu dość wyraźnie rozgraniczyć dwie kwestie - zagadnienia moralno-etyczne i zagadnienia gustów. Wówczas można się zastanawiać czego faktycznie nie powinno się akceptować, a należałoby zwalczać, karać, albo przynajmniej wywierać na ludzi presję, aby tego zaprzestali. A które z kolei rzeczy można akceptować, tolerować, pozwolić, żeby sobie istniały. Ja akurat wychodzę z dość prostych założeń: "wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego". Innymi słowy każdy ma prawo robić co tylko chce, dopóki nie wyrządza w ten sposób krzywdy innym. Przykładowo, jeśli ktoś dręczy innych ciągle ich namawiając aby polubili MLP, pomimo tego, że oni nie mają na to ochoty, to ów człowiek marnuje czas innych ludzi i przez to wyrządza im krzywdę. Dlatego taką osobę mamy prawo karać za to co robi. Jeśli natomiast ktoś po prostu przechadza się ulicą przebrany za alicorna i z wielkim plakatem "macie polubić MLP", to już takiemu człowiekowi nic zrobić nie można - kto chce na taki widok popatrzeć niech sobie patrzy, kto nie chce patrzeć nie musi, może to ignorować. Może ten człowiek robi z siebie idiotę (a może nie?), ale samo robienie z siebie idioty nie jest wykroczeniem. To działa w drugą stronę - popełnianie wykroczeń jest idiotyzmem. Jaka jest zasadnicza różnica między tymi dwoma osobami? Pierwszy wtrynia się w życie innych ludzi, czyli w ich strefę prywatną. Nie pozostawia swoim ofiarom wyboru. Nawet jeśli go chcą ignorować, to i tak robi on wszystko, żeby nie byli w stanie. Ten drugi po prostu przechadza się ulicą, a to jak jest ubrany w żaden sposób nie musi wpływać na życie innych ludzi. Może, ale nie musi - to już decyzja tych innych osób. Podobnie jest z w pewnym sensie z clopami, gore itp. Jeśli ktoś wtrynia się z tym w życie innych ludzi, na przykład publikując takie ilustracje na forach internetowych poświęconych zupełnie innej tematyce, to ludzie tracą przez niego czas i jest to na pewno wykroczenie przeciwko ich wolności. Jeśli z kolei taki ktoś umieści te ilustracje tylko na stronie przeznaczonej na clopy, gdzie widzieć je będą tylko osoby które clopy widzieć chcą, to wówczas ten kto umieszcza te ilustracje nie narusza wolności "widowni". Jeśli ktoś straci czas przez te ilustracje, czy fanfiki, czy cokolwiek, to traci ten czas z własnej woli, a nie z winy umieszczającego. Oczywiście osobną kwestią jest google, indeksowanie obrazków itp. Jeśli w wynikach wyszukiwania google trafimy na ilustracje których nie chcielibyśmy widzieć, to wina leży i po stronie googla, że nie potrafił tych ilustracji skutecznie odfiltrować i wina leży też po stronie administratorów stron internetowych z clopami, bo może powinni dać dostęp do ilustracji tylko osobom zarejestrowanym/zalogowanym (tak, żeby boty google nie mogły indeksować ilustracji). Oczywiście to może utrudnić znalezienie takich ilustracji osobom które ich szukają przez google, ale zważywszy, że w wielu krajach pokazywanie pornografii nieletnim jest nielegalne, to udostępnianie publicznie takich ilustracji łamie prawo. Powinno co najmniej wymagać weryfikacji wieku (wiadomo, wielu nieletnich po prostu zawyża swój wiek, ale wtedy wchodzą na własną odpowiedzialność i administratora strony nie można winić). Tyle w kwestii tego kiedy naruszana jest wolność widzów, czyli zasadniczo nas - Bronych. Gdyby tylko o nas chodziło, to wszystko byłoby w porządku, gdyby clopiarze mieli swoje stronki tylko dla siebie, miłośnicy gore mieli strony tylko dla siebie i nie wtrynialiby się w nasze życie. Ale sprawa nie jest taka prosta. Zacznijmy może od zwykłej pornografii - większość pornografii powstaje z udziałem prostytutek, które są zmuszane do pozowania albo stosunków. Bardzo niewiele jest pornografii w której wszyscy uczestnicy dobrowolnie uczestniczą. Innymi słowy naruszana jest wolność osób które biorą udział w wytwarzaniu pornografii. Podobnie jeśli ktoś nagrywa sceny prawdziwej przemocy to choćby nie naruszał tym wolności widzów, nadal czyjaś wolność jest naruszana. Można zatem powiedzieć - pozwólmy na tą "czystą" pornografię, a tępmy tą która narusza czyjąś wolność. Ale tu trzeba bardzo uważać, bo pozwalając na tą "czystą" równocześnie bardzo ułatwiamy prowadzenie tej nielegalnej pod przykrywką, że jest czysta. I tutaj pojawia się kwestia moralno-etyczna, czy można ograniczyć wolność ludzi trochę bardziej niż by wskazywała granica wolności drugiego człowieka, aby tym samym ułatwić pilnowanie tej granicy? Tutaj akurat sam nie znam odpowiedzi, ale powiedziałbym, że lepiej tak zrobić i skupić się na usprawnianiu metod odróżniania faktycznych wykroczeń od sytuacji które wykroczeniami nie są. I dopiero, gdy metody te będą wystarczająco skuteczne, można by pozwolić na te "czyste" przypadki. Jeśli nie wyraziłem się dość jasno, to może dam parę przykładów: - Obecnie legalne jest wytwarzanie niektórych narkotyków w ośrodkach państwowych do celów badawczych, albo jeśli mają zastosowanie medyczne. Nielegalne natomiast jest wytwarzanie ich poza tymi ośrodkami. Wynika to po prostu z faktu, że gdyby państwo pozwoliło niezależnym firmom na wytwarzanie narkotyków "do celów badawczych i medycznych" to o wiele trudniej byłoby dopilnować, że nie będą też prowadzić działalności nielegalnej. Gdybyśmy mieli metody dające nam silną gwarancję dopilnowania takich firm, to wówczas państwo spokojnie mogłoby pozwolić tym firmom. Niemniej takimi metodami nie dysponujemy i dlatego obecne podejście jest w miarę sensowne. - Podobnie z wytwarzaniem broni - może być prowadzone przez fabryki które uzyskają na to pozwolenie, ale nie może być prowadzone przez każdego. Wynika to z faktu, że państwo jest w stanie kontrolować te parę fabryk, czy nie angażują się w nielegalną działalność, ale jeśli miałoby kontrolować każdego kto by sobie chciał produkować broń, to już by nie podołało. Dlatego wytwarzanie sobie w domu broni (przynajmniej tej która wymaga pozwolenia na broń) jest o ile się nie mylę nielegalne. Gdyby państwo potrafiło skontrolować każdego obywatela (przynajmniej pod kątem nielegalnego handlu bronią itp.), to wówczas mogłoby pozwolić każdemu na produkcję broni. I właśnie z pornografią i filmami pełnymi przemocy jest podobnie. Gdyby dało się skontrolować, czy wytwarzane są bez naruszania czyichkolwiek praw, to można by ich produkcję zalegalizować. Ale że nie da się tego łatwo skontrolować, to trzeba bardzo uważać, a w niektórych przypadkach powinno się tego po prostu zabraniać. I teraz pozwolę sobie wrócić do kwestii kuców. Czy animowana pornografia i przemoc rozwiązuje ten cały problem, bo nikt nie jest krzywdzony w czasie jej produkcji? W pewnym sensie tak. Na pewno lepsza animowana pornografia niż taka, gdzie prawdziwe kobiety są zmuszane do prostytucji. Lepsza animowana przemoc niż taka, gdzie ktoś kręci film z prawdziwej bijatyki. Ale czy problem jest całkiem rozwiązany? Nie. Sprawa nie jest nadal taka prosta. Nadal można rozróżnić dwa przypadki. Takie, kiedy ktoś w swojej twórczości propaguje przemoc, gwałt, cudzołóstwo, prostytucję itp. Oraz taką, gdzie są one przedstawione, ale w negatywnym świetle. Dodam, że moim zdaniem obiektywne dzieło powinno przedstawiać je w negatywnym świetle, w sensie, że nie zachęcać do takich czynów. Nie powinno wyolbrzymiać, czy w inny sposób zafałszowywać rzeczywistości, ale powinno w miarę realistycznie pokazywać takie czyny jako złe. Innymi słowy, jeśli ktoś opisze chociażby pobyt kuca w obozie koncentracyjnym, ale opisze to obiektywnie, w taki sposób, że złe czyny będą przedstawione jako złe, to nawet jeśli to dzieło będzie przedstawiać sceny przemocy i okrucieństwa, śmierć i wszelakie inne sceny gore, to i tak takie dzieło może zasługiwać na uznanie za dobre pod względem wartości moralnych. Bo zło przedstawia jako zło, a dobro jako dobro. Podobnie jeśli ktoś napisze fanfikcję o pornografii, ale przedstawiającą realia pornografii i w taki sposób, że czytelnik będzie widział, że to złe, to wówczas nie mam nic przeciwko takiej fanfikcji. Nawet jeśli będzie bogato ilustrowana. Ale jeśli ktoś w swojej fanfikcji propaguje złe zachowania to pozostaje nam kwestia, czy takie sytuacje należałoby zdelegalizować? No cóż, zachęcanie do czegoś tak jak mówiłem na początku, nie narusza niczyjej wolności, jeśli każdy może sam decydować czy się tego będzie słuchać czy nie. Innymi słowy dopóki twórca fanfikcji nie zmusza nas do jej czytania i w inny sposób nie próbuje na nas wymusić dostosowania się do tych negatywnych wartości, to moim zdaniem nie można tego zakazać... Ale powinniśmy mimo to jawnie się sprzeciwiać takim dziełom. Nie poprzez karanie ich twórców, ale poprzez wygłaszanie naszych opinii, że nam się to nie podoba. Oczywiście mówię to tylko do osób, które podzielają moje opinie. I na koniec dodam pewne wyjaśnienie. Wyobraźmy sobie, że ktoś weźmie nasze zdjęcie, na przykład z facebooka albo z tego forum, a następnie przerobi w programie graficznym na pornografię i opublikuje. Czy ma do tego prawo? Czy narusza to naszą wolność? Moim zdaniem taki przypadek należy traktować tak, jakby owa osoba robiła pornografię z fikcji. To nie z nas zrobiła pornografię, tylko z naszego wizerunku. Ty, to nie twój wizerunek. Wizerunek to tylko kupka pikseli. Można się sprzeczać czy człowiek ma prawo do swojego wizerunku czy nie, ale zasadniczo - naszej wolności to nie naruszyło. To od nas zależy, czy się będziemy tym obrazkiem przejmować czy nie. Możemy go całkiem zignorować. To również od innych ludzi zależy czy tym obrazkiem się przejmą, czy też będą o nas co innego myśleli po obejrzeniu tego obrazka. Rozsądny człowiek powinien taki obrazek zignorować, bo przecież wszystko w internecie może być podrobione. Może nie tyle zignorować, co potraktować z dystansem. Ale tak czy siak, niezależnie czy uznamy taki "wybryk" za legalny, czy nie, to należałoby potępić takie zachowanie poprzez właśnie wyrażanie swojej opinii. Tak, żeby osoba która tę ilustrację stworzyła wiedziała, że ogółowi społeczeństwa takie zachowanie się nie podoba. I teraz wkraczają moje, dość kontrowersyjne poglądy, że podobnie jest z kucykami. Jeśli ktoś publikuje pornografię z dajmy na to Fluttershy, to niezależnie od tego, czy Fluttershy ma prawo mu to zabronić czy nie, to tak czy siak ogół społeczeństwa powinien potępiać takie sytuacje, ponieważ jest to naruszenie czyjegoś wizerunku wbrew woli tej osoby. A to, że ową osobą jest kucyk moim zdaniem nic nie zmienia. Ja osobiście uważam, że kucyk ma równe prawo co człowiek decydować o swoim wizerunku (czyli albo i ludzie i kucyki takowego prawa nie mają, albo jedni i drudzy mają). To na koniec może podsumuję moje rozważania: Rzeczy które moim zdaniem powinny być karane i ścigane z pełną surowością: - Zmuszanie ludzi do polubienia MLP. - Publikowanie clopów i gore w miejscach do tego nie przeznaczonych. - Wszelaka pornografia i przemoc w rzeczywistości. Rzeczy które nawet jeśli są legalne, powinny się spotykać z dezaprobatą społeczną: - Propagowanie przemocy, gwałtów, cudzołóstwa, prostytucji itp. (również w fanfikcji, z udziałem kuców itp.) - Ogólnie tworzenie clopów i gore wbrew woli kucyka którego to dotyczy. Rzeczy które moim zdaniem są kwestią gustu i jak ktoś lubi to powinno być tolerowane: - Anthro - Skarpetki - Shipping - Lubienie jakiejś postaci bez dobrego powodu. - Bycie idiotą (co innego robienie rzeczy idiotycznych, jeśli podpadają pod którąś z wcześniejszych kategorii) - Posługiwanie się łamaną angielszczyzną* * Co do angielskich zwrotów w mowie polskiej, to ja akurat lubię taki przykład. Teoretycznie w języku polskim język programowania Java powinno się wymawiać "jawa". Już parę razy się spotkałem z uwagami, że mówienie "dżawa" jest wzięte z angielskiego i nie jest poprawne w zdaniach mówionych po polsku. Ale co jak chcę powiedzieć "Java Enterprise Edition" ? To mam część mówić po polsku, a część po angielsku? Czy całość mam spolszczyć, jako "jawa edycja biznesowa/korporacyjna" ? Niemal nikt się takim tłumaczeniem nie posługuje. Nawet przeprowadzono badania naukowe, które potwierdziły, że posługiwanie się językiem angielskim w działaniach inżynierskich skutkuje najmniejszą liczbą nieporozumień w czasie komunikacji. Po prostu udowodniono naukowo, że opłaca się posługiwać językiem angielskim, jeśli ma w danej dziedzinie najbardziej bogate słownictwo. Teraz oczywiście można się sprzeczać, że jeśli istnieje dla jakiegoś słowa idealny polski odpowiednik, to powinno się go używać, ale moim zdaniem, jeśli już dopuścimy posługiwanie się angielskimi wstawkami (bo tak jest wydajniej i łatwiej unika się błędów, niż próbując wszystko tłumaczyć na siłę), to wówczas moim zdaniem powinno się również dopuścić posługiwanie się wstawkami tam, gdzie tej korzyści nie dają. Jeśli ktoś ma coś do powiedzenia i powie to po angielsku, a okaże się, że jego rozmówca tego nie zrozumie, bo sam angielskiego nie zna, to wówczas oczywiście wina leży głównie po stronie mówiącego, że nie przewidział takiej możliwości. Ale jeśli ja mówiąc liczę się z tym, że czasem ktoś może nie zrozumieć jakiejś angielskojęzycznej wstawki i jestem gotów w razie czego wytłumaczyć o co chodziło, to moim zdaniem mam prawo mówić po polsko-angielsku, że tak powiem. Jeśli ktoś mnie nie zrozumie, to mój problem, ale mam do tego prawo. I jeszcze na koniec, jakby to kogoś interesowało: Moim zdaniem fakt, że niektórzy bronies czują pociąg seksualny do kucyków wynika z faktu, że przywiązują duża wagę do osobowości, a nie do wyglądu. Ludzie są tak skonstruowani, że naturalnie bardziej nas pociągają cycki niż końskie zady. Jeśli kogoś bardziej pociągają końskie zady, to coś faktycznie ma nie tak z psychiką. Ale również mężczyzn pociągają cechy osobowości, takie jak wrażliwość, kobiecość, uczciwość, łagodność... no ogólnie różni mężczyźni mają różne gusta, ale są tacy którzy przywiązują większą wagę do wyglądu i tacy którzy przywiązują większą wagę do charakteru. I ci drudzy są w stanie zignorować wygląd, jeśli cechy charakteru są wystarczająco atrakcyjne. Ja po prostu oglądając MLP:FIM widzę losy sześciu młodych dziewczyn. Tak, są kucami, ale są też dziewczynami, które są na swój sposób kobiece. I ta kobiecość mężczyzn przyciąga. Fakt, że zostały przedstawione w dość realistyczny sposób pod względem osobowości, a nie jako "lalki na sprzedaż" jak to często bywa we współczesnych mediach, tylko wzmacnia ten efekt. Po prostu mężczyzna, który interesuje się kobietami i chce się czegoś dowiedzieć o psychice kobiet, może sobie pooglądać MLP:FIM i się z tego serialu na prawdę czegoś dowiedzieć o kobietach. I nawet jeśli nie jest zoofilem którego ciągnie do końskich zadów, to i tak może się zakochać w ich osobowościach. Ale tak szczerze, to mój główny zarzut wobec zoofilii to fakt, że nie da się tak w stu procentach sprawdzić, co dane zwierzę myśli na dany temat. Jeśli mielibyśmy pewność, że zwierzę wyraża na to zgodę, to moim zdaniem dałoby się to podciągnąć pod "nikomu to nie wyrządza krzywdy, więc nie narusza niczyjej wolności - ma do tego prawo". Innymi słowy w przypadku kuców jestem gotów zaakceptować przypadki jeśli człowiek się w kucu zakocha ze wzajemnością i za obopólną zgodą "skonsumują związek". Może i jest to zoofilia, może i jest to zboczenie psychiczne, ale moim zdaniem nieszkodliwe, dopóki nie narusza niczyich praw (innymi słowy nie publikują z tego "fotek" i fanfików w miejscach innych niż stronki dla clopiarzy). I lubię skarpetki
-
To jeszcze trzeba założyć ulicę Ziemniaka, ulicę Alicorna... ulica Kryształowa chyba się gdzieś jakaś znajdzie... i tylko pytanie jak zmienić nazwę miasta na bardziej kucowatą... Gdashsk?
-
I oto ja z powrotem! Jakoś uporałem się z kilkoma kolokwiami i innymi uczelnianymi sprawami i teraz będę miał dla Ciebie i dla Flitter trochę więcej czasu Cieszysz się? Czy może pomyślałaś "to znowu on... niech da mi wreszcie spokój xD " ? A chociaż próbowałaś? Słyszałem, że kiedyś Derpy kombinowała ze sztucznym rogiem, ale nie mam pojęcia co z tego wynikło. Chociaż znając Derpy mogę przypuszczać, że na pewno coś derpastycznego. No cóż... zdobycie smoczego jaja jest chyba trudniejsze - nie każdy smoczy rodzic się zgodzi takowe oddać. Poza tym nie każdy kuc chce mieć smoczego pomocnika. Zdaje mi się, że AJ miała z tym nawet jakieś przejścia... A pamiętam, że kiedyś się ścigały, AJ, Dash i Twilight. I wtedy Twilight wygrała. Nic dziwnego, że Dash chciała się zrewanżować... ale co to ma wspólnego z Raricornem? Oh My Celestia! Kolejny fanfik do przeczytania! ... kiedy tych fanfików zacznie wreszcie ubywać... no kiedy?? To by była niezła ironia losu, jakby Spike się hajtnął z Sweetie Belle... Cynamon? Na maksa i jeszcze trochę! Uwielbiam słodkości z cynamonem, miodem, wanilią i paroma innymi rzeczami Są prawie tak słodkie jak Fluttershy To w sumie bardzo ciekawe zagadnienie. Niektórzy wychwalają Hasbro za to co zrobili dla bronych i dla kucyków. Inni ich przeklinają za to jak traktują niektórych, co bardziej twórczych, fanów, za to jak w pewnym momencie potraktowali Derpy (podobno chcieli ją wyeliminować i zastąpić jakimś podmieńcem! Brr... ), za to, że próbują na nas tylko zarobić... Podobnie z bronymi, jedni robią dla kucyków bardzo dużo dobrego, rysują je, piszą o nich, badają ich kulturę i dzielą się z innymi ludźmi wiedzą o kucykach i co ważniejsze również dzielą się magią przyjaźni. Niektórzy wręcz nawiązują przyjaźnie z konkretnymi kucykami. A czasem nawet więcej. Inni z kolei lubią opisywać jak kucykom dzieje się krzywda, albo przedstawiają w swojej twórczości kucyki jako zbrodniarzy i psychopatów... jeszcze inni lubią przedstawiać kucyki w sytuacjach które... zdaje mi się owe kucyki wolałyby aby pozostały prywatne, a nie pokazywane publicznie. W sumie nie wiem do końca co o tym myśleć, bo samo opisywanie krzywdy kucyków to co innego niż krzywdzenie kucyków. Przedstawianie kucyków jako okrutne istoty z kolei można traktować albo jak kłamstwo, albo jako opisywanie alternatywnego świata, a nie Equestrii. Co do zaś ilustracji przedstawiających jak kucyki "robią dzieci"... nie wiem jaki jest punkt widzenia kucyków na te sprawy, ale na pewno nie podoba mi się, jeśli któryś z artystów przedstawia w pozytywnym świetle gwałty, cudzołóstwo, prostytucję lub temu podobne okropieństwa. Co innego z artystami którzy skupiają się na romantycznych związkach pomiędzy poślubionymi sobie kucykami, tym byłbym gotów wybaczyć... jeśli miałbym pewność, że kucyki o których mowa zgadzają się na takie publikacje. Ale coś mi mówi, że chociaż kuce nagość traktują dość swobodnie i nie widzą nic dziwnego w paradowaniu bez ubrania, to już pary małżeńskie pewne sprawy wolą załatwiać za zamkniętymi drzwiami. Ale muszę przyznać, że sam dość słabo się orientuję w tym aspekcie kultury kuców. Bo zdążyłaś już chyba się zorientować, że kuce z Equestrii mają w sobie pewne podobieństwa do ludzi, ale też pewne podobieństwa do zwierząt z naszego świata. Pod pewnymi względami wręcz przerastają ludzi, chociażby pod względem poznania magii przyjaźni, czy pod względem życia w harmonii. Pod wieloma względami kuce są po prostu różne od ludzi, ale ani jedni ani drudzy nie są lepsi. Po prostu różni. I teraz się zastanawiam, czy akurat w kwestiach reprodukcji (czy raczej publiczności tejże) kuce bardziej przypominają ludzi, czy zwierzęta. Czy fakt, że oficjalne źródła (czyli Hasbro) nic na ten temat nie mówią wynika z ludzkiego podejścia do tych spraw, czy też kucykowe podejście do tych spraw po prostu jest akurat podobne do ludzkiego podejścia. Jak nie chcesz odpowiadać, to nie ma sprawy, sam się sobie dziwię, że o to pytam xD Ale po prostu wolałem na poważnie z kimś na ten temat pogadać, niż dalej żyć w niewiedzy. Może powinienem był spytać Twilight, ona by zrozumiała czemu niewiedza jest gorsza od zadawania niestosownych pytań xD (i tak, wiem, że był o tym fanfik, ale wolałbym uzyskać wiarygodne informacje od kucyka, a nie jakieś fikcyjne info z drugiego kopyta). Ok, kończę już, bo jeszcze tak Cię zawstydzę, że Triste będzie musiał odpowiadać, bo Ty ze wstydu rąbniesz mnie patelnią tak, że przez miesiąc się nie obudzę. Nie wiem, ale z chęcią się ze mną uczyła Widzenia Komputerowego i Globalnej Infrastruktury Informacyjnej. Nawet mam takie wrażenie, że rozumiała z tego więcej niż ja. Możesz ją spokojnie odpytać z wyznaczania macierzy głównych składowych, uogólnionych klasyfikatorów wieloklasowych, metryk Mahalanobisa, klasyfikatorów Fishera, algorytmów wiązkowego przeszukiwania optymalnego zestawu cech itp. A z GII to już bez wątpliwości mogę powiedzieć, że Flutterka wie więcej niż ja na temat tych wszystkich standardów, protokołów, trendów, norm... Jeszcze trochę i będzie ode mnie lepsza w pisaniu gier... muszę tylko dopracować szczegóły mojej metody nauczania programowania poprzez przykłady oparte na motylkach i króliczkach.
- 66 odpowiedzi
-
- Candy Apples
- Apple
-
(i 2 więcej)
Tagi: