-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Gdzie fale morskie uderzają o brzeg, tam i ja jestem. A tu uderzają dość gwałtownie, przyjacielu. Więc poprawiam: ciebie nie było tu ze sto lat - odparła murzynka, standardowo już przechwalając się swoimi umiejętnościami i potęgą. Zdarzało jej się to często.
- Załoga powinna być bardziej zdyscyplinowana niż ostatnim razem. Chociaż nie dziwię się, że wszczęli bunt. Mogłeś się powstrzymać.
-
- Więc chodź ze mną, Dorianie Adriaansie. Napijesz się czegoś, co cię postawi na nogi - zarządziła Helike. Wstała z ziemi i podała dłoń towarzyszowi. Wyglądała jeszcze chwilę jak zjawa, ale wkrótce włosy przestały falować, splecione w cienkie warkocze, skóra z granatowej zmieniła się na ciemnobrązową, a oczy przestały świecić. Nowa postać była bardziej przystępna niż poprzednia, nawet w pewien sposób pociągająca. Helike miała na sobie suknię ciemnej barwy, znoszoną i miejscami podartą z osłoniętymi ramionami. Jej twarz miała rysy podobne do rysów rdzennych mieszkańców wysp - szeroki nos, wydatne, duże usta i wystające kości policzkowe.
-
Przez chwilę Helike nie odpowiadała, wpatrując się w morze. Przypadkowe kosmyki jej włosów falowały, a kiedy jakiś musnął skóry Doriana, niemal od razu rozpryskał się w krople słonej wody i zanikał.
- Jesteś malarzem? U was w kraju macie wspaniałych malarzy. Widziałam kilka dzieł, które tu przypłynęły. Jest tu, na wyspach kilku ludzi, twoich rodaków. Dwóch tworzy piękne obrazy - stwierdziła. - Co różni was od ludzi, poza dietą?
-
Uchwyt rozluźnił się.
- Pierwszy raz widzę taką bestyjkę, a żyję już długo. Jak ty, albo i dłużej. Choć jeśli chcesz znać moje zdanie, nie posądzam cię o życie. Wyglądasz jak trup. O gładkim liczku, ale jednak trup. Nie jesteś człowiekiem, więc czym jesteś? I po co ci te zęby? Widziałam takie u drapieżników. Jesteś drapieżnym gatunkiem człowieka? Na pewno żadne z was nie żyje stąd. Słońce na wyspach spaliłoby twoją białą skórę. Jest bielsza niż większości białych ludzi, a im jest ciężko tu przetrwać - odpowiedziała Helike.
-
- Co Dorian Adriaans robi tutaj? Bo nie przypłynął tylko po to, żeby umrzeć. Prawda? - zapytała. - Nie wyglądasz na kogoś, kto zbyt długo żyje. Wyglądasz młodo - oznajmiła, mało delikatnie chwytając go za szczękę i oglądając uważnie.
-
- Zostawiła cię narzeczona, samotny tułaczu? Zostawiła dla innego? Umarła? Mów śmiało, stara Helike wysłucha. A potem będziesz mógł rzucić się w moje fale. - Wspięła się na klif. Czymkolwiek postać była, poruszała się jakby wciąż była w wodzie. Stanęła na dwóch, bosych nogach, podeszła do mężczyzny i usiadła obok. Trudno było powiedzieć, w co była ubrana ale ociekało to wodą.
-
Od morza zawiała silna bryza, niosąca chłodne krople słonej wody i zapach wodorostów. Wiatr wzmógł się, szarpiąc odzież i włosy samotnego, niedoszłego samobójcy i odrobinę odpychając go od krawędzi. W końcu przestał wiać, ale dopiero wtedy gdy mężczyzna leżał na ziemi.
O krawędź skały oparły się ramiona, a na nich opierała się głowa o świecących, białych oczach. Pośród nocy trudno było odróżnić postać od nocnego nieba - jej skóra była tak ciemna, że niemal czarna. Mokre włosy okalały głowę, tworząc dość niepokojący efekt. Na głowie zaś miała coś na kształt korony sporządzonej z muszli i wodorostów.
- Samotnemu żeglarzowi życie zbrzydło? Chce się rzucić w fale morskie? - zapytała postać.
-
22 minuty temu Agleć ^^ napisał:
Bo w czasach, kiedy rysowałam takie "coś" publikowałam moje wypociny bardzo rzadko, bo wiedziałam, że nie są nawet ładne. A jak już publikowałam to gdzieś, gdzie mogłam otrzymać konstruktywną krytykę
A na MLPP raz, że się nie da takowej otrzymać (ludziom się przeważnie nie chce jej pisać i najdłuższe komentarze mają do 3 linijek), a dwa... że tu po prostu nie ma czego komentować.
Wszystko jest do poprawy.I Twoją konstruktywną krytyką było słowo 'brzydkie', napisane dwa razy na wszelki wypadek, żeby wszyscy zauważyli. A napisz taki komentarz jeszcze raz, tak dla pewności.
To nie jest konstruktywna krytyka, tylko skurwysyństwo, nazywaj to jak chcesz.
- 2
-
3 godziny temu Agleć ^^ napisał:
Lepsze pytania: po co robisz temat dla jednego rysunku? Do tego dla rysunku, który wiesz, że jest brzydki?
Hej, hej, hej, może by tak troszkę przystopować? To, że praca nie jest najwyższych lotów nie znaczy, że kiedyś autorka nie zrobi czegoś dobrego. W kwestii rysunku nie powinnaś czuć się niedowartościowana, więc czemu próbujesz dowartościować się w taki sposób?
- 3
-
- Uciekł. To chyba był dość potężny demon - odparł Hillington, podtrzymując człowieka. - Często się tu tacy pojawiają?
-
Spojrzał w kierunku, w którym zniknął demon, a potem podszedł do Vincenta.
- Nic ci nie jest? - zapytał, pochylając się i podając rękę człowiekowi.
-
Hillington postanowił skorzystać ze szczątkowej umiejętności teleportacji. Zniknął ze ściany i pojawił się za demonem, zastanawiając się w jaki sposób ma go pokonać. Nie byłoby problemu w przegnaniu go, gdyby nie upadł, ale...
Ale upadł. Machnął ręką, chcąc zdzielić potwornego jegomościa pazurami. Widząc, że światło jednak odrobinę parzy oponenta, wydzielił kolejną jego dawkę i postanowił przynajmniej przez chwilę w ogóle nie gasnąć.
-
- Nie jestem piekłem, a więc nie jesteś moim królem - odparł Hillington. Wzniósł się w powietrze - tylko na chwilę, właściwie aby przedłużyć skok i uczepic się ściany. Teraz wyglądał jak wielki nietoperz, gotów rzucić się na nieprzyjaciela i rozszarpać. Wysłał w stronę demona kilka promieni światła, aby przynajmniej go oślepić.
-
Hillington dotknął dłonią brzucha, w który został uderzony. Miał wrażenie, że z płuc zostało wypchnięte całe powietrze. Dostrzegł jednak, że mała nieludzka kreatura zaatakowała jego człowieka więc pozbierał się czym prędzej i skoczył w kierunku chłopaka. Złapał go dłonią i długich palcach i chciał przycisnąć do ziemi, jednocześnie traktując światłem. Promienie rozbłysły.
-
Hillington skrzywiłby się na widok demona, ale w obecnej postaci nie było takiej możliwości. Pozostało więc spojrzeć na niego wyniośle i z góry, co też zrobił.
- Vincencie? - zapytał, czekając na sygnał.
-
Hillington zgasł. Zdecydowanie poprawił mu się humor, a już zabicie demona w ogóle wprawiło go w dobry nastrój. Z satysfakcją spojrzał na smętną kupkę popiołu.
- Ktoś jeszcze? - zapytał.
-
Hillington wysłał w stronę psowatego strugę oślepiającego światła, które powinno demona spopielić. Po chwili namysłu postanowił rozbłysnąć, dla lepszego efektu. Miał nadzieję, że operacja się uda.
Z ciała zaczęło wydobywać się białe światło, które coraz bardziej się wzmagało.
- Zamknij oczy - powiedział, kierując swe słowa do Vincenta.
-
Rozprostował kości i strzelił palcami. Skrzydła niestety nie były jeszcze w stanie działać po upadku z poprzedniego dnia. Dłoń Hillingtona rozjarzyła się białym światłem, oczy rozbłysły. Spojrzał na Vincenta pytająco.
- Czy mam spróbować go zabić?
-
Zwrócił głowę w stronę warkotu. Nigdy jeszcze chyba Hillington nie miał okazji zmierzyć się z demonem w ziemskiej scenerii. Spojrzał na Vincenta z nieodgadnionym wyrazem twarzy, co dla niego było raczej standardowe.
- Czy jesteś w stanie teraz nadać mi postać pośrednią? - zapytał.
-
Hillington śmiało wszedł do środka, rozglądając się za sługami mroku. Zapewne tu były, o czym mogło świadczyć dziwaczne uczucie niepokoju, jakie czuł.
- Czym chcesz walczyć?
-
- Może je zniszczyć? - zapytał Hillington, wskazując na blaszane drzwi. W miarę szybko powinien zrobić w nich dziurę, przez którą mogliby przejść, a szukał najprostszych rozwiązań.
-
- Jak najszybciej - odpowiedział Hillington i ruszył żwawo za swoim ludzkim towarzyszem. Cieszył się, że opuści mieszkanie. Nawet jeśli tylko na krótką chwilę.
-
- Nie ma rzeczy niemożliwych - odparł.
- Nie wiem, czy w ciele ludzkim jestem w stanie coś zrobić. Czy potrafię cokolwiek użytecznego w walce. Kiedyś potrafiłem leczyć, ale nie wiem ile z tego pozostało. Niemniej zrób co masz zrobić i idźmy już stąd, bo się tu duszę - dodał, tym razem spokojniej.
-
- A więc rządy tej bandy powinny runąć - skwitował. - Nie mogą trzymać mnie na smyczy całą wieczność. A ja nie mogę już niżej upaść - odpowiedział i uśmiechnął się sam do siebie, odwracając się od Vincenta. Zaraz potem wrócił do mniej przyjemnych myśli, niż utarcie nosa zakonowi. - Nie mogę cię zaatakować, nawet gdybym chciał. Masz rację, uniosłem się. Dziękuję ci za twoje zaangażowanie w sprawę. Doceniam je.
Czarne Żagle w Środku Nocy [Sesja][Trzech szalonych piratów]
w Luźna gra ról
Napisano
- Cztery razy grogu - poprosiła Helike, uśmiechając się szczerze do kelnerki i kładąc na blat nieco grosza. Rozsiadła się na ławie zupełnie nie jak na damę przystało i zaczęła wodzić wzrokiem po całej knajpie.