-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Jestem pewien, że nie. Ale skoro jest ścigany, to znaczy że nie bez przyczyny. Poza tym, Sebastian ma już dwanaście lat, co oznacza, że już niedługo nie będzie dzieckiem.
-
- Dziękuję - odpowiedział. -Ręczę za chłopaka. Będzie mieszkał w mojej kaplicy i nie będzie wam przeszkadzał. Prawda? - zwrócił się do chłopaka.
-
- Aby omówić sprawę obdarzenia tegoż młodego człowieka Swobodą Cmentarza. Nie jest to pierwszy raz, kiedy osobnik z zewnątrz otrzymałby ten przywilej. I mimo że chłopiec jako jedyny z nas jest w pełni żyjącą istotą, wierzę w wasze dobre serca. Dopiero co stracił matkę, której ostatnią wolą było zapewnienie mu bezpieczeństwa. Gdzie może być bezpieczniej, niż tutaj? - Zamilkł, obserwując uważnie reakcje zebranych.
-
- Dobrze panią widzieć. Byłem pewien, że wśród zebranych nie zabraknie i pani rozsądnego głosu - powiedział Echis. Brzmiał bardzo wiarygodnie - jakby mówił coś absolutnie oczywistego, choć jego twarz jak zwykle nie wyrażała emocji.
- To sprawa istotna dla tego młodzieńca - rzekł i położył dłoń o nieco zbyt długich i ostrych paznokciach na ramię chłopca. Popchnął go lekko do przodu.
-
- Różne przypadki i zbiegi okoliczności sprawiły, że stałem się opiekunem młodego Sebastiana - odpowiedział, uprzednio odpowiednio uprzejmie się przywitawszy.
- Nie wypada odmawiać umierającemu ostatniej woli więc i ja nie odmówiłem. Teraz jednak potrzebuję znaleźć chłopakowi schronienie.
-
- Jak niemal co dzień od kilku miesięcy, dzięki waszej wielkoduszności - odparł i skłonił się uprzejmie. - Przybyłem dzisiaj z gościem. Śmiałbym więc prosić o zebranie mieszkańców, jako że sprawa jest niecierpiąca zwłoki. Jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko - powiedział. Nie mógł oddziaływać na zmarłych tak sukcesywnie jak na żywych, ale wciąż pozostawał dar słowa, na który - jeśli został odpowiednio użyty - mało kto był odporny.
-
Mężczyzna wskazał na mauzoleum znajdujące się nieco dalej i ruszył w jego kierunku. Będzie musiał spytać o zgodę mieszkańców, czy przyjmą żywe dziecko. W tym wypadku chłopak będzie mógł również ich widzieć, a może i korzystać z innych dobrodziejstw tego miejsca.
-
- Mieszkam tu, gdy jestem z dala od domu. W podróży. Kilka lat. Korzystam z gościnności mojego dobrego przyjaciela - odpowiedział i wkroczył do środka.
- Jakkolwiek dziwne może się to wydawać, jest praktyczne.
-
- Jesteśmy na miejscu - poinformował, zatrzymując się przed bramą cmentarną. Pchnął ją dłonią, przepuszczając chłopaka przed sobą.
Kwatera z pewnością nie sprawiała wrażenia przytulnej. Standardowo cmentarze budowane są raczej dla martwych niż do żywych.
-
W mniemaniu Echisa chłopak nie wyglądał na dwunastolatka. Pewnie przez to, że był tak koszmarnie chudy i drobny. Widząc gwałtowny napływ wspomnień i łez podał młodemu człowiekowi chusteczkę.
- Twój nowy dom może ci się wydawać dość... Niegościnny, ale pewien jestem, że znajdziesz tam przyjaciół -oświadczył będąc niedaleko swojego własnego miejsca zamieszkania.
-
- Niedaleko - odparł, choć w rzeczywistości miejsce do którego zmierzał - cmentarz, był dość daleko od miasta.
- Ile masz lat? Umiesz już czytać? Znasz alfabet? - zapytał po chwili marszu w milczeniu.
-
- W miejsce, w którym będziesz bezpieczny, Sebastianie. Bezpieczniejszy, niż tutaj - odparł. Skierował się w stronę, która prowadziła najszybszą drogą ku wyjściu poza miasto.
-
- Czy masz jakieś odzienie wierzchnie? Jest dosyć zimno, a w miejscu w którym zamieszkasz zazwyczaj panuje chłód - odezwał się Echis, idąc klatką schodową ku wyjściu.
-
- Wstań i chodź ze mną - powiedział. A potem zaczął powoli zmierzać ku wyjściu.
- W jaki sposób twoja matka odpierała ich ataki? - uważnie obserwował chłopaka.
-
- Jestem twoim opiekunem. Nazywam się Echis. A ponieważ nie planowałem tego, chciałbym wiedzieć dlaczego cię ścigają - odpowiedział.
-
- Dlaczego tamten człowiek was zaatakował? - zapytał mężczyzna. Zdecydował się na położenie dłoni na ramieniu chłopaka - symbol wsparcia.
-
Wiedział, że tak się stanie. Wiedział też, że nie mógł powiedzieć nic innego, bo chłopak odkryłby prawdę. Znajdowała się w końcu w pokoju obok.
- Twoja matka odeszła w spokoju, Sebastianie. Jestem tego pewien. A więc nie powinieneś się o nią martwić, choć rozumiem, że twoja strata boli. Obawiam się jednak, że nie masz czasu na żałobę - powiedział, zbliżając się do chłopaka. Stanął tuż obok, o krok.
-
- Przykro mi, Sebastianie. Twoja matka zginęła - poinformował nieznajomy mężczyzna, nie starając się zbytnio o zabarwienie emocjonalne. Chociaż w głosie nie było śladu żalu, wciąż brzmiał łagodnie.
-
Mężczyzna pokiwał powoli głową, patrząc na chłopca. Zaczął się zastanawiać.
- Masz jakieś imię? - zapytał. Nie podszedł bliżej, nie poruszył się. Obserwował tylko małą, kruchą istotkę stojącą niedaleko. W ciągu długiego życia był wieloma rzeczami, ale nigdy matką i nigdy też nawet nie zamierzał próbować.
-
- Bądź rozsądny, nie możesz przesiedzieć całego życia w szafie. Poczekam tu, aż zdecydujesz się wyjść. Mam więcej czasu niż ty, chłopcze - poinformował.
W tym czasie, uznał, dobrze byłoby usunąć zwłoki z widoku. I tak też zrobił. Podniósł ciało i zaniósł do pokoju obok. Ułożył je na łóżku. Z godnością, czymkolwiek było za życia.
-
Ponury jegomość podniósł się, wciąż wpatrując się w martwą kobietę.
- Wyjdź z szafy. Obiecuję ci, że z mojej strony nic ci nie grozi - oświadczył łagodnie, odwracając się w stronę kryjówki. Najłagodniej jak tylko mógł. Głos był śliski i gładki jak jedwab.
-
- Jak mogę ci pomóc? - zapytał. Wyczuwał, że czas tej konkretnej istoty dobiega końca. Wezwanie księdza? Co mogło chodzić po głowie umierającej? Chyba że... był ktoś jeszcze.
-
Nieznajomy wślizgnął się do pomieszczenia. Stąpał cicho i lekko. Ubrany był elegancko, choć staromodnie. Buty lśniły w blasku księżyca niby czarne zwierciadła, a płaszcz niemal zlewał się z ciemnością, która go otaczała. Z cieniem kontrastowała tylko jasna, surowa twarz - osobnik z powodzeniem mógłby być grabarzem.
Podszedł do rannej kobiety i przyklęknął. Z kieszeni na piersi wyjął chusteczkę i otarł krew z jej twarzy.
- Przechodziłem obok - odparł krótko. - Dlaczego zostałaś postrzelona?
-
- Niezwykle doceniam twoją troskę. A jednak śniadanie rzadko zabija kogokolwiek innego niż królowie i ważne osobistości polityczne - odparł demon zanim chłopak wyszedł, nie podnosząc wzroku znad książki.
Dru tymczasem zajmowała się właśnie jedzeniem swojej porcji śniadania. Usiadła na miejscu, które było wolne, przywitała się ze wszystkimi i zaczęła jeść, obserwując co jakiś czas swoich towarzyszy.
Pozłacane Lata [Gra][Arcybiskup z Canterbury]
w Luźna gra ról
Napisano
- Dobrej nocy, Glennie - odparł demon. A potem ruszył w stronę kaplicy.
- Będziesz tu, dopóki nie nauczysz się sam siebie bronić. Skoro zostałeś obdarzony Swobodą Cmentarza, miejsce to daje ci różne możliwości. Niektóre z nich będą wymagały ćwiczenia i nauki - powiedział.