Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Czujecie się lepsi dzięki temu? Czujecie, że macie władzę do której wszyscy tak chorobliwie dążycie i której tak pazernie pożądacie?  Dobrze. Jeśli daje ci to uczucie spełnienia, niech tak będzie. O konsekwencje będziecie martwić się później - odpowiedział. Nie mogą więzić go wiecznie. Kiedyś człowiek który będzie jego łańcuchem umrze, a wtedy... Ostatecznie, i tak już był na dnie. 

  2. Wpatrywał się w nią zimno. Dopiero co zszedł na ziemię, a już zaczynał ich nienawidzić. Aroganckie, małe, łyse małpy. Co gorsza, mieli nad nim władzę... Czy został aż tak zdegradowany? Jak pospolity demon, będzie na zawołanie człowieka? Nie odpowiedział na pytanie kobiety. Nie wiedziała, za co upadł, ale ośmieliła się go ocenić. Oni wszyscy ośmielili się go ukarać, kiedy najgorsza kara już go spotkała. 

  3. Hillington zaczął się śmiać. Śmiał się długo i gorzko.

    - Moja sytuacja jest zła bynajmniej nie ze względu na to, że tu jestem i nie ze względu na was. Nie możecie mnie zabić, a wszelkie pęta są dla mnie niczym, bo i tak jestem uwięziony na waszym świecie, w organicznym ciele. Naprawdę żadna to dla mnie różnica. I nie zamierzam tłumaczyć się żadnemu z was.

  4. Wspomnienie prawdziwego imienia było jedną z tych rzeczy, które bolały. Oznaczało dawniej, kim był. A teraz było nieaktualne, bo był nikim.

    - Nie mam imienia. Tamta stacja to Hillington? Nazywaj mnie Hillington, to bez znaczenia - odparł. Sięgnął dłonią do pleców, żeby sprawdzić czy cokolwiek zostało ze skrzydeł, czy też odpadły całkowicie. Odetchnął z ulgą, choć wątpił żeby zachował umiejętność lotu.

  5. Tak jakby nie był już wystarczająco osłabiony...

    Skulił się jeszcze bardziej, zakrywając się skrzydłami. Podniósł jednak głowę, najwyżej jak tylko mógł. Co prawda jego godność legła w gruzach razem z nim w momencie upadku, ale nie zamierzał dać się upokorzyć do końca. Zaklęcie osłabiające? Pęta? Dobrze, niech i tak będzie.

    Rozbłysnął, mając na celu dać popalić nędznym w swoim mniemaniu stworkom. Natężenie światła nasilało się coraz bardziej i bardziej, podobnie jak temperatura.

  6. - Nie będę się ukrywać - syknął. - A już na pewno nie przed ludźmi. Broń na demony mnie nie zrani - Wyszedł chwiejnie z dołu, ale przecenił trochę swoje siły i upadł na jedno kolano. Zniszczone dwie pary skrzydeł opadły na brudną posadzkę. Był słaby, zbyt słaby żeby iść, ból uniemożliwiał logiczne myślenie. Nigdy też nie przybierał ludzkiej postaci, co było dodatkowym utrudnieniem.
     

  7. - Odejdź. To wszystko, co ci powiem - odpowiedział leżący stwór ochrypłym, zdartym głosem. Postanowił zmienić plany - zamiast gnicia w tej dziurze, postanowił zmienić lokację i gnić gdzie indziej. Przy każdym ruchu ciało dawało nieznośne sygnały o tym, że nie nadaje się do użycia. Zresztą, samo uruchomienie wszystkich narządów i układów zdawało się być wysiłkiem nie do pokonania. Czuł się uwięziony i upokorzony. Podjął próbę wykonania siadu, co w przypadku osypującego się gruzu nie było łatwe.

  8. Nie miał ochoty rozmawiać z człowiekiem i nie zamierzał tego robić. Zignorował go, wracając do topienia się w swoim smutku. Pod istotą leżały przygniecione przez nią dwie pary połamanych i wyliniałych skrzydeł. Jego celem w obecnej chwili było pozostanie w pozycji poziomej najdłużej jak się da. Zgnicie w zimnej, śmierdzącej dziurze otoczonej betonem i ludźmi. Co za porażka.

  9. Leżał bezwładnie w dziurze, niepewny czy jeszcze żyje. Ból fizyczny był niczym w porównaniu do tego, co działo się w umyśle stwora. Jego jaźń została rozdarta na dwoje i jedna z tych części została gdzieś po drodze. Został z niej obdarty. Podobnie jak obdarty został z godności. Czuł dość sporo nowych bodźców, z których dominował chłód i boleści. Niebo wydawało się być dziwnie zamglone i odległe. Wszechogarniająca pustka uświadomiła go, jak wiele stracił.

    Granatowy, gasnący olbrzym w dziurze skulił się, wydając przy tym szelest piór. Objął się rękami, podkurczył nogi i jego dziwacznym ciałem wstrząsnął szloch, niebrzmiący jak głos człowieka. Usłyszał dźwięk mowy, ale nie miał siły odpowiedzieć, pogrążony w żalu.

  10. N: Nieodmiennie kojarzy mi się z W.I.T.C.H. To był fajny wątek fabularny :')

    A: Pewnie Naruto, albo inne szatany z zakresu których nie mam wiedzy. Gupi kadr.

    S:Jeden gif by wystarczył, dzikusie.

    U: Pół forumowego życia ją widzę, drugie pół z nią rozmawiałam. Wiem, jak się nazywa. Wiem, gdzie mieszka.

    • +1 1
  11. 2 minuty temu bleflar2 napisał:

    Jasne. Takie wykwalifikowane były że nie umiały uratować Amidali mimo że nic jej nie było. W dodatku zamiast zrobić Vaderowi przeszczep skóry okuli go w pancerz. I robili to wszystko bez znieczulenia.

    Nie, Ale mamy trochę rzeczy których oni nie mają.

    Nie pomogły, bo nie chciała żyć. Fizycznie była zdrowa. Jeśli opierasz swoje zdanie tylko na filmie, to ja radzę zamilknąć.

    Jakie to rzeczy? 

  12. 5.07.2016 at 21:44 bleflar2 napisał:

    Czyli nie mogę być zły?

    A poza tym. Wiesz że ci ze star wars pod pewnymi względami byli słabsi od nas teraz? (nie mówię tu o statkach kosmicznych i gwiazdach śmierci)

     

    Czy mamy płyn, który jest w stanie odbudować tkanki z poważnych ran, nawet wewnętrznych? Czy jesteśmy w stanie podróżować z prędkością większą niż światło? Czy posiadamy pogodowy system planetarny, który pozwala regulować klimat? Czy mamy droidy medyczne, działające jak wykwalifikowani lekarze i pielęgniarki? 

    Mam tego więcej. 

  13. 12 godziny temu Patriot1939 napisał:

    Z internetu idzie się sporo nauczyć.

     

    Poczułam się w obowiązku skomentowania tego i wszystkiego co powyżej.

    Otóż nie. Jeśli chcesz się nauczyć malowania, rysowania, rzeźbienia, to internet w niczym nie pomoże. Ani żadne poradniki, ani książki 'szybki kurs rysunku'.

    Jeśli ktoś się chce nauczyć rysować, to powinien zacząć rysować to, co widzi. Ludzi, zwierzęta, rośliny, krajobrazy. Bo żeby zacząć rysować fantastykę, czy nawet dobrą mangę, najpierw trzeba ogarnąć się warsztatowo.

    Talent jest tylko czymś jak iskra, która pozwala zacząć się doskonalić. To koło 20% twórczości, reszta to praca. W Twoich pracach nie widzę ani jednego, ani drugiego - odrysowałeś z komputera trzech typów i jedną literę. Masz rację, nie są na mistrzowskim poziomie. Co gorsza, dobre też nie są.

    Jeśli naprawdę chcesz się pokazać, narysuj coś interesującego, a nie coś, co próbuje być efekciarskie. Amen.

     

    • +1 1
  14. 13 godziny temu Poniaczeł Ziemovit napisał:

    -_- 

     

    Lubię patrzeć na arty z photoshopa, gimpa czy jak wymienił @Silicius Krity. Błagam, weźcie mi ten paint. Możecie uczyć się rysować w każdym programie i stopniowo te programy ogarniać. Art był spoko, ale naprawdę, byłby sto razy ładniejszy, gdybyście pomyśleli o innych programach. 

     

    Gdyby się natomiast pomyślało o tworzeniu na kartce, można nabyć umiejętności. Nie trzeba umieć nic poza obsługą lepszych programów, aby wyszło coś w miarę oglądalnego.

  15. Mężczyzna uśmiechnął się, widząc drzwi. Ha, to i lepiej! Chwycił metalowy drut i na jego końcu zrobił pętlę, którą kilka razy obwiązał, zasupłał i sprawdził kilka razy, czy aby na pewno nie puści. Przyłożył drut do framugi, odmierzył odpowiednią długość - tak, aby drzwi mogły otworzyć się na daną, niewielką szerokość, nie dalej. Na drugim końcu drutu zrobił to samo. Ponieważ jednak nie ufał pojedynczemu drutowi, podobny proces przeszedł drugi jego kawałek. 

    Wziął gwoździe i młotek znalezione gdzieś na kulisach. Był pewien, że dźwięk oprzytomni nieco trupy, ale nie było innej możliwości. Wbił dwa gwoździe po obu stronach framugi na wysokości szyi albo klatki piersiowej (w zależności od wzrostu), potem nałożył na nie pętle drutu i zagiął gwoździe, aby przypadkiem drut się z nich nie ześlizgnął. Sprawdził, czy gwoździe są dobrze zakleszczone, na wszelki wypadek uderzył je jeszcze raz i odsunął się od drzwi. Chwycił szablę pewnie w dłoń i kilka razy mocno uderzył w drzwi. 

    - Hop, ho-op! Jest tam kto?

  16. Przeszkodą w zerwaniu maski były ostre kły smoka, który rzucał się i kąsał, niejednokrotnie chwytając kostur, a nawet ręce małego maga.

    To był ten moment, kiedy pan Harper postanowił wkroczyć do akcji. Płynnym, wyćwiczonym ruchem zdjął marynarkę i oddał ją dumnemu ptasznikowi z ramienia, który zaś zawiesił ją na pajęczynie.

    Pan Harper ujawnił tym samym dodatkową parę szczupłych rąk o niezwykle chudych i długich palcach. Wykonał kilka gestów w powietrzu, jakby nawlekał nić na kłębek, potem okręcił się wokół osi i nikt nie musiał wiedzieć, że gesty te były absolutnie zbędne. Pan Pająk należał po prostu do efekciarzy, a więc uwielbiał teatr i drobne oszustwa.

    Wężowe cielsko zwierza zaczęło się rzucać jeszcze bardziej, gdy czerwone łuski zaczęły odrywać się i mknąć jak na wietrze do złożonych rąk Pająka. Wkrótce cały ogromny stwór rozwiał się w drobne, lśniące, czerwone cząstki przy dźwięku rozbijającego się na drobniusieńkie kawałeczki szkła. Wszystkie one wylądowały w dłoniach Pana Harpera, zmieniając nieco wygląd, gdy jego własne ciało zaczęło je przyswajać.

    Łuski całkowicie zakryły skórę, zmieniając Pana Pająka w coś większego, niż był przed chwilą. Przede wszystkim stracił nogi na koszt ogona, ale długie cztery ręce pozostały na swoim miejscu, zakończone długimi szponami. Całość wyglądała jak zrobiona z potłuczonego, czerwonego szkła, które w dodatku wydzielało ze środka światło. Zmiana została przypieczętowana ubraniem maski smoka - zmniejszonej nieco. Pan Harper pomknął w stronę małego maga, chcąc zamknąć go w bolesnym, wężowym uścisku. Po drodze zamierzał złapać także towarzyszące magowi szkielety - jednego rozszarpał pazurami, w drugiego zionął ogniem i ostatecznie zaatakował ich twórcę, nie musząc obawiać się o obrażenia fizyczne.

  17. Odrobina chaosu zazwyczaj wychodziła na dobre, ale na własnym podwórku wypadało mieć porządek. A podwórkiem Gabriela była tylko część teatru i to nieco psuło mu humor, choć oczywiście wiedział, że nie mogło być zbyt pięknie. Nie od początku.

    Właściwie, nie znał się na broni innej niż biała. Mogło to wynikać z tradycjonalizmu, albo z różnych innych, dziwnych przekonań mężczyzny. Poza tym, kule były nieco niepraktyczne w tak wielkim mieście. Po pierwsze, strzał był potwornie głośny, a tym samym stawał się wabikiem na marionetki.

    Siedział teraz na fotelu, który zapewne służył niegdyś jako rekwizyt, wpatrując się w ścianę przed sobą. Brodę miał opartą o pięść, palce drugiej dłoni stukały o podłokietnik. Gabriel ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie. Kontrasty, kontrasty... Jeszcze lepiej kontrastowałaby na tej koszuli świeża krew, chociaż po ożywionych nie było warto spodziewać się zbyt wiele. Jedynym elementem stroju który nie musiał zgadzać się z resztą, były skórzane buty - wychodzone i dzięki temu praktyczne.

    Zastanawiał się, ilu przeciwników siedzi zamkniętych w piwnicy i czy długotrwały głód osłabił ich, cy wprost przeciwnie - sprowokuje do bardziej zajadłej walki. Tuż przy wejściu do piwnicy, na wysokości szyi postanowił umieścić garotę, to jest metalowy kawałek liny znaleziony przypadkiem gdzieś przy sprzęcie. Mogło to nieco ostudzić zapędy wiecznie głodnych zombie. Jako swoją wyższość nad nimi uznał znajomość ukrytych przejść między pomieszczeniami i znajomością planu okrągłej budowli. Dzięki temu mógł wykańczać swoich przeciwników pojedynczo, bez ryzyka bycia otoczonym. Spojrzał na futerał ze skrzypcami leżący nieopodal. Tuż obok leżała szabla, która jakimś cudem nie okazała się być ani repliką, ani rekwizytem. Bywały lepsze narzędzia do odcinania głów, ale póki co Gabriel nimi nie dysponował. Zresztą, może to i dobrze?

    - Jeśli to, co się ma stać, stać się musi,

    Niechby przynajmniej stało się niezwłocznie...

    Wstał z fotela i rozprostował kości.

  18. godzinę temu Major Degtyarev napisał:

    Nie napisałem nigdzie że Jezus jest bogiem,wiem że jest synem bożym.Modlitwa zawsze zaczyna się od ojcze nasz,czyli zwracamy się do boga nie do Jezusa.Mi chodziło o to że nie powinniśmy przedstawiać również Jezusa na obrazach czy rzezbach. Nikt nie wie jak wyglądał,może był czarny,może biały,może miał inne oczy.Nikt tego nie wie.

     

    Są rzeczy, które możemy wywnioskować z jego życia opisanego zarówno przez chrześcijańskie jak i niechrześcijańskie źródła. Ponieważ pochodził z Galliei, miał zapewne ciemny kolor skóry i tym samym zapewne też ciemne włosy. Nie jesteśmy w stanie ukazać w stu procentach zgodnego z prawdą wizerunku, ale możemy domniemywać. Kolejnym (chociaż nie do końca pewnym źródłem) jest Całun Turyński, tyle że do dzisiaj nikt nie określił jego wiarygodności.

     

  19. @Major Degtyarev

    Miałeś okazję. (Jestem Oksymoronem) 

    N: Cokolwiek by nie znaczył, pierwszy człon brzmi całkiem ok. 

    A:Doceniam fakt, że Spitfire na awatarze nie jest wulgarna i dalej przypomina poniacza. Ogólnie ładny.

    S: A to znowu mi się nie wyświetla. Jakże to tak?

    U: Bywa zabawny, acz przyznaję że jego sposób bycia jest dla mnie dosyć drażniący. Poglądy prezentowane przez jegomościa są natomiast zazwyczaj sprzeczne z moimi, ale to ani na plus ani na minus nie jest.

×
×
  • Utwórz nowe...