-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Załatwia pewnie Swoje Sprawy. Czasem znika, a wiem że robi coś ważnego, więc nie zwracam mu wtedy drogi. Mam jeszcze drugiego towarzysza jakbym potrzebowała pomocy, chociaż dotychczas nie zdążyło się, aby Pierzasty nie zdołał przybyć na czas - odpowiedziała.
-
-Ej, mogę się zabrać z wami? - zapytała Dru, podchodząc do bliźniaków. Okazjonalnie nie było obok Ruada. Ona także tryskała energią.
-
Ukłonił głowę i nieznacznie uśmiechnął się do chłopaka.
- Widzę, że nauczyłeś się dziś czegoś - odezwał się.
-
Ruszył dalej, kierując się zmysłami. Słowa istoty z lasu nie wywarły na nim wrażenia. Nie pierwszy raz zamierzał nieco zamieszać w ważnej sprawie i postanowił, że nie po raz pierwszy mu się uda. Miał wprawę i doświadczenie, czyli połowę sukcesu.
-
Wszyscy. Spacji przed pytajnikiem niet ;__;
-
- Istnieje też możliwość, że cała reszta się myli i chłopca zabijać nie trzeba, tylko wszyscy wolą drogę na skróty - odparł sucho, choć bez cienia pogardy. - Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
-
- Śmierć dotknęłaby tylko ciało, które zresztą wkrótce powróciłoby do żywych. Są sposoby na takich jak ja, ale zna ich niewielu... - odniósł się do poprzedniej wypowiedzi istoty. - Czy ktoś zamierza podjąć działania, aby zabezpieczyć chłopaka? Czy istnieje ktokolwiek, kto jest po jego stronie? - zapytał.
-
Usiadł na ziemi naprzeciwko driady. Zajmował teraz całkiem sporą przestrzeń.
- Skąd wiesz - odezwał się dopiero po chwili -... że nie jestem jednym z przyjaciół, albo może i nawet krewnych tego, którego chcą przyzwać? Że nie jest moim zwierzchnikiem, a ja nie przybyłem tutaj ułatwić mu przybycia? Pochodzimy z jednego miejsca - powiedział Echis.
-
Ostatni odcinek drogi demon pokonał w locie, co nieco pomogło nadążyć za driadą, choć problem pojawił się w tym, że drzewa rosły nieco zbyt ciasno jak na skrzydła. Wylądował przed driadą.
- Kim jest, dlaczego jest ścigany i przez kogo.
-
- Wiem to od mojego dobrego przyjaciela, który z kolei bardzo dobrze zna tę okolicę - odpowiedział. - A matki dziecka nie mogę zapytać o nic, ponieważ jest martwa - dodał. Że też w Nowym Orleanie żyły stworzenia ze starego kontynentu, no, no...
Echis przyłożył dłoń do zranionego boku. Dalej krwawił, choć rana prawdopodobnie groziła tylko dyskomfortem i w ciągu doby powinna się zasklepić całkowicie.
-
Echis przestał pobierać resztki energii z ciał. Byli martwi, a więc mieli jej mniej, ale wciąż pozostawała jeszcze krew. Demon otarł usta chustką, do czysta. Znany był z kultury osobistej i dobrej reputacji, oczywiście w odpowiednich kręgach.
Wyprostował się i powrócił do ludzkiej formy. W nienagannym wyglądzie, choć wciąż bez butów i z dziurami w płaszczu od kwaśnej krwi odwrócił się do dziwnej kobiety. Jak na dżentelmena przystało, ukłonił się.
- Szukam kogoś, kto może udzielić mi istotnych informacji na temat pewnego chłopca. Przepraszam za bałagan, zostałem zaatakowany - oznajmił, wskazując na trupy. W zasadzie, nie spodziewał się, że kapłan ożywi swoje zwłoki i zwłoki swojego towarzysza. Nie spodziewał się, że zostanie zraniony i nie spodziewał się kwasu palącego skórę. Na szczęście miał pióra, choć nie zminimalizowało to obecnego bólu od obrażeń.
-
Echis był pewien, że nawet martwi ludzie bez głowy nie są w stanie funkcjonować. Pierwszym co zrobił było zatem uchwycenie głowy kultysty-maga i próba oderwania jej bądź przynajmniej skręcenia. Wczepił szpony w tkankę, aby nie dotknąć żrącej krwi. Czuł swąd tych kilku piór, które zetknęły się z kwasem, i wydawały zapach palonych włosów. Działał jak zwykle bez emocji, chociaż w głębi był wściekły. Kiedy w końcu znaleźli się odpowiednio źli ludzie, byli niezdatni do jedzenia...
-
- Bardzo możliwe, że kiedyś grałem z twoim bogiem w karty. Z wieloma z nimi grałem... I żaden nie był prawdziwym bogiem - odparł. A potem spojrzał w oczy kultysty, starając się uniknąć ciosów i zawładnąć nim chociaż na tyle, żeby przestał się bronić. Głód zaczynał być nie do zniesienia i Echis miał nadzieję, że pożywi się już wkrótce. Postanowił póki co nie starać się zneutralizować zwłok, a maga.
-
Kamienie... Echisowi przypomniały się stare, dobre czasy średniowiecza. Dobre o tyle, że było to czasy niesamowicie ciekawe, choć mało kiedy narzekał na nudę. Był wtedy kimś zupełnie innym. Wzniósł się w powietrze i wślizgnął między drzewa. Miał skrzydła przystosowane do szybkich manewrów, choć nie nadawały się na przykład do długiego szybowania. Wyleciał od innej strony, kierując się wprost w pozostałą grupkę. Zmierzał zakosami, aby zmniejszyć możliwość bycia trafiony pociskiem z kamienia. Chciał staranować kultystów, powalić ich na ziemię i odebrać życie następnemu. Tylko jeden powinien zostać żywy...
-
Odpełzł nieco dalej. Ciało węża było szybkie i zręczne, ale mało wytrzymałe. Echis zaczął się przeistaczać - najpierw z powrotem w formę ludzką, a kiedy już ją osiągnął, zaczął kolejną przemianę. Jego ręce i palce wydłużyły się znacznie. Palce zostały dodatkowo zagięte do tyłu i połączone błonami porośniętymi przez ciemnoszarne pióra. Nogi wygięły się w stawach - odrzucił buty. Wyrósł mu także wężowaty ogon zakończony pierzastym grzebieniem. Całe ciało demona poza twarzą pokryte było teraz piórami, sama twarz zaś wyostrzyła się w rysach. Oczy stały się jaskrawozielone. Demon wdrapał się na najbliższe drzewo, co umożliwiły mu szpony na zgięciach skrzydeł - najkrótsze palce. Stamtąd zaczął opanowywać umysł jednego z ludzi, który to miał odwrócić się przeciwko swoim towarzyszom i zacząć ich atakować. Gdy już to się stało, Echis rozpostarł skrzydła i zanurkował, żeby porwać jednego z kultystów w powietrze i zrzucić go na ziemię.
-
Demon odskoczył i zrobił to bardzo szybko, choć nie uratowało go to przed zranieniem. Jego skóra zszarzała, w ciągu ułamków sekund zmniejszył się gwałtownie i wydłużył, zmieniając formę z ludzkiej na gadzią. Dwumetrowy wąż, niewielki, o lśniących, czarnych łuskach był wystarczająco zwinny i szybki aby unikać ataków kultystów i wyprowadzać własne. Był jadowity, to pewne. Jako pierwszy cel obrał sobie człowieka, który go zranił. Spiął ciało i wystrzelił jak sprężyna, wysuwając kły jadowe i wbijając je głęboko w nogę. Błyskawicznie schował zęby i odpełzł między trawy, aby atakować kolejnego i kolejnego. Jak standardowy wąż, był szybszy niż ludzie.
-
- Jego matka nie była jego matką. Podsumowując, nie dowiedziałem się nic - odpowiedział. Milczał jeszcze przez chwilę, popukał w usta koniuszkiem palca. - Pokrętna rzecz. Gdybym tylko potrafił znaleźć jednego z nich, który doprowadził do reszty. Kogo czczą? Powinienem znać tego ich tajemniczego bożka... - stwierdził, głośno myśląc. A potem zdał sobie sprawę, że powinien się pożywić bo nie jadł od zbyt wielu dni i głód był aż nazbyt dokuczliwy.
-
-Dobrze. Dziękuję ci - odpowiedział. Stał chwilę, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
- Jeśli to prawda, ścigają go jacyś kultyści. Zastanawiające, dlaczego.
-
N: Właściwie po pewnym czasie i poznaniu X ludzi o ksywkach Wilku kojarzy mi się ze wszystkim poza wilkami.
A: Mimo zmian jakie zachodzą, wydaje mi się, że zawsze te arciki są do siebie podobne. Fajne to całkiem.
S: Niestety, nie widzę, ale mogę zgadywać że jest to coś związanego z Twoją pasją.
U: Zarejestrowany niedługo po mnie. Rozsądny. Mój ziomek, chociaż kontaktu to my nie mamy. I ten, rysuj tam sobie bo ci to całkiem fajowo idzie.
-
- Nie uważam, że jest w tym coś złego - odpowiedział. A potem podał kobiecie słoik z pożądaną przez nią zawartością i postanowił wrócić na cmentarz.
-
- Kim była? Oddam ci to, co obiecałem, ale chcę wiedzieć dlaczego narażała życie dla dziecka, które nie było jej. Rozumiem, że chłopiec jest wyjątkowy, ale mogła go zabić, albo mógł się nim zająć kimś inny. Dlaczego akurat ona? - zapytał.
-
- Czy matka była jego biologiczną matką? Jaka łączyła ich relacja? Była czarownicą? -zapytał. Wciąż trzymał w dłoni słój i zamierzał go oddać dopiero po pełnej odpowiedzi wiedźmy.
-
Kiwnął głową. Wyjął zza połów płaszcza słoiczek z zawartością i pokazał wiedźmie.
- Słucham cię uważnie -powiedział.
-
-Bardzo jestem wdzięczny, że zechciałeś się zająć Sebastianem. I cieszę się, że ty dotarłeś tu bez szwanku. Niestety, musze was opuścić bo mam jeszcze sprawę do załatwienia. Pojawię się wieczorem - powiedział i skłonił się. Ruszył w kierunku bramy, aby spotkać się z wiedźmą.
[Zabawa] Oceń poprzedniego użytkownika v2
w Gry i zabawy
Napisano
N: Charakterystyczny, to na pewno. I rozpoznawalny. Nick z historią, można powiedzieć.
A i S: Ten pan lubi sugestywne obrazki. Ja sama nie do końca rozumiem dlaczego, bo te które zazwyczaj wybiera są dość kiczowate i brzydkie. Można pokazać akt w ładny sposób, furry nigdy ładne nie jest. Ten przypadek nie jest wyjątkiem, za to wyróżnia się brzydotą. Nie wiem, czy ma to jakiś inny cel niż prowokacja, trolling czy coś w tym rodzaju
U: Dobrze mi znany, chociaż nasz kontakt ograniczał się do tematów z gier i zabaw. Charakteryzuje się głównie wstawianiem dziwnych obrazków ze zwierzaczkami w roli głównej na forum, chociaż co muszę przyznać, najczęściej w kontaktach z userami mimo wszystko jest miły.