Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Przeszkodą w zerwaniu maski były ostre kły smoka, który rzucał się i kąsał, niejednokrotnie chwytając kostur, a nawet ręce małego maga. To był ten moment, kiedy pan Harper postanowił wkroczyć do akcji. Płynnym, wyćwiczonym ruchem zdjął marynarkę i oddał ją dumnemu ptasznikowi z ramienia, który zaś zawiesił ją na pajęczynie. Pan Harper ujawnił tym samym dodatkową parę szczupłych rąk o niezwykle chudych i długich palcach. Wykonał kilka gestów w powietrzu, jakby nawlekał nić na kłębek, potem okręcił się wokół osi i nikt nie musiał wiedzieć, że gesty te były absolutnie zbędne. Pan Pająk należał po prostu do efekciarzy, a więc uwielbiał teatr i drobne oszustwa. Wężowe cielsko zwierza zaczęło się rzucać jeszcze bardziej, gdy czerwone łuski zaczęły odrywać się i mknąć jak na wietrze do złożonych rąk Pająka. Wkrótce cały ogromny stwór rozwiał się w drobne, lśniące, czerwone cząstki przy dźwięku rozbijającego się na drobniusieńkie kawałeczki szkła. Wszystkie one wylądowały w dłoniach Pana Harpera, zmieniając nieco wygląd, gdy jego własne ciało zaczęło je przyswajać. Łuski całkowicie zakryły skórę, zmieniając Pana Pająka w coś większego, niż był przed chwilą. Przede wszystkim stracił nogi na koszt ogona, ale długie cztery ręce pozostały na swoim miejscu, zakończone długimi szponami. Całość wyglądała jak zrobiona z potłuczonego, czerwonego szkła, które w dodatku wydzielało ze środka światło. Zmiana została przypieczętowana ubraniem maski smoka - zmniejszonej nieco. Pan Harper pomknął w stronę małego maga, chcąc zamknąć go w bolesnym, wężowym uścisku. Po drodze zamierzał złapać także towarzyszące magowi szkielety - jednego rozszarpał pazurami, w drugiego zionął ogniem i ostatecznie zaatakował ich twórcę, nie musząc obawiać się o obrażenia fizyczne.
  2. Odrobina chaosu zazwyczaj wychodziła na dobre, ale na własnym podwórku wypadało mieć porządek. A podwórkiem Gabriela była tylko część teatru i to nieco psuło mu humor, choć oczywiście wiedział, że nie mogło być zbyt pięknie. Nie od początku. Właściwie, nie znał się na broni innej niż biała. Mogło to wynikać z tradycjonalizmu, albo z różnych innych, dziwnych przekonań mężczyzny. Poza tym, kule były nieco niepraktyczne w tak wielkim mieście. Po pierwsze, strzał był potwornie głośny, a tym samym stawał się wabikiem na marionetki. Siedział teraz na fotelu, który zapewne służył niegdyś jako rekwizyt, wpatrując się w ścianę przed sobą. Brodę miał opartą o pięść, palce drugiej dłoni stukały o podłokietnik. Gabriel ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie. Kontrasty, kontrasty... Jeszcze lepiej kontrastowałaby na tej koszuli świeża krew, chociaż po ożywionych nie było warto spodziewać się zbyt wiele. Jedynym elementem stroju który nie musiał zgadzać się z resztą, były skórzane buty - wychodzone i dzięki temu praktyczne. Zastanawiał się, ilu przeciwników siedzi zamkniętych w piwnicy i czy długotrwały głód osłabił ich, cy wprost przeciwnie - sprowokuje do bardziej zajadłej walki. Tuż przy wejściu do piwnicy, na wysokości szyi postanowił umieścić garotę, to jest metalowy kawałek liny znaleziony przypadkiem gdzieś przy sprzęcie. Mogło to nieco ostudzić zapędy wiecznie głodnych zombie. Jako swoją wyższość nad nimi uznał znajomość ukrytych przejść między pomieszczeniami i znajomością planu okrągłej budowli. Dzięki temu mógł wykańczać swoich przeciwników pojedynczo, bez ryzyka bycia otoczonym. Spojrzał na futerał ze skrzypcami leżący nieopodal. Tuż obok leżała szabla, która jakimś cudem nie okazała się być ani repliką, ani rekwizytem. Bywały lepsze narzędzia do odcinania głów, ale póki co Gabriel nimi nie dysponował. Zresztą, może to i dobrze? - Jeśli to, co się ma stać, stać się musi, Niechby przynajmniej stało się niezwłocznie... Wstał z fotela i rozprostował kości.
  3. Arcybiskup z Canterbury

    O Bogu tak po prostu

    Są rzeczy, które możemy wywnioskować z jego życia opisanego zarówno przez chrześcijańskie jak i niechrześcijańskie źródła. Ponieważ pochodził z Galliei, miał zapewne ciemny kolor skóry i tym samym zapewne też ciemne włosy. Nie jesteśmy w stanie ukazać w stu procentach zgodnego z prawdą wizerunku, ale możemy domniemywać. Kolejnym (chociaż nie do końca pewnym źródłem) jest Całun Turyński, tyle że do dzisiaj nikt nie określił jego wiarygodności.
  4. W sumie fajowe te rysunki i masz za nie repkę, ale 50% tej repki jest za Calvina i Hobbesa w sygnaturze.
  5. @Major Degtyarev Miałeś okazję. (Jestem Oksymoronem) N: Cokolwiek by nie znaczył, pierwszy człon brzmi całkiem ok. A:Doceniam fakt, że Spitfire na awatarze nie jest wulgarna i dalej przypomina poniacza. Ogólnie ładny. S: A to znowu mi się nie wyświetla. Jakże to tak? U: Bywa zabawny, acz przyznaję że jego sposób bycia jest dla mnie dosyć drażniący. Poglądy prezentowane przez jegomościa są natomiast zazwyczaj sprzeczne z moimi, ale to ani na plus ani na minus nie jest.
  6. N: Charakterystyczny, to na pewno. I rozpoznawalny. Nick z historią, można powiedzieć. A i S: Ten pan lubi sugestywne obrazki. Ja sama nie do końca rozumiem dlaczego, bo te które zazwyczaj wybiera są dość kiczowate i brzydkie. Można pokazać akt w ładny sposób, furry nigdy ładne nie jest. Ten przypadek nie jest wyjątkiem, za to wyróżnia się brzydotą. Nie wiem, czy ma to jakiś inny cel niż prowokacja, trolling czy coś w tym rodzaju U: Dobrze mi znany, chociaż nasz kontakt ograniczał się do tematów z gier i zabaw. Charakteryzuje się głównie wstawianiem dziwnych obrazków ze zwierzaczkami w roli głównej na forum, chociaż co muszę przyznać, najczęściej w kontaktach z userami mimo wszystko jest miły.
  7. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Załatwia pewnie Swoje Sprawy. Czasem znika, a wiem że robi coś ważnego, więc nie zwracam mu wtedy drogi. Mam jeszcze drugiego towarzysza jakbym potrzebowała pomocy, chociaż dotychczas nie zdążyło się, aby Pierzasty nie zdołał przybyć na czas - odpowiedziała.
  8. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    -Ej, mogę się zabrać z wami? - zapytała Dru, podchodząc do bliźniaków. Okazjonalnie nie było obok Ruada. Ona także tryskała energią.
  9. Ukłonił głowę i nieznacznie uśmiechnął się do chłopaka. - Widzę, że nauczyłeś się dziś czegoś - odezwał się.
  10. Ruszył dalej, kierując się zmysłami. Słowa istoty z lasu nie wywarły na nim wrażenia. Nie pierwszy raz zamierzał nieco zamieszać w ważnej sprawie i postanowił, że nie po raz pierwszy mu się uda. Miał wprawę i doświadczenie, czyli połowę sukcesu.
  11. - Istnieje też możliwość, że cała reszta się myli i chłopca zabijać nie trzeba, tylko wszyscy wolą drogę na skróty - odparł sucho, choć bez cienia pogardy. - Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
  12. - Śmierć dotknęłaby tylko ciało, które zresztą wkrótce powróciłoby do żywych. Są sposoby na takich jak ja, ale zna ich niewielu... - odniósł się do poprzedniej wypowiedzi istoty. - Czy ktoś zamierza podjąć działania, aby zabezpieczyć chłopaka? Czy istnieje ktokolwiek, kto jest po jego stronie? - zapytał.
  13. Usiadł na ziemi naprzeciwko driady. Zajmował teraz całkiem sporą przestrzeń. - Skąd wiesz - odezwał się dopiero po chwili -... że nie jestem jednym z przyjaciół, albo może i nawet krewnych tego, którego chcą przyzwać? Że nie jest moim zwierzchnikiem, a ja nie przybyłem tutaj ułatwić mu przybycia? Pochodzimy z jednego miejsca - powiedział Echis.
  14. Ostatni odcinek drogi demon pokonał w locie, co nieco pomogło nadążyć za driadą, choć problem pojawił się w tym, że drzewa rosły nieco zbyt ciasno jak na skrzydła. Wylądował przed driadą. - Kim jest, dlaczego jest ścigany i przez kogo.
  15. - Wiem to od mojego dobrego przyjaciela, który z kolei bardzo dobrze zna tę okolicę - odpowiedział. - A matki dziecka nie mogę zapytać o nic, ponieważ jest martwa - dodał. Że też w Nowym Orleanie żyły stworzenia ze starego kontynentu, no, no... Echis przyłożył dłoń do zranionego boku. Dalej krwawił, choć rana prawdopodobnie groziła tylko dyskomfortem i w ciągu doby powinna się zasklepić całkowicie.
  16. Echis przestał pobierać resztki energii z ciał. Byli martwi, a więc mieli jej mniej, ale wciąż pozostawała jeszcze krew. Demon otarł usta chustką, do czysta. Znany był z kultury osobistej i dobrej reputacji, oczywiście w odpowiednich kręgach. Wyprostował się i powrócił do ludzkiej formy. W nienagannym wyglądzie, choć wciąż bez butów i z dziurami w płaszczu od kwaśnej krwi odwrócił się do dziwnej kobiety. Jak na dżentelmena przystało, ukłonił się. - Szukam kogoś, kto może udzielić mi istotnych informacji na temat pewnego chłopca. Przepraszam za bałagan, zostałem zaatakowany - oznajmił, wskazując na trupy. W zasadzie, nie spodziewał się, że kapłan ożywi swoje zwłoki i zwłoki swojego towarzysza. Nie spodziewał się, że zostanie zraniony i nie spodziewał się kwasu palącego skórę. Na szczęście miał pióra, choć nie zminimalizowało to obecnego bólu od obrażeń.
  17. Echis był pewien, że nawet martwi ludzie bez głowy nie są w stanie funkcjonować. Pierwszym co zrobił było zatem uchwycenie głowy kultysty-maga i próba oderwania jej bądź przynajmniej skręcenia. Wczepił szpony w tkankę, aby nie dotknąć żrącej krwi. Czuł swąd tych kilku piór, które zetknęły się z kwasem, i wydawały zapach palonych włosów. Działał jak zwykle bez emocji, chociaż w głębi był wściekły. Kiedy w końcu znaleźli się odpowiednio źli ludzie, byli niezdatni do jedzenia...
  18. - Bardzo możliwe, że kiedyś grałem z twoim bogiem w karty. Z wieloma z nimi grałem... I żaden nie był prawdziwym bogiem - odparł. A potem spojrzał w oczy kultysty, starając się uniknąć ciosów i zawładnąć nim chociaż na tyle, żeby przestał się bronić. Głód zaczynał być nie do zniesienia i Echis miał nadzieję, że pożywi się już wkrótce. Postanowił póki co nie starać się zneutralizować zwłok, a maga.
  19. Kamienie... Echisowi przypomniały się stare, dobre czasy średniowiecza. Dobre o tyle, że było to czasy niesamowicie ciekawe, choć mało kiedy narzekał na nudę. Był wtedy kimś zupełnie innym. Wzniósł się w powietrze i wślizgnął między drzewa. Miał skrzydła przystosowane do szybkich manewrów, choć nie nadawały się na przykład do długiego szybowania. Wyleciał od innej strony, kierując się wprost w pozostałą grupkę. Zmierzał zakosami, aby zmniejszyć możliwość bycia trafiony pociskiem z kamienia. Chciał staranować kultystów, powalić ich na ziemię i odebrać życie następnemu. Tylko jeden powinien zostać żywy...
  20. Odpełzł nieco dalej. Ciało węża było szybkie i zręczne, ale mało wytrzymałe. Echis zaczął się przeistaczać - najpierw z powrotem w formę ludzką, a kiedy już ją osiągnął, zaczął kolejną przemianę. Jego ręce i palce wydłużyły się znacznie. Palce zostały dodatkowo zagięte do tyłu i połączone błonami porośniętymi przez ciemnoszarne pióra. Nogi wygięły się w stawach - odrzucił buty. Wyrósł mu także wężowaty ogon zakończony pierzastym grzebieniem. Całe ciało demona poza twarzą pokryte było teraz piórami, sama twarz zaś wyostrzyła się w rysach. Oczy stały się jaskrawozielone. Demon wdrapał się na najbliższe drzewo, co umożliwiły mu szpony na zgięciach skrzydeł - najkrótsze palce. Stamtąd zaczął opanowywać umysł jednego z ludzi, który to miał odwrócić się przeciwko swoim towarzyszom i zacząć ich atakować. Gdy już to się stało, Echis rozpostarł skrzydła i zanurkował, żeby porwać jednego z kultystów w powietrze i zrzucić go na ziemię.
  21. Demon odskoczył i zrobił to bardzo szybko, choć nie uratowało go to przed zranieniem. Jego skóra zszarzała, w ciągu ułamków sekund zmniejszył się gwałtownie i wydłużył, zmieniając formę z ludzkiej na gadzią. Dwumetrowy wąż, niewielki, o lśniących, czarnych łuskach był wystarczająco zwinny i szybki aby unikać ataków kultystów i wyprowadzać własne. Był jadowity, to pewne. Jako pierwszy cel obrał sobie człowieka, który go zranił. Spiął ciało i wystrzelił jak sprężyna, wysuwając kły jadowe i wbijając je głęboko w nogę. Błyskawicznie schował zęby i odpełzł między trawy, aby atakować kolejnego i kolejnego. Jak standardowy wąż, był szybszy niż ludzie.
  22. - Jego matka nie była jego matką. Podsumowując, nie dowiedziałem się nic - odpowiedział. Milczał jeszcze przez chwilę, popukał w usta koniuszkiem palca. - Pokrętna rzecz. Gdybym tylko potrafił znaleźć jednego z nich, który doprowadził do reszty. Kogo czczą? Powinienem znać tego ich tajemniczego bożka... - stwierdził, głośno myśląc. A potem zdał sobie sprawę, że powinien się pożywić bo nie jadł od zbyt wielu dni i głód był aż nazbyt dokuczliwy.
  23. -Dobrze. Dziękuję ci - odpowiedział. Stał chwilę, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. - Jeśli to prawda, ścigają go jacyś kultyści. Zastanawiające, dlaczego.
  24. N: Właściwie po pewnym czasie i poznaniu X ludzi o ksywkach Wilku kojarzy mi się ze wszystkim poza wilkami. A: Mimo zmian jakie zachodzą, wydaje mi się, że zawsze te arciki są do siebie podobne. Fajne to całkiem. S: Niestety, nie widzę, ale mogę zgadywać że jest to coś związanego z Twoją pasją. U: Zarejestrowany niedługo po mnie. Rozsądny. Mój ziomek, chociaż kontaktu to my nie mamy. I ten, rysuj tam sobie bo ci to całkiem fajowo idzie.
×
×
  • Utwórz nowe...