-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Eomeer
Mistrzyni nie odpowiedziała, za to już kilka minut później pojawiła się u progu domu i weszła do środka. Poklepała Eomeera po plecach.
- Nazywam się Mara Jade Skywalker, jestem mistrzynią Jedi - przedstawiła się. Usiadła obok łóżka.
- Rozumiem, że nigdy wcześniej nie było tu takiej choroby? - Chwyciła chłopaka za dłoń i zaczęła go leczyć.
- Nie, nie wiem co się dzieje - odpowiedziała kobieta. - I wy też nie wiecie.
Mara nie odpowiedziała przez chwilę, ale uśmiechnęła się uspokajająco do kobiety.
- Jesteśmy tu po to, żeby pomóc.
Tandekhu
Niestety, padawanowie nie byli w tym czasie w miejscach, gdzie przebywali zazwyczaj. Zmieniły się nieco zasady panujące przy sytuacjach kryzysowych i najmłodsi byli ewakuowani najwcześniej na dolne piętra Akademii. Ostatnia dwójka żołnierzy wciąż nie ustępowała, czekając na przybycie wsparcia ze strony rycerzy Jedi.
Ragnesh
Dirhi wpatrywała się przez chwilę w Ragnesha, jakby oczekiwała na potwierdzenie, że sobie z niej nie żartuje. Ku jego zdziwieniu, lekko się uśmiechnęła i ruszyła na zewnątrz, nie zdejmując maski z twarzy.
Loki
- Czyżbyś nie widział? Może mam zaprezentować jeszcze raz, na twojej głowie? - zapytał Sith. Zrzucił Lokiego z siedzenia i przejął stery.
- Mam swoje sztuczki, które bynajmniej nie obejmują powrotu zza grobu. Spodziewałem się więcej po zabójcach na zlecenie, a tu proszę. Zawód. Kto zlecił ci zabicie mnie? - zapytał.
Mandus
Błyskawice zostały przyciągnięte do metalowych rękawic dowódcy, a jemu samemu nie zrobiły krzywdy. Kilka razy strzelił do Mandusa z blastera.
-
- Gdzie mam ci tu do cholery wylądować? - zapytał Myle. Zaczął obniżać lot, ale nigdzie nie było widać kawałka płaskiej skały.
-
Ragnesh
Zygerrianka odwróciła się gwałtownie. Wygladała na bardzo zdziwioną.
- Tak? Idziesz ze mną? - zapytała.
Mandus
Mimo iż dość szybko udało mu się poradzić sobie z niewielkim oddziałem, droidy narobiły trochę szkód. Mandus mógł ruszać dalej. Znajdował się dość niedaleko archiwum, ale zza rogu wyszedł drugi oddział, tym razem z uzbrojoną postacią nim dowodzącą.
Eomeer
- Przedwczoraj zaczął się źle czuć - odpowiedziała kobieta. Z bliska wyglądała na bardzo zmęczoną. - Wczoraj zaczął kaszleć krwią. Nie mam pojęcia, co robić. Nigdy nie spotkałam się z taką chorobą...
Tandekhu
Strzały zaczęły padać z dwóch stron i znaczna część strat była po stronie żołnierzy z Akademii, chociaż zabrak widział, jak na ziemię pada przynajmniej dwójka z jego klonów. Żołnierze wycofali się za najbliższy róg. Za chwilę powinni pojawiać się Jedi.
Loki
Statek Lokiego nie zdążył wylecieć poza atmosferę Korribanu, kiedy usłyszał subtelne chrząknięcie. Darth Sithów, ten, który leżał martwy na piasku i z poderżniętym gardłem, opierał się o oparcie fotela mężczyzny.
- Widzę, że z przebiegłością u ciebie krucho - stwierdził z uśmiechem. W jednym momencie uruchomił miecz świetlny, a Loki ujrzał tylko jak przez ułamek sekundy coś jasnego przelatuje mu przed oczami. Poczuł smród przypalanego mięsa.
Jego ręce zostały skrócone do łokci, a ucięte dłonie i przedramienia leżały właśnie na podłodze statku.
-
Kiedy już weszli w atmosferę Dagobah, Myles zniżył lot i teraz lecieli kilkadziesiąt metrów nad drzewami. Czuć było wyraźnie aurę bijącą od groty Ciemnej Strony Mocy, a w pewnym momencie Victor poczuł krótki, niewyraźny sygnał, obecność jasnej strony.
-
Nautolanin ustawił na miejsce docelowe planetę Dagobah i po chwili statek wzniósł się w powietrze. Myle włączył hipernapęd, kiedy byli już w odpowiedniej odległości od planety.
- Gdzie ja tam mam wylądować? - zapytał.
-
- Nie, po prostu pytałem - odpowiedział wesoło i ruszył do swojego na wpół martwego statku. Usiadł za sterami i czekał na Victora, uprzednio uruchamiając jeszcze silniki.
-
Tandekhu
Udało się zdobyć dziewięć holokronów, artefakt nie został znaleziony. Darth mógł o tym nie wiedzieć, ale jeden z holokronów, holokron Belii Darzu, przechowywała obecnie foshańska jedi, również przebywająca w Akademii. Na korytarzu prowadzącym do archiwum pojawiło się kilkunastu członków straży, w tym niewysoka, jasnowłosa kobieta, od której emanowała dziwna aura...
Mandus
Pierwszym na co natrafił, był niewielki oddział droidów B-1. Skąd znalazły się w Akademii? Kierowały się w stronę centrum budynku.
Ragnesh
- Nie zamierzam opuścić planety. Zamierzam opuścić ten statek i zostanę przy moim zamiarze, czy tego chcesz, czy nie. Co z tym zrobisz to twoja sprawa - odpowiedziała chłodno, odsunęła ręce Ragnesha i wyszła z pomieszczenia, podążając w kierunku wyjścia ze statku.
Eomeer
- Ja... ni... - wypowiedź przerwał gwałtowny atak kaszlu, a kolejne, małe krople krwi zabarwiły pościel.
- Nie robił nic nadzwyczajnego - odezwała się kobieta. - Dziękuję, że przyszedłeś, ale proszę, zrób coś. Jest coraz gorzej.
Loki
Sith usiadł nieopodal, wciąż przygważdżając Lokiego do ziemi. Ciężar narastał i narastał tak, że mężczyzna sądził, że zaraz go zmiażdży. W pewnym momencie jednak nacisk osłabł nagle i zniknął. Szaroskóry mężczyzna upadł na ziemię, zapewne przez działanie trucizny paraliżującej.
-
- Na mnie nie licz, mistrzu, ja wolę kobiety - mruknął Myle, kolejny raz wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu. Wyszedł z pokoju.
- Od razu na lądowisko?
-
Nautolanin wpadł do pokoju i zatrzymał się, wpatrując się w ciało Victora. Pogładził się ręką po brodzie.
- Nie wygląda to wszystko źle pod względem konstrukcyjnym. Tak to wyglądasz jak zmora senna, ale utrzymać się jeszcze kilka lat powinieneś... A co, jakaś śrubka odpada, czy czemu pytasz?
-
Rano na Coruscancie padał deszcz i panował chłód. Myle był już na nogach, kiedy Victor się obudził.
-
- Phi. Na tym polega kradzież, nie? Żeby ofiara się nie zorientowała. Oprócz tego znam się na mechanice, włamywaniu, oddycham pod wodą i mam niesamowity urok osobisty - odpowiedział z dumą.
-
- Wspominam o sobie - odrzekł nautolanin i wyszczerzył się szeroko. - Oj no, daj spokój! Jestem ci potrzebny! Dobra, nie jestem... Ale się przydam!
-
- Aha. Kiedy wylatujemy? - zapytał nautolanin z ciekawością. Podniósł się i usiadł na łóżku. - Trochę tu... nudno, więc wiesz.
-
- I co, mistrzu? Jakieś ciekawsze zadanie? - zapytał Myle, leżący na łóżku i rozwiązujący jakąś układankę logiczną.
-
- Kiedy już go spotkasz, zapewne tak - odparł Krayt z uśmiechem. - Możesz odejść.
-
- Nie jesteś na tyle zdezelowany, żeby samodzielnie sobie nie poradzić - odparł Krayt. - Jutro z rana wylatujesz.
-
Krayt zmierzył Victora wzrokiem.
- Potrzebuję jednego Jedi. A tak się szczęśliwie składa, że ostatnio wykryliśmy ślad obecności jednego z nich, na tak bardzo lubianym przez Jedi Dagobah.
-
Eomeer
Chłopak doprowadził go do jednego z szeregowych, niewielkich, ale ładnych domków porośniętych pnączem o ciemnozielonych liściach. Otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Matko? - zapytał i pokonał ciemny korytarz, aby wkroczyć do bardziej oświetlonego pokoju. Tam, na szerokim łóżku leżał chłopak na oko w wieku Eomeera. Był bardzo blady, miał sine usta i podkrążone oczy. Wyglądał na przytomnego. Co bardziej niepokojące, na cienkiej tkaninie którą był przykryty, widniały plamy krwi. Niewielkie, ale były.
Obok łóżka, na drewnianym krześle siedziała kobieta w średnim wieku, o czarnych włosach, śniadej cerze i brązowych oczach.
- Yarin! Czemu przyprowadziłeś tego człowieka do domu? To niebezpieczne!
Tandekhu
Mężczyzna opierał się przez chwilę, zaskakująco, jak na takiego starca. Siłą woli Sitha była jednak silniejsza, więc już po chwili drzwi do archiwum stanęły otworem. Tym samym Darth usłyszał strzały gdzieś w odległej części Akademii - klony zapewne zaczęły odwracać uwagę.
Loki
Sith zaatakował, ale zamiast ataku z przodu, jak się tego spodziewał płatny zabójca, atak padł od tyłu. Darth wykorzystał umiejętność tworzenia iluzji i ugodził mężczyznę kolanem w plecy, powalając go na ziemię i przygniatając do ziemi Mocą. Stanął teraz nad nim i chwycił za włosy, aby móc spojrzeć mu w twarz.
- Czy to już koniec? Mogę w spokoju zabić cię i oddać się wypełnianiu moich codziennych obowiązków? - zapytał.
Ragnesh
- Ludzie na zewnątrz chorują. Siedząc tutaj, nijak im nie pomogę. Tak przynajmniej poszukam sposobu, aby akoś polepszyć ich sytuację. Wszyscy tutaj zajęli się odbijaniem Naboo. Planeta znów jest w republice. I co dalej? Wszyscy przygotowują się na przybycie Mary, zamiast pomóc mieszkańcom - odparła. Wstała i skierowała się ku wyjściu z sali.
-
- Nie chciałbyś przypadkiem rozruszać starych kości i trybików w jakiejś przyjemniejszej akcji? - zapytał Krayt, kiedy już Victor wkroczył do jego komnaty. Stał przy oknie i wpatrywał się w krajobraz za nim.
-
- Aha. No dobra - odpowiedział i patrzył na Victora. - Pojedynek kto dłużej nie mrugnie, co? Ha, przegrałeś. Mam dodatkowe powieki.
Victor tymczasem dostał sygnał, że Darth Krayt chce się z nim widzieć.
-
- Czyli zabijanie ich nie ma sensu? - zapytał Myle. - I ten, zabiłbyś kadego Jedi, jakiego byś spotkał? - Rozparł się wygodnie na fotelu.
-
- A co jutro? - zapytał. - Eksterminacja Jedi? W ogóle, istnieją jeszcze jacyś Jedi? - zastanowił się, zmierzając w kierunku pokojów.
-
Twi'lekanka wyminęła go i ruszyła dalej w stronę laboratoriów, nie nawiązując kontaktu wzrokowego.
- Taaak... To jaki plan na dzisiaj, skoro uwodzenie nie wyszło? - zapytał Myle, nie tracąc entuzjazmu i energii.
-
Tandekhu
- Nie wierzę, że wpadliście tutaj sobie na przyjacielskie pogawędki i po swoje zabawki. Nie żebym miał coś przeciwko, po prostu nie za to mi płacą. - Sięgnął do kieszeni, aby przez komunikator wezwać straż.
Star Wars: Victor Hush
w Archiwum RPG
Napisano
Myle odleciał szukać miejsca na wylądowanie. Tymczasem Victor wylądował w głębokim błocie, niemal po kolana. Wyczuł jeszcze tylko raz czyjąś obecność, potem sygnał zanikł. Odczuł natomiast, że niedaleko wylądował statek nautolanina.