-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Pomożesz mi w powrocie do mojej dawnej formy. Stanowisko... ochroniarza. Sowicie cię wynagrodzę. Zdecyduj. Masz czas do jutra, a ja... Ja muszę iść kogoś zamordować - powiedziała.
-
- Gdybym była w swojej naturalnej postaci, nie byłoby dla mnie różnicy, czy jesteś komarem, nietoperzem, czy wampirem - syknęła. Odwróciła się do okna i milczała przez chwilę, wpatrując się w widok za nim. Kilka minut później odwróciła się gwałtownie. - Chcę zaproponować ci pracę. Bardzo dobrze płatną pracę.
-
Wyglądała przez chwilę na zawiedzioną. - Nie boisz się? Nie drżysz ze strachu? - zapytała ostro.
-
Kaveri podniosła książkę i rzuciła ją Chungowi. - Czterysta czterdzieści pięć - powiedziała. - Żałuję, że nie mogę zaprezentować. Stronę w książce pokrywała bogata, stara ilustracja przedstawiająca czterorękie bóstwo o czarnej skórze, wijących się, brązowych włosach i ostrych, białych zębach. Sprawiało dość niepokojące wrażenie.
-
Podniosła głowę. Jej oczy płonęły złością. - Muszę istnieć w tej małej, słabej istotce. Zamorduję każdego demona, jaki tylko wejdzie mi w drogę. W najgorszy możliwy sposób, najbardziej boleśnie, jak się da!
-
Kaveri niemal dopadła do książki i zaczęła ją nerwowo kartkować, tak, jakby od tego zależało jej życie. W końcu zatrzymała się gwałtownie przy jednej ze stron i zaczęła ją czytać. Wyraz jej twarzy zmieniał się. Najpierw była uśmiechnięta, potem wyglądała na mocno zdenerwowaną. Zacisnęła szczęki i rzuciła książką o ziemię.
-
- I pomyśleć, że tak łatwo się dałam nabrać na tak słabą sztuczkę... - powiedziała i spoważniała od razu. - To nie jest dobry kraj dla bogów. Gdzie jest ta książka, ta, którą chciałeś ode mnie pożyczyć, chłopcze? - zapytała.
-
- I pomyśleć, że tak łatwo się dałam nabrać na tak słabą sztuczkę... - powiedziała i spoważniała od razu. - To nie jest dobry kraj dla bogów. Gdzie jest ta książka, ta, którą chciałeś ode mnie pożyczyć, chłopcze? - zapytała.
-
Przybliżyła rękę do twarzy i wyciągnęła język, dotykając nim ciepłej krwi. Źrenice hinduski rozszerzyły się gwałtownie. czuła sie, jakby dopiero co obudziła się z długiego snu. Spojrzała z obłąkanym uśmiechem na Shunga i wybuchła śmiechem. usiadła na kanapie, nie mogąc przestać się śmiać.
-
Nie odpowiedziała. Odłożyła nóż i kontynuowała przyglądanie się świeżej, wypływającej krwi, nie zwracając zupełnie uwagi na resztę świata. Zaczęła sobie przypominać coraz więcej rzeczy...
-
- Będzie mi miło - powiedziała. Kilkanaście minut później dotarli do domu Kaveri. Otwarła drzwi i jak zwykle przepuściła swojego gościa. Ruszyła do kuchni, skąd wyjęła apteczkę. Spojrzała na ranę i na cieknącą z niej krew. Wpatrywała się tak przez chwilę, po czym jak w transie wyjęła z szuflady nóż i odrobinę poszerzyła zadarcie, jakby z ciekawością...
-
- No tak. To logiczne - odparła. - Wiesz, chyba wrócę do domu. Nie mam przy sobie plastrów, ani nic.
-
- Ojej. Faktycznie - powiedziała, patrząc na zranioną rękę. - Skąd wiedziałeś?
-
- Bardzo chętnie - odparła. Kiedy przechodziła obok ławki, zaczepiła ręką o gwóźdź wystający z jednej z desek. Z przedramienia pociekła wąska strużka krwi, której Kaveri nie zauważyła. Nie od razu.
-
- Chyba nie słucham takiej muzyki, jak ty - powiedziała ostrożnie. - Nie jestem zbyt dobrze... Nie wiem za bardzo gatunków waszej muzyki - stwierdziła.
-
- Park? Chcę zobaczyć wasz park. To znaczy, jeśli ty będziesz tak miły, by mnie do niego doprowadzić - wyjaśniła.
-
- To jest to, tak? Ten budynek ze szkła? Całkiem... dobry. Ale już jest chyba zamknięta... - stwierdziła hinduska, patrząc na galerię.
-
- Galeria handlowa... Dobrze. Chodźmy tam. - powiedziała i czekała, w którą stronę pójdzie towarzysz.
-
- Jaka galeria? Galeria sztuki? - zapytała ze zdziwieniem Kaveri.
-
(Ktoś tu nie do końca jest rozeznany w sytuacji ) - Prowadź zatem - odpowiedziała z miłym uśmiechem.
-
- Nie znam tu jeszcze miejsc. Wcale. Możesz być dzisiaj przewodnikiem - odpowiedziała.
-
Jeśli pracuje się w zakładzie pogrzebowym, lepiej nie pytać o zdrowie. Ludzie pomyśleliby, że szukamy potencjalnych klientów.
-
Kaveri skinęła głową. Wzięła bluzę, którą - jak się okazało - zostawiła na szafce, założyła ją i ruszyła do drzwi.
-
- Wszystko to bardzo możliwe - odpowiedziała. - Możemy iść na spacer. Co o tym myślisz? - zapytała.
-
- To może oznaczać dwie rzeczy... Albo kapłanka Kali umiera i potrzebny jest zastępca... Albo to nawiedzenie. Wolę to drugie - stwierdziła z przerażeniem.