-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Arya prychnęła na dźwięk słów gryfa. Zdziwiła się, kiedy dotychczasowy przeciwnik podał jej łapę do pomocy. Skorzystała z niej i otrzepała się z pyłu.
-
- Jestem skłonna uwierzyć - odpowiedziała, po czym kilka razy smagnęła przeciwnika ogonem po twarzy.
-
Arya szarpała się, próbując uwolnić od chwytu gryfa. Ponieważ nie przyniosło to efektów, kilka razy przyłożyła oponentowi skrzydłami po łapach, przez co był zmuszony ją puścić. - Masz coś w tym swoim łbie, czy czaszka tylko sprawia pozory? - zapytała ze złością, próbując dosięgnąć pazurami jego głowy.
-
- To nazywa się dziób. Ale nie współczuj, zaraz będziesz miał gorszy! - Arya rzuciła się na gryfa i zaczęła tłuc go po dziobie. Poleciały pióra.
-
- W różnych miejscach gryf może odkryć samego siebie. Tobie udało się to tutaj. Brawo. Tym bardziej, jeśli chcesz się przemianować. Żeby uczynić w życiu zmiany trzeba odwagi do zrobienia pierwszego kroku, więc idź, idź w kierunku tamtej bramy, bo i tak nic dobrego cię tu nie czeka - wysyczała.
-
- Niech sobie obie nimi zostają, durniu patentowany. Jeśli przyszedłeś tu rozglądać się za miss uniwersum, to pomyliłeś adresy. Och, chyba że przyszedłeś startować na miss uniwersum... Tym bardziej pomyliłeś adresy - odpowiedziała, powstrzymując się żeby nie stłuc pięknisiowi dzioba.
-
- Zawsze to smok, a nie glizda - odwarknęła Arya, uśmiechając się złośliwie i patrząc znacząco na gryfa, z którym wdała się w sprzeczkę.
-
- Hej, hej, patrz. Czy to coś przy śmietniku to nie resztki twojego honoru? Idź i je pozbieraj, zanim nie będziesz miał w ogóle o co walczyć - syknęła. W międzyczasie rozprostowała i schowała z powrotem skrzydła.
-
- I to jest problem, ty wredny gburze - warknęła, wstając z ziemi. - O, tak. Wolałabym zdecydowanie, żeby nikogo oprócz mnie tu nie było. Zresztą, ta gitara i tak już jest moja. Wychodzi na to samo!
-
Aryi przeszkadzał jakiś kuc bezczelnie stojący przed nią i zasłaniający widok. Przecież nie przyszła tu po to, żeby oglądać jego zad. Stanęła na tylnych łapach, ale niewiele to dało. Wzniesienie się w powietrze zaś wydawało się manewrem zbyt ryzykownym i zwracającym na siebie uwagę. Spróbowała jeszcze raz podnieść się na tylne łapy, kiedy kuc z przodu cofnął się i przez przypadek trącił samicę gryfa kopytem. Zachwiała się i przewróciła na gryfa stojącego tuż obok.
-
Arya wpatrywała się w Painkillera i instrument, który miał na grzbiecie. Był... Cudowny. Nie Painkiller, oczywiście. Arya nie cierpiała buców, a on do takowych należał. Jasne, należał mu się szacunek za umiejętności i to, czego dokonał, ale i tak za nim nie przepadała, chociaż nie poznała go jeszcze osobiście. Rzuciła szybkie spojrzenie gryfowi obok, przyjrzała mu się uważnie i wróciła do lustrowania instrumentu. Piękny, złoty... Aż korciło, aby pociągnąć za struny...
-
- Ja was odprowadzę - rzekł Kamyk. Wziął Nożyk i Szopa pod ręce. - Która pierwsza?
-
- Ci drudzy nie będą zadowoleni - rzekł Kamyk, szczerząc się od ucha do ucha. - Triumfować będziemy jutro, jak już uda nam się wrócić do domów - powiedziała Janka. - Strzałka, mów mi zaraz gdzie mieszkasz to cię odprowadzę.
-
- Tak, był patrol. Nie zauważyli nas - odrzekł Kamyk z pewnym zadowoleniem w głosie. - Bogu dzięki. Mogło być kiepsko. My nie spotkałyśmy po drodze nikogo - powiedziała Janka.
-
- No to wspaniale, cudnie wręcz - odparł Kamyk. - I u nas też - poinformowała Janka. - Dobrze, moi drodzy do domów. Koniec akcji. Czuwaj! - powiedział chłopak i zasalutował.
-
Moth nazbierała gałęzi które leżały niedaleko i ułożyła je w stosik. Grzejnik podpalił je i po chwili ognisko żyło już własnym życiem. Wiedźma ułożyła się na ziemi i wyjęła swój koc. Spojrzała pytająco na Slaga. - Chcesz się przykryć? - zapytała.
-
- Przecież teoretycznie idziemy cały czas w tym kierunku - odrzekł Kamyk. Po kilkudziesięciu minutach spotkali się z pozostałymi w lasku. - Zadanie wykonane? - zapytał.
-
- Bu. Dobrze, że jesteście - szepnęła Janka i na sekundę skierowała światło latarki na twarz Feliksa. - Oj, wybacz - dodała.
-
- Ano mamy, mamy. I mam nadzieję że przyjdą szybko, bo nie dość że ciemno, to zimno jeszcze - narzekała.
-
Po kilkunastu minutach dotarły do owego lasku. Janka wyjęła sporą, ciężką latarkę i zaświeciła ją. Światło padało teraz na ziemię. - Straszno tu trochę, co? - zapytała z uśmiechem.
-
Janka rozejrzała się po okolicy z fachową miną. - Dobrze prawisz - szepnęła i skręciła w najbliższą ulicę, nakazując gestem towarzyszce, aby zrobiła to samo. Wpół do pierwszej zaczęły iść w stronę lasku. - Towarzyszko Strzało, oficjalnie wykonałaś kawał dobrej roboty.
-
- A ja potrzebuję waszych palców. Co powiecie na wymianę? - zapytała wiedźma.
- 1512 odpowiedzi
-
(czo to za wiedźma?)
- 1512 odpowiedzi
-
Wiedźma wyjęła zza pasa dwa, długie noże. Nie zaatakowała jednak nikogo, a wciąż czekała na atak tych z zewnątrz, bądź intruzki w domu.
- 1512 odpowiedzi
-
Grimalkin również weszła do pokoju i czekała na rozwój wydarzeń.
- 1512 odpowiedzi