Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Kto tu był? Nie wiem. Przybyłam przed chwilą - odrzekła wiedźma. - Działał jednak widocznie bardzo chaotycznie i nieprofesjonalnie. Bał się.
  2. - Och, zmieńmy temat. Jak nie zabije nas wojna, to zrobi to z chęcią smutek - powiedział żywiej już Kamyk.
  3. Niedawna kapitan klęła teraz pod nosem przykre słowa pod adresem wielkiego i nieprzyjemnego stwora. Sam zwierz zaryczał raz jeszcze, staranował najbliższe drzewo aby podkreślić siłę przekazu i odprowadził intruzów wzrokiem warcząc jeszcze kilka razy.
  4. - Rozmowa podobno rozwiązuje wiele problemów i niedomówień. Przybyłam porozmawiać z drogim właścicielem tego gmachu, ale jak widać ktoś mnie uprzedził... - mówiła spokojnie.
  5. - Przeraża mnie to wszystko. Niby normalne, bo wojna, ale samo wyjście na ulicę jest ryzykiem... Ludzie przemykają się jak szczury, żeby przypadkiem jakiś szwab krzywo nie spojrzał. Parszywy czas - stwierdziła dziewczyna.
  6. - Dokładnie tak - przyznała rację Grimalkin. Susan wpatrywała się w nią przerażona. Podeszła powoli do Finna.
  7. - Nie zabijam niewinnych - odezwał się głos zza okna.
  8. - Niby czemu miałaby nie przeżyć? To silna dziewczyna, znasz ją. Oświęcim jest jednym z gorszych obozów, ale nie wyróżnia się chyba aż tak bardzo... - powiedziała niepewnie Janka. - Chodzą o nim różne plotki, ale tak jest chyba z każdym z obozów koncentracyjnych... - stwierdził Kamyk.
  9. - A jakie metody stosuje? - zapytała Susan. Czuła napływający strach. Samopoczucie pogarszał też ból z rany przy żebrze. - Czemu wszyscy chcą go zabić?
  10. - Jakie to ma znaczenie, czy do Oświęcimia, czy do Niemiec? I tam i tu ciężka praca i zastraszenie. W Oświęcimiu przynajmniej byłaby bliżej - rzekła Janka opierając się o parapet.
  11. - Możecie mi do cholery wyjaśnić, kto to jest Grimalkin? - zapytała Susan.
  12. - Ty jesteś doinformowany, Kazik. przedwczoraj, kiedy wracała ze szkoły. Przedwczoraj znaczy w piątek, na Narutowicza złapali pięciu ludzi. Nie wiem o której, ale popołudniu - odpowiedziała. - W sumie, dawno nie było łapanek. Cholera, biedna Anka - westchnął Dominik.
  13. Susan jęknęła. - Nie wiem, po prostu nie wiem. Obudziłam się niedawno, to przez leki. Przyszłam tutaj i widziałam jak ktoś pochyla się nad nim z nożem, ale nie widziałam twarzy. Nie jestem w stanie nawet stwierdzić, czy to kobieta czy mężczyzna, był ubrany w płaszcz z kapturem. Komórka Finna leżała niedaleko, więc wzięłam ją i chciałam uciec, ale dogonił mnie, wyrwał telefon i... tyle. Opuścił dom.
  14. Susan klęczała nad leżącym na podłodze Finnem. Z ust ciekła mu krew. W kącie siedziała Susan z ustami zaklejonymi taśmą izolacyjną i związanymi rękami. Wpatrywała się przerażona w Katerinę.
  15. - Dzięki - powiedziała do Kazika. - Ja wiem, czy moje przemyślenia są takie ciekawe... książki by z tego nie było, tego jestem pewna. Hej, słyszeliście o tym, że Ankę Łęczównę łapanka zabrała? - zapytała Janka.
  16. - Tu Susan. Katerina, błagam! Finn chyba umiera, wróćcie szybko i mi po...ż...c...ie! Nie mam...po... - połączenie przerwało się.
  17. W tym momencie telefon Kateriny zaczął dzwonić. Wyświetlił się na nim numer Finna.
  18. - Ty mi się nie rozporządzaj moim domem, Kazik. I to wcale nie jest tak, że tak często nie kontaktuję. Kamyk, prawda? - zapytała. Chłopak pokiwał głową, chociaż wyraz jego twarzy świadczył że sądzi zupełnie co innego. - Wy zdrajcy - mruknęła Janka.
  19. Dziewczyna jakby otrząsnęła się z transu. Zamrugała kilka razy. - Co? A, tak. Wybacz. Czasem jak się zamyślę, to kompletnie tracę kontakt z rzeczywistością. O kilku sprawach myślałam. O szkole, na przykład. O domu. To na początku, ale już później nie myślałam nad niczym konkretnym. Dlaczego pytasz? - Uśmiechnęła się.
  20. - Niech i będzie Sznurek -powiedział Dominik. Janka w tym czasie wyjrzała przez okno zastanawiając się nad czymś usilnie.
  21. - A w głowie mają wyjątkowo dużo - dodała Janka. Kamyk uśmiechnął się. Na zewnątrz słońce schowało się za chmurami, zamieniając dzień w nieco bardziej szary. Nie zapowiadało się na razie na deszcz.
  22. - Świetnie. Jeśli jeszcze się nie znacie, to zalecam zrobić to zaraz, skoro już jesteście razem. Możecie odejść - powiedział.
  23. - Dobrze, drużyno. Zobaczymy na co was stać. - Wstał z fotela. - Czuwaj! I wszyscy którzy nie pojawią się jutro punktualnie, mają ze mną do czynienia. Jakieś pytania? - zapytał.
  24. Dominik otwierał już usta, żeby odpowiedzieć. - Zastanowimy się nad tym - wyprzedziła go Janka. - Jutro przyjdziecie tutaj o godzinie jedenastej wieczorem i dostaniecie plakaty. Miejcie przy sobie torby, dobrze? I przy okazji coś na szyję. Niby jest wiosna, ale noce są chłodne i jak spróbujecie się przeziębić... - Pogroziła palcem.
  25. Dominik milczał, wpatrując się zrezygnowany w Wiktorię. - Twoje podejście nie zdało testu. Nawet coś takiego jak plakaty to niebezpieczna rzecz. Narażasz siebie, rodzinę, przyjaciół. Mam wrażenie, że dla ciebie to są żarty. Nie zrozum mnie źle - ja też lubię żartować, ale wtedy, kiedy czas na to i pora. W drużynie potrzebujemy poważnych i odpowiedzialnych ludzi, Wiktorio. Czy jesteś taka? - zapytał. - Dobrze, Strzała - powiedziała cicho Janka.
×
×
  • Utwórz nowe...