-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
po wykonaniu zadania smok pobiegł na piętro, po czym wrócił, wyraźnie zaaferowany. - Skąd jesteś? Twilight niewiele mi o tobie mówiła - wyznał.
-
Imię: Victoria Cechy: inteligentna, spokojna, o stoickim podejściu do życia, choć złośliwa. Nie cechuje jej zbytnia siła ani szybkość, ale potrafi poruszać się zwinnie i bezszelestnie. W przeszłości zdarzało jej się używać noża... Wygląd: Niska, o rudych poskręcanych włosach opadających poniżej ramion i bladej skórze. Ma zielone oczy. Ubrana w czarny płaszcz z kapturem, białą tunikę, czarne spodnie i długie, skórzane buty.
-
Dokładnie. A skoro znasz dużo takich ludzi... Czemu nie biorą zwierząt ze schroniska?
-
- To teraz jesteś już wolna od krwiożerczości. Prawie wolna, bo wisisz głową w dół i ostatecznie... Ostatecznie, co ja tam wiem. Ludze czasami mają problemy z głową jak wiszą zbyt długo... Słyszałam nawet wylewie do mózgu... Przykra rzecz. Ponoć dość nieprzyjemna śmierć.
-
Poszukałbyś im właciciela... I gdzie szukałbyś im właściciela? Trudno jest znaleźć takich dla kilku psów ze schroniska. Twoje wizje są bardzo szlachetne, ale plan wadliwy.
-
Zmora spojrzała na Jacoba. - Miałam na myśli wilczycę, ale skoro nalegasz...
-
- Wiesz że byłabym nawet teraz skłonna ruszyć ci z pomocą? - powiedziała Zmora niedbale, oglądając swoje paznokcie.
-
- W jaką pułapkę? - zapytała zdumiona do granic możliwości Zmora. Teraz jej twarz mogła już wyrażać emocje.
-
(Moja postać jest wszędzie i nigdzie jednocześnie. Po wstaniu spod drzewa poszła sobie w odwiedziny do ciebie.
-
Nocą na ulicach Ankh-Morpork czujność jest pojęciem absolutnym. Nie istnieje coś takiego jak średnia czujność. Człowiek jest albo bardzo czujny, albo martwy. Może chodzić i oddychać, ale już jest martwy mimo to.
-
- Tak samo jak wilki, kiedy są głodne - powiedziała Zmora opierająca się o drzewo. Znów przybrała postać dziewczyny o rudych, kręconych włosach opadających na plecy.
-
I co byś z nimi zrobił, amortiisie?
-
Zmora spojrzała z wyrzutem na Jacoba. Uderzenie o drzewo nie było przyjemne, podobnie jak uderzenie w cokolwiek innego z taką siłą. Chwyciła się drzewa ręką i powoli wstała. Przynajmniej nazbierała trochę siły, którą mogła teraz wykorzystać. Zaśmiała się.
-
Stary, dobry zespół. Klasyka. Historia metalu niemalże. 9/10, bo Judas Priest bardzo lubię, amen.
-
- A skończy się na tym, że to ja będę musiał ratować ciebie - powiedział ironicznie. - Mimo to, cieszę się że tu jesteś. - Alicorn zbliżył się i przytulił Ruffian.
-
- I chciałaś popatrzeć? - Ogier zmrużył oczy i zaśmiał się.
-
-Nie mam pojęcia. Wydawało mi się, że coś słyszałem... Możliwe że tylko mi się zdaw... - urwał i przybliżył głowę do okna. Księżyc tej nocy schowany był za chmurami i nie było możliwości zobaczyć niczego.
-
- Ta. Ta, bardzo. Czasem aż za bardzo, uwierz mi. Mam pewne przeżycia z tym związane. Dobra, koniec pgaduszek, ty jedz śniadanie, a ja idę sprzątać. Nie musisz mi pomagać, o, nie. Poradzę sobie i zrobię to szybko. No - powiedział i pobiegł wykonać czynność o której mówił.
-
- Jacobie, jak chcesz... - rzuciła Zmora. Szybciej niż mrugnięcie oka znalazła się przy Kosiarzu i przyłożyła dłonie do jego skroni. Czarne palce wydłużyły się i uczepiły twarzy i głowy. Oczy Zmory zaświeciły, a włosy zafalowały. Zbierała od niego energię.
-
- Chyba się przeceniasz - mruknęła Zmora do Loci.
-
Mieszanka Rainbow Dash, Nightmare Moon, Fluttershy i Pinkie Pie.
-
Ale to nie jest tak, że ja nie ufam nikomu. Nie. Są osoby które darzę zaufaniem, ale nie bezgranicznym. Po prostu bywają sprawy, o których nie mówię nikomu.
-
- Ominęło cię kilka żenujących elementów i zdarzeń. Ciesz się - rzucił, po czym zastrzygł uszami w skupieniu. Odsunął się od Saggity i podszedł do okna, wpatrując się w mrok w skupieniu i z pewnym podenerwowaniem.
-
- Najpierw odkurzyć jedną półkę z książkami. Potem idę do Fluttershy, bo może Discord już tam jest. Chcesz, chodź ze mną. Nie pogniewam się, przysięgam. Twoje towarzystwo będzie dla mnie przyjemnością!
-
- Przez kilka minut nie byłem tego taki pewny, nie dziw mi się! To potworne, wszędzie jest stres, rozumiesz? Nie wyrabiam, nie radzę sobie! - Krzyknął i dramatycznie rzucił się na ziemię.