Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - To był mój brat przyrodni. Pegaz. Nazywał się Violet. Nieczęsto przebywał w mieście. Posłuchaj... Jeszcze dzisiaj zamierzam wybrać się do miasta. Muszę uzupełnić zapasy. Nie obrażę się, jeśli nie będziesz chciała iść ze mną. Ale w takim wypadku nie ruszaj się stąd. Nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało. - Florence z nadzieją w oczach spojrzała na Saggitę.

  2. Coś czarnego przesunęło się we mgle. Jednorożec też to dostrzegł i wypowiedział zaklęcie, znane tylko sobie. Tuż za nim zmaterializowały się dwa kuce w czarnych kapturach, zakrywających twarze. Wymienili między sobą kilka słów, po czym spojrzeli na klacz leżącą na ziemi. Powoli zaczęli się zbliżać.

    - Nic ci nie zrobimy. Wyleczymy twoją nogę... Nic ci się nie stanie. Tylko współpracuj! - wypowiedział jeden z nich.

  3. Kozły, dotąd przekonane o swojej sile i zamroczone zwycięstwem, nie spodziewały się ujrzeć ogromnego pegaza, który by na nie szarżował. W mgnieniu oka ich odwaga i duma wyparowały. Puściły rannego strażnika i rzuciły się tchórzliwie do ucieczki, albo w celu wezwania posiłków. Te dwa były mądrzejsze, niż kozły leżące w sali.

  4. Było to bardzo dawno temu. Nie było jeszcze ani ludzi, ani kucyków. Ziemia i księżyc w tym czasie byli jeszcze sobie obcy. Nieboskłon był młody, a jego barwy były jaskrawe. Blask każdej z gwiazd lśnił jasno i widocznie, nie był przytłumiony. W tym czasie miały właśnie miejsce zdarzenia, o których opowiem.

    Erydan - gwiezdna rzeka prowadziła do morza, które nie ma dziś nazwy. Gwiazdy przez setki lat odsunęły się od siebie, dołączając do innych konstelacji. To właśnie nad nim mieszkała Panna - dziewczę o bujnych, lśniących włosach, idealnej sylwetce i przepięknej, olśniewającej urodzie.

    Pewnego dnia dostrzegł ją Wodnik - wysoka postać o szarej skórze, zamieszkująca morskie głębiny. Wodnik był bardzo nieszczęśliwy. Od wielu lat cierpiał samotność. W wodach za towarzyszy miał tylko Ryby i Raka, które za zbyt rozmowne i towarzyskie nie uchodziły.

    Od tej pory Wodnik co rano siadywał na przybrzeżnej skale i czekał na spotkanie. Czas zajmował sobie grając na instrumencie skonstruowanym własnoręcznie.

    Aż w końcu pojawiła się. Zaciekawiona muzyką przyszła do Wodnika. Pierwszy raz słyszała coś tak pięknego. Odtąd spotykali się, a uczucie między nimi rosło.

    Nie była to jednak spełniona miłość. Wodnik bowiem, będąc Wodnikiem, musiał pozostać w wodzie, a Panna musiała zostać Panną. Żaden ze Znaków nie miał jednakże przeciwwskazań. Żaden, prócz Wężownika.

    Pałał on nienawiścią do obojgu. Był po prostu zły i zawistny. Dlatego też nasłał na parę strażników - węże. Dwójka z gadów pojmała Wodnika i uwięziła w głębinach. Nie mógł wydostać się spod spojrzenia zimnych, bezlitosnych wężowych oczu. Pozostałe dwa pilnowały odtąd, by Panna nie zbliżyła się do głębin. Wężownik za ten czyn został ukarany wygnaniem z Zodiaku.

    Po dziś dzień kochankowie mogą tylko spoglądać na siebie tęsknym wzrokiem, nienawidząc bariery która ich dzieli. Ale kiedyś... W dalekiej przyszłości znów się spotkają. Znów zaznają szczęścia. I nikt, ani nic nie będzie mogło im przeszkodzić.

  5. Zza drzwi wyszły dwa kozły, ciągnąc za sobą strażnika - pegaza. Zatrzymały się, zdziwione obecnością Luny i Midnighta. Szybko jednak doszły do siebie, porzuciły kuca i pobiegły do nich, najprawdopodobniej w celach przeciwnych pokojowym.

  6. O jego życie i życie kompanów. W końcu prowizoryczna drabina i sposób na ucieczkę z pułapki była gotowa - zapewne przy samym wejściu na nią zarobi tyle zadrapań, jak nigdy wcześniej. Największy problem jednak polegał na tym, żeby wyjść na tyle ostrożne, aby nie zarobić kulki.

  7. - Bohaterski czyn, który dał innym pretekst do nazywania cię zdrajcą. Dostosować się będzie ci tak samo trudno, jak mnie. Albo nawet bardziej. Skoro jednak jesteś tutaj i chcesz odkupić winy, należałoby coś zrobić. - Dodała. Na końcu korytarza słychać było stukot kopyt o posadzkę. Ktoś się zbliżał.

  8. - Ma puste oczy. Coś jej zabrano. To jest tylko ciało. Żywe, to prawda... Ale jednak ciało. Niepokoi mnie to, że ktoś zdołał się tu wedrzeć. - Dokończył, po czym uniósł pegazicę magią. - Spróbuję coś poradzić na ten stan rzeczy, a wy umocnijcie zabezpieczenia. - Powiedział Veritas i oddalił się.

  9. - Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nawet Celestia się zmieniła. - Jej wzrok również spoczął na kozłach, które z zapałem zabrały się za tratowanie krzaków i jednoczesne jedzenie ich. - A jednak ciekawi mnie, jak brzmiałoby twoje wyjaśnienie. - Dodała.

  10. - Dzięki. Uratowało mnie to, że kiedyś z bratem urządziliśmy ten domek na drzewie. Zastanawiam się często, gdzie on może teraz być. Wiesz... Często się z nim kłóciłam. Ale byliśmy ze sobą zgrani i mieliśmy więź. Brakuje mi go. Mam nadzieję, że żyje. - Powiedziała.

  11. - Spójrz. Do domku wchodzisz po skale. Tutaj jest wąska ścieżka. Schron opiera się o jedną ze skał, a gałęzie pod nim i obok niego są wzmocnione, chociaż wcześniej też by się nie zawaliły. Tutaj - wskazała niewielką grotę umieszczoną wysoko na skale - obok domku. - Tutaj trzymam zapasy. Wiesz, jest chłodno. Tylko muszę je zamykać, żeby coś ich nie zabrało. Wejdźmy do środka. - Zarządziła. Domek był częściowo wydrążony w pniu. Pomieszczenie było szczelne. Florence zadbała nawet o okna, zapewne wyrwane z jakiegoś prawdziwego domu. Wewnątrz pełno było książek, kartek i świec.

×
×
  • Utwórz nowe...