-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Dla mnie też. Wcześniej nie miałam pojęcia, że istnieją takie... Grupy. Zapewne nikt nie wiedział. Po dołączeniu do was poczułam się bezpieczniej. Podobno będę uczyć się zmiany wyglądu. Będę jak Podmieniec. - Powiedziała.
-
- Dzisiaj jeszcze będziemy w okopach. Służymy jako posiłki. Znajdziemy się blisko Kryształowego Imperium. Podobno cholernie tam zimno - powiedział.
-
- A znasz? Praktykujesz? - zapytała pegazica z chytrym uśmiechem.
-
Ani dom, ani ewentualni lokatorzy nie zaatakowali Ashena. Nie zdarzył się wszelki wypadek. Nie zdarzyło się nic, czyli to, czego spodziewać się było można. Przy próbie wtargnięcia do domu drzwi skrzypnęły ostrzegawczo. W środku panował mrok. Drobinki kurzu wirowały w świetle, które wdarło się razem z kucem. Wnętrze było opustoszałe. Zostało kilka starych mebli i ciężki kocioł. Zecory ani jej pomnika nie było.
-
- Nie. Poradzę sobie - powiedziała i odeszła od sadzawki w stronę lasu. Chciała być sama. Nie żeby czuła nostalgię jakiegokolwiek rodzaju; Ona nic nie czuła. Victo był dla niej dobry, to prawda. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. Ale jeszcze lepiej czuła się w towarzystwie swoich dusz.
-
Mimo iż Dearme wpadła do wody, zachowywała się jakby nie zauważyła zmiany. Po chwili unoszenia się na wodzie ruszyła ku brzegowi i usiadła na nim. Obserwowała wszystkich i spróbowała wgłębić się w umysły niektórych. Na przykład Socks.
-
Przynajmniej las się nie zmienił. Tak jak kiedyś, panował w nim półmrok. Wilgoć wdzierała się wszędzie, podobnie jak zapach wilgotnej ściółki. Ciekawym było, że poza kucami ziemnymi, pegazami i jednorożcami nic nie skamieniało. Po kilku minutach marszu między gałęziami zamajaczył kontur domu szamanki. Nie świeciło się w nim światło, brakowało także amuletów i ozdób, którymi zwykle był przystrojony.
-
- Już mnie poznałeś. O, tak. Tak właśnie. Więcej się o mnie nie dowiesz, bo co tu wiedzieć? Przez pięć lat stopniowo traciłam siebie. Moja dusza została rozczłonkowana, emocje doszczętnie zniszczone. - zachichotała - Aż w końcu nie zostało nic. Nic nie może istnieć, dlatego nie ma we mnie życia. Ha.
-
Roześmiała się. Jej śmiech był teraz wyjątkowo okrutny. - Co chciałbyś o mnie wiedzieć? Najważniejszym jest chyba to, że owce mnie nie lubią - Spojrzała znacząco na Socks. - I nigdy nie lubiły.
-
Po minięciu zabudowań skierował się na polną drogę, która - jak nazwa wskazywała - prowadziła przez pola. Niedługo zapewne zostaną zarośnięte przez chwasty i las. Niedługo wszystko zostanie zarośnięte i naturalnie zniszczone, a po całej ich cywilizacji nie zostanie ślad. Może tylko stare szczury będą wspominać zabawne, kolorowe, czworonożne istoty, jeśli on, prawdopodobnie jedyny pozostały przy życiu kuc niczego z tym wszystkim nie zrobi.
-
Kilka godzin później zarządzono zbiórkę. Gotowi żołnierze wyruszyli z obozu i równym krokiem ruszyli przez teren.
-
Po zapukaniu Twirael gwałtownie odwróciła się. Wyglądała na zestresowaną. - Słucham? Potrzebujesz czegoś? - zapytała szybko.
-
Veritas skinął głową i wrócił do obserwacji kuli. Jego róg rozbłysł i promień magii skierował się właśnie na ową kulę, którą się zajmował. W drodze do komnaty Somada wejrzała do pomieszczenia, w którym przebywała Twirael.
-
- Naghoda bhrzmi bahdzo obiecująco. - Kruk zabrał list do łapy zakończonej szponiastymi palcami i wzbił się w powietrze, kracząc głośno. Po chwili zniknął. Rocketowi zostało tylko ruszyć do namiotu i spakować się.
-
- Nie znam rzeczy, które mogłabym robić. Nic nie wiem o marnowaniu czasu. W więzieniu owce pilnowały, żebym nie robiła nic. Nie pamiętam, co robiłam przed więzieniem. - Odpowiedziała i wbiła wzrok w kompana.
-
- Logicznym jest, głuptaku, że nie wyczytam tego z twoich myśli. Musisz mi powiedzieć gdzie mam wyhuszyć. I wyhuszę. A potem poczekam na odpowiedź. W końcu będę miał coś do hobienia. - Powiedział i zleciał na ziemię, czekając na list.
-
- Nie zdradzę ci, o jakie rozwiązanie chodzi. Ale stan, w którym znajduje się on teraz, pochłania zbyt wiele mocy. Nie na długo jeszcze jej starczy i on zdaje sobie z tego sprawę. - Rzekł.
-
- To nie zombie. One nie obserwują. One od razu podążają tam, gdzie czują szansę nażarcia się. Myślę, że to moż... - Nie dokończyła, bo tuż obok niej świsnęła strzała, która rozbiła się o skałę. Grot połyskiwał w promieniach słonecznych.
-
- Nie mam czystego serca. Nikt nie ma. Nawet Celestia, będąca o wiele lepszą władczynią ode mnie takiego nie ma. A brat... Pracuję nad pewnym rozwiązaniem naszego wspólnego problemu. - Odpowiedział.
-
- Nie istnieć. Nie mam wtedy problemów i wspomnień. Nie potrzebuję robić czegokolwiek. To tylko pretekst, żeby się czymś zająć. Owce nie lubią być bezczynne. - Powiedziała. Nawet po tym jak Victo ją objął, nie poruszyła się. Potrafiła w momencie skamienieć.
-
- Nie. Nie mają czystych serc. Nie ma nikogo w tej krainie, który miałby idealnie czyste serce. Ci po prostu są bardziej wrażliwi i zwykle bardziej sprytni. Dwie bardzo ważne cechy. Poza tym, ktoś żyjący w dostatku nie ma pojęcia o życiu. - Odpowiedział i uśmiechnął się łagodnie.
-
- Następnym razem jak te bydlaki cię zaatakują, znajdź sposób żeby je pokonać. W snach wszystko jest możliwe! Wezwij ciocię Dashy, albo którąkolwiek z nas. Możesz też po prostu złoić im owadzie zady. - Wzruszyła ramionami.
-
- Ten idiota poleci tylko do bazy i z powhotem. Jest zbyt głupi. - Oświadczył wielki kruk siedzący za gołębiem. Podleciał bliżej i przepędził ptaka, znacznie mniejszego od niego. - Masz jakąś ważną sphawę? Mnie możesz powiedzieć... - Rzekł i napuszył piórka. Wyglądał bardzo dumnie.
-
Nawet kartkowanie księgi nie pomogło odnaleźć wyjaśnienia dla tajemniczego zjawiska, co doprowadziło kuca do wniosku, że po prostu nie ma go w tej konkretnej książce. Jeśli nie w tej, to może w następnej? Została ich w końcu prawie cała biblioteka i nieograniczony czas. Z drugiej strony mógł też ruszyć poszukać odpowiedzi w lesie, gdzie znajdował się w czasie koszmarnej przemiany.
-
Dearme patrzyła tylko na Victa zielonymi oczami. Nic nie powiedziała, ale możliwe że lekko skinęła głową. A może tylko mu się wydawało?