- Kogo ci przypominam? Chcę wiedzieć, zanim owce zakończą mój mary żywot. - po usłyszeniu szczekania Ruffian, zachichotała. - Widzisz? Jestem zła. Jak wszystko, czego nie rozumieją. O, tak. Nie rozumieją niczego.
- Nie, wcale nie. Nie możesz tego pamiętać. Wrócisz do życia. Normalnego świata. Tak będzie po prostu lepiej. On nie może żyć w niczyjej pamięci. Bądź spokojna. Nic cię nie będzie bolało, ani nic ci się nie stanie.
- Weź to. Nie jest mi potrzebne. Jesteś. I będziesz. Nie potrzebuję twojej łaski, o nie. Nie potrzebuję - powtórzyła i zaśmiała się.
~~~~~~~~
Ej, weźcie przystopujcie. Nie nadążam!
Dearme nie poruszyła się, tylko patrzała na nich bez wyrazu. Nie miała wyboru nic zrobić. - Zostaw - powiedziała do Victa.
- Niech mnie zabiją. Może im ulży. Przestaną się bać! - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem.
- W formie... Nikt nie wierzy w moją formę. To bez sensu. Nie mam pojęcia, czemu służyło udowodnienie innym... Czegoś. Nawet nie wiem czego. Źle mi z tym, że tu jestem. A teraz już nie ma odwrotu. - powiedział kucyk. Kontynuował grzebanie w misce.
- To nie jest ważne. Nic ci się nie stanie. Musisz tylko coś zapomnieć. Tylko tyle. Po wszystkim znów będziesz trenować na wyścigi. - przemawiał łagodnie, ale ton jego głosu był niepokojący.
- Pokazałam ci wszystko - zwróciła się do Socks - łącznie ze swoją śmiercią. Pokazałam prawdę. Nic ci nie zrobiłam i nie zamierzam. Żadnej z was. A wy dalej chcecie się mnie pozbyć. To czyni z was owce. Nie próbujecie rozumieć problemu. Chcecie się go pozbyć. - zaśmiała się ponownie.
Po drodze natknął - a może raczej potknął - się o Spike'a. Spike był smokiem i pomocnikiem w bibliotece. W momencie skamienienia biegł gdzieś, zapewne na prośbę Twilight Sparkle. Żeby przejrzeć wszystkie książki, będzie potrzebował naprawdę wiele czasu. Ale to bez znaczenia. Czas nie był już ważny. Nawet jeśli znajdzie jakąś księgę... Co jeśli będzie potrzebował magii?
- Tak. I zróbmy to szybko. Arrow chyba za bardzo wczuł się w rolę i nie odstępuje jej na krok, co chwila rażąc złośliwym spojrzeniem. Trochę to straszne. - posłał Somadzie porozumiewawcze spojrzenie.
- Owce - powiedziała - To wy. Wy, mający nadzieję na lepsze, nieważne jak byłoby wam dobrze. Wy, którzy uparcie myślicie, że coś wiecie. Wy, którzy zawsze chcecie więcej. I miażdżycie tych, których się boicie. O, tak. Miażdżycie.
Butelka przeleciała tuż obok niej. Dearme zmrużyła oczy. - Jesteś owcą. Myślisz jak owca. Zachowujesz się jak owca. O, tak. Jesteś do kości owcą. A może nawet i głębiej? - zapytała. Zwróciła oczy ku Wave'owi. - Moja własna krew. Moja własna.
- Bo są owcami. Oni dzielą się na owce i tych, których owce się boją. A ty? Czy jesteś owcą? - zapytała. Przez chwilę prawie się nie poruszała, tylko wbijała wzrok w kuca. Wreszcie roześmiała się.
Hammer wszedł do ogródka. Zrobił to niebywale cicho jak na siebie.
- Coś mi nie pasuje z tą nową. Nie wiem, co. Ale coś jest nie w porządku. Pospiesz się, proszę. Mam nadzieję że Veritas wszystko nam wyjaśni. - powiedział.
- Co stało się z Twoim tatą? - zapytała Pinkie Pie. Wyraz jej twarzy wyrażał współczucie i zaciekawienie jednocześnie. Fiury dopiero po chwili zorientował się, że przy ognisku zapadła cisza.
Biblioteka podobnie jak wszystkie budynki, pozostała w nienaruszonym stanie. W środku wciąż siedziała bibliotekarka, uwieczniona z wyjątkowo leniwym i znudzonym wyrazem twarzy. Kubek z kawą stał w tym samym miejscu, co ostatnio. Że też nie zachciało jej się pić. Zachciało się za to szczurom, które najwyraźniej świetnie znalazły się w nowej sytuacji. Świadczyła o tym zawartość kubka i tłusty gryzoń, który czmychnął gdy tylko usłyszał otwierane drzwi.
- Nekromantę? Hmm... Nie potępiam cię za to, że miałeś takiego ojca. Ale Nekromancja to zły fach. Nie jest dobrze się go uczyć. Bardzo często nekromanci płacą za swój dar. - powiedziała Twilight, po czym lekko się uśmiechnęła.