Skocz do zawartości

Zmara

Brony
  • Zawartość

    185
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Zmara

  1. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Jeszcze nie. Masz sobiczny śrubokręt?
  2. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Jeszcze nie. Masz orginalnego balisonga?
  3. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Tak i nie. Masz katanę?
  4. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Nie wiem... Masz MAC'a?
  5. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Mam, ale nie dam. Masz kwas rybonukleinowy?
  6. Ban bo Higurashi a nie Umineko.
  7. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Tak i nie. Masz hemoglobinę?
  8. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Yup *if you know what i mean* Masz w sobie chaos?
  9. Zmara

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Dołączę się, jeśli można Iie. Masz banknot o nominale 500 zł?
  10. Przeczytałem po wydaniu, a rozpiszę się później i zrobię edit tej wiadomości. EDIT.: Dobra, obiecałem coś, więc obietnicy dotrzymam. Szczerze mówiąc, to podchodzę do tego edit'a już drugi raz. Gomena, że tak długo to trwało, ale siły "wyższe" mogą w znacznym stopniu ograniczyć mój pobyt tu. Tak więc, co? Dobry rozdział, zwłaszcza, że trzeba było troszkę na niego poczekać. No, ale lepiej późno niż wcale, więc się cieszę, że wyszedł. Niech klawisze przemówią! To wszystko? Chyba tak. Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam i życzę Miłego dnia!
  11. Dobra ludzie, ogarnijcie się. Przecież razem w tym siedzicie. Razem zaczęliście, to razem skończcie. Zawsze jest jakiś sposób, by się dogadać, bo wnioskując po tych postach, to macie problemy z dogadaniem się. A ja naprawdę chcę wiedzieć, co będzie dalej z Big'iem i Drużyną Any-Snow'ową. Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam i życzę Miłego dnia.
  12. //Niekoniecznie ciekawe. Jak wspomniała Zmara, eksperymentowała na tych stworzeniach, więc można z łatwością stwierdzić w jakich warunkach je znalazła.// Ostatnia kostka „podtrzymująca” działo zniknęła i… jej nie było. Działo sobie stało jak stało. Dobrze, że nie stało na ziemi, bo mogłoby narobić hałasu. Czar lewitacyjny dobry na każdą okazję. Te kostki były zbyt zbliżone do rozmiarów działa. Tuż przed rzutem zauważył, że kilka kropel wymiocin jest rozlanych obok działa. Szlag by to, wtedy nie umiałem celować. Pomyślała szybko, lecz z rozmyśleń wyrwał ją kawał podłoża, który pojawił się tuż przy ręce. Płomień, przez falę powietrza, jaką wywołała kostka, objęła lewą dłoń Zmary i podarował jej mocne poparzenie. Dobrze, że to miał być tylko straszak. Pieski już zaczęły się rozrastać, więc Zmara odsunęła się kilka kroków. Usłyszawszy ostrzeżenie Fiska, wskoczyła na działo basowe. Jeden z piesków, który akurat skoczył na nią, znalazł się idealnie pod kowadłem. Jak można było się spodziewać, została z niego mokra plama. Niestety sam pentagram też uległ uszkodzeniu. Zostało jeszcze siedem uroczych szczeniaków. Uśmiechnęła się figlarnie i schowała prawą rękę w rękawie. Po krótkiej chwili wyjęła ją z niego, a w dłoni dzierżyła kosę z trzema ostrzami, która była przymocowana do nadgarstka dziewczyny łańcuchem. Czas zamienić magię na materialny oręż, przynajmniej chwilowo… Szybko zrobiła piruet w powietrzu jednocześnie nadziewając trzy stworki na trzy ostrza kosy. Upadając, zgrabnym machnięciem dłoni „strzepnęła” je z kosy. Następne, które zdążyły wyczuć zagrożenie, skoczyły na Zmarę z czterech stron. Ta puściła kosę i złapawszy łańcuch, zaczęła nim kręcić wokół własnej osi, zostawiając z trzech napastników mielonkę. Ostatni jednak, który prawdopodobnie był najszybszy, zdążył machnąć skrzydłami i odlecieć kilka metrów w górę. Nie ze mną te numery. Pomyślała Zmara i były to chyba jej pierwsze poważne myśli. Szybko przestawiła przełącznik działa na napis UP i włączyła przycisk na pięć sekund. Tyle wystarczy. Szybko postanowiła zdejmując dłoń ze „spustu”. Z numerka osiem został popiół, który rozwiał wiatr. Podczas całego zajścia Zmara „jednym okiem” obserwowała Fiska i na każdą jego interwencje robi ewentualny unik. Po całym zajściu stanęła za działem. W prawej dłoni dzierżyła swoją kosę, a lewa bezwładnie zwisała w powietrzu. Kim byłaby Zmara, bez ni jednego dialogu – monologu w poście? -Co do Twojej wypowiedzi, to przepraszam. – zaczęła poważnie. – Zapominam czasami, co się wokół mnie dzieje. Między innymi po to były mi potrzebne zegarki na początku, tracę poczucie czasu w danym miejscu… I nie uważam, by moje czary były widowiskowe, przepraszam i za to. I jeszcze… myśleć to Ty potrafisz. Przekonałem się o tym. Wykorzystując niewielkie ilości mocy i zaklęć, robisz ze mną prawie co chcesz i za to Cię szanuję. I na koniec pragnę przeprosić widownie za moje zachowanie. Na Czerwone Niebiosa, nie powinienem decydować, co ma się Wam podobać. – skończyła. Nadal trzymając kosę, otarła łzę z oka. Huśtawki nastrojów mi się zaczynają, muszę wziąć się w garść. Czas na mój ruch. Zrobiła szybki zamach prawą ręką i rzuciła kosą w stronę Fiska. Kilka metrów przed nim, dwa przednie ostrza zmieniły się w ręce i pędziły, by złapać oponenta w żelazny uścisk. W tym samym momencie podniosła lewą rękę, a dłoń była pokryta bandażami. Na tą chwilę nic lepszego nie wymyślę.
  13. -Widzę, że jesteś zadowolony. W końcu nie wszystkim poszerza się tak uśmiech po rozmowie. – odparł Zmara beztrosko. Wiedział jednak, że używanie mleka przeciwnika to nie jest dobry pomysł. Odkrył pelerynę i zarzucił ją z powrotem na siebie. Oczom wszystkich ukazało się (nikt się tego nie spodziewał, oczywiście), działo basowe. Lecz nie wyglądało typowo, ponieważ poza typową konstrukcją znaną wszystkim obeznanym w temacie, to ten model miał obok przycisku aktywującego – przełącznik. -Przez to Twoje mleko, będę miał niestrawność. – powiedział szeptem, po czym otworzył wierzch działa i nachylił się nad nim. Jego głos zabrzmiał mocnym echem po arenie. – Jeśli chcesz wiedzieć, co tak miło sobie nucę, to wiedz, iż jest to jeden z najlepszych kawałków Skrilleeee… – przerwał. Miast ciągu dalszego tej iście fascynującej przemowy, którą chciał wygłosić, rozległy się odgłosy mniej interesujące – Odgłosy Opróżniania Zawartości Żołądka, czyli w skrócie OPZŻ. Trwało to chwilę, lecz w końcu odsunął się od pudła i szybko zamknął wieko. Przełączył przełącznik na napis IN i odpalił działo. Pudło zamieniło się na błękitny kolor. Minęło kilka sekund i zaczął się z niego unosić delikatny dymek. Obcierając usta szmatką, która niewiadomo kiedy pojawiła się w jego dłoni, rzekł: -Nie myśl tylko, że te Twoje pupile znad „jeziora płynnej tęczy” wytrzymają wiązkę tego promienia. To działko to jedna z moich ulubionych zabawek. Podrasowałem je nie jeden raz i możesz mi wierzyć, jest niezwykle skuteczne. – uśmiechnął się do Fiska. Wyjął jeden kunai z podpisem „moje” na ostrzu i „zostań” na rękojeści. Włożył go w otwór w dziale. -A o widownie nie musisz się martwić. Nasze czary, przepraszam, moje czary, bo Ty chwilowo mało nam pokazałeś, nie zrobią nic publice. Właściwie, to czemu robisz mało widowiskowych sztuczek? Przecież publika je lubi. – wypowiedziawszy te słowa, twarz wykrzywiła mu się w niemiłym grymasie. Dobra, muszę się tego jakoś pozbyć, bo nie przestanę pluć nowymi zwierzątkami. Ok, zrobię tak… – urwał myśl. Zakrył twarz płaszczem i nim zebrało mu się na odruch wymiotny, wypowiedział słowa: -Nowy warunek: Zmara w „O” dwa. Trimero trzy sekundy. – powiedział, po czym został po nim tylko odcisk w podłożu. I tak nie było go nie było i o dziwo po trzech sekundach w miejscu, w którym niegdyś stał młodzieniec, pojawiła się młoda dziewczyna w tej samej pelerynie i z długimi czarnymi włosami. Ale ze mnie laska. Nie ma co, ta forma jest świetna. Tylko ta dziura w brzuchu psuje cały efekt… Ale nikt nie musi o niej wiedzieć. – pomyślała Zmara. -A teraz jak się Tobie podobam? – zapytała i figlarnie się uśmiechnęła. –Przepraszam, ale pozbyłam się Twoich larwek. Jeśli chcesz, to po pojedynku dam Ci flaszkę z nowymi, troszkę na nich eksperymentowałam z Dr Steinem, świetny facet. Koniec pogaduszek, trzeba się trochę rozruszać. Może by tak coś stereotypowego hmm… Ok., mam. Pod stopami Zmary pojawił się pentagram, lecz persona stojąca przed nim nie mogła go dostrzec, gdyż zasłaniało je pudło basowe. Ale co ja, nędzny narrator, wiem? Dziewczyna wyprostowała ręce i unosiła je przed sobą, jakby trzymała coś okrągłego. Pół sekundy później w jej objęciach ukazała się kula ognia wielkości piłki baseball’owej. Zmara przybrała typową pozę miotacza i cisnęła nią prosto w Fiska.
  14. Z wątku o Big'u to zaczęło przypominać wątek o Snow'ie, a miała to być opowieść kontynuująca w głównej mierze nie "Chaos i człowiek", a "Tęcza ponad wszystko". Coś mi się nie widzi brak Big'a. Trzeba dać z nim jakąś akcję, a Snow'em dowalić potem. Tak sądzę, bo fabuła zbacza z kursu. Zależy z kim jest kontakt, to mogę pogadać. Tylko, czy macie chęci kontynuowania tego? Bo to naprawdę dobre opowiadanie, tylko trzeba je "uregulować". Jak pisałem, ja jestem zawsze chętny do pomocy. Mogę pogadać ze wszystkimi i poznać ich stosunek co do opowiadania i zobaczę, co to da. Co sądzisz? Co sądzicie?
  15. "Nie dogaduje się jak kiedyś". Coś się wydarzyło, konflikty w grupie, czy macie różne pomysły? What's happened? Może mogę jakoś pomóc? Zawsze do usług.
  16. Nie ma problemu, zawsze chętny do wyrażenia opinii, zwłaszcza, że zamierzam wkrótce zacząć pisać książkę. To opowiadanie to jedno z natchnień, więc się zagłębiam.
  17. Dobra, skombinowałem mikrofon, bo akurat jak chciałem coś nagrać, to się oczywiście musiał zepsuć. Okay, ograniczenie do dwóch postaci... Powinno być do trzech, ale tylko moje zdanie. I jeszcze jedna sprawa. Jaki głos do Doctora? Dubbingowałem już kiedyś, ale muszę wiedzieć jakiego głosu się oczekuje. Starać się mówić podobnie do niezdiscordowanego Doctora i starać się podrobić jego akcent? (Graniczy z cudem chyba, by Polak to zrobił). Czy dać jakiś w ogóle chrypliwy i chamski? Chyba że masz zamiar po prostu szukać, póki jakiś najlepszy się nie przytrafi, ale do każdej z postaci można dać jakieś "wymagania". Bo do głosu pytającego zgłosi się jakiś niski głos, a do Discorda jakiś mocno "młodzieńczy". Ludzie będą wiedzieć, jak zmodulować głos mniej więcej do danej roli. Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam i życzę Miłego dnia.
  18. Celowanie w jeden mały obiekt kręcąc się z taką prędkością było trudnym, aczkolwiek wykonalnym zadaniem. Świeczka ładnie się odturlała i wypaliła się doszczętnie, co spowodowało zniknięcie czarnego płomienia. Po chwili cała arena pokryta była kunaiami. Kilka doleciało nawet do tego podstawionego worka z mąką, co znaczyło, że siła odśrodkowa musiała być całkiem spora. No proszę. Ładne uniki, nawet jeśli to tylko… Nie dokończył myśli, gdyż zauważył co poczynił wyrabiać przeciwnik. Większość ostrzy zostało teleportowanych we wszystkie strony wokół Fiska, aczkolwiek kilka zostało na swoich miejscach. Warunek „Zostań” spełniony. Pomyślał, jednak po chwili zorientował się, że stoi tuż obok jednego z noży wbitego nieopodal worka. Warunek „Tutaj” spełniony. Czyli przynajmniej mam osłonę na jego teleportacje i to na pół sekundy zanim jej użyje. Niecierpliwy… ciekawe czy się domyśli, że to działa również na odwrót, heh… -Ten worek nie będzie już potrzebny. *Pstryk* i worek został wciągnięty przez płaszcz. Fala wybuchów wywołanych przez teleportacje dwusekundowych podróbek ostrzy z płaszcza było dość nieoczekiwanym efektem. Ale będzie sprzątania… Obym nie musiał pomagać. Przy tej myśli pojawił się na jego twarzy iście łobuziarski uśmieszek. Świetna przemowa. Kurde ten Fisk to jednak ma gadane. Ja taka niemowa, a on chyba mógłby nawijać tak cały dzień. Zaraz… czy ja czasem wcześniej…? Nieee… Osobowość dała mu się trochę we znaki. Zignorował to jednak, gdyż wypadało odpowiedzieć na stawiane zarzuty. Podszedł do krzesła, lecz nie usiadł na nim. Usiadł obok, na gołej ziemi. Z płaszcza wyjął płynną tęczę w szklance, podobną do tej z początku pojedynku, i dolał do niej trochę mleka z zastawy oponenta. Jednym łykiem wypił całą zawartość naczynia, po czym schował je w płaszczu. -Jak tam chcesz, ale mogą Cię zacząć boleć no… łapy. Dobrze, ale mniejsza. Co prawda to prawda, trochę się forsuję, ale przecież to nie trening, a widownia powinna mieć lekki ubaw. Dobrze mówię?! – wykrzyczał ostatnie zdanie do widowni, po czym starł prawą dłonią krew z policzka, która spływała z prawego oka. – Uszkodzenia to nic, w końcu zawsze mogę je wyleczyć. Zmęczenie? Odczuwam, aczkolwiek nie tak jak wszyscy inni. Wracając. Twój margines był co najmniej bezsensowny. Wszystkie ostrza, które zostały wyrzucone po dwóch sekundach miały nałożony czar purpurowego kręgu. Nie reagują na tkanki naszych ciał, przez co przez nie przenikają. Znaczy przenikałyby, bo wszystkie zostały wysadzone po zetknięciu z twoją magią teleportacji. Były to po prostu fałszywki. Co do tych, które zostały „wystrzelone” przed tymi nieszczęsnymi sekundami, to żadne ostrze nie było wycelowane w Twoją stronę. Tak więc Twoi prawnicy nie będą mieli dużo pracy. Przynajmniej jeśli chodzi o to… Zniszczyłeś mi mój ulubiony zestaw zegarków! Wiesz jak trudno o dobrego magicznego zegarmistrza? I jeszcze dochodzą do tego koszty naprawy. Niech lepiej ci Twoi prawnicy się tym zajmą. No, tak powinno się załatwiać sprawy. Krótko, zwięźle i na temat. Pomyślał z wewnętrznym zadowoleniem Zmara. Krew z kulek zdążyła już wsiąknąć w podłoże. Podobnie wosk ze świecy. Purpurowy krąg ładnie oświetlał miejsce, w którym wirował wcześniej „młodzieniec”, a lawendowy otaczał mieszaninę oliwy i płynnej tęczy. Zmara wstał i tyłem oddalił się od przeciwnika na odległość dziesięciu metrów. Zdjął płaszcz i zarzucił przed siebie, niczym obrus na stół. No, stołu przed nim nie było, lecz tak czy inaczej płaszcz zakrył jakiś kwadratowy przedmiot o wymiarach 1,5x1,5x1,5 m. -Lubisz muzykę klasyczną? – zapytał Zmara, nucąc pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek Skrillex’a.
  19. Witam. Rozdział przeczytany w dzień jego ukazania, aczkolwiek nie miałem "weny" do napisania, co o nim sądzę. Może i nie jest długi, ale jest dobry. Wolę czytać dobrą stronicę tekstu niż dziesięć, ale wypocin bez ładu i składu. Tak więc nie ma się co przyczepić. Rozdział faktycznie zaskakujący. Znaczy się do pewnego stopnia oczywiście. Ścian tekstu. Zaplątałem tak, że nie wiem, czy to ogarniecie. Po prostu jak już pisać o czymś, to wszystko, nie...? Czekam na więcej. Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam i życzę Miłego dnia.
  20. Baka! Jeżeli jakość i ilość tekstu nie zrekompensuje nam tak długiego Czasu oczekiwania, to będę szczerze zawiedziony. I bez zbędnego off topa, ludzie... P.S.: Ja w osu! mogę pograć, ale lama jestem .-.
  21. Substancja zbliżała się do ust Zmary, po czym zaklęcie zostało zwolnione i… ciecz chlusnęła na ziemię. Dzbanek znad głowy „młodzieńca” również spadł na ziemię i jak mniemam, rozpadł się. Zmara, którego wszyscy widzieli jeszcze chwilę temu w środku kręgu, rozprysnął się w powietrzu. Chwilę później kawał ściany wyrwanej bezpośrednio z areny począł spadać na cztery białe kulki unoszące się w powietrzu. Pod wpływem siły grawitacji, kulki zostały pociągnięte ku podłożu wraz z zegarkami. Wszystko z wielką siłą walnęło w ziemię. Unoszące się wcześniej obiekty zostały zgniecione, a z ich wnętrza trysnęła obficie krew. Mechanizmy zegarków zostały zniszczone, aczkolwiek same obudowy zostały nienaruszone. Tumany pyłu wzbite na wskutek uderzenia zaczęły się rozwiewać. Tam, gdzie tuż wcześniej lewitowały cztery tajemnicze obiekty, każdy obserwujący mógł zauważyć chłopaka, który stał na podobnym magicznym kręgu, tyle że w kolorze purpurowym. Stał tylko na jednej, prawej nodze i kręcił się wokół swojej osi z dużą prędkością. Jego peleryna rozwiewała się na wietrze, a z niej na wszystkie strony wysypywały się kunaie z przyczepionymi do nich notkami. Na ostrzach było napisane ZOSTAŃ, zaś na obu stronach notek widniał napis TUTAJ. Po jakiś dwóch sekundach kręcenia się Zmara ponownie uśmiechnął się, dokładnie w ten sam sposób jak uprzednio. Dla wszystkich wokół chłopak nadal kręcił się w powietrzu wyrzucając ze swej peleryny coraz to więcej „żelastwa”. -Aż tak zdenerwowało Cię moje gadanie? Przepraszam, aczkolwiek czasem się zapominam. A tak dla jasności, to, na czym chciałeś użyć swojego płynu, było tylko Twoim wspomnieniem mnie, stojącego w tamtym miejscu. – rozległ się głos, którego pochodzenia nie można było jednoznacznie zlokalizować, aczkolwiek na pewno, nie dochodził z miejsca, w którym wszyscy widzieli Zmarę. Jakimiś napojami mnie będzie częstował… Nie będę kupował Fiska w worku… Zachichotał w myślach Zmara, lecz szybko się zbeształ za takie myśli. Koniec końców miał być to potencjalny, przyszły monarcha. Świeczka, która była albo w posiadaniu „uścisku” Fiska, lub została gdzieś upuszczona przy ewentualnym uniknięciem jednego z chaotycznie padających ostrzy, zaczęła palić się czarnym płomieniem, który to wpierw objął płomień, a następnie rozprzestrzeniał się na całą świeczkę. Gdzieś w pobliżu wyrwy w ścianie uważny obserwator mógł zauważyć niewyraźny kształt.
  22. Przejście stanęło przed Zmarą otworem. Wolnym krokiem kierował się w stronę swojego miejsca na arenie, jednocześnie przyglądając się małemu pokazowi rywala i po raz kolejny słuchając przemowy Hoffmana. Dotarłszy na swoje miejsce na placu, stanął przed swoim przeciwnikiem. Nadal czuł się trochę nieswojo mając za konkurenta postać niehumanoidalną. Antagonista kończył w tym momencie przemowę, więc odpowiednim było dodać swoje trzy grosze: -Witajcie Widzowie! – ryknął na całą arenę. – Mam nadzieję, że ten pojedynek napełni wasze ciała niezapomnianymi wrażeniami, po które tu przybyliście! Jakże długa przemowa. Zmara był w dobrym nastroju. Oczywiście nie wolno było zapomnieć o zasadach dobrego wychowania. Miał przed sobą członka władającego rodu. Tak więc rzekł: -Witaj i Ty Fisku, potomku Felixa Adoreda i uczniu Kong Ping Weia. Mam nadzieję, że pojedynek ten zapewni nam obu wiele nauki. Niech wygra lepszy. Pogadanka została zakończona, więc należałoby przejść do działania. -Adrian! – z mocą wykrzyknął w niebo. – Tym razem się lepiej postaraj! Nie mam zamiaru przegrać pięćdziesiąty trzeci raz z tą samą osobą! Tak, to ma się nie skończyć jak ostatnio, więc lepiej to przemyśl. Pomyślał, po czym wyjął z płaszcza cztery zegarki kieszonkowe, każdy w innym kolorze. Diamentowy, który odliczał tylko dwie minuty, platynowy, odliczający pięć minut, złoty – dziesięć i srebrny o limicie czasowym piętnastu minut. Otworzył je wszystkie i z całych sił cisnął w ścianę areny tak mocno, że kilka kawałków budulca poleciało w niebo, zaś same zegarki wbiły się w ścianę. Były otwarte, aczkolwiek wszystkie „stały”. -Prima! Dwa! Drei! Prix! Ustalam warunek: „Efekty działają na obszarze areny, jak i nad nią i pod nią.” PDDP! Ustalam Dead End: „Madeksin Stop trimero Trzy sekundy uniwersum A.” – Powiedział spokojnie po czym zwrócił się ponownie do Panicza Fiska: -Wybacz, ale zasada Czterech Zegarków, to u mnie norma. Mam nadzieję, że domyślisz się o co w niej chodzi równie szybko jak ostatnio… Przepraszam, trochę za dużo mówię. Zmara sięgnął do swojego płaszcza, po czym wyrzucił w powietrze cztery białe kulki o średnicy dwóch centymetrów. Wszystkie poczęły lewitować jakieś dziesięć metrów nad areną, tworząc kwadrat, którego wierzchołki skierowane są w cztery strony świata. Tuż po całym zajściu tupnął lewą nogą w ziemię, a wokół niego pojawił się lawendowy krąg magiczny z wypisanymi wokół niego napisami w języku japońskim. Ponownie spojrzał na przeciwnika i uśmiechnął się do niego szeroko przymrużając oczy. -Sprawdźmy, czy mistrz Wei przygotował Cię na coś takiego…
  23. Chętny! Sam miałem stworzyć taki temat. Ogarnę mic'a i coś nagram.
×
×
  • Utwórz nowe...