Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. (Kucyk? Niech będzie.)

     

    Na dość skromnie, rzec można nieco siermiężnie, urządzoną arenę spokojnym i dumnym krokiem wmaszerował krępy kuc o ciemnordzawej maści i czarnej grzywie oraz takimż ogonie spiętym kilkoma sznureczkami. Nie rzucał się w oczy, dobrze wpasowując się w ogólny wystrój otoczenia. Futrzana czapa, sweter i podróżne juki dopełniały tego obrazu kompletnej nieznajomości prawideł dotyczących stroju na takie okazje. Wchodząc, obrzucił wzrokiem pomieszczenie, dostrzegając łańcuchy na suficie, ledwo widoczne płaskorzeźby przedstawiające Luna jedna wie co, a do tego adwersarza o barwie niezapominajek oczekującego już naprzeciw. Niestety, gotowego do działania, co wcale nie przybliżało żółtodzioba Tomasza do i tak wątpliwego zwycięstwa. Westchnął z cicha.

    Tylko na tyle starczyło czasu. Wróg, korzystając z przewagi, jaką dawało mu przygotowanie, począł odprawiać swoje czary. Nagle przednie kopyta cieplej ubranego z ogierów zostały skrępowane przez łańcuchy. Tylnymi na razie nie trzeba było się przejmować, jako że tylko piasek latał wokół nich, więc warto byłoby skupić się na tych aktualnie unieruchomionych. Kuc przymknął oczy.

    - O Srebrny Synu Ziemi, z jej wnętrzności brutalnie wydarty. Posłuchaj wezwania: cholhan madar bede ort! - wyszeptał cichym, niskim głosem. Ostatnie słowa zabrzmiały, jakby wydobywały się z rury.

    Przez dłuższą chwilę zdawało się, że nic się nie stanie. I nic się nie działo. Nawet Tomek nie wyglądał, jakby spodziewał się, iż jego wezwanie zadziała. A jednak.

    Dopiero po trzydziestu sekundach łańcuch, ciasno opleciony wokół jego przednich kończyn wydał niepokojący dźwięk. Brzmiał jak jęk przy zmianie temperatury połączony ze zgrzytem starych zawiasów. Po tym opadł nieszkodliwie na ziemię.

    - Przyjmij mą wdzięczność i wysłuchaj, jeśliś łaskaw, kolejnej prośby: cholhan weter terah utar uł!

    Łańcuch splótł się z piaskiem i sprzągł z nim w jedną wiązkę. Wiązka ta podążyła szparko w stronę właściciela magicznego gruntu.

  2. Kolejny dobry rysunek w twojej galerii. Nie napatrzę się. Tło zgrabnie wpasowane, przypomina dym. A i szczegółowo jest. Rarity wygląda jak ofiara nałogu, z tymi podpuchniętymi powiekami, poszarzałym futrem i nieco rozczochraną grzywą. Jej spojrzenie jest też pełne smutku, który zacnie oddałaś. Gratuluję wykonania i konceptu.

  3. Oj, nieciekawie to wyglądało. Sypanie piasku w tryby maszyn było, z tego co mówiła propaganda, jedną z powszechniejszych metod sabotażu. Krucho będzie, jeśli nie uda mi się udowodnić, że gość jest niewinny. Miałem już jednak pomysł, a raczej zarys pomysłu.

    - Towarzyszu strażniku. Mam stuprocentowy dowód na to, że ten tu - spojrzałem z udaną niechęcią na biednego mechanika - wcale nie musi być winny. Otóż maszyna pracuje właściwie na okrągło, wprawiając pomieszczenie w drgania. I to silne drgania. Mogę to zaświadczyć, bo stoję przy sieczkarni, która mimo prostej budowy też nieźle trzęsie. Ale do rzeczy. W wyniku tych drgań z sufitu poczęły osypywać się drobinki tynku, a może i zaprawy. Dostały się między zębatki i zablokowały cały sprzęt. Dlatego nie warto pozbawiać tego zakładu dobrego mechanika, który z pewnością zgodzi się naprawić usterkę, a ponadto odpracować kilka dodatkowych godzin ku chwale socjalistycznej ojczyzny. Poza tym papierkowa robota związana z aresztowaniem opóźni cały plan. Chyba nie chcecie być za to odpowiedzialni?

     

    Wyrzucając z siebie swój pomysł jednocześnie starałem się wyglądać na oburzonego przerwą w pracy, ale bardzo doświadczonego profesjonalistę w dziedzinie mechaniki. Uważałem też, by moje słowa nie dały strażnikom za wiele czasu do namysłu. Mieli je po prostu przyjąć i posłuchać. Ostatnie kwestie wyrzekłem z pewną emfazą, mając nadzieję na dwie rzeczy. Po pierwsze, że strażnicy, zachęceni perspektywą darmowej roboty tego człowieka darują mu życie. A po drugie, że mechanik mi wybaczy.

  4. Nick: Walkiria. Tytułowa postać w dramacie muzycznym Wagnera, chyba model helikoptera. Stereotypowo coś jak amazonka. Niezłomna, mimo, że niby słabsza płeć. Plus.

    Avatar: Kobieta z plakatu. Socjalistycznego plakatu. Pracująca ku chwale swojej ojczyzny i dla siebie samej mieszkanka kołchozu. Plus.

    Sygnatura: Nie ma, lecz czasem lepiej nie mieć, niż pisać głupoty. Bez plusa, ale nie znaczy to, iż źle uczyniłaś.

    Użytkowniczka: Czasem widuję ją w offtopie, czasem poza. Osobiście nie znam, więc nie mogę ocenić rzetelnie, choć z postów zdaje się być rozsądną osobą.

×
×
  • Utwórz nowe...