Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. (Wybacz zwłokę, Arceusie. Dwa dni nie było mnie w domu, dziękuję, że poczekaliście.)

     

    Pierwszym, co przebiło się przez zasłonę ciasno owijającą biedny umysł Antoniego Kupały było światło. Potem głosy. Potem zapachy. W niedługi czas wybudził się już całkowicie z pewnego rodzaju paraliżu, który owładnął jego ciałem. Ciężko podniósł się z barłogu i pomacał po głowie. Bolało. Mężczyzna przełożył nogi przez krawędź łóżka, po czym powstał powoli, z trudem orientując się, co gdzie jest. Czuł się jak po straszliwej pijatyce. Tylko, że nigdzie nie było śladu po butelkach. Opierając się o ścianę, dotarł do drzwi i wytoczył się z pokoju. Niemalże sturlał się po drewnianych schodach, lądując w miarę prosto pomiędzy stolikami. Był wciąż w karczmie. To dobrze, przynajmniej nie zrobił nic głupiego.

    - Rondel! - wrzasnął na całe pomieszczenie, zaraz zresztą gorzko tego pożałował. - Jesteś tu gdzieś?

    Michał Rondel był tutaj. Zareagował na krzyki dowódcy kilkoma mruknięciami, po czym powrócił do ściskania harmoszki oraz chrapania w podłogę. Kupała rozejrzał się po sali. Wszędzie walały się zmaltretowane ciała jeszcze... wczoraj? Miał nadzieję, że wczoraj, będące jego oddziałem. No i wreszcie znalazł butelki. Potykając się o ich stos.

     

    Dwie godziny później, gdy trzydzieści zapitych bolszewików pozbierało się już do kupy, można było spróbować dokonać jakiegoś podsumowania ostatnich zdarzeń.

    Więc po pierwsze, wszyscy zgadzają się, że na pewno nie znajdują się na terenie Ukraińskiej Republiki.

    Po drugie, wbrew obawom towarzysza Petraitisa diabeł chyba nie maczał w tym palców.

    Po trzecie, wódka się skończyła. Nad tym zagadnieniem radzono wyjątkowo długo, gdyż znikąd nie da się raczej wytrzasnąć nowej. W karczmie jest sam cydr, a on nie nadaje się już tak dobrze do urządzania pamiętnych imprez. No, prawie pamiętnych.

    Po czwarte, Rondel dostał solidną reprymendę za "znacjonalizowanie" harmoszki będącej własnością Antoniego Kupały. Przynajmniej nie zniszczył.

    Po piąte, uwaga, powód do radości, nie ma Denikina. I raczej go tu nie będzie.

    I teraz ostatni punkt obrad, taki mniej ważny. Wszyscy znajdują się, i nie, nie jest to halucynacja, w wiosce pełnej kolorowych, gadających koników. Pouciekały z gospody jak impreza zaczęła się rozkręcać a Kozacy rozstrzelali wiszące na ścianie portrety innych jakowychś kucy. I tu urywała się pamięć brodacza.

     

    Czyli wszystko składając w logiczną całość, znaleźli się w innym świecie, daleko od wrogów, przyjaciół i okowity. No pięknie. Oddział wynurzył się z budynku, wszyscy jak jeden mąż zakryli oczy, by uchronić je przed nadmiarem światła słonecznego. Kilka kucyków ukrywało się właśnie w swoich domostwach, trzaskając drzwiami. Konie stały tam gdzie wczoraj, uwiązane. Kozacy rzucili się do juk, by wygrzebać stamtąd jedzenie i wodę. Głównie chodziło o wodę. Gdy pragnienie zostało zaspokojone, kałduny napełnione a przedmioty zostawione w karczmie przez gości znalazły już nowych właścicieli dzielni wojacy Krasnej Armii dosiedli swych wierzchowców po czym ruszyli w dalszą drogę.

     

    Chóralny ochrypły śpiew niósł się daleko po pofalowanej równinie. Możliwe, iż piosenka "Taczanka" niezbyt pasowała do tej sytuacji, ale kogo to obchodzi? Wieczór zastał kawalerzystów w miejscu jeszcze dziwniejszym niż wcześniej, mianowicie na przedmieściach osady zbudowanej z czystego kryształu. Po króciuteńkiej naradzie ludzie hurmą wjechali między uliczki. Dobrą chwilę spędzili potem na poszukiwaniu noclegu. Wreszcie znaleźli. Za kradzież instrumentu Rondel dostał karniaka. Ma robić za negocjatora. Wkroczył zatem do budynku niepewnym krokiem.

    - Witam obecnych, jest sprawa. Można na noc? - zagadnął przyjaźnie, wielce dziwiąc się własnemu opanowaniu.

    - Tak, można. Ile osób miałoby się tu przespać? - odparł gospodarz. Wtedy Michał zdumiał się jego opanowaniem. Ale nie miał czasu tak zdumiewać się wszystkiemu co widział. W końcu są na obcej ziemi.

    - Tak ze trzydzieści.

    Odpowiedziała mu cisza. A potem zaniepokojone spojrzenia gości.

    - Dobrze słyszeliście. Potrzebuję noclegu dla trzydziestu osób. Pieniądze są.

    - Niech będzie. Zobaczę, co się da zrobić. - wykrztusił z siebie kucyk po głębszym namyśle. Ostatecznie wizja zapłaty przekonała go i zakrzątnął się w celu zorganizowania sporej liczby posłań. Nie było czasu rozglądać się po mieście, zatem krasnoarmiejcy wkrótce kończyli trzeźwieć z łbami w poduszkach. Antoni Kupała postanowił, że rano porozmawia sobie z włodarzem tych ziem.

×
×
  • Utwórz nowe...