-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Posty napisane przez Po prostu Tomek
-
-
Pułkownik nie zauważył kontekstu w jakim wypowiedziane zostało słowo "poddany". Gdy poseł królewski skończył mówić, ponownie zabrał głos. Jakoś nie przejął się faktem, że ten owado-koń jest całkiem spory. Choć towarzystwo z tyłu szeptało sobie.
- Jak dobrze rozumiem, toczyła się tu wcześniej jakaś wojna. Oficjalnie zaprzysięgliśmy wspomagać Gandzię w razie ataku nieprzyjaciela. Honor każe dotrzymać obietnicy, wiedz zatem iż czyniąc mu wstręty robisz to samo Związkowi Sowieckiemu. I na diabła ci jakieś kucyki?
(BTW, co według ciebie znaczy "dużo wyższa"? Jak coś posłowie i obywatele ZRR to ludzie, nie kucyki.)
-
Ban bo kto takie rzeczy wymyśla.
-
Grima obudziło dziwne uczucie. Coś jak neuciążliwe szczypanie w powieki. Otworzył oczy. Gdy tylko to uczynił światło zaatakowało całym dostępnym natężeniem. Powoli powstał, wpatrując się w okolice złotej kuli, oślepiony. Nie przerywał majestatycznej ciszy towarzyszącej ruchowi gwiazdy po nieboskłonie. Stał dłużej niż inni. Wiedział co to znaczy. To znaczy, że plony wzejdą, ptaki zaśpiewają a las napełni się radością. Oraz to, ze pocieszając Animal Heart mówił prawdę.
Nie zwracał uwagi na rozmowę dwóch jednorożców. Podszedł dyskretnie do klaczy, ale nagle zmienił zdanie.
Znalazł najgrubsze drzewo blisko polany i klęknął przed nim. Wyrysował coś patykiem na ziemi, po czym rozpoczął jakąś melodię. Powolną i smutną, ale dźwięczała w niej nadzieja.
-
- Zatem skoro już tu jesteśmy, to może przejdziemy do rzeczy. Jako że ta planeta jest dla nas nieznana i właśnie ją kolonizujemy, postanowiliśmy poznać sąsiadów. A o tobie właśnie słyszeliśmy same nieprzyjemności. - pułkownik Rondel przerwał na chwilę wywód, by nabrać powietrza. - Pragniemy zweryfikować tę opinię i ewentualnie nawiązać stosunki dyplomatyczne oparte na pokojowej koegzystencji.
W tym czasie w kolonii, nazwanej teraz Mirogrodem, szkolono jednostki i składano sprzęt. Pokój pokojem, ale trzeba się zabezpieczyć. Dopóki posłowie nie wrócą komisarz Kupała postanowił trzymać osadę w stałej gotowości.
-
Rewolta.
-
Ban bo ura! Gandzia znowu w wątku!
-
Ban bo nie mam pojęcia o co ci chodzi.
-
Zadrżałem wewnętrznie na samo wspomnienie. "To mnie będzie chyba do śmierci prześladować". Przypomniał mi się widok, jaki zastałem w podmieńczej fortecy. Śniadanie przewróciło mi się w żołądku.
- Cadence! Mam wieści prosto z Changei!
-
Ban bo masz pokazać.
-
Grim zachrapał wyraźnie i przewrócił się na drugi bok. Westchnął kilka razy i przez sen powiedział cicho kilka słów, po czym nieco głośniej. - Nie odchodź.
Spał jednak dalej.
-
Ban, bo mogę się z tobą zgodzić. Deus lo vult.
-
Umrę przez avka na cukrzycę.
-
Jest tak bardzo puchaty.
-
Grim Cognizance zerknął tylko na Atlantisa. Nie rozumiał ani słowa z tego co mówił on i Rebon. Uznał zatem, że najlepiej będzie spakować utensylia i położyć się spać. Zobaczył jak jednorożec i Animal Heart znikają między drzewami. Słońce i tak nie wstanie, ale zmęczenie dawało o sobie znać. Poobserwował jeszcze Rebona, potem zmorzył go sen.
-
(Aha. Dzięki za wyjaśnienie, Nightmare.)
Wkroczyłem do środka, puszczając przed sobą Golden Dusta i klacz Podmieńca. "Obejrzę sobie teraz ten kawał świecącego kryształu od środka. Ciekawe co mógłbym kupić za ten pałac" pomyślałem, przemierzając olśniewające korytarze.
-
Egalitaryzm.
-
Naturalność.
-
Ciemnordzawy kucyk rozejrzał się zdezorientowany. Zdjął z siebie juki.
- Co się stało i komu? Zecora dała mi trochę leków na drogę. - oznajmił rzeczowo, bez śladu emocji w głosie. Pogrzebał chwilę w jukach i ostrożnie wyjął stamtąd kilka fiolek i buteleczek.
-
Ban bo jesteście niereformowalni a powód nielogiczny.
-
(To chyba z pomiędzy kolumn.)
- Audiencja u Cadence. Byłem tu już kilka dni temu.
-
Kobe.
-
Popatrzył się na klacz. Wcale jednak nie wyglądał jakby miał zamiar się roześmiać. Z pozycji leżącej obserwował smoka ciężkim wzrokiem. Po chwili powstał i podszedł do Animal. Delikatnie odciągnął jej kopyta od twarzy.
- Nie ma powodu do wstydu. - stwierdził krótko.
-
Anegdota.
-
Łączące się głosy ogiera i klaczy stanowiły dziwną, aczkolwiek zgraną melodię. Mantra i kołysanka, tworzące jedną spójną całość. Grim Cognizance, wciąż nie zwracając uwagi na otoczenie dalej snuł swój zaśpiew, co jakiś czas zmieniając tonację, wciąż jednak melodia pozostała ponura i raczej monotonna. W pewnym momencie głowa mu opadła i uderzyła w ziemię. Zerwał się.
- Kto tu jest?! - krzyknął. Potoczył po polanie niewidzącymi oczami. Po chwili opamiętał się jednak i położył.
[Zabawa] Wąż słowny
w Gry i zabawy
Napisano
Ahmed.