Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Nie, nie musisz zmieniać. Sprawne przeszukiwanie zwłok i składanie broni podciągnę pod zdolności manualne i spostrzegawczość, to są twoje dwa talenty. A arsenału ci przecież nie wypiszę. Na początku możesz mieć nawet muszkiet, jeśli mi ładnie opiszesz jak wpadł w twe łapska.

  2. Z kartą jest wszystko w porządku, jeśli pisałeś o swojej poprzedniej postaci. Plus z mojej strony dobre wyjaśnienie. Talenty to pewne cechy, jakie masz jako człowiek i które są z tobą przez całe życie. Na przykład łatwiejsze ukrywanie się, czuły słuch, orientacja w terenie, zdolności manualne, dobry wzrok, ale też i śpiewanie, bujna wyobraźnia, kłamstwa i manipulacja. No i proszę pamiętać, że osoba wychowana w tunelu raczej sokolego wzroku czy rozeznania w terenie mieć nie będzie.

  3. Oho. Wyglądało na to, że koniec gadania. Ten krzyk, odgłos tłuczonego szkła... To mógł być wypadek, mógł ktoś menela z progu tulipanem wyprosić, a mogły to być te potwory, co to się w gospodzie tyle o nich nasłuchali. Opowieści pary łowców działały na wyobraźnię, nie ma dwóch zdań, Borys już widział siebie stojącego naprzeciw jakiegoś smoczyska czy innego utopca. Ta wizja była tak szczegółowa, że przez chwilkę nawet czuł zapach gówna jakie zapewne znalazłoby się w jego gaciach. Ale po tej chwilce pokręcił głową, strzelił karkiem i zatarł łapska. Trza sprawdzić co to takiego było. Mężczyzna był bliski splunięcia sobie na szczęście, ale w ostatniej chwili się wstrzymał. Przy duchownym, no jak to tak?

     

    Szybko podjął decyzję, gdzie iść. Niby miał procę, więc powinien iść z tyłu, ale wszyscy się tam pchali jak durni, więc zmienił zdanie i ustawił się jako drugi bądź trzeci.

  4. - Nie ma kłopotu, może być i fałszywy, znając życie potem i tak wszystko się rozkręci - rzekł kucyk, a potem wyprężył się jak struna, zasalutował energicznie i odwrócił się. Narada, choć obfitowała w różne zwroty akcji i ciekawostki była dla niego, a zapewne dla wszystkich innych też, poczynając od Rebona a kończąc na jeńcu, skończona. Teraz pozostawało tylko wprowadzić w życie ustalenia Shadow, ów plan stworzony z dwóch pomniejszych. Grim wierzył w skuteczność tego przedsięwzięcia, starając się skupić myślenie na tym, że się uda. Co nie znaczyło, że zupełnie przestał się martwić. Po prostu nie zajmował się możliwą porażką tak, by pochłaniała cały jego umysł, zamknął te myśli w małym zakątku mózgu, by wypuścić je kiedy tylko zajdzie potrzeba. Pożegnał Rebona trochę bardziej niedbałym salutem, resztę oszczędnym skinieniem i poooszedł.

     

    Po dotarciu do swoich  żołnierzy ogier nie marnował ani chwilki. Niemal od razu przywołał do siebie kilka losowych kucyków, zwołując coś na kształt mniejszej narady, dla adiutantów. Oczywiście uprzedził, żeby przekazywali informacje łańcuchowo, by nawet najdalszy kucyk wiedział, co się szykuje i co w danym momencie ma robić. Objaśnił dokładnie, w razie potrzeby powtarzając raz czy dwa, cały pomysł. Powiedział też, że w pierwszej kolejności potrzebuje trzystu dzielnych wojaków do pozorowania ataków na wyznaczone punkty. Mają starać się nie nawiązywać walki, może poza drobnymi potyczkami, tylko skupiać na sobie uwagę, by Podmieńce cały czas były w gotowości. Mają być zuchwali, rzekł, ale żeby z tą zuchwałością nie przesadzali. Tym trzystu będzie przewodził dowódca mianowany, do którego mają się zwracać ze wszystkim i który to odpowiada przed samym Grimem. A co będzie robił pułkownik? On wraz z resztą oddziałów ulicznych będzie czekał na sygnał. Gdy wszystko będzie gotowe, ruszą szturmem na trzeci punkt, zupełnie nieruszany, co zaskoczy Podmieńce. Ogier objaśnił, że zamierza dowodzić tą właśnie częścią swoich sił.

     

    Na koniec poruszył jeszcze sprawę jeńców. Nie wymagało to wielu wyjaśnień, ani za dużo gadania. Ot, dość krótka mowa na zachętę.

    - Przyjaciele! Dzielnie sobie poczynaliście tam na górze, czy ze mną, czy gdy ja leżałem tu ranny. Jestem z was niesamowicie dumny. Jest jeszcze jedna sprawa. Tam, w mieście, wzięto jeńców, z którymi nie ma co zrobić. Nie ma ich kto pilnować, nikt z was na pewno nie da im swojej miłości do jedzenia. Trzeba się ich pozbyć. Wybiła godzina! Pomścijcie swoich krewnych, przyjaciół i kolegów z oddziału! Zabijcie wszystkich poza oficerami! I jak wrócimy na górę, nie bierzcie żadnych jeńców!

  5. Chciałbym pisać, ale mam uprzedzenie, że wszyscy piszą lepiej ode mnie, więc się nie opłaca. Droga lożo szyderców i droga reszto, proszę o radę.

    Mam to samo. Możesz zdusić w sobie pragnienie pisania czymś innym. Sesjami rpg, narzekaniem, wódką, sarkazmem, jakimś innym hobby związanym z wyobraźnią. Nie zawsze działa, ale przynajmniej masz świadomość, że coś robisz, nie?

    • +1 1
  6. Borys nie zabierał od razu głosu. Nie potrzebował żadnej gadki do szczęścia, wszystko miał czarno na białym. Chociaż dostarczono mu to tak, jakby chciano go zupełnie od tej przygody odstraszyć, a nie zachęcić do pomagania. Wsadził łapska do kieszeni i wysunął do przodu dolną szczękę. Co jak co, nie był mistrzem bijatyk, a tym bardziej z bestiami nie miał do czynienia tyle, co dwójka opowiadaczy, o ile im wierzyć, jednak coś w sobie takiego poczuł, że się nie cofnie. Na razie przynajmniej. A co takiego poczuł Boria, miejski rozrabiaka? A to bardzo proste - chęć pokazania tym kolesiom, co to do wąpierzy czy innych jakichś potworów skakali, że wcale nie musi być od nich gorszy. Ba, jak przeżyje, to może i będzie lepszy, kto to wie?

     

    Właśnie, jak przeżyje. Zastanowił się, charknął, podrapał po łbie. No, jest ten kłopot, że można nie wyżyć z tej przygody. Tak mówią. Ale ten, właściwie to w jego dotychczasowych robótkach też można było co najmniej dostać w zęby, często ktoś komuś kosę pod żebro wsadzał, więc może różnicy nie będzie. Trochę śmiać mu się chciało, kiedy słyszał tego starego z obluzowaną szczęką czy młodego, co walką o wolność się zasłaniał. Wolność? Jaka zaś wolność? Trochę ścierwa dokuczliwego, a złego jak sam diabeł posprzątać, może sprzedać zewłok jakimś niewyżytym neopoganom, to i profit będzie. Jedynie przy słowach człowieka z pastorałem nie chciało mu się parsknąć śmiechem. Czemu? Bo to pewnie jurodiwy jaki, albo egzorcysta, albo święty starzec. Przed takim to tylko czapkę z głowy zdjąć i dobrze baczyć, czy nie zajrzy ci w duszę. Jakby na potwierdzenie tych przemyśleń mężczyzna zdjął kaszkiet i przeżegnał się trzykrotnie.

    - Pożyjemy, zobaczymy.

  7. - Tajes, osobiście - powiedział swym mocnym, choć ochrypłym głosem pułkownik, salutując zamaszyście. Taka już jego maniera. Jego respekt do dowódczyni, wcześniej instynktowny, nabierał powolutku szerszych podstaw. Że też jakimś sposobem nie złożyła się całkiem od tych paskudnych, śmierdzących urokami na całe kilometry ran. Na, mało tego, miała siłę i chęci, by przesłuchać tego podłego zdrajcę, co pewno wiązało się z nielichym wysiłkiem umysłowym. Grim z zadowoleniem, a może i lekkim triumfem, obserwował rozwój sytuacji więźnia. Ten golem zbudowany przez Atlantisa naprawdę się przydawał, nie pozwalał obmierzłemu Maskedowi na jakieś jego pokrętne manewry. I dobrze. Tak być powinno. Dobra, koniec bujania w obłokach, trzeba się skupić. Starał się możliwie uważnie słuchać każdej dalszej wypowiedzi żółtego jednorożca lub Sandstorm. Ach, właśnie, Sandstorm. Dla niego ta klacz pozostawała w gruncie rzeczy anonimowa, nie zamienił z nią zbyt wiele słów, ale chyyyyba, chyba rozmawiała czasem z Animal, no i przybyła tu z nimi. Do teraz nie kojarzył do końca, w jaki sposób to zaszło. Mimo tej anonimowości budowała w ogierze przekonanie o swojej przydatności poprzez te naprawdę dobre pomysły, jakimi sypnęła.

     

    Rdzawy kuc nie przerywał w żaden sposób Yellowowi, objaśniającemu zebranym zasady działania tej całej energii. Nie musiał nawet, tak w sumie, pani Shadow zrobiła to w pewnym momencie za niego. Kiedy absolutnie wszyscy już skończyli, wyłapał i odwzajemnił spojrzenie jednorożki. Unkh. Zapytała go o jego przybraną córkę, Animal, z którą nie widział się od wybuchu walk. Obiecał ją chronić zawsze i wszędzie, a zniknęła mu z oczu w tym chaosie. Minęła chwila nim ogier przełknął ślinę i zamrugał kilkukrotnie.

    - N... Nie. Niestety nie widziałem nigdzie Animal Heart. Miała opiekować się rannymi, ale nie trafiłem na nią - rzekł smutno, spuszczając nos na kwintę. Czuł się winny, że w ferworze bitewnym zdał się zapomnieć o kimś dla niego ważnym. Musiał się skupić, co miał innego do wyboru?! Na pewno Animal w końcu się znajdzie!

     

    Po krótkiej chwili podniósł głowę, przygasły płomień w jego oczach rozgorzał na nowo. Co to pani Shadow mówiła o traktowaniu jeńców? Że z honorem? Może i z honorem, lecz jest pewna rzecz, którą trzeba jeszcze poruszyć, i to niezwłocznie. Rebeliant odchrząknął i spojrzał na ranną dowódczynię.

    - Nie bez powodu mówiłem, że jeńców wojennych należy się pozbyć, jak tylko wybierzemy tych ważniejszych do przesłuchań, pani Shadow. Pomyśl tylko. Jesteśmy w boju, nie mamy gdzie ich trzymać, nie mamy gdzie ich przenieść, pilnowanie ich osłabia nasze siły, a o karmieniu nawet nie będę wspominał. Nie możemy sobie pozwolić na przetrzymywanie pojmanych. Dlatego optuję za tym, by problem rozwiązać pen... pern... permanentnie. Wszystkich wziętych w niewolę należy zabić, najlepiej ściąć lub coś takiego, by nie marnować ładunków. Nie dyktuje tego tylko zemsta, ale też zdrowy rozsądek. Jestem jeszcze potrzebny, czy mogę iść do swoich?

     

    Na koniec trafił do niego jeszcze głos żółtego maga. Wypowiedź wyraźnie poruszyła Grima, bo ten aż zastrzygł uszami, a przy szeptanej cicho odpowiedzi szurnął mocno kopytem o ziemię.

    • +1 1
  8. - A to co znowu? - powiedział, kiedy z sufitu zlazło kolejne dwunożne stworzenie. Tym razem jednak pamiętał dość dobrze, że to była ta klacz, którą zamknęli wcześniej w wariatkowie, więc zreflektował się szybko i otrząsnął z lekkiego szoku. No dobrze, on się na magii nie zna, więc pod tym względem nie będzie wchodził w drogę kreaturze o głosie Maskeda. Za to dwie rzeczy wymagają jego atencji. Słowa Sandstorm, takiej tam jednej co ją po drodze zgarnęli, o ile dobrze pamiętał, i sprawa jeńca. Najsampierw to pierwsze.

    - Czemu by nie połączyć obu naszych pomysłów w jedno? Nie jestem mistrzem planowania i nigdy się na takiego nie pisałem, ale za to mogę wykoncypować, że z obu tych pomysłów da się coś wyciągnąć. Na przykład moje siły przeprowadzałyby dywersję według twojego zamiaru, a Green ze swoimi kucami przekradałby się kanałami, dzięki czemu atakowałby wraże oddziały trochę z zaskoczenia. Aha, Magic, mój drogi kolego, tam nie ma żadnych gazów, bo kanały są zawsze z jednej strony otwarte, mają swoje ujście. I jest tam, przynajmniej w głównych korytarzach ta, no, jak to się... cyrkulacyja, o. Znajomy ze Stalliongradu był kanalarzem, wiem co mówię.

     

    I teraz przyszedł czas na drugą sprawę. Masked był magikiem i raczej tajemniczą osobą. Od czasów pamiętnej, a nieprzyjemnej rozmowy z nim Grim nie zamieniał z dawnym jednorożcem zbyt wielu słów. Poza tym wiedział aż za dobrze, że tamten posługiwał się czarną magią. Wszystko jedno w jakim celu, nie można było mu zaufać, a tym bardziej powierzyć jeńca.

    - Jestem raczej za tym, by tego ło - pokazał kopytem o kogo chodzi - przesłuchał ktoś z bezpośrednich podkomendnych pani Shadow, nie żeby tylko obstawa była, albo żeby przynajmniej kilku z naszych przy tym przesłuchaniu się znalazło. Dzięki temu kilka osób potwierdzi zeznania i będą troszkę wiarygodniejsze. Plus trzeba pilnować ich obu. Prawda?

  9. Kto by pomyślał. W jednej chwili Grim pomagał swoim kucykom szturmować dworzec, starając się jednocześnie walczyć i dowodzić, w drugiej, przeszyty kulą, musiał zostać zniesiony z pola bitwy. Zostawił swoich sam na sam z wrogiem, nie ze swojej winy co prawda, ale nie mógł już zmienić tego, że nie czuł się z tym za dobrze. Przegapił, oczywiście, większą część walk, zamiast tego dochodząc do siebie w szpitalu polowym. Żałował tego niezmiernie, lecz cóż poradzić, okoliczność losowa. W ciągu całego czasu, jaki leżał w betach z przestrzeloną klatką piersiową, nie udało mu się zobaczyć Animal Heart. Może była w innym skrzydle, pomagając innym nieszczęsnym kucom potrzebującym opatrunków? Prawdopodobnie. Widocznie nie miała czasu przyjść, by się z nim zobaczyć. Co poradzić. Wojna.

     

    Nie minęło bardzo wiele czasu, nim poczuł się na tyle dobrze, by opuścić skrzydło szpitalne. Znaczy, ten, dobrze to za dużo powiedziane, rana dalej boleśnie przypominała o sobie, pulsując niemiłosiernie. Do tego po całej akcji czuł lekki dyskomfort w płucach i nogach, spowodowany zapewne tym, że długo działał pod wpływem impulsu, błyskawicznie. Leki załagodziły ból oraz pozwoliły ogierowi swobodnie chodzić, lecz nie wiedział, czy będzie mógł dalej walczyć w pierwszej linii. Trzeba to będzie przy okazji sprawdzić. Na razie jednak człapał ku wejściu do głównej jaskini, gdyż dostał informację, że jest tam oczekiwany.

     

    Stanął u wylotu korytarza, wyprostowawszy się dumnie. Mógł cierpieć od ran, ale nie był jedyny. Wielu innych, w tym jego niezwykle dzielnych podkomendnych, postradało sprawność, a nawet życia. Nie promieniał pychą, o nie. To była czysta, nieskażona duma wynikająca z tego, jak bardzo radował się z tego, że powierzono mu komendę nad tą odważną hałastrą. Doleciały go szepty zgromadzonych. I wtedy, chociaż niemal wszystkie z tych informacji było wyssanymi z palca pierdołami, na jego pokrytej kurzem, prochem i potem twarzy wykwitł niewielki uśmieszek. Taaak, nikomu się nie przyzna, tym bardziej, że podobno miał dokonać czegoś przy pomocy plugawej magii, ale tak wewnętrznie poczuł się mile połechtany ploteczkami. Tylko by nie spocząć na laurach! upomniał się w duchu. Zabawa wciąż trwała.

     

    Wtedy też poczuł na sobie cudzy wzrok, i zaraz posłał ostre spojrzenie w tamtą stronę. Upsss... wzrok rdzawego kuca niemal natychmiast stracił tę ostrość, zastąpioną ostrożną rezerwą. Shadow. Zdecydowanie ona, jednak tym razem nie wpijała się oczami, jakby mogła prześwidrować jego prostą duszyczkę, zamiast tego jakby starała się go... pokrzepić? Chyba tak można było to nazwać. Huh, to zdumiewająco miło z jej strony. Na skinienie podszedł szparko, wiedząc, że sprzeciwianie się dowódcom w czasie wojny źle się kończy, i zasalutował zamaszyście, stalliongradzką manierą. Wysłuchał z najwyższą uwagą jej wyjaśnień, ponownie się dziwiąc. Co jak co, ale tego się nie spodziewał, żeby sama dowódczyni tutejszej rewolty ładnie mu wszystko wyjaśniała, prostemu pułkownikowi. Spojrzał na uwięzionego podmieńca. Więc to tak. Mieli w swoich szeregach agenta. Nie mógł powiedzieć, że się tego spodziewał, i był rozsierdzony tym faktem. Skrzywił się.

     

    Skrzywił się jeszcze raz, do tego zauważalnie się wzdrygnął oraz uskoczył, kiedy tak zupełnie nagle pojawił się obok niego Yellow. Zdusił w sobie chęć opieprzenia zuchwalca, wiedząc, że w czasie bitwy kłótnie to średni pomysł. Niegdysiejszy rolnik prychnął więc tylko, po czym ponownie wsłuchał się w to, co miała mu do przekazania Shadow. Pochylił na moment głowę, by uczcić pamięć poległych wojaków, posłanych na tamten świat przez obmierzłego okupanta, przy okazji mimochodem zastanawiając się, jak rebeliantom udało się policzyć poubijane Podmieńce, ale nie własne trupy. Huh. Widocznie panował chaos, to nie wróżyło najlepiej. Choć i tak wygrywamy, pomyślał Grim, i do tego Green żyje i wojuje dalej. Świetnie. Więc miał nad czym myśleć, byle szybko, bo, cytując "wróg nie będzie czekał". Nie było czasu na żal.

     

    Zanim zdołał zabrać głos, odezwało się... coś. Coś. Wyglądające z postury jak Rebon, tylko jakby takie bardziej... rozwalone. Jak zewłok, albo ktoś straszliwie ranny. Mówiło znajomym głosem. Głosem pewnego białego i zawsze zamaskowanego rogacza. To i jeszcze fakt, że wszyscy zdawali się nie przejmować kolejną niepokojącą kreaturą wstrzymało ostrze Grima przed bystrym wyskoczeniem z pochwy. Poniekąd przy okazji przypatrywania się stworzeniu zmierzył też od góry do dołu Magictecha. O dziwo, bez jakiejś szczególnej niechęci. Miał na głowie ważniejsze sprawy niż swoje osobiste animozje.

    - Witajcie wszyscy - powiedział donośnie, dusząc w sobie chęć do rozkaszlenia się na dzień dobry. - Nie powiem, że miło mi was wszystkich widzieć, bo nie jest tak, ale w sumie nieźle, że nikt nie zginął. Zwłaszcza ty, Rebonie. Dobrze że jesteś. Zaczynamy od początku. Pani Shadow, Podmieniec musi zostać przesłuchany, ale to na pewno wiecie, boście mądrzy. Tylko co dalej? Ja bym jego, i wszystkich robakowych jeńców, na miejscu wziął i rozwalił. Nie dość, że okupanci, to jeszcze nie mamy co z nimi zrobić, kłopot tylko będzie. A tak? Ani żywić, ani pilnować, tylko zakopać. Co do planu, mam taki koncept. Kanały. Przekradanie się kanałami. Chciałem to wprowadzić wcześniej, jeszcze na górze, ale tak wyszło, że nie mogłem. W każdym razie moje oddziały miałyby albo odwracać uwagę, kiedy Green by się zakradał na tyły wroga, albo ja bym się ze swoimi przedzierał, a on odwracałby uwagę. Osobiście uważam, że pierwsza możliwość jest lepsza. Bo doświadczeni wojacy więcej burdelu na tyłach porobią. Proch podzielić między żołnierzy umiejących strzelać. Yellow mówił, że mamy energię jakąś tam do robienia eksplozji. Nie jest to coś, co zrobiłbym, jakby tylko ode mnie sprawa zależała... ale uważam, że powinniśmy wysadzić tym mur w jednym miejscu i największe gniazda oporu w dzielnicy arystokracji. Kuce, możecie mnie poprawiać, bo planuję na szybko.

     

    [Taki drobny fakcik. Tak się pechowo złożyło, że Grim nie widział przemienionego Maskeda, nie miał okazji. Teraz patrzy na niego pierwszy raz]

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...