Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Imię i nazwisko: Vartheus Xon.

     

    Rasa: Człowiek.

     

    Wygląd: 25 lat. Metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, średniej postury, z lekko zarysowanymi, lecz dość wytrzymałymi mięśniami. Czupryny nie posiada, za to ma czarną, krótką bródkę. Przez jego łysą głowę ciągnie się stara, sierpowata blizna [od potylicy do lewej skroni]. Ma szare, wypłowiałe oczy, rzymski nos, wąskie usta, pociągła twarz. Ubiera się albo w stylowy, szary garnitur, albo w luźne spodnie, koszulę oraz kirys od mandaloriańskiego pancerza. Niezależnie od stroju zawsze ma na nogach wysokie do 3/4 łydki buty. Na wyposażeniu ma, oprócz kirysu, nie do końca legalnie zdobyty blasterowy pistolet DC-15s oraz wyrzutnia zatrutych strzałek na nadgarstku. Do walki wręcz służy mu lekkie, niewielkie ostrze z mandaloriańskiej stali, ukryte w cholewie lewego buta.

     

    Profesja: Były żołnierz, obecnie przemytnik/handlarz informacji.

     

    Umiejętności: Dobra kondycja, duże zdolności manualne, sprawny w walce na pięści i/lub krótką broń do walki wręcz, naprawa prostych mechanizmów przy pomocy improwizowanych narzędzi, doświadczenie wojskowe [broń lekka i średnia], orientacja w terenie, zastraszanie [zależy od postaci, na której stosuje umiejętność], survival, wysoka odporność umysłowa.

     

    Krótka historia: Urodzony i wychowany na księżycu Onderonu, Dxun, radzić musiał sobie z trudnymi warunkami życia w niewielkiej społeczności wśród lasów. Surowi rodzice, nieświadomie podążający niektórymi tradycjami Mandalorian starali się, by wyrósł na człowieka dbającego o rodzinę i własny honor [ z tym ostatnim ostatecznie im nieco nie wyszło, Vartheus od honoru woli jednak pieniądze]. Gdy osiągnął wiek męski starał się pracować na siebie, imając się różnych zajęć, w tym nawet i wypraw do innych systemów na zasadzie "przekaż komuś coś i spływaj, byle cię nikt nie widział". Udało mu się dostać do Armii Imperium, gdzie dopracował się na krótko stanowiska w siłach specjalnych, pomagając w eliminowaniu wrogów reżymu Palpatine'a. Gdy ten został zamordowany skorzystał z chaosu, jaki zapanował na jakiś czas, by usunąć się w cień. Nie zerwał jednak wszystkich kontaktów z dawnymi towarzyszami broni. Został przemytnikiem towarów "wysokiej wartości rynkowej" oraz co ciekawszych informacji, które jego wtyki mogły zdobyć. I tak sobie teraz żyje, przeszukując galaktykę w poszukiwaniu cennych znalezisk i ciekawostek.

  2. Grim przygotowywał się już do szturmu. Wreszcie miał szansę dać z siebie wyszystko, co mógł, by pomóc w wyzwalaniu Equestrii, a przez to, co interesowało go nieco bardziej, własnej wsi z okowów okupacji. Ale daleko do tego było. Wzniósł kopyto, by dać sygnał dobranym przez Stalowego Alchemika towarzyszom. Wtedy, w sumie w ssam czas, przybiegł goniec z wiadomościami. Pułkownik wysłuchał go uważnie, opuszczając kończynę i namyślając się. Jednocześnie w miarę mozliwości starał się wciąż ogarnąć wzrokiem sytuację, by nie spotkała go jakaś smutna niespodzianka. Na wszelki wypadek kazał komuś obserwować komendę i dworzec. Potem skupił się na odpowiedzi.

    - Hm. To robimy tak, słuchaj uważnie i przekazuj od razu, jak spotkasz nasze oddziały. Jak będziesz biegł, to pod dachami i w bramach, zeby uniknąć wrogich patroli. Niech rannych też prowadzą nie po otwartym terenie, ale bokami. Eskorta ma strzelać tak, by trafić, nie, by straszyć. Można podpuszczać blisko, ale poranionych zawsze ukryć! Od teraz oddziały łączą się w trzy grupy. Od dworca i komendy, tutaj będę ja, od bramy, mają pomóc Sparkowi, i od docięcia wrogów. Otoczonych żołnierzy tyranki pozabijać, broń i pancerze zdatne do użytku zabrać i rozdać ochotnikom spośród mieszkańców. Wyrżnijcie wszystkie robale na swojej drodze. Choćby błagały pardonu. Co do dworca. Wejść do środka możliwie sprawnie, jakimiś dziurami w płocie, czy coś, byle nie głównym wejściem. Nie dopuścić do odpalenia pociągów, rozdania sprzętu czy cokolwiek tam mają, ostrzelać przy najmniejszym ruchu. Wtedy wejdzie Spark i załatwi sprawę. Ci, co idą pod bramę mają tylko wystrzelać wypady idące na pomoc otoczonym. Zasadzajcie się na nich po kryjomu i strzelajcie salwami. To tyle, biegnij! - wyrzekł głośno, powoli i spokojnie, choć chciał mówić tak prędko, jak to było możliwe. Upewnił się, że goniec wszystko zrozumie, potem znowu podniósł kopyto.

     

    Już miał dać sygnał do ataku na komendę, kiedy przeszkodzono mu po raz kolejny. Skrzywił się, póki był tyłem do mówiącego, znał bowiem ten głos. Nie wiązał z nim pozytywnych wspomnień. Uspokoił twarz, by nie wyglądać na przesadnie rozczarowanego tym, że MT jeszcze żyje i dopiero wtedy się odwrócił. Hm, nawet zgadł, stał tam nie kto inny a sam pan "Grim-ty-gnido". Ciemnordzawy ogier odetchnął głęboko, wypuścił powietrze nosem.

    - Cokolwiek znaczy to, co powiedziałeś, przydasz się. Choć nie wiem jeszcze jak. Pójdziesz przodem, jak wywalimy drzwi i pokażesz, coś wart. Ja wchodzę razem z tobą, nie zostawię cię, nie jestem aż tak zły.

     

    Potem wreszcie udało mu się dać sygnał i przystąpić do szturmu. Biegł szybko, ze stresu dostał lekkiej zadyszki, pochylił głowę i przymknął oczy. Może bełty nie bolą... może umiera się lekko, szybko... Uderzył ciałem o mur komendy. Uch, dobiegł, udało mu się. Otworzył szerzej oczy i rozejrzał się. Inni też dobiegli. Potem potoczyło się szybko. Kilka Podmieńców zebrało po łbach, bo wystawiły poza okna. Drzwi były oczywiście zamknięte.

    - Wywalić, a potem ujść na boki! Ja i ten tu jednoróg z czymś na plecach idziemy przodem, reszta szybko za nami!

×
×
  • Utwórz nowe...