-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Wszystko napisane przez Po prostu Tomek
-
Thorvald zachowując milczenie podążał za resztą, gotując się wewnętrznie do pierwszego zadania, do likwidacji zagrożenia, jakie czyhało na mieszkańców tego... nie wiedział, jak to nazwać. Nagle miejsce skojarzyło mu się z ropiejącym wrzodem, otaczającym srebrny kolczyk. Taak, to będzie dobre określenie. Lecz nie było ważne, czy lubił miasto, w którym przebywał. No i za darmo w noc nie szedł. Z tymi myślami przypatrywał się jakże odmiennemu teraz, po zapadnięciu zmroku, otoczeniu. Sama katedra, mimo swego przepychu, przestała przypominać świątynię, teraz sprawiając wrażenie grobowca. Skaczące po ścianach cienie, chór ponurych, przytłumionych głosów niosący się gdzieś z dali. Niepokojący szept wiatru, nie wiadomo jakim sposobem zabłąkanego wśród kamiennych, zimnych ścian. Yr był niedobrym bogiem. Żadne miłosierne i pomocne bóstwo nie mieszka w krypcie. Mężczyzna, wciąż w ciszy, jakby przyduszony atmosferą miejsca, z ulgą wyszedł na zewnątrz, w mroki nocy. Po złowieszej katedrze wydawały mu się przytulne, choć wymarłe. Pozbawione przechodniów i gwaru ulice przypominały nieco alejki koszar. Ład. W tym mieście panował teraz niezaprzeczalnie jakiś swoisty, twardy ład, wrażenie utwierdzali maszerujący w rontach strażnicy. Tak z pewnością wyglądałoby to miasto podczas wielkiej epidemii, marynarz-Łowca był tego pewien. Gwizd kobiety przeszył powietrze jak strzała. Czy tylko wydawało się, że w oczach Thorvalda na moment rozbłysła nagana? - Słusznie - powiedział cicho. W międzyczasie postanowił przeczytać list z rozkazami. A nuż będą tam jakieś informacje, pozwalające zawężyć krąg poszukiwań? Bowiem dzielnica była z pewnością dość spora.
-
Neftahar Po wejściu do pomieszczenia nieco się rozluźnił, kiedy zobaczył swojego towarzysza, leżącego na czymś, co w zamierzchłej przeszłości prawdopodobnie było tarasem. Szybko przeczesał wzrokiem otoczenie, dostrzegając stare stoliki i jakieś resztki. Nic więcej. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zanim jednak zdążył pogrążyć się w transie poznawczym, Vrem podniósł się i wbiegł prędko do osłoniętego pokoju, jakby goniło go stado szakali. Rzucił się na zniszczone meble, tarasując przejście. Alghaar postanowił pomóc mu w budowaniu barykady.
-
Neftahar Sam wyciągnął sztylet i, zachowując najwyższą ostrożność, wkroczył wraz z Clockworkiem do pomieszczenia, z uwagą rozglądając się.
-
Długi, wielobarwny szalik otulający lodówkę.
-
Dziękuję.
-
Edge, czy ty jesteś na dachu sklepu, to pierwsze pytanie, i drugie, czy jego drzwi są teraz zablokowane. jeżeli tak, to wyedytuję posta.
-
Neftahar Pochłonięty obserwacją i badaniem mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy oddalił się od grupy na dość sporą odległość. Na razie bezskutecznie poszkiwał czegoś cenniejszego od szmelcu i otaczajacego go piachu. Targała nim chęć odnalezienia czegoś przydatnego, ale jeszcze bardziej poznania tego miejsca, zrozumienia go. Przepatrywał resztki pojazdów, spoglądał na stare budynki. I wtedy z rytmu wybiło go coś niepokojącego. Monotonny dźwięk, dźwięk ostrzenia noża, tak nagły w tym miejscu, pogrążonym dotąd w aksamitnej ciszy. Alghaar oderwał się od wykonywanych czynności, po czym powoli, rozglądając się z niepokojem. Po krótkim zastanowieniu zdecydował się jednak na dołącznie do reszty drużyny. Przy włazie nie było jednak nikogo. Jednakowoż w pewnej odległości od niego człowiek dostrzegł budynek, przy którym znajdował się sitar Tux z lancą w ręku. Podbiegł tam prędko, przedzierając się przez wyścielający wszystko piasek. Wzniósł ręce w przepraszającym geście, po czym wszedł do dawnego sklepu, niemal od razu z ciekawością kierując się ku otwartym drzwiom po lewej. Za nimi znajdowały się schody, a na nich sitar Clockwork. Mężczyzna postanowił pomóc golemowi w jego działaniach.
-
Neftahar Znalezisko Pana Clockworka okazało się działającym, inteligentnym golemem. Można się było tego spodziewać. Mężczyzna wstrzymał rozbuchaną ciekawość, wyszedł jednak zza ochrony Eomeera, by począć rozglądać się z zainteresowaniem i skrupulatnie badać najbliższą okolicę, pochylając się nad każdym niecodziennym znaleziskiem. Jednocześnie co jakiś czas ustawał w badaniach, by przeczesać wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu zagrożenia. Nie włożył sztyletu do pochwy, zachowywał najwyższą ostrożność. W milczeniu wsłuchiwał się w każdy dźwięk, czy to od członków drużyny, czy ewentualnie spośród opuszczonych zabudowań.
-
Neftahar Mężczyzna stał w napięciu, obserwując, jak wrota rozwarły się z łoskotem. W tak zwanym międzyczasie jego wierny moduł podleciał do odsłoniętej protezy i zmienił kształt, by gładko wsunąć się w jej zakamarki. Szybkim, nawet nieco gwałtownym ruchem Alghaar naciągnął rękawicę i skrył dłoń w płaszczu. Wyjął już sztylet, by być gotowym na wypadek nieprzewidzianych trudności. Znowu nieco się przemieścił, podchodząc ostrożnie odrobinę bliżej. Wreszcie ciekawość przeważyła, podszedł do dziury za włazem i zajrzał do wnętrza odkrytego pomieszczenia. Pierwsze co dostrzegł, to robot, którym zajmował się właśnie Clockwork. Wedle wszelkich poszlak robot był niegdyś przyjacielem metalowego dżentelmena, co kazało sądzić. Że prawdopodobnie nie stanowi zagrożenia. Pozory jednak mogą mylić. Dalszym widokliem było podziemne miasto. Neftahar spodziewał się korytarza, kolejnego pomieszczenia, hali, sieci rur stanowiących jakieś przejście, ale nie podziemnego miasta, skrytego przed wzrokiem istot z powierzchni. Wszystko wyglądało na bardzo stare, miejsce tonęło wręcz w piasku. W ciszy, jaka tutaj zalegała, kroki Tika rozległy się donośnie. Słyszał nawet ruch zębatek w swojej protezie. Oczy ponownie błyszczały, teraz wręcz chorobliwie. Skoro już tutaj zaczynają się dziwy, to co czeka dalej? Nie przekroczył osłony, zapewnionej przez Eomeera. Napatrzył się i cofnął lekko, by zrobić miejsce innym.
-
W głównej jaskini. Jest tam cała masa kucyków. Myślę, że nie przegapicie.
-
Neftahar Niestety, krótkie studia mężczyzny niewiele dały. Tyle, co było widać. Clockwork zajął się rozmontowaniem panelu, więc Alghaar oderwał ostrożnie mechaniczną dłoń, po czym odsunął się nieco, by nie przeszkadzać. Wtedy stały się dwie rzeczy. Pierwsza, w pokoju zapanował straszliwy hałas, który zaniepokoił właściciela protezy. Natychmiast odwrócił się, wyciągając sztylet, następnie zmieniając pozycję by nie stać na wprost włazu. Także słuchał, mając nadzieję się czegoś dosłyszeć. Nie próbował przywołać do siebie modułu. Ufał mu.
-
Neftahar Gdy wymieniono jego imię, skłonił lekko głowę. Poza tym nie zajmował się niczym szczególnym, dopóki nie skonstatował na podstawie niesamowicie widocznych poszlak, iż golem, Pan Clockwork, znalazł coś interesującego. Wtedy spojrzał jeszcze na właz, jakby upewniając się, że jest zamknięty na głucho, i zbliżył się do dwójki badającej urządzenie. Wydawał się kompletnie ignorować pytnie Vrema, co prawdopodobnie znaczyło, że gotów nie jest. Zdjął rekawicę. Oczom ludzi, i nie tylko, ukazała się skomplikowana konstrukcja przypominająca metalową, oplecioną siecią cieniutkich przewodów dłonią o ostro zakończonych palcach. Mężczyzna położył ją na tablicy rozdzielczej. Kilka metalowych płytek w dłoni przemieściło się, poruszyły się zębatki. Starał się zrozumiec mechanikę działania urządzenia poprzez krótki kontakt. Jego wierny moduł ukazał się dopiero teraz, opuszczając protezę, w której zawsze był skryty i przybierając formę sześcianu. We dwóch badali tablicę, by dowiedzieć się o niej wszystkiego, czego tylko mogli.
-
Neftahar Mężczyzna wpatrywał się przez krótką chwilę w mrok skrywający przejście w dół. Gdzieś tam, w dole, połyskiwało to samo błękitne światło, jakie towarzyszyło mu w pierwszym z pomieszczeń. Drabina nie wydawała się mocna, ale skoro zeszło już kilku ludzi, i to niekoniecznie lekkich, to i jemu nie sprawi to problemów. Poprawił nieco położenie pochwy sztyletu. Zamiast być skryta pośród fałd długiego płaszcza, znalazła się na lewym boku. Sprawnie zeszedł na dół, nie zatrzymując się po drodze, a kiedy już się tam znalazł, rozejrzał się, jak zawsze w nowym miejscu. Nie wyglądało niepokojąco. Ot, pomieszczenie z włazem. Należało jednak pamiętać, że pozory mylą. O Chromantis krążyło wiele opowieści, tylko, że żadna jakoś nie kończyła się dobrze. Położył rękę na sztylecie i zbliżył się do włazu, by go obejrzeć, nie wiedział, że już ktoś to zrobił. Po tym zajął pozycję nieco z boku, by nie być na wprost przejścia. Czekał. Nagle przypomniał sobie o czymś dość ważnym. Zapomniał parasola.
-
Naddniestrzańska Republika Mołdawska.
-
Kucyk orła nie pokona! [NZ][TCB][Comedy][Violence][Collab][Random]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
A, oddam głos publicznie, żeby się liczyło. Opcja g. Dolas powinien zostać Dolasem. -
O. Nie pamiętałem o tym.
-
Neftahar Zjazd tą windą, osiągnięciem cywilizacji, był już przygodą samą w sobie. Mężczyzna wsłuchiwał się w parę i buczenie. Łoskot dźwigu lekko go deprymował i psuł bieg myśli, lecz skupienie się na innych rzeczach, jak czekająca przygoda, przywróciło mu na moment utracony spokój ducha. Nie bał się ciemności, któa stanowiła tylko pewną niewiadomą, pełną potencjalnych odkryć. Nie czuł upływu czasu, pogrążony w swoim własnym umyśle. Gdy ich chwilowe więzienie zatrzymało się wreszcie, spokojnie wyszedł, rozgladając się z wiecznie towarzyszącym mu zainteresowaniem. Lampy, dające zimne, odpychające światło ukazały prosty tunel, zakończony włazem. Postąpił krok. Wypowiedziane zgrzytliwym, zdartym głosem słowa skłoniły Neftahara do zainteresowania się czymś przypominającym gnijącą, rozpadającą się ze starości kupę płóciennych śmieci. Podkute buty zastukały, kiedy okutany w płaszcz mąż zbliżył się do staruszka. Pochylił się nad nim lekko, wyciągnął w jego stronę lewą dłoń i wykonał ruch, jakby zamierzał zdjąć rękawiczkę. Powstrzymały go słowa towarzyszy, którzy bardzo chcieli ujrzeć, co kryło się za włazem. Skinął głową, by potwierdzić gotowość, oszczędnym ruchem wyjął sztylet. Podszedł nieco bliżej reszty drużyny, by zejść, gdy przyjdzie pora.
-
Neftahar W milczeniu godził się na wszystkie propozycje przewodnika, usadawiając się na pace pojazdu i biorąc w dłoń parasol. Rozmyślał, rozkładając jakby mimochodem przeciwdeszczową osłonę, kiedy tylko pierwsze krople bliżej nieokreślonych cieczy składających się na tutejsze opady rozprysnęło się na powierzchni pojazdu. Podziwiał roztaczające się wokół widoki, pragnąc zapamiętać jak najwięcej, by opowiedzieć o tym w swojej ojczyźnie, Alghaarii, gdzie nie widywało się nazbyt wielu osiągnięć tych czasów. Ich przewodnik miał rację, faktycznie trzęsło. Mężczyzna był zmuszony lekko balansować, by utrzymać równowagę. W pewnym momencie przechył spowodował, iż ciężko uderzył przedramieniem w maszynę. Ryk silnika zagłuszył jednak metaliczny dźwięk, jaki przedramię wydało. Kiedy dojechali na miejsce, z ulgą opuścił mechanicznego potwora. Zdecydowanie wolał podróżować na piechotę. Huk i spaliny nieco go denerwowały. Winda. Znak ostrzegawczy, a jednocześnie zachęta i droga. Przejście, za którym otwierał się cud, jakim był ten świat. Neftahar nie byłby w stanie zmarnować takiej okazji. Nie biegł szaleńczo, jak część jego towarzyszy, ale i tak przyspieszył kroku. Maska nikomu nie pozwoliła odczytać uczuć towarzyszących teraz Alghaarowi, jeżeli jakieś były. Lecz oczy błyszczały. Doszedł do tablicy, o której mówił Halek. Bez słowa podpisał się krótko rzędem równych, przypominających robaczki literek, po czym przyłożył prawą dłoń do tablicy, czyniąc na niej sobie tylko znany znak. Wszedł do windy. Czekał.
-
Neftahar Gdy drzwi rozwarły się z łoskotem, mężczyzna szybko zwrócił wzrok na przybyłego gościa. W milczeniu obserwował go, przyjmując do wiadomości informacje. Przestał postukiwać dłonią w rękawicy o blat stołu. Od chwili przybycia pierwszego ze spóźnialskich siedział w pozycji pozwalającej na błyskawiczne zerwanie się z miejsca. Wstał więc bez deliberacji, podniósł rękę w geście powitania, a potem, wciąż w ciszy, przyjął komunikator. Otrzymane urządzenie skrył w fałdach płaszcza. Postukując podkutymi, wysokimi butami podążył za wszystkimi. Jednak kolejny gość, takoż i niezbyt punktualny, skutecznie powstrzymał grupę. Chłodne spojrzenie skupiło się na nim, umysł na jego słowach. Jedyne, które miały znaczenie dotyczyły prędkiego wymarszu. Piętnaście Klików i Chromantis będzie musiał ujawnić choć część z wielu sekretów, jakie skrywa.
-
W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)
temat napisał nowy post w Sesje z Pinkie Pie
Grim z pewną rezerwą spojrzał na Visionary, odrzucając pałętające mu się w tyle czaszki wątpliwości. To, co powiedziała, nie brzmiało głupio, zwłaszcza zważywszy na pewne... właściwości klaczy i jej kompanii. - Jeżeli jesteś w stanie zlikwidować patrole po cichu, będę bardziej niż skłonny przystać na twoją propozycję. W sensie tę o zabijaniu z zaskoczenia. Przy okazji, jak ktoś z twoich zna Canterlot, odeślij go na dowódcę grupy. -
Neftahar W przeciwieństwie do niemal wszystkich w tym pomieszczeniu postać w ciszy zasiadająca za stołem nie rzucała się w oczy aparycją, a i strojem nazbyt nie odstawała od gości lokalu. Mężczyzna średniego wzrostu, okutany w aksamitnie czarny, sięgający ziemi płaszcz przypominający nieco ubiór kapłanów oraz niewielki zawój na głowie nie skusił się dotąd nażaden z serwowanych napojów. Siedział nieruchomo, acz wygodnie, z jedną dłonią ułożoną na stole. Słowa przelatywały obok niej miękko jak podmuchy wieczornego zefirka. Mimo braku jakiejkolwiek reakcji miało się jednak wrażenie, iż opisany jegomość z uwagą i skrupulatnością bada otoczenie, przyjmuje i zapamiętuje wszystko, co powiedziano. W istocie, niewidoczne pod prostą, szarą maską zasłaniającą twarz oczy przeczesywały spelunę, przewiercając wszystkich w zasięgu wzroku. Nie odpowiedział ani słowem, zamiast tego zastukał tylko rytmicznie palcami lewej dłoni po blacie stołu. Twardy dźwięk nie mógł pochodzić od żywej tkanki. Czarna, skórzana rękawiczka skrywająca ową dłoń stanowiła zatem barierę, chroniącą pewnie jakiś sekret posiadacza. Tak czy inaczej, mężczyzna dawał sobie czas na zapoznanie się z tymi, którzy dopomogą mu w zbadaniu tajemnic Chromantis, w wydarciu tej planecie jej najgłębszych sekretów.
-
Taki losowy... Marquise Fancypants di Coroni. Czy jak to się tam pisało.