Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. [Przepraszam za jednolinijkowy post, ale nie potrafię w ciekawy sposób po raz enty opisać, jak to moja postać zachęca współtowarzyszy i tak dalej, i temu podobne. Tak na boku, czy tylko mnie się zdaje, że ta sesja robi się coraz dziwniejsza?]

     

    Grim jakoś specjalnie nie zareagował na szybko rzuconą uwagę towarzysza. Był niestety zbyt zaaferowany i zajęty szkoleniem mniej obytych z orężem.

  2. (Ja się pytam czemu w twoim poście nie ma opisu złażenia z drzewa? Bo to wygląda trochę jakbyś się teleportował. No, ale teraz nieważne, skoro już tu jesteś...)

     

    Spojrzenie ołowianych oczu wwierciło się w Niemca. Zabłysła w nim nienawiść, ale na ledwie moment. Logika podpowiadała po pierwsze, że powinni w takich okolicznościach trzymać się razem. Po drugie, skoro dowództwo radzieckie aprobowało działania spiskowców germańskich, czego dowodziły posterunki Narodnowo Komisariatu pilnujące miejsca rozpoczęcia tej dziwnej "podróży", to wszystko jest ściśle kontrolowane i nadzorowane przez odpowiednie organa. Szkop więc zdobył zaufanie tych na górze. Ergo, oni mu ufają, to on też niestety nie ma za dużego wyboru. W takiej sytuacji niepokojący zdawał się być tylko Amerykanin, którego w planach nie było. Lekko skinął głową i postanowił zmodyfikować swój plan. Szeptem wyłuszczył go wszystkim obecnym, podczołgując się nieznacznie do każdego, by nie mruczeć za głośno.

    - Dobrze, niech będzie. Iwan z Germańcem na tyły domu, zabezpieczyć teren i sprawdzić, czy są jakieś tylne drzwi. Jeżeli nie będzie, to my, to jest Dragan, Jankes i ja postaramy się wywabić jakoś mieszkańców na zewnątrz. Może być jakiś gwizd, czy coś. Chyba, że to będzie zbyt ryzykowne. Coś zrobić musimy. Jeśli to pułapka, to nas sześciu i tak dorwą. Pytania?

  3. (Moja postać zna tylko ukraiński i rosyjski.)
    Enkawudzista spokojnie rozłożył się w jakichś krzakach niedaleko domostwa, kierując wylot lufy na drzwi. Umościł się w miarę wygodnie w pełniej ciszy. Mieli czas. Znów się obejrzał, z chłodną niechęcią patrząc na Edwarda. Jednak pewne rzeczy musieli sobie wyjaśnić. Dlatego przywołał obu żołnierzy i gestem nakazał im zbliżyć się jak najbardziej, by mogli słyszeć cichy, zduszony szept. Wtedy dopiero przerwał okalającą ich ciszę.
    - Iwan - wskazał na towarzysza snajpera - Wasyl - ręka Ukraińca dotknęła jego własnej piersi.
     
    Odchrząknął nieznacznie i nabrał powietrza. Klepnął lekko Edwarda i wskazał na jedno okno, a potem Iwana, pokazując mu drugie. Sam ponownie wycelował w drzwi. Chodziło o to, by nikt ich nie zaskoczył przy rozmowie. Syczącym głosem wydawał dalsze polecenia, śpiewna ruszczyzna zatraciła swój koloryt, ton był zimny i rzeczowy.
    - Proponuję tak. Zaraz na trzy idziemy na dom. Iwan zagląda w jedno okno, Jankes w drugie, ja wyważam drzwi. Wchodzimy, zabezpieczamy teren. Łapiemy języka. Pytania, propozycje?
  4. Ukrainiec nie odpowiedział na zaczepkę, zajęty czołganiem i swoimi sprawami. Odwrócił się jednak na krótką chwilę, by zaszczycić sprowadzonego czort wie skąd Amerykańca ironicznym półuśmiechem. Odkąd Niemcy zaatakowali ZSRR, Stany Zjednoczone nie udzieliły zbyt wielkiej pomocy, tak samo jak wcześniej patrząc sobie z boku jak pod butem esesmańców takich jak ten ich kapitan jęczy cała Europa. Och, nie, przecież przesyłali niby jakieś pojazdy, czasem coś innego. Ale tego żaden przeciętny krasnoarmiejec raczej nie widywał, zdychając w błocie, by inni mogli żyć. A Edward, jakkolwiek by to nie brzmiało, zamiarował sobie bruździć pod adresem znoszącego nieopisane męki i cierpienia ludu radzieckiego. Nieufny i sam nie obdarzany zaufaniem. To wszystko Wasyl przekazał owym ironicznym półuśmiechem, nie otwierając ust. Połozył na nich palec, marszcząc brwi, a potem krótkim, ostrym gestem wskazał na dom.

  5. Grim zamyślił się, poddając obserwacji petentów, których liczba nagle wzrosła do dwóch. Najsampierw wziął się za pierwszego z nich, jednorożca. Spojrzał na niego z ograniczoną niechęcią, zanim odpowiedział, wskazując kierunek kopytem, nie strzępiąc języka. Potem zwrócił się do Rebona. Zachował kamienną twarz, a wewnątrz zdziwił się lekko. Raczej nie mieli dotąd zbyt wielu dobrych wspomnień, pomijając akcję z demonem na farmie. Potem alchemik poszedł swoją drogą, kucyk swoją. Ale skoro wrócił i prosi, do tego tak ładnie z pochlebstwami, to raczej można było mu na to pozwolić. Ogier nie był łasy na próżne pochwały, ale każdy miecz się przyda.

    - Ja nie dowodzę, tylko prowadzę. Jest różnica. Dowodziły księżniczki. - sprostował spokojnie, zadzierając lekko głowę, żeby spojrzeć rozmówcy w oczy. - Co do pytania i prośby, jestem za. Witaj na pokładzie.

  6. Wasyl postanowił nie leźć sobie radośnie odsłoniętym terenem i beztrosko podskakując. Zamiast tego stwierdził, że logicznym rozwiązaniem będzie wpierw ruszyć zaroślami, zachowując ostrożność, potem szybko przeskoczyć drogę i zapaść po drugiej stronie. Gdy to się stało nagan został zastąpiony karabinem, na który zapobiegliwy żołnierz nałożył bagnet. Miał przy sobie Iwana, nie bał się więc o plecy, nawet, jeżeli jego drugim kompanem był Jankes, do tego wyszczekany. Nieznacznym ruchem ręki kazał wszystkim opaść na ziemię i sam dał przykład, po czym począł czołgać się w kierunku wyznaczonego celu. Wszystko to bez żadnego niepotrzebnego gestu czy słowa.

     

    (Kapi, czy przy strzelaniu, skradaniu się, wypatrywaniu i podobnych są testy i czekamy na twój odpis, czy też testujesz tylko, gdy ma to wpływ na fabułę?)

  7. [Well, that escalated quickly.]

     

    Wasyl podniósł się powoli z ziemi, otrzepując mundur z zimnym spokojem, a przy okazji rozgladając się wokoło i wsłuchując w otoczenie. Wyuczone ruchy nie pozwoliły na chwilę namysłu. Nagan opuścił kaburę, stan broni uległ szybkiemu, acz zadziwiająco skrupulatnemu skontrolowaniu, a otoczenie zostało sklasyfikowane jako chwilowo niegroźne.

     

    Co wcale nie zmienia faktu, że wszystko dookoła wyglądało, jakby było stworzone przez nieistniejącego boga pod wpływem narkotycznego snu. Kolory rzeczywistości, która boleśnie uderzyła Ukraińca po twarzy były żywe, pastelowe wręcz i nie przystawały do żadnego obrazu, jaki ten zapamiętał, nawet z dzieciństwa spędzonego na sielskiej Ukrainie, żółtej od zboża latem, brunatnej od zaoranej ziemi jesienią i białej od śniegu na pustych przestrzeniach stepu zimą. Bynajmniej nie wyglądało to na Republikę Weimarską, na Austrię też raczej nie, za mało gór. Więc gdzie są?

     

    Na to pytanie nie odpowiedział nikt. Mężczyzna szczerze mówiąc spodziewał się fiaska odkąd tylko dowiedział się, co ma właściwie zrobić i dlaczego. To wszystko brzmiało nierealistycznie, a nawet fantastycznie. Ale dziwaczna maszyneria coś zrobiła. Wchłonęła jego i jego towarzysza, zaraz, jak on miał? Ach, Iwan. No i jeszcze dwóch innych. Szkopa oraz gościa z Jugosławii, czyli Serba, Chorwata, wszystko jedno. Kiedy jednak porucznik rozejrzał się dokładniej, mrużąc oczy i licząc towarzyszy, zniesmaczone spojrzenie prześlizgnęło się po dodatkowej sylwetce. Nagan celował teraz w głowę niespodziewanego gościa. Jednak nic więcej nie było potrzebne. "Kamraci" zajęli się wszystkim. Oczy Wasyla zamieniły się w wąskie szparki, kiedy z całą mocą dotarło do niego, że ten Niemiec, barbarzyńca, ludobójca, bandyta hitlerowski jest w tym samym oddziale. Ba, on chce im przewodzić!

     

    Wasyl Fokin, porucznik 385 Pułku Strzeleckiego WW NKWD, lojalny i ofiarny obywatel Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ma służyć pod rozkazami zbrodniarza! Ale zaraz, chwila. To tak nie działa, jak skonstatował mężczyzna, przysłuchując się poleceniom i dyskusjom. Przecież mają obalić Hitlera, to wymaga odrobiny współpracy.

    - Idę, towarzyszu kapitanie. - ostatnie słowa powiedział specjalnie przeciągle. - Imperialista i towarzysz którego nazwiska nie pamiętam, za mną.

     

    Nie czekając, ruszył powoli.

  8. (Do Kapiego: Jak nie wsadzisz sceny miłosnej w spoiler, to cię znajdę i zetnę przez powieszenie.)

     

    Grim od jakiegoś nieokreslonego czasu poświęcał całą swoją uwagę rekrutom. Z doskonale widocznym dla postronnych uznaniem klepał po plecach lub skłaniał się nieznacznie, niewiele przed tymi, który zdawali się wykazywać większe umiejętności niż on sam. Z drugiej strony kręcił się wokół tego, by zachęcić słabszych do pracy nad sobą, choć widział, że ich hart i samozaparcie pomaga im sobie radzić praktycznie bez dodatkowej motywacji. Nie poganiał więc, nie pokrzykiwał, a tylko spokojnie wyjaśniał lub też, gdy było trzeba, o wyjaśnienia prosił. Uczył starannie i pieczołowicie towarzyszy, przy okazji próbując nałapać jakichś umiejętności od tych lepszych. Widok szkolących się wojaków potrafił lekko podnieść na duchu.

     

    W pewnym momencie dotarł do niego znajomy głos. Wołał go Rebon, alchemik, czy jak tam te jego dziwactwa się nazywały. Nawet z jakimś takim szczęściem, czy czymś. Ogier odwrócił się i pozdrowił człowieka krótkim skinieniem.

    - I ty witaj. Zgadłeś, to są moi towarzysze. Mamy pomagać w walce tym lepiej wyszkolonym, a przy okazji robić raban. Mam plan, który wyłuszczę wszystkim na pół godziny przed wyjściem.

  9. Avatar: Ciężko byłoby się pomylić. Oczywiście, że Cadance Celestia.

    Sygnatura: Mane-iac oraz trzy przyciągające kłopoty klaczki. Jak to połączyć, to wychodzi kucyk ze schizofrenią.

    Styl pisania: Dużo, szybko. Myślę, że Applejack ze względu na farmę jabłek.

    Charakter: Nie znam osobiście. Zdaje się być nieco... roztrzepana, ale to tylko mój odbiór pewnie. Rainbow Dash?

    Werdykt: Księżniczka Celestia, która myśli, że jest pewnym znanym nam pegazem i podszywa się pod niego przy każdej okazji.

  10. Jako proletariusz z pochodzenia jestem dumny ze swojego ceglanego prezentu, nieważne jakie implikacje niesie on ze sobą!

     

    Do rzeczy. Prezent znaleziony przez Trixie emanuje dziwną energią, jest pokryty tajemniczymi znakami, na pewno kryje w sobie fikuśny mechanizm, a do tego kostka zawsze kojarzyła mi się z erpegami. Wystarczająco dużo powodów, żeby poprzeć głos Gandzi. Zegarmistrz!

  11. Że mój poprzedni pojedynek z przyczyn niezależnych absolutnie nie wypalił, fajnie byłoby spróbować jeszcze raz kiedyś. Byłbym rad.

  12. - Nie jestem generałem, tylko pułkownikiem, pierwsze. Drugie... - Grim przerwał na moment, kiedy dotarło, kto się do niego zwraca. - Ach, witam, Magicku. Zapraszam, każda pomoc się przyda. Z pewnością nie potrzebujesz lekcji, dobierz więc sobie uczniów.

     

    Spojrzał się na gościa uważnie, zastanawiając się, czy tytuł nie był rzucony ironicznie, lecz że miał inne sprawy, dał sobie spokój. Chłodno bo chłodno, ale powitał nowego w drużynie z umiarkowanym entuzjazmem, zwłaszcza, że pamiętał jego twarz. Na przykład z narady, gdzie jednorożec, bo to chyba był on, rzucił pomysłem użycia gazów bojowych. Nie zagłębiając się w towarzyską pogawędkę ciemnordzawy kuc wrócił do szkolenia swoich podopiecznych. Nie mieli wiele czasu, a chciał jakoś zwiększyć szanse na zwycięstwo. 

×
×
  • Utwórz nowe...