No i po strzelance... Miałem sobie dziś zrobić Walentynkowe zdjęcie z ukochaną... repliką oczywiście , ale tak jakoś wyszło, że zapomniałem, a potem już byłem na to zbyt leniwy.
Używałem najpierw M'ki, potem M249, a skończyłem na Mk23 kumpla i nożu (pardon, bagnecie - niestety o ile z pistoletu udało się fragi zaliczyć, o tyle z bagnetu już nie). Powiem Wam, że jak się założy w maskałacie kaptur, arafatką owinie się co bardziej "charakterystyczne" elementy twarzy i schowa w choince... tak, dosłownie w choince - wczołgałem się pod nią i owinąłem się wokół niej... niby niewygodnie się leżało, ale w sumie minęło mnie... hm... raz, dwa... około 5-6 osób, w odległości na tyle, że trafiłbym ich pistoletem i nikt nic nie zauważył.
Maskałat to lepsza sprawa niż czapka niewidka, adrenalina przy takim chowaniu gwarantowana.