Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Elizabeth Eden

  1. Margaret:

    - Możesz iść - powiedziała Margaret powoli obserwując chłopaka(dziewczynę?), a potem znów spojrzała na tego od książki.

    - Nie sądzę, by była to ciekawa książka - przez chwilę szybciej zamrugała - w bibliotece jest wiele dobrych tytułów od książek z baśniami po naukowe. Na prawdę nie widzę w legendach nic ciekawego - potem znów uśmiechnęła się lekko do małej Grace.

  2. Jadalnia:

    Margaret spojrzała chłodno na chłopaka, który zadał tak niewłaściwe pytania.

    - Po prostu mało mówi - rzuciła zimno, a potem znowu zaczęła uśmiechać się patrząc na dziewczynkę. 

    - Jak jesteś głodna, możesz sobie jeszcze dolać.

     

    Annabelle:

    Zauważyła, że jakaś osoba, nie wiedziała, czy to chłopak, czy dziewczyna, zaczęła się w nią wpatrywać. Ona oddała jej/jemu spojrzenie. Nie mrugała. Do tego jeszcze lekko się uśmiechnęła. Schyliła głowę, nagle jej oczy zaczęły wyglądać jakby zmieniły barwę z brązowej na zielonej. A może tylko tak padało światło?
     

  3. Margaret:

    Spojrzała na najmłodszą dziewczynkę i... uśmiechnęła się? Jednak wprawny obserwator mógłby zauważyć sztuczność jej uśmiechu, a nawet pewien głód w jej oczach, gdy patrzyła na maleństwo.

    - Oczywiście, że możesz, kochanie. Po obiedzie zapraszam cię nawet na herbatkę do mojego gabinetu. Chociaż pewnie dla mnie obiad się przedłuży, bo wielu jeszcze nie przyszło...

  4. Margaret:

    Kobieta spojrzała na nich spokojnie. Zupy leżały już na stole.

    - Możecie zaczynać posiłek, ewentualnie reszta wyjdzie stąd później. Ten kto przyjdzie na obiad ostatni - zmywa - stwierdziła obojętnie, a potem dodała - Dzisiaj na dworze jest bardzo zimno, dlatego nie wychodzicie. Jednak za dwa dni będzie wycieczka.

     

    Jej córka Annabelle tylko się w was wpatrywała swoimi ciemnymi oczami, potem zabrała się za jedzenie zupy.

  5. Ciepłego lipcowego dnia do gwardzistów wysłany został list. Gwardia została podzielona na kilka grup i dostała nakaz gruntownego przeszukania KAŻDEGO Equestriańskiego miasta. Jako, że była to praca żmudna zostali też podzieleni na zmiany.

    (Striding niech tam nadal przesłuchuje)

    (Losowanie! Teraz sobie przypomniałam (XF))

     

    Numer gracza: 4 (Hoffner)

    Numer zadania: 5 Coś poszło po twojej myśli, odwdzięcz się temu kto ci pomógł! (Grrrrrr)

    10 bitów

     

    *Zirytowanym tonem*Najpierw napisz, co ci się udało, a ja ustalę komu masz chociażby podziękować

  6. Sierociniec:

    Margaret podeszła do dzwonka w rogu kuchni i z całej siły go pociągnęła. Dźwięk było słychać w całym sierocińcu. Oznaczało to, że pora na obiad. Dzisiaj kobieta przygotowała zwykłą zupę jarzynową. I chleb do tego. Na razie im wystarczy potem pomyśli. Razem ze swoją córką usiadła w jadalni przy stole oczekując dzieci. Stół był zastawiony, ale tylko dlatego, że był pierwszy dzień, potem będą zastawiać sami.

  7. W książce czarownicy opisani byli jako:

    ,,Istoty niewyróżniające się, w historii spalań czarowników rzadko którekolwiek z nich na prawdę miało zdolności magiczne. Czarownicy potrafią przez wiele lat ukrywać się przed innymi ludźmi. Lubią przebywać w miejscach zimnych i staromodnych, bo to przypomina im o ich odmienności. Czarownicy od zawsze mieli większą wytrzymałość na chłód, gorąco i ból. Ich największą zdolnością jest jednak opanowanie magii i eliksirotwórstwa... ''

  8. MISJI END

     

    Troszeczkę trudno było mi wybrać wygranego, bo prawie każdy włożył w tę misję na prawdę wiele.

    Jednak ostatecznie wygrywa:

     

    KOMPUTER *fanfary*

     

    Nagroda leci oczywiście do ciebie za tego combota co popchnął fabułę(Ale z tym drugim się na razie wstrzymaj)

     

    Następna misja związana z Saddle Arabią już za niedługo :3

  9. Margaret:

    Kobieta zmarszczyła brwi. Cela? 

    - Od dzisiaj ty odpowiadasz za klucz do tamtego pokoju, oraz za wszystko co w nim jest, oraz za jego mieszkańców. Jeśli coś tam zostanie zniszczone, ty poniesiesz karę. Jesteś zobowiązany do tego, aby wasza trójka utrzymywała tam porządek. W czasie wycieczek odpowiadasz za tamtą grupę i jesteś liderem w sprawie dokonywania wyborów - oświadczyła chłodno, a potem dodała - i nie strój sobie żartów, bo może się to dla ciebie źle skończyć. Do widzenia - naskrobała na jakiejś kartce jego imię i nazwisko obok numeru pokoju.

  10. Sierociniec

    Margaret szczerze nie chciała mieć ,,do pewnego czasu'' jakiegoś bardzo mocnego kontaktu z dzieciakami. Wszystko robiłaby stopniowo. Wiedziała, że pierwszym co miała zrobić, to odkryć, gdzie w tym domu znajdują się prochy dzieci, które zaginęły wiele lat temu. Bo już ustaliła, że na pewno są w domu, a jedna z dawnych opiekunek była po prostu psychopatką. Obstawiała na razie strych, albo to dziwne przejście pod schodami, które na swoje nieszczęście odkryła chwilę przed przybyciem dzieciaków i trudno było jej tam teraz zejść. Tym bardziej, że młodzi łazili po domu w nocy. Ale mimo wszystko byli jej potrzebni. 

     

    Teraz wieszała na ścianie w holu prostą tablicę informacyjną, z którą młodzi miała nadzieję, że się zetkną.

     

    Tablica informacyjna

    1. Do godziny osiemnastej chcę, by do mojego gabinetu zgłosiły się osoby, które mają zostać dowódcami w pokojach

    2. Po godzinie dwudziestej pierwszej obowiązuje zakaz wychodzenia z pokoju

    3. Pierwsza wycieczka do okolicznego lasu odbędzie się za dwa dni(14 października)

     

     

    Tyle na razie wystarczy - stwierdziła kobieta wycofując się powoli do kuchni.

     

    Annabelle:

    Dziewczynka rozejrzała się, czy nikogo nie ma, a potem otworzyła drzwi i zamknęła je za sobą zbiegając w dół po stromych, kamiennych schodach.

  11. Biblioteka:

    Ciekawą odnotowania ciekawostką było, iż koło wioski Tridville nie był zaznaczony żaden sierociniec, tylko puste pola.

     

    Margaret wstała i lekko się otrzepała ruszając na schody. Pora obudzić tych, którzy nie dostosowali się do ustalonej pory wstawania.

     

    Annabelle:

    Kiedy dziewczynka weszła do biblioteki i zobaczyła, że w jej ukochanym zacisznym miejscu jest tak dużo innych dzieci wykrzywiła się i wyszła. Skierowała się do pewnych ciemnych i mocnych drzwi, które stały zaraz obok kuchni.

  12. Margaret:

    Kobieta uniosła delikatnie brwi.

    - Rozumiem. Co do pokoju, dostawię ci łóżko do dwójki. Jest chyba jedno w magazynie. Idź poproś kogoś, by przekazał ci zasady i przypomnij im, że po śniadaniu oczekuję informacji, kto jest dowódcą w jakim pokoju. 

    W tym momencie do pokoju weszła w pełni ubrana i uczesana Annabelle. Kiwnęła swojej mamie głową na powitanie, wzięła z półki kawałek chleba, posmarowała dżemem i bez słowa wyszła kierując się do biblioteki. Oczywiście nie obudziła swojego współlokatora. Z natury była cicha.

  13. Margaret:

    Kobieta nie odzywała się ani nie jadła obserwując wchodzące dzieci.

    - Chciałeś czegoś? - zapytała jednego z nich, które się na nią uparcie patrzyło. - Marginesem - to już skierowała do wszystkich w kuchni. - Jeśli ktoś nie umie pisać albo czytać, niech przyjdzie do mojego gabinetu po śniadaniu. Jeśli jest wam zimno w pokoju dziennym jest rozpalony kominek. - potem znowu spojrzała obojętnie na chłopca, który siedział przed nią.

  14. Margaret:

    Kobieta wyprostowała się i nadal zdenerwowana patrzyła jak dziewczyny odchodzą. I bardzo dobrze, bo już za niedługo świt. Nie miała zamiaru przyjmować do siebie wytłumaczeń z cyklu ,,jestem zmęczona''. Jutro będzie pierwszy i dość organizacyjny dzień w sierocińcu. Wróciła do swojego gabinetu.

     

    Słońce powoli wychylało się nad horyzont. Za sierocińcem były tylko pustkowia, a w tle malowały się góry. Trawa na polu była biała od mocnego przymrozku, który złapał w nocy. Mimo wszystko wybiła siódma i pora było wstawać. W budynku było potwornie zimno, więc Margaret napaliła chociaż w pokoju dziennym. Nie miała nic przeciwko, żeby dzieciaki z jedzeniem z kuchni przeniosły się tutaj. Przy okazji obudziła lekkim szturchnięciem chłopaka, który dzisiaj właśnie tutaj spał.

     

    Potem rozpaliła też w specjalnym piecyku w łazience, aby woda była ciepła i dzieciaki mogły się umyć. Zadowolona z siebie usiadła w kuchni. Jej zimno nie przeszkadzało.

     
     
    (Czy tylko ja czuję tą atmosferę? Ahhh :D)
  15. Komputer:

    Ściana zaczęła migać, ale Luna to zauważyła.

    - O! Nie ma tak łatwo. Twilight! - krzyknęła, żeby potem razem z nią wzmocnić barierę i ją utrzymać.

     

    Po kilku sekundach Luna powiedziała.

    - Dość tego, pomóż mi - powiedziała do fioletowej alicorn, a potem razem połączyły swoje zaklęcia w jedno silne zaklęcie niszczące.

    Zamiast Combota leżała teraz na stole kupka popiołu.

     

    (Zakończmy to już)

  16. Komputer:
    Niestety bariera nie ustąpiła i nie ustąpi.

    - I co teraz, ty zły pomiocie? - warknęła Twilight. Chwilę potem stanęła koło niej Luna.

    - Celestia zajmie się Cadance. Żyje, ale jest nieprzytomna - powiedziała pani nocy patrząc na combota. - Trzeba go zabrać do laboratorium.

     

    I tam właśnie się udały ciągnąc to ,,coś'' za sobą w magicznej klatce.

  17. Zamek/Komputer:

    Twilight zlatywała ze schodów z naprawdę pokaźną prędkością nie zważając na to, że bardzo mocno uderzyła się po drodze w kopyto i chyba je zwichnęła. Nagle zobaczyła małe... coś?

    - MAM CIĘ! - wrzasnęła i zamknęła je w magicznej klatce. Niestety ta chwila dekoncentracji sprawiła, że zleciała ze schodów i jeszcze bardziej boleśnie się obiła.

    Wstała ostrożnie jęcząc i warknęła:

    - Przebrzydłe ludzkie urządzenia.

  18. Święto słońca:

    Cadance zauważyła spadającą na nią ciężką figurę trochę zbyt późno. Uderzyła ją prosto w głowę, a potem klacz nie widziała już nic.

    Leżała na scenie, a wokół niej formowała się mała kałuża krwi. Niektóre kucyki wszczęły panikę.

    Celestia, która już podniosła słońce wpatrywała się w balkon na piętrze z pewną konsteracją, jakby nie do końca wiedziała co się właśnie stało.

    Twilight za to użyła skrzydeł i wleciała do zamku ruszając na schody.

    Luna powiedziała głośnym głosem Canterlotu:

    - Niech każdy, kto nie należy do gwardii canterlockiej się rozejdzie, a gwardia niech przeszuka zamek i tereny wokół niego!

    Potem klacz księżyca spojrzała na swoją siostrę, która powoli podeszła do Cadance i szepnęła cicho:

    - Mam wrażenie, że wojna dopiero się zacznie...

     

    Koniec Prologu

    Początek Epizodu 1

     

    (Epic moment 1 zaliczony XD)

×
×
  • Utwórz nowe...