Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [Crystal][Soft Note] - Można - zacisnęła zęba - i wiem jak to zatrzymać, problemem jest gdzie zacząć, gdy ta ziemia została pozbawiona obu Alicornów, a na tronie zasiadło coś co pozostaje smokiem i jednocześnie nie... - westchnęła, po czym zaczęła z małą pretensją, jakby to wszystko było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. - Nie poczułaś jeszcze tego? Że słońce przyśpiesza... a robi się coraz zimniej - wyliczała, a jej kopyto zakreśliło łuk w powietrzu i zatrzymało się na drugiej klaczy. - Bo chcesz pozostać w cieniu, a mojego imienia nikt nie może zapisać... - Uśmiechnęła się lekko. - Ty tego nie zrobisz... - Pokręciła głową. - A posiadasz ogromną moc. - Następnie spoważniała - Teraz wybacz, ale muszę zmienić jeszcze jeden los... Bo zaraz będzie późno. - Zachichotała jak to robią małe klaczki zanim coś poważnie nabroją. - Note! Chcesz materiału na nową balladę!? - krzyknęła ile sił miała, by zatrzymać ogiera, który miał zaraz przekroczyć próg i udać się na górę. Zmienić los...
  2. [Crystal] - Prawda nie jestem... - westchnęła delikatnie, kiwając przecząco i patrząc na ogiera tylko jednym, nieprzymrużony okiem. - To mimo wszystko nie jest mój świat. - Uśmiechnęła się nawet drwiąco, że nie czeka jej śmierć tak czy siak... - Obcym elementem, a zwą mnie... Fate i jestem młodszym kronikarzem Wielkiej Biblioteki w Sigil - przedstawiła się na jednym wdechu... - a czego tak naprawdę chce? - zapytała figlarnie. - Móc dalej spisywać historię tej krainy, co za niedługo nie będzie mi dane... - urwała na moment - bo skończy się jej historia mało spektakularnie, gdy wszystkie jej części wrócą do macierzy. Zresztą już wraca. - Umilkła patrząc jak ogier będzie opuszczał ich zasięg widzenia. - Chce twojej pomocy - spojrzała na nią musząc dość wysoko unosić głowę by móc spojrzeć na jej spojrzenie. - Zresztą nie tylko twojej... bo już raz zawiodłam i wiem że nie mogę liczyć tylko na siebie. Brak mi mocy... //Ojciec przyjechał, a tą część posta mam gotową. Reszcie odpiszę w poniedziałek...
  3. [Crystal] - Wiesz że twoje przyglądanie nic nie zmieni? - Crystal mogła usłyszeć głos klaczy, która wydawało się że pojawiła się znikąd, stojąc tak samo jak ona przy ścianie, a jej głos był w miarę pewny, mimo że zdradzał sporą niedojrzałość swojej właścicielki. Jej rozmówczyni dopiero wkraczała w dorosłość... Co więc mogła wiedzieć o świecie. Wystarczyło że wiedziała że chce się tylko wszystkiemu przyglądać, a nie działać. Co ona mogła mieć do tego? - Twoje stanie, twój czas... Nie przyniesie korzyści - odezwała się po raz kolejny spoglądając arogancko na swoje kopyto. - Póki nadal pozostajesz ślepa, mimo że wiesz że ma się coś wydarzyć... Nie zareagujesz. Po co to robisz? - Spojrzała na nią klaczka spod fikuśnego kapelusza o szczerozłotych oczach idealnie oddzielających się od jej mlecznej sierści i zgrywających się jednocześnie z ostrymi rysami pyska... - Skoro masz możliwości coś zmienić... [Luned] - Być może szybciej niż myślisz... - Gdy Stern wypowiedziała ostatnie słowa, Arystokratka mogła poczuć jak do jej oczu wlatuje niesamowicie drobny pył, właśnie z jej kopyta. Reakcja organizmu mogła być jedna, ale część zdążyła podrażnić spojówki i poleciały łzy całym potokiem. Klacz czuła na zmianę lód i ogień pod powiekami, widziała błyski i cienie jakby oglądała spektakl świateł, oddychała ozonem unoszący się wokół. Typowym dla zaklęć najwyższego poziomu. Gdy wzrok do niej powrócił nie mogło być niespodzianką że jej rozmówczyń już dawno nie było. Niespodzianką, był świat dookoła. który nabrał niesamowitych kolorów. Rozglądając się mogła zobaczyć jak jej własne narzędzie postrzegania świata chce zaciągnąć ją do pałacu. Skupiając się mogła nawet dostrzec do kogo ją ciągnął... Do Celestii, tylko co ona mogła mieć z tym wspólnego?
  4. [Luned] - Właśnie dla takich momentów, gdy węzeł zdarzeń się przerywa i całość pogrąża się w chaosie po czasie Lupanowa - powiedziała niezwykle melodyjnie, zadowolona z efektu że uśmiechnęła się szczerze podnosząc kopyto z upominkiem samym koniuszkiem kija, który zdawał się chwile później rozpływać w powietrzu, gdy kolejne jego warstwy materii zanikały, a on sam upłynnił się z sekundy na sekundę że szlachcianka mogła poczuć że jego dotyk zanika pośród jej własnej sierści. - Zatrzymaj, zbędne nam jest to... Prawda Schlüssel? - Obejrzała się na swoją towarzyszkę co dotykała ostentacyjnie klucza ukrytego pośród grzywy w jej jedynym warkoczu. Był tam dość cwanie zapleciony ~ sczerniały najprawdopodobniej złoty kiedyś klucz nie używany od bardzo dawna. - Prawda... - ucięła szybko, odwracając wzrok i tylko jedno oko łupało na Star Catcher... - Śmierć w pałacu cię czeka w najbliższym czasie z powodu dziecka smoka i kucyka... Staw jej czoła w sali tronowej... [Rasp] Źrebaki miały to do siebie że wszystko co niespodziewane zmuszało je do gwałtownego podejmowania niezwykle prostych decyzji. Bardzo często zmuszało do wzięcia nogi za pass i ucieczki w kierunku czegoś im dobrze znanego, byle zmienić zaistniałą sytuacje. W tym wypadku było to ciepło drugiej istoty. Po tym jak śnieg spadł na ziemie, gdy wiatr tylko musną gałęzie wokół mącąc tym wszystkie pozostałe statyczne szumy. Klaczka dopadła nogi wilczura i przylgnęła do niej. Nic niezwykłego, ale właśnie zachowała się tak jakby on był jej matką... Same jej rany nie wyglądały dobrze. Zadrapania po kolcach nie wyglądały źle ~ płytkie nic nieznaczące naruszenie naskórka, który może w paru miejscach wymagałby niewielkiej ilości nici... Ale każdą taką szramę otaczały pęcherze surowicze, a każda zdawała się palić, gdy naturalnie różowa skóra, zdawała się przybierać buraczkowy kolor... To nie przez adrenalinę zdawała się nic nie czuć, tylko jad rośliny powoli ją znieczulał blokując połączenia nerwowe... Jedwabnik ~ zwany bezbolesnym snem. Zmysły Raspa zdały się na nic... Drapieżnik zdawał się rozpłynąć w powietrzu. [Bright Laught] Cisza, dyscyplina i gracja... Tymi trzema słowami można opisać każdy szczegół panujący wokół, a także w kolejkonie w którym się znalazł... Dyskusje były raczej krótkie i skomponowane takim szlachcianym slangiem że ciężko było zrozumieć postronnemu cokolwiek ponad sensem wypowiedzi, a zwykle zdawało się chodzić o zwyczajne życie pałacowe. Wyłamała się tylko jedna para i to właśnie mógł, nie musiał usłyszeć przed wejściem do sali tronowej: "Księżniczka ostatnimi czasy jest inna"... Sama sala tronowa zdawała się ponad wszystko łączyć wzniosłość i prostotę. Czerwony dywan po którym mógł kroczyć kończył się tuż u piedestału, gdzie znajdował się tron zajęty przez samą Księżniczkę Celestię... Ciężko było zwrócić uwagę na marmurową podłogę w szarych kafelkach ułożoną w szachownicę, białe ściany, czy ogromne witraże przedstawiające historię krainy... Przesz to nie to co znajdowało się dookoła przygnieść mogło mentalnie kucyka tylko postać znajdująca się w centrum. [Kati] - Daj zjeść, spakować się to będziemy mogli ruszyć... - odpowiedział jej tylko na ostanie zdanie, a całą resztę puścił mimochodem, jakby odpowiedź na nie wcale mu nie pasowała. Gdy pytała o to, odwrócił wzrok i już nie patrzył na nią. Jakby bał się odpowiedzi, że potrafiłaby wyczytać z jego wzroku dosłownie wszystko.
  5. [Rasp] Chwilę trwało, zanim znaczenie słów wypowiedzianych przez Raspa dotarła do źrebaka, w którego uszach dudniły dzięki pracy jego własnego serca, a potem szum niebezpieczeństwa wokół. Dźwięki lasu, odgłosy spadającego śniegu i dopiero jako ostatnie przebijały się znajome frazy oznaczające chęć pomoc od stwora, który nie był jednym z kucyków... Kopyta przestały jednak bić bezsensownie w ziemię w akceptacji własnego losu, ale może i światełka w tunelu. Od diamentowego psa nie biła aura grozy, która znajdowała się wszędzie indziej, a zwłaszcza w cieniach. Źrebię rozglądając się wcześniej, próbowało wyjść na spokojnie, zaciskając zęby, a adrenalina wyciszała ból. Gałęzie przesuwały się po przeoranych bokach, a z błękitnych oczu popłynęły łzy, zamarzając z wolna na policzkach i zlepiając sierść. Udało jej się wyjść z pułapki, zwieszając głowę. Z jego krtani wyszedł tylko skrzek z którego nie szło sklecić chociażby jednego słowa, ale było w nim swoiste zaufanie. Ustalić jednak że była to klaczka, gdy patrzyła na psa ukradkiem... Niepewnie i wyczekująco. [Kati] Odpowiedziało jej tylko dłuższe milczenie, cięższy oddech, ale i westchnienie ulgi. Smok mu nie odmówił pomocy, a już sama obecność mogła mu pomóc, tylko nie mógł zdradzić jej drogi od tak, bo by zwyczajnie odleciała. Nie mógł też jej zniechęcić, więc jak powinien odpowiedzieć? Co zrobić by przeżyć. Wszystkie myśli jednak wydawały się naiwne i nic nie warte w obliczu. On powie ona odleci i zostanie sam. Tego się bał i dlatego jego oczy uważnie śledziły swego gościa i jedyną drogę ucieczki. - Chce spróbować przeżyć - powiedział i to były ostatnie słowa zanim skoczył powtórnie na swe posłanie zagryzając tam podpłomyk zalany miodem...
  6. [Kati] Wypuścił powietrze, a jego pysk objęły strumienie pary, która poszła nozdrzami. Wyglądał na upartego, gdy patrzył na nią z byka, zagryzając wargi, myśląc jak powinien się odgryźć. Jego tylne kopyto trzęsło się zdradzając że jest kłębkiem nerwów, wybijając po całym pomieszczeniu swoisty jednostajny rytm, który ustał gdy obrócił się gwałtownie wrzucając parę dodatkowych szczap drzewa do pieca z pomocą lewitacji, którą widać że nie udało się mu opanować do perfekcji, albo po prostu nie miał tylu sił by nad nią zapanować... - Nie jestem i dlatego chce iść z tobą - zapowietrzał się co moment - i doskonale wiesz dlaczego... - powtarzał się, gdy w jego uścisku magii pojawił się lekki toporek z pomocą którego rozłupał parę następnych pieńków, przy czym mało się nie napocił. Szczapki rozleciały się po pomieszczeniu ale on ich już nie zbierał. - Zabierz mnie, mam kryształy... Zapasy... [Bright Laugh] Tale, bo tak nazywała się nowa patrzyła na wszystko z dystansem, a w jej zielonych oczach, uwidoczniło się coś czego zwykły kucyk nie mógłby wytłumaczyć od tak, nie widząc, nie czując pewnych szczegółów, jak w tym przypadku zapachu jaśminu, którego ogier nie był wstanie nawet poczuć, bo za krótko z nią przebywał. Złowieszcza iskra jak szybko się zapaliła, tak zgasła wygaszając jedną z wielu dróg które miały się jeszcze otworzyć i zamknąć właśnie na drodze tego pegaza. Kierownik miał go zaprowadzić najszybszą drogą, a prowadziła ona wąskim skręconym do granic możliwości korytarzem, przy którym pośpiech mógł się okazać dość niebezpieczny. Marmurowe stopnie były w miarę wąskie i niewłaściwy krok mógł skończyć się wydłużonym pobytem w skrzydle szpitalnym... Zwłaszcza że jedyne światło pochodziło od niewielkich kryształowych świeczników zasilanych co jakiś czas iskrą magii przez życzliwego jednorożca... Wychodziło się zza jednego dywanów, by nie niszczyć całego wystroju jednego z głównych korytarzy nieplanowanymi wcześniej zmianami w tym przypadku zniszczenia pewnej symetrii ~ wizji artysty. Łatwiej było powiesić dodatkowy gobelin na ścianie. Po tym droga była już szybka. Strażnicy patrząc na prowadzącego Brghta jednorożca. Mała łazienka dla służby tego było potrzeba naszemu bohaterowi. Niewielkie pomieszczenie w jednym z bocznym korytarzu... a księżniczka miała być tak niedaleko. [Resztę czyszczenia napisz sam, bo będzie że kieruję Ci postacią XD]
  7. [Rasp] Tap, tap, szrap, tap... Nogi kopytnego plątały się ze strachu, jakby zapomniał o wszystkim innym i na nowo uczył się kłusować. To samo na swojej ciele mógł poczuć Rasp. Niewytłumaczalny ciężar został powieszony na jego duszy, tylko w jednym momencie ~ strach chciał opanować jego ciało [zdałeś rzut obronny 13/20], tak naprawdę tylko dlatego że ktoś tego chciał. Nie było czego się bać. Cienia w lesie? Tego mogły obawiać się źrebaki z rozbujaną wyobraźnią, po opowieściach rodziców, by nie wchodziły do ciemne zakamarki otoczenia. Gałęzie zdawały się uginać pod ciężarem tego czegoś. Śnieg z nich spadał, znacząc drogę którą coś przebyło, a zlewało się to z cieniem i go właśnie się trzymało, przecinając co jakiś czas słupy światła, które zdawały być pochłaniane... Zdradzało to jaką naturę musiał mieć jego przeciwnik, który zdawał się stosować sprawdzone sztuczki. Na razie patrzył. Może nie spotkał się jeszcze z taką ofiarą jak on ~ diamentowy pies... a może chodziło o coś zupełnie innego? Wypadając na polane, mógł zobaczyć że cukierkowo różowy źrebak, w lnianej koszuli i pobrudzonym od krwi wełnianym kubraku, próbuje biec przed siebie. Ślepo ale stanowczo... Nie udało mu się jednak przebić przed krzaki, gdy jego kopyta ślepo biły glebę, a on sam zaklinował się pomiędzy gęstszymi gałęziami że jedyne co próbował to wycofać się, a jego własne ubrania mu to nie umożliwiały. Wczepiły się w materiał, a następne kolce wbiły się już w delikatne boki, znacząc kolejnymi kroplami krwi śnieg... Tym razem jego. [Kati] - Zabierz mnie do Canterlot! - zabrzmiał po pomieszczeniu zachrypnięty ale jednak żywy głos źrebaka... Czy nikogo innego nie było już w pobliżu? Wyskoczył on dość znienacka ze swego schronienia i patrzył na smoczycę wzrokiem, próbującym łamać najtwardsze serca. On potrzebował pomocy. Wiedział o tym on jak i Kati, która mogła spoglądać na niewielkiego szarego ogierka jednorożca, o białej jak śnieg za oknem przetłuszczonej grzywie. Zbliżał się do niej powoli, gdy jego długie nogi na nowo przystosowywały się do chodzenia. Ścierpły mu. Ile tam musiał siedzieć czekając. Dlaczego został? To pozostawało tajemnicą. [Luned] Ten dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie... Miał nie różnić się od trzech poprzednich ~ czyli dokładnie tak jak zawsze mogła odhaczyć że kompletnie wszystko poszło zgodnie z planem. Ten jednak różnił się. Podczas gdy szła w stronę centrum widziała jak parę kucyków pada wokół jednego ogiera, który zagrał tylko na swym instrumencie. Jej oczy dostrzegły kuca, który jak duch zniknął przy wszystkich zostawiając za sobą tylko ślady na ziemi. Arystokratka nawet nie ziewnęła na to ruszając wcześniej upatrzonym przez siebie kierunku. Dopiero przechodząc koło jednego z ciemnych zaułków przed jej nosem pojawił się biały kij zmuszając do zatrzymania się. - Jeśli nie chcesz zmieniać swojego życia ~ zawróć... i tak nic nie zmieni twoja ofiara - odezwała się klacz, patrząc na nią swoimi niebieskimi oczami pełnymi płynnego złota błyszczącego w nich. Sama szara pegaz ubrana w białe pończo z pod którego wystawały niebieskie pióra jakiegoś wielkiego rajskiego ptaka. Wydawała się jednym z tych dziwaków, ale jej znajoma również świdrująca ją wzrokiem zupełnie innym. Pełnym nadziei, budziła sporo zaufania mimo że miała swój zielony pysk ukryty w obszernej chuście zawiązanej na szyi. Obie te znajome łączyły oczy w których błyszczały się metale... W jej konkretnym przypadku wydawał się to mosiądz albo miedź. Stała jednak za daleko by to dostrzec zza jej pstrokatej różowej grzywie. - Wiesz że już wybrała... Dlaczego język strzępisz gwiazdko? - Po tym zabrzmiała cisza między nimi jakby na kogoś czekały.
  8. [Rasp] Przecinanie krzaczorów nie stanowiło żadnego wyzwania, a ostre kolce nie zostawiały nawet zadrapania na metalizowanej sierści psa. Cień go otaczający zdawał się tańczyć wokół niego w ledwo widocznych słupach światła przebijającego się przez korony jeszcze pełne liści, które nie zdążyły spaść, a zostały przykryte śniegiem. Tylko jeden fragment wydawał się o wiele ciemniejszy od reszty otoczenia, obserwował go z gałęzi rozłożystego drzewa znajdującego się na skraju polany. Z tej gałęzi z kolei na ziemie skapywały krople krwi. Najprawdopodobniej gryfa, co został wypatroszony i w tym samym momencie to coś zdawało się rozpłynąć w przestrzeni... Ucichło też łkanie, na dźwięki przecierania się przez krzaki wymieszanego z szumami wiatru, podrywającego pojedyncze płatki śniegu. Pojawiły się cichnące kroki przebijające warstwę śniegu. Stanowczo za lekkie na drapieżnika... Za mało gracji. [Kati] Domek był na zewnątrz kolorowy, a dużą ilość źrebaków tu zamieszkujących zdradzały malunki na ścianach. Drzwi do których pukał smok okazały się uchylone, a one same chodziły dość ciężko. Uchyliły się powoli, a kawałki śniegu potoczyły się po ciemnej izbie, co musiała stanowić centrum życia kucyków, których nie bardzo było widać czy słychać. Smoczym oczom nie przeszkadzał ten pół cień, łamany żarzącymi się węglami z uchylonego pieca. Właśnie w tamtych okolicach można było dostrzec parę oczu skrytych pomiędzy licznymi kocami, dogrzewanymi od spodu przez łóżko postawionym na półce przy kominku. Cisza... Tylko ona brzmiała w uszach... [Bright Laugh] Właśnie za tamtym okienkiem, które de facto znajdowało się na końcu korytarza było obsługiwane przez najmłodszą chyba klacz jaka tu pracowała. Głębokie zielone oczy jednorożec wyróżniały się na tle szkarłatnej sierści, a ta gaszona była z kolei długą grzywą w odcieniu głębokiej szarości, spiętej w pojedynczy kucyk... Ubrana nienagannie. Biała koszula rozpięta pod szyją, czarna kamizelka, kusa spódniczka w tym samym kolorze. Spojrzała na niego szybko, a w oczach mimo szczerego optymizmu nie patrzyła na niego, tylko raczej na biurko i papiery, które na nim się znajdowały. - Witam? W czym mogę pomóc... - powiedziała, dość nerwowa a jej głos... Dość wysoki, dźwięczny, że aż można by zadać sobie pytanie co taka klacz robi tu, prócz kurzenia się wśród stert dokumentów.
  9. [Bright Laugh] Po ruszeniu w dalszą drogą, jego oczom mógł się okazać pojedynczy szczyt i białe miasto zbudowane na zboczu góry otoczone bańką oddzielającą raj od okolic, które zmieniały się w niebezpieczne lodowe pustkowia. Ukazał się jego cel podróży na wyciągnięcie kopyta. Wiedział gdzie ma się udać. Do kancelarii królewskiej znajdującej się przy pałacu zaraz przy sali tronowej... Był to niewielki budynek wtopiony w ściany białego pałacu, odstający jednak i zdradzający tym że został dobudowany później, a główny projektant nie wziął pod uwagę takiego pomieszczenia. Siedziało tam w środku parę klaczy za biurkami i sortowało wszystkie informacje przyniesione przez gońców. To one decydowały bardzo często którą decyzje mogą podjąć same, a które pozostawić księżniczce. [Rasp] Na miejscu mógł napotkać niesamowity widok... Szóstka gryfów została rozszarpana najprawdopodobniej przez wielkiego kota, ale ich skórzane w większości pancerze nabite ćwiekami i metalowymi płytkami niczym łuski, wyglądały na względnie nienaruszone. Z rozciętych ciał już dawno zdążyła zejść krew i zamarznąć tworząc działa sztuki nowoczesnej na śniegu. Ognisko dogasało, a cały obóz był wywrócony do góry nogami. Na pikach i mieczach, które posiadali zbójcy nie było żadnych śladów krwi... a jeden, któremu udało wzbić się w powietrze zawisł na drzewie. Niesamowita masakra. Ślady zdradzały że jedno z ciał musiało zostać zabrane, a śnieg zdradzał ślady że zostało gdzieś zaciągnięte. Słuch psa mógł usłyszeć świst wiatru i ciche łkanie przesiąknięte strachem, gdzieś wśród krzaków znajdujących się trochę głębiej w lesie. Wśród zapory z ostrych krzewów, a dalej mogła znajdować się niewielka polana. Świadczyły o tym przebłyski światła w cieniu wokół... [Crystal][Soft Note] Crystal bez trudu mogła dotrzeć że to nie w nią był wymierzony kamień, a w kucyka który samym pstrokatym wyglądem wybijał się z tłumu, zresztą stanął na dwóch kopytach i zaczął grać. Co już zupełnie odbiegało od szeroko przyjętej normy. Wokół kucyki padły wbrew swojej woli na ziemie, a jej trudno było nie zrobić tego samego było coś w nim. Agresor chciał jeszcze coś krzyknąć ale... Nie dał rady, gdy jego pysk zanurzył się bezceremonialnie w kałuży, a on sam pochrapywał... Stali tak grajek i widząca... a wokół leżała większa ilość kucyków zmożona głębokim snem. Taki widok nie zdarzał się często. Klacz zapiekł nos, a przeczucie zniknęło... Teraz brakowało jej odpowiedzi: dlaczego los związał ją z kucykiem, gdy nigdy tego wcześniej nie zrobił. Pokazać kogoś takiego... [Kati] W oddali mogła zobaczyć zarysy małego miasteczka, gdzie tylko z jednego komina wydobywał się biały dym, tak jakby jego życie już się kończyło... Nie zachwycający widok, gdy w małej wiosce znajdowało się co najmniej 30 domków o ostrych dachach wybijających się na białym zboczu piętrzącego się niewielkiego pagórka, ogrodzonych od lasu ostrokołem i najprawdopodobniej jeżynami...
  10. [Rasp] Las od samego początku wydawał się dziwnie opustoszały, a ślady zwierzyny raczej dość stare, nie licząc tych od lądowania na skraju lasu w świeżym, jeszcze nie zmrożonym śniegu. Dwie różne pary kończyn. Najpierw wylądowały łapy wielkiego kota, gdy przednie wydawały się szponami. Wniosek nasuwał się sam. Większa grupa gryfów. Niosły najprawdopodobniej swą ofiarę, która po upadku z jakiejś wysokości i próbowała uciec, ale ślady niewielkich kopyt urywały się tak szybko jak się pojawiały. Na niewielkim krzaczku widać było zamarznięte ślady krwi na paru gałązkach, z których to spadł śnieg, gdy został lekko potrącone. Istniały dwie drogi... W ciemny las i obrzeżami, gdzie kierowały się ślady pseudo zorganizowanej grupy. Ta druga zapraszała przebłyskami światła, przebijającymi przez korony drzew, gdy ta pierwsza kryła tajemnicę w cieniu. [Bright Laugh] Udało mu się, a podczas przelotu przez wyższe warstwy, coraz rzadszych chmur zamiast spodziewanego podmuchu uderzyła go fala zimna i śniegu, co gwałtownie się skrystalizował lądując mu na twardo na skrzydłach. W oddali mógł widzieć tylko dwie gnające postacie... Jedną w odcieniach szarości, a druga wydawała zlewać się z chmurami i niebem. Tamta dwójka ciągnęła za sobą wiatr. Gnała przed siebie, a chmury wokół nich wyglądały jak wzburzone morze. Tysiące fal rozlewało się po bezkresnej równinie, w skali dostępnej tylko dla niektórych utalentowanych pegazów... [Soft Note] Nie miał tego szczęścia i przy swoich porządkach dostał całkiem mocno kamieniem rzuconym przez ścigającego go jednorożca i to właściwie w podstawę szyi. Zdradził go jego nietypowy dość pstrokaty jednak wygląd. Tu był pies pogrzebany. Lutnia przy boku nie była częstym elementem, który można było zobaczyć u każdego. Koło uszu mógł słyszeć świst kolejnych kamieni, a parę nawet miało okazję otrzeć się o jego ukochany instrument. Nie było dobrze... Nie docenił przeciwnika, a ten okazał mieć więcej kondycji niż przeciętny mieszczanin. [Crystal] Gdy się przemieszczała po krętych korytarzach, chronicznie piekły ją uszy. Tak na zmianę, raz jedno i drugie, co dawno się nie zdarzyło. Jej własny zmysł chciał koniecznie wskazać jej że w tą stronę nie powinna iść, a to już było co najmniej dziwne. Wychodząc mogła widzieć jak osiwiałe jednorożce schodzą by zająć jej miejsce. Spędziła tam całą noc. Czy mogło się to dobrze dla niej skończyć? Zmysł prowadził ją przez miasto i tłumy w nim przebywających. Miasto jednorożców, stało się tylko grupą etniczną w swoim własnym wielce, eleganckim do niedawna mieście. Tysiące znudzonych i głodnych spojrzeń. Czemu prowadziło ją tam gdzie było tylko gorzej? Bary, tłumy wokoło wszelkiej maści i klasy... I w tym wszystkim jedna wielka pogoń. Jej policzek został zarysowany ostrym kamieniem rzuconym przez rozwścieczonego jednorożca. Czy powinna zareagować? Wszystko odpłynęło. Znalazła się tam gdzie powinna, w odpowiednim czasie, by dostać kamieniem. To miało być na tyle? To było za dokładne na takie coś.
  11. Przez las przebiegało wiele wydeptanych szlaków, tylko w zimie były bardziej widoczne niż zwykle, dopóty nie zrywał się wiatr i nie zasypał śladów licznej zwierzyny... Wszystkie prowadziły w ściśle określonych kierunkach, wodopojów, polan, schronień i właśnie w tym labiryncie wśród wielkiej puszczy większość istot pragnących przeżyć kierowało się do najstarszego zagajnika... Tylko tam śniegi dawały za wygraną, nikt tylko nie wiedział na jak długo, gdy zima z każdym dniem wyrywała parę centymetrów dla siebie. Drzewo Harmonii przyciągało wiele stworzeń swym pierścieniem bezpieczeństwa. Zwłaszcza w nocy, gdzie w ogromnej jaskini kłębiły się głodujące drapieżniki wraz z swoimi ofiarami... Samo drzewo właśnie kwitło i na nim pojawiło się parę pomniejszych kwiatów ~ niewielkich i raczej bezwonnych. Niewielkich fioletowych i nie zwracających na siebie uwagi. Tylko jedna para ciekawskich oczu, ukrytych wśród futra wielkiej niedźwiedzicy co zapadła w letarg, wraz z swym dzieckiem... Czekały na właściwy moment. Jak wszyscy wokół niej, a napięcie rosło wśród tak różnorodnej grupy. Wystarczyło jedno nastąpienie komuś na ogon by rozpoczął się... rozlew krwi. [Rasp] Drogi nie mogły być bezpieczne, gdy głodne drapieżniki stawały się coraz bardziej zuchwałe, a świadczyć o tym mogły liczne wozy pozostawione w strzępach na wielu traktach i ślady podartych ubrań na gałęziach, a ślady krwi zakrył najprawdopodobniej śnieg... Którą drogę miał wybrać nasz bohater będąc spory kawałek od Canterlot. Pokonywał właśnie Wzgórza Macintosha, by móc ujrzeć niewielką rolną osadę, okalaną z jednej strony potężnym lasem w środku którego stało opustoszał zamczysko. Tą puszcze zwano Wolnolasem, gdzie chmury nie chciały słuchać się żadnych pegazów, a sama natura miała co najmniej tyle inteligencji co samotny śmiałek próbujący go przemierzyć... Miał zaoszczędzić sobie czasu podróżując szerokim gościńcem, którego znaczyły ślady walki, czy spróbować szczęścia i nadłożyć drogi idąc leśnymi odstępami. [Crystal] Ciemność okrywała pojedynczego kucyka przyświecającego sobie rogiem stare i liczne manuskrypty, tylko dlatego że świeca którą posiadała zdążyła się dawno wypalić, a ona sama zapomniała o całym świecie poza nią i tym właśnie tekstem. Wigilia serdeczności... Stary dokument, na podstawie którego powstało przedstawienie o tej samej nazwie odgrywane w najdłuższą zimową noc. Sprawdziła wiele kronik i zaczynała dochodzić do wniosku że nagłe pojawienie się tego święta nie mogło być zwyczajnym przypadkiem, ale kontemplacje na ten temat przerwały jej zdarzenia, które dopiero miały nadejść. Co mogło się wydarzyć? Co ważniejsze... Daleko nie musiała szukać. Wystarczyło wyjść na zewnątrz. Znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. [Kati] Pokaż mi swą drogę do Canterlot. [Soft Note] Znalazłeś się na ulicy... Chcą cię znaleźć. Dlaczego? [Feainnewedd Luned] Opisz mi swój dom... Dość dokładnie nie używając salwy z karabinu. Od tego zależy twój los. Nie zawiedź mnie. [Bright Laugh] Lecisz z listami z Cloudsdale. Jak to zrobisz.
  12. Od tego mam kości Fate pod ręką... Po za tym.. Ogarnę ten temat jeszcze. Na razie przed wyruszeniem w drogę trzeba zebrać drużynę: Postęp? Chyba średniowiecze, a nie postęp... Equestria nie jest do końca bezpiecznym miejscem, gdy większe powierzchnie krainy pokrywają lasy pełne potworów, które z powodu braku pożywienia zaczynają go szukać... To czas miecza i magii... Walki o przeżycie. Był to czas, gdy Celestia nie współdzieliła tronu z nikim, a do przybycia Luny pozostało ponad pięćset lat... Nie zagrasz sobie dronem, na pewno nie takim jakim np w cyberpunku... możemy pomyśleć nad czymś w steampunku wymieszanego z magią i stworzyć coś bazującego na mechanicznej zarazie, golemie... czy czymś z Mechanicznej Nirvany...
  13. Rozmowy: Jeśli między dwoma lub większą ilością graczy wywiąże się dialog. Piszą oni dokładnie w takiej kolejności jak zaczęli, by nikogo nie pominąć, bądź zasypać wiadomościami, a także dać możliwość wypowiedzenia się każdemu. Wszelkie dłuższe nieobecności zgłaszać. Offtop w nawiasach bądź komentarzach by udzielić go od istotnej treści. Kłótnie... Jeśli dojdzie do konfliktu i strony nie są wstanie dojść do porozumienia wtedy biorą kogoś na mediacje żeby nie było że kogoś wspieram. Każdy następny problem który do mnie trafi będzie rozwiązywany według prawa Murphy'ego. Uwierzcie nie chcecie tego. Świat wyjściowy: Canterlot przymierający głodem do którego cały czas przybywają kuce szukające ratunku... Ale i to powoli ma kres. Equestria nie jest do końca bezpiecznym miejscem, gdy większe powierzchnie krainy pokrywają lasy pełne potworów, które z powodu braku pożywienia zaczynają go szukać... To czas miecza i magii... Walki o przeżycie. Karta postaci: Zdanie które opisuje całą postać kim jest, co zrobiła... Imię: Rasa: Wiek: Płeć: Krótka historia: Wygląd (Opis / zdjęcie): Cechy charakteru: 3 umiejętności które go wyróżniają, w reszcie jest przeciętny, lub nie potrafi wcale: Pochodzenie: Znaki szczególne jeśli posiada* (Cutie Mark, blizny, tatuaże itp.): Ekwipunek: Zasady ogólne: Używamy języka polskiego, nie przeklinamy nagminnie. Gwiazdki też się liczą. Brutalność dozwolona, ale bez przesady. Nie zabijamy bez potrzeby. Słowo to potęga – każde może mieć ukryte znaczenie ujawniające się dopiero gdy przyjdzie na to pora. Ja mam zawsze rację. Wątpliwości na PW. Nie ma przewidywania przyszłości/ stawiania przed faktami dokonanymi itp. Nie więcej niż 2 strony jak mnie nie ma. Bez Rambo, co jednym zaklęciem rozwala wszystkich... Twoja postać nie jest w stanie zrobić wszystkiego np. jest humanistą czy politykiem i doskonale zna się na sadownictwie, w które nigdy się nie wgłębiał. Czas rzeczywisty nie da się przyśpieszyć niektórych rzeczy. Podróży, budowy itp. Kara za OPienie. Inni gracze będą mogli cię wykorzystać do własnych celów, a ty nie możesz odmówić tej prośbie. Rozbudowana wypowiedź. Mniej niż trzy linijki to spam.. Zasady walki: Tryb przypuszczający. Przeciwnik opisuje rany jednak nie robi z siebie nieśmiertelnego i nietykalnego. Niektórych ciosów nie da ominąć np. Strzał z przyłożenia w potylice. Był to czas, gdy Celestia nie współdzieliła tronu z nikim, a do przybycia Luny pozostało ponad pięćset lat... Letnie słońce świeciło wysoko na niebie. Trwało kalendarzowe lato, a kraina i tak pokrywał śnieg. Ziemia pozostawała zamarznięta wraz ze zbiorami, które nie zdążyły zostać zebrane czy nawet dojrzeć, gdy sroga zima zstąpiła obejmując panowanie nad kolorową krainą. Łany zbóż zamarzły, a na drzewach owocowych pojawiły się bombki z zamarzniętych owoców... Nawet nie zdążyły spaść. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Z dnia na dzień. Kucyki przymierały głodem, zamarzały w swych domach, a władczyni nie mogła na to patrzyć ze swojego tronu. Na cierpienie poddanych i bezsilność swojego skrzydła naukowego. Sama po nocach zaprzątała sobie głowę jak do tego mogło dojść. Trzymała słońce na niebie tak długo jak mogła, a najkrótsze noce w historii i tak zbierały żniwo znaczące się tylko tym że drzwi były zabijane, a z kominów nie unosił się biały dym... Wszystko działo się w coraz szybszym tępię. Ocaleni przybywali do Canterlot, licząc że szlaki wyznaczone przez pegazy z Cloudsdale pomogą im w pokonaniu dalekiej drogi... Stolicę bowiem okulała bariera zatrzymująca ciepło wewnątrz... Dającą nadzieję na przeżycie. Jednak nie był to raj. Napływ uchodźców sprawił że spichlerze miejskie bardzo szybko opróżniały się, a ofiarą padały zamkowe ogrody i trawniki, na które wcześniej nikt by nie spojrzał. Miasto nauki i jednorożców nie miało dość mieszkań i część przybyłych mogła liczyć na co najwyżej na ciepło koksownika i to w tym najlepszym przypadku i tak do miasta przybyło parę postaci mogących cokolwiek zmienić, nie czekając na to co wydawało się nieuniknione...
  14. Ktoś ma ochotę na sesje w klimacie Planescape? 

  15. Dawna tego nie robiłem ~ nie czytałem fanfików, pisałem nic pod nimi. Widząc jednak zapomniany tag TCB, nie mogłem sobie odmówić. Cahan, podoba mi się sposób myślenia postaci i jej podejście do tematu, który został przeorany już dawno do skały macierzystej, a tobie mam wrażenie że udało się ją roztrzaskać. Sam motyw ponyfikacji daję swego rodzaju zagadkę, która nie ma rozwiązania na tle innych opowiadań. A to duży plus, że tak naprawdę nie dostaliśmy odpowiedzi kto i dlaczego. Tym daleko pociągniesz czytelnika. Jestem ciekawy jak rozwiniesz funkcję poszukiwania, ale na to przyjdzie mi poczekać z przyjemnością. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
  16. [Natalia Romanova] - Schrzaniły... po prosu po ludzki te kucyki schrzaniły - mówiła nerwowa w kółko, gdy kolejna jej drogocenna karta poleciała na asfalt, rozsypując się w drobny pył, a morze srebra zatrzymało się dopiero na jej butach. Nie mogła wrócić od tak gdy właśnie stała się zwierzyną łowną. Gdyby to była tylko jedna osoba, ale nie... Goniło ją całe stado i zapanowanie nad wszystkimi zbiegami okoliczności stawało się dość trudne do zaplanowania. Ich przyszłości, by skończyli martwi. Miała uciekać? Chyba tylko tyle jej pozostało. Chyba że... To mogła być odpowiedź, tylko czy nie narobiłaby tym więcej bigosu niż potrzeba by było? [Anna Kowalska] Lust od zawsze znikała, gdy nachodziła ją taka ochota... Czy i tym razem powinna postąpić podobnie? Własnie to chodziło jej po głowie, by pozwolić wszystkiemu potoczyć się przez moment bez jej opieki i zobaczyć co z tego wyniknie. Czy to nie mogło być naprawdę odkrywcze. Zobaczyłby ich decyzje bez swojego udziału, a to stanowiło dość ważny element każdej gry, bo co innego to było jak nie gra? Musiała odejść i znowu zacząć obserwować... Spojrzała tylko na Snow przychylnym okiem i ruszyła w swoim kierunku, by zostać samą...
  17. [Anna Kowalska] - Dobre, ale nadal jesteś dość daleko. - Uśmiechnęła się nawet normalnie... może nawet za normalnie, bez zbędnych kontekstów. Czy to miało być właśnie zadowolenie, że zaczęła myśleć chodź trochę? Zamiast iść wzdłuż najprostszej linii oporu. Chodź to własnie pozostawało źródłem jej największym błędem. Nie myślenie samodzielnie. - Boję się tego co będzie później. - Spojrzała na nią jakoś wredniej, jakby w głowie układając zagadkę ale jakoś inną niż wcześniej. - Tego czego nie zdołam już przewidzieć, gdy się w końcu stanie, co ma się stać, po tym jak poświęcę działania możliwości, dla osiągnięcia dwujakiego szczęścia, już po wszystkim - mówiąc to akcentowała ostanie wyrazy w kolejnych zdaniach składowych. Czy to miało być kolejną zagadką? Kiedyś częściej używała tego typu zagrań, gdy słowa się zlewały. Już nie czekała na odpowiedź gdy otworzyła drzwi zapraszając ją do środka.
  18. [Anna Kowalska] Lust się tylko niewinnie uśmiechnęła, patrząc na Snow cały czas tym samym pobłażliwym okiem. Nie zmieniając pozycji, gdy ręka cały czas dotykała niewinnie klamki. Igrając z nią samymi opuszkami palców. Nie dziwił już jej tok myślenia akurat tej klaczy, a ona sama zyskała pewność siebie której tak brakowało na starcie by załatwić to całkowicie czysto. Bez swego rodzaju gry. Teraz już wiedziała że za głęboko w niej to tkwiło. Nie mogła zmienić całkowicie swej natury... Z drugiej strony co w niej zmieniła? Władzę nad sobą. - Spytaj ją sama - powiedziała to głosem nie zmieniając ją swego wygórowanego tonu. - Nigdzie jej nie oskarżyłam - dopowiedziała, niby zakończyła to zdanie. Prawda pozostawała inna. Ona stwierdziła że to zrobiła, a to już nie to samo. - Najprawdopodobniej, ale nie znam jej intencji... więc nie jest i stanowi prawdopodobne zagrożenie. - Pokręciła głową że jeszcze nie zrozumiała że chciwość to swego rodzaju odpowiedź na wszystko.
  19. [Anna Kowalska] - Znam kucyki... Nie ciebie i tak też to powiedziałam... - mówiąc to pokręciła głową i położyła dłoń na klamce, które otworzyła zaczynając tą farsę... Wiedziała przecież jaki dobór słów chciała zastosować. - Co śmieszne wykorzystała go pani premier... - Uśmiechnęła się, unosząc brew. - Miała ku temu powody... Nie przeczę że były szczytne... - Wzruszyła ramionami, jak gdyby ta informacja nic nie znaczyło. Wiedziała jednak że będzie to informacja będąca swego rodzaju nosorożcem. - Sposób o którym myślisz zależy od wychowania, charakteru, temperamentu, ale i przede wszystkim pierwszego kucyka, którego poznał. - Wyliczała jakby to nic nie znaczyło, a ostatni spowodował dziwny błysk w jej oku. - Glamor jest dobrym przykładem. Tej samej szkoły... Szkoły wyboru, ale doboru innych zmiennych. Tak.
  20. Szukam kogoś, kto nie będzie bał się powiedzieć co myśli, bo przestanę pisać... i jednocześnie co jakiś czas spyta: Jak tam? by sprawdzić czy przypadkiem o czymś nie zapomniałem, jak np. o pisaniu dalej tego opowiadania. Potrzebuje korektora i prereadera... Za jakiś niedługi czas. Spodziewane tagi: [Adventure][Violence][DD] Ktoś chętny?
  21. [Anna Kowalska] - Do drugiego kucyka byś się najprawdopodobniej tak nie odezwała... Tu tkwi problem ~ ja o tym doskonale wiem... - powiedziała nawet nie oglądając się na nią, ale jednocześnie wyglądało to tak jakby chciała przestać by wciąż jej zależało ~ ale jednak nie mogła. Nie mogła jej tak po prostu zgubić, a namyśl że mogłaby jej coś zrobić. Nie mogła jej tknąć, bo nie miała powodu... Więc szły razem, a kolejne słowa dość niechętnie opuszczały jej wargi. - Dobór słów Cię zdradza - podsumowała dość krótko. Tłumaczyła się... Komu? Nic nie znaczącemu kucykowi... - Myślisz że i ja tego nie chce? - warknęła. - Tu dochodzimy do miejsca gdy wiem że nie mogę dać mu umrzeć, bo i ja bym nie mogła żyć, wiedząc że nie dopełniłam obowiązku - rzuciła i jeśli Snow myślała że szła szybko to właśnie złamała to wyobrażenie. Znajdowały się coraz szybciej do punktu wyjścia. - Nie po tym gdy oddałam mu wszystko co miałam - mruknęła pod nosem.
  22. Alicorn czy Alikorn?

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Hoffner
    3. Cahan

      Cahan

      Ja polecam alikorna. Słowo nie ma odpowiednika w języku polskim, a to spolszczenie pasuje i dobrze brzmi.

    4. Niklas

      Niklas

      IMO kwestia gustu w tym wypadku. Ja się trzymam oryginalnego alicorna.

  23. [Anna Kowalska] - Jego wysłuchasz na spokojnie ~ bez kwestionowania czegokolwiek... - westchnęła nawet nie odwracając się... Bez emocji... Nawet się nie zatrzymując gdy pokonywała w niesamowitym tempie... Gdy brała zakręt przystanęła na moment patrząc na nią wzrokiem który nie wyrażał kompletnie nic. Stał się pusty, tak jak jej głos... - Wiedź że ja każdego słowa dotrzymam... Mimo że jestem potworem ~ bez honoru. - Tu zabrzmiała nawet swego rodzaju nienawiść, a po westchnięciu słychać było o wiele ciszej ostatnie jej zdanie... - Przynajmniej to nie potwór złamie Ci serce... - Ruszyła dalej...
  24. [Anna Kowalska] Anna nie zareagowała na jej zaczepkę przynajmniej z początku. Kiedyś opuściła ją by bez jednego słowa, ale w tamtej chwili? Dawno stało się dla niej niemożliwe. Mimo że zawsze powinna być tą tajemniczą zielonooką. Musiała odejść... Widziała od początku że się to tak skończy. - Wiesz... Gdybym zdobyła jego zaufanie w ten sposób. Nie ufałby mi w tej postaci nigdy. Niech to da ci do myślenia, gdzie wędrują twoje myśli, bo ja ostrzegałam - rzekła tym samym tonem którym posługiwała się na początku znajomości. Właśnie wracały do punktu wyjścia i ona już nie mogła nic na to poradzić. Przecież musiała się trzymać swoich zasad, by nie wpaść w kłopoty. Zawsze gdy je łamała ~ źle się to kończyło... Wolała nie ryzykować. - A jak teraz wybaczę naprędce, bo tego chcesz ~ nie nauczysz się niczego... - Przełknęła ślinę, zanim wypowiedziała słowa, które obracały w perzynę całkiem sporo. Jednak wiedziała że będzie musiała ją pilnować. - Znikam, jak obiecałam... - powiedziała jak gdyby to ona była tylko służką.
  25. [Anna Kowalska] - Nadal wygląda na to że jesteś klaczką... - rzuciła wstając dość gwałtownie ~ zła. Nawet nie próbując na nią spoglądać. Nie dała jej żadnego powodu by brać ją na poważnie, po tym jak zachowywała się jak zwyczajna małolata... a ona nie mogła tego tolerować. Zresztą nie zdzierżyłaby tego nigdy - Pomogłam mu złamać zaklęcie ciążące na nim. Ceną był jedyny pocałunek... - mówiła to z pogardą i wyrzutem że nadal nie mogła zrozumieć że nigdy nie robiła nic bez powodu. - Na tym zakończę... - westchnęła ciszej ze smutkiem ale już z pełnym spokojem. - Nie zasługujesz na więcej... i tak nie chcesz spróbować zrozumieć. - Odwróciła się schodząc powoli ze schodach. Jakby z oporem zatrzymując się na 3 pokonanym stopniu. - Przyjdź jak będziesz gotowa. Nie chce w tobie wroga....
×
×
  • Utwórz nowe...