Lightning Energy
Brony-
Zawartość
801 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Lightning Energy
-
Nagle na niebie pojawiły się noc i dzień jednocześnie. Uznałem, że może to mieć coś wspólnego lasem Everfree. W końcu tam wszystko było poza kontrolą kucyków. Skierowałem się tam. (las Everfree)
-
Przeczytałem list i wyszedłem szybko z ratusza. Myślałem co robić.
-
Wyszedłem z butiku i skierowałem się do ratusza. Lily już bolały kopytka, więc ją niosłem na rękach. (ratusz w Ponyville)
-
-O, cześć. Właśnie się tam kierowałem.- zawołałem i poszedłem do butiku. Wszedłem na górę do sypialni Rarity poszukać poszlak.
-
W Cukrowym Kąciku też nic nie było. Postanowiłem więc sprawdzić butik Rarity. Na pewno tam coś będzie. (butik Rarity)
-
Wyszedłem z biblioteki z moją "córką" i skierowałem się do Cukrowego Kącika. Miałem nadzieję, że znajdę coś pożytecznego. (Cukrowy Kącik, Ponyville)
-
Skierowałem się wielkiego drzewa, które według kreskówki było biblioteką. Wszedłem do środka i zauważyłem książkę o historii Equestrii. Wziąłem ją i zagłębiłem się w lekturze raz po raz robiąc notatki w dzienniku.
-
Nie wierzyłem w to, co powiedział Michael. Bariera znikła? Natychmiast pobiegłem do śmigłowca i poleciałem do Equestrii. Lily siedziała mi na kolanach podczas lotu. Nagle zapytałem się niej: -Jak umarli twoi rodzice? -Wolałabym nie mówić o tym. -Rozumiem, ale jeśli chcesz wiedzieć, to jeśli naprawdę chcesz, mogę być twoim nowym tatą. Klaczka spojrzała na mnie z dużymi oczkami i spytała: -Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? -Tak. Zrobię. Lily uścisnęła mnie kopytkami i pocałowała w policzek. Gdy dotarliśmy do Equestrii, wyszliśmy ze śmigłowca. Odetchnąłem świeżym, czystym powietrzem i skierowałem się do miasteczka na horyzoncie. (Ponyville dokładniej)
-
-Co się stało?
-
-Znalazłem ją w rowie. Była zmarznięta i przestraszona. Zdaje się, że jej rodzice nie żyją, a ja sam nie wiem, co mam z nią zrobić.
-
Wszedłem do gabinetu z klaczką i przywitałem się: -Cześć Michael, w porządku wszystko?
-
Obudziłem się ze wtuloną we mnie klaczkę. Lily otworzyła oczy i spojrzała się na mnie, mówiąc: -Dziękuję, że mi pomogłeś, ale czemu to zrobiłeś? -Bo nie mogę znieść widoku cierpienia jakiegokolwiek kucyka.- powiedziałem i wziąłem małą na ręce. Poszedłem do gabinetu Michaela i zapukałem do drzwi.
-
Mnóstwo ludzi z tej nowej organizacji powstałej od FOL okrążyło siedzibę i negocjowało z Michaelem. Postanowiłem się nie mieszać w te sprawy tylko skierowałem się do sektora z pokojami dla pracowników. Lily już spała w moich ramionach, więc tylko położyłem się na łóżku tuląc ją do siebie i także zasnąłem czekając, co przyniesie następny dzień.
-
Wyszedłem na zewnątrz budynku i odetchnąłem zimnym powietrzem. Poszedłem trochę dalej, gdy nagle usłyszałem płacz. Skierowałem się do jego źródła. Dotarłem do niewielkiego rowu i zobaczyłem, że wśród śniegu coś się rusza. Zszedłem na dół i zobaczyłem...małą, na oko czteroletnią klaczkę ziemną. Gdy mnie ujrzała przestraszyła się i próbowała uciec, ale upadła tylko w śnieg. Podszedłem do niej i wziąłem na ręce. Wyrywała się, ale ja tylko ją przytuliłem, mówiąc: -Spokojnie, nic ci nie zrobię. Klaczka przestała się szamotać i spojrzała na mnie z uroczymi, wielkimi oczkami i spytała: -Obiecujesz? -Tak, gdzie twoi rodzice, maleńka? -M-moi rodzice...- po tych słowach zaczęła płakać. Zrozumiałem, że jej rodzice na pewno nie żyją. Owinąłem źrebię kurtką i poszedłem do siedziby. -Jak się nazywasz? -L-lily Night.- szepnęła zapłakana. Wszedłem do budynku i stałem pod ścianą myśląc, co zrobić z klaczką. Jednak Michael przygarnął te bliźniaki, więc też mogę adoptować źrebaka.
-
-Zasłużyłeś na niego, w końcu dużo zrobiłeś dla ludzi i kucyków. Idę się przewietrzyć na pięć minut.
-
Wszedłem do gabinetu Michaela i powiedziałem z uśmiechem: -Cześć, podobno zostałeś nowym dowódcą, gratulacje.
-
-No proszę, ale się chłop dorobił. Idę mu pogratulować.- wyszedłem z pomieszczenia i zacząłem iść w kierunku gabinetu dowódcy.
-
-Kogo?-spytałem zaciekawiony.
-
Powoli wstałem i zacząłem wychodzić z łóżka szpitalnego. A więc jestem w siedzibie POZ?. Mam nadzieję, że nie ominęło mnie coś ważnego.
-
Powoli dochodziłem do siebie. Byłem zbyt zmęczony, żeby otworzyć oczy, więc tylko wyszeptałem powoli: -Gdzie ja jestem?
-
FOL'owcy próbowali mnie wciągnąć do ciężarówki, ale ja się nie dałem. Zamknąłem oczy i odpaliłem bombę oślepiającą. FOL'owcy na chwilę oślepli i puścili mnie. Natychmiast pobiegłem za helikopterem. Wskoczyłem na budynek, a następnie odbiłem się i wskoczyłem do helikoptera -Uch, przegraliśmy.- po tych słowach zemdlałem.
-
Zakamuflowany szedłem za gościem, który prowadził gdzieś Twilight. Celowałem w niego z karabinu w razie gdyby coś mu strzeliło do głowy.
-
Stałem wysoko zakamuflowany ze snajperką w pogotowiu. Jak coś się stanie zacznę strzelać.
-
Nałożyłem kostium i skierowałem się do tunelu. Przy boku miała karabin maszynowy, a pod kurtką dwa eliksiry. Miałem nadzieję, że nie będę musiał ich użyć.
-
Uśmiechnąłem się i odsunąłem kanapę ukazując zamknięty na zamek szyfrowy składzik z bronią. Wpisałem kod i otworzyłem drzwi ukazując zapas broni na kilka lat. CKM'y, bazooki, karabiny, pistolety, granaty i wiele innej broni. -No no no, wujek wiedział, jak się bronić. Musiał mieć wpływy u jakiejś fabryki broni, że tyle tego jest.