-
Zawartość
512 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Riddle
-
Odetchnęła głęboko. Niepotrzebnie panikuje. Głos Celestii? Każdy wie, że to Luna - a w tym wypadku Nightmare Moon - jest władczynią snów. Nie Celestia, tym bardziej nie Chrysalis, która co najwyżej może się objawiać w snach swoim larwom. Oczywiście, o ile te mają na sny wystarczająco świadomości. Chwyciła kwiatek magią; powąchała go, a następnie włożyła we włosy. Zbliżyła się pewnym i wesołym krokiem do ogiera, po czy objęła jego szyję i przyciągnęła jego twarz do swojej, zamykając oczy i całując go w usta - tak, jak niegdyś w armii. Czuła w końcu coś, co zdawało się ją ostatnimi czasy omijać szerokim łukiem: radość. Drugie kopyto położyła na boku jego głowy, jakby chciała się upewnić, że tu jest. Poczuć, że jest prawdziwy.
-
Potrząsnęła gwałtownie głową, spoglądając w ziemię. Co to było? Następnie podniosła głowę, wpatrując się ogierowi w oczy. Uśmiechnęła się, postąpiła krok do przodu. Jakby już nie pamiętała, lub nie chciała pamiętać, otrzymanego ostrzeżenia. Krok. Ogier wydawał się jej jak królewicz z bajki; młody, piękny... Krok. Zbyt piękny, aby był prawdziwy. Stanęła nagle jak wryta, gdy przeszła jej przez głowę ta myśl. Coś wydawało jej się nie tak. Czy jej Pride rzeczywiście był tak rozbrajająco przystojny? Ale przecież wszystko się zgadza. Spróbowała raz jeszcze go sobie przypomnieć; ale to, co widziała, nakładało się na jej wyobrażenie. Nie potrafiła stwierdzić różnic. Czy aby go nie upiększyła? Chciałabym by był taki, jaki był naprawdę. Ale jeśli właśnie taki był? A ten głos? Głosu jej księżniczki też sama nie wywołała. Nie ruszała się z miejsca. Jedno kopyto trzymała niepewnie w górze: postawić krok? Położyła je na ziemi, zaczęła się rozglądać. Myśleć nad mającymi miejsce zdarzeniami. Gdzie właściwie udało jej się trafić?
-
Była pod wrażeniem. To jest ten świadomy sen, o którym kiedyś słyszała? Co właściwie się stało, że zapadła w taki sen? Nie pamiętała już dokładnie co zaszło przed jej zaśnięciem. Podeszła nieco bliżej ognia i przysiadła na ziemi, zaczynając rozmyślania nad tym, co chciałaby teraz zrobić. Potrafiła od tak wytworzyć cały obóz; idealnie pasujący do tego, co chciała zobaczyć. Faktycznie, mogła wszystko. Rozejrzała się. Wśród wszystkich tych namiotów brakowało jeszcze żołnierzy; chodzących trójkami na warcie, śpiących w namiotach, lub siedzących ze swoimi towarzyszami przed ogniskiem. Brakowało jej... kogokolwiek. Nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Wstała z ziemi, odwracając twarz od ognia. Jeżeli mogła wszystko, mogła do swojej małej niby-rzeczywistości przywołać każdego. Nawet... nawet tego, który niegdyś zawrócił jej w głowie, a który odszedł na zawsze, bez pożegnania. Po kolejnej chwili namysłu postarała się go sobie wyobrazić.
-
Zasłoniła oczy kopytem. Potrafiła nadal czarować, chociaż w tym momencie byłaby w stanie zamienić się rolami z piromantą. Zastanowiła się raz jeszcze nad napisem na podłodze. Teraz naprawdę chciała to sprawdzić. Odsunęła się od żaru stworzonego przez siebie ognia, a następnie zamknęła oczy. Spróbowała wyobrazić sobie rozpalone ognisko na miejscu ognia, oraz porozstawiane wokół pieńki, kamienie i inne improwizowane miejsca siedzące, otoczone przez różne namioty. Jeden z obozów armii Equestrii.
-
Silver rozejrzała się, ale kiedy stała w świetle, jej oczy nie potrafiły się przystosować do ciemności, więc nic jej to nie dało. Podeszła bliżej napisu. Nie miała pojęcia, czy naprawdę mogła wszystko, ale w tym wypadku nie miała większego wyboru. Pochyliła głowę, po czym spróbowała wyczarować przed sobą ogień. Początkowo nie potrafiła się skupić przez przeszywające zimno, ale w końcu udało jej się to na moment zignorować. Płomień powinien ją chociaż częściowo ogrzać, lub przynajmniej posłużyć jako źródło światła.
-
((Pominięty. Nie narzekam)) Odwrócił głowę w stronę lisa. - Vulpes? Brat bitewny Vulpes jest wiernym sługą Imperium, walczącym w piątej kompanii zakonu Krwawych Kruków. A ty... najwyraźniej wiesz coś o mówieniu.
-
Gdy marine wleciał w ścianę budynku, muzyka nagle się urwała. Dom co prawda do reszty się zawalił, ale na potężnym pancerzu wspomaganym nie zrobiło to większego wrażenia. Na świecie z tak prymitywną technologią tylko naprawdę mocne trafienie w słaby punkt zbroi mogło go poważniej zranić. Kilkoma silnymi ruchami zrzucił z siebie dużą stertę gruzu, a następnie podniósł się. Psionik nadal tam był, więc zaczął na niego biegnąć w szybkim (jak na kogoś w tak ciężkiej zbroi) tempie. Wymierzył pistoletem, oddał kilka strzałów, które wybuchły na barierach maga... a następnie zatrzymał się na jego gest, po czym zdjął hełm, aby lepiej usłyszeć muzykę. - Na wielkiego Roboute'a Gullimana! - Spojrzał na źródło śpiewu. - Cóż to za pieśni? Nie słyszę w tym wysokiego gotyku! - Następnie raz jeszcze spojrzał na Króla Złego. - To jak... walczymy?
-
Gigant w zbroi spojrzał na przybyłą w rydwanie istotę dwunożną. Jego miecz i pistolet wisiały teraz u jego boku; nie miał na nie żadnej kabury, pochwy, czy paska, ale broni najwyraźniej to nie obchodziło. Jak? Logika gier komputerowych. Titus wyciągnął w końcu swoje dwie bronie, po czym zaczął kroczyć ciężkimi krokami w stronę odzianego w purpurę i granat. Wskazał na niego swym ostrzem, aktywując jej pole energetyczne. A znikąd, jakby w tle, lecieć zaczęła epicka muzyka. Początkowo spokojna; tempo wydawało się wpasowywać w rytm jego kroków. Lecz gdy zaczął przemawiać, jej tempo nagle się zmieniło. - Jest tylko jeden Imperator. Bóg, obrońca ludzkości, który na Świętej Terze wniebowstąpił na Złoty Tron, skąd czuwa nad swymi sługami. A ja jestem Jego dumnym synem, Jego aniołem śmierci. Czuwa nade mną, i dlatego odniosę ZWYCIĘSTWO! Żałuj za ogłoszenie siebie Imperatorem, a twoja śmierć będzie szybka! - Wymawiając ostatnie zdanie, zatrzymał się, z ostrzem nadal skierowanym na Złego, i przybrał filmową pozę. Teraz, jak każdy dobry protagonista gry, przed atakiem powinien grzecznie zaczekać na odpowiedź antagonisty.
-
Skoro mamy już wcielenie zła, to pora na wcielenie... eh, mniejszego zła. Na coś OP trzeba czegoś "równie" OP. Nazywam się Titus. Jestem kapitanem Ultramarines, dowodzącym drugą kompanią kosmicznych marines tego zakonu. Przez 150 lat wiernie służyłem Imperium, broniąc je przed jego licznymi wrogami. W czasie inwazji na świat-kuźnię Graia, wraz ze swym oddziałem stawiłem czoła niezliczonym liczbom orków, zabijając ich herszta i powstrzymując ich inwazję. Zostałem oskarżony o herezję przez Świętą Inkwizycję, ze względu na odporność na działanie Spaczni i inne podejście do zbioru zasad Codex Astartes, którego muszą się trzymać wszyscy Marines. W wyniku dalszych działań Chaosu, zostałem zesłany do tego nowego świata. I tutaj znajdę odkupienie. EQ: Pancerz wspomagany mk VII Aquilla (wraz z hełmem), miejscami zdobiony złoceniami - wspomaganie znacznie zwiększa siłę Marine noszącego pancerz, który już i bez niego ma ponadludzką siłę. Wspomaganie rekompensuje też wagę płyt pancerza, a specjalny wszczep znany jako Czarny Karapaks sprawia, ze pancerz sam naśladuje ruchy wykonywane przez noszącego. Płyty są bardzo wytrzymałe; niemożliwe do przebicia nawet przez główne działa czołgów dwudziestego pierwszego wieku, oraz odporne na temperatury. Pistolet boltowy - wystrzeliwuje rakietowo napędzane pociski kalibru ok. jednego cala, które najpierw przebijają się do wnętrza celu, a następnie wybuchają. Miecz energetyczny - z pozoru wygląda na zwykły, metalowy miecz. Ale po włączeniu odpowiedniego przełącznika ostrze zostaje pokryte polem energetycznym, które potrafi z łatwością przeciąć większość materiałów. (Ciacha jak miecz świetlny, ale jest bardziej badasowy) Żelazna aureola - potężny generator osłon w formie pionowej aureoli umieszczonej na plecaku pancerza wspomaganego.
-
Gwardzistka usiadła, opierając glewię o pień drzewa. Oglądała powiewające na wietrze liście z pewną fascynacją, zamyślając się. Jak na razie nic nie wskazywało na to, aby coś miało jej przerwać to chwilowe oderwanie od rzeczywistości, więc, oprócz liści, nie zwracała dużej uwagi na otoczenie.
-
Jakim cudem nie ma tutaj jeszcze przewspaniałej gry The You Testament? Oddaję na to swój głos.
-
"To zawsze tutaj rosło?" Zapytała samą siebie, przyglądając się konarom. Wcześniej, co dziwne, nie zwróciła uwagi na roślinę. Wstała z ziemi, zabierając glewię. Postanowiła schronić się za drzewem. W razie kłopotów z nim, lub jego mieszkańcami, zawsze mogła użyć ognia. Podeszła do pnia, stając po jego zawietrznej stronie, i zdjęła hełm. Cały czas przyglądała się koronie drzewa, po części z podejrzliwości, a po części z wrażenia.
-
Powiew był nawet przyjemny, chociaż czasami poniesiony przez wiatr kosmyk lądował jej na twarzy. Raz po raz odgarniała grzywę na bok, aż w końcu postanowiła założyć hełm i zamknąć wizjer, co rozwiązało problem. Pióra na szczycie hełmu świstały na wietrze, a chłód zaczynał jej doskwierać nawet przez gambeson i zbroję. Rozejrzała się za jakimś drzewem, lub czymś podobnym,co może jej dać schronienie przed wiatrem.
-
Podejmę się. Pro Imperator! 1. Pierooogi. Bo czekolada potrawą nie jest. 2. Niezbyt. Na co ten indeks dolny? 3. Widzisz jak się to kończy. 4. Epikureizm. Zachowywanie niezachwianej równowagi w każdej sytuacji jest ważne, owszem; ważniejsze jednak jest szczęście, radość z życia, płynąca z doznawanych podczas niego przyjemności. 5. Nieskończoność to znak, a nie liczba. I na przyszłość: ∞ To Dział Discorda i nie chcę tu tego wyjaśniać Dzięki za znaczek 6. "Zasady" to ogólne pojęcie. Zasady czego? Oceniania? Pracy w pracowni? 7. Taka, gdzie Arcek przestanie używać słów, których znaczenia nie zna. Grrr ale zzastanówmy się nad tym raz jeszcze... 8. Dobro świata jest wartością drugorzędną. 9. Zależy, czy prędkość obrotu obydwu karuzeli w układzie odosobnionym = const. 10. Złoty środek. Nadmiar porządku oznacza ograniczenie wolności. Nadmiar wolności oznacza brak jakichkolwiek konsekwencji za popełnione złe czyny. Cenzura i prywatna opinia od ~ Arceus
-
Silver kiwnęła głową na słowa Shadowa, po czym usiadła na brzuchu, hałasując przy tym zbroją. Nie było to zbyt wygodne, ale z pewnością wygodniejsze od stania. - A więc czekamy.
-
Zaczerwienienie stosunkowo szybko przeszło. - Tsaa. Trochę to nie wypada komuś w moim wieku i zawodzie. Teraz natomiast wypadałoby pomyśleć nad tym co można zrobić w oczekiwaniu na naszą awangardę.
-
Milczała przez dłuższy czas. W końcu, odwróciła się do niego, patrząc jednak nie na pegaza, a wbijając wzrok w ziemię. Raz jeszcze przemyślała wszystko, co usłyszała od Shadowa, oraz to, co sama powiedziała. - To nie była twoja wina. Potrzebowałeś pomocy - podniosła głowę, uśmiechając się do gwardzisty - więc ci pomogłam. I to było wtedy najważniejsze. Nawet jeśli Pani Koszmarów czuła zawód... to wciąż mi się udało. - Zaśmiała się cicho z całej tej sytuacji. Rumieniec, pomimo tego, że delikatny, na białym kolorze był łatwo dostrzegalny. - Powiedz... Brzmiałam może jak szesnastolatka? Przez chwilę?
-
- To, co widziałam, nie ma tutaj nic do rzeczy. Mówiłam o tym, kiedy wysadziłam chmurę pirokinezą. Teraz nic się nie stało; mieliście czas mnie wybudzić, naprawić mój błąd. Ale kiedyś mogę w podobny sposób zawieść w walce, trzymając barierę przed ich magią. Nie będzie czasu na takie poprawki, kiedy czarnoksiężnik Chaosu roztopi cię od środka. Iluzja była dla mnie karą, ale wydaje mi się, że czeka mnie więcej. Nightmare Moon drugi raz nie wybaczy mi mojej ułomności.
-
Myślała chwilę nad tym, co powiedział Shadow. Nie zauważyła uśmiechu, bo nadal stała do niego tyłem. - To nie był zwykły koszmar. Dzieło Nightmare Moon. Po tym jak użyłam pirokinezy i... - Przerwała. - To nie jest dobre wyszkolenie. Powinnam to wytrzymać, dać sobie radę, a padłam jak jednorożec po raz pierwszy używający czegoś innego niż lewitacji. Zasłużyłam na tę karę, na jej gniew. I na pewno nie uda nam się pokonać Discorda, jeśli nie będę potrafiła utrzymać przez kilka sekund zaklęcia i zabiję całą drużynę. - Podniosła ton przy słowie "zabiję". - Nie wiem dlaczego ci to mówię. Powinnam sama sobie z tym poradzić. Powinnam. - Westchnęła. - Dlaczego nie wzięli Starlighta zamiast mnie? Od razu miałbyś też swoją transmutację waty, nie musielibyśmy wtedy marnować wody z bukłaków.
-
Przez dłuższą chwilę stała w bezruchu, nie odzywając się. Jak gdyby myślała nad odpowiedzią. - Zawiodłam - powiedziała nagle.
-
Silver zdjęła hełm, kładąc go na ziemi, a następnie rozpięła rzemyki trzymające jej broń przypiętą do boku i przeniosła glewię lewitacją przed siebie, łapiąc ją kopytem i opierając się na niej. Marsz wymaga tylko pracy ciała, więc jej rezerwy mocy magicznej powinny się chociaż częściowo odnowić, pozwalając na w miarę stabilną lewitację. Spoglądała na horyzont; wszechogarniający ocean różnokolorowej trawy, miejscami poznaczony rosnącymi w górę korzeniami drzew. - Kapitan Armor pewnie nie byłby zadowolony widząc, jak jego straż pije alkohol w czasie służby. Tym bardziej misji. - Odwróciła głowę, spoglądając na bukłak. Stała tak krótką chwilę, jak gdyby się zastanawiając. - Ale jego wzrok nie sięga aż tak daleko. Złapała lewitacją za naczynie i przycisnęła jego szyjkę do swoich warg, przechylając je. Pierwszy, drugi, trzeci łyk; po nim oddała wino. - Dzięki. - Odwróciła głowę raz jeszcze, oglądając oddalających się towarzyszy. - Atmosfera robi się o wiele przyjemniejsza gdy nie trzeba trzymać przy sobie tych... nie-kuców.
-
- Znalazłby się. I takiemu z chęcią wbiję chłodną stal między oczy. A o puszki się nie przejmuj, bo poniosą swój sprzęt, sprzęt kompana, oraz samego kompana, jeśli będzie trzeba.
-
- Podmieniec oznacza Changeę, czyli Chrysalis. Jeśli nie miłościwie nam panujące Księżniczki, to z pewnością Rój może wzbudzić nieufność. Ale jeżeli nadal chcecie go zabrać, to brak dwóch par dziurawych kopyt w promieniu kilkunastu metrów wcale nie będzie mi przeszkadzał. - Wzięła oddech, oglądając zabudowania. - Idźcie już. Może nie zauważono jeszcze piątki wędrowców, która zatrzymała się na wzgórzu.
-
Westchnęła przeciągle, jakby z irytacją, odpowiadając: - Nie wyglądało na to, aby tamte macki chciały ze mną walczyć tylko ze względu na symbol i pióra. To nie jest któreś z państw w czasie wojny. To Chaos. Tutaj nie ma neutralnych stron. Wciąż jest też prawdopodobieństwo potrzeby zbadania miasteczka. Podołacie temu w dwójkę?