-
Zawartość
512 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Riddle
-
Czując piekący nozdrza smród, Rose przed wejściem do budyneczku zaczerpnęła jeszcze raz w miarę świeżego powietrza, po czym westchnęła ciężko i udała się do środka, starając się tam oddychać ustami, co nieco pomagało. A rozejrzawszy się po pomieszczeniu, postanowiła znaleźć jakiś osłonięty skrzyniami zakamarek, wdrapać się do niego i przykryć starannie materiałem w taki sposób, by wyglądało to naturalnie względem reszty magazynu. A przynajmniej starała się taki wygląd osiągnąć. Teraz pozostawało jej z niepokojem siedzieć w absolutnej ciszy i nasłuchiwać odgłosów. Na wszelki wypadek trzymała też w kopytku swój sztylet.
-
Rosie, pędząc przed siebie, wyklinała siebie za nieuwagę, oraz jednorożca za to, że wynajął sobie istnych atletów do ochrony. Normalny strażnik z kirysem i jakąś bronią zapewne już by dostał zadyszki, ale jak widać, ci byli znacznie lepiej opłacani. W lekko wymykającej się spod kontroli panice Rose przedzierała się pomiędzy kucami, usilnie próbując uniknąć zderzenia, a także po drodze zrywała ze straganów co tylko mogła i natychmiast ciskała za siebie, by spowolnić pogoń. Gdy zaś wbiegła do portu, to niemal od razu skręciła w stronę magazynów. Nie mogła sobie pozwolić na długie zastanowienie, zwłaszcza że zakręt dał jej kolejną przewagę; strażnicy stracili ja na moment z oczu, co zaś dało jej kilka opcji. Mogła chociażby zwyczajnie zeskoczyć z pomostu prosto do wody... i ryzykować hipotermię, a także przemoczenie dobytku. Mogła też jednak pędzić dalej, w stronę przepełnionego towarami budynku, gdzie raczej na pewno znajdzie miejsce, do którego da radę się wcisnąć. Magazyn pewnie będzie strzeżony, ale raczej da radę się do niego dostać. No i zawsze pozostawała opcja "skok".
-
Tak szczerze? Cokolwiek związanego z Darkest Dungeon.
-
Silver, już i tak poddenerwowana całą sytuacją, przyszykowanie przez Clinta broni uznała za oznakę wrogości, na co zareagowała równie wrogo. Cała ta sytuacja graniczyła z kompletnym szaleństwem, a jednorożce mogło się to udzielić bardziej, niż innym. Nastawiwszy ostrze swojej broni w kierunku łowcy, spojrzała na niego posępnie. - Powinnam się wcześniej tego domyślić, Clint. Mam nadzieję, że nie dostałeś zbyt dużo za stawienie się po stronie tego dziwaka, gdyż zadbam o to, aby ta sumka poszła na marne - powiedziała, z pewną formą pogardy w głosie. Zaczynała naprawdę rozważać prawdziwe intencje wszystkich wokół niej, poczynając od tej osoby, która dotąd najbardziej wychodziła jej na przekór. - Za strzelanie do smoka też co nie co dostałeś, hm?
-
Wie ktoś może, czy marzenia mają sprawczą moc?
-
To, co powiedział burmistrz, należało do kilku kwestii, jakie miały jakąkolwiek szansę wyprowadzenia gwardzistki z równowagi. Może powiedział to celowo, może nie - w każdym razie, efekt byłby taki sam. A jego mimika wcale nie pomagała w polepszeniu sytuacji. Nie baczyła już na konsekwencje, ani nawet na to, co wcześniej powiedziała. W czasie, gdy kuc przemawiał, jej kopyta zaczęły widocznie drżeć z napięcia, aż wreszcie gwałtownie zerwała się ze swojego krzesła i z impetem rąbnęła kopytami o blat biurka. Czy wystarczająco mocno, aby go złamać? Zależy pewnie od rodzaju użytego drewna. - Teraz to ty mnie posłuchaj, "najwyższy sędzio" - zawarczała wściekle, z groźbą spoglądając mu w oczy. Jednocześnie, magią przywołała do swojego kopyta broń. - Dobrze wiem, co zrobiłam, oraz co zrobiła reszta mojej drużyny. I NIE POZWOLĘ, aby jakiś tam skorumpowany urzędasek z zapomnianego przez księżniczki i Discorda zadupia na granicy szkalował nas i szantażował. Tej mieścinie lepiej się powiedzie bez ciebie i osobiście zadbam o to, aby zatknąć twój łeb na wieży ratusza!
-
Gwardzistka pokrótce opisała Epeemu całą sytuację, po czym zwróciła się do burmistrza. - I zapewne stać szanownego pana burmistrza na to, aby nas tutaj bez końca zabijać? No bo przecież w końcu pojawi się ktoś inny, kto mógłby rozwiązać pański problem, prawda? - zapytała retorycznie Silver, spoglądając surowo na burmistrza. - Wina jest tutaj oczywista, a stoi po stronie rolnika. Zadarł z żołnierzami, otrzymał stal. I tak będzie z każdym bezmyślnym potworem, który odważy, albo raczej wygłupi się na stanięcie nam na drodze. A na pewno nie będę próbować jeszcze wyciągać takich istot z grobu, do którego same się wpakowały - dodała, ze złością. Sama dokładnie nie wiedziała, co ją wzbudziło, chociaż winić mogła ogarniającą ich atmosferę. Wszystkie te rzeczy związane z Chaosem napełniały ją gniewem, aż w końcu zaczął się on przełamywać przez jej chłodną samokontrolę.
-
- Niech będzie - odparła krótko Silver, siadając. Zaczęła co prawda rozmyślać o córeczce zabitego ogrodnika... lecz po chwili stwierdziła, że nie miała pewności co do szczerości słów burmistrza. Nie zmieniło to jej postanowienia pomocy, ale zwróciło uwagę na to, że powinna uważać. Nie miała wszak pewności czy burmistrz nie chce ich oszukać.
-
Lekceważące określenie władczyni, której Gwardia miała bronić za wszelką cenę, nie spodobało się także i Silver. Co prawda nie cierpiała Chaosu za to, co zrobił z krajem, w którym się urodziła i dorastała, ale cały czas pamiętała o tym, że każda z wsi, każde z miasteczek, czy pełnoprawnych miast, było obecnie pod okupacją. A to nie z okupowanymi powinni walczyć, lecz z okupantem. Pierwszy zareagował jednak Epee, z niewiarygodnym nawet dla elitarnego żołnierza refleksem podnosząc broń na burmistrza. I wpadając w kłopoty. Tak więc, po nagłym zerwaniu glewii z ziemi, wykonała dwa ruchy; posuwistym cięciem rozcięła zawieszoną na szyi szermierza linę, po czym pociągnęła broń w dół, zbijając wymierzoną w burmistrza szpadę. Następnie, spojrzała na Epeego. - Epee, schowaj szpadę. Księżniczka nie chce, aby zabijać w jej imieniu. A śmierć tego kucyka przyniesie same problemy nie tylko nam, ale i całemu miasteczku.
-
Silver słyszała już opowieści o tym, jak to Chaos nie tylko nagina, czy łamie, ale w ogóle tworzy własne prawa, nieraz polegające na braku praw. Pomogło jej to w opanowaniu zdziwienia, oraz w przynajmniej cząstkowym zrozumieniu sytuacji. Miała też przeczucie, mówiące, że burmistrz sam wpakował się w te kłopoty, a teraz miał problem z wydostaniem się z nich. Nadal jednak musiała zachowywać czujność. Drużyna nie wie, czy czegoś nie knuje. Warto jednak uniknąć walki z miejscową milicją, a przynajmniej do czasu znalezienia lepszego miejsca do odparcia ewentualnego ataku. - To jak? - zwróciła się do reszty. - Zakładam, że wiecie panowie już wszystko?
-
- Akurat w naszej grupie ty najbardziej zasługujesz na ten tytuł - odparła, kiwnięciem głowy wskazując kopyto Clinta. - Chociaż nie zgodziłabym się, że nie można cię nazwać klaczą - dodała z przekąsem, uśmiechając się do niego jednym kącikiem ust. Łowca nagród nie miał pojęcia, ile razy drwili z niej inni żołnierze. Zawsze potem odgrywała się na nich na treningach, gdzie zawsze radziła sobie lepiej, niż reszta. Musiała tak dobrze sobie radzić, inaczej nie trafiłaby w szeregi gwardii. Zazwyczaj też nie denerwowały ją żarty i psikusy... nie licząc jednego razu, gdy ktoś zabrał z obozowej kuchni garnki i podrzucił je jej do namiotu.
-
Klacz zerknęła beznamiętnie na łowcę nagród, nie znajdując niczego zabawnego w zrobionym mu przez burmistrza złośliwym psikusie. Najlepiej jednak będzie, jeśli jak najszybciej pozbędzie się tego atramentu. Bo jeśli zaschnie, to zmycie go z sierści może okazać się naprawdę problematyczne. A położywszy swoją broń obok siebie, na podłodze, zaczęła oglądać swój hełm, przysłuchując się wypowiedziom obecnych w pomieszczeniu kucyków, wliczając tę Shadowa. Nie miała pojęcia, czemu nie wspomniał o tym wcześniej, ale przynajmniej miał powód do zabicia. O ile nie kłamał. W końcu, przyszło też i jej się odezwać. - Jesteśmy na wojnie. Oni biją nas i my bijemy ich. Jest tak od tysięcy lat i nie widzę, aby miało się to teraz zmienić. Prawdą jest, że nie wolno nam atakować cywili, ale oni sami pozbawiają się tej ochrony, podnosząc broń na żołnierzy. Nie chcemy zabijać, lecz mieszkańcy przejawiają tak wielką agresję, że nie mamy wyboru.
-
- Ja również nie widzę problemu. Miło będzie w końcu gdzieś usiąść - powiedziała, znów przybierając rozluźnioną postawę, po czym zwróciła się w stronę burmistrza. Glewię trzymała w pionie, chociaż w każdej chwili mogła spróbować zbić jakiś atak pewną bronią obuchwą, o ile takowy nadejdzie.
-
Silver najpierw popatrzyła, jak burmistrz otwiera drzwi, które jednak były już... w każdym razie, były. Następującą po tym wymianę zdań nie do końca pojęła, ale z pewnością zrozumiała jedno: Shadow chciał atakować. Klacz przemaszerowała więc szybko przed towarzyszy i stanęła bokiem w ich stronę, w stabilnej pozycji. - Shadow. Broń na dół. Już - powiedziała chłodno i stanowczo, po czym odwróciła głowę i popatrzyła na burmistrza. - Chcemy... przede wszystkim dowiedzieć się, co się dzieje z tą miejscowością. Bo coś jest tu zdecydowanie nie tak.
-
Widząc kucyka, starała się nie ruszać... ale ten i tak uciekł. No cóż, teraz pozostaje im tylko czekać. Tymczasem, spojrzała na Shadowa. - "Wszyscy za jednego" nie polega na tym, że jedna osoba myśli za wszystkich, Shadow - to powiedziawszy, klacz zwróciła się do drużyny. - No, panowie... zaraz poznamy miejscowych stróży prawa. Uśmiech na mordkę, broń w spoczynku. Nie chcemy ich również przestraszyć - mówiła żartobliwie.
-
- Epee - dodała jeszcze Silver - spróbuj też popatrzeć na tę sprawę z drugiej strony. Ocaliłeś właśnie smoka i... - zawahała się przed przyznaniem prawdy - ...gwardzistę - powiedziała w końcu, nadal nieco się wstydząc zaistniałej sytuacji. Co jak co, ale strażnik samej władczyni nie powinien dawać się tak łatwo podejść. Tym bardziej nie ten o imieniu Silver! Nienawidziła popełniać błędów w tak elementarnych sprawach i często potrafiła sama wymierzyć sobie za to karę. To jednak będzie musiało poczekać, bowiem inne sprawy były teraz ważniejsze. Klacz postanowiła też założyć swoją saladę. - Shadow ma rację. Od momentu dołączenia się do misji nie jesteś sam. I nie wiem jak inni, ale ja w żadnym razie nie pozwolę ci samemu przyjąć kary! - powiedziała dziarsko, postępując o krok w jego stronę.
-
- Nikt tutaj nie będzie brał na siebie winy, bo nikt nie jest niczemu winny. Zrobiliśmy to, co zrobiłby każdy zaatakowany przez wariata z kosą: obroniliśmy się. Jednak spalenie czy rozszarpanie zwłok już w mniejszym stopniu świadczy o samoobronie - powiedziała, bardziej w sumie do wszystkich.
-
- Ciało się zwęgli, ale nie wiem, czy spopieli. A spalone ciało przyniesie nam więcej kłopotów, niż po prostu martwe. Ale znam kilka ognistych zaklęć bojowych, więc może coś uda nam się osiągnąć. Jestem gotowa zacząć razem z tobą, Epee - powiedziała, pokazowo zapalając płomyk na rogu.
-
- Właśnie. Jak go znajdą? I jak inaczej zgłoszą nas miejscowym przedstawicielom prawa? - dodała Silver. - Możemy przez to wpaść w kłopoty, na co nie mamy teraz czasu. Dwójka z nas ma skrzydła, więc w razie czego mogą wzlecieć ponad drzewa i zorientować się w okolicy. Każdy z nas jest też uzbrojony, więc zwierzęta, czy dzikie, czy zmutowane, raczej nas nie zabiją. Proponuję wybrać się z ciałem do lasu.
-
- O tym właśnie mówiłam. Trzeba jednak znaleźć na to dobre miejsce. Nie zawsze ziemia jest odpowiednio miękka... albo w ogóle jest ziemią. Zakładam, że byłeś tutaj nieco dłużej niż my, szermierzu. Widziałeś może jakąś stosowną przestrzeń na pochówek? Jeśli nie, to zostaje las. - Zwróciła na chwilę głowę w stronę wspomnianej okolicy, o ile nie zasłaniał jej budynek albo góra.
-
- Rozumiem jednak, że nie nosisz ze sobą łopaty? Można też po prostu przysypać go ziemią, bez kopania dołu. Nie posiadając narzędzi nie uda nam się zrobić niczego więcej. Należy też wspomnieć, że nadal stoimy nad ciałem kucyka. Osobie postronnej może się to źle skojarzyć. - Powiedziała i spojrzała gdzieś ponad swego rozmówcę, namyślając się. Co powinni teraz zrobić?
-
Poznając wreszcie nastawienie przybysza, ustawiła się w bardziej zrelaksowanej pozycji, na chwilę nawet zdejmując z szermierza swoje czujne spojrzenie, aby popatrzeć na leżące przed nią martwe ciało. Pierwszy dzień... i już martwy cywil. Ale nie było chyba innego wyjścia... prawda? Nawet myśl o tym, że zrobił to ktoś inny, nie była w stanie przynieść jej ulgi. - Smoku - zaczęła, nawet jednak nie spoglądając na Xryha - idź sprawdzić, co z łowcą nagród - powiedziała, podchodząc do martwego kucyka, po czym obejrzała jego rany, położywszy na ziemi zdjęty zawczasu hełm. Najbardziej rzecz jasna rzucała się w oczy głęboka, trójkątna rana na grzbiecie, zadana przez szpadzistę. - Wzorowe pchnięcie. Dużo się przed śmiercią nie nacierpiał. Przynajmniej tyle dobrze, ale miejscowi teraz raczej nie spojrzą na nas przychylnie. - Przerwała na chwilę; wystarczająco długą, aby zamknąć powieki martwego ogrodnika. Następnie spojrzała na Epeego. - Sierżant Silver, ósma kompania Gwardii Canterlot, o której zapewne już słyszałeś. Wiesz już o naszej misji, więc nie będę się nad naszym celem długo rozwodzić. Wydaje mi się jednak, że nie wyruszyłeś do tych przeklętych ziem z zamiarem wsparcia dawnej Equestrii. Co więc sprowadza cywila do tych niebezpiecznych ziem?
-
Spojrzała na napastnika, z mieszanką zdziwienia, pewnego rodzaju wdzięczności, oraz gniewu na siebie, wywołanego własną nieuwagą. Tak czy siak, zerwała się szybko z ziemi i, przybrawszy stabilną postawę, skierowała koniec swojej broni w jego stronę, w geście ostrożności... oraz aby być gotową do wyprowadzenia ciosu. Na potencjalnego napastnika spoglądała w milczeniu. Po tej upokarzającej sytuacji nie chciała się już odzywać.
-
Którą grę lepiej kupić? Knights of the Old Republic, czy Republic Commando?
- Pokaż poprzednie komentarze [1 więcej]
-
Miło wspominam Kotora, zarówno jedynkę jak i dwójkę. W Republic Commando grałem trochę, też fajne, ale bardziej podobały mi się Kotory.
-
Z KOTOR'ami jest taki problem, że jeśli zakupisz je na Steam, to przynajmniej w jedynce będziesz miał problem z dźwiękiem - takie syczenie w tle. Bardzo irytuje i uniemożliwia grę.
-
-
Obejrzawszy ranę, zaczęła myśleć. Kulę może wyjąć, ale co potem? Kiedy ona miała na sobie podobną ranę, to po wyciągnięciu pocisku musieli ją zszywać. Bez tego, ani nawet bez bandaża, gad się wykrwawi, albo dostanie zakażenia. Chociaż... był chyba jeden sposób. - No dobra - odparła w końcu smokowi, po czym usiadła przy nim i złapała za jego nadgarstek kopytem. Wpierw delikatnie, lecz potem uścisnęła go z całych swoich sił. Upewniła się też, że jej przyłbica jest założona i zamknięta. - Nie owijając w bawełnę, mówię od razu: zaboli. Postaraj się jednak nie mdleć. Nie chce mi się ciebie potem ocucać - powiedziała, nawet lekko drwiącym tonem. Następnie, nie czekając na jego odpowiedź, objęła kulę lewitacją i wyciągnęła ją szybko, starając się nie szarpać, ani nie używać kilku mniejszych ruchów. Teraz, po pozbyciu się ciała obcego, miała nastąpić gorsza część roboty. W celu zatamowania krwawienia, w sposób mechaniczny zetknęła ze sobą brzegi rany, po czym przywołała płomyk na końcu swojego rogu i użyła go do przyżegania miejsca krwotoku.