Skocz do zawartości

Riddle

Brony
  • Zawartość

    512
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Riddle

  1. Rose podskoczyła i niemal upuściła cacko. Po tym popatrzyła się znów na nie, oraz na odbicie, porządnie wystraszona. Ciężej oddychała, rozwarła szerzej oczy i przyglądała się bacznie "istocie" po drugiej stronie... albo raczej wewnątrz kamienia. Czekała na jakąkolwiek oznakę tego, że się jej to nie przywidziało. Powoli się jednak uspokajała, w wyniku czego zebrała w sobie na tyle odwagi, aby zastukać w "lustrzaną" powierzchnię swoim kopytem. Może to był jakiś demon. A może po prostu taki czar. W każdym razie, schowanie tego to dobry pomysł. Nie zamierzała zasypiać obok tego czegoś...
  2. Rose zdziwiła się, gdy zobaczyła dziwaczne cacko. Czarny kamień... może onyks? Zielone rogi... metalowe, chyba, ale czy są jakieś zielone metale? Może pokryta patyną miedź. To by nawet pasowało, choć reszta przedmiotu nie wygląda na stary. Niemniej jednak, była to ciekawa błyskotka. Może nawet była magiczna? Zwłaszcza, że coś jakby robiła z jej odbiciem... ale osobiście się na tym nie znała. Musiałaby to zanieść do jakiegoś czarodzieja, aby powiedział jej, co tak właściwie trzyma. Ale gdzie tu znaleźć zdolnego jednorożca u jeleni... chyba że pomoże jej tamten szkieletor. Zobaczy się. Jednak jeśli faktycznie jest to jakieś magiczne narzędzie, to trochę obawiała się nosić je ze sobą. Postanowiła wobec tego je ukryć... tylko gdzie? Rozejrzała się w poszukiwaniu takiego miejsca.
  3. Widząc zawartość walizki, skrzywiła się lekko. Kto w ogóle nosi takie rzeczy na międzypaństwowy rejs? Coś jednak zaczęło kusić ją, by przywłaszczyć sobie ten... ciekawy dobytek, ale wnet zaczęła myśleć o tym bardziej realistycznie: ktoś tego pewnie używał, więc mogłaby coś od tego kogoś złapać, nie mówiąc już o tym, że pełno w tym jest teraz pewnie glonów i innych małych morskich żyjątek, których nie zamierzała zapraszać tam, gdzie być nie powinny. Krótko mówiąc: pominęła "okazję". Co dalej... naszyjnik? Zawsze jakaś ekstra błyskotka. "Och, a propos błyskotek" - pomyślała, zaczynając zmierzać w stronę błyszczącego czegoś. Czyżby maska? Może. Zaraz dowie się na pewno.
  4. Popatrzyła na kartkę, na moment lekko marszcząc brwi, a potem na szkielet, przechylając nieco w bok głowę. — Tajemnicza z ciebie istota — powiedziała, lekko się uśmiechając. Na razie nie był tak straszny, na jakiego wyglądał, więc szybko opuszczał ją strach i niepokój odczuwany przez jego obecność. Nie był wszak pierwszą osobą, która chciała od niego jakieś dziwne magiczne przedmioty do jeszcze dziwniejszych zaklęć. Obróciła się więc i... cóż, zabrała się za szukanie już nie tylko zwykłych błyskotek, ale też i jego maski. Miała przy tym nadzieję, że znajdzie ją gdzieś na brzegu, może nawet nieco pod wodą, lub po prostu wystającą z piasku. Na pewno nie zamierzała bowiem przekopywać plaży. Papierek zaś schowała do swoich toreb. Miała tam parę ukrytych kieszonek, gdzie na pewno jej się nie zgubi; przypadkiem, czy tez za czyjąś sprawką.
  5. Rose stała już praktycznie nieruchomo, starając nie zdradzić swoich uczuć... choć to, ze się bała, było raczej oczywiste. Szczególnie, gdy tak się w nią jakoś... wpatrywał. Oprócz strachu na pewno czuła też niepokój i jakiś dziwny dyskomfort. Czym to do cholery jest? Bo na pewno nie zwykłym szkieletem, o których słyszała już wiele razy. Przepełnione magią kości dawno zmarłych kucyk, nasycone magią jakiegoś złego jednorożca... nekrofila? Jakoś tak. — Emm... — mruknęła, gdy szkielet zaczął iść. — A jak wyszukam już tej twojej maski, to gdzie mogłabym ją zwrócić? Trochę mi to zajmie, jeżeli będę musiała jeszcze odszukać ciebie...
  6. *Kwarc...* - powtórzyła sobie w myślach. Kamień może i nie aż tak szlachetny, jak inne, ale też pewnie drogo się sprzeda. A zwłaszcza wykonana z niego maska, ukształtowana na wzór twarzy tajemniczej, dwunożnej istoty. Och, tak, jeszcze jak kupi to nie byle jubiler, a może i prywatny kolekcjoner! Tylko... z drugiej strony trochę bała się kraść od kogoś takiego. Nie wiedziała, czym jest, ani co potrafi. Może czyta myśli, albo ma jedno z tych wrednych zaklęć które ostrzegają właściciela przedmiotu przed kradzieżą. A wtedy... znów nie byłaby w stanie przewidzieć, co zrobi. Ale miała też inny pomysł. Znajdzie cacko, odda mu, a dalej będzie liczyć na to, że spróbuje się jakoś odwdzięczyć. Mniejszy zysk, o ile w ogóle jegomość zdobędzie się na wdzięczność, ale jednocześnie też i mniejsze ryzyko. Po przemyśleniach podniosła więc w jego stronę głowę i jakby spróbowała się uśmiechnąć, ale wtedy chyba ponownie uderzyło ją to, kim jest ów koścista istota i jakoś nie wyszedł jej z tego pożądany wyraz twarzy. Lekko nawet zadrżała, czując już, jak kopyta chciały zerwać się do biegu, jednak wręcz w ostatniej chwili nabrała odwagi. — D... Nie widziałam. Ale... myślę, że mogłabym poszukać — powiedziała, z początku nieco niepewnie, ale z każdą chwilą zdecydowanie coraz już płynniej. Mimo wszystko ton głosu istoty łagodził jakoś jej makabryczny wygląd.
  7. Spokojnie trudniła się "zbieractwem". Nawet jeśli ją ktoś zauważył, to raczej zdoła umknąć nim wezwą straż. Ale, ale... ktoś chyba faktycznie ją zobaczył, bo szedł do niej... ten szkieletor! Klacz na drobny moment zastygła, swoimi oczkami dyskretnie zerkając na niego spod kaptura. Potem jednak szybko przypomniała sobie słynne przysłowie i tylko zaczęła szukać świecących, płaskich "kamyków" w innym kierunku, by być może go wyminąć, jeżeli faktycznie nie zmierzał do niej, a tylko w jej stronę. O nie, nie zdradzi się zachowaniem.
  8. Niech patrzy, byle nie wtedy, gdy zbiera fanty. Ale... cóż, przemoczone ubrania nadadzą się chyba tylko na szmaty, do sprzedania naszyjnika musi znaleźć jubliera, a monet... prawie nie chciało jej się wydłubywać z piasku. Prawie. Choć też... co chwilę zerkała na szkieleta spod kaptura, mając w głowie tyle pytań... tylko że cholera, nie miała jak do niego zagadać! Co, po prostu do niego podejdzie i zacznie wypytywać? I to jeszcze gdy wyglądał na nieźle wkurzonego? W ogóle... co jest nie tak z jego notesem? Takie pytania też sobie zadawała, przy czym po chwili wydłubywania z piasku kolejnego krążka, który jednak okazał się być kamieniem, wydedukowała w końcu, że jeśli się rozbił razem z tym statkiem, to jego notes mógł zamoknąć, ale z drugiej strony nie wyglądał wcale tak, jakby wpadł do wody... chyba. Zresztą, postanowiła to sprawdzić, patrząc się raz jeszcze na "chodzący symbol nieuchronnej śmierci, dotykającej w swoim czasie każdego". No chyba nie. Bo chyba chodzący szkielet dość dobrze zaprzecza tej alegorii. Że też jeszcze pamięta te głupie wiersze, które wbijali jej do głowy rodzice...
  9. Może jakaś kradzież kieszonkowa... ale gdzie niby taki jeleń ma kieszeń? No, może jakieś torby, ale nie wyglądają na takich, co mają kosztowności, ani co by w ogóle nosili ze sobą więcej niż parę bitów na piwo po robocie. Desperacko kasy nie potrzebowała, więc chyba odmówi sobie takiej straty czasu. Ale za to na statku mogło być... Eee, co? - pomyślała Rose, gdy nagle zobaczyła jednego kucyka, jednego... strażnika jakiegoś, albo innego typa, co kochali ciężkie blachy, w których o dogonieniu jej mogą co najwyżej pomarzyć, ale przede wszystkim... to coś. Takie wysokie, na szczudłatych nogach, jak te jelenie, ale tylko dwóch, co dla kucyka takiego, jak ona, było czymś, o czym słyszała, bo często chodziły tak minotaury, albo niektóre smoki, jednak zobaczenie takiej istoty na oczy stanowiło dla niej sytuację obcą, a wręcz fundamentalnie niepoprawną. I to jeszcze chyba niekompletną, bo... no co to za czaszka? I to jeszcze goła! Kto normalny takie ma! Może to ta jednorożka takie coś wykombinowała. Dobra, nie gap się, nie gap się... Kurwa, gapię się. Pogap się lepiej gdzie indziej za jakimiś torbami... - myślała sobie, starając się też spełniać i drugą część tej myśli, a pierwszej, rzecz jasna, unikać. Ciekawość brała jednak nad nią górę, wobec czego przyłapywała się raz po raz na przeszukiwaniu wraku w taki sposób, by podejść trochę bliżej, może coś podsłuchać. Bo co może się stać? Strzelą do niej z lasera? ...w razie czego poszukała gdzieś w okolicy jakiejś osłony.
  10. Jelenie, wszędzie jelenie. No, dosłownie. Oczywiście spodziewała się, że tak bedzie, w końcu to ich państwo, jednak w Equestrii mieszało się zdecydowanie więcej różnych ras. A tutaj? W mieście portowym jeszcze jakoś ujdzie, ale już nawet w mniejszym, śródlądowym, pomarańczowo-czerwony kucyk będzie chyba istnym ewenementem pośród stad jednolicie brązowych jeleni. Jakby ów kucyk już i tak nie przyciągał uwagi... I co to za harmider? Ejże, tu są też osoby co w nocy może i nie pracują uczciwie, ale na pewno ciężko! Naburmuszona, przetoczyła się wreszcie na skraj łóżka, usiadła, przetarła oczy, uporządkowała swoją grzywę do zwyczajowych poziomów nieładu i, jako że chyba już nie da rady dłużej spać, wyruszyła dowiedzieć się co i jak, a dalej na miejsce wypadku. Jeśli to jakiś statek handlowy, to może zgarnie nieco luźnego towaru, a jeśli cywilny, to pewnie wala się tam gdzieś luzem bagaż...
  11. Czy podane Discord ID jest poprawne? Mam pewną sprawę.

  12. — O ile w ogóle można pod takim kątem patrzeć na ryb... na zwierzęta morskie. Bo nawet takie mają swoje... zastosowania, choć często sprowadza się to do smacznego mięsa albo drogich łusek — spróbowała odpowiedzieć Rose, skupiając się na bardziej znanej sobie stronie zagadnienia. Jako złodziej miała nosa do błyskotek... no a o jedzeniu chyba każdy mógł coś powiedzieć, nawet jeśli, miała nadzieje, gryfiego. Zaś na zazdrosne spojrzenia reagowała zadarciem nosa i pobłażliwym uśmiechem, a dalej nonszalancko odwracała wzrok i skupiała się znów na Jalenie. Tak... może go nie zmoczy, ale na pewno przyda się jej w wielu innych sprawach. A teraz... no właśnie. Co teraz?
  13. Rosie uniosła brwi. Ptasia poczta? Ta, jasne, wysyłanie do burdelu gołębi pocztowych na pewno nie jest niczem dziwnym. Przemilczała to jednak. Jalen albo wpadnie na jakiś dobry pomysł... albo po prostu przestanie go uważać za tak inteligentnego, jaki wydaje się obecnie. — Biologia morska? — zapytała, znów przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.
  14. Jęknęła, znów widząc kolorki. Za pierwszym razem było fajnie, ale teraz już piekły ją od tego cholerstwa oczy. Więc albo nie był to narkotyk służący typowo przyjemności, albo po prostu nie podpadały jej takie formy rozrywki, bowiem zwyczajnie nie rozumiała jak komukolwiek mogłoby spodobać się wypalanie sobie oczu na pstrokatych światłach. Ale na szczęście wnet przebudziła się z tego dziwnego snu. Wtedy powoli się podniosła, przeciągnęła, a dalej prędko przetarła oczka kopytkami. — Postaram się dowiedzieć, kiedy Chia będzie wymagała ode mnie pracy, a kiedy dostanę dłuższe wolne. Bo na razie nie dostałam grafiku, o ile coś podobnego istnieje dla klaczy o podobnym do mojego zawodzie — wzruszyła ramionami. Właśnie, Chia. Chyba będzie musiała skłamać i powiedzieć, że niczego się o Jalenie nie dowiedziała. Bo jeżeli na wyspie był jakiś skarb, to lepiej podzielić go na dwie części niż trzy, o ile po prostu ktoś by ich nie ubiegł. Była chciwa? Jasne. Ale w przypadku złodzieja to przecież nic dziwnego!
  15. — Wiem, sama powiedziałam, że też jestem. Nie słuchasz zbyt dokładnie — powtórzyła jego słowa Rose, szczerząc się. Ale hmm... Im bliżej, tym mniej szczegółów, tak? — A próbowałeś może zabrać tu ze sobą lunetę? — zaproponowała kolejne rozwiązanie Rose. — Chociaż nie, dobra. Gdyby to było takie proste, to ktoś taki, jak ty, pewnie by już coś z tym zrobił. Tak więc... co? Ruszamy zwiedzać niezbadane wyspy, jak w jakichś książkach przygodowych? — zapytała, uśmiechając się wesoło oraz z determinacją, ale nie prześmiewczo. W książkach wyglądało to przecież naprawdę fajnie!
  16. No trudno. Najwyżej sama znajdzie kogoś, kogo zaciągnie do łóżka. Ale teraz... widocznie Jalen miał jakiś plan, czy pomysł, więc da mu na razie spokój z tego typu tematami i posłucha. Pokazuje prawdę? Czyli.. och - pomyślała, rozglądając się, kiedy znalazła się z nim w powietrzu. Czyli chciał jej powiedzieć, że narkotyk zapewnia im prorocze wizje, czy jak? Słysząc zaś jego ostatnią wypowiedź, uśmiechnęła się. — Wybieram obydwie te możliwości. Brzmisz na naćpanego wariata i pewnie nie wiesz, co w ogóle może oznaczać ta wizja, ale ja też jestem naćpana i w sumie jeśli się na to nie zdecyduję, to będzie mi się okropnie nudzić. Ale czekaj... skoro możemy się w tej całej wizji wznieść aż tutaj, to czy nie da się zejść teraz na te wyspy i się rozejrzeć?
  17. Klacz odetchnęła głęboko, a gdy tylko dotknął ją za pierwszym razem, zręcznie się obróciła i złapała jego kopytko. — Jeszcze zobaczymy czy naprawdę jeszcze nie uda mi się rzucić cię w poduszki — odpowiedziała, szczerząc się szeroko, lecz po chwili jej uśmiech znormalniał. — No, ewentualnie podsuniesz mi kogoś, kto bardziej od ciebie będzie podzielał mój zapał. Masz tu w końcu znajomości, nie? — zapytała, już spokojniej. Widać, że nie chciał jej zrobić na złość, a nawet dał druga szansę, więc nie będzie się na niego obrażać jak córeczka zbyt bogatego tatusia. — O. Fajerwerki? W sensie... umiesz strzelać takimi z rogu, czy to taka metafora? — zapytała, unosząc lekko brew. Ach, ten narkotyk. Jakby nic przez niego nie rozumiała...
  18. — Chcę się poznać i to wcale nie dla seksu! — odparła żywo, nieco się czerwieniąc ze złości. — Może i mam ochotę na pocałunki, ale bez przesady. I tak, chciałam cię poznać, ale chyba mi to trochę przerwałeś swoimi wymysłami. Tak, jestem zdolna do relacji nieromantycznych, ale nie z kucami, które nie dość, ze mnie samą interesują, to same też rzucają wskazówki mające pokazywać ich zainteresowanie. Chyba nie wziąłeś tutaj po prostu pierwszej lepszej klaczy tylko po to, żeby sobie była? Ale och, po co ja to mówię. Przecież sam też mnie tak wspaniale poznałeś że bez problemu możesz wysuwać wnioski na temat tego jak mi wychodzą relacje z innymi, prawda? I... — tutaj po prostu warknęła, wstała i podeszła na skraj kolumny, by tam usiąść tyłem do niego. Za kogo on się uważa? Żeby jej jeszcze prawić taką gadkę o swojej wizji tego, jak powinny wyglądać spotkania i że... i co? Że to ma być tylko przyjaźń? Przyjaciele dają drugim takie wskazówki? Jak on ją denerwował! — Ciągnąć mnie przez to wszystko tylko po to, by oznajmić mi brak zainteresowania. Phi — wyburczała ze złością, już najwyraźniej nie dbając o to, czy ją usłyszy. Żaden książę, tylko ćpun i bękart, który naczytał się w książkach o idealnej miłości. A niech sobie szuka swojego ideału. Powodzenia.
  19. Rose również westchnęła głęboko. — To ty mi wypominasz ciągle Chię. Nie mówiąc już o tym, że sama liczyłam na coś bardziej kreatywnego niż naćpanie się i dalsze gadanie o pracy czy biznesie. Paniom zaczyna się to w końcu nudzić. Zresztą, czy ja ci chciałam wcisnąć swój tyłek? Owszem, może przed chwilą. Szczerze nie wiem, bo coś na mnie wtedy wpływało. No i kurczę: podobasz mi się! Naprawdę nie wiem, jakiego innego zakocha... em, zachowania ode mnie oczekujesz. Mam się... podkochiwać potajemnie i wysyłać liściki? Albo grzecznie słuchać farmazonów na temat tego, jak mnie tym razem niby przechytrzyłeś? No ale nie chce też zachowywać się tutaj jak parka przed ślubem — burknęła, zakładając kopytka i marszcząc twarz.Ta. Czyli jednak nie różni się tutaj od reszty "arystokracji". No, może jest bardziej inteligentny od reszty. Ale widocznie zależy mu na towarzystwie bardziej, niż na osobie je zapewniającej.
  20. - Ty to chyba naprawdę nie rozumiesz, kiedy ktoś jest tobą naprawdę zainteresowany - odparła spokojnie, choć jakby ze szczyptą melancholii. - Chyba że chcesz mi coś sam z siebie powiedzieć, żeby klaczce nie było smutno...? Może za buziaka? - zapytala słodko, podobnie też na niego patrząc, choć wyglądała, jakby przede wszystkim chciała zrobić to drugie. Skoro tak bardzo o tej pracy wspomina, to może w ten sposób dowie się czegokolwiek.
  21. Och... pomyślała, ponownie się kładąc, zakładając kopytka za głowę i, podobnie jak ogier, spoglądając w górę z niemalże absolutnym spokojem oraz pogodą, nie czując nawet doskwierającej dotychczas potrzeby biologicznej. Miło, wygodnie... ale nie chciała chyba tak zasypiać. Nie wtedy, gdy noc tak piękna, a jej jest tak dobrze! I wcale nie było to tak mocne uczucie, jak po alkoholu, czy zapewne silniejszych narkotykach, chociaż na początku intensywność była wręcz przerażająca. Ale teraz... a zresztą, szkoda myśleć. Tak uznawszy, przeciągnęła się niczym leniwy kot. — Spokój — odparła pogodnie, z wesołym uśmiechem na pyszczku. To znacznie milsze od pijackiej imprezy! Tylko... czy Jalen zrobi coś dalej? Już tam jej nawet nie chodziło o seks, tylko... no...
  22. Rose obracała powoli głowę i rozglądała się z szerokim uśmiechem jak zdziwiony bobas, za bardzo nawet nie słuchając ogiera. Jakie śliczne kolorki! I dzwonki? Słysząc dźwięki, zakryła bezsilnie swoje uszy, potem odkryła, powtórzyła te dwie czynności parę razy, nim wrażenie obracania się spowodowało, że upadła prosto w poduszki. Z sekundy na sekundę zapominała i przypominała sobie o palącym pożądaniu, parę razy niemalże biorąc sprawy we własne kopyta. Och, jak by teraz chętnie... zaraz, co? Podniosła nieco główkę, rozejrzała się po kolumnie, na której teraz się znalazła i obejrzała swoje kopytka, potem siebie, a potem alikorna. Czyżby... czyżby już po wszystkim? Co się stało? Chociaż... nie. Nie wyszła przecież z jaskini! I nadal czuła się... tak. Prawda..? Przez chwile nieco to jednorożkę zmartwiło.
  23. Ta bulwa nie przywodziła Rose na myśl niczego dobrego. Kiedy zaś usłyszała instrukcję Jalena, od razu zorientowała się, że może... nie, na pewno chodzi o narkotyk. Racja, nigdy żadnego nie próbowała... i w sumie nie chciała, ze strachu przed uzależnieniem, czy też niszczącym wpływem na organizm. Złodziej, któremu kopyta trzęsą się jak galareta, to żaden złodziej. Nim jednak zdążyła zaprotestować, zaciągnęła się odurzającymi oparami, a dalej rozejrzała po wielobarwnej grocie. — Ja... Jal... — zająknęła się, a dalej przewróciła na plecy i usiadła na zadzie, oddychając głęboko, oraz co chwila lekko chichocząc. A że czuła się jak czuła, to jej myśli wnet obrały wiadomy zboczony tor, jeszcze bardziej tylko zachęcając Rosie do czynu, co zresztą wkrótce stało się zapewne widoczne. A może chciał ją odurzyć i potem sobie ulżyć? Zaśmiała się na tą myśl. Teraz wydało jej się to bardziej ekscytujące, niż jakiekolwiek inne.
  24. Tja. W dół jest naprawdę długa droga. Chociaż słyszała kiedyś o jakichś wariatach, co to z takich wysokości skakali w stogi siana. Jej jednak nieśpieszno było na tamten świat. Może jednak potrafiłaby jakoś wylądować na tej wąskiej półeczce, ale dawała sobie w najlepszym wypadku 50% szans. Bez większego marudzenia przyjęła więc znacznie bezpieczną opcję skorzystania z pomocnego kopytka. Ciekawe, gdzie to ją zabierał. Do swojego domku, gdzie ugotuje ją w zupie i zje jak czarownica? Rosie jednak została miło zaskoczona. Świecie? Tyle poduszek? I... główna atrakcja? Czyżby... randka? A może jednak coś więcej, pomimo tego, że wcześniej mówił, iż nie interesuje go seks na imprezie? Nie, nie zmieni tak nagle zdania... choć jednorożka trochę na to jeszcze liczyła. Nie, nie, na pewno chodziło mu tylko o randkę! Ale... ten zapach, to oświetlenie i te podusie naprawdę rozbudzały wszystkie jej zmysły, z każdą chwilą coraz to bardziej wzmagając w klaczy chuć, jakiej długo już nie czuła. To było teraz chyba niestosowne, ale Rose nie należała do dziewczyn mogących tygodniami się powstrzymywać. A szczególnie gdy ktoś wciągał ją w takie sytuacje! Odetchnąwszy głęboko i potarłszy swój lekko rumiany pyszczek kopytkiem, położyła się bokiem na poduszkach, tylne nogi trzymając razem a przednimi, skrzyżowanymi, podpierając się w pół-leżącej pozycji, zaś rozmarzonym spojrzeniem patrzyła w jakiś punkt między ścianą a sufitem, wciąż zadając sobie pytanie: a jeśli?
  25. — Syrenki też mają marzenia — odparła przekornie, po czym sama podbiegła do murku, w porę jednak reflektując się, że z rozbiegu może łatwo wpaść w poślizg. A jako że w dół długa droga, to zrobiła to na spokojnie, po prostu podchodząc i zręcznie wdrapując się na szczyt, co już robiła w Equestrii tyle razy, że nie musiała się nad tym praktycznie w ogóle zastanawiać. Widać, że nie żartowała o swoim złodziejskim pochodzeniu, chociaż teraz musiała uważać na sukienkę; na szczęście prostą oraz krótką, ale nadal wymagającą uwagi. Wreszcie, przesunęła się nieco tak, jak Jalen, szybko upewniła się, że zeskoczy w bezpieczne miejsce, a wreszcie poszła w ślady ogiera.
×
×
  • Utwórz nowe...