-
Zawartość
512 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Riddle
-
Rose aż się lekko uśmiechnęła, słysząc o tym wszystkim, co mówiła Chia. Co prawda Rose sama była kiedyś przez kilkanaście lat bogata... ale dbali też o nią rodzice i z pewnością nie spieszyło im się, by wysyłać ją na przyjęcia. Tylko ciekawe, ile pamięta z tych wszystkich dworskich manier. — No dobrze — zgodziła się z przekonaniem. — Tylko co masz na myśli, mówiąc o "planach"? Myślałam, że panie posyłane z takich miejsc, jak to, służą właśnie do tego.
-
— Jeżeli potrzebujesz skrytobójcy, to musisz sobie poszukać kogoś innego. Nie jestem morderczynią — odparła stanowczo. — Ale... chyba poradzę sobie z tym drugim. Tak myślę — dodała, już mniej pewnie. — Gdy robiłam to sama, to tylko dlatego, by kogoś okraść. Nie wiem zaś jak miałabym skłonić jakiegoś pijaka do gadania o czymś innym niż mój zad, a co dopiero o delikatnych informacjach. Nie chodzi mi tu o to, czy chcę to zrobić, czy nie, lecz o to, że chyba nie do końca wiesz, czego ode mnie oczekujesz — mówiła, z każdą chwilą coraz bardziej czując, że ta cała Chia nie ma większego pojęcia o pracy kucyków uzdolnionych podobnie, co Rose. — Mogę wejść do domu, zabrać coś i wyjść, nie zostawiając śladu. Jednak pani oferta to coś zdecydowanie innego od mojej zwyczajnej pracy. Chyba mogę się za nią zabrać, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób.
-
Rose, zainteresowana, podążyła oczywiście za klaczą, a wszedłszy do pokoju, usiadła na wskazanym miejscu i zaczęła uważnie słuchać. - Udawać mogę, nawet już kiedyś raz spróbowałam tego sposobu, lecz... trochę boję się o swój zad. W znaczeniu dosłownym. Poza tym, musiałabym wiedzieć, co dokładnie powinnam za każdym razem zdobyć. A jeśli chodzi o jakieś zapiski, to poradzę sobie bez teatrzyku. O ile tuż po kradzieży nie zacznie mnie szukać straż z całego miasta, jak ostatnio...
-
Rose uśmiechnęła się do klaczy. Wydawała się przynajmniej trochę miła, a w porównaniu do reszty kucyków z tego rejonu, to już było coś. Zresztą, złodziej potępiający kogoś za wykonywany zawód to najzwyklejszy w świecie hipokryta. Ale właśnie: zawód. Została o niego zapytana i nie wiedziała, czy powinna odpowiadać. Choć z drugiej strony ta Chia nie wyglądała na głupią. Zapewne domyśliła się, że Rose za niewinność do takiego miejsca nie trafiła. Jednak pomarańczowa jednorożka milczała już zbyt długo i czuła, że powinna się odezwać, aby uniknąć niezręcznej ciszy. - Ja... umiem kraść - powiedziała cicho, spoglądając nerwowo na klacz. Może doceni szczerość... a w najgorszym wypadku będzie mieć na nią oko. Zresztą, niepotrzebnie. Rose nie była kucykiem bez serca i z pewnością nie zamierzała okradać kogoś, kto tak jej pomógł. Czuła mimo tego wstyd ze swojego zawodu. Ale przecież taki jest jej znaczek i już nie da rady tego zmienić. - Znam też kilka prostych zaklęć, oraz... tak z dziesięć lat temu grywałam w miarę regularnie na pianinie - wymieniła wszystko, co przyszło jej na myśl.
-
Rose aż wymiotować się chciało od tego cuchnącego powietrza, tęczowego wystroju, oraz podobnie ubranych pracowników. Aż nie wiedziała, co gorsze; ten widok, czy to, że za jakiś czas sama będzie tak ubrana i zapewne traktowana gorzej od jakiegoś przedmiotu. Owszem, może i sama lubiła się tak od czasu do czasu zabawić, ale jako klientka. A to było po prostu upokarzające. Nagły trzask drzwi wyrwał ją z zamyślenia, a nawet przestraszył, przez co lekko podskoczyła. Wtedy też zwróciła uwagę na klacz, której kolorystyka kogoś jej przypominała, choć nie potrafiła teraz powiedzieć kogo dokładnie. Słuchała w milczeniu rozmowy, a kiedy pani zaczęła ją okrążać, spuściła smętnie głowę. Zaraz ją jednak podniosła, gdy tylko usłyszała, jakie ma wobec złodziejki zamiary, patrząc na żółtą klacz z nieskrywanym zdziwieniem. - ...co? Czemu? - zapytała, głosem pasującym do wyrazu pyszczka. Zapłaciła tysiąc bitów tylko po to, by ją teraz po prostu wypuścić? Co ktoś taki robi w tym miejscu? Nawet w Equestrii nikt nie byłby raczej gotowy zupełnie bezinteresownie wydać dla kogoś takie pieniądze.
-
- Kultura - mruknęła, wyglądając na zupełnie nieprzejętą, wręcz znużoną... choć tak naprawdę serce w niej aż łomotało. Tak ma skończyć? Jako zabaweczka marynarzy w portowym zamtuzie? Nie... chyba się panowie rozczarują. Ale jeżeli choćby jednego uniknie to rozczarowanie, to z całą pewnością się odegra. Chociaż dotąd nie praktykowała skrytobójstwa i wolałaby tego nie zmieniać. Nadal jednak potrzebowała planu ucieczki, a ten zbyt ochoczo się nie prezentował... chyba że pegazy wyszłyby teraz przed nią, z jakiegoś powodu. Wtedy mogłaby po prostu uciec. Ale nie wierzyła, że tak będzie. Osiłki raczej nie zdążyły jeszcze zamienić mózgów na bicepsy.
-
Już samo nałożenie pierścienia na jej róg - coś niesamowicie upokarzającego dla jednorożca, sprawiło, że była markotna, a brak jakiejkolwiek porządnej osoby do interakcji wcale tego nie poprawiał. Cała podróż niesamowicie ją nudziła, więc widok lądu, nawet jeżeli marny i nieprzyjazny, napawał ją optymizmem. Nowe miejsce, nowe możliwości... i nowe kieszenie, którym można pomóc zrzucić nieco wagi. Tak więc mimo ponurego wyglądu miejsca, postanowiła oprzeć się o burtę i przyjrzeć niecodziennej architekturze.
-
- Ojej, jaka szkoda, kotku, że pieniądz nie rozwiąże każdego z twoich problemów - odparła drwiąco Rose, podnosząc swoje juki i je zakładając. - Następnym razem bardziej się skup na płaceniu podatków, z których utrzymywani są stróże prawa, niż wypychaniu sobie kieszeni kasą. Wtedy być może nie spotka cię podobny problem - dodała w podobny sposób, zaraz po czym założyła na siebie płaszcz, zasłoniła głowę pod kapturem i udała się wreszcie na statek. Była już zmęczona ciągłym uciekaniem... a do tego wciąż głodna, co z pewnością nie poprawiało jej nastroju.
-
- Oddajcie mi przynajmniej płaszcz i maskę - powiedziała stanowczo, po czym szybko się rozejrzała wokół siebie. Jeśli zechcą ją władować na statek bez jej własności, to będą musieli ją najpierw złapać. A nie zamierza tego nikomu ułatwiać i nie da się zajść od tyłu przez jakiegoś osiłka. - Chyba że wielce szlachetny kupiec pokaże, że i kucyki jest w stanie potraktować jak towar? - zapytała, tym razem głośniej; tak, aby na pewno usłyszała ją przynajmniej okolica.
-
- Och. Widzę, że lubisz być ostry. Ale nie wydaje ci się, że przed takimi igraszkami powinieneś mnie przynajmniej zaprosić na obiad? Albo dać jakieś kwiaty? - zapytała, szeroko i drwiąco się do niego uśmiechając. - Ale sprzęt, który mi zabraliście, też powinien wystarczyć jako prezent - dodała po chwili, już nieco bardziej poważnie. Co jak co, ale nie zamierzała siedzieć nie wiadomo ile na jakimś statku bez jej ulubionego płaszcza. Co prawda lepsze to od więzienia... ale skoro miała szansę na zatrzymanie go, to chciała z niej skorzystać. Zresztą, miała tam też pięćdziesiąt bitów. I to takich przynajmniej w połowie uczciwie zarobionych.
-
Rose markotnie podążała za strażnikami, mimo wszystko nie mając ochoty poczuć stali pod futrem. Szła nieco się ociągając, przyspieszając jedynie wtedy, gdy ktoś ją pogonił. I to nie przez jeden ze swoich licznych planów, lecz z prostej frustracji nieudaną kradzieżą. Bo co innego miała teraz zrobić? Zdzielić ich po głowie lagą? Żeby tylko jakaś się po drodze znalazła... W ten sposób zaplątana w swoich myślach stanęła przed kupcem. O dziwo, jedynie nim samym. Czyżby naprawdę czuł się aż tak pewnie? Może i Rose nie była skora do przemocy, uważając ją za narzędzie amatora, jednak nie oznaczało to, że nie potrafi okazać się niebezpieczna. Zwłaszcza, że teraz tak właściwie wystarczyłaby prosta deska, choć nie powinna zapominać, że jej róg też jest całkiem ostry. Czegokolwiek nie zechciałby zrobić - z pewnością mu odda. Ewentualnie po prostu ucieknie. Jakiś nieskalany pracą fizyczną szlachcic z pewnością nie dogoni kogoś, do kogo nie dali rady dopaść jego strażnicy. Na razie jednak milczała i spoglądała na niego pustym spojrzeniem.
-
Rose westchnęła smutno, w rzeczywistości jednak w myślach ostro przeklinając. Wychodzi na to, że będzie musiała spróbować uciec, ale ie zamierza tego robić bez swoich rzeczy. Musiała więc mieć plan... i chyba już wymyśliła jego zalążek. I tak jest w strasznej sytuacji, więc jeśli się nie uda, to nie będzie przecież dużo gorzej. - Rano bywa chłodno. Nie tylko ja noszę płaszcz i maskę. Bez tego można sobie nawet nos odmrozić - wyjaśniła. - A... dokąd pójdziemy?
-
Rose spoglądała na przeszukującego jej juki ogiera jak gdyby nigdy nic, odgrywając zupełnie nieprzejętą i niemającą nic do ukrycia. Taką też grę aktorską kontynuowała, gdy usłyszała wypowiedź strażnika, pokazując na swojej straży wyraźne zaskoczenie, wymieszane ze strachem. Na razie jeszcze nieprawdziwym, gdyż wierzyła w swoje umiejętności aktorskie. - A-ale.. - zajęczała, drżącym głosem. - Ale niby czemu? Co tam Pan znalazł? - zapytała, zmartwiona.
-
Rose mruknęła coś pod nosem; niezrozumiale, jednak z pewnością nie było to nic miłego, zaraz po czym z ociąganiem zdjęła swoje juki i mu je podała. Zaś drobną perełkę, którą chciała podarować staruszkowi, szybko ukryła pod kopytkiem, gdy nadarzyła się do tego okazja. Po co tu w ogóle przylazła... powinna była sprzedać towar gdzieś poza miastem, a może i nawet w jakiejś innej miejscowości. I chyba nawet mogłaby wytargować wyższą cenę. A teraz? Zmarnuje pewnie mnóstwo czasu. - Czy mógłby się pan pospieszyć? Chciałabym udać się coś zjeść.
-
Klacz zachowała spokój, czekając, aż jubiler dokona formalności.. Może i nie wyglądała na kupca, ale to nic nie znaczyło. Przecież to nie jest podstawą do żadnej kary, a wytłumaczeń co do posiadania kosztowności jest multum. Sprzedawanie pereł było więc najwyżej podejrzane. - Wie Pan co? - zapytała nagle, po czym położyła jeszcze jedną, małą perełkę na blacie. - To za miłą obsługę - powiedziała z uśmiechem. W istocie jednak pomyślała, że lepiej, aby liczba pereł w jej woreczku nie zgadzała się dokładnie z liczbą tych skradzionych. Zresztą, to tylko pięć bitów, a jubiler na pewno sie przez to ucieszy.
-
Rose głęboko westchnęła, jakby dla uspokojenia, po czym cicho się zaśmiała. "Na złodzieju czapka gore", pomyślała, ponownie wykładając białe śliczności na ladę. - Ależ tak, chcę - potwierdziła, nieco wesołym tonem. - Po prostu... troszkę mi się śpieszy. I jestem nieco rozkojarzona co do godziny - wyjaśniła, po czym jednak zerknęła za siebie, nie oczekując tam niczego niezwykłego.
-
Rose nadal się do ogiera uśmiechała, słysząc pozytywną opinię o drogocennych kulkach, jednak usłyszawszy odgłos drzwi na zapleczu aż podskoczyła. Coś jej tutaj zaczynało nie pasować, z każdą sekundą coraz bardziej, tak więc szybko zgarnęła z blatu wszystkie perły, oprócz tej wskazanej przez pracownika. - Jak najbardziej - przyznała, po czym poczekała na zapłatę, aby prędko ją zabrać i następnie spróbować sprzedać resztę dużych kamyczków. Małe natomiast chyba sobie odpuści i komuś podrzuci, lub przyjdzie do kupca z jakimś kłamstewkiem typu "znalazłam na ulicy" albo "ktoś w płaszczu mi to wcisnął w kopyta" i odda mu resztę. Wszak ryzyko było zbyt duże, by tak długo trzymać ze sobą kradzione dobra.
-
- Nie ma problemu - odparła spokojnie Rose. Raczej nie podejrzewała staruszka o nic niestosownego, lecz mimo to już kilka razy zdarzyło się, że jakiś ogier celowo coś upuszczał, by zmusić ją do pochylenia się. Z tego powodu niemal odruchowo przykucnęła i wydobyła klejnot spod szafy za pomocą magii, aby następnie położyć go na blacie. - Wie Pan już, ile zechciałby Pan kupić?
-
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie Rose, odwzajemniając uśmiech miło wyglądającemu kucykowi. - Chciałabym coś sprzedać - wyjaśniła, a następnie zajrzała do juk i wyjęła z nich wszystkie większych rozmiarów perły, po czym ostrożnie rozłożyła je na ladzie. - Ile byłby Pan w stanie kupić? - zapytała uprzejmie ogiera. Miała nadzieję, że szybko da radę wymienić te kuleczki na bity. Trzymanie ich przy sobie zbyt długo mogło się wszak okazać niebezpieczne...
-
Postanowiła udać się do najbliższego sklepu jubilerskiego i sprzedać tam tyle, ile by mogła. Popytała więc o drogę kucyków wyglądających tak, jakby znały odpowiedź i chciały jej udzielić, aby spokojnym krokiem udać się właśnie tam. Postanowiła też przy tym nie chwalić się pękatym mieszkiem, z raczej wiadomych przyczyn; nie była jedynym złodziejem w tym mieście. A przynajmniej tak uważała, choć nie zamierzała tego sprawdzać.
-
Nim klacz gdziekolwiek ruszyła, postanowiła najpierw zdjąć swoją maskę i swój płaszcz, zwinąć obie te części ubioru i schować je w swoich jukach. Nie wiedziała, czy trafi jeszcze na szukających ją strażników, więc wolała dla niepoznaki zmienić swój wygląd, nawet jeżeli w tak prosty sposób. Zresztą, było w miarę ciepło i nie zbierało się na deszcz, toteż raczej jej się nie przyda. A kiedy zajęła się tą sprawą, to ruszyła do miasta. W końcu wciąż musiała jakoś zdobyć pieniądze na nocleg oraz posiłek.
-
Tak postanowiła też zrobić; udała się w stronę wolnego przejścia tak szybko, jak tylko mogła, nie zapominając jednak o tym, że nadal powinna zachowywać się cicho, z tego też powodu uważając na to, gdzie stawia kolejne kroki. W końcu łatwo mogła o coś się potknąć, coś potrącić, lub też wdepnąć w skrzypiącą deskę, toteż na wszystkie te rzeczy, jakie mogły znaleźć się na jej trasie, starała się szczególnie uważać. Była niemal pewna, że się jej uda, ale nie pozwalała temu uczuciu nią ogarnąć. W końcu bardzo łatwo mogła wszystko spaprać... więc na razie po prostu skupiła się na zadaniu.
-
Zabrawszy garść gwoździ, postanowiła upewnić się raz jeszcze co do pozycji kuca, aby następnie, po dotarciu do nowej kryjówki, cisnąć jeden gwóźdź jak najdalej od siebie, by spróbować kuca tam właśnie zaprowadzić i umożliwić sobie ucieczkę. Jeżeli jednak strażnik nie połknie przynęty, to Rose była w pełni gotowa przekraść się do doku i skoczyć w wodę. Zmoczy się, ale przynajmniej nie spędzi kilku lat za kratami... lub gorzej. W każdym razie, naprawdę liczyła, że jej plan zadziała, tak więc po rzuceniu metalowym przedmiotem przyszykowała się do swojej ucieczki.
-
Klacz postanowiła najpierw znaleźć coś, czym mogłaby rzucić, nawet jeżeli musiałaby to w jakiś sposób odciąć sztyletem: metalową obręcz, kawałek sznura, łańcuch, kawałek drewna... cokolwiek, co wydałoby dźwięk przy uderzeniu o podłogę. W magazynie było cicho, więc strażnika powinien zwabić odgłos, którego sam nie wydał. Jeżeli więc dała radę znaleźć taki przedmiot, to go zabrała. W każdym razie, postanowiła wyjść wreszcie z kryjówki i przejść do innej kryjówki, bliżej środka pokoju. Najlepiej położonej tak, by widziała wyjście drugie i trzecie, priorytet obierając jednak nad ukrycie się przed szukającym jej kucem. Jeżeli kuc przeszedł w tym czasie do innego miejsca, to z pewnością byłaby gotowa skorzystać z wejścia, które dotychczas pilnował. Jeśli nie, to postanowiła go zwabić w inny obszar poprzez rzut swoim przedmiotem. Ale jeśli i to nie było możliwe, to... cóż, pora na kąpiel.
-
Klacz, pomimo niekorzystnego obrotu zdarzeń, zachowała spokój. Nie była do końca pewna w jaki sposób posiadanie skrzydeł miało strażnikom pomóc, jednak nie zamierzała biernie tu siedzieć, by się przekonać. Jednak ślepe wyskoczenie z ukrycia również nie było dobrym pomysłem, więc Rose zdecydowała się najpierw ostrożnie wyjrzeć z kryjówki. Interesowało ją głównie miejsce, w którym był strażnik, a także najbliższe otoczenie jej kryjówki, za którym w razie czego mogłaby się schować po wyjściu z obecnego ukrycia. Przy okazji zwróciła uwagę na otoczenie strażnika. Wszak była jednorożcem, więc może drobne zaklęcie pomogłoby jej stworzyć dywersję i uciec.