Chyba nie do końca zrozumiałem, pojmowanie samobójstwa jako "szczęście"?
3 metry pod ziemią, wpieprzany przez robaki, po jakimś czasie zapomniany, tylko jeden z wielu, cudowna definicja szczęśliwego rozwiązania.
A stwierdzenie "zabójstwo to pójście na łatwiznę" jest całkowicie błędne, w moim mniemaniu. To jest poddanie się, słabość, nie ma tutaj mowy o chodzeniu na łatwiznę, to koniec wszystkiego.
Moim skromnym zdaniem, jeżeli ktoś nie chce życia, powinien szukać oparcia w najbliższych osobach. Nie ma takich? No okej, może po prostu nie potrafi ich dostrzec, bo jest zbyt zapatrzony w siebie, chęć zdobycia atencji i poza swoim "ale mi źle i niedobrze" nie widzi, że ludzie próbują mu pomóc.
Nie masz nikogo bliskiego? To zbierz się sam dla siebie, a na pewno kogoś znajdziesz. Ja tam się nie znam, mam 17 lat. Ale życie nie polega na skupianiu się na sobie, trzeba dawać coś ludziom, aby ludzie mogli to oddać. Jeżeli ktoś nie potrafi znaleźć w sobie siły, to może właśnie nie zasługuje na szczęście, skoro czeka na nie z założonymi rękami. Nie znam statystyk ani innych takich, ale jestem niemal pewien, że większość samobójstw wywodzi się nie od przeszkód materialnych, a od samego siebie. Nie ma rzeczy niemożliwych, a przynajmniej tak mówią.
Chciałbym, aby wszyscy ludzie byli szczęśliwi, chciałbym, aby każdy zgnębiony człowiek, który zgubił sens odnalazł coś, co mu pomoże, osobę lub motywację. No ale tak dobrze to nie ma, trzeba dać z siebie wszystko, a żeby dać z siebie wszystko, trzeba być silnym, a stąd już prosta droga do szczęścia.
Pozdro pis joł