Skocz do zawartości

Kruczek

Brony
  • Zawartość

    1519
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    39

Posty napisane przez Kruczek

  1. Generalnie przyjemnie mi się to czyta, ale ten brak emocji jest dotkliwy, szczególnie w niektórych momentach. W te dialogi przydałoby się tchnąć trochę życia, żeby nie były takimi pustymi linijkami tekstu następującymi po sobie niemal mechanicznie. Tak jak wspominali poprzednicy, tchnąłbym w to trochę więcej emocji i ładnie to sobie przemyślał. 
    Na przykład ten wątek z Rainbow Dash pragnącą zabić takie masy kucyków, nie do końca to rozumiem. Kiedy chciała poświęcić ich dla wygrania wojny, to było jeszcze w porządku, wiadomo, obowiązki jako generał, trzeba się liczyć ze stratami. Ale taka akcja zrobiła z niej bardziej psychopatkę, chyba, że taki był zamiar autorki i szykujemy się na jakiś plot twist z Dashie jako złodupcem, wtedy oke! ^^ 
    Wątek spotkania Mane 6 i przypadkowego spotkania CMC, w przypadku tych drugich wypadł trochę naciąganie. Nie upraszczaj tak bardzo akcji, idziesz w dobrym kierunku, a potem przyspieszasz wszystko jakby ci się gdzieś spieszyło. To bardzo w duchu serialu (22 minuty i się zawijamy!) ale nie w duchu fanfikcji, ja bym na Twoim miejscu najpierw poznał ze sobą tylko dwójkę z nich, a potem w jakichś dowolnych okolicznościach (na przykład akcji ratowania przed jakimś stworem z lasu albo innym paskudztwem) dorzuciłbym spotkanie ze Scootaloo i tym samym zejście się CMC. Ale generalnie to fajny pomysł, masz sporo fajnych pomysłów, to mi się podoba. Zalatuje to mocno finałem bodajże piątego sezonu, takie spotkanie CMC z alternatywnej rzeczywistości na pewno byłoby bardzo ciekawe na ekranie. 
    Czekam na następne rozdziały, pozderki~^^

    • +1 1
  2. Skoczna muzyka pulsowała mu w głowie, raz po raz przesyłając dobitne sygnały - Wiesz, że musisz, bez tego nic tutaj nie zrobisz. To była prawda, jeśli chciałeś się czegoś dowiedzieć, wstąpienie do tawerny było najrozsądniejszym wyjściem. A Late zawsze chciał wiedzieć, czasem ciekawiła go miejscowa legenda, plotki o skarbcu jakiegoś wyrodnego bogacza, a czasem po prostu ciekawiło go jak wygląda dno kufla po piwie i po ilu takich odkryciach jego spód zacznie wirować. Może właśnie dlatego zarówno on jak i Sterling uwielbiali tą robotę. Wieczne obijanie się po tawernach, wizyty w zamutzach, zręcznie określane przez nich mianem "degustacji walorów" miasta. 
    Oczywiście, natychmiast gdy brakowało im pieniędzy zabierali się za robotę. Nic tak nie pobudza do zgładzenia jakiejś maszkary albo czołgania się przez parę godzin po ciemnych grobowcach niż brak piwa. 
    Late za każdym razem chciał, żeby ten jeden jedyny raz wyglądał inaczej, ale nic się na to nie zapowiadało. Musieli znaleźć nocleg, ale zanim do niego dotrą, zahaczą o jakiś brudny bar pełen "wartościowych informacji", które nie lada poświęceniem liczonym w litrach, spróbują wydobyć od miejscowych. Potem już nocleg sam ich znajdzie. 
    Mężczyzna z rozbawieniem obserwował karła, który beztrosko rozglądał się za okazją. Ich sakiewka podzwaniała wesoło, gdy przechodzący obok ludzie zerkali niespokojnie na wiercącego się karła. 
    - Hm, może wstąpimy do jakiejś tawerny i spytamy o nocleg, przy okazji można by się sporo dowiedzieć - mruknął Late. Złoto w sakiewce najwyraźniej bardzo mu ciążyło i miał wrażenie, że rzeczona sakwa zaraz eksploduje zdobiąc całe miasto resztkami ich oszczędności, jeśli nie wyłoży jej na ladę prosząc o najlepszy, miejscowy trunek. Podobne podejrzenia miał co do swojego przyjaciela, którego głowa była prawdopodobnie jeszcze bliżej eksplozji. 
    Przechodząc obok niespecjalnie dużego zamutzu na rogu ulicy, dostrzegł kurtyzanę, która puściła do niego oko. Odpowiedział zawadiackim uśmiechem, ale nie zatrzymał się nawet na chwilę, kodując w pamięci, że być może będzie chciał tu jeszcze tej nocy wrócić. 

  3. Late, jak zwykle, zdawał się być odprężony i wyluzowany. Kątem oka zmierzył strażników. Nigdy mu się dobrze nie kojarzyli. Już na samo wspomnienie słowa - strażnik, odczuwał nieprzyjemne mrowienie w okolicach trzustki. Słowo strażnik znaczyło, że gdzieś było coś wartego pilnowania, a jeśli coś było wartego pilnowania - można to było zdobyć. 
    Takie obsesyjne myślenie często pomagało mu w sytuacjach, które wymagały od niego odwagi. Kiedy strażnik okazywał się parometrowym stworem, którego liczby najeżonych łusek nie dało się zliczyć, sprawa się komplikowała. W tym jednak wypadku, to byli zwykli faceci, którzy tak jak większość ludzi pragnęli tylko trochę złota, dachu nad głową i dziewki do chędożenia (bądź w niektórych przypadkach również - poczucia władzy).
    Ci nieszczęśnicy, świdrujący ospale gawiedź przenikającą po moście nie byli niczemu winni i gdyby sytuacja wyglądała inaczej, może nawet spotkałby się z nimi w tawernie żeby obalić kufel piwa i porozprawiać o gównianej polityce albo sromotnych podatkach. 
    Musiał się jednak pilnować, ze względu na swoją profesję. A co do strażników - nie pilnowali niczego więcej niż własnych majtek i wejścia do miasta pełnego przypadkowych łowców okazji i tępego motłochu. Nic specjalnego. 
    Late westchnął, wpuszczając do płuc ostatnie (jak podejrzewał) czyste i orzeźwiające resztki dziennego powietrza. Miasta zwykle śmierdziały, na swój sposób, ale zawsze. Śmierdziały zamętem, przepychem i handlem a czasem - czystym złotem. 
    - Tak... - zamyślił się Late, krocząc powoli przed siebie. - Musimy znaleźć nocleg. 
    Uprzedzając to, co jego przyjaciel zapewne miał na myśli, dodał: 
    - Nie, nocleg to nie zapluty rów, w którym spędzasz resztę nocy po tym jak barman wywala Cię na zbity pysk za dotykanie jego córki. Mówię o faktycznym noclegu, z faktycznym łóżkiem i przynajmniej trzema, a najlepiej czterema ścianami. 

  4.            somnambulas_by_yorozpony-dbnwjo5.png

    Element Nadziei, Somnambula, mój osobisty ulubieniec z przedstawionej w finale szóstki. 
    I nie chodzi tu już tylko o jej uroczy wyraz pyszczka i potencjał historii, ta klaczka reprezentuje ważny element, który jest nie raz ważną częścią życia niektórych ludzi. 
    No ale czym jest ta nadzieja? No właśnie, tutaj wasze pole do popisu. Czym jest dla was nadzieja i jaką rolę odgrywa w waszym życiu? 
    Czy jest jak to się mówi "matką głupich" czy niesie za sobą inne, mocniejsze znaczenie? 
    Dla mnie na przykład, jest bardzo ważną częścią życia. Powiedziałbym nawet filarem, który trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Bo jakim paskudnym życiem byłoby życie bez nadziei? U mnie nadzieja stanowi nawet zastępstwo dla wiary. Nie wierzę w Boga, wierzę w świat, możliwości i lepsze jutro. A przynajmniej... czasami~ :v 

    To temat do ogólnej dyskusji na temat nadziei i jej roli w naszym życiu, jak i w literaturze, świecie, historii i wszystkim innym co wam przyjdzie do głowy. 

    Nadzieja często jest ściśle kojarzona z wiarą w Boga i życie po życiu, ale jak wiem na własnym przykładzie, niekoniecznie musi tak być. Towarzyszy nam wszędzie, w książkach, w filmach, w snach. Jakie jest wasze spojrzenie na ten temat? Gdzie zacierają się granice pomiędzy nadzieją a głupotą? 

    Nadzieja jest bardzo niebezpieczna. Może doprowadzić człowieka do obłędu.

    Nadzieja to wspaniała rzecz… może najlepsza na świecie. A dobre rzeczy nigdy nie umierają.

    ~Skazani na Shawshank (Stephen King)

    (...) póki Bóg nie raczy odsłonić przyszłości ludzkiej, cała ludzka mądrość będzie się mieścić w tych paru słowach: Czekać i nie tracić nadziei!
    ~Hrabia Monte Christo (Alexander Dumas)

    (...) nadzieja to najgorsze skur*ysyństwo jakie wyszło z puszki Pandory.
    ~Pod kopułą (Stephen King) 

    Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma własną nazwę. Nazywamy je nadzieją.
    ~Dziewczyna z Pomarańczami (Jostein Gaarder)

    • +1 4
  5. Imię i nazwisko: Late Degg 

    Wiek: 23 lata

    Profesja: Łowca skarbów/ obibok

    Wygląd: Szczupły mężczyzna o ostrych rysach, lekkim zaroście i bujnej, roztarganej czuprynie. Wzrostu wahającego się na granicy metra osiemdziesiąt. Oczy piwne, często nieobecne, rozmarzone. Garderoba pełna wypłowiałych płaszczy i prostych, wygodnych spodni, umożliwiających swobodę ruchową. Nie cierpi kapturów, bo kojarzą mu się z magami. Wygląda na podróżnika, który nie do końca wie dokąd zmierza. 

    Charakter: Lekkoduch, który czasami lubi udawać, że naprawdę wie co robi. Nieodłącznymi towarzyszami jego wędrówek są kompani: poczucie humoru, odwaga granicząca z głupotą i skłonność do prostych rozrywek. Jest w miarę towarzyski, ale dobrze wie, że w niektórych zakątkach świata może się to źle skończyć. Bywa lekkomyślny, co w połączeniu z jego profesją jest równie niebezpieczne co zbyt częste kłapanie jadaczką. 

    Miejsce rozpoczęcia akcji: Nie mam zielonego pojęcia, może to być jakieś targowisko w wygwizdowie dolnym albo mroczny grobowiec Dupensztajna, wybór należy do Ciebie, jeśli można. 

    Historia: Tak więc od początku, Late przyszedł na świat jako syn osławionego badacza - Augusta Degga, początkowo miał na imię Lance, jednak po wyprowadzcce od ojca zmienił swoje imię na krótsze i (według niego) bardziej chwytliwe. Twierdził, że świat nie może znać tak wielkiego człowieka jak on pod tak żałosnym imieniem jak Lance. Jak więc nie trudno zauważyć, już od najmłodszych lat Late miał ambicje do zostania wędrownym zawadiaką. Lata dzieciństwa spędził na obijaniu się w starej bibliotece ojca, którą na przestrzeni lat przewertował od góry do dołu. Już wtedy zaczynał się w nim rodzić duch przygody, który żyje z nim do teraz. Jego ojciec pragnął, aby syn kontynuował jego dzieło i studiował pradawne księgi, dostarczane przez jego kontakty, rozłożone po całym świecie. 
    Wiadomo jednak, że studiowanie ksiąg to robota nudniejsza nawet od szorowania wielbłądzich garbów, dlatego też w wieku 16 lat, Late uciekł z domu, zabierając ze sobą jedynie parę przydatniejszych ksiąg (tych, które zawierały ładne obrazki i przydatne mapy) i wyruszył w świat, w poszukiwaniu rzeczy, których nikt jeszcze nie odkrył. 
    Początkowo szło mu to bardzo miernie, za resztki oszczędności, które również ze sobą zabrał (nie mógł przecież odejść z pustymi rękami, no nie?) włóczył się po tawernach i zbierał informacje o wszelkich grobowcach, piramidach, świątyniach i wszystkich miejscach, które mógł spenetrować w poszukiwaniu skarbów. 
    Podczas pierwszej przygody poznał przyjaciela, który jest z nim do teraz i czasem pomaga mu w co raz to nowszych ODKRYCIACH. 
    A szło to mniej więcej tak: 
    W jednym z okolicznych barów, w mieście którego nazwy teraz już nawet nie pamiętał, dowiedział się, że nieopodal jest klasztor magów, którego podziemia strzegą zaginionego dawno skarbu. Zaginiony, to słowo które akurat kompletnie tutaj nie pasowało, bowiem każdy dobrze wiedział gdzie skarb się znajduje. Był na najniższym piętrze w podziemiach klasztoru, pilnowany przez szeregi magów i nieopisaną, magiczną moc, której nikt nie odważył się poskromić. Prawda była taka, że magowie nie dopuszczali nikogo do tego poziomu a sami bali się przejść przez barierę, która smutno wisiała w drzwiach komnaty, w której miał się znajdować rzeczony skarb. A jak to bywa z takimi rzeczami, których się obawiasz - albo je omijasz albo zaczynasz czcić jako coś niezrozumiałego i pradawnego. Nie  trudno się domyślić, którą opcję wybrali tamtejsi magowie. 
    Late, jako łowca przygód uznał, że to jego wielka szansa. Nikt jeszcze nie przekroczył drzwi komnaty, a taki wyczyn na pewno byłby pomocny w osiągnięciu sławy. Jak już było wspomniane, nie należał do najbystrzejszych i najrozsądniejszych łowców przygód, dlatego nie pomyślał w jaki sposób uda mu się przejść przez magiczną barierę, strzegącą tego miejsca. Za to wpierw zorganizował poszukiwania członków do drużyny. Po dwóch tygodniach wygłaszania swoich przemówień w tawernie, zgłosił się do niego jeden karzeł imieniem Sterling. Tak narodziła się ich przyjaźń, nie, naprawdę, dokładnie tak, wiadomo wszak, że tawerna, wspólny cel i parę kufli piwa połączyłoby każdego człowieka. 
    Plan wyglądał następująco, magowie urządzali w każdy ostatni dzień tygodnia ogromną biesiadę, na którą spraszali okolicznych mieszkańców i poili ich darmowym winem i różnościami. Dlaczego? Nikt konkretnie nie wiedział, ale magowie zapewne mieli w tym jakiś cel, nikt bez powodu by nie oddawał takiej ilości wina byle ochlejtusom. Late i Sterling postanowili przyłączyć się do biesiady i w jej trakcie po cichutku przedostać się na najniższe piętro. 
    Jak to jednak bywa na przyjęciach - trudno im było odmówić co kolejnych kielichów wytrawnego wina, które pojawiały się przed nimi na stole. Kiedy byli już nieźle wstawieni, postanowili że wdrożą w życie swój plan. Przewracając po drodze niezliczoną liczbę starożytnych waz przemknęli na niższe piętra, których strzegli magowie w posępnych, fioletowych kapturach. Nie pytajcie mnie, bo sam nie wiem jak im się to udało, ale dostali się na ostatnie, najniższe piętro niezauważeni. Może magowie na straży też nie wylewali za kołnierz i stali tam wyłącznie z obowiązku duchowego i klasztornego. 
    Sterling postanowił odwrócić uwagę ostatnich strażników, zaczynając tańczyć po środku ostatniej komnaty, potem zaczął wrzeszczeć, że się zgubił i prosił, aby ktoś go odprowadził na biesiadę. W tym czasie Late, mocno podchmielony, zakradł się pod drzwi ostatniej komnaty i bez zastanowienia przeszedł przez magiczną barierę. Do dzisiaj nie było wiadomo, czy ona faktycznie coś robiła, czy była tam tylko dla ozdoby poprzedniego właściciela. Wewnątrz znalazł kufer pełen skarbów, którymi napchał kieszenie i torbę, po czym wydostał się na zewnątrz niezauważony (Sterling wciąż szarpał się z magami, jeden z nich znudzony w końcu podniósł go magią za nogi i odesłał na przyjęcie) Wszystko szło według planu, gdyby nie to, że na jednym z ostatnich pięter Late został zauważony. Dalszą noc pamięta jako niewyraźną, zbitą krzątaninę różnokolorowych szat i kapturów. To co się liczyło jednak, udało mu się zbiec ze skarbem, którym podzielili się na pół ze Sterlingiem. 
    Po tak zuchwałej kradzieży, którą Late wolał nazywać "ODKRYCIEM" (W końcu nikt tam nie wchodził od wieków, prawda?) rozkręcił się na dobre. Przez najbliższe lata zasłynął jeszcze paroma występkami, między innymi kradzieżą złota z zaginionego pałacu Bezimiennego Króla, odkryciu grobowca jakiegoś brodatego sułtana, który okazał się być obiektem kultu i paroma innymi rzeczami, o których długo by opowiadać. Nabrał przez to trochę doświadczenia, zarówno w walce jak i w ucieczkach, które przez jego szczęście, zwykle kończyły się sukcesem. 

    Cecha charakterystyczna: Stawia wszystko na jedną kartę, jeśli o to chodzi, a jeśli o fizyczną cechę charakterystyczną - blizna na policzku, pamiątka po spotkaniu z niezadowolonym rolnikiem, którego sierp znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. 

    Cel: Zdobyć sławę i skarby, fajnie byłoby też znaleźć partnerkę, żeby było z kim osiąść jak kości nie będą się już nadawały do skakania po ścianach i kopania grobowców.

    Ekwipunek: Sztylet, pieszczotliwie nazywany Hrabią. Torba wypełniona mapami i resztkami oszczędności. 

    Towarzysz: Sterling, włóczący się za Late'm po każdym mieście, znikającym na jakiś czas w pobliskich zamutzach i tawernach, ale zawsze gotowy do pomocy, jeśli taka konieczna.

    Rasa: Człowiek

  6. Nie wspominam jakoś szczególnie dobrych uczynków, to po prostu uczynki, takie rzeczy powinny przychodzić mechanicznie. Co mi się kojarzy to jedynie to, że pomagałem takiemu jednemu opóźnionemu koledze odnaleźć się w szkole. Był młodszy ode mnie, widzieliśmy się codziennie na przystanku i często zaczynał rozmowę, więc jakoś się dogadywaliśmy. Chodził do tej samej szkoły co ja, więc pokazywałem mu co gdzie jest z czym się je i czego ma unikać. To chyba dobry uczynek, nie wiem, po prostu lubiłem tego ziomeczka. 
    Można by tu wymieniać noszenie zakupów staruszkom i trzepanie ich dywanów, ale jak już wspominałem, dobre uczynki są fajniejsze kiedy przychodzą naturalnie i nie wyróżniamy ich na tle innych uczynków. Po prostu są odruchem człowieka, który ma w sobie ileś dobra. 

    • +1 1
    • Lubię to! 2
  7. Luna przez chwilę jeszcze wpatrywała się w otwarty portal. Burza myśli kłębiła się w jej głowie. Pomyślała, że to wspaniałe. Wspaniałe mieć tak wiernych przyjaciół i tak wspaniałą siostrę, która wybaczyła jej wszystko co zrobiła i wciąż trwa przy niej z uporem, chociaż znowu nieźle namieszała. Musiała to wszystko naprawić, pokazać im, że jest warta ich poświęcenia, ich przyjaźni i całej pomocy którą otrzymała. 
    - Wszystko w porządku? - usłyszała głos Celestii. 
    Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, jednak nie musiała długo myśleć. Miała ją przez cały czas w sobie. 
    - Cieszę się, że tu ze mną jesteś - odparła Luna. 
    Celestia uśmiechnęła się promiennie i po raz kolejny lekko przytuliła swoją siostrę. Po czym obie, wiodąc pochód do krainy snów, wkroczyły do portalu. 

    W tym czasie Rainbow zaczynała już naprawdę panikować. 
    - Taaaaank! - krzyczała na całe gardło, ale po jej pupilu nie było ani śladu. Jej głos niósł się echem po zamku, do tego stopnia, że obudził Spike'a. A każdy kto znał tego małego smoka, wiedział dobrze, jak trudno go obudzić, tym bardziej dwa razy w tak krótkim odstępie czasu.
    - Co się znowu dzieje? - wymamrotał zaspany. Tym razem wyszedł bez swojej ukochanej maskotki. 

    • Lubię to! 1
  8. A ja tam się jaram. Element nadziei to coś, czego brakowało mi w MLP. O samej postaci wiele powiedzieć nie można, oprócz tego, że ma naprawdę uroczy akcent, ale jej element to coś wartego uwagi. Mam (hehe) nadzieję, że dostaniemy w następnym sezonie jakieś rozwinięcie wątku tych starodupnych elementów, jeśli by tak było, szczególnie oczekiwałbym odcinka o Somnambuli. 
    Swoją drogą, dlaczego Somnambula? Czy ślepe podążanie za nadzieją przywodzi na myśl lunatykowanie? Może trochę, ale nie wiem, żeby aż tak nazywać kucyka? Chyba, że o czymś nie wiem, może przeoczyłem coś w odcinku albo było przybliżone mniej więcej w komiksie, którego nie czytałem. 

  9.                                                                                 giphy.gif

    Moda to coś z czym mamy styczność praktycznie na co dzień, każdy z nas ubiera się na swój własny sposób, codziennie też widzimy różne style, które ludzie prezentują w życiu codziennym. Niektórzy natomiast wcale nie przywiązują wagi do ubrań, a jak to jest z wami? 
    Czy liczy się dla was ubiór drugiego człowieka? Jak dużą wagę przywiązujecie do tego jak ktoś jest ubrany? A może wcale was to nie obchodzi i nie zwracacie na to uwagi? 
    Ja sam lubię czasami przeanalizować ubiór przechodzących ludzi i przypuszczać, co może o nich mówić. Dla niektórych przecież, ubiór to jeden z najlepszych sposobów wyrażenia samego siebie.
    Jaką rolę w waszym życiu pełni wasze ubranie? 
    Skrobu skrobu coś! 

    • +1 2
  10. - Zaraz do was dołączę! - krzyknęła Rainbow i pognała w stronę swojego domu. Cięła powietrze niczym tasak, pragnąc zobaczyć się ze swoim pupilem. Miała nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Znała go bardzo dobrze, zauważyłaby, gdyby coś było nie tak. Wpadła do domu i zaczęła szukać. Nie było go jednak na jego legowisku, ani w szafie, ani pod łóżkiem. Obleciała cały dom i nadal nic. 
    - Dobrze, nie panikuj, Rainbow - szepnęła do siebie i wzięła głęboki wdech. - No tak! Jasne!
    Wyleciała z domu tak, jak wyleciałby najszybszy pegaz w całej Equestrii - z precyzją i zapałem sportowca. 
    Wiedziała dobrze dokąd zmierza. Zamek Twilight, Tank musiał tam być, tam przecież go ostatnio widziano. W bibliotece, kiedy w tajemniczych okolicznościach, na oczach Twilight i Luny zniknął zostawiając po sobie dymek. 

    (Nie wiem jak wy, ale ja chętnie bym zakończył to opowiadanko po paru najbliższych postach. Happy end i kolejne opowiadanie. Oczywiście, jeśli @Caluś oraz wy przystaniecie na taki pomysł. Dlaczego? Jeśli bardziej przedłużymy tę historię, będzie się to ciągnęło na siłę. Materiału do tej pory jest około cztery - pięć stron, w sam raz rozmiarowo na jeden normalny odcinek serialu. Nie wiem, czy Caluś przystanie na taki układ, ale jeśli tak, to po zakończeniu tej historii mógłby zacząć dla nas kolejną  - jednym zdaniem i rozpoczęlibyśmy od nowa, z całkiem inną przygodą i sytuacją. To też mogłoby zachęcić innych użytkowników do udzielania się w historii, jeśli akurat zobaczyliby posta i dowiedzieli się, że nie muszą nadrabiać pięciu stron postów żeby odpisać w temacie.)

    • +1 3
  11. Na zawsze w moim serduszku jako fajna postać. Ostatnimi czasy tylko coś drętwo wychodziła. Poza odcinkami w których była główną bohaterką wypada tak jakoś mętnie i przewidywalnie. Ma spory potencjał, ale ludzie piszący odcinki zdają się ją spychać do nudnej roli w której raz na jakiś czas przeleci za szybko po ekranie albo krzyknie "AWESOMEEE". Dashie jest świetna, ale na takim samym poziomie jak była wcześniej, nie widzę za bardzo tego rozwoju postaci jaki widać wyraźnie np u Fluttershy. Jakby scenarzyści potraktowali fakt, że dostała się Wonderbolts jako jej największy rozwój i reszta pozostała tak jak była. Nie wiem, takie odnoszę wrażenie. 

    • +1 1
  12. - Panować w nocy? Jak to możliwe? - Księżniczka Celestia była na skraju załamania. Jak to możliwe? Odzyskała siostrę tylko po to żeby ją znowu stracić? I to w taki głupi sposób? Nie, na pewno na to nie pozwoli. Musi być inny sposób, musi być i ona go znajdzie. 
    - Filomina? Gdzie jesteś? - mruknęła jakby do siebie, nie patrząc na resztę kucyków. 
    - Wasza wysokość, wszystko będzie dobrze - Twilight zwróciła się do niej w najostrożniejszy możliwy sposób, uwzględniając odpowiednie honory. 
    - Ja... tak... - wymamrotała Celestia. Nie wiedziała jeszcze, że koszmar już się powoli kończył. Wpierw na horyzoncie dojrzała Filominę a potem...

    • +1 2
×
×
  • Utwórz nowe...