A z jakiej racji miałaby sobie odmawiać kariery? Nie wszyscy są prorodzinni. Są i nadambitni samotnicy, którzy całe swoje życie poświęcili swoim pasjom i nie żałują. Ja np. nigdy nie chciałam mieć rodziny, tylko fajną zbroję i dzielnego konia, swoje ukochane rośliny, zwierzęta, książki oraz możliwość samorealizacji, która jest zaraz po naturze moją największą wartością. I jak miałabym kogoś pokochać, kiedy ledwo sama ze sobą wytrzymuję [mój zmysł krytyka hejci moją własną głupotę i niedoskonałość]? Nie potrafię kochać ludzi, ze zwierzętami jest inaczej, tu wystarczy być i wspólnie patrzyć się w przestrzeń, bez słów, które nie są potrzebne . A na wszelkie hugi, etc. reaguję wręcz alergicznie i mam tak od zawsze.
Na tej zasadzie powinni Cię denerwować abstynenci, ponieważ odmawiają sobie spożywania alkoholu, co podobno jest fajne [nie wiem, czy jest, jestem abstynentem]. Odmawianie sobie czegoś, co nie jest dla ciebie ważne, nie jest czymś strasznym, złym i niedobrym. Za to kroczenie wbrew swojej naturze, ponieważ według niektórych życie bez miłości jest nieszczęśliwe, jest dla mnie złe. Wolę zaufać swoim instynktom, niż mądrościom "ciotek kulturalnych" [określenie z pewnej mądrej książki].
Nie będę unieszczęśliwiać ani siebie, ani innych. Natura była taka łaskawa, że dała mi inne sposoby znalezienia szczęścia w życiu niż rodzina i zamierzam to wykorzystać.