Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4033
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    139

Wszystko napisane przez Cahan

  1. Event forumowy dobiegł już końca, więc czas na podsumowanie i podziękowanie. Może zacznę od tego, że pomysł powstał na spontanie jako dziecko moje i Zegara, któremu bardzo dziękuję za współorganizację. Był on inspirowany grami - konkretnie Bloodborne i Town of Salem. Podczas pisania tych długich postów słuchałam soundtracku z tej pierwszej (jest cudowny, więc polecam) Wiedźmy zostały wybrane przez losowanie, a były nimi: Celestia - śmierć (Szonszczyk), Lyra - głód (Triste Cordis), Spitfire - zaraza (Sosna) i Fluttershy - wojna (Anoax). Każdy wybór miał znaczenie i determinował inne zakończenie. Jednak nawet wygrana nie miała być tym dobrym i szczęśliwym. Historia powstawała w trakcie, a obecnie nadawałaby się na materiał do całkiem długiego fanfika. Zwłaszcza, że nie wszystko trafiło do gry. Nie bez przyczyny, ale o tym na koniec. Chciałam wykreować grę, w której gracze poczują konsekwencje swoich decyzji. W której stosy nie będą czymś zabawnym, tylko faktycznymi decyzjami, które dadzą jakiegoś moralniaka. I sądzę, że mi się to udało. Jestem zadowolona z całości. Z członków ekipy, którzy wcieli się w NPCów, w graczy, którzy wzięli udział w zabawie. Mniej z tego, że wielu graczy zamiast wysnuwać własne podejrzenia, to podpinało się pod lincze. I to czasami było widać aż zanadto. Uważam również, że wskazówki średnio wypaliły - na początku jeszcze staraliście się je zdobyć, ale z czasem już mniej. Również niekoniecznie potrafiliście z nich zrobić dobry użytek. Bo nawet jeśli wydawały się pozornie bezwartościowe, to takie nie były. Często starałam się wam pomóc, kiedy się fiksowaliście na jakieś rzeczy i brnęliście w ślepy zaułek. Swoją drogą - różni NPCe mieli inne informacje odnośnie rogów. I informacje o różnych czarnoksiężnikach. W ogóle wiele wątków wykreowali sami opiekunowie postaci. Wiele z nich było nieplanowanych i ryzykownych. Moim zadaniem było też moderowanie tego na bieżąco i dopisywanie do nich fabuły oraz wyjaśnień. To było cholernie ryzykowane, ale teraz uważam, że jednak zajebiste. Czemu? Bo przez to historia zaskakiwała również mnie, a wszystko prowadziło do powstawania coraz ciekawszych rzeczy. Event miał na celu parę rzeczy: aktywizację forum, pokazanie ludziom, że sesje i fanfiki są fajne, a w działach można znaleźć wiele interesujących tematów. Nie wiem, czy ten cel został spełniony. Odpowiedzcie sobie sami. I co najważniejsze! Zamknęłam Wzgórze Ognia nie bez powodu. Niedługo w Dziale Opowiadań pojawi się temat konkursowy na sequel do fabuły eventu. Tam będziecie mogli dopisać ciąg dalszy tej historii. No i przy okazji porobić coś fajnego, a także wygrać nagrody. PS. Awardy za event będą, kiedy będą. Ale je przydzielimy. PS2. Podzielcie się swoimi ocenami eventu.
  2. Epilog forumowego eventu pojawił się w nocy na Wzgórzu Ognia.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [3 więcej]
    2. Cahan

      Cahan

      Kolejne eventy już raczej powstaną bez mojego udziału - już ten był bardzo spontaniczny. Powstał na konfie jako dziecko moje i Zegara. Sama wolę się skupić na mniejszych grach ograniczonych do Działu Zecory.

    3. Darkbloodpony

      Darkbloodpony

      Szkoda. Mam tylko nadzieję, że to nie wina tego eventu. 

    4. Cahan

      Cahan

      Absolutnie nie. To kwestia pomysłu, angażu wielu działów, wymaganego nakładu sił. Wybrałam ten czas, by uniknąć największego zapierdolu na studiach i dopasować całość do pogańskich świąt.

  3. Pół roku po wydarzeniach na Wzgórzu Ognia Tamte dni zmieniły wszystko. Podczas nowiu siódmego listopada purpurowe płomienie dosięgły nieba, które spowiło się pomarańczem i karmazynem. Zerwał się huragan, którego nie przewidziały pegazy, a w tej wichurze było słychać krzyki potępionych. A potem ogień się wypalił i wszystko ucichło. Większość mieszkańców uwierzyła, że to koniec Koszmaru, że wygraliśmy. Jak bardzo się mylili. Wiele kucyków opuściło Ponyville, nie trzymało ich tu już nic poza złymi wspomnieniami. Martwi przyjaciele, rzucane oskarżenia, błagania wleczonych na stosy. Koszmary, ciągłe koszmary. Przez to nawet nie zauważyliśmy nieobecności Lyry i Spitfire. Ale one wróciły… później. Twilight Sparkle przejęła obowiązki swej mentorki, Księżniczki Celestii i wraz z grupą możnych próbowała odsunąć Lunę od władzy. Młoda księżniczka zmieniła się - ogień wypalił z niej całą niewinność, pozostały żal, ból i poczucie obowiązku. Nie mogła uwierzyć, że Pani Dnia dała się skorumpować. Dopiero Koszmarowi udało się je pogodzić i wychudzone, półżywe alikorny stanęły po jednej stronie by stanąć do tego beznadziejnego boju. W kraju nastał głód, zgromadzona żywność zaczęła pleśnieć i gnić, nie mogliśmy nad tym zapanować. Z dnia na dzień coraz bardziej słabliśmy. Wtedy dopadły nas choroby. Źrebięta i starsi umierali jako pierwsi, ich żywota były zbyt wątłe by przedłużyć egzystencję o suchej trawie. Stosy gnijących ciał, których nikt nie miał siły pochować, a później już tylko trupy, walające się wszędzie niby śmieci, za które miał nas Koszmar. Wiarę straciłam jeszcze na Wzgórzu Ognia, jednak mimo wszystko walczyłam. Cóż innego mi pozostało? Walczyłam, bo tak trzeba. Bo tak mówiły martwe ideały. Wielu prosiło mnie o pomoc. Niektórzy przynosili na grzbietach swe martwe źrebięta, jakby nie pojmując, że to koniec. Rozpacz. Brak nadziei. Szloch matek. Szloch ojców. Szloch żon i szloch mężów. Płacz rodzin i płacz przyjaciół. Świadomość, że nie ma ucieczki. Gnijące zwłoki i uczta dla wron. Trzeba nam było spłonąć na Wzgórzu Ognia. Płomień oczyszcza. Płomień nie jest gnijącą raną, z której wychodzą larwy. Płomień nie katuje cię tygodniami. Płomień uwalnia duszę i pozwala jej umknąć w noc. Spoza Equestrii zaczęły napływać złe wieści, naszych sąsiadów spotkało to samo i błagali o ratunek. Księżniczka Luna obawiała się, że w swej desperacji mogą nas najechać. Jednak tak się nie stało, ich wojska pierwiej przegrały z głodem i zarazą niż z nami. Cierpienie. Ból skręcający trzewia. I zmęczenie, śmiertelne zmęczenie. Jakbym była we śnie, który się nie kończy. Chyba to pozwoliło mi przetrwać tak długo. Twilight, Luna i Cadance próbowały nas ratować. Szukały zaklęć, artefaktów i wiedzy w prastarych księgach. Nie wiem, czy alikorny jeszcze żyją. Podczas Solstycjum po niebie przegalopowały dwie klacze. Jedna wychudzona i wynędzniała, z wyleniałą, zielonkawą sierścią i długim rogiem, druga zaś wielka, uskrzydlona, zostawiająca za sobą stada much. Jej ciało gniło i odpadało płatami, lecz mimo to wciąż żyła. Śmiały się i krzyczały, drwiąc z naszych męczarni. O, śmierci! Dlaczego nie przychodzisz?! Dlaczego nie chcesz nas tak po prostu zabrać? Przytul nas! Ukochaj nas! Bo tyś jest jedyną matką, która może nam pomóc. I gdzie teraz jest przyjaźń? Gdzie się podziała Harmonia? Miłość? Jakie to wszystkie wydaje się puste w tych chwilach. Jak pozbawione znaczenia banały, powtarzane w spokojnych czasach by poczuć się lepiej. Tam gdzie one się kończą, tam rodzą się bestie. Widziałam jak Applejack zabija Pinkie Pie o pęczek szczawiu. Jak mąż pożywia się na zwłokach żony. Jak proste kucyki szukają winnych i mordują sąsiadów. Jak… jak… Jak Koszmar posila się na duszach słabych, jak obejmuje tych, którzy dali się złamać i ogarnąć zepsuciu w tych trudnych czasach. Bestie stały się plagą. Parę razy widziałam przemiany, zwłaszcza wtedy, kiedy się zaczęły. Później uciekłam, zapadłam w głąb Everfree i zabarykadowałam się w moim domu. Applejack jako pierwsza uległa zezwierzęceniu. Na początku chciała ratować rodzinę. Takich jak ona, dopuszczających się okropnych rzeczy, byle pomóc bliskim, znalazło się sporo. Potem nie miała już kogo chronić, jednak granica została przekroczona. Pamiętam ten widok, pamiętam jak pomarańczowa klacz unosi swe puste spojrzenie znad zmaltretowanego truchła różowej klaczy, a potem krzyczy długo i przeciągle, zaś jej ciało skręca się spazmatycznie, rośnie. Pysk wydłuża się i wypełnia długimi, ostrymi kłami. Jelenie rogi, wyrastające z głowy i długą sierść. Wielka, silna, potężna. Bestie nie pamiętają kim były wcześniej. Napędza je tylko głód, którego nie mogą ugasić. Ucztują na żywych i piją ich krew. Tropiciele wiedźm, którzy narodzili się na Wzgórzu Ognia, zostali pierwszymi łowcami bestii. Dowodzenie nad nimi objęła Rainbow Dash, jednak długo nie piastowała tej funkcji. W końcu sama stała się tym, z czym walczyła. Jak i wielu innych. Łowy były podstępne. Zacierały się granice pomiędzy świadomością a bestialestwem. Polujący tracili strach i zastępowali go radością mordu, na swą zgubę. Robiłam straszne rzeczy. Nie uchroniłam Equestrii, pozwoliłam by spalono niewinnych. I weszłam w zaświaty, by zapobiec Zagładzie, która i tak nadeszła. Boję się. Boję się, że ja również jestem bestią. Słyszę szepty i krzyki. Krew szumi mi w uszach. To koniec. Mój czas nadszedł. Nie wiem, czy dla Equestrii jeszcze jest nadzieja. Na pewno Koszmar nie uderzył z pełną mocą. Może jeśli istoty rozumne wzniosą się na pewien poziom, kiedy pokonają własne słabości… Może wtedy... Może wtedy Koszmar odpuści, bo będziemy od niego silniejsi. Bo nie będzie mógł nas dotknąć i zranić. Kiedy byłam mała, to matka opowiadała mi, że całe zło tego świata narodziło się wraz z samoświadomością żyjących. Że każdy ma dwie strony, a ono reprezentuje jedną z nich. Koszmar wyrósł na nas i to my go karmimy. On tylko ujawnił naszą zgniliznę. Dla mnie nie ma już nadziei. Straciłam wiarę, coś, co okazało się najcenniejszą rzeczą jaką można mieć. Bez niej nie ma już niczego. Bez niej się już tylko czeka na koniec tej beznadziei. Na ciemność, w której nie czeka nas nic. Jaki jest sens tego wszystkiego, skoro zakończenie jest takie niesprawiedliwe? Zebra odłożyła pióro i westchnęła z ulgą. Zdążyła dokończyć swoje wspomnienia. Nie wierzyła w to, że ktokolwiek je kiedyś przeczyta. Nie wiedziała nawet, czy nie jest ostatnią istotą pozostałą przy zdrowych zmysłach. Chciała jednak pozostawić po sobie cokolwiek i w pewnym sensie dokończyć tę historię. Zecora chwyciła kopytojeść sztyletu. Był długi i wąski, oferował szybką śmierć. Przyłożyła czubek do klatki piersiowej, z boku, od lewej strony. Przez chwilę się zawahała. Przymknęła oczy i przypomniała sobie radosne chwile źrebięctwa, dni beztroski, wypełnione szczęściem i miłością, rzeczami, o których już niemal zapomniała. Po czym zamachnęła się i wbiła mizerykordię prosto w serce. Uśmiechnęła się po raz ostatni. Czuła ulgę. Ulgę, że to już koniec.
  4. Soundtrack do eventu raz:

     

  5. Trixie i wzrost mocy? Zecora zastanawiała się co takiego ją ominęło. Jeśli tak, to faktycznie może coś w tym było. Jeszcze raz, ostatni raz, a potem... potem gorzka wygrana lub słodka zagłada. Koniec horroru. Nie było nadziei ani radości, a tylko pragnienie zakończenia tego koszmaru. Zebra pragnęła tylko się obudzić we własnym łóżku i odkryć, że ostatni miesiąc to tylko zły sen. Mżyło przez cały dzień, stos nie będzie dobrze płonąć. Widziała jak straże Luny dokładają nieco suchego drewna na podpałkę, żeby zechciał się w ogóle zająć ogniem. - Podjęliście decyzję. Dobrze, więc... - rozległ się głos Księżniczki Luny. - Trixie Lulamoon, niech ogień oczyści twą splugawioną duszę. Niechaj wypali zarzewia Koszmaru, byś mogła odrodzić się po drugiej stronie, skąpana w blasku dnia naszej drogiej siostry! Odpowiedziała jej cisza. Lunarni gwardziści weszli w tłum, ale niebieskiej jednorożki w nim nie znaleźli. Zecora spojrzała na wąski sierp malejącego Księżyca i pomodliła się by wybór okazał się słuszny. W końcu strażnicy wrócili, wlokąc za ogon, stawiającą opór klacz. Przyszło ich mniej niż wyruszyło, w dodatku dowódcy brakowało miecza. - Zostawcie mnie! Czego chcecie od Wielkiej i Potężnej Trixie?! - krzyczała magiczka. A potem dostrzegła stos: - Nie, nie, to pomyłka! Trixie nie ma z tym nic wspólnego! Staaaaarlight! Staaaargliiight! Ratuj! Szlochająca Starlight wyciągnęła kopyto w stronę czarodziejki, jednak uzmysłowiwszy sobie jak beznadziejna była sytuacja, zniknęła w tłumie. Nie mogła pomóc przyjaciółce. Nie dałaby rady pokonać Gwardii Nocy ani granatowego alikorna. I tak zrobiła dużo by ratować przyjaciółkę. Więcej niż inni. Przyjaźń umarła w płomieniach jeszcze przed Księżniczką Przyjaźni. Zebra pragnęła odwrócić wzrok, ale nie mogła. Nie chciała tego oglądać. Nie chciała widzieć, jak potężne kucoperze z gwardii Luny przywiązują do stosu walczącą klacz. Jak Trixie uwalnia się z więzów i galopuje w stronę Everfree. Jak Pani Nocy zagradza jej drogę i skuwa magicznym łańcuchem, po czym teleportuje na miejsce kaźni i podpala wilgotne od deszczu drewno. Jak klacz kaszle i łapie oddech wśród dymu. A potem traci przytomność, nim płomienie objęły jej ciało. Smród dymu. Smród strachu. Smród cierpienia. Przyszedł czas oczekiwania. Co się stanie? Czy wygraliśmy? A może nie? Może niedługo wszyscy zginiemy? Stos płonął, rozświetlając ciemność nocy. Trzeszczały bierwiona, strzelały iskry. A Zecora płakała.
  6. Było już po czasie, a żaden głos nie został oddany. Księżniczka Luna niecierpliwiła się. Uznała, że da im nie więcej niż dziesięć minut, po czym zrobi losowanie.
  7. Zecora przybiegła zdyszana na Wzgórze Ognia. Musiała je na chwilę opuścić, żeby zabrać z chatki leki potrzebne do uzdrowienia nieszczęsnego Vocala. Ogier czekał tam gdzie go zostawiła, co nie powinno nikogo dziwić. Podziękowała niebiosom, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę Księżniczki Luny. Żeby uzdrawiać musiała najpierw mieć kogo. - Księżniczko, czy łowcę tego byś uwolniła? Chciałabym żeby mikstura go uzdrowiła. Luna nie odezwała się, tylko odczarowała Vocala. Zebra natychmiast do niego pokłusowała i wlała mu do gardła jeden z eliksirów. Wysypka zaczęła znikać w oczach. - Dobrze - zaczęła Pani Nocy - skoro wszyscy są zdolni by oddać swe głosy, to niechaj to zrobią. Tylko niech powiedzą nam dlaczego.
  8. Zebra przetarła oczy ze zdumienia. W pierwszej chwili obeszła ostrożnie bryłę kryształu, mrucząc pod nosem dziwne słowa w swoim języku. - To dziwne schorzenie musi być zróżnicowane, sposoby diagnostyki przez kryształ są mi jednak nieznane. Sądzę, że spowodowała to magia przeklęta Koszmaru, sądzę też, że uda nam się pozbyć tego czaru. - Zecora spojrzała w dziwne, puste oczy podmieńca i w zwykłe, przerażone ślepia kucyka. - Ma ja dla was również inne wieści, posłuchajcie sami, bo w głowach się nie mieści. Podczas Samhain pani Cake mnie odwiedziła i zaiste, ze sprawą dziwną tutaj przybyła. W swej piwnicy odnalazła szmatę brudną od płynu czerwonego, boi się, że przez Pinkie koszmarem dotkniętego. Myślę, że dwa dni temu, podczas tego święta, wzmocniona została koszmarna moc przeklęta. Podejrzewała, że da radę odwrócić rozwój choroby, magiczne dolegliwości zazwyczaj dobrze reagowały na kuracje czarami. A dopóki purpurowy ogień nie rozleje się po niebie, dopóty była nadzieja.
  9. Zecora zrobiła głęboki wdech i wydech. A potem parę następnych. Nawet tak prozaiczna, odruchowa i prosta czynność wymagała od niej teraz nadzebrzego wysiłku. - To coś niegdyś nie było spopielone, wniosek jest jeden, zostało spalone.
  10. Zebra obudziła się zziębnięta i obolała. Jej ciało domagało się więcej snu, ale nie mogła mu na to pozwolić. Zresztą tam tylko czekały na nią koszmary. Musiała wstać, musiała odpowiedzieć na pytania swych gości. Jakby tego nie zrobiła, to całe poświęcenie byłoby zbędne. Sprawę należało poprowadzić do końca. Powitała kucoperkę i podmieńca uprzejmym skinieniem głowy. Upiła łyk zimnego rumianku, zaparzonego poprzedniego wieczora. Gardło miała suche i obolałe. Najwidoczniej w nocy znowu krzyczała. Śniły jej się płomienie, pożerające jej ciało i duszę. - Miska była zwykła, z gliny ulepiona, symbolizować ma wodę, która obudzona - zwróciła się do Rubby. Po czym odpowiedziała na pytanie podmieńca: - Ogień jest jednym z pięciu żywiołów, wiedzieć to powinien każdy z pachołów. Płomień purpurowy to rzecz właściwa dla Koszmaru, ja sama nie znam tego czaru. Niektóre zaklęcia są bogom niemiłe i na dodatek ze wszech miar zgniłe. - Zebra skrzywiła się. Na jej pysku malowała się odraza.
  11. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  12. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  13. Zecora spojrzała na Sunbursta, chcąc mu podziękować. Ale żadne dźwięki nie wydobyły się z jej pyska. Była zbyt zmęczona tym wszystkim. Czuła, że ją rozumie. A ona rozumiała jego.
  14. Twilight się zmieniła. Zecora wiedziała, że tak będzie. Ktoś, kogo spalono żywcem, a potem wskrzeszono już nigdy nie będzie taki sam. Wiedziała też, że nawet jeśli wygrają, to piętno Wzgórza Ognia na zawsze z nimi pozostanie. Ich świat się skończył w dniu, w którym Koszmar opętał cztery wiedźmy. Jesień niosła zimno i śmierć. Zbliżało się Samhain, święto zmarłych. A oni byli martwi, wszyscy. Zabito ich serca. Radość. Przyjaźń. Podzielono kucyki. Rzadko ktoś próbował bronić przyjaciół, ze strachu by samemu nie zostać oskarżonym. Dotąd to wszystko drzemało w mieszkańcach Ponyville. Tej nocy zrozumiała swoje koszmary - to oni są Koszmarem. Oni i to, co mają w środku. Tym będzie koniec - dniem, w którym kuc zawalczy z kucykiem. Spłoną spichlerze, a osłabione źrebięta popadną w objęcia choroby. I dopiero potem przyjdzie śmierć, kosząc ich dusze bez litości. Zagłada nie przyjdzie z dnia na dzień. To byłoby za proste i zbyt łaskawe. Nie mogła do tego dopuścić. Nigdy. Przenigdy.
  15. - Czyli jak? Niech każdy powie na kogo głosuje albo niech dalej tu dyskutuje. Czas się dłuży, sądzę, że to nam nie służy. Zebra tupnęła o ziemię. Była już po prostu zmęczona i chciała mieć to wszystko za sobą. W dodatku wiał zimny wiatr, co w połączeniu z dużą wilgocią sprawiało, że przemarzła do kości. Chciała już tylko położyć się, zasnąć i już nigdy nie obudzić.
  16. - Na niektóre pytania nikt nie zna odpowiedzi, chociaż je usłyszysz, jeśli zapytasz się gawiedzi - powiedziała miękko zebra. - Podczas tej walki nie możemy myśleć sercami, one kłamią, prawdę kryją przed oczami. Musicie szukać, pytać i dociekać tego, co się stało. Sądzę, że to miasteczko jest już zgubione, nawet jeśli wygramy, to nasze dusze będą potępione. Nie robimy tego dla siebie, lecz dla reszty świata, dla niewinnych, dla młodzieży kwiata.
  17. - Od kiedy Lyra Heartstrings w ogóle piecze słodkości? Zawsze mi się zdawało, że to Bon Bon tworzy te wszystkie pyszności? - zapytała zdziwiona Zecora. Co prawda sama rzadko kiedy bywała w Ponyville i nie znała za dobrze większości mieszkańców, więc oczywiście mogła się mylić.
  18. - Ale czemu nie chcecie zdradzić drugiego imienia? To że to zrobicie coś zmienia i nie zmienia. Naprawdę chciała wiedzieć. Z ciekawości, a także dlatego, by łowcy byli pewni swojego wyboru i mogli go omówić w szerokim gronie. Każdego dnia czuła się coraz gorzej. Widziała już zbyt wiele śmierci. I tamten rytuał... Posunęła się za daleko. Czuła jakby cały czas znajdowała się na granicy życia. Pustka patrzyła na zebrę i wzywała ją swoim lodowatym wyciem.
  19. - Ależ nie, powiedz o jakiej myślisz ofierze? Jeśli chcemy wygrać musimy być wręcz pewni w naszej wierze - wtrąciła się zaniepokojona Zecora.
  20. - Dalej nie wybraliście ofiary, chcecie by wygrały wiedźmie czary - powiedziała Zecora, spoglądając oczekująco na zebranych. - Czekacie na kogoś? Nie macie swojego zdania? Po to są te całe zebrania? Nie słyszę dyskusji, nie boicie się reperkusji? Zebra wskazała na zebranych. Na księżniczkę Lunę, na kucyki z Ponyville, na stos gotowy do rozpalenia.
  21. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  22. Ponownie fik patroszony między innymi przeze mnie. Dość dziwny wybór. zwłaszcza jak na Dolara, ale ja tam lubię ośmionogie kotki oraz Celestię. Samo połączenie jest przeurocze. Ciężko mi to nazwać komedią, to raczej fik z tych dziwniejszych, w których ta niezwykłość jest czymś, co się kocha albo nienawidzi. Opowiadanie jest króciutkie, czyta się je błyskawicznie. Polecam.
  23. Miałam przyjemność patroszyć tego fika. Lekka i zabawna komedyjka. Dobry wybór jeśli macie mało czasu - to jest naprawdę bardzo krótkie. Jakość tłumaczenia jak zwykle na najwyższym poziomie. Sama się parę razy zaśmiałam podczas lektury. Zwłaszcza podoba mi się kreacja Blueblooda. No i sam pomysł na fika całkiem ciekawy.
  24. Decyzja zapadła. Zebra usłyszała trzepot skrzydeł i dostrzegła Księżniczkę Lunę wraz z obstawą. Na twarzy Pani Nocy malowały się napięcie i strach. Zecora podeszła do alikorna i szepnęła mu na ucho jedno słowo. Granatowa klacz zadrżała, ale wyglądała na przygotowaną na takie wieści. - Idziemy po naszą siostrę. Nie wtrącajcie się - rozkazała. - Nie trzeba - odpowiedziała Celestia. - Przybyłam by zatrzymać to szaleństwo. Nekromancja jest zakazaną sztuką. - Biały alikorn rozłożył skrzydła i zrobił parę kroków w stronę drugiej księżniczki. - Teraz to widzę, a i wy powinniście. Och, Nightmare Moon, wróciłaś. Moja mała, zazdrosna siostra - wysyczała. - Zawsze mi zazdrościłaś i pragnęłaś całej Equestrii tylko dla siebie. Więc ogłupiłaś tych głupców, a nawet spaliłaś moją najlepszą uczennicę. Pewnie po to żeby ci nie przeszkodziła. - Wasza Wysokość dość późno wyraża swoje stanowisko, może powinno z niej zostać ognisko? - wtrąciła się zebra. - No tak, zebry. Nigdy nie byłyście naszymi przyjaciółmi, a ty nie jesteś wyjątkiem. Dość. Po nocy nadejdzie dzień i wtedy świat wróci do normalności. A koszmary nocy nimi pozostaną. Luna posłała znaczące spojrzenie w stronę zgromadzonych. Ci pojęli i odsunęli się. Wielka tarcza Księżyca miała barwę krwi. Gwiazdy nadzwyczaj ostro wyróżniały się na czarnym nieboskłonie. Umilkł wiatr. Nie było słychać żadnego zwierzęcia. Cały świat skurczył się i ograniczył do dwóch alikornów - białego i granatowego. Zrobiło się bardzo zimno i z ich nozdrzy buchała para. - Nie jesteś naszą siostrą - oznajmiła Lunarna Księżniczka. - Nasza siostra nigdy nie byłaby taka bierna, taka obojętna na to wszystko. Dlatego pozwól, że ukołyszemy cię do snu. - Zawsze byłaś tą słabszą. Ale dobrze, wieczność na Księżycu dobrze ci zrobi. - Celestia uśmiechnęła się. *** Nie było innego wyboru. Jeśli nie teraz, to nigdy. I żeby gwiazdy na niebie znalazły dość miłosierdzia by jej wybaczyć. Za to, że zabije siostrę i za to, że od lat marzyła by ponownie się z nią zmierzyć. By ją pokonać, wgnieść w ziemię. Najczarniejsze, najmroczniejsze pragnienie, powracające w licznych koszmarach. Pragnienie, którego chciała się pozbyć, a które towarzyszyło jej nawet w tej chwili. Niebiesko granatowe płomienie ogarnęły ją, zamieniając zwykły ubiór w ladry. Nie było miejsca na błędy i wątpliwości. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wystrzeliła w powietrze, wysoko, ponad najwyższe z chmur. Dla jednych mogła by to być ucieczka. Dla niej - to było wyrażenie smutku, który czuła. I wściekłości, która miała dopiero nadejść. Biała klacz również wzniosła się w niebiosa. Jej róg zalśnił, a złocisty promień wystrzelił w stronę Luny. Jednak to już nie miało żadnego znaczenia. Pierwszy krąg można było pomylić z gwiazdą. Niepozorny, malutki i migoczący. Lecz w jego miejsce zaczęły się pojawiać następne i następne. Setki, potem tysiące aż niebo znowu stało się ciemne, niczym środek Nocy. Nightmare Night. Luna pozwoliła, by potęga Księżyca przelała się przez nią. A całość tej energii skierowała wprost poniżej. W swą siostrę. Każdy z kręgów ogniskował i przesyłał dalej gromadzoną moc. Każdy stawał się kolejnym oczkiem, w zaklęciu utkanym specjalnie na tą okazję. Zaklęciu, które zwykłego kuca zamieniło by w popiół. Jednak Celestia nie była zwykłym kucem. Runęła w dół. Sztywna, ale wciąż żywa, niezdolna do ruszenia żadnym mięśniem. - Rób swoje, zebro. *** Biała klacz leżała na grzbiecie, na stole, robiącym za ołtarz. Zebra nachylała się nad nią, śpiewając coś w swoim języku. Zgromadzeni nie znali słów, jednak rozumieli przekaz. W inkantacji była magia, a ta nie uznawała takich barier. Pieśń traktowała o tańcu życia i śmierci. O wybaczeniu i karze. O tym, że równowaga wymaga dychotomii. Że słońce musi zajść by narodzić się na nowo. Że godzi się na karę i przekleństwo, a potępienie jest warte tyle ile życie. Zecora uniosła sztylet i nacięła sobie pęcinę. Krew powolnym, leniwym strumieniem spłynęła do kielicha. Następnie nasypała do niego jakiegoś proszku, po czym odstawiła naczynie obok nieprzytomnego alikorna. Zebra uniosła ankhme, jej pieśń stała się jeszcze głośniejsza i bardziej upiorna. Aż w końcu ostrze opadło, przebijając serce Księżniczki Celestii. Stos sam z siebie zapłonął zielonym płomieniem, który z wolna obejmował cały pentagram. Klacz w ostatniej chwili opuściła krąg. Teraz stanęła obok reszty, wsłuchując się w ogień. Słyszała wycie i szepty. Zawodzenie i wołanie. Słowa, których bała się usłyszeć. A także te, które usłyszeć pragnęła. Krwawy Księżyc stał wysoko. Zaczęło wiać, a niebo zaszło chmurami, nie zasłaniając jednak głównego źródła światła. Pachniało cisem, tojadem, wrotyczem i piołunem. Woń śmierci. Zecora opadła na nadgarstki i czekała. Długo. Aż w końcu po czasie, który zdawał się wiecznością, ogień się dopalił. Zebra zbliżyła się do pogorzeliska. W środku siedziała fioletowa klacz. Alikorn wzdrygnął się, kiedy poczuł dotyk na kłębie. Otworzył oczy i dysząc ciężko wpatrywał się w niebieskozielone oczy Zecory.
  25. - To wy powinniście wiedzieć, kogo chcecie wskrzesić, a kogo ofiarować. Powiedzcie mi to, może zacznę czarować.
×
×
  • Utwórz nowe...