Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4026
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    133

Posty napisane przez Cahan

  1. Okej, przeczytane. Jak na pierwsze próby nie jest źle, ba, jest naprawdę dobrze. Nie wiem co zrobili Rarity i Sun, ale tekst jest raczej poprawny (dodałam parę moich sugestii, ale te nie rozwiążą moich głównych zarzutów).

     

    Zacznę od tego, że nie mam pojęcia z czym to crossover, ale wygląda na jakiegoś animca. Myślę, że dobrze byłoby to napisać w pierwszym poście. W ogóle przydałby się jakiś krótki opis, który nie zmusza do czytania Prologu, bo tak szczerze - weszłam tu tylko dlatego, bo lubię sobie zerknąć na debiutantów. No i to na razie tylko 3 strony, co przy debiutach ma znaczenie.

     

    Powiem tak, nie porwało mnie. Ale to też pewnie kwestia tego, że nie lubię anime. I nie jestem fanką humanów. Ale sam pomysł ze szkatułą określiłabym jako interesujący, tylko że... Wykonanie nie dało rady. Wszystko dzieje się za szybko. Czytelnik nie dostaje szansy na skupienie się na tajemnicy, ani na poczucie jakiegokolwiek klimatu. Bo opisy są, ale za krótkie, za mało ich, a same scenki wyglądają bardziej na przerywniki niż pełnoprawne sceny. I tak w pierwszej części tekstu, Twilight znajduje kuferek w krzakach, tylko po to by... W drugiej znalazł się u niej pod poduszką. Rzecz w tym, że nie dałaś żadnych indykatorów, pozwalających stwierdzić, że np. coś ważnego zaszło pomiędzy. Ot, Twilight znajduje skrzynkę, której nie może otworzyć, tzn. otwiera ją za pół strony, a potem bam! Traci przytomność, ciemność i ludzie. Mam wrażenie, że za bardzo skupiłaś się na postaciach, a za mało na otoczeniu, bo ciężko tu sobie wyobrazić ten świat.

     

    Ale nie tylko braki w opisach psują klimat. Mamy tu mnóstwo zdrobnień (a nadmiar zdrobnień brzmi... źle i dość infantylnie), co nie pozwala poważnie traktować tego, co się dzieje. Do tego określenia na bohaterów... Uwierz mi, nadmiar "granatowowłosych" i "fioletowookich" to jedna z najgorszych rzeczy jakie można zrobić (dobra, nieco przesadzam). Jasne, w przypadku kucyków czasami ma to sens, jeśli dana cecha wyglądu jest bardzo charakterystyczna. Ale w przypadku głównego bohatera? Klacz, alikorn, Twilight, Twilight Sparkle czy nawet Księżniczka Przyjaźni brzmią sto razy lepiej. Inna sprawa, że można tak konstruować zdania by ograniczyć potrzebę dokładnego określania podmiotu do minimum (bo wynika z kontekstu). Ogółem, staraj się nie powtarzać co chwilę tych określeń, bo brzmią głupio.

     

    Kolejna sprawa to ogólny dobór słów i konstrukcja zdań. Są szkolne, prawidłowe i proste. Brakuje im jeszcze literackiego pazura i pewnej płynności. Opisy wypadają sztywno, a sposób podawania informacji jest powtarzalny - aż za często pokazujesz coś za pomocą czasownika "być", mimo że tekst nie cierpi na nadmiar powtórzeń. Spróbuj bardziej eksperymentować, bawić się słowami, dyktować klimat przy pomocy stylu w jakim piszesz.

     

    Jeśli chodzi o bohaterów, to ciężko mi cokolwiek o nich powiedzieć, bo to tylko 3 strony. Ale póki co nie wkurzają, więc jest w miarę okej. Dialogi brzmią jakby wszyscy tam byli gromadką grzecznych i miłych nastolatków, nie wiem, czy to zamierzony efekt, czy nie.

     

    Co do strony technicznej - jest okej, nie licząc jednej rzeczy. Nie wiem jak w tym docsie działają odstępy po akapitach i od czego zależy ich obecność/brak.

     

    Ocena końcowa: naprawdę solidny debiut, choć przydałoby się tu trochę szlifierki. Co prawda zdecydowanie nie jestem targetem, ale postaram się śledzić  to opowiadanie, przynajmniej przez jakiś czas.

     

    Jakbyś miała jakieś pytania, to wal. I jakby co - jestem autorką tych poradników z Equestria Times, o których wspominał Sun, więc jakbyś chciała...

  2. Czas na komentarz ode mnie. Czekałam aż więcej osób się wypowie bym mogła się odnieść do ich wypowiedzi, bo moje zdanie Zodiak zna. 

     

    Zacznę od tego, że to kawał przyjemnego i solidnego fantasy, które równie dobrze możnaby opychać ludziom spoza fandomu i byliby zadowoleni. "Paladyn" poszedł w stronę klasycznego, staroszkolnego fantasy i sądzę, że w dobie podróbek "Wiedźmina", "Gry o Tron" oraz ultrakreatywności (Sanderson), to całkiem przyjemne i odświeżające. Szczególnie, że tekst nie brzmi sztucznie, sprawdza się jako opowiadanie (a nawet nadaje się jako podbudowa pod serię/powieść), a genialne dialogi i przyjemne, klimatyczne (choć raczej minimalistyczne) opisy robią swoje. Po prostu czyta się to dobrze i uniknięto brzydkiego efektu próby przeniesienia gry RPG 1:1 na literaturę (chwała bogom!). Podczas lektury przypomniały mi się czasy, kiedy byłam młoda i pisaliśmy coś w rodzaju role play'a na forum hirków. Tylko że to jest dużo lepsze.

     

    Może zacznę od świata... Jest ciekawy. Znaczy, niewiele o nim wiadomo, a intryguje i to bardzo. Kilka zdań o tym jak Equestria traktuje imigrantów wystarczyło by pobudzić moją wyobraźnię. Ogółem chciałabym się dowiedzieć o nim więcej.

     

    Dialogi są genialne i błyszczą. Naturalne, gładkie, płynne. W sumie po Zodiaku nie spodziewałabym się niczego innego.

     

    Postaci. Podziwiam jak charakterystyczne się okazały. Nawet randomy z tła zapadają w pamięć i nie ma trudności połapania się kto jest kim.

     

    W odróżnieniu od poprzedników ja polubiłam Valianta i nie uważam go za lawful stupid jak @Verlax i @Dolar84. Po pierwsze wtrącanie się to jego robota. Jest paladynem, taką ma pracę. Poza tym... Myślę, że próba zapobieżeniu morderstwu to czyn szlachetny i akt odwagi (większość ludzi w takich sytuacjach nic nie robi dlatego, że ma pełne gacie, a nie dlatego, że nie chce i ma to zupełnie w dupie). Szczególnie, że Valiant starał się załatwić sprawę pokojowo, polubownie i z wyczuciem. To, co się stało później, to nie jego wina.

     

    Winowajcą jest rzecz jasna Rubin. Nie dlatego, że chciał zabić Monetę - tu był usprawiedliwiony. Ale przypadkowe gnolle i jednorożec, który po prostu chciał iść do domu? Kiedy zaczął mordować przypadkowe istoty, pokazał swą prawdziwą twarz. Zwykłego bydlaka. Czytelnik, podobnie jak Valiant, na początku nie wiedział z kim ma do czynienia i po czyjej stronie sporu powinien stanąć, ale w tym momencie wszystko stało się jasne.

     

    Jeśli chodzi o Monetę, to trudno powiedzieć by była świętą, to w końcu złodziejka. Ale jednak szlachetność Valianta sprawiła, że i w niej zakiełkowało coś... dobrego. Zwalczyła tchórzostwo oraz postanowiła spłacić dług i bezinteresownie pomóc paladynowi. I wierzę jej, że próbowała zabić Rubina w samoobronie. Ba, sądzę, że miała rację, uważając, że tylko wyjdą z zamczyska i gryf ją zabije.

     

    Co do Dark Faith, to nie wydała się zupełnie zła do szpiku kości. Jej relacja z Valiantem jest raczej pełna smutku, żalu i nostalgii. Ciekawe, co się stało. Jak zeszła na mroczną ścieżkę i czy byli parą, czy tylko przyjaciółmi. Nie uważam, by ponosiła winę za to, co zaszło w karczmie. No, może trochę. Ale sądzę, że wybuchłoby prędzej czy później i to bez jej pomocy. Tam po prostu nawarstwiło się za dużo grzechów i goryczy.

     

    Sądzę, że "Paladyn" jest bardziej o tej misji zakonu Valianta niż o pogoni za Dark Faith. Bo przecież te wszystkie kucyki i niekucyki... Nie były do końca złe. Robiły złe rzeczy żeby przeżyć. Czasem mściły się za krzywdy. Spirala się nakręcała coraz bardziej i wydaje mi się, że może ten świat potrzebuje właśnie takich paladynów, którzy wbiją i posprzątają. Nawet jeśli padną trupy, to powietrze się oczyści, zamiast podtruwać latami. Poza tym jest nadzieja na poprawę. Spór w karczmie jak dla mnie to pokazał. Jasne, nie wszystkich da się uratować przed byciem zepsutymi do szpiku kości dupkami (o tobie mówię, Rubin), ale większość? Chyba tak.

    • Lubię to! 1
  3. Dobra, czytałam, więc wypadałoby skomciać. O formie się nie wypowiem, ponieważ znam tylko wersję przed korektą, ale ufam Rarity, że wszystko zostało naprawione.

     

    13. Wolność, Równość, Trixie

    Spoko komedyjka jak na fanfik konkursowy. Należy raczej do tych spokojniejszych i serialowych opowiadań, ale wciąż bawi. Nie ma w niej nic szczególnego i zapewne, podobnie jak Gandzia, szybko o niej zapomnę. Spodobała mi się kreacja Trixie, która wyszła tu na całkiem sprytną i pomysłową klacz. Ogółem nie ma się tu do czego przyczepić, ale nie ma też czego kochać. 

     

    14. Kevin sam w ulu

    O! I tu jest lepiej. Genialny tekst z wybitnym humorem, sporą dozą kreatywności, szaleństwa i ślunskiej godki. O tym będzie trudno zapomnieć. Absurd goni absurd, żart goni żart i to działa. Że tak to ujmę - ghatorryzmy w najlepszym wydaniu. O takie komedyjki nic nie robiłam. Ale raczej nie chcę więcej. Więcej się może przejeść, a tak jest idealnie.

     

    • +1 1
  4. Widzę, że nie skomentowałam Szach Mata i Rach Uby... No nic, nie nadrobię tego, bo mi się nie chce, a pamiętam, że tamten fik był po prostu nudny - i go patroszyłam. Takie okej, ale szału nie ma.

     

    I podobnie jest z Ali-Ghatorrem. Jest jakaś historia, która pasuje do konwencji baśni, ale tak jak baśnie lubię, tak przygody węglowego muła, 3 braci od znanego producenta przeciekających bukłaków i kotki autora w ogóle mi nie podeszły. Zastanawiałam się dlaczego i co poszło nie tak, i nawet już wiem.

     

    1. Tekst jest za długi. Baśnie mają to do siebie, że są raczej krótką formą, przez co są treściwsze. Ali-Ghatorr zawiera fragmenty zupełnie zbędne dla historii - młodość rodzeństwa, fragment o tym jak Loviatar oślepła. Czy nawet sam fragment o tym, że Lovi jest uzdrowicielką i kucyki się jej boją i przezywają Panią Bólu - to brzmi raczej jak materiał na drugą baśń, ale zupełnie rozwadnia tę konkretną.

    2. Użyty język. Po prostu nie pasuje do baśni. Dobór słów, stylistyka, konstrukcja zdań i akapitów. To odbiera opowieści magię i klimat.

    3. Ogólny klimat. Mamy Ali-Ghatorra (brzmi arabsko) i fińskie trio. I to dość dziwne połączenie. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem byłoby postawienie na jedną kartę - baśń w stylu Baśni Tysiąca i Jednej Nocy lub baśń w stylu jakichś opowieści skandynawskich. Tymczasem dostajemy coś, co pasuje raczej do historii francuskich czy niemieckich.

     

    Z tego powodu fanfik nie powala. Przeczytać można, główna oś fabularna jest bardzo baśniowa (choć dodałabym tu jakiś element fantastyczny, nie wiem, że maczuga Ali-Ghatorra była magiczna i czyniła go niepokonanym), ale wiele tu brakuje. Wiem dlaczego powstało i podtrzymuję opinię, którą dałam Dolczemu na PW - ten tekst wyszedłby lepiej gdyby był komedią.

     

    Mimo wszystko nie będę odwodzić od pisania baśni. Ale polecam najpierw zrobić risercz ze stylizacji i konstrukcji tego typu opowieści, bo to głównie one sprawiają, że ludzie lubią tak proste historyjki.

    • +1 1
  5. 7 minut temu, draksodia napisał:

    następnie mam zamiar pójść na studia genetyczne

    Pozostaje życzyć powodzenia. Genetyka jest super. Jedna z moich ulubionych gałęzi biologii. Obok biologii ewolucyjnej, botaniki i ichtiologii :D

     

    Z ciekawości, jakie fiki czytasz? I tego, jeśli czytasz, to nie bój się komentować. Większość pisarzy cieszy się jak pięciolatki w Wigilię, kiedy znajdą pod choinką PS5, gdy dostaną komcia, szczególnie od kogoś nowego.

  6. Hej, witaj na forum!

    Pochwalam za genetykę. Jeśli to nie tajemnica, to ile masz lat i w jakim kierunku się kształcisz/pracujesz?

    Czytasz fanfiki? A może piszesz? A nawet jeśli nie, to jeśli lubisz pisarstwo, to polecam Klub Konesera Polskiego Fanfika - jest otwarty również na pisarstwo niekucowe.

    Sama rysowałaś avka?

    • Lubię to! 1
  7. Okej, to jest chyba ten komentarz z maratonu, do którego najbardziej chciałam się odnieść. Z żadnym innym jednocześnie tak bardzo się zgadzam i nie zgadzam. Bo sama mam z "Początkiem" pewien problem. A nawet problemy. Bo sama nie jestem zadowolona z tego tekstu, choć jednocześnie nie żałuję, że je napisałam i sądzę, że zawarłam to, co chciałam zawrzeć.

     

    11 godzin temu, Hoffman napisał:

    Ucieszyłem się, gdy przeczytałem, że znajomość oryginału nie jest wymagana, gdyż oryginalną „Wiedźmę” czytałem (czy może raczej czytywałem) dawno, dawno temu, jestem przekonany, że na ówczesnym etapie brakowało kilku rozdziałów, które to dziś są ogólnodostępne. Większości rzeczy zdążyłem zapomnieć (dobry pretekst, by w bliżej nieokreślonej przyszłości w pełni odświeżyć sobie fanfik i go skomentować, aby się utrwaliło), poza tym, że moje wrażenia były zdecydowane pozytywne, głównie z uwagi na klimat

     

    Zrób to. Mój ulubiony fanfik.

     

    11 godzin temu, Hoffman napisał:

    na ile Cahan odtworzyła styl Sapkowskiego. Co najwyżej na ile opowiadanie okazało się podobne do dzieła Zodiaka. Chociaż z drugiej strony, mamy na forum osoby znające literaturę wiedźmińską od podszewki, więc skoro one uznają, że Zodiak swego czasu dobrze ów styl odtworzył

     

    Aktualny styl Zodiaka może i jest pod pewnymi względami podobny do tego, którym włada Sapek, ale zdecydowanie lepszy. Pan Andrzej stosuje zdecydowanie za dużo powtórzeń i to takich brzydkich. Moim celem na pewno nie było odtwarzanie tego stylu 1:1, bo... to nie ma sensu. Czy byłabym w stanie to zrobić? Możliwe. Na pewno chciałam by brzmiało wiedźmińsko. Moim celem było zachowanie wierności oryginałowi - "Wiedźmie", a nie "Wiedźminowi".

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    Co więcej, i co jeszcze przez jakiś czas się utrzymuje w tekście, to wrażenie, że ja, jako czytelnik, uczestniczę w czymś wielkim/ że rozpoczyna się coś wielkiego.

     

    A to mnie dziwi. Bo na pewno nie chciałam uzyskać takiego efektu, tylko raczej zachować pewną mroczną swojskość. I trochę oddać klimat znany z opowiadania o strzydze. W sumie... To pewnie dlatego skojarzyło Ci się z początkiem "Wiedźmy" - bo on wali pierwszym z wiedźmińskich opowiadań na kilometr.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    czuć w tym pasję, chęć napisania fanfika będącego dużą produkcją

     

    Nope. Jedyne co chciałam, to oddać hołd oryginałowi i napisać fika na konkurs. I żeby historia była fajna. Na konkurs nie zdążyłam, bo... Tak naprawdę nie miałam pomysłu, natchnienia, ani czegokolwiek, co by mnie niosło. I dość czasu.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    O, zanim zapomnę.

     

      Ukryj treść

    Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że to, co się działo w kanałach (o tym nieco szerzej później) to nie była tak do końca suwerenna inicjatywa Sparkpawa, tylko księciunio mu oświadczył, że chce jadać omlety na wypasie i polecił wyhodować nietrujące jaja kuroliszków? Wiadomo, że nielegalne eksperymenty są nielegalne, ale kto bogatemu zabroni? Wiem, wiem, sam zmusił go do zbadania śladów, ale mogła to być tylko przykrywka, gdy okazało się, że potwory żywią się kucykami. Poświęcenie, na które każdy książę powinien być gotów, byle tylko prawda nie ujrzała światła dziennego zbyt szybko. A motyw z Zatapiaczem, to mogła być taka poboczna inicjatywa, bo dlaczego nie? Zresztą, mówimy o dziwnych aktywnościach z kanałów, takie to popaprane, że w sumie wszystko jest możliwe. A pytanie, czy Rickerd wiedział, no baa, moim zdaniem jak najbardziej :D

     

    Bardzo podoba mi się ta rozkmina. Lubię jak czytelnik się zastanawia. Ale na te pytania sama nie odpowiem. Uważam, że lepiej by niektóre rzeczy pozostały niewyjaśnione.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    W każdym razie, następnie bohaterki wyruszają w drogę. I tutaj też jeszcze wszystko jest ok, chociaż szkoda, że autorka nie pokusiła się na bardziej szczegółowy opis ekwipunku obu zebr.

     

    Obu :zecora2:?

    A co do tego fragmentu... Pisanie go było dla mnie katorgą. Pisanie czegokolwiek o ekwipunku wiedźm było dla mnie jednym wielkim koszmarkiem. Chciałam by "Początek" był tak wierny "Wiedźmie", by mógł spokojnie wydarzyć się w jej realiach, nie chciałam zgrzytów. Dlatego unikałam opisywania niektórych rzeczy i to była jedna z nich.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    W sumie, szkoda, że takich momentów nie było więcej, bo na podstawie tego, co jest w fanfiku, jakoś trudno mi kupić to, że ona nie chciała być Wiedźmą i że w tym sensie była luźno inspirowana Lambertem z „Wiedźmina 3”. Znaczy się, Lambert w grze miał cały zestaw charakterystycznych cech, przez co jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że Berenika miałaby mieć z nim cokolwiek wspólnego, w ramach kreacji postaci. Zresztą, za Lambertem stoi szersza, smutna historia, mam na myśli rozmowę z nim w Kaer Morhen, to było CHYBA na krótko przed odczarowaniem Umy. Może coś przeoczyłem, a może źle zrozumiałem, ale jak dla mnie o Berenice dowiadujemy się zbyt mało, by móc się wczuć w tę postać, dostrzec ją, związać się.

     

    Berenika raczej czuje pewien żal, że coś ją omija. Nie angstuje, nie ma żadnej tragicznej historii. Tylko tyle i aż tyle. Nie czuje się dobrze z tym, że zdecydowano za nią.

     

    I w odróżnieniu od Lamberta (uwaga, spoiler dotyczący historii postaci):

    Spoiler

    Berenika jest podrzutkiem. Jej matka nie chciała wychowywać mieszańca. Bo, choć Chromia tego nie zauważyła, Berenika nie jest czystej krwi kucoperzem - na co wskazuje choćby jej jasne umaszczenie. Wiedźmy ze Szkoły Mantykory są jedyną rodziną jaką kiedykolwiek miała. Także jej żal to raczej żal młodego człowieka, któremu rodzice zaplanowali całą karierę.

     

    A czemu w fiku tego nie ma? Bo po co kucoperka miałaby to mówić? Zdaję sobie sprawę, że jeśli coś istnieje tylko poza fikiem, to nie powinno obchodzić czytelnika.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    dlaczego mimo to chciałaby podobnego losu dla Seaweed

     

    Bo schemat się powtarza. Schemat tego skąd się biorą małe wiedźmy. Założyłam, że raczej nie z prawa niespodzianki (nawet w "Wiedźminie" jedynym Dzieckiem Niespodzianką była Ciri, a mit tego prawa był raczej tylko mitem albo jednostkowymi przypadkami - gry pomijam, są niekanoniczne). Szkoła Mantykory to dla Bereniki rodzina. Seaweed nie ma już swojej rodziny, jaki los by ją czekał w Kravenstadt?

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    Bo rozumiem, że można nie przeżyć procesu transformacji w Wiedźmę? Co wtedy?

     

    Seaweed już przeżyła Wilgę, choć nie powinna ;)

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    Może się Państwu wydawać, że moje wątpliwości odnośnie wątku Bereniki i Seaweed są niczym błądzenie pijanego dziecka we mgle, ale po prostu chciałem pokazać, że końcówka wydała mi się niejednoznaczna, podobnie zresztą jak postać Bereniki, której powrót bardzo chętnie bym zobaczył. Zdecydowanie, mimo paru niewykorzystanych okazji, jest to postać, która z upływem fabuły zyskuje, czego jednak nie mogę powiedzieć o Chromii, której występ ostatecznie nie wzbudził u mnie jakiegoś szczególnego entuzjazmu, momentami byłem skłonny uwierzyć, że za moment Berenika już zupełnie skradnie jej show, ale jednak aż do końca była ukazywana jako „główniejsza” z dwóch głównych protagonistek. Sam nie wiem, nie było przecież totalnie źle, ale nie miałem na końcu wrażenia, że dokonała się w niej jakaś przemiana, że zdobyła jakieś doświadczenie, że poszła naprzód. A przynajmniej nie tak silnego wrażenia, jak w przypadku Bereniki. Chyba jedyne, co zostało uczynione z tą postacią, a co cokolwiek wnosi do jej charakterystyki, to wzmianka, że jest ciekawa swoich korzeni i chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim gatunku.

     

    Bo Chromia nie jest tą główniejszą. Ogółem miało (albo i ma) powstać więcej opowiadań o Berenice. I w żadnym nie dostanie swojego POV. Wybrałam taki sposób opisywania tej postaci, bo Berenika jest... czy może raczej będzie bardzo niejednoznaczna. Dość powiedzieć, że przejdzie do historii jako 

    Spoiler

    Krwawa Mantykora.

     

    A wracając do Chromii - owszem, nie robi nic wielkiego, jej rolą w historii jest przełamać strach, zyskać trochę pewności siebie i wiary w świat. Nie bez powodu przez większość czasu wydaje się bierna, wycofana i bez wyrazu - bo taka właśnie miała być. Ale kiedy została sama i kazała uciekać swojej towarzyszce, coś się zmieniło. Bo przecież sama mogła z łatwością uciec.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

     

    W ogóle, ta końcówka, w sumie nie wiem, czy było to intencjonalne, ale w jakiś sposób ratuje opowiadanie. Zanim zająłem się protagonistkami, szedłem równo z fabułą, no i dochodziłem do pierwszego momentu, w którym zaczęły się pojawiać kłopoty. Po pierwsze, zwłaszcza po zapoznaniu się z całością, nie mogę się pozbyć wrażenia, że cały ten wątek z postacią szpiegującą Berenikę, pościg za nią, konfrontacja, były tylko po to, by zaprezentować możliwości Słów Mocy i zarzucić czymś komediowym, co akurat mnie nie rozbawiło. Nie wspominając już o tym, że cały fragment z przesłuchaniem to spora dominacja dialogów nad opisami, których na tym etapie pomału zaczyna w opowiadaniu brakować. Nadal nie wiem, co właściwie wnosi ta scenka i po co ona tam jest. Zbędny wątek, który wprawdzie daje nadzieje na jakąś intrygę, na coś niespodziewanego, jakiś zwrot akcji, ale do niczego takiego nie dochodzi (mam na myśli postać Brightlight oraz niepewność, że w tej kabale może maczać kopyta ktoś jeszcze, że chodzi o coś więcej), stąd uważam to za niepotrzebny dodatek, którego pominięcie nie wiąże się z przegapieniem żadnego istotnego szczegółu, rzutującego na całość historii.

     

    I tu się zdecydowanie nie zgodzę. Rzecz w tym, że gdyby nie Brightlight, to w Kravenstadt prawdopodobnie nic złego by się nie wydarzyło. W laboratorium nie doszłoby do wybuchu, Zatapiacz by nie uciekł, a kuroliszki nie ucztowałyby na kucykach. I to wszystko dlatego, że chciała skompromitować rywala. Cóż, Sparkpaw przypłacił życiem próbę naprawy błędu, Chromia i Berenika jako tako rozwiązały problem, winna nie została ukarana. Co gorsza - klacze odkryły kto za wszystkim stoi, przez co czuły się jeszcze podlej. O to chodziło w tym ficzku. O bezsilność młodych wiedźm, które wykorzystano do brudnej roboty, oszukano na zapłacie, a winowajczynię pewnie jeszcze nagrodzono. O to jak bezsensowne są śmierć i cierpienie. I że działania może zmienią los jednostek, ale poza tym? Tak naprawdę nic się nie zmieniło - świat jak był zgniły i brudny, tak i jest.

     

    12 godzin temu, Hoffman napisał:

    lecz przez większość czasu to po prostu rzemieślnicza i – jak to ujął Johnny – bezpieczna robota

     

    I tu się w 100% zgadzam. Taki jest ten fik - rzemieślniczy i bezpieczny do bólu. Pisanie fików do fików mi nie leży, bo staram się zachować zgodność z oryginałem, co zamyka mi wiele ścieżek, które eksplorowałabym przy czymś autorskim. A wtedy robię coś, co opanowałam raczej dobrze - rzemiosło. I... czegoś mi brakuje. W przypadku "Początku", będą to szczegóły oraz lore. Szerszy obraz, jakieś dziwne rzeczy wsadzone do świata, etc.

     

    Nawet go teraz przeczytałam i tak jak było okej, podobał mi się styl i żarty (wiem, cóż za skromność^^), tak wciąż brakowało mi tego samego co wtedy - fajerwerków. To znaczy... Kiedy piszę coś, co bardzo chcę pisać (nawet jeśli idzie jak krew z nosa), to czuję takie natchnienie i pewność fabuły. Zaczynam od tego, że mam pomysł na świat/fabułę/bohaterów - w przypadku "Początku", pomysł miałam na Berenikę, ale to za mało by uciągnąć takie opowiadanie. Tak jak tekstu o strzydze nie ciągnął Geralt z Rivii.

     

    13 godzin temu, Hoffman napisał:

    Ciekawe jest to dlatego, że obie Wiedźmy mają być na tym etapie młode, mocno niedoświadczone. W sferze mentalnej jak najbardziej, ujawniają się ich „kucze” słabości, emocjonalność... To znaczy, Berenice, natomiast, jeżeli chodzi o walkę, coś za dobrze sobie radzą. Wiem, wiem, morderczy trening i te sprawy, ale nie zmienia to faktu, że cały czas miałem wrażenie, że nic im nie grozi, wręcz, że zbyt łatwo im idzie. Jasne, Berenika nabawiła się blizn, ale dla Wiedźmy na Szlaku to powinien być chleb powszedni. Poza tym, brak poważniejszych uszkodzeń, brak czegoś większego do pokonania, taka niezobowiązująca przygoda w kanałach z kuroliszkami.

    Zwłaszcza, że zapłata za zlecenie miała wynieść tyle, że chyba można było oczekiwać jakiegoś bossa. Jak dla mnie kolejna niewykorzystana okazja. Natomiast, po wyjściu z kanałów i otrzymaniu zapłaty płynnie przechodzimy do końcówki, o której już wspominałem.

     

    Cóż, Chromia jest za to wystraszona i wycofana - tylko dobrze się maskuje, również przed sobą.

     

    A kuroliszki, nie były trudnymi przeciwnikami, owszem. I w sumie nie miały być. Dla wiedźm były groźne tylko przez przewagę liczebną. I tego - Geralt większość zleceń też załatwiał bez szwanku czy większych problemów. Jakby było inaczej, to przeżywalność w tym fachu byłaby strasznie niska.

     

    13 godzin temu, Hoffman napisał:

    Dobrze, że forma stanęła na wysokości zadania, aczkolwiek... Nie wiem jak to się dzieje, ale tekst jest dwukolorowy. Początek jest automatycznie czarny, ale już na pierwszej stronie nabiera szarości.

     

    To mój częsty problem z docsami. Zmieniam tekst na czarny, wracam po czasie, piszę na automatycznym (który jest ciemnoszary), a że jestem ślepa, to tego nie widzę. + jako że nie posiadam klawiatury numerycznej, to kopiuję półpauzy z innych docsów, to też może mieć wpływ. 

     

    13 godzin temu, Hoffman napisał:

    ale również to, że w grze chodziło się troszkę po tych kanałach i znajdowało się tam różne dziwne rzeczy

     

    A o grze to przy pisaniu tego w ogóle nie myślałam. Ogółem gry wyrzucam z głowy, jeśli chodzi o "Wiedźmę" i rzeczy z nią związane. I samego "Wiedźmina". Lubię je, mam do nich ogromny sentyment, ale... Są fanficzkiem od Redów i to bardzo nierównym. Czasem genialnym, czasem idiotycznym i zaprzeczającym temu co Pan Andrzej pisał (a to jest święte!). No i zbrzydły mi nieco przez fanów i kult "Wiedźmina 3", przyznaję. No i... Ostatnio gadałam sobie o grach z kolegą z grupy i odkryłam, że nie pamiętam prawie niczego z "Wiedźmina 3". Wątek główny, DLC, parę śmieszków... A jak próbowałam sobie tę produkcję przypomnieć, to za każdym razem się od niej odbijałam. Bo nagle przypominałam sobie zadania i nie było już prawie niczego, co by mnie do tego tytułu ciągnęło.

     

    13 godzin temu, Hoffman napisał:

    No właśnie, to chyba wniosek końcowy, który pasuje do opowiadania, jako całości – mogło być lepiej. Jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że opowiadanie składa się z fragmentów, na których autorce zależało (Czyżby było to to, co udało się ukończyć przed upłynięciem terminu konkursu?), a także z fragmentów, które powstały, by to, co było gotowe ze sobą powiązać (Już jakiś czas po konkursie?)

     

    Czas nie ma znaczenia. Piszę po kolei, nie skaczę po scenach.

     

    13 godzin temu, Hoffman napisał:

    Mimo wszystko, chętnie przeczytałbym kolejne opowiadania z tej stajni, ponieważ uważam, że Cahan jak najbardziej jest osobą kompetentną do tego, by pisać opowiadania osadzone w uniwersum „Wiedźmy” i że dobrze czuje ten klimat oraz realia, umie o tym pisać. Przyznam, że ciekawa wydaje mi się perspektywa „Wiedźmy”, jako dzieła głównego, pisanego przez Zodiaka oraz serii spin-offów od Cahan, poświęconych Wiedźmie Berenice oraz Seaweed, jej przybranej córce. Może nawet wynikłoby z tego coś a'la relacja Geralta i Ciri. Może nie z tym lore, nie z tymi samymi mocami, ale z wiarygodną relacją rodzic-córka, jak najbardziej.

     

    Geralta i Ciri? Nope. Prędzej Geralt-Vesemir.

     

    I właśnie, to o czym wspominałam wcześniej. Nie czuję się na siłach. Nie umiem pisać fików do fików. Brakuje mi tu pewnej wolności i swobody.

     

    Serdecznie dziękuję za komentarz i wnikliwą analizę^^

    • +1 1
  8. 9 godzin temu, Hoffman napisał:

    Ciekaw jestem, ile czasu zajęło pisanie, w ogóle, jak to wyglądało, czy też całość sprowadziła się do wymienionego w pierwszym poście natchnienia. Bo nie wydaje mi się, by coś podobnego mógł napisać każdy, o dowolnej porze, spontanicznie. Ja na pewno nie.

    Nie pamiętam ile, ale to był jeden z tych szybkich tekstów, jeśli chodzi o samo pisanie. Wieczór? Popołudnie? Coś takiego.

     

    Ale masz rację, wykonałam pewien risercz. Natchnienie natchnieniem, forma sama się nie zrobi. Wygrzebałam z półki "Baśnie Andersena" i zaczęłam je czytać, skupiając się na tym jak autor i tłumacz operują słowami, jakich środków stylistycznych używają, etc. I to zajęło parę minut. Spory wpływ miały też "Bursztynowe baśnie", które czytałam za młodu.

     

    Cała seria miała być o syrenach - ich genezie, życiu i upadku. Ale nie pamiętam, co w niej chciałam zawrzeć. Miałam parę luźnych pomysłów. Przez te wszystkie lata zawsze myślałam o powrocie do tej serii. Bądźmy realistami - pewnie do tego nie dojdzie, ale nie wykluczam. Odpowiedni wiatr będzie musiał zaśpiewać swoją pieśń.

  9. 18 godzin temu, Hoffman napisał:

    Tak w ogóle, czy mi się zdaje, że ten anioł Michał, to jest ten Michał z „Heroes VI”? Chyba, że coś źle zapamiętałem.

    To miejscowa wersja anioła Mateusza (który chyba w którejś wersji tego opowiadania nazywał się Michał), głównego bohatera fanfika "Anioł z Ponyville".

    A w hirkach VI archanioł Michał był głównym złym.

     

  10. O, widzę, że nie wrzuciłam na forum 2 kolejnych części, mimo że jedna pojawiła się w samym konkursie. Cóż... Ci co mieli je przeczytać, przeczytali. Jedna z nich jest tragiczna, druga na podobnym poziomie co jedynka i dwójka (ale ma obrzydliwe żarty z clopperów), ale... Minęły lata i nie ma co grzebać w starych ranach, nawet jeśli się nigdy nie zabliźniły.

     

    Co prawda niczego nie żałuję i jakiś czas temu sama do tego wróciłam i nawet się pośmiałam, ale... Minęło 5 lat i drugi raz bym tego nie napisała. Albo nie opublikowała poza konferencją Equestria Times. Nie tylko dlatego, że jest przesiąknięte jadzikiem (na który większość sobie zasłużyła), ale przede wszystkim za to, co ująłeś w swoim komentarzu.

     

    16 godzin temu, Hoffman napisał:

    opowiadanie jest dość wewnętrzne i świeżak

    To opowiadanie już w 2015 roku było jednym wielkim, hermetycznym żartem. I małą złośliwością, bo wysłałam je na konkurs, w którym sędziował Spidi. Szczerze odradzałabym je ludziom, którzy nie orientują się w historii fanfików (lata 2014-2015) oraz relacjach między poszczególnymi ludźmi z fandomu.

     

    17 godzin temu, Hoffman napisał:

    OK, początkowo byłem gotów uznać, że chodzi o dramę, jaka wybuchła w związku z krytyką „Kryształowego Oblężenia” – popularnego opowiadania drugowojennego – która momentami faktycznie zaczynała przypominać wojnę. Ale z drugiej strony, oceniając po datach, chyba byłoby na to troszkę zbyt wcześnie. I wtedy zdałem sobie sprawę, że przecież w dniu 11 listopada 2014 roku ukazała się antologia opowiadań opatrzona wpadającym w ucho tytułem „Na Ostrzu Iluzji”.

    Skojarzenie z KO miałeś dobre. Zanim doszło do jego krytyki na forum, opowiadanie przecież istniało. Do tego sytuacja z "Antologią" (i innymi rzeczami, o których wolę nie wspominać na forum), wewnętrzne heheszki redakcji ET (Breslau uber alles!). Ogółem, nie ma co tego ukrywać, to były czasy, w którym niepoważny "konflikt" południe-północ był żywy.

     

    17 godzin temu, Hoffman napisał:

    Sponyfikowano-sfandomowana została tutaj II wojna światowa, co powoduje odniesienia do konkretnych wydarzeń zbrojnych oraz towarzyszącym ich zbrodni, co niekiedy może wydawać się potraktowane przez autorkę zbyt lekkomyślnie, zaś żarty z tego – niesmaczne. No i będąc zupełnie szczerym, w jednym, może w dwóch momentach, sam miałem podobne wrażenie, o ile poprawnie dobrałem skojarzenia. Wspomnę, że chodzi mi o fragment o strzelaniu sobie w potylicę.

     

    To są akurat... Niesmaczne, hermetyczne żarciki z wiadomej konfy. Przyznaję, że kiedy to radośnie i bezmyślnie klepałam, to nawet nie myślałam o tym w kontekście historii II wojny światowej i zbrodni wojennych, tylko redakcyjnych żarcików naszego ulubionego komucha Solara. Czy taki humor jest okropny, niepoprawny i niekoniecznie na widok publiczny? Ano jest. I go uwielbiam.

  11. O Bogini, "Szept Mgły" to właśnie jedno z tych opowiadań, o których wolałabym zapomnieć.

     

    16 godzin temu, Hoffman napisał:

    Uważam, że autorka, już na ówczesnym etapie, miała dobre warunki ku temu, by faktycznie poradzić sobie z formą wiersza lepiej i po prostu stworzyć coś więcej. Tym bardziej, że naprawdę, był pomysł i nie mogę odmówić chęci, czy odwagi, stąd myślę, że warto próbować dalej. Może niekoniecznie w ramach oddzielnych utworów, ale, na przykład, dodatków wplecionych do rozdziałów większych fanfików

     

    Sześć lat temu nie miałam zielonego pojęcia o poezji. Wiedziałam czym są rymy i wiersz biały. I tyle. Rytm? To stukanie w stół przy piosenkach (tego to już w ogóle nie czuję)? To nie żart.  Naprawdę tak to wyglądało.

    Ale napisanie i opublikowanie tego tekstu naprawdę wiele mi dało. Choćby krytyczny komentarz Made, z którego sporo wyciągnęłam. I choć już nigdy nie wróciłam do pisania ballad romantycznych (i raczej nie wrócę, bo mi się nie chce oraz nigdy szczególnie nie przepadałam za poezją), to nauczyłam się pisać Zecorę, co przydaje mi się w prowadzeniu jej działu na forum.

     

    Nie usunęłam tego koszmarku tylko dlatego, że wierzę, iż czytelnicy mają prawo widzieć moje pisarskie wpadki i porażki ;). Poza tym to zawsze jakaś część mojej historii na tym forum i na pisarskiej drodze. Może nawet ktoś przeczyta tego ficzka, zobaczy komentarze i nie popełni moich błędów. Albo przeczyta i zrozumie, że ci weterani, którzy teraz wydają się nie wiadomo kim, to tacy sami ludzie, którzy też zaczynali pisać i... schrzanili sporo.

     

    Btw. kiedyś zaczęłam pisać normalną wersję (prozą) "Szeptu Mgły", ale... Po co coś dublować, skoro jest tyle innych, niewykorzystanych pomysłów.

     

    Ale dziękuję za wnikliwy komentarz i analizę.

  12. I za ten komentarz również dziękuję <3

    O "Rozkwitały jabłonie i grusze", to ja akurat wolałabym zapomnieć. Było głupie, prostackie, a i forma miejscami niedomagała.

    Z fikami konkursowymi jest taki problem, że część z nich pisałam na siłę lub tylko po to by zrobić komuś na złość :rainderp: .

    10 godzin temu, Hoffman napisał:

    Może jeszcze kilka extra opinii i jednak doczekamy się kolejnych opowiadań ;)

     

    Na to nie ma szans. Kiedyś miałam pomysł na wielorozdziałowca, ale zdechł śmiercią naturalną. Uważam, że słusznie - nie można ciągnąć za ogon zbyt wielu srok. Dlatego polski fandom nie otrzymał takich cudów jak zawody czołgistek w miniówach, "W służbie Bogini" (pogańskie kuce, tekst o młodej Isleen), fanfika do "Derpy and Carrot Top's Epic", parodii Human in Equestria, "Czasu Szamponu i Topora" (to ma prolog i kawałek rozdziału pierwszego, romans Cygnusa-wikinga i Rarity) oraz ciągu dalszego eventu Samhain 2018 (co można podciągnąć pod crossover z "Bloodborne").

     

    Ale no... Śmieszki śmieszkami i niech pozostaną lepiej jedną, króciutką komedyjką, która zaginie w otchłani działu opowiadań, dopóki ktoś jej przez przypadek nie wykopie. Nie sądzę, by w świecie "Girls und Panzer" było cokolwiek wystarczająco dobrego i głębokiego by poświęcić mu więcej czasu niż na kilka żartów. Szczególnie, że papier, nawet ten elektroniczny, nie odda wielu rzeczy, które sprawiają, że to anime jest dobre - muzyka, animacje, dynamiczne walki. 

  13. Jak długo nic nie wrzucałam... Trochę się tego uzbierało...

    Na pierwszy ogień idą 2 arty dla Ghatorra. Pierwszy to prezent urodzinowy - jego OCek jako Sombra.

    King Coal

    Spoiler

    king_coal__gift__by_cahandariella_de7uo0

     

    A drugi to scena z jego fika "Kruchość Obsydianu", którą rysowałam, bo przegrałam z nim zakład.

    Run, Obsidian, Run!

    Spoiler

    run__obsidian__run__by_cahandariella_de9

     

    To teraz 3 komisze dla D.E.F.Sa. Z czego ostatni rysowany kredkami Faber Castell Polychromos, które są dla mnie dużym skokiem jakościowym.

    Obsidia

    Spoiler

    obsidia_commission__by_cahandariella_de9

     

    Frezja Sky

    Spoiler

    frezja_sky_commission__by_cahandariella_

     

    Love is in the air

    Spoiler

    love_is_in_the_air__commission__by_cahan

     

    • Lubię to! 1
  14. Przeczytane. Powiem tak - przypomniały mi się czasy gdy sama opublikowałam na tym forum prolog mojego pierwszego fanfika. Był 2013 rok, a ja nie miałam warsztatu i doświadczenia. Także lektura tego była dla mnie jak podróż w czasie, zwłaszcza, że tematyka w sumie nawet podobna. I tagi też.

     

    Zostawiłam w docsie sporo komentarzy i sugestii. Brakowało przerw pomiędzy akapitami oraz wcięć przy akapitach. W dialogach zamiast półpauz królowały dywizy, po których jeszcze brakowało spacji. Po półpauzie zawsze dajemy spację. Przed też, jeśli nie rozpoczyna ona nowego akapitu. Zapamiętaj też, że spacji nie stawia się przed znakami interpunkcyjnymi, tylko po.

     

    Co do tej zmiany czcionek... Uważam tę decyzję za nietrafioną. Czytelnicy raczej nie lubią takich zabiegów. Jeśli nie lubisz Ariala 11, to może użyj Times New Roman 12, czy coś...

     

    Sam tekst jest, niestety, usiany błędami. Interpunkcja, składnia, powtórzenia, deklinacja. Sporo tego. Słownictwo określiłabym jako ubogie. To wszystko jest zupełnie normalne, kiedy się zaczyna pisać, ale sugeruję znalezienie sobie korektorów i prereaderów. Jakichkolwiek. Weź pod uwagę, że czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i jeśli zapis sugeruje coś innego, czego wcale nie miałeś na myśli, to sugeruje. Po prostu. I nieważne, co autor uważa. Inna sprawa, że czasem chyba sam zapominasz, co piszesz, bo ona tam kilka razy spakowała ten namiot.

     

    A co z fabułą i tym jak Prolog sprawdza się jako wstęp do historii? Realia są ciekawe, ale trudno to powiedzieć o samej historii. Na tych stronach zabrakło opisów, zabrakło klimatu i jakichś szerszych informacji, przez co wszystko brzmi dziwnie. Bohaterka jest księżniczką, ale idzie się zaciągnąć do armii jako byle szeregowa. W świecie, w którym klacze nie służą w armii. No i jeszcze sprawa tych 2 innych księżniczek, które zabili. Brakuje mi tu jakiejkolwiek motywacji, jakiegokolwiek wyjaśnienia. Jej tatuś jest szychą, więc jeśli wie i popiera jej decyzję, to ona powinna od razu zostać oficerem, a nie sobie leźć do obozu się rekrutować. Nie mówiąc o obstawie. Jeśli tatuś nie wie, a ona zwiała z domu... To nie powinna się jakoś maskować? Bo tego, raczej nikt nie zechce podpaść jej ojcu. Brakuje mi też jakiejkolwiek motywacji. W efekcie ani nie wiemy nic, ani nie mamy nakreślonego klimatu czy bohaterów. Poza tym że Engra nie lubi być alikornem i chce być żołnierzem. No i ma kompleksy i zajebiście walczy. W sumie to byłoby może i ciekawe, ale brakuje jej czasu antenowego.

     

    Wstawki narratorskie i tłumaczenie banałów psuje wrażenia z lektury. Nie musisz wszystkiego wyjaśniać. Niech czytelnik się domyśli z gestów, czynów i słów postaci. Szczególnie, że tu wychodzą braki w opisach. Za to opis walki jest rozwleczony. I pełen tych narratorskich wstawek, które jeszcze bardziej go rozwlekają i nudzą.

     

    Kolejny problem to słownictwo. Często zbyt współczesne i potoczne, by pasowało do opowiadania w klimatach... bo ja wiem, średniowiecznych? Myślę, że warto by było postarać się poznać paru określeń na przedmioty użytku codziennego czy bojowego, bardziej stonować i stylizować wypowiedzi bohaterów. Oraz postarać się, by przedstawiciele różnych warstw społecznych różnili się od siebie także i w mowie.

     

    Tu powinno być 10 stron, a nie 5. Tekst by na tym skorzystał. Świat i bohaterowie również. Jasne, to prolog, nie musisz pisać wszystkiego. Ale rolą prologu jest zachęcić, pokazać czytelnikowi, czego ma się mniej więcej spodziewać, wprowadzić go. A tutaj to raczej niestety nie wyszło, pomimo paru naprawdę ciekawych pomysłów.

    • +1 1
  15. Skończcie dyskusję na ten temat, Panowie. Zamiast tego proponuję zająć się chociażby samym tłumaczeniem. 

    Pomówię z opiekunem działu opowiadań odnośnie kwestii praw autorskich tłumaczeń/lektoratów fików oraz regulaminu i jego ewentualnej zmiany. W przypadku praw autorskich w fandomach, sprawa jest dość pokręcona i niejednoznaczna, więc osobiście uważam, że dobrze by regulamin rozstrzygał ją ostatecznie.

  16. 27 minut temu, ferbi napisał:

    Nie posiadam zgody, nie widzę dlaczego miałbym ją mieć z racji że nie czerpie z tego żadnych korzyści a wszystkie odnośniki do oryginalnej pracy są w dokumencie

    Ponieważ tak się przyjęło, że o ile autor jest aktywny (a ten autor jak najbardziej jest), to należy go najpierw poprosić o zgodę. Także proszę to nadrobić.

  17. 1. Brak tagów obowiązkowych. Czas na poprawę wynosi 2 dni.

    2. Czy masz zgodę autora na tłumaczenie?

    3. Osobiście sugerowałabym włączenie opcji komentowania i sugerowania w docsie. Przejrzałam to tłumaczenie i jest w nim sporo błędów. Chamskie kalki z angielskiego, brakujące przecinki czy chociażby "dash" pisane małą literą. Zaznaczyłabym, ale nie mogę.

  18. UMnz1ky.jpg

     

    Witajcie!

    Nadszedł dzień sądu, czas topora i wilczej zamieci! Czy wiedzieliście, że to właśnie 30 października 2020 roku wyszedł 41 numer Equestria Times? Nie? No to już wiecie.

     

    Zacznijmy od ogłoszeń parafialnych. Nie jesteśmy już czasopismem kucykowym, lecz popkulturowym. Więcej informacji znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/EquestriaTimes2014/posts/3486208114788828

     

    No dobrze, wracamy do bieżącego numeru. A w nim wybuchy, majtki, staniki, egzorcyzmy i nieletnie dziewczynki...

    .

    .

    .

    szlag.

    Tak, obejrzeliśmy "Cuties". Było złe, bardzo złe. W numerze znajdziecie recenzję. 

     

    A z rzeczy miłych i ciekawych, to czekają na Was wywiady z Sosną i RedMadem, recenzje "Ghost of Tsushima" oraz "Hollow Knighta". Chętni mogą przeczytać też prolog świetnego fanfika Verlaxa pt. "Władcy Wiatru".

     

    Linki:

    https://issuu.com/equestriatimes/docs/041

    https://drive.google.com/file/d/1jkM8wHFP6_v8cdDPEw69_1WPvHIVSdep/view?fbclid=IwAR3qjAT4KxOPpWhGEYukYKHfIEl7WWrfPlkBwv6I_pr28t-L2VMh5Y_FLV8

    • Mistrzostwo 1
  19. Mam bardzo mieszane uczucia co do Grzechu Supremacji. Treść super, ale forma... Miejscami wygląda to jakby oryginał był po angielsku, a potem został wrzucony w google translator. Mnóstwo anglicyzmów, kreatywna składnia, bezsensowne zdania, bardzo złe powtórzenia, a nawet Indiana Jones i poszukiwacze zaginionej deklinacji. Baty dla korekty, baty i dwie dodatkowe siostry za karę!

     

    A co do samego rozdziału... Bardzo podobało mi się przedstawienie gryfów. Może i wydają się być miejscami aż zbyt op - kwestia działania ich magii. Ale zarówno one jak i hipogryfy są bardzo interesujące, zwłaszcza erynizm i ich mit rasowy.

     

    Zacznę od mitu rasowego, bo koncepcja, że gryfy i hipogryfy prawdopodobnie naprawdę przyleciały z kosmosu jest ciekawa. Choć nie aż tak odjechana jakby się mogło wydawać - w końcu skoro są Nieśmiertelni, to czemu i nie Król Burzy oraz Izar? Może Król Burzy sam był Nieśmiertelnym lub czymś więcej, prawdziwym bóstwem. W tym świecie to raczej możliwe.

     

    Osobiście uważam, że Luna faktycznie wyświadczyła im przysługę, paląc te księgi i tępiąc erynizm. Znaczy, uważam, że erynizm byłby fajnym systemem, gdyby nie dziedziczenie grzechów oraz metody egzekwowania kar. Za to sam król jako sędzia i całe społeczeństwo jako kaci? To jest całkiem fajne. Niestety, ale jako całość erynizm posiada za dużo luk, które prowadzą do wymienionych w rozdziale absurdów.

     

    Co jeszcze rzuciło mi się w oczy... Że gryfy, które są obiektywnie lepsze od taboretów, są od nich również mniej rasistowskie. Zwróciłam uwagę na jedno zdanie, które padło na sali wykładowej. To o tym, że to nie wina gryfa czy kucyka, że miał pecha się urodzić tym, kim się urodził. No bo czemu niby współcześnie urodzenie się gryfem miałoby być pechowe, a nie wprost przeciwnie? Poza tym... w Grzechu nie znalazłam niczego, co wskazywałoby na to, że gryfy źle traktują kuce. Ba, raczej traktują je jako istoty równe - ponieważ u nich pozycję w hierarchii zdobywa się według zasług i siły, a nie urodzenia. Stosunek kucykowych poddanych do gryfich panów zdaje się to potwierdzać - sprawiedliwość, ochron, etc.

     

    To tym bardziej pokazuje jakimi dupkami są Nieśmiertelni. Choć podtrzymuję zdanie, że Luna wyświadczyła im sporą przysługę - co zresztą zauważyły same gryfy.

     

    Część o magii i jej działaniu wydaje się być tu wyjątkowo interesująca. A także dalsze losy Iry Auranti. I to, że gryfy mają tu grzywy i małe skrzydła - w serialu zdecydowanie nie miały grzyw, a ich skrzydła były zdecydowanie większe od pegazich.

     

     

    Natomiast jeśli chodzi o Władców Wiatru, to fika czytałam i oceniałam w ramach konkursu literackiego "Czarna Śmierć". Wybitny tekst, gorąco polecam. Gdyby był samodzielnym opowiadaniem, to przyznałabym mu głos na [Epic]. Myślę nad tym by w ogóle przyznać go KH.

     

    I jeszcze czas na dyskusję :crazytwi:

    Dnia 18.09.2020 o 04:39, Hoffman napisał:

    A tak poza tym, zastanawia mnie także to, że pod koniec, w ogóle, po otwarciu fanfika, nie otrzymaliśmy żadnej dłuższej sceny z Venią, nawet żadnego istotniejszego dialogu, czy interakcji... O ile dobrze zapamiętałem. Wydaje mi się to trochę dziwne, wprawdzie na tym etapie wiemy już, że to jednak nie on jest tutaj tym głównym mącicielem, ani złoczyńcą, lecz nadal, zastanawia jego nieobecność w fabule... To znaczy, jest obecny, ale po prostu jest i tyle, od czasu do czasu przewinie się gdzieś w tle, spróbuje sprowokować, ale to tyle. Wprawdzie przez moment wydaje się, że zaraz wkroczy na tę arenę i zabierze z niej Lazara, lecz wówczas zdaje sobie sprawę, że bynajmniej nie jest bez grzechu i nie powinien rzucać tym przysłowiowym kamieniem. A może powstrzymało go coś innego? Czy Wielki Plan może w ten sposób oddziaływać na jednostki, a mowa o grzechach jest jedynie przykrywką? A może, wiedząc już jak działa trąd, jako kara za grzechy, czy w przyszłości zaraza spadnie na kogoś z rodziny Venii? Albo kogoś innego, jakkolwiek z nim powiązanego? Zresztą, skoro nikt nie jest bez grzechu, czy to znaczy, że kucyki będą chorować jeszcze długo, aż nastąpi... ja wiem, jakiś przełom? Że to fatum ciążące nad możnymi, gdzie za ich grzechy będą cierpieć ich następcy? Sporo możliwości na ciąg dalszy.

     

    Imo Venia nie jest po prostu zbyt ważny. Zarówno on jak i Luco od początku byli siebie warci. Tak jak Liguria i Altina - od lat obie strony odwalały to samo. Ba, uważam, że jako czytelnicy wręcz nie powinniśmy kibicować Luco, bo on i jego rywal są w gruncie rzeczy równie niegodziwi. Nie znamy też całego konfliktu Altina-Liguria.

     

    A jeśli Venię coś powstrzymało, to pewnie to by Luco nie wygadał kto go napadł. Podejrzewam, że obie strony nie chciały by Celestia oficjalnie dowiedziała się o ich akcjach.

     

    Odnośnie Wielkiego Planu, to osobiście od początku uważam go za przykrywkę. Nawet jeśli śmiertelnicy zapytają o niego Nieśmiertelnych, to ci mogą powiedzieć, że takie drobnostki są nieważne lub że ich małe rozumki nie są w stanie tego pojąć. Poza tym słaby ten Wielki Plan, skoro aitokratia w końcu upadła, ewolucja jest faktem,

    Spoiler

    a gryfy najwyraźniej przyleciały z kosmosu. Poza tym jeden fragment Grzechu Supremacji wskazuje na to, że Luna wcale nie panuje nad kosmosem, w co wierzyli niektórzy w czasach Pax Imperios Immortales.

    Dlatego sądzę, że trąd powodują po prostu prątki Mycobacterium leprae. A nie jakieś grzechy. Od paru rozdziałów widzimy jak bardzo Celestia forsuje swój Kościół i jak bardzo Nieśmiertelnym zależy na tym by ich poddani byli zacofani i ogłupieni.

    Dnia 18.09.2020 o 04:39, Hoffman napisał:

    Wszakże koło historii miało się zatrzymać, ale rozumiem, że jeżeli Wielki Plan stanowi inaczej, wówczas nadal będzie się toczyć i w końcu wszystko zostanie obrócone wniwecz, a dzieje niejako rozpoczną się od nowa. Może. Nie wiem tego. Cały czas rozmyślam o tym w kategoriach tego, czy to, co się wydarzyło, rzeczywiście było nieuniknione i czy nad Nieśmiertelnymi stoi jakiś wyższy byt. Może powrót do najnowszych rozdziałów cyklu da mi jakieś podpowiedzi, przekonamy się.

     

    Skoro Wielki Plan zakładał zatrzymanie koła historii jako jedną ze swoich podstaw, to raczej wątpię by stanowił inaczej. Tylko że jest jedną wielką ściemą. Ponieważ z tego co pamiętam, to Wielki Plan był czymś nieuniknionym. Nie Planem do wykonania, tylko raczej zapisanym przeznaczeniem. Tylko że Nieśmiertelni w końcu upadli, koło historii ruszyło i śmiertelnicy wyzwolili się z okowów. A co do wyższego bytu lub bytów, to sądzę, że jak najbardziej.

     

    • +1 2
×
×
  • Utwórz nowe...