Skocz do zawartości

Grento YTP

Brony
  • Zawartość

    556
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    19

Wszystko napisane przez Grento YTP

  1. Nogi drżały mi jak struny. Gala już zmierzała do końca, co oznaczało, że czasu było naprawdę mało. Jednak najważniejsze, że odciągnąłem księżniczkę z tłumu, gdzie zamachowiec mógłby się wysadzić. Ja i Amy razem z księżniczką przeszliśmy dyskretnie na pusty korytarz pałacowy. Gdy przystanęliśmy, nadszedł czas na wyjaśnienia. Przełknąłem ślinę, aby przemówić. - Przypadkiem podsłuchałem pewną rozmowę... wynikało z niej, że... że szykuje coś złego - Przygryzłem laskę. Cholera, nie powinien tracić czasu na pierdoły, tylko od razu powiedzieć o co chodzi! - Ktoś planuje zamach! Nie wiem kto, nie widziałem twarzy. Podejrzewam, że mogą to być sponyfikowani fanatycy religijni oraz zwykłe kucyki. W tłum wmieszał się terrorysta, który planuje się wysadzić... Zamilkłem. Nastał bezdźwięk, przerywany czasem zgiełkiem z sal obok. Księżniczka wpatrywała się we mnie surowo, taksując mnie uważnie wzrokiem. Pielęgniareczka zasłoniła zszokowana usta. Z pewności słabiej jej się zrobiło. Zbladła na twarzy. - Wiem tylko tyle... - odparłem, spuszczając głowę. - Nic więcej na ten moment nie mogę powiedzieć. Dalsze decyzję zostawiam Tobie, księżniczko.
  2. Grento YTP

    Co mówi sygna?

    Będę grał w grę... (a w jaką?)... Jaenra!!
  3. Wkroczyliśmy bardzo szybko, prawie wbiegając. Strażnicy zwrócili na nas uwagę, jednak póki co postanowili ograniczyć swoje działania tylko do obserwacji. Jednak zdawałem sobie sprawę, że w podartym garniturze, ganiając przez salę pełną kuców, musiałem wyglądać na nawiedzonego. Kucyki odsuwały się widząc mnie i Amy, która cały czas dotrzymywała mi kroku. Gala nie jest mała! I gdzie ja znajdę księżniczkę Celestie... ehh, myśli Luci. Uspokój się. Myśl... Po chwili chwyciłem pielęgniareczke za kopyto i ruszyłem do następnej sali. Przestałem kuśtykać. Laskę trzymałem w zębach. Gdy już się tam znaleźliśmy, zobaczyłem Celestie wraz z jej młodszą siostrą, które obserwowały tańczące pary, dyskutując to z niektórymi szlachetnie urodzonymi kucami. Odczułem ulgę. Tańce rozpoczynają się po oficjalnym otwarciu Gali, a zaraz po tym kucyki zaczynają tańczyć. Tańce rozpoczęły się przed chwilą, co było słychać przy akompaniamencie walca angielskiego, tak kto inny miałbym rozpocząć Galę, jak nie księżniczki? Przedarliśmy się przez tańczące pary, wytrącają co niektóre z rytmu, ale i tak było to lepsze niż bycie rozsadzonym przez fanatyków religijnych. Dotarliśmy do księżniczek, aby móc wreszcie z nimi porozmawiać. - Księżniczko... - zamilkłem. Tchu mi zabrakło, a niech to struna strzeli! Z Amy było podobnie. Stres zacisnął swoje imadło na naszych gardłach. Celestia spojrzała zdziwiona. - Mam ważną wiadomość. Musisz mnie wysłuchać! Dla Twojego dobra. Dobra wszystkich tu zgromadzonych. Dla dobra Equestrii...
  4. - Kłopoty to dopiero się zaczną - powiedziałem, nie puszczając jej ani na chwilkę. - Nie ma co mitrężyć. Musimy powiadomić księżniczkę Celestie. Jeśli nie zdążymy, poleje się dużo krwi. Błękitnej krwi... Później przyjdzie czas na wyjaśnienia. - zamilkłem na sekundę, patrząc na jej zszokowaną twarz. Można powiedzieć, że byłem już "przyzwyczajony" do takich ekstremalnych sytuacji, a ona... po prostu nie wiedziała czego się spodziewać, lecz czuła, że jest nie tak. I to bardzo! Jak wspominałem, życie rzadko kiedy daje mi chwilę na wytchnienie. Zawsze musi się zdarzyć jakaś pieprzona przygoda ze śmiercią w roli głównej. Wziąłem wdech i zapytałem: - Musimy ostrzec księżniczkę. Czy jesteś ze mną?
  5. Amy wydawał się być pogrążona w rozkminie. Podbiegłem do niej, potrząsając lekko. Znów poruszała ustami, zapewne nucąc pieśń. Ehh... dalej wyglądał na smutną. Moja słowa nie dodały jej otuchy. Tamten kucyk... nie, tamten człowiek musiał znaczyć dla niej naprawdę wiele. Rozejrzałem się nerwowo i otarłem spocone czoło. Zauważyłem przy okazji, że mój strój wyjściowy jest miejscami zadrapany, lecz nie miało to teraz znaczenia. - Amy... - złapałem ją za ramiona, patrząc głęboko w oczy. Moja twarz spoważniał po raz pierwszy tego wieczoru. - Wiem, że jest ci smutno, ale teraz musimy się skąd ewakuować. I to w trybie natychmiastowym!
  6. - Ojej... - jęknąłem. Tylko tyle zdołałem z siebie wydusić, gdy zobaczyłem jej łzy. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedziałem jak. Cholera! Tylko na tyle mnie stać...? - Wierze. Twoje łzy przemawiają za tym, że był wspaniały - Wtedy sięgnąłem kopytem i lekkim ruchem zabrałem łzę z jej policzka. Nawet nie drgnęła. Chyba tego nie poczuła. - Jestem pewien, że jest szczęśliwy, gdy widzi jak tęsknisz za nim, ronisz łzy, nucisz pieśni ku niemu, pamiętasz o nim... Jestem przekonany, że jest teraz w lepszym miejscu. Nie cierpi. On nie chcę, żebyś się smuciła. Tak więc nie rób tego... Moje uszy drgnęły. Wychwyciłem jakieś stłumione głosy nieopodal, dobiegające zza krzaków. Amy spojrzała na mnie pytająco, na co dałem jej znak, aby została. Następnie odwróciłem się i zatapiając się w gąszczu gęstej roślinności, dosłownie wtopiłem się w ciemność. Straciłem z oczu pielęgniareczke, ale mam nadzieje, że za mną nie pójdzie. Właściwie to sam nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać po takim ukrywaniu, lecz mój zmysł, o którym już wcześniej wspominałem, nie dawał mi spokój. Wreszcie sprawdzę, czy to prawda, co się mówi o moim rodzie... - Masz to? - usłyszałem czyiś głos. Cholera! Naprawdę byłem zaskoczony! W tym zmyśle musi tkwić magia! - Lepiej się pospiesz, Gala nie będzie trwać wiecznie. Teraz mamy idealną okazję. Zobaczyłem jakiś ruch. A następnie skrawek czegoś szarego. Jednak z mojego ukrycia nie mogłem dostrzec co to dokładnie było. Przede mną rozciągała się mała polana, a tuż obok mnie rosło wysokie drzewo, które palczastymi gałęziami sięgało gleby. Właśnie pod tym drzewem odbywała się rozmowa. - Dlaczego musimy załatwiać to tutaj? - warknął ochrypły głos. - Niestety wcześniej nie udało nam się zdobyć waszej świętej księgi. Teraz już mamy. Jeden z ostatnich egzemplarzy. - W porządku - odparł wilczy głos. - Nawet nie wiesz, jak dla nas to ważne. Będzie tak jak ustaliliśmy. Jestem do twojej dyspozycji. - Rozumiem, że efekt będzie "bombowy"? Co, niedoszły, jeszcze, samobójco? Samobójco?! - Taa - warknął głos. Następnie znów dostrzegłem ruch po mojej prawej. - Dobrze już dobrze. Nie warcz tak - zaśmiał się lekko. - Jak widzisz kucyki mogę się dogadać z "ludźmi". - Usłyszałem trzask czegoś drewnianego. Następnie skrzypienie otwieranej... pewnie skrzyni. A później ten paskudny rechot. - Dobrze. Chodźmy. Bogowie! Nie każdym im już czekać! Subhana Allah! O w pytę... Tylko tyle do mnie dochodziło, po usłyszeniu tej rozmowy. Gdy wszyscy już odeszli, wyskoczyłem z krzaków. Ciekawiło mnie, co robi Amy...
  7. Usiadłem obok niej, napawając się szerokim spektrum barw nocnej przyrody. Mimo iż nigdy nie byłem specjalnym miłośnikiem kwiatów, to obok tych nie mogłem przejść obojętnie. Inaczej zostałbym ze mnie prawdziwy ignorant. Wiatr poruszał źdźbłami traw, czesząc je, poruszały się jak łagodnie płynąca rzeka zieleni i srebrnych kwiatów, czasem coś zahuczało, jakieś zwierzątko podbiegło, a następnie dało dyla w gęstą roślinności, niebo zakrapiane migocącymi gwiazdami stroiło tą czarną suknię nocy, niczym cekinami, a wszystko płynęło w rytm piosenki... z ust Amy. Nie chciałem jej przerywać. Widać było, że to jej pasja. Słuchając, nabierałem coraz większej ochoty, aby jednak zostać bardem... jednak nie ma takiej opcji. Piosenka zakończyła się cicho, a po niej nastała pustka. Aż poczułem się trochę niezręcznie, gdyż naglę zabrakło mi jej głosu. Amy wyglądała tak, jakby opłynęła z tego świata. Pieśń zanurzyła ją w innym świecie. Odchrząknąłem, przerywając ciszę. - Naprawdę, jestem pod wrażeniem - spojrzałem na nią uważnie. Wtedy złapałem z nią kontakt wzrokowy, które wcześniej u niej błądził. - Talent to wielki bez ani jednego zdania. Chyba lubisz nucić takie piosenki. Aż dziw bierze, że nie widzę Cię na gali, tylko w szpitalu - zaśmiałem się, drapiąc tył głowy. - Skąd znasz tą pieść? Ktoś Ci ją przekazał? Chociaż nie zdziwiłbym się, gdybyś sama ją ułożyła.
  8. - Hmm, interesujące - przytaknąłem pielęgniareczce. Miałem okazje już widzieć królewskie ogrody. Jak wylatywałem przez szybę z zamku podczas pewnego zdarzenia... Widziałem je, leczy tylko chwilkę, a w dodatku obraz był rozmazany. No i wtedy nie miałem czasu myśleć co rośnie w tym słynnych ogrodach. - To dobry pomysł. Jeszcze nic się ciekawego nie zaczęło, a na tą chwilę możemy pójść się przejść. Poza tym, zaczyna się robić gorąco na sali, a na dworze, w świetle księżyca powinno być w porządku - uśmiechnąłem się, dając jej znak głową. - No to ruszajmy.
  9. Ok, no dobra. Pomysł wydaj się być niezły w pewnym sensie. W końcu jest to tylko mod to naszej kochanej gry. No ale jakby miał wybierać pomiędzy normalną grą (ewentualnie z WOG lub HOTA) i tym modem, w którym dodatkowo brakuje jeszcze wielu, wielu rzeczy, to bym wybrał normalną rozgrywkę, a ten mod potraktowałbym tylko jako ciekawostkę na kilka godzin. Oczywiście jest to tylko moje zdanie, ale mam jeszcze parę wątpliwości. Ten soundtrack mi nie pasuje, w ogóle nie trzyma się klimatu. Moglibyście zostawić oryginalny, a zmienić tylko w menu głównym. No i z rozpisu frakcji wynika, że aż w 6 zamkach będą kucyki, czyli ogólnie ta sama rasa. Pomijam kwestie jednorożców i tak dalej, ale czemu kucyki nie mogłyby być w jednym "zamku"? Po co to tak rozdrabniać? Mało było w serialu smoków, diamentowych psów, zebr i innych ras? Przewiduje, że wcale nie będzie to tak różnorodne jak podajecie w informacji. Tak naprawdę to robienie tego moda potrwa jeszcze z kilka bitych lat, a nawet więcej! Zanim zrobicie wszystkie 63 "unikalne" jednostki i ich poziomy ulepszeń (plus potwory neutralne), wygląd każdego miasta, zanim to wszystko zaminujecie, podmienicie, wykastrujecie bugi i błędy itd... Jak nie zawiążecie kontaktu z ludźmi od modów takich jak WOG czy inne, którzy zgodzą się pomóc, to nic z tego nie będzie. Przemyślcie dobrze sprawę, czy warto to w ogóle zaczynać. Filmik informacyjny tak naprawdę nie podaje żadnych konkretów. Na dzień dobry dostajemy po ryju przydługim wstępem oraz parę sekund gameplayu z kulawą animacją i średnimi modelami postaci, które są za bardzo jaskrawe i sprzyjają napadu epilepsji. No proszę was... To raczej nie wygląda zachęcająco. Jednak doceniam inicjatywę i życzę, aby wam się wszystko udało, jeśli zdecydujecie się wziąć ostro do pracy. Pozdrawiam, Grento.
  10. - No nieźle. Jesteśmy tu dopiero od piętnastu minut i już zdążyliśmy porozmawiać z księżniczką - powiedziałem, zwracając się do Amy. Zauważyłem także, że grupka kucyków, która była świadkiem tych ekstremalnych wydarzeń, patrzyła na nas i szeptała między sobą. Trochę mnie to skrępowało, a Amy pewnie czuła się podobnie. Właściwie wypełniliśmy tylko nasz obowiązek. Na ostrym dyżurze dla nas to codzienność, no ale nie dla tych kucyków. Nachyliłem ku pielęgniareczce. - Jakoś nie pasują mi te ślepia wpatrzone w nas - oznajmiłem, zerkając co chwilę na otaczające nas kucyki. - Może przejdźmy się gdzie indziej? Oczywiście jeśli chcesz gdzieś ze mną pójść - dodałem pospiesznie. - Jeżeli masz coś do załatwienia, to mi po prostu powiedz. A może nawet będę mógł pomóc. Kto wie...
  11. Zerknąłem na kucyka, który kazał wezwać lekarza. Po jego postawie oraz zachowaniu można stwierdzić, że być może należy do gwardii, lecz został zaproszony na Galę w charakterze światka. Cóż, nie miałem czasu na takie rozmyślanie. Amy wyglądała na przestraszoną, jednak potrafiła się zachować jak prawdziwa pielęgniarka. Odtrąciłem jednego z gapiów, który chciał podać coś do picia poszkodowanemu i unieruchomiłem głowę, aby jeszcze bardziej jej nie obił. Rozpiąłem krawat i koszulę. Podczas napadu dochodzi do duszności. Jeśli napad zdarza się po raz pierwszy i nie potrwa dłużej niż ponad minutę, to nie będzie nic groźnego. Najwyżej ze zranionym językiem nie będzie mógł skosztować wieczornych ciast. Na szczęście po chwili ogier uspokoił się. - Co soso sie stało...? - wymamrotał, łapiąc się za głowę. - Ochh, boolii... - Proszę się nie martwić - uspakajałem. - Zaraz ktoś po pana przyjdzie. Dostał pan napadu padaczkowego. To normalnie, że boli pana głowa i nic pan nie pamięta. - Napad? Gsieee? W moim dmu? - podniósł się powoli, rozglądając na boki. - Aaaa, taki naapada. Nigdym nic takiego nie mioł... - Proszę nie wstawać, bo znowu pan osłabnie - położyłem kopyto na jego barku, blokując go. - Jeśli to pierwszy raz, to nie trzeba podawać żadnych leków. Napad może się zdarzyć raz w życiu i już nigdy nie powrócić... W tej chwili przyszli ratownicy i zabrali ogiera. Spojrzałem na Amy. W tej chwili zorientowałem się, że nie mam swojej laski. Pospiesznie po nią sięgnąłem, podpierając się nią. - No, to raczej już tak sztywno na tej Gali nie jest... - uśmiechnąłem się zmieszany, drapiąc tył głowy. - Ciekawe czy przyjdzie tu księżniczka. Stało się to tuż obok... W tej chwili spojrzałem na pielęgniarkę i odkryłem coś dziwnego. Odwróciłem się powoli i ostrożnie, i zobaczyłem, że tuż za mną stała biała alicorn z falującą grzywą. Pochyliłem głowę przed władczynią, patrząc na nią podekscytowany. - J-już wszystko w porządku, księżniczko. Tamtemu kucykowi nic nie będzie... Amy, pielęgniarka z którą pracuje, dotarła pierwsza do poszkodowanego - obróciłem się mruknąłem porozumiewawczo. Następnie spojrzałem na księżniczkę, czekając na to, co powie.
  12. (przepraszam, że lekką desynchronizację z księżniczkami) Moje uszy drgnęły. Obejrzałem się przez ramię, spoglądając na ogiera w garniturze, jak się zatacza. - Pijany, czy co? - szeptały między sobą kucyki. To raczej mało prawdopodobnie. Gdy oczy odjechały mu, święcąc samymi białkami, a następnie upadł, dostrzegłem tu problem neurologiczny. Mięśnie ogiera zacisnęły się. Dostał szczękościsku. Trząsł się, a krwawa piana spływała po jego policzkach. Rzucało nim jak porażony prądem. Zebrał się krąg zdezorientowanych gapiów. Niektórzy stali jak słup soli, a niektórzy biegali go strażników, aby zgłosić napad. Jednak najbardziej wnerwiały mnie kucyki, które stały nad ofiarą, przytrzymując ją na siłę oraz klepiąc po twarzy. - Co za bzdura! - krzyknąłem, jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Te kucyki nie wiedziały co robić. Jak nie wiesz jak pomóc, to lepiej nie pomagaj, bo tylko zaszkodzisz. Zerknąłem porozumiewawczo na Amy...
  13. Przywitałem się z księżniczkami. Zawsze w takich chwilach stres kuł mnie w serce ale... spokojnie, nie mogę ani na chwilę być rozkojarzony. Nie wolno zbytnio ulegać emocją. Trzeba myśleć. Spojrzałem głęboko w te błękitnokrwiste oczy. Ciekawy byłem tego, co w nich zobaczę, jednak Celestia odwróciła wzrok. W sumie, nie mogłem się gapić na nią w nieskończoność, przecież za mną stali inni goście. Być może jeszcze sobie z nią porozmawiam. Otrząsłem się z moich przemyśleń. Nie mogłem tak odpływać, gdyż w tej chwili towarzyszyłem klaczy. Powinienem się nią w pewnym sensie "zaopiekować". Tak więc znaleźliśmy się razem na pierwszym piętrze. Rozglądałem się pobieżnie i spojrzałem na nią pytająco. - No to jesteśmy. Mam nadzieje, że nie będzie sztywnej atmosfery. Jak Rainbow Dash wraz ze swoją paczką tu wpadną, to właściwie mamy to zapewnione - powiedziałem, przygryzając laskę, Cholera, co ja robię? Natychmiast odstawiłem ją od ust.
  14. (myślałem, że się wycofujesz Energy) Włos zjeżył mi się na karku, gdy tylko wyczułem za sobą czyjąś obecność. Odwróciłem się szybko. Dostrzegłem poznaną mi przed chwilą pelęgniareczkę. Wyglądała mi na trochę zziajaną. - O, tutaj jesteś! - zaśmiałem zmieszany, drapiąc tył głowy. - Wybacz. Zniknęłaś mi na chwilę. Myślałem, że chcesz może poszukać kogoś ze swojej rodziny lub przyjaciół - spojrzałem na nią badawczo, a następnie odsunęliśmy się z przejścia, gdzie napływały następnie fale kucyków. - Robi wrażenie? Prawda? - spytałem, rozglądając się po sali. Przed nami rozciągała się ogromna komnata z posadzką z perłowego marmuru. Długi, czerwony dywan ciągnął się aż na drugą stronę, prowadząc do szerokich schodów na czele z księżniczkami, które witały gości, jak to miały w zwyczaju.
  15. Dotarliśmy na miejsce. Nie dziwię się Amy, że tak podziwiała to miasto. W nocy zyskiwało swój mistyczny klimat, wymieszany z orzeźwiającym wiatrem. Światła z okien migotały jak gwiazdy z oddali. Ruszyłem kuśtykając, wraz z grupką eleganckich kucyków, którzy wymieniali się swoim doświadczeniami z poprzednich razów, co chwilę wybuchając śmiechem. Nigdy nie miałem okazji oglądać stolicy z tej perspektywy. Ale po chwili stwierdziłem, że pomimo jego blasku i przepychu, nie jest tym samym co spokojnie Ponyville. Jest zbyt duże. Jednak na jednorazową przygodę idealne. Wspinałem się po schodach, próbując, aby trwało to sprawniej. Podciągałem się pospiesznie na lasce, gdyż kucyki z tyłu wyglądały na zniecierpliwione. Tutaj było ich najwięcej. Wszyscy zbierali się tu z całej Equestrii i gnietli się pomimo szerokich stopni. Stałem kilka metrów przed gwardzistami, którzy czujnym okiem szukali jakichkolwiek niesubordynacji. Sięgnąłem do kieszonki mojego garnituru i wyciągnąłem bilet. Szybko podałem go strażnikowi, aż ten się trochę zdziwił. Przedarł go i zwrócił mi jego część, pozwalając iść dalej. - O w pytę. A niech to struna strzeli! - pomyślałem, gdy tylko znalazłem się w środku.
  16. - Jesteśmy pod Canterlot - wskazałem, gdy pociąg sunął sprawnie ku dworcowi. - Tak to jest. Przy rozmowie czas płynie szybciej, a przy miłej, to już w ogóle - zaśmiałem się pod nosem, patrząc na Amy. Wytarłem czoło. Im bliżej byliśmy, tym bardziej robiło mi się gorąco. - Spodziewasz się kogoś na Gali? Może znajomych, przyjaciół lub rodziny? Wiadomo, że w grupie będzie weselej. Na mnie niestety nikt nie czeka. Ostatnim razem jak tam byłem... to w całkiem innych okolicznościach - sięgnąłem po moją laskę, zaciskając lekko na niej chwyt.
  17. - Dobrze słyszeć, że nie będę jedynym świeżakiem. Amy, nie ma się czym przejmować. Często nie zauważamy swoich wad, tak samo zalet. Jestem pewien, że księżniczki mądrze zrobiły, zapraszając Ciebie. - uśmiechnąłem się, zerkając przez okno. Na rumieniącym się niebie zobaczyłem czarny kształt królewskiego zamku ze spływającymi jak srebrne nitki wodospadami. Mimo iż był jeszcze daleko, miałem wrażenie, że przybliżamy się bardzo szybko. Za niedługo będziemy. Ponownie zwróciłem wzrok na pielęgniareczkę. Wciąż przyglądała mi się w milczeniu. - Ciekawe, czy jest tam tak, jak mi opowiadali znajomi. A czy Ty masz jakieś specjalnie plany na ten wieczór? Co chciałaś zrobić na Gali? W końcu, nieczęsto dostaje się taką okazję.
  18. - Oj, no jako skąd? - usiadłem ostrożnie, wyciągając obolałą nogę. Odłożyłem laskę na bok. - Rose, pracujemy przecież w tym samym szpitalu. Na oddziale kilka razy się mijaliśmy. Nie uszłaś mojej uwagę - mrugnąłem do niej, przyglądając się jej uważnie moimi szarzejącymi oczami, co oznacza, że zbliżała się noc. - Ja nazywam Luciano Gold Rim, ale mów im Luci, od liceum traktuje to jak imię. Jak mniemam, ty także jedziesz na Galę Galopu? Pierwszy raz będę mieć okazje brać udział w czymś takim. Chętnie bym porozmawiał z księżniczkami na pewnie tematy. Fajnie będzie, zawsze jakaś przygoda. Chociaż ostatnio miewam ich aż nadto - zaśmiałem się zakłopotany, drapiąc tył głowy. Właściwie nie wiem dlaczego. Chyba trochę się denerwuje z okazji tego wyjazdu...
  19. Stanąłem w przejściu jak debil, nie wiedząc co robić. Przeszedłem parę kroków, podpierając się laską. Zerknąłem przez okienko i dostrzegłem w środku klacz o różowej grzywie, zielonych oczach, sierści w kolorze nieba oraz kokardką za uchem. Znałem ją z widzenia. Pracuje jako pielęgniarka w szpitalu, a nazywa się chyba... Amethyst... Rose? Wyglądała na zamyśloną. Widziałem powolne ruchy jej ust, które układały się w jakąś cichą melodię, jak sądziłem. Laską odsunąłem drzwi do przedziału i stanąłem w przejściu, uśmiechając się. - Witaj Rose - skinąłem głową. - Czy mogę zasiąść obok Ciebie?
  20. [125] bitów - A niech to struna strzeli! - Zerknąłem na zegarek w przedziale, który wskazywał północ. No właśnie, północ, a słońce świeciło jak byk. Całe szczęście, że wcześniej się nie sugerowałem nim. Jednak trzeba uważać na maszyny i to bardzo. Jadę pociągiem do Canterlot, na Galę Galopu. W przedziale siedzi wraz ze mną tajemniczy ogier, cały okryty płaszczem i z kapeluszem kładącym cień na jego oczy. Za każdym razem jak się ruszał, moje kopyto zaciskało się mocniej na lasce, którą się podpierałem. - Hmm, witaj blondasku... - mruknął, nachylając się ku mnie. Skrzywiłem się na jego wypowiedź. Blondasku? To nie mogło być normalne. Wstałem pospiesznie z siedzenia, ignorują dziwaka. Kulejąc, wyszedłem z przedziału.
  21. - Interesujące... - Obracałem kopertą, patrząc uważnie na znaczek i inne dane. Kąciki moich ust zaokrągliły się ku górze. Nawet bez otwierania mogłem się domyślić, co tam się znajduje. Wielka Gala Grand Galopu jest już tuż tuż, a ja dostaje wiadomość z Canterlot. Siadłem w kuchni przy małym stoliku, zerkając co jakiś czas na parujące garnki stojące na kuchence. Złamałem pieczęć królewską i tak jak przewidywałem, ujrzałem owy bilet. Czyżbym zdążył się już na tyle wysławić, że ktoś o mnie pomyślał, wysyłając mi zaproszenie? Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało, a właściwie cieszyłem się, że ktoś wziął mnie pod uwagę. Być może pomoc w oczyszczeniu Rainbow z zarzutów dało mi to honorowe miejsce. W końcu sprawa zagrażała Equestrii. Eh, stare czasy... no, tamten okres raczej nie należał do tych przysłowiowych "starych dobrych czasów". Gdyby zdobył sympatie księżniczek, mógłbym śpiewać na dworze królewskim jako bard... ee nie nie! To już, niestety, przeszłość... Z zamyśleń wyrwało mnie dzwonienie trzęsących się garnków. Szybko je zdjąłem z ognia i nalałem sobie rosołu. - Dobrze, że rano odkopałem "to" z moich piwnic. Ten kraj jest rozdarty, czuję to. Nigdy nic nie wiadomo... - pomyślałem i wychyliłem pierwszą łyżkę zupy.
  22. [Dom Luci'ego/150 bit] Czy można być przez cały czas neutralny i nie odpowiadać się po żadnej ze stron? Zawsze starałem się trzymać z dala od kłopotów, żyć spokojnie, ale nie nudno. Chciałem tylko umrzeć i zostać zapamiętany. Czasem jednak podjęcie decyzji jest nieuniknione... Ostatnio w powietrzu zacząłem węszyć jakieś niepokoje. Mam taki zmysł, pewnie odziedziczony po ojcu, który był kapitanem, a także dziadku i pradziadku... Jest to jedyna rzecz, jakiej racjonalnie nie potrafię wytłumaczyć. Po porostu wiem, jaki jest stan duszy mieszkańców, a on mówił mi, że ptaki już zbyt długo śpiewają na pokój. Ruchy oporu mogą wkrótce wyjść z ukrycia. - Sponyfikowani ludzie... - pomyślałem. Ogniste języki świec zamigotały, spływając w dół ciepłym światłem po przedmiocie w moich kopytach. - Nic się nie zestarzałeś... - mruknąłem, owijając podłużny przedmiot płótnem. Dobrze będzie go mieć przy sobie, na wypadek jakiś kłopotów...
  23. Wracałem z przychodni, po kilku godzinach przyjmowania pacjentów. Ma-sa-kra... Jednak nie ma sensu się tym przejmować, skoro już spełniłem swój obowiązek. Dyrcio raczej da mi spokój i nie będzie szaleć. Wstąpiłem wcześniej do domu, gdy sobie przypomniałem... Zapomniałem zrobić zakupy. Niech to struna strzeli! A głodny byłem nie na żarty. Postanowiłem udać się do jakiegoś lokalu. Zjem sobie coś, bo nie wytrzymam... ale zaraz. A cóż to? Przede mną znajdował się tablica, jeszcze świeża z królewską pieczęcią, czyli pewnie mogłem się spodziewać jakiegoś istotnego komunikatu. Albo po prostu kolejnych zakazów lub nakazów. No i nie myliłem się. Ciekawe. Zwłaszcza ten eliksir. Może z ciekawości lukne kiedyś na to okiem...
  24. Witam (ZAWIERAM SPOJLERY) No tak, trzeba w życiu być elastycznym, szczególnie jak ktoś ma zmienny charakter (baby! )... No ale od początku. Jakby przedstawić linią na wykresie fabułę tego ff, miałaby ona postać linii ostro startującej wzwyż, aby skupić maksimum uwagi na sobie. I rzeczywiście tak jest. Mimo iż schemat jest już mocno oklepany, historia jest przewidywalna nie licząc małych niespodzianek, a końcówka nie powala, to ogólnie odczuwałem komfort i suspens, jak się zawiązał na "kartach" Twej powieści. Ale dlaczego tak jest? Dobrą powieść można odróżnić od bardzo dobrej bohaterami, którzy są wyraziści, podobnie z resztą jak tutaj. Mamy tu do czynienia z dwiema postaciami w jednej. Ta "pierwsza", którą polubiłem, jest w stanie szybko zaskarbić sobie sympatie czytelnika, gdyż możemy wniknąć w głąb jej psychiki i wraz z nią odczuwać jej porażki oraz sukcesy. Dodatkowo pikanterii dodaje fakt, że "druga połówka" jest niebezpieczna i nieprzewidywalna, a na dodatek może się objawić w każdej chwili (na co cicho liczy czytelnik), robiąc naprawdę paskudne rzeczy innym kuckom. Nie wszyscy bohaterowie stojąc na równym poziomie, jednak osoba "Dominiki" jest godna uwagi. Szkoda tylko, że im dalej z fabułą, tym gorsza. Dominika "znika" i przestaje nią być, co sprawia, że obie bohaterki nie wyróżniają się już tak bardzo. (dziwnie to brzmi, ale trzeba przeczytać ff dla zrozumienia) I przez to fabuła traci istoty atut. Przyzwyczajamy się także do wątków, które się nie zmieniają. Fabuła gaśnie, jak wymierający płomień świecy. No ale przyjrzyjmy się temu bliżej. Patrząc tak na tekst, można łatwo zauważyć, że dialogów jest dużo. Właście są przez "cały czas". I już wiem, dlaczego nie wyniosłem żadnego obrazu miejsc z tego ff. Gdyż przestrzenie pomiędzy dialogami w 80% wypełniały przemyślenia bohaterów oraz... wyjaśnienia narrator. Nie no, trzeba je umieszczać, to jasne. No ale w tym konkretnym przypadku, jak narrator tłumaczył mi jakby był jakimś tumanem co czuje dana postać, gdy ja wiem co czuję dana postać, gdyż przed chwilą przeczytałem co powiedziała lub zrobiła, to robi mi się niesmak i to nie w ustach. No i guma nie pomaga. To nie daje miejsca na jakiekolwiek domysły. Nie bój się o nas! Czytelnik nie jest debilem (tylko w ekstremalnych przypadkach, ale to już jego problem). Nie obawiaj się dać mu jakieś znaki, symbole, wskazówki, domysły. I nie mówię, żeby to był jakiś kryminał, lecz takie elementy występują w każdym gatunku. Nie mówię, żebyś stawała się Dukajem, bo on wrzuca czytelnika od razu na głęboką wodę, ale zaufaj intelektowi Twoich odbiorców. Podsumujmy. (Na razie tylko fabuła ) Początek chwyta za serce.Tak, to trzeba przyznać. Jednak nie wystarczy chwyć. Uwagę trzeba także utrzymać do samego końca. Czasem pisarz musi być naprawdę srogim "skurwysynem" i wycisnąć serce tak, żeby przez palce przelała się krew. Musisz cały czas działać! Uwodzić, obiecywać, dawać znaki, lecz także nie zapominać o ich spełnianiu. No dobrze. Czas na stronę techniczną. Skoro dialogów jest tak dużo, to przyjrzyjmy się im. OK. A więc o co tu chodzi? Żeby napisać dobry dialog, czasem trzeba się naprawdę pomęczyć. Jak idzie za łatwo, to znaczy, że jest coś nie tak. Pierwszy dialog został napisany poprawie i mógłby wystąpić w normalnej książce, jakie figurują na półkach empika. Natomiast drugi pochodzi pod coś... podrzędnego. Różnią się podtekstem, a raczej brakiem jego w drugim dialogu, co jest błędem powszechnym u wszystkich, którzy piszą. W porządku, rozumiem, że na pierwszy rzut oka te dialogi nie wyglądają strasznie, jednak to tylko wycinek. Śledząc rozmowę jakiś postaci miałem wrażenie, że prowadzi ze sobą konwersacje jedna osoba, która się sprzecza w duchu i wymienia informacje. (rozmawia ze sobą?) Postacie przy dialogach nie mają także charakterystycznego akcentu (jak u Aj, Rarity i innych kucyków z mlp). Każdy z nas ma inną wymowę, swoje powiedzonka itd. Proszę tylko nie przesadzić, żeby naglę nie zagościł tu bełkot. Dialog w książce ma tylko imitować prawdziwą rozmowę. Co jeszcze, co jeszcze? Ano narrator. Oprócz tego, że czasem zachowuje się jak pani w przedszkolu, która cierpliwie wszystko dziecku tłumaczy, ma swój głos i momentami zwraca się bezpośrednio do czytelnika. To było nawet dobre, gdyż sprawiało wrażenia słuchanej przy ognisku historii. Dzięki niemu między innymi udało Ci się zawiązać suspens na początku. Jednak w późniejszych rozdziałach narrator zdawał się dostawać chrypki i nie miał siły poświęcić czasu na powiedzenie czegoś o miejscu akcji. Tekst stawał się coraz bardziej lakoniczny i przyspieszał jak z górki ku końcowi. No i ta kiepska końcówka. Pokonanie Discorda jakieś takie mizerne. Zajęło im to pół strony. Wszystko zapieprzało jak formuła 1, aby tylko się zakończyć (a my przecież dobrze wiemy, że to nie koniec). Trzeba zjechać do boksu, jednak bez pośpiechu i się przygotować na kolejną część. Myślę, że Twoi widzowie wciąż pamiętają i tylko czekają na początek 2 części. Doszukiwałem się literówek i zjedzonych końcówek. (cieka ile jest ich w tym poście?) Jest możliwość, aby wycisnąć z tego teksu więcej, pod względem techniczno-warsztatowym. Przede wszystkim nie używać łańcuszków przymiotników, scalać zdania, gdy jest zbyt dużo pojedynczych, używać zróżnicowanych zdań, pod względem długości, a także budowy (np: lewo i prawostronne zdania), nie komentować tego, co się pisze wcześniej, eksponować najważniejszą część zdania na końcu tegoż zdania... bla bla bla tego jest ogrom! W każdym razie już końcowym słowem, jestem zaskoczony, że tak mnie ten ff wciągnął i szczerze Ci z tego powodu gratuluje. Ff jednak jest warty przeczyta. Polecam i pozdrawiam. Grento
  25. No tak, a teraz czas na nudną pogawędkę. Dyrektor wstał ze swojego miejsca i jakby nad czymś myślał, gdyż wlepił skupiony wzrok w podłogę. Po chwili się odezwał: - Nie będę ci przecież tłumaczyć jakiś podstawowych pojęć, chyba nie jesteś debilem. Studiowałeś, zrobiłeś specjalizację i krążą o tobie plotki, że jesteś wyjątkowy. Zobaczymy jak bardzo - powiedział z tajemniczym uśmieszkiem, co mnie nie pocieszało. Postanowiłem przyjąć pokerową twarz. Wyciągnął z teczki jakieś papiery i mi je przekazał. - Lecz najpierw... - zrobił pauzę. Chyba już wiem co chciał mi powiedzieć. O nie! Tylko nie to... - lecy najpierw przychodnia. A potem powiedz mi co myślisz na temat tego przypadku, który Ci podałem. Jak jutro tu wrócisz, to mi opowiesz. A przychodnia będzie taką rozgrzeweczką. Wstałem bez słowa. Wychodząc, zerknąłem za siebie, jak akurat wyciągał z szuflady te swoje autka i figurki żołnierzyków. - Mogę się przejechać? - spytałem z powagą. Dyrektor się roześmiał i zaklaskał w kopyta na chwiejnym fotelu. - Jak nie to nie - wzruszyłem ramionami. - Dobrej zabawy. Dyrektor zachichotał pod nosem i odparł: - Brum-brum! Spadaj! I zamknąłem drzwi, wchodząc następnie do windy z jedną z pielęgniarek, której widocznie humor dopisywał. Być może nie uwierzycie, ale takie kucyki się zdarzają, na takich stanowiskach. Dyrcio jest trochę walnięty, ale w sumie czy ja aby też trochę nie jestem? Dojechałem na parter, aby przejść do przechodni. Sprawdzając godzinę zauważyłem, że już za chwilę powinienem przyjmować. A niech to piekło pochłonie! Tyle kucyków w kolejne, a ja jestem jeszcze po nocnym dyżurze. Jestem zmęczony, przepocony i brudny! Jednak nauczony doświadczeniem teraz już wiem, że to i tak lepsze, niż bycie ściganym przez najemnych psycholi. Ogarnąłem trochę gabinet, aby przyjąć pierwszego pacjenta. Po chwili wkroczył pierwszy z nich, a właściwie dwójka. Jeden to ogier gdzieś około trzydziestki, czyli w moim wieku, ale jego, jak mniemam, dziewczyna, wyglądała jeszcze na licealistkę. Albo i gimnazjum. - Och panie doktooorze! - zajęczała sodko, nerwowo oddychając. Wzięła głęboki wdech. - Mój misiek zasłabł - wskazała na brązowego ogiera, który coś mamrotał niezrozumiałego pod nosem. Patrzyłem na nich chwilę, a następnie przytaknąłem żywo. - Aha. Proszę sobie usiąść - wskazałem na łóżko przykryte zielonym prześcieradłem. Ja natomiast usiadłem naprzeciwko przyglądając się im. Ehh, rozszerzone źrenice u obojga, sińce na zgięciach kopyt, a najważniejsze było... no dobra. Może najpierw zbiorę wywiad. - On nigdy nie mdleje! To pierwszy raz. - Uprzedziła mnie turkusowa klacz. Głęboki wdech. - Ale teraz jakoś tak się stało - ponownie. Zaraz dostanie jakieś hiperwentylacji! - I boję się, że to przeze mnie zasłabł - odparła, a następnie zerknęła na niego i dodał cichszym tonem. - Uprawialiśmy seks. Byłam ostra. - puściła do mnie oczko. Moje usta zacisnęły się w cienką linie, ale nie byłem zaskoczony ich wcześniejszymi przeżyciami. Jednak zauważyłem coś jeszcze. - No dobrze... koledze tutaj radzę wyrzucić "wszystko, co ma", albo dać mi do skonfiskowania i nie próbować więcej podduszania, a tobie - zwróciłem się do niej. Ta otworzyła szeroko, jakby się bała, że zaraz usłyszy wieści o jakiś śmiertelnej chorobie. - Wracaj do szkoły, dziedzino. - Ale ja nie jestem żadną uczennicą! Wiem, że młodo wyglądam i w ogóle, ale przez przesady! Och panie doktooorze! - zarumieniła się, poprawiając swą prostą grzywę. - Masz ściągę na kopycie. Jesteś na promedzie - mrugnąłem do niej. Ta popatrzyła we wskazane miejsce przestraszona. - Lepiej stąd idźcie, zanim mi przyjdzie do głowy wezwać policję - przechyliłem głowę i uśmiechnąłem się słodko. - To jak? Dziewczyna fuknęła coś pod nosem. Jej chłopak, a raczej już były, zsunął się z łóżka i poszurał leniwie nogami. I dobrze. Miałem już trochę dosyć tej dziewczyny. Jakoś mnie denerwowała, a w dodatku przypominała mi taką jedną szaloną nimfomankę, która także nie jest normalna. Chyba przyciągam takich jak magnez. Powie mi ktoś, dlaczego się tak dzieje?
×
×
  • Utwórz nowe...