-
Zawartość
2929 -
Rejestracja
Wszystko napisane przez Draco Brae
-
Ogier przysiadł, obserwował otoczenie. - Hm... więc, po co mnie tu zaciągnęłaś? - spytał niepewnie. - Czyżby chodziło o Dark..?
-
- Nie martw się, spotkamy się jeszcze - odparła cicho i wróciła do podziwiania życia miejskiego. Reira, gdy tylko dostrzegła Cię z inną klaczą, a potem krzyżującego z nią wzrok, sama odwróciła łeb. Cameron się tylko podrapał w głowę. - Siemasz... - jego głos nie był przepity jak się spodziewałeś...
-
- D-dobrze - odparł krótko i wyszedł z domu. Stał obok Ciebie trochę niepewnie. - Um... prowadź...
-
Lyriel się cicho zaśmiała, a potem odwróciła i spojrzała Ci w oczy. Znów widziałeś spokój na jej wyrazie pyska. - Nie boisz się ciężkiej pracy? - spytała, ale nie czekała na odpowiedź. - Zapraszam do siebie. Mam mały domek na wsi. Gdzieś za sobą usłyszałeś jeszcze głos Camerona i Reiry...
-
Ogier mimo wszystko zaczerwienił się. Przełknął głośno ślinę. Zrobił krok do przodu i znów się zatrzymał. - Ale... gdzie i po co? - spytał zdziwiony.
-
Na te słowa Deth spojrzał na Ciebie. Wywalił oczy jak jak tylko mógł. - M-m-my na s-sp-spacer?! - spytał z lekkim dreszczem w głosie i cofnął się lekko do tyłu.
-
Lyriel nie odwracając głowy od widoku cicho westchnęła. - Uh, witaj. Samopoczucie jest znośne, pomimo iż hałas trochę mi w nocy przeszkadzał. A Ty? Jak się dziś miewasz? Dave z Markiem coraz goręcej dyskutowali, albo raczej już się kłócili...
-
- W taki sposób niczego nie rozwiążesz... - odparła Moon. - Ja tu zostanę i przeszukam Twój pokój. - Oho, co to, to nie - odparła Morning i wyleciała przez okno razem z Moon. Zostałaś sama. Mogłaś spokojnie ruszyć do Deth'a. Spacer, w którym czułaś żądzę zemsty był krótki. Nawet nie zauważyłaś jak szybko znalazłaś się pod domem smoczego rodzeństwa. Zapukałaś. Drzwi otworzył Deth i od razu zaczął uciekać wzrokiem... - Um... hej...
-
Długo czekać nie musiałeś, wiele pegazów poderwało się do ucieczki. Szalonej ucieczki, bo potrąciło Cię kilku z nich. Przewróciłeś się i podniosłeś dopiero po chwili, gdy już nikt nie pędził. Znów byłeś sam w białym korytarzu. Za sobą miałeś pokój, w którym was trzymali, a przed sobą rozdroże...
-
Już miałaś wychodzić, gdy do pokoju wpadła Moon. - Gdzie to schowałaś. Cokolwiek miałaś... Mów! Zaraz za nią dołączyła Morning. - Przepraszam, nie potrafiłam jej na dłużej zatrzymać...
-
Właśnie ten ogier... zapomniałem jak ma na imię xD... Czas przekopać parę stron ^^... __________________________________________________________________ Gdy wyszedłeś z windy od razu jakiś ogier zaprowadził Cię na zewnątrz. Rozejrzałeś się w nadziei, że nie jesteś tu sam. I faktycznie nie byłeś. Dave gorąco dyskutował z Markiem, Tisa rozmawiała z bordowym ogierem odzianym w białą skórę i długich prostych czarnych włosach, gdzieś z boku stała jeszcze Lyriel. Ona obserwowała wybudzone ze snu miasto. Na Twoje szczęście, nie było jeszcze nigdzie Riki i Rizy.
-
Moon oczywiście nie chciała dać za wygraną, gdy już miała Cię dopaść, Morning stanęła jej na drodze. - Tajemnica to tajemnica - rzuciła krótko. Rozumowanie Twojej dziewczyny było czasem dziwne... ona sama była dziwna... Wykorzystując tę chwilę wpadłaś do domu...
-
Emm... nie ogarniam... Tylko Key jest w klatce czy jak... ______________________________________________________ Rozejrzałem się po wszystkich, którzy mnie otaczali. Moją uwagę w szczególności przykuła łania... - Jesteś cała? - spytałem retorycznie, ale z uśmiechem. - Szkoda tylko, że w niewoli... jak wszyscy tutaj... Ma ktoś wiedzę, jaki czeka nas los? Spytałem, choć nie liczyłem na odpowiedź... Zastanawiało mnie również czy mnie widzą, czy też gapią się z zaciekawieniem co wyprawia łania. Nie chciało mi się wstawać...
-
- Panowie - zacząłem korzystając z chwili przerwy jaką zrobili - ja nie znam was, wy mnie... Może każdy rozejdzie się w swoją stronę? Jedyną słuszną linią obrony był ostrożny atak. Nie byli mistrzami fechtunku, ale wciąż byli zabójcami. Wiele się o nich uczyłem... dużo umiejętności, niewiele siły. Ja również nie jestem zbyt silny, ale może ich przewyższę..?
-
Jak tylko wyszedłeś z mieczem, pnącza oszalały. Te które kogoś schwytały unosiły się lekko w powietrzu, jednak te wolne, stały się bardziej agresywne. - N-nie - odparła Twi. - Przyjrzyj się co się dzieje w oddali. Wytężyłeś wzrok i spostrzegłeś jak wszystko zamienia się w kamień. To "szło" prosto z Evefree. - Ci którzy się zorientowali, zdołali już uciec. Jeśli nie chcemy być spetryfikowani, powinniśmy brać kopyta za pas. Na te słowa Derpy zasalutowała i zaczęła lecieć blisko przy ziemi w stronę przeciwną do fali petryfikacji i pnącz. Twi zrobiła to samo...
-
Stan pogrążył się w chwilowej zadumie. - Mamy pół godziny do odjazdu, więc pewno powoli się zbierają już na dole. Wspominałem, że wszyscy artyści jadą jednym wagonem? Po tych słowach wytargał Twoją walizkę na korytarz i zabrał się za obie gitary... Walizkę przechwycił kuc z hotelowej obsługi...
-
Young mother? rotfl... Hope no... PS. "wyszłam do szpitala, do domu"? DaFraQ? ____________________________________________________ Moon nie odpuszczała, dogoniła Cię parę metrów po wyjściu ze szpitala. Morning zagrodziła Ci drogę. - Co tam masz?! - ryknęła do Ciebie Moon. - T-też wolałabym wiedzieć... - dodała Morning.
-
Huh, ja to w sumie mam z tym wesoło... Rodzice - nie zwracają uwagi na to, cieszą się nawet, że nie szwendam się nie wiadomo gdzie. Brat - któregoś razu widział jak oglądałem jakiś odcinek to usłyszałem "ja pi....." i koniec tematu z jego strony ^^. Koledzy - do tej pory myślą, że ja sobie z nich jaja robię. Może i lepiej, bo to tacy którzy lubią się ze wszystkiego i z każdego nabijać... Koleżanki - te nawet nie wiedzą, bo ich IQ jest tak wysokie jak ich szpilki. Przyjaciele - trochę śmiechu było, ale nie zwracają na to uwagi.
-
Teraz już nie było czasu na myślenie. Pozostała jedynie chęć przeżycia. Umiejętności walki bronią krótką są teraz moim kluczem do sięgnięcia po życie... Desperacka defensywa? Bezsens. Zwyczajnie trzeba będzie parować i odpychać ich jakkolwiek się da... Trzech zabójców... tu potrzeby będzie cud.
-
- A no już - odparł Stan. - Gitary czekają na Ciebie w Ponyville. Będzie tam jeszcze jedna oprócz tych trzech. Jeśli jesteś gotowy zejdź na dół, ja się zajmę walizką, gitarami i wzmacniaczem - odparł z westchnięciem. - Większość ekipy już zapewne jest na dole - z tymi słowami zabrał się za walizkę i nagle przestał. - Aaa, zapomniałbym. Potrzebujesz czegoś na drogę albo coś?
-
Gdy tylko otworzyłeś drzwi wilk prysnął w przeciwną stronę od lasu. Uciekał z Ponyville. Wybiegłeś jedynie przed bibliotekę i spojrzałeś w stronę Everfree. Ogromny słup ciemnofioletowego światła z okolic zamku rozcinał niebo. Na dodatek pnącza, które niedawno chciały Cię zatrzymać w Everfree panoszyły się teraz w miasteczku. Chwytały co się dało. W Ponyville panowała panika. Zaintrygowane tymi odgłosami klacze dołączyły do Ciebie. - Oo o... Kłopoty - mruknęła Derpy. - Dobra... teraz nie wiem co się dzieje - dodała Twi.
-
Twój chichot był na tyle dziwny, że Moon jeszcze bardziej się zainteresowała tym co ukradłaś. Momentalnie do Ciebie doskoczyła. - Co masz w pysku? - warknęła. Morning natomiast spokojnie podreptała do was...
-
Twilight zamyśliła się, te chwilę wykorzystała Derpy... - Brzmi fajnie... ale nic z tego nie rozumiem - znów odparła ze swoim rozbrajającym uśmiechem. - Um... - zaczęła Twi. - Obawiam się, że trzeba będzie go zapieczętować i znaleźć pozostałe... Bo nie sądzę by był tylko jeden... Dalszą wypowiedź Twi, przerwał Timber. Poruszył się nie spokojnie, zawył i zaczął drapać w drzwi...
-
Oj przyda się... A Tobie chodziło o pieszczochy czy karwasze? Nie wspominam już nic o łańcuchach, ćwiekach czy obroży... Make-up to swoją drogą derp. _______________________________________________________________________ W szafie prezentowała się elegancka czarna skóra z krwisto czerwonym napisem "Blast". Bez wahania przymierzyłeś. Pasowała jak ulał. W szufladach były karwasze, pieszczochy, łańcuchy i jedna obroża. Wszystko ponabijane ćwiekami, motywami czaszek i krzyży... Znalazłeś również okulary, lecz gdy tylko ich dotknąłeś przypomniały Ci się słowa Lyriel... "Szczeniak". Mimo wszystko schowałeś je do kieszeni... Była w niej jeszcze karta, od Marka. Jeśli to czytasz, to wiedz, że się cieszę. Znaczy to, że zajrzałeś do tej szafy i wziąłeś tą skórę. Kosztowała nie mało, ale musisz w niej wyglądać świetnie... hehe... Reszta Twoich rzeczy wciąż spoczywała w walizce, której nawet nie rozpakowałeś. A gitary? Stały oparte o ściany, tak jak je zostawiłeś... Ty również stałeś... rozglądałeś się po pokoju i zastanawiałeś jak wiele się zmieniło przez te kilka dni. Dalsze rozmyślenia przerwało pukanie. Odwróciłeś się w stronę drzwi, stał w nich Stan. - Dzień dobry Ren. Gotowy? Bo za około pół godziny jedziemy...
-
Przeleciałaś przez literę C i dopadłaś to co chciałaś. Pech chciał, że potrąciłaś inny pojemniczek i go stłukłaś. Problem... rozwiązaniem była szybka ucieczka z buteleczką w pysku. Po chwili galopu byłaś przy opiekunie i swojej dziewczynie... Obie były zdziwione tym co miałaś w pysku, lecz chyba nie widziały co dokładnie wzięłaś... - Co tam masz - spytała podejrzliwie Moon. Morning spojrzała na Ciebie badawczo, również musiała być bardzo ciekawa.