-
Zawartość
406 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Geralt of Poland
-
Widząc jego potężną sylwetkę mimowolnie poczułem się o połowę mniejszy. Cóż, widziałem w życiu wielu karczmarzy, ale żadnego wyglądającego tak, jakby zabawiał się siłowaniem na rękę ze smokami. - Witajcie gospodarzu. Noclegu szukam, na jedną noc. I jeszcze jedno. Nie wiadomo wam czasem o jakowymś zbóju-czarowniku, który ponoć grasuje wokół miasta, kryje się w lasach, napada ludzi i mroczne czary odprawia?- Dla solidnej zachęty wyjąłem z sakiewki i położyłem na blacie pięciokoronówkę.
-
S.T.A.L.K.E.R. - Coś za coś [NZ][Crossover][Dark][Gore][Sci-Fi]
temat napisał nowy post w [+18] My Little Necronomicon
Czyżby inspiracja tytułem rozdziału "Idiota" w "Ołowianym świcie"? Opowiadanie klimatyczne, krótkie i przyjemne, ale przyczepię się trochę do literówek, których kilka naliczyłem.- 15 odpowiedzi
-
- [Crossover]
- [Dark]
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Oto mija dziś okrągła trzymiesięczna rocznica (miesięcznica?) mojej bytności na forum.
-
- Wadzi nam tym, że żyje i pośród prawych ludzi bezczelnie chodzi. Podlec czary diabelne odprawia, na cześć złych duchów ofiary składa. Ressrov mu na imię. - Mówię ci - powiedział zniecierpliwionym głosem - że składał ofiary. Jak myślisz? Z kotów? Zastanowiłem się. Zdarzyło mi się wielokroć słyszeć o różnego rodzaju czarnoksiężnikach, kultystach i innych popaprańcach, zajmujących się podobnymi rytuałami, choć jeszcze żadnego nie spotkałem. Nie lubiłem robić za najemnego zbira zabijającego dla czyjejś prywaty, ale jeśli ginęli niewinni ludzie... Cóż, wyglądało na to, że to właściwa robota dla mnie. - W porządku, zgadzam się- powiedziałem mojemu zleceniodawcy.- Ale najpierw muszę się dowiedzieć jak najwięcej: kim dokładnie jest, co potrafi i gdzie można go znaleźć. - Włada mieczem niczym artysta, a zagnieździł się za miastem, na południu, w swojej parszywej grocie, gdzie odprawia bezbożne rytuały. To dzień drogi stąd. Zaręczam cię, ze nie tylko zarobisz, ale i światu się przysłużysz. - Zaręczam wam, że ja też nie noszę miecza dla robienia wrażenia na dziewkach.- powiedziałem, zgodnie zresztą z prawdą.- Pytanie tylko, dlaczego nie zwróciliście się z tym do straży miejskich? Bądź co bądź w stolicy jesteśmy, władze królewskie niechętnie by raczej patrzyły na takiego zbira, który siedzi w jaskini i ludzi morduje. - Władz... Dupa, nie władza!- wybuchnął.- Straż miejska i wojsko to kuciapy, ledwo potrafiące założyć onuce. Dobrzy są, jeśli chodzi o palenie, gwałcenie i mordowanie, ale jeśli trzeba zająć się czymś bardziej skomplikowanym, to szukajcie chętnych! Krew mnie zalewa, gdy pomyślę o tych łachudrach. - Tak, jak ja to znam...- Mruknąłem pod nosem.- Gdyby straże miejskie umiały robić co do nich należy, pewnie już dawno bym na żebry poszedł... No dobrze, panie, powiedzcie mi, jak trafić do jego kryjówki, jutro się tam na zwiad wybiorę. W międzyczasie ludzi popytam, może kto coś wie. Jeszcze jedno tylko... jak was, panie, zwać? Nie ze wścibstwa pytam, po prostu lubię wiedzieć, z kim robię interesy. - Możesz mnie nazywać... Przyjacielem. Cóż, niewiele mi to mówiło, ale przyzwyczaiłem się już do podobnych "pseudonimów" przy tego rodzaju zleceniach. - Mi mówcie Paulus. Po prostu Paulus. - Nie lubiłem przedstawiać się obcym swoim imieniem, poprzestając zwykle na nazwisku. - Dobrze, Paulusie. Jakich informacji potrzebujesz? - Tak jak mówiłem, chcę wiedzieć, jak dostać się do kryjówki owego zbója. Rozumiecie, chciałbym na początek rozejrzeć się nieco w sytuacji. Jeśli macie jakieś inne informacje, jak wygląda, gdzie i od jak dawna napada ludzi, wszystko może mi się przydać. Rozumiecie, jeśli się da chcę wiedzieć więcej, niż zwykłe karczemne plotki. - Wiem tylko, gdzie ma swoje leże.- odrzekł.- Jedź na południe, do wsi Aryuik. Tam wejdź w lasy gęste, na wschód od wioski. W głębi lasów jest pieczara, tam się czarownik ukrywa. Raz prawie udało mi się go dopaść... ale zabił moich najemników. Jak wygląda, powiadasz? Jak czort. Rozpoznasz go od razu. - W porządku, wyruszę z samego rana. A jeślibym tego czarownika zabił, gdzie będę mógł was znaleźć, żeby odebrać nagrodę? - Na wschód od Tretogoru jest mieścina o nazwie Estat. Mieszkam nieopodal tego miasteczka, na północy obok wielkiego jeziora. Tam mnie szukajcie. - Powodzenia zatem, Paulusie. Życzę ci szczęścia i wielu zwycięstw. Nieznajomy dopił wino z lampki i wyszedł z gospody. Tuż po jego wyjściu również wstałem, po czym wróciłem do swojego stolika. Na szczęście wyglądało na to, że podczas mojej rozmowy z tajemniczym "Przyjacielem" nikt nie postanowił połakomić się na moje bagaże. Zarzuciłem na plecy miecz, przez ramię przerzuciłem podróżną torbę i drugą, większą, w której podczas podróży nosiłem swoją lekką kolczugę. Udałem się w stronę szynkwasu, by zapytać karczmarza o izbę na nocleg.
-
Lekka wtopa, bo jego nazwisko jest napisane na zdjęciu. Paul von Hindenburg.
-
Michał Korybut Wiśniowiecki?
-
Patrzyłem, jak po skończonej walce życie w karczmie wraca powoli do poprzedniego stanu. Wnosząc ze strzępków okrzyków i rozmów, w wyniku zakładów co najmniej parę mieszków zmieniło właściciela. 500 koron... Cholera, ponad dziesięć razy tyle, ile miałem w tej chwili przy sobie. Na oreny to będzie jakieś 3000, na dukaty... Aż tyle się nie spodziewałem... Wiedziałem, że przy takiej sumie musi być jakiś haczyk. Zawsze był. Ale w takiej sytuacji nie mogłem po prostu sobie wstać i wyjść, nie pozwalała mi na to zarówno wizja sporego, pękatego mieszka, jak i czysta, wrodzona ciekawość, co z tego wszystkiego wyniknie. Ponownie łyknąłem wina dla ułożenia myśli. - Powiedzmy, że zdarza mi się... Ale przede wszystkim muszę wiedzieć, rozumiecie, o co dokładniej idzie. Zwłaszcza, jeśli mówicie o jakimś czarowniku. Wybaczcie, ale w ciemno nie biorę żadnych zleceń, tym bardziej polowań na bandytów. Co to za jeden i czym wam dokładnie wadzi?
-
Ponownie zamyśliłem się na chwilę. Wyglądało na to, że wieczór może być bardziej owocny, niż się spodziewałem... Chociaż do tajemniczego osobnika nadal nie miałem krzty zaufania. Przez moment biłem się z myślami, ale ostatecznie wygrała ciekawość i wizja zarobku. I to sporego, patrząc na wygląd jegomościa. Poza tym w sumie zawsze mógłbym się nie zgodzić... - Co to za praca?- spytałem krótko. W rozmowach o interesach lubiłem przechodzić od razu do konkretów.- Ostrzegam tylko, że jeśli chcieliście nająć sobie zbira do pierwszej lepszej brudnej roboty, to trafiliście źle.
-
Wziąłem w dłoń butelkę i przez chwilę wpatrywałem się w nią, starając się ułożyć myśli w głowie. Cóż, w kwestii gawiedzi trudno było nie przyznać mu racji, patrząc na kłębiący się na środku sali tłum, rozbrzmiewający coraz to bardziej niewybrednymi okrzykami i wyzwiskami. Musiałem też przyznać, że uwaga na temat wyższych sfer mile mnie połechtała. W końcu ośmieliłem się pociągnąć łyk wina, co wyrwało mnie z milczącego zamyślenia. Pochyliłem się nad stołem, patrząc w twarz tajemniczego osobnika, siłą pokonując odruch ucieczki wzrokiem od jego przeszywających oczu. - A wy, panie, kim jesteście?- spytałem bez ogródek.- Trochę już w życiu zobaczyłem, ale nieczęsto widuje się wśród chlejącej, barbarzyńskiej hołoty persony w złotych łańcuchach. Co jak co, ale na zdrożonego kupca mi nie wyglądacie.
-
Powoli, ostrożnie usiadłem na krześle, cały czas zerkając to na bijatykę, to na odzianego w czerń osobnika. Cały błogi nastrój towarzyszący mi na początku wieczora całkowicie uleciał. Wiedziałem, że po takich podejrzanych typach, noszących złote łańcuchy i sygnety, a mimo to przesiadujących wieczorami w skromnych karczemkach, nie można się spodziewać nic dobrego. Starałem się zachować pozory spokoju, jednak siedziałem spięty, gotów w każdej chwili dobyć sztyletu, który przezornie nosiłem zawsze ukryty w cholewie buta. Jednocześnie uważnie wypatrywałem u "czarnego" ukrytej broni. Miałem nadzieję wyjść z sytuacji pokojowo, jednak w razie ostateczności wolałem wiedzieć, na czym stoję.
-
"Cholera, jak mogłem go wcześniej nie zauważyć?"- pomyślałem na widok osobnika, który widocznie odcinał się od wypełniającej salę ciżby. Ech, nie lubię takich dziwaków, oj nie lubię... Jednak w tym spojrzeniu było coś... Nie wiedzieć czemu wstałem od stolika i wśród wrzasku kibicującej bitce gawiedzi zacząłem przeciskać się w stronę jegomościa w czerni. Uważałem jednocześnie na kufle, stołki i inne przedmioty, które zwykły latać w powietrzu podczas karczemnych burd i lada chwila mogły zacząć to robić, gdyż z dobiegających z okolicy stołu dźwięków wynikało, że walka coraz bardziej się rozkręca.
-
To nie testosteron, to choroba popromienna. Medyk! Śnieg nie chce u mnie padać!
-
Raczej nie nadaję się na stałe pisanie publicystyki (co nie znaczy, że już nigdy nie przyślę czegoś "gościnnie", tak jak mojej recenzji książki), ale zastanowię się nad zgłoszeniem na korektora.
-
Cóż, podobno każda okazja na (jakąkolwiek) imprezę jest dobra.
-
Uśmiechnąłem się tylko i bez słowa podsunąłem do napełnienia w połowie opróżniony już kufel, taksując jednocześnie wzrokiem dziewkę, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na wiadomych walorach. Była całkiem ładna i chętnie spędziłbym z nią parę chwil sam na sam, ale chwilowo zależało mi wyłącznie na napełnieniu brzucha, pozostawiając na później "duchowe przyjemności". Po wielodniowej podróży i noclegach spędzonych w podrzędnych przydrożnych karczemkach chciałem nacieszyć się porządnym jadłem, ciepłem z kominka i szumiącym dookoła ludzkim gwarem. Jednocześnie rozglądałem się wśród gości szukając kogoś, kto mógłby zaoferować mi godziwą robotę, jak chociażby zamożniejsi kupcy, szukający ochrony na kolejną daleką podróż. Jednak wyglądało na to, że tego wieczoru do gospody zeszli się głównie miejscowi. "Cóż, mam czas."- pomyślałem, biorąc kolejny łyk chłodnego piwa i rozpierając się wygodnie na krześle.
-
Jakie wrażenia? cóż, myślę, że odcinek był naprawdę dobry, a nawet zaskakująco dobry, patrząc na wszystkie obawy, jakie się pojawiały przed premierą. Jak dla mnie akcja trochę zbyt szybko biegła do przodu, ale cóż, limit czasowy robi swoje. Dlatego też cieszę się, że nie dali żadnego zapychacza w formie piosenki. Jeśli chodzi o wspomniane zmiany w grafice serialu to na początku trochę trudno było mi się do tego przyzwyczaić, ale myślę, że to dobre posunięcie ze strony twórców. Co do Discorda, to na pewno pozytywnie zaskoczeni są ci, którzy narzekali na jego nawrócenie- w tym odcinku wypadł po prostu świetnie, taki, jaki być powinien. No i cieszy mnie wprowadzenie dłuższego wątku fabularnego, czyli tajemniczej skrzyneczki. Podsumowując: odcinek jako wstęp do 4 sezonu zaskoczył mnie bardzo pozytywnie i jeśli pozostałe odcinki będą trzymały co najmniej tak samo wysoki poziom, to nie ma się czego obawiać.
-
Siemion Budionny.
-
To bij z noża\kolby. Medyk! Czekam aż ukaże się początek 4 sezonu z napisami i nie mogę się doczekać!
-
Również serdecznie witam w siedzibie zła, trolli i spamerów na naszym zacnym forum! Pytanie ode mnie: jakie konkretnie są twoje ulubione gry? Brohoof i dobrej zabawy życzę.
-
Ech, przegapiłem premierę 4 sezonu. No nic, poczekam, aż jakaś dobra duszyczka wrzuci wersję z napisami.
- Pokaż poprzednie komentarze [4 więcej]
-
Dołączam się również do naszego zacnego grona. Prąd wyłączyli, mendy jedne. Zresztą, lepiej poczekać na napisy, bo ja i tak mało co bym z tego zrozumiała - mój angielski leży.
-
Kranówa, w sporych ilościach herbata: czarna (2 łyżeczki cukru), zielona, albo mocno słodzona miętowa. Czasami sypana kawa z mlekiem i cukrem.
-
Uniwersum: WEDŹMIN POSTAĆ: Imię i nazwisko: Roger Paulus. Przedstawia się imieniem bądź nazwiskiem, używając ich zamiennie. Rasa: Człowiek. Płeć: Mężczyzna Wygląd: Średniego wzrostu, dość szczupły, choć umięśniony. Ma pociągłą twarz, ciemnobrązowe oczy, czarne włosy przystrzyżone na jeża, kilkudniowy zarost. Na lewym policzku ma starą bliznę, biegnącą od kącika ust aż do ucha. Charakter: Typ samotnika, raczej stroniący od nadmiernego kontaktu z innymi, gdy nie jest to potrzebne. Stara się być chłodny i opanowany, jednak gdy coś już go zdenerwuje potrafi wybuchnąć gniewem. Choć jest najemnikiem, to nie jest typem agresywnego rębajły, poza polem bitwy i gdy praca tego nie wymaga stara się unikać rozlewu krwi i przemocy, gdy nie jest to konieczne, próbuje się też nie pakować bez potrzeby w burdy, awantury i bijatyki, choć z różnym skutkiem. Stara się mieć dystans do siebie i świata, żyjąc chwilą bieżącą i nie robiąc planów na przyszłość. Czasem jednak, mimo wszystko, odzywa się w nim dusza "błędnego rycerza" i staranie by za wszelką cenę nieść swoją pomoc potrzebującym, co niejednokrotnie wpakowało go w tarapaty. Ekwipunek: Jako wędrowny najemnik nie posiada majątku poza tym, co ma przy sobie. Normalnie ubrany jest w lekką skórzaną kurtkę brązowego koloru, skórzane spodnie i wysokie buty. Do walki zakłada kolczugę z nałokietnikami oraz nakolanniki i nagolenniki. Jego broń stanowi półtoraręczny miecz i zatknięty za cholewę buta sztylet. W przytroczonej do pasa podróżnej sakwie ma najpotrzebniejsze drobiazgi, jak krzesiwo, bandaże, igła i nici (do szycia zarówno ekwipunku jak i ran), trochę leczniczych ziół, paczuszka suszonego mięsa, manierka wody i flaszka krasnoludzkiego spirytusu. W sakiewce ma 40 novigradzkich koron (około 300 orenów). Historia: Urodził się w niewielkim miasteczku na północy królestwa Redanii jako jedyny syn lokalnego płatnerza, wywodzącego się z podupadłej, zubożałej szlachty. Jak zawsze bywa w rzemieślniczych rodzinach ojciec wyuczał go do zawodu, dzięki czemu chłopak posiadł wiedzę o broni, jej naprawianiu i wytwarzaniu, nauczył się również pewnych podstaw walki mieczem. Mając czternaście lat wraz z kolegą, synem myśliwego, zaczęli urządzać sobie w tajemnicy kłusownicze wyprawy do okolicznych lasów. Roger nauczył się wtedy posługiwania łukiem, co całkiem nieźle mu wychodziło. Niestety podczas jednej z tych eskapad zostali nakryci przez leśniczego. Jego znajomy zdołał uciec, jednak sam Paulus został schwytany i odprowadzony na dwór lokalnego władyki. Za kłusownictwo w pańskich lasach chłopakowi groziło co najmniej więzienie, a w najgorszym przypadku powieszenie. Szczęśliwie ojciec jako dość wpływowy członek lokalnej społeczności zdołał odsunąć władcę od karania syna i wykupić go sporą sumą pieniędzy. Dwa lata później miasteczko, w którym zamieszkiwał Roger zostało napadnięte przez bandytów. Dom i warsztat spłonęły. Matka Rogera zaginęła w zamieszaniu, ojciec został ranny w walce i prawdopodobnie zmarł, a chłopak został porwany w niewolę. Szczęśliwie jeszcze tej samej nocy obóz bandytów został zaatakowany przez grupę najemników, którzy już od pewnego czasu na zlecenie tropili bandę. Roger, mając świadomość, że wraz ze zniszczeniem majątku rodzinnego i prawdopodobną śmiercią bliskich całe jego dotychczasowe życie legło w gruzach, postanowił przyłączyć się do grupy swoich wybawców, którzy zgodzili się i przyjęli młodzieńca na próbę. Okazał się być obiecującym rekrutem. Przez następne kilka lat podróżował z niewielkim, ośmioosobowym oddziałem szlifując swoje umiejętności szermiercze, pracując jako eskorta, ścigając bandytów czy okazyjnie służąc w zaciężnych wojskach. Z czasem jednak oddział zaczął się rozpadać, więc dwudziestoletni wówczas Roger postanowił odłączyć się i rozpocząć karierę najemnika samodzielnie, okazyjnie tylko dołączając do innych grup. Pewnego dnia, wędrując przez Temerię, aby skrócić sobie drogę przedzierał się przez las, jednak niefortunnie przewrócił się i wpadł do leśnego wąwozu, łamiąc nogę. Unieruchomiony leżał na dnie, słysząc w zapadającym mroku zbliżające się potwory. Szczęśliwie odnaleziony i uratowany przez pewnego nieznanego wiedźmina, który pomógł mu wydostać się z lasu i dostać się do miasta, gdzie najemnik bezpiecznie wykurował obrażenia. Od tego czasu zafascynowali go ci wędrowni zabójcy potworów, zwłaszcza ich legendarne umiejętności i techniki walki. Jego marzeniem stało się ponowne spotkanie i bliższe poznanie jednego z nich, zwłaszcza słynnego Białego Wilka. Obecnie jest w trakcie podróży przez Redanię, postanowił się jednak zatrzymać na dłużej w Tretogorze wiedząc, że w stolicy królestwa zawsze znajdzie się praca dla kogoś potrafiącego dobrze machać mieczem... Pochodzenie: Jak wspomniano, pochodzi z Północnej Redanii. Kim jesteś, wędrowcze: Jak również powiedziano, wędrowny wojownik. Cel: W chwilowej perspektywie: znalezienie w mieście pracy, która pozwoli zarobić na kufel chleba. Życiowe marzenie: spotkać jednego z wiedźminów.