Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5480
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Posty napisane przez Magus

  1. Christian

    Widząc strach na twarzy tej całej Adelii, szerzej się uśmiechnął. Nadal pamiętał, jak ta odebrała mu pierwsze miejsce na lekcji pielęgnacji brzydoty. Nie wierzył w to aby to był teatrzyk jej i Ravera, jak wszystkim wmawiano. Jednak skoro ta jęczy dusza, tak urządziła tego frajera, to tylko wskazywało jaki z niego leszcz. Navin naprawdę bał się tego siusiumajtka, co dał się tak załatwić takiej panience? Natomiast, ta niby zawszanka to zupełnie inna sprawa. Wręcz widział ten ogień w jej oczach. Szkoda, że nie miała urody, bo chętnie, by się z nią nieco zabawił. Mówiąc szczerze widział już ładniejsze córki rolników niż to coś. Jaki książę miałby zainteresować się takim babskiem? Na dodatek te rude włosy i piegi. Dziewczyna wręcz odpychała samą sobą. Chciał już obie pogonić, uznając, że za długo czeka na odpowiedź. Właśnie wtedy też się uśmiechnął, słysząc jak ta butna dziewczyna ukrywa gniew w głosie.

     

    - Dobrze, więc mo... - Nie dokończył, czując ogromny ból w okolicy krocza. Nie był w stanie nawet powstrzymać łez, gdy opadł na kolana. Jego głos był bardzo cichy i piskliwy, gdy wyrzucał z siebie najbardziej ordynarne przekleństwa jakie tylko znał. Mimo, że ból, który teraz odczuwał był ogromny, to wściekłość była jeszcze silniejsza. Tym razem nie miał zamiaru, by jakaś zasmarkana zawszanka go upokorzyła. Wstał jak najszybciej, widząc, że obie mu uciekają. Ignorował ból, który doskwierał mu w kroczu, chcąc tylko wypaproszyć tę rudą wiedźmę. Nie dbał już o konsekwencje tego czynu. Wiedział, że jak ją dorwie będzie ciął długo i powoli, aż się wykrwawi. W ostatniej chwili dorwał obie na balkonie, gdy najwyraźniej próbowały uciec z Akademii.

     

    - Drugi raz tego samego dnia, nie pozwolę sobie na upokorzenie przez zasmarkaną zawszankę - Chyba chciał brzmieć groźnie, ale przez jego piskliwy głos (spowodowany najpewniej niedawnym uderzeniem w krocze) brzmiał niczym małe dziecko.

     

    Oczywiście to nie sprawiało, że był mniej groźny i nie dał czasu, by obie dziewczyny zaczęły się z niego śmiać. Spojrzał czerwonymi przez niedawno wyciśnięte łzy oczami na nie i zaraz skupił się tylko na rudej, uznając Adelie za zerowe zagrożenie, zwłaszcza widząc jej strach. Zamachnął się nożem na zawszankę, ale celował prosto w jej gardło z zamiarem zabicia jej natychmiast. Dziewczyna choć zbladła była jednak zwinna i odskoczyła przed atakiem, nabijając się przy tym na krawędź balkonu i niemal z niego spadając. Najwyraźniej chciała wykorzystać sytuacje i go rozbroić, a przynajmniej tak pomyślał, gdy próbowała mu wytrącić nóż. Było to jednak głupie, bo Christian w porę się zamachnął godząc ja w brzuch, nie głęboko, ale zostawiając na nim szramę. Widząc to uśmiechnął się i ponownie zamachnął się nożem, tym razem trafiając w jej ręce, gdy próbowała się osłonić. Nie spodziewał się chwilę później nagłego ataku z jej strony. Zaszarżowała na niego łapiąc go za nigdziarską koszulę i zaczęła się z nim szarpać. Christian próbował ją odepchnąć, lecz nagle stracił równowagę i wypadł poza krawędź balkonu, wydając za sobą piskliwy krzyk.

     

    Alan

    Omijanie kolejnych patroli nie było łatwe. Raz niemal zostałem złapany, gdy jedna z wróżek przeleciała dosłownie koło mojej twarzy. Nadal nie byłem pewny jak to możliwe, że mnie nie dostrzegła. Czułem, że byłem już blisko i nic nie mogło mnie zatrzymać. Skoro pokonałem już tak daleką drogę, to reszta też mi się uda. Mimo to nadal pozostawałem ostrożny. Wtedy też usłyszałem czyjeś kroki i znów się schowałem. Byłem pewny, że to któryś z nauczycieli patrolował korytarze nocą z wróżkami i szybko się okazało, że miałem racje. Był to profesor Sader, co przyjąłem z ulgą. Nauczyciel był ślepy i byłem pewny, że łatwo go wyminę, jeśli tylko będę odpowiednio ostrożny.

     

    Miałem racje, bo szybko po cichu go minąłem, biegnąć w stronę przejścia, aż nagle nie zatrzymałem się jak wryty. Przez chwilę miałem nadzieje, że się przesłyszałem. Przecież nawet jeśli jakimś cudem mnie usłyszał, co wydawało się niemożliwe, nie mógł wiedzieć, że to byłem właśnie ja. Nadal miałem przewagę odległości i mogłem uciec. Chciałem nawet to zrobić, a przynajmniej do czasu, aż nie usłyszałem o magii... Dlaczego akurat teraz? Nie mogłem jej tak zostawić. Jeśli jednak powiadomi panią dziekan, mogą odkryć kolejną ucieczkę i wszystko zepsuje.

     

    - Proszę... - powiedziałem niemal z rozpaczą, idąc w kierunku nauczyciela. - Obiecuje, że zaraz wrócę i to się nie powtórzy, ale muszę tam być - jęknąłem niemal załamany. - To jest sprawa życia i śmierci - Nie chciałem wydać Elisabeth i nie miałem zamiaru tego nadal robić. Miałem mimo to nadzieje, że zdołam go przekonać.

     

    Thomas

    Nic nie wiedział o starciu Christiana z Adelią i jej zawszańską przyjaciółką, a nawet gdyby, to pewnie nic by go to nie obchodziło. Miał własne sprawy. Zaraz po znalezieniu się w bezpiecznym miejscu wypuścił swojego upiornego konia, mając pewność, że tu nikogo on nie zaatakuje. Nie łatwo było minąć wilki, ale nie tylko one strzegły korytarza. Widział jak co jakiś czas latały tu także kruki dziekan Crystal. Możliwe, że wzmocniła straże po ostatniej próbie ucieczki. Teraz to nie miało znaczenia. Upiór chodząc po terenie Akademii zdawał się odzyskiwać siły, a jego ciało było jakby wyraźniejsze. Chwilę spacerowali wspólnie niczym dobrzy przyjaciele, aż chłopak nagle nie stanął.

     

    - Jesteś mój - powiedział twardo Thomas, podchodząc do rumaka. - Masz więc wypełniać moją wolę - Koń nie wydawał się zachwycony tymi słowami, ale gdy patrzył w oczy nigdziarza zaczynał się cofać.

    Thomas lekko go pogłaskał i usiadł na jego grzbiecie. Koń chwilę nic nie robił, ale niespodziewanie część jego ciała stała się widmowa i chłopak spadł. Nigdziarz zmarszczył lekko brwi i przypomniał sobie o dzieleniu się własną energią z upiorem. Ponowił więc próbę, siadając i tym razem dzieląc się swoją energią. Pierwsza przejażdżka na stworze szła mu bardzo dobrze, zupełnie jakby dosiadał zwykłego zwierzaka. Zaraz jednak zaczął widzieć ciemność przed oczami, a potem zakręciło mu się w głowie. Cały zupełnie zbladł ciężko oddychając, a chwilę później wszystko się skończyło.

     

    Nagle ocknął się na ziemi, zmęczony niczym po maratonie. Nawet nie pamiętał jak się tu znalazł. Najwyraźniej oddał zbyt wiele energii. Zmartwił go widok braku konia. Przestraszył się już, że jego towarzysz uciekł, ale ten tylko wrócił do kamienia. No tak, skoro nadal żył właściciel kamienia, to upiór nie mógł być wolny. Być może powinien zrezygnować by bardziej nie ucierpieć, ale to nie był jego styl. Ponownie wypuścił konia z kamienia i nie zważając na zmęczenie znów zaczął wszystko od nowa. Nawet jeśli przy tym zdechnie miał to gdzieś. Wiedział, że nikt by zanim nie płakał, a jego życie i tak wielkiego znaczenia nie miało.

  2. Alan

    To był długi dzień, bardzo długi. Nie spodziewałem się, że tak wiele wydarzy się podczas lekcji przetrwania. Nadal pamiętałem jak Sophie patrzyła na mnie załamana, gdy dowiedzieliśmy się, że nie będziemy w jednej grupie. Szybko się okazało, że jej smutek minął, gdy do jej grupy wybrano Edwarda. Nadal nie byłem do końca pewny jej słabości do niego, ale nie mieszałem się. Niedługo potem okazało się, że trafiłem do grupy nie tylko z Elisabeth, ale i z dwójką ludzi, których bardzo polubiłem. Nie był to jednak koniec niespodzianek. W naszej grupie ze strony nigdziarzy znalazł się chłopak, którego już poznałem. Teraz wiedziałem, że ma na imię Raver i jak się szybko okazało inni nigdziarze z grupy również za nim nie przepadali. Thomas, bo tak nazywał się kolejny nigdziarz. Cały czas patrzył na niego wrogo, a przynajmniej do czasu, aż Aidan, nie zwrócił się wściekle w kierunku nietypowo pięknej nigdziarki.

     

    Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że ten nigdziarz czuje coś więcej do niej. Musiałem stanąć pomiędzy nim, a Aidanem i doszło do starcia. Nie doceniłem tego chłopaka. Miał bardzo dużo siły i gdyby nie interwencja nauczycieli, nie wiem jak długo, by trwało starcie między nami. Elvira, bo tak miała na imię ta nigdziarka. Patrzyła na to wszystko z zimnym uśmiechem. Nawet Raver wyglądał na zachwyconego tym wszystkim. W czasie naszej utarczki dostrzegłem coś na szyi Thomasa, co dobrze znałem. Te kamienie wydobywano w naszej okolicy, dawno temu i podobno służyły do czarnej magii. Dlaczego więc ktoś kto tym się parał wybrał walkę siłową? Przerwałem wtedy te wywody, widząc ostatnią nigdziarkę w naszej grupie, której widok ucieszył Elisabeth. Czyli się stało, Adelia była z nami ku niezadowoleniu Aidana.

     

    Nie tylko dlatego nad tym myślałem. Niedługo później doszło do kolejnej nieprzyjemnej sytuacji. Miła delikatna Aria, przyjaciółka Juliana okazała się mieć siostrę w tamtej Akademii, o której najwyraźniej nie wiedziała. Szybko się okazało, że nie tylko ona. Ten potwór nie był zachwycony tą świadomością. Nawet w grupie nie łatwo było ją zatrzymać, aż zabrały ją wilki. Wolałem nie myśleć w jakiej kondycji psychicznej jest teraz ta biedna dziewczyna. Wszystko inne nie licząc kilku zaczepek przebiegało już spokojnie do końca dnia.

     

    Aidan i Hector wiedzieli już, co planuje i choć mnie przekonywali bym tego nie robił, to ja musiałem to zrobić, zwłaszcza po tym, co widziałem. Elisabeth była tam sama i mimo, że ufała, Adelii i jeśli nawet się, co do niej nie myliła, to same sobie nie poradzą z tymi potworami. Moi współlokatorzy już spali, a ja nie dbając o karę wyszedłem z komnaty bezszelestnie. Musiałem dostać się do portalu, by znaleźć się na moście. Elisabeth go przekroczyła ja też mogłem. Minąłem pierwszy patrol wróżek. Miałem wrażenie, że jest ich więcej niż ostatnio. Czy mogło to być spowodowane naszymi karami? Miałem teraz szczerą nadzieje, że się uda. Musiałem się śpieszyć, zwłaszcza jeśli Elisabeth jest już na miejscu.

     

    Sophie

    Czytelniczki znów nie było mimo kary. Miała teraz wybór, wydać ją lub pozwolić odejść. Zdecydowała się na to drugie, nie budząc też drugiej współlokatorki. Tym razem, nie dlatego, że chciała się jej pozbyć. Nadal nie przepadała za warunkami w jakich obecnie musiała mieszkać, ale częściowo rozumiała tę dziewczynę. Gdyby sama nigdy już miała nie zobaczyć mamy, to pękłoby jej serce. Przeszkadzanie jej nawet w dobrych intencjach odebrałaby wrogo i tak samo byłoby w tym wypadku. Pozwoliła więc jej odejść, nawet jeśli ta cała Stephanie się dowie i ją rano ochrzani, że jej nie obudziła, ale była na to gotowa.

     

    Już nie mogła zasnąć, choć zdarzało się to rzadko, bo wciąż myślała o dzisiejszym dniu. Zaraz po tym jak trafiła na Polanę, czuła jak słońce doprowadza ją niemal do omdlenia. Constantine dostrzegła, że coś jest nie tak i próbowała pomóc. Mimo to, Sophie musiała się ukryć w cieniu, bo nie była do tego przyzwyczajona. Została tylko na chwilę sama i to wystarczyło. Tęskniłaś za mną maleńka? Znała ten głos, bo odbijał jej się w uszach cały dzień. To znowu był on, ten sam okropny nigdziarz, który gnębił ją na Polanie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze będziemy w jednej grupie, a wtedy będziemy mogli się lepiej poznać. Co ty na to? Chciała krzyczeć, ale głos nie dobył się z jej ust i wtedy usłyszała kolejny głos. To był Edward, który zagroził, że pozbawi go języka, jeśli jeszcze raz się odezwie. Nigdziarz się skrzywił i obiecał, że poderżnie mu gardło, gdy zostanie jego nemezis, ale Edward się tym nie przejmował tylko podparł ją ramieniem, by nie zemdlała.

     

    Niedługo potem znów się rozdzielili. Pierwsza informacja niemal zwaliła Sophie z nóg. Nie będą mogli być w grupie  z rodziną? To oznaczało, że jej nadzieja, że Alan jej pomoże właśnie zgasła. Słuchała z przerażeniem o powstałych grupach mając nadzieje, że obrzydliwy nigdziarz nie jest w jej. Zaraz potem pisnęła. Widok strasznego potwora spokrewnionego z Arią sprawił, że zamarła. Nigdy nie widziała czegoś tak strasznego. Nie wyobrażała sobie, co musiała czuć teraz ta zawszanka. Gdyby ona dowiedziała się, że ma w rodzinie taką bestie, chyba by się załamała. Nie rozumiała, co myślał sobie jej ojciec, by zrobić coś takiego. Niedługo potem wybrano jej grupę. Trafiła się w niej Monica, która chyba ją trochę polubiła. Był tam również Ambrosius, waleczny książę z Piaszczystych Wydm. Ich królestwa za sobą nie przepadały, wiedziała o tym, ale ona nie mieszała się w tę niechęć i całkiem lubiła tego księcia. Dopiero ostatnia osoba ją zszokowała...

     

    Stała teraz boso nad rozstawionymi sztalugami i płótnem, mimo późnej godziny, malując. Wiedziała, że to jedyny sposób by zebrać myśli. Chciała odtworzyć obraz, który widziała na dole, ten, który przedstawiał ich dawną władczynie. Jej emocje jednak kierowały się własnymi prawami. Gdy spostrzegła, co powstaje na płótnie, spłonęła czerwonym rumieńcem. Odwróciła wzrok, by sprawdzić, czy Stephanie tego nie widzi. Na szczęście spała. Mimo to, nadal chciała dokończyć ten obraz i tak też robiła, może zdąży go w porę schować.

     

    Crystal

    - Wiesz, że syn Śnieżki jest w Akademii Dobra? - mruknęła kobieta, również nie śpiąc tylko mieszając eliksiry.

    - Żałuje, że Śnieżka, nie wymierzyła jej więksssszej kary - warknął wąż, patrząc z terrarium na kobietę. - Osssssszukała mnie - znów syknął zdegustowany. – Mówiła, że jessssssteśmy przyjaciółkami, a potem mnie zdradziła

    - Zło nie ma przyjaciół - odparła kobieta, takim tonem jakby to było oczywiste. - Jak długo?

    - Trzy lata po jej śmierci byłam bez domu, nim cię sssssspotkałam - syknął wąż. – Wtedy, gdy cię ujrzałam, wiedziałam, że znalazłam kogoś, kto może mi pomóc. Te oczy pełne jadu i brak sssssstrachu, choć sssssszłaś na śmierć. Nie mogłam tego tak zosssssstawić

    - Dziękuje - mruknęła kobieta bez większych emocji, ale zdecydowanie szczerze.

    - Ty wiesssssssz o mnie wiele, a ja o tobie niemal nic - Na te słowa, kobieta się uśmiechnęła dosyć nieprzyjemnie.

    - Kiedyś też nie wiedziałam - Zaczęła patrzeć w horyzont za oknem. - Potem sobie pomogłam odzyskać wspomnienia. Jestem córką zawszan, znaczy tak o sobie mówili, ale nie byli zachwyceni, że mają córkę, więc mnie porzucili w tym mieście. Uznali, że skoro ludzie się mną zajmą to nie ma w tym nic złego

    - Chcessssz, zemssssty? - spytała Annabelle

    - Bezcelowe - Wzruszyła ramionami. - Nie wiem, co z nimi, mam ważniejsze zmartwienia

    - To dlatego jessssssteś za tą dziewczyną, prawda? - Kobieta nic nie odpowiedziała. - Mówię ci, że coś jest w tym Raverze, dosssssstrzegam to

    - Myślałam nad twoją propozycją, Annabelle – Wiedziała, że to nie jest jej prawdziwe imię, ale nie łatwo pozbyć się starych przyzwyczajeń. - Muszę to jednak rozważyć. Zwrócenie głosu to jedno, ale odczarowanie całkowite... To wielki zakres magii i nie wiem jak Dyrektor na to zareaguje

    - Dyrektor to przeklęty zawsssssszanin - warknął wąż. - Akademia potrzebuje kogoś lepssssszego. Pomyśl o tym Cryssssstal, czy gdy złamiesssssz jego zaklęcie, nie udowodnisssssz jednocześnie, że jessssssteś potężniejsssssza niż on? Zło potrzebuje kogoś takiego jak ty

    - Nie mam zamiaru wszczynać rebelii - warknęła z lekką irytacją kobieta, - Nie wiem po czyjej stronie jest Dyrektor, ale nie chce jego miejsca

    - No tak - szepnął wąż. - Pragniessssssz wiedzy, a czy nie pokażesz jak potężna jessssssteś łamiąc to zaklęcie? - Crystal zmarszczyła lekko brwi, wyraźnie nad tym rozważając.

     

    Thomas i Christian

    Pierwszy z nigdziarzy przeglądał książkę, którą dziś wypożyczył, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o swoim pupilku, tak jak radziła dziekan. Przez zaległości w czytaniu tekst szedł mu topornie. Nadal nie mógł przy tym uwierzyć z kim jest w grupie. Gdy na początku usłyszał o Raverze zagryzł zęby, ale, gdy chwilę później wspomnieli o Elvirze, znów poczuł te dziwne uczucie. Nie potrafił zrozumieć tego przypływu gniewu, który go naszedł, gdy zaatakował tamtego zawszanina, w chwili, gdy ją obraził. A potem ten cholerny księżulek. Widział jej uśmiech w czasie starcia z nim, ona już wie, że ma go w garści i teraz będzie próbowała to wykorzystać, wiedział to. Pytanie brzmiało tylko, w jaki sposób. Najgorsze było, że Raver wytyczał własne teorie. Czuł, że jak tak dalej pójdzie, to w końcu złamie mu szczękę i wtedy może oduczy się mieszać w nieswoje sprawy.

     

    Tekst, mimo, że szedł topornie, to wiedział coraz więcej. Kamień, który nosił, czarnoksiężnicy określają kamieniem duszy. Nazwa ta, nie jest bez powodu. Używają ich by więzić w nich duszę nieszczęśnika, aż jej nie wykorzystają. Gdy dusza odpowie na jakieś pytania lub wskaże drogę odchodzi wolna. Zabijać nie może, bo nie ma prawa ingerować w życie żywej istoty. Jak już uwolni się duszę, kamień staje się bezużyteczny dla czarnoksiężnika i przeważnie się ich pozbywają, gdyż duszę w jednym kamieniu można więzić tylko raz. Teraz więc, Thomas rozumiał, dlaczego tamten wyrzucił kamień jak nic nie warty szmelc. Stał się dla niego bezużyteczny. Obecnie zwykle czarnoksiężnicy więżą w nich upiory lęku, bo te mogą zostać w nich na stałe.

     

    Tak właśnie zwał się towarzysz Thomasa. Wiele lat temu było zagadką skąd się biorą, ale z całą pewnością budziły niechęć zawszan i nigdziarzy. Istoty atakowały każdego, kto wszedł na ich teren, niezależnie czy dobrego czy złego, zrzucając przy tym wizje najgorszych lęków, a ofiary zwykle kończyły z wiecznym urazem psychicznym. Po wielu badaniach okazało się, że mimo przypominania koni, te stwory nie mają z tymi zwierzętami niemal nic wspólnego. Ludzie za to sami je stworzyli. Co ciekawe, rozmnażają się bezpłciowo. W miejscach gdzie doszło do strasznych zbrodni, a ofiary umierały w okrutny sposób, nie zaznając spokoju, rodzą się te stworzenia. Są awatarami bólu i rozpaczy ofiar krwawych wydarzeń. Zwykle żyją w niewielkich stadach, trzymając się rejonu gdzie się zrodziły. Nienawidzą światła słonecznego, które je osłabia i odstrasza, ale nie zabija. Nadal nie znaleziono dokładnego sposobu uśmiercenia bestii. Czarnoksiężnicy nauczyli się je pętać w kamieniach dusz, zmuszając do spełniania własnych zachcianek. Oczywiście bestie nie łatwo zmusić do posłuszeństwa, bo ta chce być wolna, ale jeśli ktoś jest potężnym czarnoksiężnikiem lub ma wiele silnej woli może je zmusić do współpracy. Teraz to rozumiał, to jego wola sprawiała, że bestia go nie atakowała, był dla niej za silny. Według książki żywiły się lękiem, ale nie tylko, bo też bólem i cierpieniem. To miała na myśli dziekan Crystal. Akademia jest pełna bólu i cierpienia, którym bestia mogła się najeść. Według kolejnych informacji, dzieląc się z nią własną energią mógł sprawić, że bestia stanie się materialna, na tyle, by mógł na niej jeździć niczym na koniu. Musiał jednak z tym uważać, potwór był łapczywy i chciał być wolny. Tak więc będzie starał się zabrać całą jego energię i uciec.

     

    Teraz wiedział, co chce zrobić. Spojrzał na śpiących Christiana i Navina. Tu nie mógł go uwolnić, bo się na nich rzuci z głodu. Musiał opuścić Akademie i wyjść na zewnątrz, żeby próbować. Powoli wstał z łóżka, jeszcze raz patrząc na pogrążonych w śnie współlokatorów i chwilę później opuścił komnatę. Na chwilę jeszcze stanął na korytarzu, rozglądając się, bo miał wrażenie, że coś słyszał. Nikogo jednak nie widział, niewiele nad tym myślał i ruszył dalej. Czego Thomas nie wiedział to, to, że Christian udawał sen. Gdy tylko Thomas wyszedł, ten się chytrze uśmiechnął i wstał. Wiedział niemal od początku, że pewnie wyrwie się w nocy w tajemnicy na randkę z Elvirą, a gdy ich zobaczy będzie mógł oboje szantażować, zemsta jest słodka. Chwilę odczekał po jego wyjściu i sam również szybko wyszedł, ale równie szybko zatrzymał się zszokowany, ale równie szybko chytrze się uśmiechnął.

     

    - Co my tu mamy? - spytał oblizując wargi. W dłoni lekko kręcił nożem, patrząc na Lisę i Adelie. - Zawszanka w naszym zamku? - Znów się uśmiechnął, zbliżając palec do policzka Elisabeth, ale szybko go cofnął. - Mam pomysł jak możemy to rozwiązać. Chętnie bym się pobawił tu z zawszanką, ale ty mi się nie podobasz. Wyglądasz jak mokra wiewiórka - lekko zachichotał. - Mogę zapomnieć, że was tu widziałem, ale chce coś w zamian. Widzisz... W waszej Akademii jest tak śliczna blada zawszanka o ciemnych włosach, lubię takie - Znów oblizał lekko wargę. - Wystaw mi ją żebym trochę się pobawił tą jej delikatną twarzyczką, a was puszczę i na dodatek nie pogorszę twojej i koleżanki twarzy, o ile to w ogóle możliwe - ponownie się roześmiał. - To jak, umowa? - krzywo się uśmiechnął.

  3. Thomas

    Niewiele obchodziło chłopaka, co ma do powiedzenia Walburga i Kim. Nie był bystry jak Elvira, czy Raver, ale potrafił dostrzegać pewne rzeczy. Widział jak pewność siebie dziewczyny została z jakiegoś powodu zaburzona. Walburga tego nie widziała, bo jej własna pycha przysłaniała jej wszystko. Jeśli chodziło o Kim... to ta dziewczyna była dla niego zagadką i wolał jej unikać. Z jakiegoś powodu czuł, że trzeba było na nią uważać. Dopiero słowa Elviry zwróciły jego uwagę. Za każdym razem, gdy nazywała go sługą krzywił się. Tym razem w odpowiedzi krzywo się uśmiechnął, patrząc jak odchodzi w swoją stronę. Sam powoli również odszedł, szukając przy tym łazienki gdzie będzie mógł spokojnie umyć głowę.

     

    Miał szczęście, bo znalazł wolną. Christian najpewniej nawet nie zwracał uwagi, na to co miał na głowie, patrząc na jego dotychczasową higienę. Jeśli chodziło o Navina, to nie był do końca pewny jak czuje się po lekcji. Włożył w końcu głowę pod zimną wodę, próbując zmyć cały brud. Mówiąc szczerze, woda nawet nie wydawała mu się zimna. Zwłaszcza po tym, co czuł, gdy Lavalle dotykał jego głowy. Pierwszy raz w życiu poczuł tak siarczyste zimno. Ponadto męczyły go słowa Ravera... Nie był zakochany w Elvirze, a ona nie była w nim, przecież to pewne. Dlaczego więc reagował tak na wszystko, co z nią związane? Czemu próbował ją podbudować, zamiast po prostu odejść? Nikt nigdy go nie interesował, aż do teraz. To nie mogło być zauroczenie ani nic w tym stylu. Może po prostu polubił jej styl? To by miało sporo sensu. Podniósł mokrą głowę, patrząc w lustro jak jego włosy choć mokre wracają do naturalnej barwy. Przynajmniej na obecnej lekcji jakiś czas nie zobaczy jej ani Ravera i będzie mógł sobie spokojnie poukładać wszystko w głowie.

     

    Crystal

    - To bardzo ryzykowne - mówiła, patrząc na bulgoczący w kotle wywar i coś zapisując w notatniku. Wąż przyglądał się swojej właścicielce, leżąc niczym posąg. - Najchętniej wypróbowałabym to na kimś innym, ale musisz zrozumieć, nie mam innego mogryfa. Niestety szczury nimi nie są, a Dziekan Dovey nie użyczy mi żadnego do badań. Stanęłam w martwym punkcie - Lekko westchnęła. - Jesteś mi potrzebna - Powoli sięgnęła po drewnianą łyżkę, którą zanurzyła w wywarze. Zaraz potem ją podniosła i spojrzała na Annabelle, nabierając odrobinę mikstury. - Szansę, że tego nie przeżyjesz wynoszą dwadzieścia procent. Jeśli coś pójdzie nie tak, natychmiast zacznę procedurę ratunkową - Wąż wystawił lekko język, nie reagując w żaden inny sposób. - Wiele ci zawdzięczam i być może choć trochę spłacę ten dług - Otworzyła terrarium zbliżając łyżkę do paszczy węża. - No... otwórz buźkę, dla mamusi - Gad nie wyglądał, na chętnego by to zrobić. Crystal zmarszczyła lekko brwi, postanawiając użyć podstępu. Wolną ręką podniosła szczura, na którego widok, wąż otworzył paszczę. Wtedy właśnie wlała zawartość łyżki w pysk gada. Kobieta szybko stanęła z notatnikiem, oczekując na reakcje Annabelle. Wąż chwilę nic nie robił, aż zaczął nagle syczeć z bólu, a potem miotać się wściekle w terrarium, jakby dostał jakiegoś ataku.

     

    - Próba nieudana... - warknęła kobieta, szybko obracając się po mikstury, które miały ocalić jej pupilkę.

    - Crysssssstal... - Usłyszała nagle kobieta, przenikliwy syczący głos za sobą, na co się odwróciła zszokowana. Annabelle charczała i kaszlała, ale powiedziała jej imię, na pewno się nie przesłyszała. -...Ja znowu mówię... - Kobieta wpatrywała się w to nadal nie mogąc uwierzyć.

    - Próba zakończona sukcesem - W jej głosie słychać było szok, gdy próbowała coś napisać w notatniku, ale długopis wyleciał z jej dłoni z powodu całego roztrzęsienia. Naprawdę zdołała tego dokonać. Czyli najwyraźniej miała racje. Magia Dyrektora podczas mogryfikacji musiała poddawać umysł ludzki stagnacji. Dwie części umysłu walczyły o władzę, ta zwierzęca i ludzka. Dyrektor nie mógł całkiem wymazać dawnego życia z mogryfa, więc usypiał ludzki umysł. Dzięki temu mogryf miał łatwiej adaptować się we własnym ciele. Powoli się schyliła, sięgając po długopis i zapisując swoje odkrycie. Tak wiele mogła teraz osiągnąć i dowiedzieć się. Wiedziała cały ten czas, po prostu wiedziała, że to jeszcze nie koniec i nadal mogła wiele osiągnąć, a to był dowód. Nagle uniosła wzrok na węża, która cały czas na nią patrzył - Musimy sobie wiele wyjaśnić - powiedziała już swoim typowo zimnym tonem.

    - Owssssszem mussssssimy - syczała Annabelle

  4. Alan

    Groźba jaką była możliwość nie zdania przez Elisabeth mnie przytłaczała. Nie chciałem wierzyć by tak się to mogło skończyć. Mimo to, gdzieś wewnątrz czułem pewien rodzaj lęku, przypominając sobie słowa Hectora. Co jeśli stało się najgorsze? Czy Elisabeth zostanie zabrana natychmiast, czy też może dadzą jej się chociaż pożegnać? Mimo posiadania wielu informacji o Akademii, nadal nie wiedziałem, co spotyka tych, którzy nie zdawali. Czy Dyrektor każdego takiego ucznia w jakiś sposób wymazywał? Czy nigdziarza i zawszanina czekał taki sam los, gdy oboje nie zdawali? Jeśli jednak stało się najgorsze, nie chciałem się poddawać. W takim wypadku musiałem znaleźć jakąś drogę do wieży Dyrektora i spróbować go w jakiś sposób przekonać do zmiany zdania. Być może byłbym w stanie tego dokonać.

     

    Nie trwało długo nim dobiegłem na miejsce. Zawszanki właśnie opuszczały klasę. Nie dostrzegłem tu Sophie, ale nie wątpiłem akurat w nią. Teraz najbardziej martwiłem się losem Elisabeth, która obecnie była moim priorytetem. Do moich uszu dochodziły przytłumione głosy księżniczek. Nie było to niczym dziwnym, bo pewnie zastanawiały się, co tu robi samotny przepocony książę. Nigdzie nadal nie widziałem rudowłosej dziewczyny, co zaczynało mnie coraz bardziej martwić. Przynajmniej do czasu, aż usłyszałem znajomy głos i szybko się obróciłem. Nadal byłem w szoku, nie tylko widząc całą i zdrową Elisabeth, ale też informacją o jej pierwszym miejscu. To nie było tak, że uważałem ją za gorszą od kogokolwiek. Po prostu to było dla mnie zupełnie niespodziewane. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć nagle pojawił się Aidan. Nawet nie spostrzegłem, że ruszył za mną. Byłem mu naprawdę wdzięczny za to, że był tu ze mną. Zaraz znów spojrzałem na Elisabeth, delikatnie się przy tym do niej uśmiechając.

     

    - Gratuluje, Elisabeth - wydukałem w końcu, zbierając się w sobie, aż nie zwróciłem uwagi na swój wygląd. - Przepraszam, że przyszedłem w takim stanie. Ja... - Zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć, czując się trochę zakłopotany. Nie byłem pewny, czy gdybym powiedział prawdę, to czy Elisabeth nie uznałaby, że w nią wątpię i nie wierzę w jej możliwości. Nigdy tak nie było i nie będzie, ale to zmartwienie mnie po prostu przytłaczało. - Zabłądziłem w korytarzach, a Aidan najpewniej chciał mi powiedzieć, że biegnę w złym kierunku - Spojrzałem na współlokatora, mając nadzieje, że w razie potrzeby potwierdzi moją wersje. - Teraz to i tak nie ma znaczenia. Chyba nie zdążę wziąć prysznica przed lekcją - lekko westchnąłem. - Teraz czeka nas przetrwanie w baśniach. Z tego co wiem, to jedyna lekcja jaka odbywa się wspólnie z nigdziarzami - Delikatnie się skrzywiłem. - Podzielą nas na jakieś grupy. Przy odrobinie szczęścia będziemy w jednej - Słabo się uśmiechnąłem do reszty, aż nagle nie spoważniałem, patrząc znów bezpośrednio na Elisabeth. Wiedziałem dobrze z kim ona chciała być w grupie, ale nie chciałem o tym mówić przy Aidanie i Stephanie, by nie rozdrapywać świeżych ran. - Po obiedzie już chyba wiesz, że z nimi nie ma żartów. Lepiej na nich uważać - Dodałem niezwykle twardym tonem, patrząc na dziewczynę.

     

    Sophie

    Niedługo po rozdzieleniu z Constantine, dziewczyna ruszyła samotnie do komnaty. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej współlokatorka zajęła pierwsze miejsce. W pewnym momencie doszła do wniosku, że nauczycielka nie powiedziała tego na głos, ale dała jej też takie właśnie miejsce na zachętę. Miała pewnie nadzieje, że zdoła tak przekonać tę dziewczynę, by dalej nad sobą pracowała. Taktyka dobra, choć nie była pewna, czy w tym przypadku się sprawdzi. Ruda Czytelniczka nienawidziła tego miejsca i niemal wszystkiego, co miało z tym związek, co nie raz zresztą otwarcie wyrażała. Wszystkie lekcje nic ją nie obchodziły. Jedyne o czym myślała, to ucieczka. Nie rozumiała, dlaczego w takim wypadku tak wiele czasu spędzała z jej kuzynem.

     

    Widziała jak Alan na nią patrzy. To nie był wzrok, którym zwykle patrzył na inne dziewczyny. Prawda była taka, że zaczynała się trochę bać. Jeśli oboje zaliczą Akademię, a Czytelniczka nie ucieknie i zakochają się w sobie. Wtedy ta dziewczyna stanie się jej królową. Nadal pamiętała jej wybuch gniewu w galerii. Jeśli naprawdę zasiadłaby na tronie obok Alana, to najpewniej nakłoniłaby go z czasem, by ją wygnał. Ta myśl przerażała Sophie, bo wtedy straciłaby wszystko i nie miałaby gdzie się udać. Ojciec zapowiedział w końcu, że nie odda jej majątku, chyba, że znajdzie męża, który będzie potrafił nim lepiej zarządzać niż ona. Szybko odetchnęła wchodząc do komnaty. O czym ona w ogóle myślała? Przecież to wszystko było niemożliwe. Wujek, by nigdy nie pozwolił Alanowi poślubić prostej dziewczyny

     

    Jej współlokatorek nie było w środku. Mówiąc szczerze cieszyła się z tego powodu. Pewnie naśmiewałaby się z niej jak to chowa parasolkę niczym skarb. Niestety niektórzy nie potrafili zrozumieć, że czasem zwykłe rzeczy mogą być cenniejsze niż złoto i diamenty. Nie miała zamiaru im tego tłumaczyć. Powoli zamknęła kufer, do którego wcześniej włożyła parasolkę i wyszła. Czasem bała się ją zostawiać, nie będąc pewną czy jej współlokatorki kiedyś nieświadomie, nie zrobią jej jakiegoś kawału związanego z jej cenną parasolką.

     

    Zaczęła kierować się na kolejną lekcje, której się szczerze obawiała. Towarzystwo nigdziarzy od czasu obiadu wystarczało jej na całe życie. Miała tylko nadzieje, że nie wyląduje z tamtym obrzydliwym chłopakiem w grupie. Wiedziała z kim w niej chciała być, ale na to raczej były małe szansę przy tylu uczniach. Mimo to liczyła, że uda jej się porozmawiać z Edwardem choć jedną krótką chwilę jeszcze przed lekcją. Wyrwała się z licznych rozmyślań, słysząc czyjeś chlipanie. Nie była do końca pewna do kogo należało, ale chciała się upewnić. Nie potrafiła od tak po prostu tego zignorować. Szybko odkryła, że źródłem tego dźwięku był nie kto inny jak Monica. Coraz bardziej współczuła tej dziewczynie, nawet nie wyobrażała sobie, co musi przeżywać. Nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Monica już próbowała odejść. Mimo, że mogła ją zignorować, by każda mogła iść w swoją stronę, nie potrafiła tego zrobić. Po prostu nie mogłaby spojrzeć w lustro, robiąc coś takiego. To nie była jej sprawa, ale zostawienie tak tej dziewczyny było jak kopanie leżącego.

     

    - Piękne prawda? - spytała nim zawszanka zdołała odejść. - Akademia zawsze jest wspaniała i każdy marzy by tu trafić. Wyrwać się z codziennego nudnego życia i dostać swoją szansę - Lekko westchnęła. - Szkoda, że dopiero na miejscu przekonujemy się jak to wygląda naprawdę - Powoli podeszła w kierunku dziewczyny wyciągając chustkę i przecierając jej policzki. - Porażki przydarzają się każdemu - mówiła dalej pocierając policzki zawszanki. - Nie mamy jednak prawa się poddawać. Czy Czytelniczka dziś nie udowodniła, że każdy może sobie poradzić? - mówiła dalej nie czekając na odpowiedzi ze strony dziewczyny. - Łzy nie pomogą wygrać, a tylko ciężka praca - spojrzała głęboko w oczy zawszanace. - Jesteś ładną i obytą dziewczyną, Monico, ale brakuje ci pewności siebie, to właśnie jest twoją słabością - Przestała nagle pocierać policzki dziewczyny i złapała ją za dłonie. - Po zajęciach spotkajmy się na polanie - Uśmiechnęła się do dziewczyny. Nie był to wredny czy oszukańczy uśmiech, a prawdziwie szczery. - Teraz musimy pójść na zajęcia, bo obie będziemy miały kłopoty - powiedziała chwytając zawszankę za dłoń i prowadząc za sobą do innych.

  5. Thomas i Christian

    Spoglądał jak jego nóż leciał w kierunku węża, nie był to jednak długi lot. Christian tak jak przewidywano był zbyt oszołomiony by trafić w Annabelle. Ostrze upadło nawet nie pokonując połowy drogi do gada. Zwierze nie poświęciło temu uwagi, dalej czołgając swe przerośnięte cielsko w tylko sobie znanym kierunku, tak jak kruk będący za nią. Nigdziarz leżący pod ścianą warknął coś pod nosem, że pewnego dnia zetnie łeb tego gada, a potem próbował się pozbierać, nie zwracając przy tym uwagi na innych przybyłych nigdziarzy. Łatwiej było powiedzieć niż zrobić, gdyż jego ciało było strasznie obolałe. Miał nawet wrażenie, że przez chwilę czuł smak krwi w ustach, gdy uderzył o ścianę. W końcu udało mu się podnieść mimo trudu jak przy tym odczuwał. Najwyraźniej Annabelle miała wpojone by zbyt mocno nie krzywdzić uczniów. Wskazywało to również na wielki intelekt zwierzęcia. Thomas krzywiąc się, przyglądał się temu jak Christian wstaje, aż nie zwrócił uwagi na coś innego, mianowicie na to co powiedział Raver. Zmarszczył lekko brwi i spojrzał na Elvirę. Miał nawet w pierwszej chwili ochotę złamać coś nigdziarzowi, ale pamiętał słowa nigdziarki. Miał się nie mieszać. Mimo to postanowił nie pozostawiać tego bez żadnego słowa.

     

    - Chyba nie dasz się wciągnąć w jego gierki? - burknął, za przechodzącą obok nigdziarką, a zaraz potem spojrzał na Ravera. - Robisz dokładnie to czego chce - Zmarszczył lekko brwi. - Przecież nawet ja nie mając twojego rozumu, potrafię dostrzec, że stara się każdego skłócić - Zdawał się nie zwracać uwagi, że po raz pierwszy wylewa taki potok słów. - Wie, że mu zagrażasz i dlatego zrobi wszystko by to zmienić. Choćby skłóci cię z każdym kto może ci pomóc. Najpierw ja, a potem pewnie będą one - Spojrzał przelotnie na Walburgę i Kim, ale jeszcze nie skończył. - Skoro chcesz sobie z nim sama poradzić, to nie dawaj mu się wciągać w takie gierki - mówiąc to zrównał się z Elvirą. - Przecież to nieprawda, czyż nie? Bo jeśli nią nie jest, to zachowując się jak teraz tylko potwierdzasz jego racje - Ruszył krok dalej, by równie szybko znów się zatrzymać i ponownie spojrzeć na Elvirę. - Chyba, że wolisz sobie poszukać innego sługusa, bo jestem zbyt niewygodny. Przemyśl sobie lepiej to wszystko, a ja idę zmyć ten syf z głowy - Dodał na koniec i powoli ruszył, ale na tyle wolno żeby Elvira miała szansę mu odpowiedzieć, jeśli tylko zechce.

     

    Crystal

    Wpatrywanie się w obecny ranking zabiło wystarczająco czasu, by kobieta mogła doczekać się dostawy. Annabelle swoim łbem uderzyła z dużą siłą o drzwi, samej dzięki temu otwierając je na oścież, a zaraz za nią wszedł kruk dziekan. Pierwsze ze zwierząt postawiło pakunek tuż obok stóp kobiety, a następnie Annabelle ułożyła głowę na jej kolanach. Kobieta zaczęła lekko ją głaskać niczym psa po głowie, gdy kruk w tym czasie postawił drugą paczkę chwilę później znikając i jak zwykle zostawiając po sobie tylko pióra. Kobieta ponownie spojrzała na gada, który zaczął się powoli zmniejszać, aż w końcu osiągnął dawny rozmiar. Podniosła go i wsadziła na powrót do terrarium. Wąż wysuwał język i chował, patrząc na kobietę, która powoli otwierała swoje pakunki pełne dziwnych wywarów i ziół.

     

    - Wiesz co jest najgorsze, moja droga? - spytała patrzącego na nią wciąż węża. Kobieta oczywiście nie oczekiwała odpowiedzi, ale mówiła dalej, podnosząc składniki. - Gdy nasza ambicja zapędza nas w kozi róg - odparła, idąc na tył pomieszczenia, gdzie znajdowały się jakieś drzwi. Powoli pociągnęła za klamkę, a w środku znajdował się kociołek na ogniu, do którego zaczęła wrzucać część otrzymanych składników. - Wiele lat temu przyszłam tu, nie potrafiąc przekroczyć obecnego poziomu. Miałam nadzieje, że w akademii znów bardziej się rozwinę, ale niemal nic się nie zmieniło. No może poza tym, że teraz muszę uczyć przyszłych nigdziarzy - Dodała z wyraźną niechęcią. - Można by rzecz, że to całkiem sporo, ale moja ambicja sięga dalej. Mam nadzieje, że teraz uda mi się przekroczyć pewien jej próg, a to wszystko może mi się udać dzięki tobie - Wąż w żaden sposób nie reagował, ale można było odnieść wrażenie, że słucha i rozumie. - Wiele lat temu, gdy nasze losy się zetknęły, miałam co do ciebie pewne podejrzenia, moja słodka Annabelle. Być może wkrótce się przekonamy, czy słuszne - mówiła mieszając przy tym wywar w kotle.

  6. Alan

    Mimo tego, że dobiegliśmy na końcu, nie pamiętałem, kiedy bawiłem się tak dobrze jak podczas tego biegu. Nawet zapomniałem o rankingu i ocenach, gdy pokonywałem kolejne metry z Damienem, czując po prostu coś niesamowitego. Czy tak właśnie wyglądała zabawa? Dawniej nie miałem okazji czegoś takiego uświadczyć, a przynajmniej nie w taki sposób. Spostrzegłem twarz wyraźnie niezadowolonego księcia i w pierwszej chwili nie byłem pewny czy jakoś go być może nieświadomie nie uraziłem. Może w chwili, gdy mu pomogłem zraniłem jego dumę... Czy mógł poczuć się z tego powodu gorszy? Wszystko się wyjaśniło, gdy zaczął mówić, na co lekko się uśmiechnąłem. Nim zdążyłem coś powiedzieć do rozmowy wtrącił się Julian, który ponownie pokazywał, że nie był jak typowy snobistyczny książę. Czułem nawet pewien rodzaj radości, widząc, że nie byłem jedynym tego typu księciem.

    - Julian ma racje - powiedziałem spokojnie w kierunku Damiena, lekko przy tym wzruszając ramionami. - Poza tym, chętnie następnym razem spróbuje wspólnej wspinaczki - Uśmiechnąłem się do księcia.

     

    Nic więcej nie miałem okazji powiedziedzieć, bo zaraz zaczął mówić profesor. Słuchając uwag nauczyciela spostrzegłem, że zwykle radosny Kato był teraz jakiś nadąsany, zupełnie jak nie on i równie szybko spojrzałem lekko oburzony na Edwarda. Zastanawiałem się, co takiego mu powiedział, że tak zdenerwował chłopaka. Coraz bardziej nie rozumiałem, co Sophie w nim widziała. To prawda, że ją uratował, za co byłem mu wdzięczny, ale nie byłem już pewny, co on sam o niej myśli. Przede wszystkim była moją kuzynką i nie chciałem, by miała złamane serce. Zachowanie Abraxasa mnie wcale nie zdziwiło, to było w jego stylu. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że już nie słyszę profesora, a gdy spojrzałem w jego stronę, ten właśnie szedł w naszym kierunku. Nie byłem do końca pewny, co o tym myśleć. Nadmieni jak ja i Julian słabo wypadliśmy, mimo bycia rodowitymi książętami? A może chodziło o coś innego? Szybko się okazało, że się myliłem, bo nauczyciel, nie tylko okazał się nie być oburzony naszą pozycją, ale jeszcze nas pochwalił. Coraz bardziej zaczynałem lubić profesora Daramisa.

     

    Niedługo potem zaczął się czas oceniania. Nie zdziwiłem się, widząc jak Ambrosius zajmuje pierwsze miejsce, a zaraz zanim Leon. Nadal za nim nie przepadałem i nie sądziłem by to się zmieniło, ale był tym razem lepszy i nie mogłem temu zaprzeczyć. Widząc komu przypadła trójka, uśmiechnąłem się szczerze do Aidana, chcąc mu w ten sposób pogratulować. Byłem naprawdę zadowolony tym jak pokazał, że może pokonać mnie czy Eryka, mimo, że nie urodził się na królewskim dworze. Zdziwiłem się jednak, gdy zobaczyłem jak mi przypada piąte miejsce, czego się zupełnie nie spodziewałem. Julian znalazł się zaraz za mną, ale miałem wrażenie, że bardziej zasługiwał na piąte miejsce niż ja. Edward był następny, być może za to co powiedział Kato, który był za nim. Pierwszy raz jednak widziałem, by Abraxas tak słabo wypadł. Miałem nadzieje, że nie wyżyje się za to na Odionie będącym za nim. Jedenasty był Damien, na co lekko się uśmiechnąłem do księcia, a jednocześnie byłem zmartwiony wiedząc już komu przypadło dwunaste miejsce.

     

    Spoglądałem na Hectora z niepewną miną, pamiętając jego reakcje na niedawne ostatnie miejsce. Niestety moje przeczucia mnie nie myliły. Hector cały czas mówił o tym jak to będzie mogryfem. Zastanawiałem się jak mogę mu wyjaśnić, by nie brał tak tego do siebie, że to nadal pierwszy dzień i ma czas na poprawę. Przynajmniej do chwili, gdy mnie zamurowało, na to co powiedział dalej. Gdy tylko profesor obwieścił koniec lekcji, nagle znów zacząłem biec, tak szybko jakbym jeszcze tego niedawno nie robił, ale nie w kierunku pryszniców, a klasy księżniczek. Musiałem po prostu się upewnić i niewiele mnie teraz obchodziło w jakim byłem stanie. Elisabeth musiała zaliczyć, cały czas sobie to mówiłem, pokonując kolejne metry.

  7. Sophie

    Po swojej odpowiedzi przez cały czas starała się wyczytać coś z twarzy nauczycielki. Choć próbowała tego nie pokazywać, dziewczyna strasznie się stresowała. Powodem nie tylko było to jak nauczycielka zaczęła oceniać inne uczennice, ale też to, że w ostatnim czasie nie wypadała najlepiej w rankingu, a teraz chciała to naprawić. Poczuła szok, gdy spostrzegła na twarzy nauczycielki pojawiający się uśmiech, a potem poczuła jak ta przełożyła jej kosmyk włosów za ucho. W trakcie każdej z tych czynności rosła w niej nadzieja, że być może zdołała sobie poradzić. Wszelkich wątpliwości pozbawiła ją dopiero wypowiedź kobiety, zwłaszcza, gdy usłyszała to jak ją ponownie nazwała. Znów powróciło jej wspomnienie jak to mama zawsze tak się do niej zwracała, gdy była dzieckiem. Na niewielką chwilę można było dostrzec jak tłumi w sobie łzy.

     

    Wspomnienia dawnych lat zniknęły zaraz po tym jak usłyszała imię Letycja, które szybko skojarzyła. Śnieżka, tak nazwała ją Emeralda w czasie lekcji dobrych uczynków. Ponownie poczuła się porównywana do popularnej baśniowej księżniczki. Niby to nic złego, w końcu Śnieżka była niezwykle piękna i znana. Sophie również podziwiała mamę Edwarda. Mimo to nie chciała być cieniem baśniowej księżniczki. Pragnęła własnej baśni, by znano ją jako ją, a nie kogoś kim nigdy nie będzie. Teraz pewnie wszyscy zaczną myśleć, że ze wszystkich sił stara się do niej upodobnić. Zwłaszcza po tym, co stało się na lekcji komunikacji ze zwierzętami. To nie było prawdą. Naprawdę polubiła Edwarda, a on zarzekał się, że nie patrzy na nią jak na swoją mamę. Jej rozmyślenia nad tym skończyły się w chwili, gdy usłyszała Emeraldę, która była wyraźnie niezadowolona. Nie do końca jednak rozumiała, co chciała przekazać Constantine. Przez myślenie o Śnieżce i jej podobieństwie do siebie, nie zwróciła większej uwagi, na to, co mówiła nauczycielka o jej potknięciu.

     

    Starała się już o tym nie myśleć, a tylko skupić się na dalszej części lekcji. Nauczycielka nie zmieniła swojego nastawienia, mimo tego, że jeszcze przed chwilą była niezwykle pogodna, teraz znów stała się wymagająca. To tylko przekonywało Sophie, że musiała sobie dobrze poradzić, skoro nauczycielka w jej wypadku nie wykazała żadnych nerwów. Lucinda, która była jedną z groźniejszych konkurentek, nie zdołała odpowiedzieć na pytanie w sprawie nietypowego malowania ust, co trochę zdziwiło Sophie. Vivienne ponownie pokazała, że nie ma zamiaru zostać z tyłu. Sophie teraz już nawet nie była pewna, czy ponownie nie będzie za nią. Chociaż wiedziała, że to nie było miłe, to poczuła się przyjemnie, widząc potknięcie Emeraldy. Nie mogła przecież walczyć z własną naturą, a prawda była zawsze taka, że Sophie nigdy do końca święta nie będzie. Mimo, że współczuła jej na obiedzie, nie zmieniało to tego ile razy dziewczyna ją atakowała, czasem nawet bardzo boleśnie raniąc.

     

    W pewnym momencie zauważyła, że zostały już tylko jej współlokatorki. Była ciekawa, czy choć trochę zdołała przemówić Czytelnicze do rozumu. Mimo, że się różniły i raczej nigdy się nie polubią, to nie chciała by ciężka praca księżniczki Magdalene poszła na marne, a nawet Stephanie, za którą nie przepadała. Po prostu zawsze była zdania, że trzeba uszanować czyjś poświęcony czas, a ona mogła to zrobić jedynie nie zajmując ostatniego miejsca. Oczywiście zatkało księżniczkę w momencie, gdy ruda dziewczyna otworzyła usta. Sposób jej wypowiedzi był Sophie zupełnie obcy, brzmiał tak plebejsko i dziwnie. Mimo to wydawała się wiedzieć, co nieco na temat własnej urody. Słysząc uwagę o piegach czy strachu na wróble musiała się naprawdę wysilić, by powstrzymać chichot. Nie wiedziała jednak jak zareagować, gdy Czytelniczka zwróciła się w jej kierunku. Czy nazwała ją księżniczką, bo próbowała w jakiś nieznany jej sposób ją znieważyć, czy może nie miała tego na celu? Była zupełnie zmieszana, gdy dziewczyna skończyła mówić. Nie była nawet w stanie zwrócić uwagi na wypowiedź drugiej współlokatorki.

     

    Dopiero gdy nauczycielka wróciła na podwyższenie, dziewczyna doszła do siebie, znów spoglądała na kobietę i uważnie jej słuchając. Nie widziała potrzeby, by korzystać z zamkowej garderoby, sama miała pełno strojów w kufrach, które były do niej odpowiednio dopasowane. Czekała już tylko na to, aż zostaną ocenione. Szok pojawił się u niej szybciej niż się spodziewała. Nie była pierwsza, nie była to również Vivienne, czy Lucina, a ktoś kogo by się nie spodziewała. Czytelniczka pokonała je wszystkie, w co nie mogła uwierzyć. Dopiero uwaga Constantine wyrwała ją z szoku. Nie mogła zaprzeczyć, że sama miała wrażenie że wypadła od niej lepiej. Vivienne też wydawała się lepsza. Jak mogły przegrać z dziką dziewczyną z małego miasteczka? Odpowiedź i wyjaśnienie szybko nadeszły ze strony nauczycielki. Zmarszczyła lekko brwi, gdy jej słuchała, ale zaraz pojawiło się również zrozumienie. W końcu mimo języka, którego używała podczas wypowiedzi trzeba było przyznać, że Czytelniczka potrafiła naprawdę sporo powiedzieć o swoim typie urody, chociaż sama nadal czuła, że było to trochę niesprawiedliwe. Dopiero, gdy siedząca obok zawszanka złapała ją za dłoń, dostrzegła swoją dwójkę i lekko się uśmiechnęła do dziewczyny. Vivienne była trzecia, co było dla niej wyraźnym szokiem, którego zawszanka nie potrafiła ukryć. Gdy Constatine dostała czwarte miejsce, siedząca obok Sophie na chwilkę złapała ją za obie dłonie i ciepło się do niej uśmiechnęła. Co ciekawe druga współlokatorka, nie była ostatnia, a Monica, której coraz bardziej było szkoda księżniczce. Gdy wróżki obwieściły koniec lekcji, Sophie zabrała swoją torbę i powoli wyszła, zdając sobie przy tym nagle sprawę jaka lekcja ją teraz czeka. Bała się, że będzie w grupie z tym strasznym nigdziarzem z obiadu. Miała nadzieje, że w jej grupie będzie ktoś kto jej pomoże jakby do czegoś doszło, chociażby Alan. Nie mogła wykorzystywać przecież ciągle Edwarda, który i tak wiele dla niej zrobił. Spojrzała nagle na swoją parasolkę i idącą obok Constantine.

    - Muszę ją zanieść przed następną lekcją - powiedziała wyjątkowo niespokojnie do księżniczki obok. - Nie chce by się zniszczyła - Choć wiedziała, że to słuszne, to nie chciała tego robić. Jej skóra była bardzo delikatna i już na obiedzie odczuła jak słońce jej szkodzi, a teraz będzie musiała wytrzymać całą lekcje i nie była pewna czy przez to nie zasłabnie.

  8. Thomas i Christian

    Widok pierwszego miejsca u Czytelniczki, na początku był szokiem, ale gdy widziało się, co zrobiła, nie można było zaprzeczyć, że na nie zasłużyła. Zupełnie inną sprawą było drugie miejsce, które zupełnie nie powinno trafić do tego leszcza, tak uważał Christian. Durna nora pełna robali? I co w tym obrzydliwego? Miał naprawdę wielką ochotę zgarnąć to robactwo i wrzucić je w gacie tego nigdziarza. Nadal pamiętał, co mówił Navin, a to tylko jeszcze bardziej wzmacniało irytacje. Byle frajer, który wylazł z lasu i puszył się jak nie wiadomo kto. Chłopak zacisnął dłoń w pięść, zauważając jak profesor kieruje się teraz do niego i nigdziarki obok.

     

    Uśmiechnął się delikatnie, słysząc słowa skierowane do siebie ze strony nauczyciela, a potem widok trójki nad swoją głową jeszcze bardziej poprawił mu nastrój. Nie było to złe miejsce, najlepsze jakie zdobył tego dnia, ale nie był też zadowolony. Uważał, że był lepszy od Ravera pod każdym względem. Nadal mimo to był zdania, że obecny nauczyciel był najlepszy ze wszystkich, których do tej pory mieli. Jako jedyny potrafił zobaczyć kto jest prawdziwym nigdziarzem i nie potrzebował do tego durnej magii. Zmrużył oczy, słysząc, co profesor mówił do nigdziarki obok. Zdobycie informacji o tym czym była mogło być korzystne, istniał jednak problem. Zdobywanie tego typu informacji nigdy nie należało do jego specjalności. Musiał to jeszcze dokładnie przemyśleć.

     

    Zaczął z zaciekawieniem rozglądać się po klasie, by zobaczyć miejsca innych. Spostrzegł jak udawana nigdziarka zajmuje dziesiąte miejsce i lekko się skrzywił. Miał naprawdę nadzieje, że zajmie ostatnie miejsce. Mimo wszystko i tak nie mógł się powstrzymać, by nie pokazać jej kilku nieprzyjemnych gestów. Chociażby za ich pomocą pokazał jak kiedyś zostanie bezużytecznym śmierdzącym kotem. Nic jednak nie mogło tak go uradować jak paskudna piętnastka nad głową Thomasa. Widok niemal idealny za wszystkie upokorzenia jakich doznał z jego strony. Nie ukrywał prób nabijania się z nigdziarza poprzez śmiech czy obraźliwe gesty.

     

    Sam Thomas zdawał się nie bardzo zwracać uwagę na swoje miejsce. Najwyraźniej nie miał zdolności by pogarszać wygląd, czy mimo to miał się czym przejmować? Ta lekcja i tak w jego uznaniu nie miała żadnej wartości na przyszłe życie. Z drugiej strony już raz sprawił, że czyjś wygląd się znacznie pogorszył, a obserwując zachowanie Christiana miał wrażenie, że wkrótce się to powtórzy.

     

    Wtedy też spojrzał Lavalle'a, który dość nietypowo się rozgadał. Przez całą lekcje nigdziarz miał niewiele do powiedzenia, ale teraz było inaczej. Słuchając go spoglądał na Adelie. Thomas czuł, że ten miał zdecydowaną racje. Gniew, który ukazała Czytelniczka był jak najbardziej prawdziwy. Nie raz w końcu sam to widział i mógł dzięki temu bez problemu zauważyć, kiedy ktoś tylko udaje to uczucie. Jeśli nauczyciel tego nie dostrzegał musiał być kompletnie ślepy. Pytanie brzmiało, czy niewinna zasmarkana dziewczynka była tylko udawana z jej strony, czy może naprawdę sama nie wiedziała jaka jest naprawdę. Chciał nawet coś odpowiedzieć nigdziarzowi, ale ten zdążył już odejść. W końcu sam chwycił własną torbę i również ruszył ku wyjściu z klasy, chcąc skorzystać z prysznica, by zmyć bajzel z głowy przed kolejną lekcją. Stanął w drzwiach, widząc dość nietypowy widok.

     

    Po korytarzu poruszał się wąż dziekan, tylko jakby znacznie większy. Teraz miał ze cztery metry, a w paszczy trzymał jakąś paczuszkę. Strasznie się ślinił zostawiając resztki jadu na podłodze, co z pewnością było cenne dla alchemika. Nie to jednak było najciekawsze. Thomas gdy tak przypatrywał się oczom gada miał wrażenie, że widzi w nich gniew, który kierował na każdą mijającą klasę. Zaraz za Thomasem stanął Christian, który na początku chciał przepchnąć się przez nigdziarza, ale również stanął jak zamurowany. Dostrzegł jednak coś jeszcze poza wężem, poruszającego się za nim kruka dziekan. W dziobie również trzymał jakąś znacznie mniejszą paczkę i chyba miał złamane skrzydło, bo było nietypowo wygięte. Nagle pomyślał, że to idealna szansa na zemstę. Dziekan dwukrotnie go dziś upokorzyła. Zabranie paczki przerośniętemu gadowi było głupie, ale, co mógł mu zrobić ptak ze złamanym skrzydłem?

     

    Przepchnął się nagle obok Thomasa i podbiegł w kierunku ptaka, wyrywając mu paczkę z dzioba i kopiąc go przy okazji, gdy ten próbował się bronić. Christian nie mógł nacieszyć się zdobyczą, bo Annabelle, która nawet na niego nie spoglądała grzmotnęła go z dużą siłą ogonem, sprawiając, że nigdziarz wylądował na ścianie zamroczony, strasznie przy tym jęcząc. Kruk znów przechwycił paczkę, zostawiając Christiana, podczas gdy Thomas kręcił głową, zastanawiając się przy tym ile głupot musi zrobić ten kretyn, by dostać w końcu nauczkę. Spostrzegł jak Christian sięga po nóż i lekko zmarszczył brwi, widząc jak ten celuje w węża.

    - Przeklęte bydle - mówił słabo, wyraźnie zamroczonym głosem, próbując wycelować w tył gada.

     

    Crystal

    Siedziała spokojnie przy biurku, pijąc herbatę. Był to chyba jedyny spokojny moment tego dnia. Oczekiwała na powrót swojego ptaszka i Annabelle, bo te miały jej dostarczyć kilka składników alchemicznych. Akademia, choć bogata w wiele rzeczy, nie miała wszystkiego. Sama nie mogła opuszczać jej murów, chyba, że Dyrektor by pozwolił. Właśnie dlatego musiała w tym celu używać pomocników. Zamiast składników pojawiło się jednak coś innego. Dopiła spokojnie herbatę patrząc na ranking uczniów po pierwszym dniu.

     

    https://docs.google.com/document/d/1gPIRgHkBfF5Z_iHinwUwtuHk-JUfpLxSSRE5pupUwfY/edit

     

    Pierwsze miejsce, nie bardzo ją zadowalało. Raver nie był beztalenciem na pewno nie, ale wolałaby na pierwszym miejscu zobaczyć kogoś innego. Chociażby Elvire, która teraz zajmowała trzecie miejsce. Bardzo jej się podobała ta dziewczyna. Żałowała, że sama nie była tak zimna jak ona, gdy była w jej wieku. Z drugiej strony, pierwszego zabójstwa dokonała będąc niemal w jej wieku. Była wtedy taka głupia, uroki młodości. Judith, która też była jej faworytką i zajmowała aktualnie drugie miejsce, ponownie za Raverem. Znów spojrzała na pierwsze miejsce i zmarszczyła brwi. Niewiele mogła o nim powiedzieć, poza tym, że miał tupet, bo jako jedyny miał odwagę do niej przyjść po przedstawieniu, które zrobiła na korytarzu. Zwykle, gdy dawała taki pokaz, uczniowie nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Zastanawiała się w co próbował pogrywać ten chłopak i co właściwie chciał udowodnić. Wyniki innych uczniów nie były dla niej zaskoczeniem, ale i tak nie mogła sobie darować uśmiechu. Adelia z Lasu za Światem, nie tylko zdołała zaliczyć, ale pokonała jeszcze dwoje innych nigdziarzy. Nigdy nie powinna była wątpić w Dyrektora. W czasie obiadu to zrozumiała, ale pierwszy też raz widziała tak intrygującą Czytelniczkę. Obecna grupa nigdziarzy zapowiadała się naprawdę ciekawie.

  9. Sophie

    Zagłębianie się w wyobraźni i poszukiwanie własnego rodzaju urody pochłaniały więcej czasu niż Sophie mogła przypuszczać. Z całego obecnego zamyślenia, wyrwała ją informacja o zbliżającym się końcu czasu. To wystarczyło, by Sophie znów całą swoją uwagę skupiła na książce. Nie mogła tym razem wypaść nisko, wiedziała to dobrze. Kim w końcu będzie jeśli wiecznie będzie zajmować miejsca poniżej swojego statusu? Kilkakrotnie wracała do informacji o urodzie chłodnej zimy, starając się wpoić sobie jak najwięcej informacji, a jej myśli krążyły wokół wyobrażeń swojego wyglądu w podanych barwach. Nim się jednak obejrzała padło pierwsze imię zawszanki, którą okazała się Nerysa. Uniosła wzrok znad książki, będąc ciekawą tego jak jej pójdzie.

     

    Nie zauważyła w odpowiedzi zawszanki żadnych nieprawidłowości, była raczej normalna i zawierała chyba wszystkie informacje jakie były podane, ale nie była też do końca pewna, gdyż nie sprawdzała tego typu urody. Dostrzegła, że nauczycielka chyba nie do końca takiej odpowiedzi oczekiwała. Niestety obserwacja kolejnych wypytywanych zawszanek przynosiła dziewczynie coraz więcej niepewności. Nauczycielka była bardzo wymagająca, nawet bardziej niż ci, których poznała w zamku. Mimo, że Sophie starała się z całych sił przekonać samą siebie, że będzie dobrze i nie powinna się martwić, czuła jak jej dłonie się lekko trzęsą.

     

    Ponownie poczuła również pewien rodzaj współczucia dla Monici. Widać było, że się starała na każdej dotychczasowej lekcji, a mimo to jej nie wychodziło. Wszystkie tu były swoimi rywalkami, w końcu wyniki wpływały na ich los. Mimo to, Sophie nie była, aż tak zimna i nieczuła, by nie zwrócić uwagi na zapłakane oczy dziewczyny, które widziała kolejny raz. Musiała naprawdę tym wszystkim się stresować. Zdziwiło ją również to, że księżniczka Magdalene sobie nie poradziła. Tajniki urody nie były jej w końcu obce, bo sama potrafiła niesamowicie zmienić wygląd Czytelniczki. Nie mówiąc o tym, że wychowała się na dworze królewskim, a mimo to nawet ona nie zachwyciła nauczycielki. Dayla trochę uspokoiła nerwy Sophie, przynajmniej do czasu, aż nauczycielka nie zadała jej pytania, które całkowicie zmieszało dziewczynę. Aria, która była zaraz po niej, również nie wyszła najlepiej z tego wszystkiego.

     

    Zaczęła się coraz bardziej zastanawiać jak wiele uczennic zdoła zadowolić wymagającą nauczycielkę, aż nie spostrzegła, że ta teraz kieruje się w ich stronę. Spoglądała jak wybierała do odpowiedzi Constantine, miała nadzieje, że zawszanka zdoła sobie poradzić, przy okazji sama czuła nerwy świadomością, że zaraz będzie najpewniej jej kolej. Poczuła niespodziewaną ulgę, widząc jak dziewczyna obok radzi sobie całkiem dobrze z opisem swojego typu urody. Oczywiście na tym nie można było poprzestać, bo jeszcze nadeszło kolejne pytanie. Sophie zauważyła oczywiście nerwy, które prześladowały Constatntine, gdy udzielała odpowiedzi. Nie dziwiła się jej, zwłaszcza po tym, co do tej pory zobaczyły. Zbyt wiele czasu nie miała, by nad tym rozmyślać, bo nagle padło jej imię. Początkowo nie wiedziała jak zareagować, bo to jak określiła ją nauczycielka skojarzyło jej się z mamą, tak wiele czasu minęło odkąd słyszała to określenie. Nie mogła jednak nad tym długo rozmyślać, bo nauczycielka oczekiwała odpowiedzi, zacisnęła mocniej dłoń na swojej parasolce, jakby chciała, by ta dodała jej otuchy. Na niewielką chwilę zamknęła oczy, chcąc się skoncentrować, aż w końcu zaczęła mówić.

     

    - Rozważałam różne zimne typy urody, które mogłyby do mnie pasować - powiedziała wyjątkowo spokojnie, nie ukazując wcześniejszych nerwów. - Czysta zima wydawała się na początku do mnie pasować, aż nie dostrzegłam problemu związanego ze swoją barwą oczu, więc musiałam wykluczyć ten typ - Na chwilę przerwała, by złapać oddech i zaraz kontynuowała dalej. - Głęboką zimę wykluczyłam natychmiast, to nie jest typ mojej karnacji. Została więc ostatnia opcja, którą była chłodna zima, wydająca się najbardziej do mnie pasować. Osoby o tym typie urody mają chłodną delikatną cerę, podobnie jak ja. Włosy czarnej barwy też utwierdziły mnie w przekonaniu do tego typu urody - przerzuciła je delikatnie jakby chciała to podkreślić. - Nie mówiąc o oczach, bo zostało wyraźnie zaznaczone, że ciemne oczy występują w tym typie urody. Pasującymi do mnie barwami powinna być biel, którą czasem nosze, zwykle na ważnych przyjęciach. Czerń jest kolejną barwą, która miałaby do mnie pasować, ale sama nie przepadam za tym kolorem na sukniach i staram się go unikać. Czasem zdarza mi się nosić suknie w szarej barwie, ale też raczej rzadko to robię - Ponownie na chwilę zamilkła aby złapać oddech. - Morska zieleń jest natomiast kolejnym kolorem, którego nie chciałabym na sobie ujrzeć. Pozostają ostatnie kolory. Granat jest moim zdaniem piękną barwą. Nie można jednak moim zdaniem nosić go zbyt często, bo z pięknego stanie się nudny. Jeśli chodzi o fiolet zdarza się, że pojawiam się w sukniach o tej barwie, ale raczej rzadko to robię i pozostaje już tylko róż. Moim zdaniem jest to typowa i nazbyt powszechna barwa u damy. Nie uważam by róż był brzydki, po prostu jest zbyt powszechny - Zamknęła na sekundę oczy, zastanawiając się nad czymś, aż nie zaczęła kontynuować nadal swoim wyniosłym i pewnym siebie tonem, jak przystało na prawdziwą księżniczkę. - Powiem szczerze, że przeżyłam szok, widząc, że moja ukochana barwa do mnie nie pasuje. Zawsze odkąd pamiętam nosiłam żółte suknie, które uwielbiałam, poczułam więc smutek, mając teraz świadomość, że to nie mój kolor, aż nie dostrzegłam, że cytrynowa żółć nadal pasuje do mojego typu urody i to w takich barwach zwykle się pokazuje - Lekko się uśmiechnęła, aż nie zaczęła mówić dalej. - Teraz napomnę o makijażu  - Potrzebowała chwili na zebranie myśli. - Powiem otwarcie, sama nie stosuje go wiele. Uważam, że mój typ urody nie potrzebuje przesadnych jego ilości, które mogłyby wszystko bardziej zepsuć niż poprawić. Mimo to według informacji, które przeczytałam, proponowane są mi barwy takie jak srebro, które miałoby podkreślić moje oczy, czy błękit, a nawet granat jak w przypadku sukni oraz fiolet.  Wyobrażałam sobie siebie w tych barwach, będąc na początku pozytywnie nastawioną do nich, zwłaszcza, jeśli chodzi o srebro i błękit do podkreślenia oczu. Ostatecznie  uznałam, że bez tego typu dodatków wyglądam lepiej. No i pozostały barwy na usta w postaci czerwieni i fioletu. Nie maluje ust na fioletowo. Nie chce tak ich podkreślać, wybieram zdecydowanie czerwień. Jeśli chodzi o pani pytanie, to moim zdaniem prawda jest taka, że wszelkie zbyt jasne i ciepłe kolory, nie pasują do chłodnej zimy. Mówiąc najprościej, chłodna zima łączy się lepiej z ciemnymi kolorami, dzięki nim wyglądając zdrowo i wyraziście w przeciwieństwie do chłodnego lata, które często jest mylone z chłodną zimą i to właśnie mu pasują jasne i zarazem ciepłe barwy - dodała niezwykle spokojnie, nadal nie ukazując przy tym nerwów, nie licząc mocno zaciskających się dłoni na parasolce.

     

    Alan

    Nadal nie byłem do końca zachwycony ponownym biegiem, starałem się mimo to o tym nie myśleć. Podobnie jak cała reszta zdjąłem marynarkę i położyłem torbę, by zaraz zacząć lekko rozciągać mięśnie. Nagle spostrzegłem uśmiechającego się Aidana i również odwzajemniłem uśmiech. Gdy wspomniał o tym, że szybko biega, przypomniałem sobie jak pierwszy raz ćwiczyliśmy razem walkę mieczem i faktycznie wykazał tam sporą szybkość oraz zwinność. Miał również racje, że prawdziwi książęta w tym ja mieli sporo tego typu ćwiczeń, gdyż musieliśmy dbać o formę. Przypomniało mi się nawet jak mój instruktor zabrał mnie na biegi po lesie. Ojciec nie był tym na początku zachwycony, chciał bym się trzymał wyznaczonego placu, dopiero po wielu próbach przekonania zgodził się na to. Wtedy czułem się naprawdę wolny, jakbym nie był księciem i nie miał żadnych obowiązków, a byłem tylko ja oraz droga przede mną i wolność. Chciałem nawet coś odpowiedzieć Aidanowi, nim jednak zdążyłem profesor zaczął mówić,

     

    Słysząc o kolejnym pomyśle lekko zmarszczyłem brwi. Nie do końca byłem przekonany czy będzie on dla nas korzystny. Gdy w końcu nauczyciel podzielił się swoim pomysłem, nie byłem pewny jak zareagować. To nie tak, że miałem coś przeciw bieganiu w parze, bardziej obawiałem się na kogo w tych parach trafię. Chociażby nie uśmiechało mi się towarzystwo Ambrosiusa w czasie tego zadania. Szybko moja niepewność, co do tego pomysłu całkiem zanikła, gdy usłyszałem jak będą łączone pary. Zastanawiałem się, z kim do grupy trafię. Odpowiedź nadeszła szybciej niż sądziłem. Ujrzałem jak w moją stronę idzie książę Damien, w którego niedawno stanąłem obronie. Mówiąc szczerze nadal zbyt wiele o nim nie wiedziałem, bo tylko raz z nim rozmawiałem. Wydawał się bardzo miły. Uścisnąłem z nim dłoń na powitanie i lekko się uśmiechnąłem, słysząc go.

    - Więc wspólnie będziemy biegli powoli - Lekko wzruszyłem ramieniem.

     

    Zaraz potem zająłem miejsce z księciem, czekając na sygnał do startu. Zdziwił mnie fakt jak Eryk zachował się w stosunku do Aidana, do tej pory wydawał się uważać go za gorszego. Być może źle go oceniłem. Obserwowałem kolejne grupy, aż w końcu pojawił się sygnał do biegu i ruszyłem wspólnie z Damienem. Najpierw mieliśmy pobiec przez Główny Hol. Niestety problemy pojawiły się już na samym początku. Mimo, że starałem się biec jak najwolniej, Damien nie był w stanie dotrzymać mi tępa. Musiałem jeszcze bardziej zwolnić, by nie zostawić go z tyłu. W tym czasie wyminął nas już Ambrosius z Leonem a zaraz potem Aidan z Erykiem. Ten pierwszy z drugiej pary się na chwilę na nas obejrzał, rzucając nam smutne spojrzenie, ale pobiegł dalej poganiany przez Eryka. Widziałem po minie towarzyszącego mi księcia, że nie był z siebie zadowolony. Poklepałem go lekko po ramieniu, mówiąc by się nie przejmował i wróciliśmy dalej do biegu.

    W końcu dotarliśmy do Głównego Holu gdzie czekała kolejna niemiła niespodzianka. Damien się potknął niemal upadając, w ostatniej chwili zdołałem go przed tym uchronić, a w tym czasie zdołał nas wyminąć Kato i Edward. Mój towarzysz mruknął coś jakby przepraszam, ja odparłem by się nie przejmował i biegliśmy dalej. Zdołaliśmy dotrzeć w końcu w okolice Leśnego Tunelu, wtedy Damien zaczął ciężko oddychać i trzymać się za żebro. Widziałem jak zaciska zęby starając się biec dalej, ale ja już widziałem, że męczyła go kolka. Zaraz potem dogonił nas Abraxas i Odion. Duży chłopak wyglądał na zmęczonego i strasznie się pocił, mimo to biegł dalej. Niedługo za nimi spostrzegłem Juliana i Hectora, którzy powoli nas doganiali. Książę pomagał wyraźnie wyczerpanemu Hectorowi, który opierał się na jego ramieniu, ale się nie poddawali. Widząc ich razem doznałem inspiracji i nagle sam złapałem za ramię Damiena, opierając je no swoim karku. Książę był tym wyraźnie zdziwiony, ale się nie opierał i znów zaczęliśmy biec wspólnie. W tym czasie linię mety przekroczył już Ambrosius i Leon jako pierwsi, a za nimi byli Aidan i Eryk, potem Edward i Kato, a czwarty dobiegł Abraxas i Odion. Teraz nasza czwórka walczyła o przedostatnie miejsce. Mimo tego, że żadne z nas nie było sobie wrogie, wszyscy dawaliśmy z siebie ile tylko mogliśmy. Pomimo, że byliśmy spoceni, a ubrania lepiły się do naszych ciał, nie zważaliśmy na to, chcąc dobiec do mety. W końcu się nam udało, ale nasze starcie zakończyło się wspólnym remisem. Cała nasza czwórka przebiegła linie mety w tym samym czasie. Uśmiechnąłem się lekko do Damiena, mówiąc mu, że to był dobry wyścig.

  10. Thomas i Christian

    Po tym jak zapewnił nigdziarce swoistą transformacje, Christian oparł się na ławce, czekając na koniec lekcji. Tym razem był właściwie pewny swojego pierwszego miejsca. W końcu zrobił coś naprawdę niesamowitego. Nie tylko sprawił, że włosy tej zołzy nadawały się dla prawdziwej wiedźmy, to na dodatek były tak straszne, że przeciętny zawszanin na jej widok nocą robiłby w gacie. Akademia była problemem, bo nie podobał mu się sposób w jaki nauczyciele uczyli zła. Niby w czym choćby te talenty miały pomagać w byciu złym? Czy gadanie tej Lesso jak powinien wyglądać złoczyńca. Właściwie chociaż to była pierwsza lekcja, która mu się podobała, to nadal nie było to czego oczekiwał odkąd tu trafił.

     

    Zdziwił się jednak, słysząc głos tej małomównej wiedźmy. Tak na dobrą sprawę, nie spodziewał się, że zacznie mówić. Podejrzewał nieco, że nie jest człowiekiem, ale gdy to potwierdziła lekko zmarszczył brwi. Nie bardzo znał się na stworach zamieszkujących Puszczę, dlatego nie był w stanie stwierdzić czym ona właściwie jest. Poczuł mimo to niepewność, gdy wiedźma wpatrywała mu się w oczy, a w jej własnych dostrzegł swoje. Jedno pytanie teraz chodziło mu po głowie; czym ona do cholery była? Nawet chciał coś powiedzieć, zbierając w sobie resztki odwagi, ale nie zdążył tego zrobić, bo podobnie jak u innych nigdziarzy jego uwaga skupiła się na miejscu, z którego docierał krzyk.

     

    Chwilę wcześniej Thomas rozglądał się po klasie, gdyż nie zostało mu już nic innego do roboty po tym jak on i Lavalle skończyli zadanie. Jego wzrok skupiał się głównie na Elvirze. Nie potrafił z jakiegoś powodu oderwać spojrzenia od jej gładkiej bladej skóry, niesamowitych błękitnych oczu jak i pięknych włosów. Zmrużył delikatnie oczy, widząc jak druga wiedźma wylewa na nie krew. Bardziej jednak martwił go fakt, że nie poczuł nawet obrzydzenia na ten widok, a chyba powinien, mimo, że w życiu widział mnóstwo krwi. Włosy, które się od niej kleiły do pięknych już raczej nie należały. W tym wypadku tak tego nie postrzegał i potrzebował sporo siły woli by odwrócić wzrok od nigdziarki.

     

    Spojrzenie skierował na chwilę ku ławce Christiana. Musiał przyznać, że wiedźma, która się do niego dosiadła zapewniła mu ciekawą fryzurę. Pojawiło się jednak zaskoczenie, gdy spostrzegł jak teraz wygląda siedząca z nim nigdziarka. Mówiąc szczerze, nie spodziewał się, że jego współlokator potrafi zrobić coś dobrze, w tym jednak wypadku nie mógł zaprzeczyć, że to co zrobił wygląda prawdziwie nigdziarsko. Dłuższe skupienie nad tym dobiegło końca, gdy jego uwagę odwrócił krzyk z tyłu klasy.

     

    Był kompletnie zaskoczony tym, co teraz widział. Nie był nawet pewny czy patrzy na tę samą osobę, którą widział zaledwie kilka chwil temu. Jak miał niby zresztą uwierzyć, że mała zasmarkana Czytelniczka pokazała taki temperament o jaki nikt jej nie podejrzewał? Z niedowierzaniem patrzył co wyczyniała z fryzurą i twarzą Ravera. Nigdy za nim nie przepadał, a mimo to nie sądził by ten był osobą, która pozwala każdemu na takie rzeczy. Włosy podobnie jak twarz tego nigdziarza z każdą chwilą przypominały coraz gorszy koszmar. Nagle zdał sobie sprawę, że już ktoś podejrzewał Czytelniczkę o złą naturę, ale dziekan za tę teorię została znieważona przez resztę klasy. Teraz zaczynał się zastanawiać czy ta kobieta mogła mieć racje. Nie zdziwił się nawet, gdy profesor przyznał jej pierwsze miejsce.

     

    Podobnie zareagował Christian, który chyba pierwszy raz nic nawet nie komentował ani się krzywo nie uśmiechał. Po prostu patrzył jak skamieniały, nie mogąc uwierzyć w to co teraz widzi. Zapomniał nawet o tym jakie on zapewnił dzieło nigdziarce obok, bo to co widział teraz biło jego umiejętności na głowę. Mógłby wiele zrozumieć, ale jakim niby cudem zrobiła to ta Czytelniczka? Zaczął się nawet zastanawiać czy czymś się nie zatruł przez co oczy płatają mu teraz figla. Dopiero obwieszczenie profesora sprowadziło go na ziemie, na co lekko mrugnął.

    - Coś tam słyszałem jak ludzie gadali, że dziekan za rozróbę na obiedzie wini te całą Adelie - Ciężko było powiedzieć czy mówi do Alisy, bo nawet na nią nie patrzył tylko dalej na Czytelniczkę. - Wtedy myślałem, że to takie pieprzenie z jej strony, a teraz nie wiem, co właściwie myśleć - mówił nadal wyraźnie zszokowany, co jak na niego było wyjątkowo nietypowe.

  11. Sophie

    Natychmiast spostrzegła jak niedawny chichot Constantine, sprawił, że księżniczka była jeszcze bardziej urocza niż zwykle. Rozumiała jednak dlaczego starała się tego nie okazywać. W końcu sama starała się na co dzień zachować spokój i opanowanie, bo tak była uczona. Zaraz jej uwagę zwróciło co innego, a były to słowa, które zawszanka mówiła. Nic dziwnego, że nigdy nie widziała nikogo o podobnej urodzie do niej. Nigdy nie poznała do tej pory córki czarownicy. Pomimo, że jej mama jak każda kobieta w rodzie, miała zdolności magiczne, to nigdy nie kierowała się tą drogą, więc zapewne dlatego ona urodziła się z naturalnymi barwami. Nie ukrywała również lekkiego zawodu, gdy Constantine nie dokończyła historii o swojej siostrze. Sophie zanim zaczęła również ponownie zaglądać do książki, spojrzała jeszcze kątem oka na zawszankę.

     

    - Chciałabym kiedyś poznać resztę tej historii, tak jak zobaczyć twoją krainę - powiedziała cicho, zanurzając chwilę później nos w książce.

     

    Nie kłamała w tej sprawie, albowiem nigdy nie widziała nic poza swoją krainą. Zawsze uważała Śnieżne Wzgórza za klejnot całej Puszczy, teraz jednak rozumiała jak bardzo nie miała racji. Tak wiele krain, których nigdy nie pozwolono jej oglądać, a przy tym tyle inspiracji. Naprawdę chciała pewnego dnia to wszystko zobaczyć, a przynajmniej do czasu, aż sobie coś uświadomiła, a przy tym lekko skrzywiła. Wiedziała albowiem, że z Akademią czy bez jej życie było niemal zawsze częścią czyjegoś planu. Jeśli Alan nie wróci z Akademii, ona zajmie tron jako przyszła władczyni, przeciągając tym samym wieczną tradycje czego zresztą od początku pragnął jej ojciec. Natomiast jeśli tego nie zrobi będzie nikim, a jej przyszłość pozostanie niepewna. Prawda była oczywista, jej jedyna nadzieja była w tronie. Alan mógł być dobrym kuzynem, ale gdy założy rodzinę ona stanie się dla niego zapomniana.

     

    Starała się skupić ponownie na lekcji, nie chcąc o tym myśleć. Mówiąc szczerze, nie spodziewała się takich kolorów, pasujących do siebie. Biel zdarzało jej się czasem nosić, zwykle na wykwintnych kolacjach wujostwa ubierała się w śnieżno białe suknie. Czerni nie znosiła, kojarzyła się jej z chorobą, smutkiem czy nawet śmiercią. W jej garderobie próżno było znaleźć tego typu suknie. Natomiast jeśli chodziło o szary... to miała kilka sukni w tej barwie, ale raczej niewiele, ten kolor wydawał jej się po prostu nudny. Morska zieleń? Zdecydowanie koszmar, nawet wolała sobie nie wyobrażać siebie w czymś takim. Granat był ciekawą perspektywą na jakieś wyjątkowo ważne okazje, które nie miały być szalonymi przyjęciami, więc i takich sukni kilka miała. Fiolet był dla niej bardzo sporadyczny. To nie tak, że go nie lubiła, po prostu jakoś nie czuła tej barwy. No i róż... wydawał jej się zbyt prosty i przewidywalny. Wychodziło więc, że biel najbardziej jej odpowiadała z tych barw, które tu proponowano. Zaniepokoiło ją, że nic nie widziała o swojej ukochanej żółci. Nagle zdębiała, bo odnalazła swoją barwę, ale wśród tych, które jej odradzano. Sukienki żółte do niej nie pasowały, co było bolesnym ciosem, który mówił przy okazji jakim bezguściem musiała być. Na szczęście szybko znalazła coś, co natychmiast ją uspokoiło. Cytrynowa żółć nadal do niej pasowała, na co odetchnęła z ulgą.

     

    Teraz jej wzrok skierował się na tekst o podkreślaniu urody. Srebro wydawało się ciekawe do podkreślania oczu, mogłaby w nim wyglądać pięknie na balu. Niesamowity błękit też kusił. Granat i śliwka... nie bardzo jej pasowały. Mogła zrozumieć granat jako suknie, ale na pewno nie do podkreślenia oczu. Jeśli chodziło o usta... to zdecydowanie wybrałaby czerwień, zupełnie sobie siebie nie wyobrażała w fiolecie na ustach, aż ją ciarki przeszły na samą myśl. Spojrzała na postać, która była przykładem jej urody i lekko zmarszczyła brwi. Emeralda nie miała racji, nie była Śnieżką, tylko Sophie ze Śnieżnych Wzgórz teraz i zawsze tak będzie.

     

    - Ciekawe - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na Constantine. - Masz unikać barw, które mi są dane - lekko wzruszyła ramionami, znów spoglądając do książki. - Nie lubię jednak czerni, więc raczej nie będę jej nosić, a nad bielą pomyślę. Mimo wszystko zawsze kochałam żółć - powiedziała, rozglądając się po sali i zauważając piękny cytrynowo żółty materiał. Wyobrażając sobie siebie w sukni o takiej barwie na balu z upiętymi w kok włosami podkreślonymi lekko czarną kredką oczami oraz niesamowicie czerwonymi ustami. Zaraz też oczami wyobraźni ujrzała jego, czekającego na nią księcia, który chwyta delikatnie ją za dłoń. Tajemniczy książę z jej wyobraźni, znów okazał się Edwardem, na co szybko pokręciła głową i wbiła twarz w książkę by ukryć rumieniec, który pojawił się na jej twarzy.

     

    Alan

    Widząc zupełnie inne niż do tej pory spojrzenia skierowane ku mnie, lekko mnie zatkało. Nie spodziewałem się zupełnie takiej reakcji. Najbardziej mimo to zaskoczyło mnie zachowanie profesora, po którym właściwie nic nie byłem w stanie określić. Zaczynałem się nawet zastanawiać czy jakoś go nie uraziłem, zwłaszcza gdy zaczął patrzeć w okno. Poczułem jak Aidan mnie lekko szturcha i domyślałem się, co ma na myśli, ale nie mogłem już cofnąć tego co powiedziałem i chciałem jednocześnie wiedzieć.

     

    Wtedy też profesor się odwrócił i powiedział to czego powinienem się spodziewać. Akademia nie miała ocen, o nie, ona zaważała na naszym życiu, dosłownie. Każdy kto ją ukończy będzie miał z góry ustalone życie, gdy tylko Baśniarz sobie o nim przypomni. Nie mówiąc o mogryfach czy tych, którzy nie zdali, a ich los pozostawał nieznany. Moi rodzice może mogliby się postarać by zabrać z Akademii mnie oraz Sophie, ale tego nie zrobią, wierząc, że oboje sprowadzimy im baśnie, a nasze królestwo dzięki nam stanie się sławne. Mówiąc szczerze, o ile na początku chciałem stąd odejść, tak teraz tego nie chciałem. Poznałem prawdziwych przyjaciół, których nigdy nie miałem i nie chciałem ich zostawiać. Ponadto miałem misje ważniejszą teraz niż ukończenie Akademii, musiałem pomóc Elisabeth wrócić do domu, a słysząc, że gdy to wszystko się skończy znów wszystko wróci do normy, poczułem lekki smutek. Nie chciałem zapominać o swoich przyjaciołach, a nie byłem pewny jak na nich zareagowaliby moi rodzice. Szybko wyrwałem się ze swojego potoku myśli, słysząc o wyścigu. Znowu? Pomyślałem zrezygnowany, pamiętając ostatni bieg.

  12. Thomas i Christian

    Po zakończonym zabiegu z włosami nigdziarza, Thomas spojrzał na swoje śmierdzące wciąż dłonie. Mimo, że niewiele go obchodził wygląd innych, sam nie czuł się dobrze z tym jak zmienił włosy sąsiada z ławki. Lavalle nie był jego kolegą ani nawet znajomym, mimo to psucie czyjegoś wyglądu bez powodu mu się nie uśmiechało. Nie kupował tego co mówił profesor, bo co miał niby wygląd do potęgi? To było głupie. Nic już jednak nie powiedział, czekając teraz na to aż nigdziarz mu się odwdzięczy i zajmie się jego włosami. Zauważył jak ten się waha, nie rozumiał jednak dlaczego. Żaden z nich nie miał wyjścia, musieli w końcu wykonać tę błazenadę, w innym wypadku mogli mieć spore problemy. Wtedy też dotarły do niego słowa jakie wypowiedział Lavalle. Ponownie chodziło o jego moc? Nie był pewny czy zdoła nad nią zapanować? Dziekan powinna z nim o tym porozmawiać i dać mu wskazówki. Z drugiej strony nic jej o tym nie powiedział, a on tego za niego nie zrobi. Nie była to jego sprawa, więc nie miał zamiaru się mieszać

     

    - Przeżyłem nie jedną ostrą zimę - powiedział bez emocji nim ten zaczął, co nie było kłamstwem.

     

    Pamiętał jak panowały ostre mrozy, a on otulał się starym obrzydliwym kocem, siedząc przy słabym ogniu, rozpalonym na resztkach drewna, które znalazł. Przestał o tym myśleć, czując olej wylany na głowę. Myśl o tym jak teraz wyglądał, sprawiła, że mimowolnie się skrzywił i pierwszy raz tego dnia marzył aby jakaś lekcja już dobiegła końca. Zaraz też poczuł inne uczucie niż odrazę, a był to ból. Mimo, że tego nie okazywał, zupełnie jak teraz. Chociaż nic po sobie nie dał poznać oczywistym było, że Thomas czuł teraz ból. Mimo to, jeśli ktoś poczuje go tyle samo co on w ciągu niemal całego życia zaczyna po prostu uważać go za naturalną część życia. W końcu ból kojarzył się też ludziom z rzeczami pięknymi. Kobiety czuły ból, gdy rodziły, a nadal chciały to robić, a ten ból dawał im potem radość. Gdy człowiek podejmuje się wysiłku, czując ból, wie, że podjął się go właściwie. Wszystko to było częścią życia, co Thomas już dawno zrozumiał. Nie trwało długo, gdy przestał go czuć podobnie jak i dłonie Lavalle'a. Spojrzał na swoje odbicie w jednej z buteleczek, marszcząc przy tym brwi, widząc swoje włosy, które przypominały teraz niemal sople. Spojrzał niewielką chwilę później na nigdziarza, nie będąc pewnym czy mu się przesłyszało, ale w odpowiedzi wzruszył lekko ramionami.

     

    - Zawsze mogło być gorzej - odparł niedługą chwilę później, opierając się przy tym twardo o oparcie krzesła, a następnie kierując niepostrzeżenie wzrok na Elvire, nie wiedział dlaczego, ale zastanawiało go czy nie zacznie się nim teraz brzydzić.

     

    - Co ty odwalasz?! - warknął Christian nim wiedźma zdążyła go przycisnąć do ławki.

     

    Zupełnie nie spodziewał się tego ataku od tej wariatki, przez co nawet nie był w stanie się bronić. Czuł jak wylewa mu coś na głowę i to cholernie śmierdziało, zupełnie jak gnijący trup lub coś w tym guście. Nie to jednak było najgorsze, a to, co wyrabiała dalej. Wcierała wszystko mu to tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz jego skóra mu zejdzie z czaszki. Próbował się uwolnić od wiedźmy, ale ta starannie go skrępowała. W końcu go uwolniła, a on mógł zobaczyć jej obrzydliwe dzieło w odbiciu. Chłopak nigdy nie dbał o higienę i niewiele go obchodziło jak wygląda, ale mimo to był wściekły na to jak go potraktowała, ale nie na to najbardziej. Słysząc jak to coś wspomina o jego matce, przez chwilę wyglądało jakby miał ochotę ukręcić jej łeb. Zaraz jednak się uspokoił przy okazji podciągając rękawy. Naprawdę chciał się zemścić, ale nie teraz, gdyż miał ochotę zaliczyć tę lekcje.

     

    - Mam w głowie setki pomysłów - warknął, chwytając, co dziwne delikatnie włosy wiedźmy. - Mam teraz pewną myśl - powiedział wyraźnie zamyślony, sięgając po jedną z butelek i wylewając na włosy wiedźmy coś kleistego, co było podpisane, jako szlam. - Jakiś czas temu koło mojej wioski mieszkała ciekawa babka - mówił, skręcając przy tym włosy wiedźmy, sprawiając, że te zaczynały przypominać jakby plemienną fryzurę, a szlam je odpowiednio sklejał. - Wszyscy się jej bali, nawet my, ale dobrze się z nią handlowało, kupowała wszelkie śmieci, bo bawiła się w jakieś voodoo - Zaczął się lekko śmiać, na samo wspomnienie o tym i zarzucił skręcone włosy, sprawiając, że te opadły lekko na twarz wiedźmy. - Jeden z naszych, kiedyś chciał pokazać jak to się jej nie boi, poszedł do niej, a potem go już nie widzieliśmy - Znów zaczął rechotać. - Znaczy znaleźliśmy go jakiś czas później, a właściwie jego skurczoną głowę do rozmiaru szpilki wiszącą na jej drzwiach, wysuszoną ze zszytymi ustami oraz oczami - Teraz na dłoń wylał sobie czymś czerwonym, co było podpisane jako krew jelenia. Chlapnął tym z dłoni we splątane przypominające bardziej teraz dredy włosy Alisy, na tyle obficie, że ta krew zaczęła z nich skapywać, wyglądała teraz zupełnie jakby kogoś zabiła. - Przypominasz ją trochę - Uśmiechnął się drapieżnie. - Cóż mi ona nie przeszkadzała, ale chłopaki się wkurzyli, więc gdy spała wdarli się do niej i poderżnęli gardło, a chatę spalili - mówił dalej, umieszczając w jakimś ciemnym oleju niewielkie kości zwierząt, które po zabarwieniu na czarno wplątywał jej we włosy, a gdy już to zrobił, chwycił jeszcze stare pajęczyny, które również jej wplątał, Alisa przypominała teraz, dziką plemienną wiedźmę. - Lepiej się pilnuj, bo w życiu różnie bywa - Zmarszczył lekko brwi jakby mu czegoś jeszcze brakowało i chwilę później postawił na szczycie jej głowy jakąś czaszkę, prawdopodobnie psa lub czegoś o podobnej wielkości i kształcie. Najciekawszą jednak sprawą było to, że nie zniszczył włosów wiedźmy, a sprawił, że ta wyglądała upiornie, zupełnie jakby mogła zabić wyglądem. - Sądzę, że skończyłem, chociaż wsadziłbym ci jeszcze kość w nos, ale mowa była tylko o włosach, szkoda - Chytrze się uśmiechnął i usiadł, nadal się gotując wewnątrz i planując swoją zemstę. Mógł już teraz to zrobić na tej lekcji, ale nie bardzo miał ochotę na niską ocenę przez tą wiedźmę, a zniszczenie włosów to była zdecydowanie za słaba zemsta za to upokorzenie, które mu zapewniła. Kolejna sprawa była taka, że nie dokończył tej historii, bo nim wiedźma zginęła przeklęła jego kumpli, sprawiając, że stali się bezmózgimi zombie, które teraz błąkają się bez celu po lesie, ale tego wiedzieć nie musiała.

  13. Sophie

    Dziewczyna, wróciła wraz z Constantine na miejsce, wybierając przy okazji trochę srebrnych dodatków, które miały podkreślić jej urodę. Niedługo po tym, jak nauczycielka kazała otworzyć książki, Sophie jakiś czas obserwowała różne typy urody, szukając tego właściwego dla siebie. Wiedziała już, że ma zimny typ, tylko jaki dokładnie? Tego nadal nie była do końca pewna. Zaczęła więc czytać o każdym typie urody, zbliżonym do swojego by siebie dopasować do odpowiedniego. Czysta zima? Zapowiadała się ciekawie, zwłaszcza w kwestii czerni włosów. Nie miała jednak niebieskich czy zielonych oczu, te pierwsze odziedziczył Alan, nie ona. Głęboka zima? Nie musiała nawet długo myśleć, w końcu nie miała ciemnej karnacji. Wykluczając te dwie opcje została ostatnia, chłodna zima i to właśnie ta wydawała się do niej najbardziej pasować. Miała delikatną chłodną cerę, włosy też wydawały się dopasowywać w ten typ i tutaj, co prawda nic nie pisano o czarnych oczach, ale w jako jedynym tego typie urody napisano, że występuje ciemny typ, więc kolejna wskazówka pasująca do niej tylko wszystko potwierdzała. Zaczęła przeglądać dział z dodatkami, aż nagle usłyszała Constantine.

     

    - Jestem chłodną zimą - powiedziała na głos z niekrytym entuzjazmem, a kiedy zrozumiała jak wyglądała jej reakcja, na jej twarzy pojawił się rumieniec. - Wybacz, księżniczko Constantine, ale nigdy nie znałam tak dokładnie swojego typu urody. Wiedziałam, że jest zimny, ale nic ponadto - Gdy skończyła mówić, zaczęła przyglądać się koleżance. - Mówiąc szczerze, zdziwiłaś mnie, również byłam pewna, że masz ciepły typ urody - Przyłożyła lekko palec wskazujący pod brodę. - Nie wiem czy ci pomogę, bo uważam, że masz wspaniałą urodę, ale w królestwie z którego pochodzę takiego typu nie widziałam - znów zaczęła się zastanawiać, patrząc przy tym zarówno na dziewczynę i do książki. - Nie jestem pewna, ale mam wrażenie, że trochę przypominasz mi typ zgaszonego lata - powiedziała z wyraźną zadumą patrząc teraz bezpośrednio na księżniczkę.

     

    Alan

    Z chwilą gdy profesor zaczął mówić o swoim przedmiocie, starałem się skupić teraz na nim. Słysząc, że lekcje nie będą polegały na doborze dezodorantów, środków do włosów czy ubrań, poczułem jak spada mi kamień z serca. Na wieść, że lekcje będą bardziej polegały na utrzymaniu formy fizycznej, uśmiechnąłem się. Tego typu ćwiczenia nie były dla mnie tajemniczą, bo sam musiałem odbywać liczne treningi by unieść ciężar swego miecza, a potem jeszcze nim walczyć. Jedynie te gorące źródła oraz sauna nie należały do rzeczy, za którymi przepadałem. Pochodziłem z zimnych rejonów Puszczy i po dziesięciu minutach zwykle miałem dość takich rozrywek. Lekko się zarumieniłem, słysząc kolejną część naszego przedmiotu. Oczarowywanie dam? Nie wiedziałem dlaczego, ale z jakiegoś powodu znów pomyślałem o Elisabeth i lekko przełknąłem ślinę. Skup się, powtarzałem sobie. Ona chciała wrócić do domu, nie interesowała się mną bardziej niż Aidanem i tak powinno zostać, musiałem to zapamiętać. Spojrzałem na Eryka, słysząc jego pytanie i poczułem się zakłopotany, na samą myśl, że Elisabeth widziała mnie niedawno w takim stanie czyli lepkiego i śmierdzącego. Zaraz potem uświadomiłem sobie, że mnie też coś męczyło i uniosłem rękę, a gdy profesor na mnie spojrzał otworzyłem usta.

    - Chciałem się dowiedzieć, profesorze. Czy Etykieta Rycerska i Pielęgnacja Męskości, będą nas obowiązywały przez cały okres Akademii? Czy może tylko w tym roku i powinniśmy z tego powodu, wziąć się ciężko do pracy, wiedząc, że to nie żarty - Miałem tylko nadzieje, że nie zabrzmiałem niegrzecznie, ale naprawdę mnie to ciekawiło i dlatego chciałem wiedzieć.

  14. Chociaż długo siedzę na forum, jestem mało znanym użytkownikiem. Jestem aktywny w sumie w tylko jednym dziale. Nie zasłynąłem nigdy na forum nie wiadomo czym, swoich ficów nigdy tutaj nie dodawałem, będąc zbyt czułym na krytykę. Dawniej gdy jeszcze istniały nagrody bywałem bardziej aktywny w tematach, jednak gdy zniknęły jakoś straciłem do tego chęci. Mówiąc szczerze nawet nie planowałem zabawić na forum długo, mimo to jednak stało się jak stało i pokochałem pisanie chociażby w sesjach i poznałem kilku wspaniałych ludzi. Mimo, że raczej jestem mało widoczny, postanowiłem się również wypowiedzieć. Więc wracając do tematu, jestem przeciwny przenoszeniu forum, przynajmniej w obecnej postaci. Rozumiem, że to trzymanie trupa, który z czasem zniknie, jednak zniszczenie obecnego i stworzenie nowego forum bez obecnych opowiadań czy sesji które wciąż trwają, jest dla mnie zupełnie nietrafionym pomysłem. Sam aktualnie piszę w jednej sesji już od roku i myśl, że ta cała zniknie na nowym forum mnie przeraża. Tak więc obecnie jestem przeciwny przenosinom.

  15. Thomas i Christian

    Widząc brak reakcji u nigdziarki, Christian uznał, że te tak sparaliżował ją strach, że nie miała odwagi mu odpowiedzieć. Zauważył kątem oka, że ta nagle na niego spojrzała i krzywo się uśmiechnął. Czy ona naprawdę sądziła, że się jej przestraszy? Pomyślał, nadal się uśmiechając. Zaraz jednak lekko mrugnął w wyraźnym szoku, widząc, a raczej nie widząc źrenic dziewczyny. Patrzył jak ta kładzie łapska na ławce i zaczyna ją niszczyć, na widok czego zmarszczył brwi. Jego dłoń zaczęła się kierować do ukrytego noża. Nie bał się, co prawda tej dziewczyny, ale wolał nie ryzykować otwartej walki z tym czymś. Nic nie zdążył zrobić, bo nagle pojawił się obok nich profesor. Nie czuł ulgi z powodu jego obecności, a bardziej irytacje, gdy zwrócił uwagę na tę wiedźmę drugiej kategorii zamiast na niego, podczas gdy on był lepszy. W końcu kogo to obchodziło, w co się zmienia? Już wiedział jak on jej upiększy buźkę na tej lekcji.

     

    Thomas nie próbował nawiązać żadnego kontaktu z nigdziarzem ze swojej grupy. To nie tak, że coś do niego miał. On po prostu z reguły nie był zbyt kontaktowy z innymi. Życie na odludziu i niechęć ludzi do niego zrobiła swoje. Kątem oka zauważył drobinki lodu na ławce, powstające pod dłońmi nigdziarza. Zmarszczył lekko brwi, aż dostrzegł, że to nie ławka, a brud na niej zamarzał. Zainteresował go ten fakt. Czyżby moc tego nigdziarza, nie działa na pewne rzeczy? Wyglądało to tak jakby materiał, z którego była ławka nie reagował. Wiedział jednak, że działa na ludzi i to dlatego go ostrzegł przed dotykiem, teraz już był co do tego pewny. Nie zamrażał przecież tego syfu na pokaz, to tylko był dowód jak nie panuje nad mocą. Zupełnie inna sprawa niż z Raverem, który w pełni kontrolował swój żywioł.

     

    Przestał się skupiać na sąsiedzie z ławki, słysząc ponownie głos nauczyciela i teraz skupił uwagę na nim. Nie bardzo miał ochotę na siłę szpecić nigdziarza obok. Z drugiej strony jeśli oleje polecenie nauczyciela, to najpewniej oboje obleją, a to nie było żadne wyjście. A więc mieli zająć się włosami? Spojrzał na sztywne białe włosy nigdziarza obok i lekko się skrzywił. Naprawdę nie chciał tego robić i nie miał ochoty by ten później robił to z jego włosami. Mimo wszystko zawsze starał się dbać o higienę głowy, a teraz pójdzie to na marne. Widząc jak Lavalle daje mu znak by on zaczął, Thomas kiwnął głową, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że rozumie i powoli wstał.

     

    Nie miał problemu by sięgnąć włosów nigdziarza, w końcu był wysoki, musiał się nawet nachylić by dobrze się przyjrzeć. Chwilę patrzył na nigdziarza, a zaraz potem na środki, które miały go oszpecić, zastanawiał się, co powinien z nim zrobić by całkiem nie zniszczyć mu włosów, a jednocześnie żeby zaliczyli tę błazenadę. Zdecydował się w końcu sięgnąć po słoiczek z jakimś tłuszczem i wylał jego zawartość na dłoń. Skrzywił się, czując ohydny smród jaki wydzielał płyn, położył dłoń na włosach nigdziarza i zaczął mu wcierać tłuszcz, krzywiąc się przy tym jednocześnie. Nie mówiąc o tym, że czuł się strasznie głupio, zajmując się czyimiś włosami. Gdy już skończył wcierać tłustą substancje, zastanawiał się, co dalej. Nie bardzo miał ochotę go farbować, zdecydował się więc teraz posypać go popiołem, a następnie użył czegoś kleistego. Planował tym lekko poskręcać przetłuszczone kudły nigdziarza. Wszystko starał się robić na tyle ulgowo by ten mógł potem doszorować głowę, no chyba, że będzie chciał zachować styl z tej lekcji, co jak dla niego byłoby dziwne. Skrzywił się ponownie, czując zapach dochodzący teraz z głowy nigdziarza. Obserwował jego przetłuszczone, brudne, śmierdzące, a przy tym poskręcane włosy, uznając, że to już chyba wystarczy.

     

    Widząc jak nauczyciel do niego mruga, Christian wyszczerzył zęby. Ponownie został zauważony, niezaprzeczalnie to on był obecnie najlepszy w klasie. Tym bardziej spodobała mu się wieść, że może zająć się włosami tego mutanta. Spojrzał na wszystkie środki i myślał od czego zacząć. Na początek szukał czegoś na łysienie, sama myśl o tym go bawiła. Sięgał właśnie po jeden z środków, gdy nagle usłyszał strzelenie palcami u dziewczyny obok i lekko zmarszczył brwi.

    - Ja zacznę - warknął lekko się przy tym uśmiechając. - Gdy z tobą skończę, nawet matka cię nie pozna i możesz mi potem za to podziękować, bo na pewno zaliczysz. Więc siedź spokojnie jak na babę przystało i na razie mi nie przeszkadzaj - Znów się lekko uśmiechnął, szukając odpowiedniego środka.

  16. Sophie

    Przykładała pełną uwagę temu, co mówiła nauczycielka. Nie dlatego, że nic wokół jej nie interesowało, tylko chodziło o to, co sobie obiecała jeszcze przed lekcją. Starała się już nawet, nie błądzić myślami wokół Edwarda, by znów przypadkiem się nie rozproszyć. Nie odrywała więc wzroku od chodzącej wokół kobiety, czekając na kolejne instrukcje dotyczące obecnej lekcji. Księżniczce nie były obce zasady pielęgnowania urody, ale to nic nie zmieniało. Potrafiła się przecież pięknie przywitać, a mimo to nie była pierwsza. Jeśli natomiast chodziło o lekcje dobrych uczynków czy komunikacji ze zwierzętami, to aż szkoda było o tym myśleć. Wypadła w końcu beznadziejnie na obu tych przedmiotach, jak zupełnie nie ona. Teraz nie mogło tak być.

     

    Mrugnęła delikatnie, słysząc temat dzisiejszej lekcji. Mówiąc szczerze, w królestwie Śnieżnych Wzgórz występował jeden typowy rodzaj urody. Mieszkańcy, którzy nawet gdzieś wyjeżdżali unikali długiego przebywania na słońcu. Po prostu już zbyt bardzo przywykli do jego słabszego blasku i zbyt długie przebywanie na mocnym słońcu, bywało dla nich szkodliwe, choćby dlatego dziewczyna też osłaniała się swoją parasolką. Z tych też powodów, nie miała okazji poznać wielu typów urody, a właściwie głównie dlatego, że teraz pierwszy raz opuściła królestwo.

     

    Gdy nauczycielka wspomniała o wypróbowaniu różnych kreacji, dziewczyna się delikatnie uśmiechnęła. Wiedziała od początku, że nie będą tylko w mundurkach. Na całe szczęście, sama wiedziała jakie stroje do niej zwykle pasowały. Żółte sukienki były dla niej typowe i zawsze lubiła barwę ciepłej żółci. Jednak prawdziwie elegancko wyglądała zawsze w białych sukniach lub błękitnych, które zwykle wkładała na bardzo ważne okazje. Mało kto ją w takich widywał. Była pewna, że nie miałaby problemu z wybraniem odpowiedniej kreacji dla siebie. Jeśli chodzi o pracę w parach, też powinna sobie poradzić. W końcu już kiedyś pomagała szlachciankom dobierać ubiór. Natomiast w kwestii o fryzury, to ona niemal zawsze miała rozpuszczone włosy. Tylko podczas ważnych okazji, upinała je w kok. Nie była mimo to pewna tutejszych specyfików. W końcu zawsze używała tylko najlepszych, które mogły jednocześnie zadbać o jej delikatną cerę.

     

    Z chwilą gdy nauczycielka przeszła teraz do omawiania typów urody i chwilę później podkreśliła jak ważne jest wszystko co mówi, Sophie jeszcze bardzie się przyłożyła by słuchać wszystkiego co w tej chwili było powiedziane. Sama zresztą była niemal od samego początku pewna, jaką była obdarzona urodą. W końcu pochodzenie jej długiego rodu mówiło samo za siebie, więc nie była to żadna tajemnica. Zauważyła jak nagle kobieta podeszła teraz do niej, na co dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła z myślą, że ponownie zdołała zwrócić na siebie jej uwagę, w klasie pełnej innych księżniczek.

     

    Lekko przytaknęła nauczycielce, gdy ta wspomniała jej imię. Ponadto kobieta tylko potwierdziła, co było oczywiste. Uroda z jaką się urodziła, nie była tajemniczą. Gdy padło pytanie o jej pochodzenie, dziewczyna potwierdziła skąd pochodzi i znów się lekko uśmiechnęła, skupiając się na lekcji gdy tylko nauczycielka od niej odeszła. Spoglądała jak teraz nauczycielka odezwała się w kierunku Nerysy, a przy tym popełnia błąd, mówiąc o miejscu jej pochodzenia. Mówiąc szczerze rozumiała jej pomyłkę. To nie tak, że uważała by Nerysa miała pospolity typ urody. Po prostu ona sama po cerze nie potrafiłaby poznać czyjegoś pochodzenia. No chyba, że ta osoba by była ze Śnieżnych Wzgórz.

     

    Widok kryjącego się za zasłoną lustra, nie zrobił na Sophie jakiegoś piorunującego wrażenia. Było imponujące i piękne, ale sama przecież na zamku widziała wiele równie imponujących pięknych luster. Zainteresował ją za to fakt oceny urody na podstawie żyłek, występujących na nadgarstkach. Nigdy nie słyszała o tej metodzie. Chociaż znała swój typ urody, sama uniosła nadgarstek z ciekawości, by ujrzeć własne niebieskie żyłki. Chciała spojrzeć jeszcze, jakie miała Constantine, chociaż już podejrzewała, że była przykładem urody ciepłej, ale nim zdołała prosić o to siedzącą obok niej księżniczkę, ta już powoli szła do nauczycielki po materiały, więc sama również do niej dołączyła.

     

    Alan

    Słysząc jak Kato nazwał mnie księciem, lekko się nadąsałem. Co było ze mną nie tak? Przecież nie chciałem brzmieć wyniośle, czy jak następca tronu, tylko miałem zamiar mu okazać wdzięczność za jego wsparcie. Położyłem lekko brodę na biurku, czując się zakłopotany. Zawsze chciałem mieć jakiś przyjaciół, a tymczasem wszystkich od siebie odtrącałem. Nawet Aidan na początku lekcji nadal widział we mnie następce tronu. Kątem oka spojrzałem na Abraxasa, Edwarda, Eryka i Ambrosiusa. Może się tylko oszukiwałem i w niczym nie byłem inny niż oni. Czy to właśnie naprawdę wśród nich było moje miejsce? Zaraz jednak kątem oka spojrzałem na Aidana.

     

    - Widziałem jej obraz - odparłem smętnie, nie kryjąc ponurego tonu. - Piękna blondynka, zupełnie nieprzypominająca nigdziarki o niezwykle bladej urodzie, niczym mieszkanka mojej rodzinnej krainy - mówiłem jakby maksymę wyuczoną na pamięć, nie podnosząc przy tym brody z biurka. - Też nie widziałem jej w czasie ataku. Być może nie wszyscy nigdziarze zjawili się na polanie albo nie każdy miał ochotę walczyć, ciężko ocenić - lekko wzruszyłem ramionami i szybko zamilkłem by nie przeszkadzać już profesorowi.

     

    Słysząc jak profesor wspomina o rozgadujących się uczniach, znów lekko się zakłopotałem, w końcu sam niedawno to robiłem. Zastanawiało mnie jaki konkurs będzie chciał zrobić i jak w nim wypadnę. Przynajmniej tak było, aż nie wspomniał o wydarzeniach podczas obiadu. Nadal trochę dziwnie się czułem po ataku dziekan Akademii Zła. Mimo wszystko, wydawało mi się, że zrobiłem słusznie. Chciałem pomóc Elisabeth, zwłaszcza gdy widziałem jak wszyscy ją tak bezpodstawnie oskarżyli. Zdziwił mnie jednak fakt, że profesor nie udzielał nam nagany za nasze zachowanie, a nawet je popierał, chyba jako jedyny. Zmarszczyłem lekko brwi, gdy wspomniał o nigdziarzach, atakujących zawszanki i przypomniałem sobie o tym jak ten drań bez powodu zaatakował Sophie, a potem kolejny Elisabeth. Profesor miał racje, oni by to na pewno zrobili.

     

    Spojrzałem kątem oka na Aidana i zmarszczyłem lekko brwi, przypominając sobie o wszystkim co czytałem, na temat Dyrektora Akademii. Nikt nie widział go od czasu wojny. Dyrektor, choć był w wieży, miał wiedzieć o wszystkim, co działo się w Akademii. Czy więc widział też moje wspólne włamanie do Akademii Zła? A jeśli tak było, to czemu nic z tym nie robił? Sam przecież chyba wymyślił te zasady, dlaczego więc nie dba by ich przestrzegano?

    - Nie mam pojęcia - powiedziałem w końcu, patrząc na Aidana. - Nawet jeśli tak jest, to chyba niewiele go to interesuje, bo nic z tym nie robi, więc najwyraźniej nie ma powodu by się martwić - Uśmiechnąłem się pokrzepiająco w jego kierunku.

  17. Thomas i Christian

    Słysząc o zawszanach, którzy będą trzęśli się ze strachu na sam ich widok, Christian już nie mógł się doczekać, aż przejdą do lekcji o deformacjach i mutacjach. Niestety na to przyjdzie mu czekać jeszcze rok. Nigdy nie dbał o higienę i własny wygląd, wiedząc po prostu od początku, że tak zachowuje się prawdziwy nigdziarz. Spojrzał kątem oka po klasie i na chwilę zatrzymał wzrok na ławce, w której siedziała Elvira i jej współlokatorki. Nie do końca sądził, by im pomogła jakakolwiek transformacja. Kto mógł się ich bać? Tak jak zwykle to miało miejsce, Thomas miał zupełnie odmienne zdanie od swojego współlokatora. Mówiąc szczerze jego ciało mu jakoś specjalnie nie przeszkadzało i nie bardzo miał ochotę je na siłę zmieniać w coś obrzydliwego, tylko po to żeby kogoś straszyć. Nigdy nie potrzebował do tego wyglądu w miasteczku, z którego pochodził. Tam opowieści, plotki oraz jego styl życia załatwiły całą sprawę, wygląd był do tego zbędny. Oboje mimo to mieli takie same odczucia, gdy nauczyciel kazał im się dobrać w pary.

     

    Thomas był samotnikiem, nie potrafił współpracować. Poza Elvirą, Navinem i Christianem właściwie nie bardzo choćby rozmawiał z jakimś nigdziarzem w klasie. No dobra był jeszcze Raver, ale ci dwaj ostatni, raczej nie byli na liście osób, z którymi chciałby podjąć jakąkolwiek współprace. Christian też chciał działać sam, uważając, że inny nigdziarz zniszczy mu radość płynącą z tej lekcji. Ostatecznie jednak nie przeszkadzała mu myśl by pomóc trochę Elvirze przy jej wyglądzie, tak w ramach rekompensaty za wszystko co go spotkało ze strony Thomasa. Zaraz każdy z nich zwrócił wzrok na Navina, który właśnie wszedł do klasy.

     

    Nawet trochę zastanawiało Christiana gdzie ten szczurek się podział, potem pomyślał, że coś go zjadło i to tyle było z jego kariery bycia nigdziarzem. Thomas też zauważył brak Navina, ale przez to co się działo na lekcji raczej nie skupiał się na jego nieobecności. Teraz go zastanawiało, co właściwie ten robił kiedy go nie było. Zwrot, że nauczycielka go zatrzymała najbardziej go zainteresował. Nie sądził by chodziło o dziekan Crystal, ale czego on mógł chcieć od Lady Lesso lub ona od niego chwilę przed lekcją? Zmarszczył lekko brwi, widząc karę jaką zafundował mu profesor. To nie tak, że zaczął nagle komuś współczuć, ale nawet dla niego było to odrażające. Christian za to, widząc karę współlokatora, nie mógł przestać chichotać, pamiętając jak ostatnio Navin go zirytował.

     

    Chwilę śmiechu minęły, gdy nadszedł czas by spełnić polecenie profesora. Żaden z obu nigdziarzy nie wyszedł ze swojej ławki, by szukać sobie pary. Thomas spojrzał na chwilę w kierunku Elviry, patrząc z ciekawości z kim jest w parze. Mówiąc szczerze cieszyło go to, że nie wybrała jego. Nie był pewny czy gdyby była z nim w parze, to czy by nie zawaliła tego przedmiotu. Nie mówiąc o tym, że jej obecny wygląd mu odpowiadał, nie tak żeby mu się podobała czy coś. Po prostu jakoś tak było. Spojrzał krzywo w kierunku samotnego Christiana i się lekko skrzywił. Najwyraźniej współpraca z tym błaznem była mu pisana. Zdziwił się jednak, widząc jak koło jego współlokatora siada jedna z nigdziarek. Ta sama, która przeraziła niemal wszystkich na lekcji talentów, swoją straszną przemianą. Miał przeczucie, że to się źle skończy dla Christiana. Zaraz odwrócił głowę, słysząc głos nigdziarza, który się najwyraźniej do niego dosiadł. Jego talent również zapamiętał i miał przeczucie, że był on związany z jego ostrzeżeniem. Może nie do końca nad nim panował.

    - Thomas z Mruczących Gór - odparł krótko w kierunku nigdziarza. Jak zawsze po Thomasie nie sposób było wyczuć żadnych emocji w głosie, dlatego ciężko było stwierdzić, co dokładnie czuje. Mimo wszystko, raczej w chłopaku nie było wrogości. - Nie musisz się martwić - Dodał równie krótko, ale na tym nie poprzestał. - Staram się ograniczać fizyczny kontakt do minimum - odparł bez emocji i lekko wzruszył ramieniem.

     

    Christian nie był zadowolony, widząc jak nigdziarka się do niego dosiada. Miał nadzieje, że żadne z nich tu nie przyjdzie, a musiała mu się trafić jakaś kula u nogi. Ponadto, nie tylko to go irytowało. Pamiętał jeszcze rano jak opuścił komnatę i ujrzał ten jej głodny wzrok, skierowany na niego. Panienka, która myślała, że może sobie na wszystko pozwolić wymagała nauczki. Nie mówiąc już o tym, że przyszła tu na jego teren i zupełnie go zignorowała. Musiał chyba ktoś brutalnie sprowadzić ją na ziemię, a ta rola przypadła jemu.

    - Słuchaj no - warknął w jej stronę z krzywym uśmieszkiem. - Żeby było jasne, ja tu mówię, co robimy. Nie pozwolę byś spieprzyła mi tę lekcje - dodał niezwykle pewnie. - To, że imponujesz dziekan zmieniając się w jakieś tam coś nic tu nie znaczy. Zdenerwuj mnie, a szybko pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś i nie myśl, że łatwo mnie pokonać - Spojrzał na Thomasa kątem oka. - On miał tylko szczęście, a oboje wiemy, że jest na pewno silniejszy niż ty

  18. Sophie

    Niedługi czas później, dziewczyna starała się już nie myśleć o obrazie, który zobaczyła. To nie tak, że chciała go wymazać z pamięci. W żadnym razie tak nie było. Chodziło o to, że musiała się skupić na lekcjach. Patrząc na obecne wyniki była co najwyżej przeciętna. Jakby ojciec ją teraz zobaczył najpewniej nie kryłby się z tym ile zawodu mu sprawiła. Nie raz w końcu słyszała, że jest z rodu królewskiego, a ponadto wpływowej rodziny. Nadal pamiętała to jak był nią rozczarowany, gdy okazało się, że dziewczyna nie ma predyspozycji by zarządzać rodzinnym majątkiem. Nie mogła więc zawieść w byciu księżniczką, inaczej nigdy nie będzie mogła się pokazać rodzinie na oczy.

     

    Oczywiście starała się również skupiać uwagę na swoich towarzyszkach, a zwłaszcza na Constantine. Jak do tej pory chyba tę księżniczkę polubiła najbardziej. Emeraldy starała się unikać, tak jak i jej wzroku. Nie sądziła by kiedykolwiek zdołała znaleźć z tą księżniczką wspólny język. Nie trwało długo jak wszystkie dotarły pod klasę, a Constantine zaczęła wspominać im o kwiatach będących niedaleko klasy. Sophie zbliżyła lekko twarz, by powąchać owe kwiaty, były naprawdę piękne, a przy tym wydzielały przyjemny zapach. Podobnie jednak jak Alan zawsze najbardziej ceniła białe róże, przypominające jej dom. Odsunęła twarz od kwiatów, gdy usłyszała nagle głos księżniczki Magdalene, nie spodziewając się jej zupełnie w tym miejscu. Teraz przynajmniej już były świadome dlaczego kwiaty wydały się tak podobne Constantine do tych z jej rodzimych stron. Nim jednak dziewczyna zdążyła coś więcej dodać drzwi klasy otworzyły się.

     

    Nauczycielka, która opuściła klasę zdecydowanie była inna niż wszyscy nauczyciele, których do tej pory widziała. Mimo, że widać było, że ma już kilka lat na karku przez charakterystyczne zmarszczki, których sama Sophie zawsze się bała ujrzeć kiedyś na swojej twarzy. Nie mogła zaprzeczyć, że nauczycielka znała się na elegancji i poczuciu stylu. Liczne dodatki jak i niesamowita pielęgnacja ciała, zapewniły jej urok pomimo wieku. Zaraz jednak dziewczyna stanęła wraz z innymi zawszankami w równym rzędzie tuż obok Constantine, a chwilę później wraz z resztą zawszanek ruszyła. Oczywiście, gdy tylko jej stopa przekroczyła próg klasy, zaczęła się zaciekawiona rozglądać po pomieszczeniu.

     

    Klasa może i wydawała się podobna do każdej innej, ale tylko dla niewprawnego oka, Sophie zaraz dostrzegła liczne akcesoria do poprawy urody, wygodne pufy czy stoliki. Zajęła miejsce na jednej z nich, wspólnie z Constantine, ciesząc się w duchu, że w końcu uwolniła się od wrogiej Emeraldy. Zapach, który unosił się w klasie był niesamowicie przyjemny i trochę jej przypominał perfumy, których sama używała. Szybko skupiła swoją uwagę na nauczycielce, pamiętając jaki ma cel. Nie mogła tym razem wypaść przeciętnie, musiała się postarać by zająć jak najlepsze miejsce podczas tej lekcji.

     

    Kiedy dostrzegła uśmiech nauczycielki skierowany w jej stronę, dziewczyna poczuła się trochę lepiej, bo to świadczyło, że musiała zwrócić na siebie choć w niewielkim stopniu uwagę kobiety. Testy jakoś niespecjalnie martwiły Sophie. W końcu zawsze sobie dawała radę w kwestiach wyglądu, więc i tu powinna sobie poradzić. Mimo to, podręczniki ją trochę zaintrygowały. Zwłaszcza ten o zdobyciu księcia, bo znów pomyślała o Edwardzie. O tym jak był dla niej rycerski podczas obiadu, a nawet jak po lekcji dobrych uczynków czekał specjalnie na nią. Czuła jak znów wracały do niej obrazy jego niesamowitego wyglądu, gładkiej skóry, niesamowicie ciemnych oczu oraz wspaniałych zadbanych włosów. Dziewczyna szybko pokręciła głową, starając się oddalić te obrazy. Nie mogła teraz znów wypaść źle przez roztargnienie. Wtedy na pewno by już nie zwrócił na nią uwagi. Znów szybko mrugnęła, zdając sobie sprawę, że przecież priorytetem zawsze musiała być rodzina.

     

    Jej szerokie, a zarazem głębokie rozmyślania skończyły się w chwili, gdy usłyszała jak nauczycielka mówi o końcowym egzaminie i po raz pierwszy podczas tej lekcji lekko zdębiała. Były co najmniej trzy osoby, z którymi nie chciała być w grupie. Co ciekawe, nie Czytelniczka czy ta Stephanie stała na szczycie tej listy, a Emeralda. Nadal nie była pewna jak daleko może się posunąć ta dziewczyna, ale wcale by się nie zdziwiła gdyby celowo zniszczyła jej urodę byle tylko Edward przestał na nią zwracać uwagę. Nie mówiąc o kolejnej sprawie. Sophie nikomu, ale to zupełnie nikomu nie pozwalała poprawiać swojego wyglądu, chyba, że znającej się na tym służbie pałacowej. W końcu uroda dziewczyny była niezwykle delikatna, co sama nieraz zaznaczała. Tylko ona mogła się poszczycić aż tak delikatną cerą w całym królestwie.

     

    Alan

    - W tej Akademii, Aidanie wszyscy jesteśmy książętami - odpowiedziałem z lekkim śmiechem w jego stronę, widząc jego reakcje na swoje niedawne słowa.

    Niestety tylko tyle wyszło z moich ust, bo zaraz pojawił się zmachany profesor, Daramis. Mimo, że nie uczył raczej przedmiotów w moim guście, to wciąż wydawał się jak do tej pory bardzo sympatyczny. Poczułem ulgę słysząc, że mamy dziś tylko rozmawiać, z tego chyba nie dało się aż tak słabo wypaść. Powoli wykonałem polecenie i wraz z innymi wszedłem do klasy,

     

    Ponowna niespodzianka czekała mnie w klasie. Byłem pewny, że klasa będzie przesadnie urządzona, a niemal wszędzie będą jakieś flakony czy inne mazidła, które miały nam pomóc w naszej urodzie. Nic takiego nie znalazłem. Widok obrazów rycerza klękającego przed damą serca mi nie przeszkadzał, a nawet wyglądał odpowiednio na tym przedmiocie. Przez krótką chwilę, gdy na niego patrzyłem, ujrzałem zamiast rycerza siebie, a za księżniczkę, przed którą się kłaniam, Elisabeth i szybko pokręciłem głową, starając się pozbyć tego obrazu. Nie potrafiłem pojąć, co się ze mną działo. Szybko zająłem miejsce obok Aidana, starając się o tym nie myśleć, tak jak o książętach, którzy byli do mnie wrogo nastawieni. Nie żałowałem tego co zrobiłem, co więcej byłem gotowy zrobić to ponownie, jeśli byłaby taka potrzeba.

     

    Zdziwiłem się jednak, gdy ktoś podszedł do naszej ławki, a nie był to Hector. Uniosłem wzrok na nieoczekiwanych gości, którym okazali się Kato i Odion. Mówiąc szczerze już od czasu wczorajszego śniadania wydawali się wyjątkowo w porządku i nic specjalnie do nich nie miałem. Mimo to, nie spodziewałem się ich obecności teraz. Słysząc słowa Kato, byłem w niemałym szoku, ale nie tylko z powodu słów o moim zachowaniu podczas obiadu. Kato był już kolejną osobą, która potwierdzała, że wina leżała po stronie Adelii. Co jeśli ona naprawdę była wiedźmą? Elisabeth nigdy w to nie uwierzy, ale bałem się, że jeśli to prawda, to któregoś dnia może jej się stać coś strasznego przez to zaślepienie. Przestałem o tym myśleć, widząc wyciągniętą rękę, na co lekko się uśmiechnąłem się, a następnie ją uścisnąłem.

     

    - Dziękuje w imieniu swoim jak i Elisabeth, bo sądzę, że i ona by się ucieszyła. Poza tym najważniejsze, że dostrzegasz prawdę i nie winisz za to wszystko właśnie jej. Nie musisz się zadręczać tym co było. Ważna jest obecna chwila i każdy nawet najmniejszy drobny gest, który daje więcej niż się wydaje - mówiłem nadal się uśmiechając.

  19. Thomas i Christian

    Do uszu nigdziarza, który niedawno uznał, że profesor powinien być dziekanem, nie dochodziły szepty innych nigdziarzy. Ciężko było stwierdzić czy było to spowodowane tym, że nigdziarz nie zwracał uwagi w tej chwili na innych, będąc niezwykle zainteresowanym spotkaniem prawdziwego nigdziarza, czy może naprawdę nic nie słyszał. Thomas natomiast, który jak zawsze milczał, dostrzegł na sobie na chwilę wzrok Elviry, w którym najwyraźniej zauważył też jej nieme pytanie. Można było tak przynajmniej uznać, gdy na chwilę komicznie wzruszył ramionami w jej kierunku. Mimo to, nie to było najciekawsze, a to, że na niewielką chwilę na twarzy nigdziarza pojawił się delikatny uśmiech, pierwszy odkąd trafił do akademii.

     

    Chłopak najwyraźniej też to dostrzegł, bo szybko wrócił do swojego obojętnego wyrazu twarzy i znów patrzył na nauczyciela. Sam do końca nie potrafił zrozumieć, co się właśnie stało. W jego życiu nie było powodów do uśmiechów czy innej radości, więc był pewny, że nie potrafi już tego robić, tymczasem Elvira w jakiś sposób sprawiła, że ten mu powrócił, nawet jeśli tylko na chwilę, tylko nie rozumiał jak. Podczas gdy Thomasa męczyły własne emocje, Christian już przestał ignorować podszepty innych nigdziarzy. Zwłaszcza gdy usłyszał te dwie żałosne panienki. Profesor jednak miał racje i dlatego też przestał się krzywić. Wiedział już, że gdy nie będzie żadnego nauczyciela wytresuje już je sobie odpowiednio.

     

    Zaraz przestał o tym rozmyślać, bo profesor zwrócił się teraz bezpośrednio do niego. Chłopak powiedział krótko, ale wystarczająco głośno by można go było usłyszeć, Christian. Gdy usłyszał, że nauczyciel nie skończył akademii, był pod jeszcze większym wrażeniem. Właściwie to, po co komu ta cholerna Akademia? Kiedyś marzył by tu trafić, ale teraz? Akademia ze stronniczym Dyrektorem i niemal samymi kiepskimi nauczycielami, co nic nie wiedzieli o byciu złym. Oczywistym było, że ostrzeżenie ze strony nauczyciela do niego nie dotarło. Sam uważał, że dziś może mu gorzej poszło, ale już wiedział, że wkrótce pokaże wszystkim, że to on jest prawdziwym czarnym charakterem i dostanie własną baśń.

     

    Słysząc powód, dla którego nauczyciel nie jest dziekanem, chłopak prychnął. Magia? A na co to komu do cholery? Tylko słabiutkie zawszańskie królewny oraz nic niewarte wiedźmy się tym parały, bo były po prostu zbyt żałosne do innej formy walki. A jeśli chodzi o czarnoksiężników, zawsze uważał ich za żałosnych leszczy, których łatwo było załatwić, gdy się tylko odpowiednio do nich zbliżyło. Podobnie jak nauczyciel, wolał tradycje. Uwielbiał czuć strach i adrenalinę swojej przyszłej ofiary, gdy błaga go o litość. Nie mógł się również nie zgodzić z nauczycielem, że wysłuchiwanie o cudowności zawszan, każdego by wyprowadziło z równowagi. Niby tacy wspaniali, a potrzeba było trzech książąt by go zatrzymać, tacy z nich twardziele tylko w grupie. Gdyby walczył wtedy sam, jeden na jednego, wiedział, że załatwiłby tamtego księżulka i tą księżnisie bez najmniejszego problemu. Przez chwilę zaczął się nawet zastanawiać, czy to nie będzie właśnie jego przyszłe nemezis.

     

    Oczywiście i nad tym nie miał okazji za bardzo skupić swoich myśli, bo nie chciał by którekolwiek słowo nauczyciela mu umknęło. Słysząc o obecnej dziekan, zmarszczył brwi. Trzykrotnie ta wiedźma mu podpadła i miał nadzieje, że i profesor przyzna, że jest ona żałosnym dziekanem nieznającym się na własnej robocie. Tymczasem tak nie było. Gdy mężczyzna wspomniał o krwi i łzach, które lubiła ich dziekan, przypomniał sobie o zastrzyku, który mu zafundowała. Na wspomnienie tego mocniej zacisnął pięść. Pewnego dnia, gdy już zabije swoje nemezis, wiedział, że wróci i poderżnie jej gardło i to tyle będzie z jej potęgi. Na razie uznał, że posłucha rady profesora i nie będzie denerwował tych dwóch wiedźm. Niespodziewanie zmarszczył lekko brwi, jakby coś do niego doszło... Co jeśli któreś z nigdziarzy powie dziekan o jego słowach na tej lekcji? Czy to byłby dla niej powód do zemsty? Lekko przełknął ślinę na samą myśl o tym.

     

    Wtedy też profesor wstał od ławki, a gdy był pewny, że go nie widzi, spojrzał w kierunku Scarlet i Savy uśmiechając się wrednie do nich. Zbliżył do swojego gardła dłoń, a z rękawa wyjął nóż, przejeżdżając nim niby sobie po gardle. Chciał im dać do zrozumienia, co je czeka i lepiej by teraz się pilnowały. Obrócił wzrok w samą porę by zobaczyć, jak nauczyciel podnosi Elvire i Walburge, co jeszcze bardziej zwiększyło jego zadowolenie na tej lekcji. Kątem oka spojrzał na Thomasa, który co ciekawe pozostał obojętny na twarzy, co go zupełnie zbiło z tropu. Czyżby jednak się mylił?

     

    Oczywiście to, co mówił profesor, nie było tak obojętne dla Thomasa. Po prostu chłopak wiedział jak zawsze ukazać obojętność, nawet gdy paliły się w nim inne emocje, nie licząc tego uśmiechu do Elviry, którego nie potrafił opanować. Słysząc o tym, co czeka część nigdziarzy po akademii, nie czuł się komfortowo. Chociażby właśnie dlatego, że sam nadal nie wiedział, jaka rola czeka go, gdy to wszystko się skończy. Słowa o potędze Dziekan Crystal oraz Lady Lesso go nie zdziwiły, bo od początku przeczuwał, że z tymi kobietami się nie igra.

     

    Zachowanie samokontroli przez chłopaka dopiero jednak miało zostać poddane próbie. Nie reagował na przechadzanie się profesora po klasie, a przynajmniej do czasu aż ten nie zbliżył się do ławki Elviry. Gdy jego paskudne łapsko ją złapało, sprawiając, że dziewczyna posłusznie stała, Thomas aby dalej zachować samokontrolę musiał z całej siły chwycić swoją ławkę. Nadal jednak to nie było wszystko, bo fala wściekłości naszła go dopiero, gdy zobaczył jak ten parszywiec dotyka policzka Elviry. Dłonie nigdziarza zacisnęły się na ławce z taką siłą oraz furią, że nawet nie zauważył jak po jego dłoniach zaczyna spływać krew, zupełnie jakby nie czuł tego bólu, a nawet nie zwracał uwagi na ślady, jakie powstały na ławce. Mimo to, na jego twarzy, nie sposób było zobaczyć gniewu, a tylko typową obojętność. Nie zmieniało to faktu, że cały czas od tego "pokazu" wyobrażał sobie jak łapie mężczyznę za kark, a następnie agresywnie uderza jego głową o biurko. Dopiero gdy już odszedł od nigdziarek, chłopak puścił ławkę, a kiedy to zrobił kilka razy zacisnął dłonie, czując w końcu świeże rany na nich.

  20. Alan

    Nadal czułem się głupio po tym, co powiedziałem do Elisabeth. Wyglądała teraz naprawdę pięknie, zapewne nawet w moim domu by mogli w pierwszej chwili pomyśleć, że dziewczyna pochodzi z jakiegoś szlachetnego rodu. Mimo to w moim uznaniu zawsze była piękna. Wiele razy już widziałem księżniczki, które stroiły się podobnie jak teraz ona, ale jeszcze żadna nie miała tak bogatego wnętrza jak właśnie ona. Wtedy, gdy pierwszy raz złapała moją różę i miałem okazje z nią porozmawiać byłem w stanie to dostrzec. Nigdy nie spotkałem jeszcze kogoś takiego jak ona. Na pewno ją lubiłem, ale czasem sam nie potrafiłem do końca zrozumieć swoich uczuć względem niej. Ponownie na nią spojrzałem z chwilą, gdy teraz ona się odezwała. Natychmiast dostrzegłem smutek w jej oczach w momencie, gdy wspomniała o swojej kuzynce, na co ja złapałem ją nagle lekko za dłonie

     

    - To jeszcze nie koniec, Elisabeth - powiedziałem na tyle pokrzepiająco na ile byłem tylko w stanie to zrobić. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy byś znów mogła cieszyć się własną rodziną - Zaraz jednak zabrałem swoje ręce, nie będąc pewnym czy nie pozwoliłem sobie na zbyt wiele.

     

    Przez poświęcenie swojej uwagi Elisabeth, nie do końca wiedziałem o czym rozmawiali Aidan i Stephanie. Uśmiechnąłem się mimo to, widząc efekt końcowy tych rozmów. Niestety chwile naszych wspólnych pogawędek znów minęły z chwilą, gdy musieliśmy wszyscy pójść we własne strony. Zauważyłem jak Elisabeth posłała mi ostatni uprzejmy uśmiech, w którym dostrzegłem coś jeszcze, a był to smutek. W odpowiedzi posłałem jej swój ciepły uśmiech, mając nadzieje, że to choć trochę zdoła poprawić jej humor.

     

    Chwilę później nie było już zarówno Elisabeth jak i Stephanie. Spojrzałem kątem oka, na Aidana posyłając teraz mu uśmiech. Z chwilą gdy zaczął do nas mówić, byłem zadowolony, wiedząc, że znów powraca chłopak, którego poznałem na samym początku akademii. Wystarczył jeden niepozorny gest księżniczki by znów wróciła w nim radość życia. Właśnie wtedy też do moich uszu dotarł też szept Hectora. Nie wiedziałem jak zareagować, ale ostatecznie delikatnie uśmiechnąłem się do współlokatora, a przynajmniej tak było do czasu, aż nie dodał kolejnych słów. Otworzyłem szeroko oczy i lekko się zarumieniłem. To nie było do końca tak jak myślał... Czy może właściwie było? Dlaczego uczucia były tak skomplikowane? Czemu nie potrafiłem zrozumieć, co czuje? Nie mogłem się przecież zakochać w Elisabeth. Miałem jej pomóc, a nie utrudniać powrót. Nie miałem jednak obecnie okazji nad tym za bardzo rozmyślać, bo już doszliśmy na miejsce. Poza nami było tu już też kilka innych osób. Na miejscu zwróciłem uwagę na herby krain Puszczy jak i szable w gablotach, które robiły niesamowite wrażenie. Mimo wszystko nadal nie byłem pewny jak sobie poradzę na tym przedmiocie. Zacząłem rozglądać się za herbem swojej krainy, aż nie usłyszałem rozmowy Aidana i Hectora.

     

    - Puszcza ma wiele krain - stwierdziłem patrząc teraz bezpośrednio na nich. - Nie bez powodu mówi się, że jest nieskończona. Wielu z nich zapewne nie zna żadne z nas. Nie ma możliwości aby starczyło miejsca na herb każdej z nich. Sądzę, że to jest właśnie powodem braku herbu Nottingham, nic ponad to - dodałem, uśmiechając się przy tym do Aidana.

     

    Sophie

    Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że udało jej się być pierwszą od pokoleń, członkinią rodu królewskiego, która mogła zobaczyć ich dawną przodkinię, tę samą, która rozpoczęła zarówno ich dynastie jak i całego królestwa. Była ciekawa czy jej wujek wiedział, że ten obraz w ogóle tu spoczywał. Nie sądziła by tak było, bo na pewno by coś napomknął o tym przed ich wyjazdem do Akademii. Gdy przywiezie ze sobą idealnie odwzorowany portret pierwszej władczyni, znów pokaże jak wiele może być warta. Wciąż stawiała sobie za zadanie by to pokazywać, że jest godna swojej królewskiej krwi, która płynęła w jej żyłach, a przy tym w niczym nie jest gorsza od swojego kuzyna. Mimo wszystko mu też chciała pokazać ten obraz, bo to było po prostu zbyt ważne by móc to zignorować. Rozmyślania nad tym skończyły się w chwili, gdy nagle usłyszała pytanie Constantine. Po jej tonie nie była w stanie stwierdzić czy na pewno ją to interesuje, ale zdecydowała się mimo to zaufać intuicji i delikatnie przytaknęła.

     

    - Nawet w pałacu nie ma żadnego obrazu, który przedstawiał ją w młodości. Ponadto aż do dzisiaj jej imię pozostawało nawet dla nas jej rodziny tajemniczą. Zawsze była tajemnicza, tak przynajmniej wynikało z opowieści, które opowiadała mi mama, gdy byłam małą dziewczynką. Wraz z jej zniknięciem, nigdy nie urodziła się już druga taka jak ona w naszym rodzie. Kobiety naszego rodu zawsze posiadały zdolności i możliwości, by uczyć się magii, ale żadna z nich nie posiadła aż takiego związania z żywiołem jak właśnie ona. Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwszą osobą z naszego rodu, która zobaczyła ten portret - mówiła z nieukrywaną radością, cały czas się lekko się przy tym uśmiechając. Była jednak trochę zdziwiona, że Emeralda jej nie dogryzła, gdy się zatrzymały. Na niewielką chwilę niepostrzeżenie na nią spojrzała i zauważyła coś jakby zainteresowanie obrazem, na co szczerze zdziwiona lekko mrugnęła.

  21. Thomas i Christian

    Obaj nigdziarze stanęli w zupełnie innych miejscach. Thomas jak zwykle odizolował się od innych, stając na samym końcu i opierając swoje plecy o ścianę. Stał z założonymi na siebie rękoma i zamkniętymi oczami, zupełnie jakby był bardzo głęboko skupiony. Christian natomiast chciał pokazać jaki z niego nigdziarz, nawet zapomniał w końcu o Thomasie, gdy wbił się między innych nigdziarzy. Zobaczył jak ten frajer, o którym mówił wcześniej Navin, wbija się przed dwójkę nigdziarzy z przodu i prychnął pod nosem na ten widok. Gdybym był na ich miejscu, szybko bym pokazał temu leszczowi gdzie jego miejsce powiedział sobie w głowie. W jego odczuciu takim zachowaniem pokazywali jak żałośni są.

     

    Wszystko dobiegło końca z chwilą, gdy otworzyły się drzwi klasy. W momencie, gdy nauczyciel wyszedł by ich "powitać", Thomas otworzył jedno oko, przyglądając mu się. Zapadnięta twarz, przetłuszczone oraz nieuczesane włosy i jeszcze na dodatek ten ząb. Czy taka miała być jego przyszłość? Chłopak nie był księciem, ale mimo wszystko nie bardzo miał ochotę wyglądać jak menel z pod krzaków. Inaczej reagował Christian, który wpatrywał się w profesora wręcz z podziwem. To był chyba pierwszy nauczyciel, który trafił do niego od momentu przybycia do akademii. Prawdziwy nigdziarz, na którym właśnie powinni się wzorować.

     

    Inne również przemyślenia ich naszły, gdy profesor zaczepił Elvire. Gdy tylko Thomas zobaczył jego obrzydliwy palec, zbliżający się do jej pięknych włosów, zacisnął dłoń w pięść. Nawet nie myślał, że to nauczyciel i jakie mogą być tego konsekwencje. Miał ogromną ochotę złapać go teraz za głowę i z całej siły grzmotnąć nią o ścianę. Christian natomiast nie mógł zaprzestać się śmiać, widząc całą scenę. Tak jak myślał, to właśnie ta niby wiedźma zostanie dziś na ostatnim miejscu, co było aż zbyt piękne. Żaden jednak nic więcej nie zrobił, tylko obaj ruszyli do klasy wraz z resztą nigdziarzy.

     

    Gdy tylko się tam znaleźli, znów oboje okazywali zupełnie inne emocje. Thomas skrzywił się lekko, widząc wszystkie zebrane przez nauczyciela trofea. Wiedział, że ludzie czasem zbierali czaszki czy rogi, ale ten gość wydawał mu się jakimś fanatykiem. Nieprzyjemny zapach, który się tu roznosił oraz widok tego wszystkiego, sprawiał, że nabrał ochoty opuszczenia tej klasy zanim w ogóle zaczęła się lekcja. Sam nie mieszkał w czymś niesamowicie pięknym, a mimo to potrafił dbać o miejsce, które nazywał domem. Chyba szybko zacznie mi brakować klasy profesor Crystal i profesora Sadera, pomyślał. Zapachy odczynników u tej pierwszej były niczym perfumy przy tym, co czuł teraz. Christian natomiast nie mógł się napatrzeć na osobliwe trofea, zupełnie jakby trafił do domu ze swoich snów. Ręce aż go świerzbiły by dotknąć jakiejś skóry, czaszki czy innego wspaniałego trofeum. Chciał czuć śmierć oraz cierpienie każdego z tych stworzeń, bo nie było nic piękniejszego.

     

    Thomas zajął jedną z wolnych ławek, siadając za jakimś nigdziarzem, zdaje się, że miał na imię Eudon. Christian, gdy w końcu się opanował, również usiadł w wolnej ławce, niedaleko Hadriona, choć z wyraźną niechęcią nadal będąc złym za to co powiedział o nim na lekcji talentów. Zaraz jednak zarówno on jak i Thomas spojrzeli w kierunku Scarlett, która zadała pytanie profesorowi, a chwilę później na niego, gdy ten udzielił jej odpowiedzi. Na widok trofeum, które pokazał, Thomas lekko się skrzywił. To nie tak, że sam nie polował, ale jego motywy były inne. Musiał jeść, nikt mu pokarmu nie dawał za piękne oczy. Nie potrafił mimo to zabić zwierzęcia z młodymi. Gdy był na polowaniu i widział jakąś samice z młodymi zawsze jej darował. Sama myśl o tym by ją zabić, sprawiała, że wracały mu wspomnienia jego mordowanej mamy, na co lekko się skrzywił. Christian w końcu nie wytrzymał i otworzył usta.

     

    - Mam nadzieje, że bardzo się nacierpiała, zanim pan załatwił to bydle - powiedział oblizując lekko wargę, aż znów zwrócił uwagę na nauczyciela. - Pan jest prawdziwym nigdziarzem i to właśnie pan powinien być dziekanem Akademii Zła, a nie jakaś wiedźma, co sama nie wie czy jest, nigdziarką czy zawszanką - Thomas skrzywił się lekko słysząc to, ale nic nie powiedział.

  22. Alan i Sophie

    Wyszedłem wraz z Aidanem i Hectorem, kierując się na lekcje pielęgnacji męskości. Mówiąc szczerze sama idea tego przedmiotu nie bardzo mnie cieszyła. Oczywiście jako następca tronu znałem zasady etykiety jak i dbałości o własny wygląd. Mimo to nigdy za tym nie przepadałem. O ile do tej pory całkiem nieźle sobie radziłem, tak teraz nie byłem pewny czy ponownie dopiszę mi szczęście. Ponadto ciągłe zmartwienia związane z Elisabeth, nie ułatwiały mi sprawy. Był tylko jeden plus obecnej sytuacji, a mianowicie, że zdołaliśmy sobie wszystko wyjaśnić z Aidaniem.

     

    Nagle głos Hectora sprowadził mnie na ziemię. Powoli obróciłem wzrok w miejsce gdzie wskazywał i cały skamieniałem. Czułem jak na mojej twarzy pojawia się lekki rumieniec, który starałem się ukryć. Elisabeth moim zdaniem zawsze była piękna, nieważne co inni o niej myśleli. Jednak ta przemiana była jak o sto osiemdziesiąt stopni. Jej piękne rude włosy były tak wspaniale i starannie upięte. Cera jak i usta były tak delikatne, prawie jak u mieszkanek naszego królestwa. Piękne zielone oczy dziewczyny lśniły niczym klejnoty. Miałem nadzieje, że tym razem Elisabeth podejdzie poważnie do przedmiotu, ale nigdy bym się nie spodziewał czegoś takiego. Była jakby tą samą Elisabeth, którą poznałem, a jednocześnie kimś innym. Dopiero gdy się potknęła doszło do mnie, że to nadal ta sama dziewczyna.

     

    Mimo niedawnego potknięcia nadal nie umniejszało mojego wrażenia jakie sobą teraz prezentowała. W chwili gdy do nas podeszła, opuściłem głowę, unikając jej spojrzenia. Miałem w głowie milion słów, ale nie potrafiłem z siebie żadnego wydobyć. Nawet nie zwróciłem uwagi na żart ze strony Aidana, co jakiś czas przyglądając się ukradkiem Elisabeth. Czułem się jakbym nie był nawet godny z nią rozmawiać. W końcu zebrałem się w sobie, a przy tym zdołałem wydusić z siebie nareszcie jakieś słowa.

     

    - Wyglądasz niesamowicie - Z trudem byłem w stanie ukryć zakłopotanie - To znaczy... cały czas byłaś piękna, to nic nie zmienia... - Znów poczułem, że to mogło zabrzmieć niewłaściwie, a na dodatek poczułem jak moja twarz się czerwieni. Nie byłem pewny czy to z powodu własnej głupoty, czy jej obecności. - Może lepiej już się zamknę nim znów coś palnę - Dodałem, czując wstyd spowodowany swoim zachowaniem.

     

    W momencie, gdy Elisabeth pojawiła się wśród zawszanek, Sophie stała już wśród innych księżniczek. W przeciwieństwie do innych zawszanek, nie wpatrywała się wrogo na transformacje Czytelniczki. W końcu sama przyłożyła do tego rękę, nawet jeśli w niewielkim stopniu to jednak. Oczywiście żadna powierzchowność nie może zmienić wszystkiego. Jej współlokatorka szybko popsuła pierwsze wrażenie, potykając się w prześmiewczy sposób. Widząc to zastanawiała się teraz, czy cała praca księżniczki Magdalene i tej Stephanie nie poszła na marne już na samym początku.

     

    Szybko przestała o tym myśleć, widząc gdzie kierowała się Czytelniczka. Ponownie jej kroki kierowały się do jej kuzyna. Chciała wracać do domu, co nie raz podkreślała, więc dlaczego wciąż przy nim była? Teraz to ewidentnie wyglądało jakby chciała mu się pokazać w swojej nowej wersji. Znów poczuła pewną niechęć. Śnieżne Wzgórza były jej domem i nie wiedziała właściwie, co ma ze sobą zrobić jeśli Alan zostanie koronowany, a tym bardziej, gdy założy rodzinę. Ojciec już dawno planował, że pewnego dnia wyjdzie za któregoś z synów jego wspólników, dzięki czemu finanse rodzinne będą bezpieczne, ale ona tego nie chciała. Nigdy nie zapytał jej nawet o zdanie. Nagle dostrzegła Edwarda i to jak pomachał w jej kierunku. Uśmiechnęła się uroczo w kierunku księcia na ten widok. Nadal czuła się przy nim zakłopotana, ale nigdy jeszcze nie poznała kogoś takiego jak on. Po prostu nie sposób tego było opisać.

     

    Nie było okazji na dalsze rozmyślania, bo zaraz pojawiła się przy niej Constantine. Oczywiście towarzystwo z jej strony było przyjemne, no może by było gdyby nie to, że nie przyszła sama. Widząc Emeraldę i to jak znów wrogo na nią patrzy zdecydowała się milczeć. Mimo, że stanęła w obronie Emeraldy na obiedzie, to nadal nie przepadała za księżniczką. Ciężko było w to uwierzyć, ale obecność Emeraldy odpowiadała jej jeszcze mniej niż jej współlokatorek. Ta niechęć zaczęła się od chwili, gdy tylko się spotkały. Najpierw ze strony blond-włosej dziewczyny, a teraz niechęć była obustronna. Zdecydowała się jednak nic nie mówić, uznając, że tak będzie najlepiej,

     

    Ruszyła z nimi, trzymając się jak najbliżej, Constantine, a jak najdalej Emeraldy. W momencie, w którym Constantine wspomniała o swojej mamie, sama zaintrygowana na nią spojrzała. Nie sądziła, że mama dziewczyny była dobrą Czarownicą, a tym bardziej zdziwiła się, że jej mama zadawała się z tą złą. Zastanawiała się chwilę czy sama mogła coś napomknąć o swojej przodkini, ale ostatecznie zrezygnowała, nie chcąc ponownie przypadkiem wdać się w dyskusje z Emeraldą jak podczas lekcji dobrych uczynków. Poza tym Constatine starała się z jakiegoś powodu unikać księcia Ambrosiusa, więc to nie była dobra okazja na tego typu rozmowy.

     

    - Niemożliwe... - niespodziewanie wyszło z jej ust, a następnie odeszła od Constantine i Emeraldy, kierując się ponownie do obrazów.

    Co prawda nie chciała o tym napominać, ale jak mogła by to zignorować? Jej wzrok spoczął na młodej dziewczynie o charakterystycznych białych włosach, związanych w piękny długi warkocz. Dziewczyna o jeszcze bardziej zimnym spojrzeniu niż Alan i cerze nawet bardziej śnieżnej niż Sophie. Nawet w młodości jej mina była niezwykle poważna, a mimo to nadal pozostawała niesamowicie piękna i tajemnicza.

    Oczy Sophie skierowały się na podpis pod obrazem Serena ze Śnieżnych Wzgórz. Więc takie było jej prawdziwe imię? Nikt już nie pamiętał prawdziwego imienia jej przodkini, gdyż to wspomnienie zostało pokryte grubymi warstwami śniegu. Tak samo jak jej pochodzenie, bo tak naprawdę, gdy się urodziła nie było jeszcze Śnieżnych Wzgórz. Urodziła się w małej wiosce u podnóża szczytów, które są obecnie ich domem. Wioska nie miała nawet nazwy, a dziś była bardziej muzeum, do którego można się zapuścić by zobaczyć gdzie dorastała ich władczyni. Miejsce jej pochodzenia musieli więc dopisać po powstaniu królestwa. Dopiero po powrocie z akademii, sprawiła, że zdradliwe śnieżne szczyty, które do tej pory zabijały każdego śmiałka, który chciał na nie wejść stały się uległe i można było wśród nich zamieszkać. Wtedy też ogłosiła się ich władczynią i rozpoczęła dynastię ich rodu. Z powodu zimnej natury kobiety chodziły plotki, że tak naprawdę jest nigdziarką, ale tutaj teraz przed oczami miała dowód gdzie uczęszczała ich przodkini i kim naprawdę była.

     

    - Powinnyśmy już iść - powiedziała nie będąc w stanie ukryć melancholii, a nawet kiedy odchodziła, nie mogła się odwrócić plecami od obrazu do czasu, aż zniknął z widoku.

     

    Nawet w zamku cały jej ród nie posiadał żadnego portretu z jej młodości. Nikt nie pamiętał jak wtedy wyglądała. Nie mogła uwierzyć, że była pierwszą od wielu lat, która mogła zobaczyć swoją przodkinię w młodości, zanim ta tajemniczo zniknęła. Niektórzy myślą, że nadal żyje, ale to wydawało się niemożliwe, biorąc pod uwagę jak wiele lat minęło, odkąd opuściła obie swe córki nie podając żadnego powodu. Sophie wiedziała już co sama musi zrobić. Skoro już wiedziała jak wyglądała, teraz ona mogła stworzyć jej portret z czasów młodości i zawieść go do królestwa po zakończeniu akademii. To będzie jej największe wyzwanie do tej pory. Nie sądziła by dziekan Dovey zgodziła się oddać ten, który wisi, więc sama musiała stworzyć inny. Ponadto należało go pokazać Alanowi. Mimo wszystko na pewno też się tym zainteresuje, to była w końcu rodzina.

  23. Thomas i Christian

    Zaraz po wyjściu z komnaty, Thomas, zaczął iść krętymi korytarzami Akademii Zła by dotrzeć na lekcje pielęgnacje brzydoty. Lekcja, która jego zdaniem po raz pierwszy była absurdalna. Sam chłopak nie był jak książęta, co całymi dniami dbają o własne ciało. Mimo to nie lubił nie dbać o higienę, czy na siłę pogarszać swój wygląd. Nawet gdy zdejmował koszulkę i mimo, że nie był jakoś źle zbudowany to kiepsko się czuł, widząc własne blizny. Wszystkie były pamiątkami tego jaki świat jest niesprawiedliwy. Gdyby tylko mógł chętnie by się ich pozbył. Powoli przeszedł obok jakiegoś zbitego lustra, w którym zobaczył swoją twarz. Z twarzy nie wyglądał jak morderca, czy inny nigdziarz. Nie miał nawet śladów po trądziku. Chyba nie wyglądał nawet najgorzej jako chłopak, co teraz niezbyt cieszyło. Niewiele pamiętał swoich rodziców. Jednak cerę chyba miał po mamie, a była przynajmniej w jego wspomnieniach, bardzo ładną kobietą. To będzie chyba przedmiot, na którym słabo wypadnie, pomyślał.

     

    Długo nad tym nie myślał, idąc dalej. Teraz zaczął myśleć nad tym, co widział w komnacie. Christian posiadał niebezpieczny arsenał i gdyby nie to, że nie może nikogo zabić, to chyba nie chciałby spać w nocy z nim w jednej komnacie. Pokazał już nie raz jak niestabilny jest, więc zapewne nie byłoby dla niego problemem żeby poderżnąć im gardła w czasie snu. Mimo wszystko wydawał się szanować do pewnego stopnia zasady i raczej nie wyglądało by chciał kogoś zabić. Z drugiej strony niewiele brakowało z Navinem dzisiejszego dnia.  Na szczęście wiedział jak sobie z nim radzić. Powoli minął kolejnych nigdziarzy, zauważając po drodze Elvire, której posłał spojrzenie, chcąc w ten sposób przekazać wdzięczność. Nigdziarze raczej nie dziękowali, ale też nikt nigdy nie zrobił dla niego czegoś takiego jak ona dziś, wszyscy raczej zwykle życzyli mu śmierci w męczarniach. Zaraz obrócił wzrok, gdy nagle ktoś na niego wpadł. To była ta drobna Czytelniczka. Spojrzał na nią, ale nic więcej nie zrobił, a tylko ruszył dalej omijając ją. Widział jej łzy, ale nie okazywał współczucia, tak jak nikt mu go nigdy nie chciał okazać. Przeżywała właśnie szkołę życia, którą on dobrze już znał. Ponadto nie widział powodu by ją dręczyć, to nie było w jego guście.

     

    Po ataku na Navina, Christian poczuł jak znów wróciła mu pewność siebie. Nikogo się nie bał i mógł sobie z każdym poradzić, tak było poza akademią i będzie tu. Pamiętał jak kiedyś pewien gnojek poza akademią, próbował wbić się na jego teren. Tamtego dnia czekał cierpliwie, może nawet miesiąc, ale w końcu nadszedł czas. Gdy wracał w nocy dwa noże uderzyły go w ścięgna, a wtedy frajer jęcząc z bólu padł na ziemię, chwilę później wyłonił się Christian. Kretyn błagał by go zostawił, był nawet gotowy oddać łup, który zdobył tamtego dnia, ale to było za mało dla Christiana. Całą noc zadawał mu liczne rany, ale nie śmiertelne, nigdy śmiertelne, to byłoby za łatwe. Zostawił go tak by się powoli wykrwawił. Wystarczyło, że ktoś mu się nie spodobał z twarzy i to był wystarczający powód by działać. Kiedyś nawet próbował zaprosić na spotkanie pewną dziewczynę, jeszcze w sierocińcu, ale ta go wyśmiała. Kilka lat później znowu ją spotkał, cóż teraz jej twarz wygląda tak, że nikt więcej jej nigdzie z pewnością nigdy nie zaprosi. Nie dziwił się nigdy, że Dyrektor go wybrał. A jeśli chodzi o jego zemstę... to samo tyczyło się Thomasa. Może jeszcze nie dziś, ale nadejdzie czas jego, że do niej dojdzie, a wtedy pożałuje, że go kiedykolwiek poznał.

     

    Niestety poczuł się rozczarowany, gdy dotarł zanim aż pod klasę, a ten nie zrobił nic, co byłoby można wykorzystać. Wściekły na twarzy omijał innych nigdziarzy, nie zwracając na nich uwagi. Nie byli warci jego czasu. Pewnego dnia będą się go bali. Teraz jednak zbliżał się czas lekcji. Pierwszy przedmiot, który go cieszył, ale nie z powodu tego, że lubił brzydotę, o nie. Spojrzał kątem oka na Elvire i już wiedział kto będzie ostatni. Lekko się uśmiechnął i stanął za innymi nigdziarzami. Miał tylko nadzieje, że obecny nauczyciel będzie lepszy niż durna dziekan, kundel czy ta tępa wiedźma z klątw i pułapek. O zawszaninie nawet nie myślał, bo to było nieporozumienie i dowód na stronniczość Dyrektora.

  24. Sophie

    Nie zwróciła uwagi na to co powiedziała jej współlokatorka, nadal wpatrując się w obraz, a zwłaszcza w kobietę na nim. Jej intencje były szczere, choć mogły myśleć inaczej. Potrafiła okazać wdzięczność, gdy zaszła taka potrzeba. Nawet jeśli miały zamiar odrzucić jej pomoc niewiele ją to interesowało, bo i tak coś zrobiła, a przynajmniej chociaż spróbowała. Równie dobrze mogła to wszystko zignorować, ale nie taka była jej natura, nie po tym, co dla niej niedawno zrobiły. Gdy do jej uszu dotarło dziękuje od drugiej współlokatorki mrugnęła wyraźnie zaskoczona. Nie sądziła, że doceni ten gest. Teraz jednak Sophie musiała skupić się na sobie. Wpatrywała się w kobietę na obrazie i wiedziała, że nie może zawieść. Musiała powrócić z akademii z własną baśnią, inaczej zawiedzie własnych rodziców i pokładane w niej nadzieje. Pokaże zarówno im jak i wszystkim innym ile jest warta.

     

    Mimo to, nie była w stanie w pełni zignorować tego co działo się po drugiej stronie pokoju. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego księżniczka Magdalene przybyła pomóc Czytelniczce, co się za tym kryło? W miarę upływu czasu zauważyła, że wygląd Czytelniczki się powoli zmienia. Nie mogła uwierzyć, że w tak krótką chwilę osiągnęły taki efekt. Nawet włosy tej dziewczyny, które wydawały się do tej pory koszmarem fryzjerskim, teraz wyglądały naprawdę dobrze. Zupełnie nie przypominała dawnej siebie. Mogłaby nawet pomyśleć w obecnej chwili, że to nie jest ta dziewczyna z niższych sfer, którą poznała. Rada co do butów na obcasie ze strony księżniczki również była słuszna. Gdy nadszedł czas wyjścia na lekcje, Sophie spojrzała na swój nadgarstek. Ślad nadal tam był, ale już nie tak widoczny, maść działała. Powoli ruszyła do wyjścia, ale nim opuściła komnatę, spojrzała jeszcze na rudą współlokatorkę, gdy wszyscy inni już wyszli, a one zostały na chwilę same, otworzyła usta.

     

    - Wyglądasz teraz naprawdę dobrze - odrzekła nie patrząc już na nią, a korytarz. - Pamiętaj jednak, będą oceniali też nasz wdzięk i zachowanie, więc spróbuj nie powtórzyć błędu z pierwszej lekcji i nie denerwować nauczyciela, zwłaszcza po tym ile dla ciebie zrobiła księżniczka Magdalene i za jej zaufanie, którym cię obdarowała. Wiele osób teraz na ciebie liczy. Nie pozwól by to wszystko poszło na marne, jesteś to winna zarówno jej jak i Stephanie - powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź wyszła z komnaty, kierując się na zajęcia. Nie była pewna czemu to powiedziała. Może miała nadzieje, że coś do niej dotrze. Mimo wszystko, nie chciałaby aby cała ciężka praca księżniczki poszła na marne, tak to na pewno był główny powód. Zastanawiała się również, czy przed zajęciami natknie się na Edwarda. Mimo, że naprawdę chciała skupić się teraz na lekcjach, nie potrafiła przestać o nim myśleć.

     

    Alan

    Z chwilą, gdy Aidan poszedł do swojego kufra byłem pewny, że rozmowa dobiegła końca. Miałem nadzieje, że choć trochę zdołaliśmy mu poprawić choć odrobinę humor. Szybko się przekonałem, że to jeszcze nie koniec, bo do mych uszu znów dotarł jego głos. Wiedziałem, że dostał karę, ale domyślałem się też, że nie tyle zbrojownia go denerwowała i praca tam, co towarzystwo, z którym będzie spędzał czas. Edward... byłem mu coś winny za to, co się stało na obiedzie. Zarówno jemu jak i Abraxasowi, mimo, że też pomogłem potem Vivienne. Edward jednak wydawał się niezwykle zainteresowany Sophie, a po tym jak ta z nim poszła po rozmowie u profesor Dovey, zaczynałem mieć wrażenie, że ona też to odwzajemnia. Sophie nigdy nawet nie wykazywała nikim zauroczenia, czy teraz więc było inaczej? Wyrwałem się z zamyślenia, słysząc o liście Aidana do rodziców.

     

    - Prawdę - powiedziałem krótko i zaraz dodałem. - Powiedz, że jak prawdziwy książę ruszyłeś by pomóc księżniczce i niezależenie jaki był tego wynik jestem pewny, że będą dumni z tego, że zachowałeś się jak na księcia przystało - Lekko się do niego uśmiechnąłem. - A jeśli chodzi o szlaban... Przez najbliższe trzy dni musicie obejść się bez mojego towarzystwa. Mam zakaz opuszczania komnaty, nawet na posiłki, więc tu mnie znajdziecie jak będziecie mnie potrzebować. A teraz chodźmy już żeby nie narobić sobie większych kłopotów

  25. Thomas Christian

    O ile ze strony Christiana nie było widać zainteresowania tym co powiedział Navin o tyle Thomas uniósł wzrok na współlokatora, najwyraźniej nad czymś myśląc. Tak na dobrą sprawę dopiero teraz sobie zdał sprawę, że jego przyszłość była już przekreślona. Odebrano mu własny wybór w momencie gdy tylko te kościste bydle ściągnęło go do akademii. Nie... on nigdy nie chciał tu trafić. Walki dobra i zła obchodziły go tyle co zeszłoroczny śnieg. Zawsze tak było i miało być, tylko on przeciw światu. Wtedy był typowy dzień jak zawsze. Wybrał się w głąb lasu by zapolować. Chciał zjeść coś porządnego i zakopać się znów wewnątrz chaty, zapominając o całym tym przeklętym świecie. Dotarł już daleko w głąb lasu, gdy w końcu ujrzał swoją zdobycz, a był nią wielki jeleń. Wyciągnął ręcznie skonstruowane ostrze i po cichu próbował go zajść. Wtedy pojawił się nad nim znikąd ogromny cień. Najpierw myślał, że to jakiś gryf lub wywerna próbuje mu zabrać łup, ale gdy poczuł na sobie zaciśnięte kościste szpony był w szoku. Słyszał o stymfach tylko z opowieści, że miały one niby zabierać nigdziarzy do Akademii Zła. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie działo i nie miał zamiaru się nigdzie wybierać. Nie był niczyim niewolnikiem ani zła ani losu, on był wolny.

     

    Zaczął z całej siły tłuc ostrzem w kościsty szpon, aż bestia w końcu go uwolniła. Wtedy też zaczął spadać ku ziemi. Na szczęście nie był na tyle wysoko by się zabić. W momencie gdy miał już dotknąć ziemi, bestia znów go chwyciła, tym razem jednak mocno zacisnęła szpony i skrępowała, nie dając mu uwolnić rąk. Chłopak z całej siły próbował rozluźnić uścisk, ale nic nie był już w stanie zrobić.
    Teraz zaczynał rozumieć, że nawet jeśli zda akademię nie będzie mógł od tak wrócić do dawnego życia. Stał się częścią odwiecznego konfliktu i utracił własną wolność. Będąc czarnym charakterem będzie musiał robić jakieś dziwne i jak dla niego idiotyczne rzeczy. Natomiast będąc sługusem na pewno nie wróci będąc zależnym od kogoś, chyba, że jego pan/pani będzie chciał/chciała mieszkać w jego domu. Ta perspektywa też mu się nie podobała. Nie miał ochoty dzielić z kimś własnego domu, to było jego królestwo. Jako mogryf może i byłby wolny, a przynajmniej tylko wtedy, gdyby, któryś nigdziarz go nie przygarnął, ale co to za życie? Choć z drugiej strony niewiele by się dla niego nie zmieniło. Ludzie zawsze traktowali go jak psa, więc może już nim był.

     

    - Nie obchodzi mnie ani dobro ani też zło - powiedział ponuro Thomas nim Navin jeszcze wyszedł by mógł go jeszcze usłyszeć. Christian też na niego spojrzał. - Jestem jaki jestem i tylko tyle. Jak dla mnie zło może dalej przegrywać, mam to gdzieś. A jeśli zginę to na własnych zasadach - dodał twardo, jakby chciał w ten sposób pokazać, że nie zaakceptuje nigdy innej możliwości.

    - Czyli co chcesz niby zrobić po akademii? - spytał Christian lekko się przy tym krzywiąc.

    - Tylko głupiec planuje przyszłość, która nie jest pewna - Thomas odparł z wyraźną irytacją

    - Lub słabeusz, który już wie, że jest gorszy od innych tego nie robi - zripostował Christian, a Thomas wzruszył ramionami.

    - Idę pod klasę - To były ostatnie słowa Thomasa, bo po nich opuścił pokój nie czekając na odpowiedź Christiana. Sam Christian chwilę się wpatrywał w drzwi po wyjściu współlokatorów, a gdy był pewny, że Thomas już się nieco oddalił, sam ubrał na siebie górę mundurka, a następnie opuścił komnatę i znów zacząć go śledzić. Miał nadzieje, że teraz dopisze mu szczęście i zobaczy coś ciekawego.

×
×
  • Utwórz nowe...