Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Chociaż długo siedzę na forum, jestem mało znanym użytkownikiem. Jestem aktywny w sumie w tylko jednym dziale. Nie zasłynąłem nigdy na forum nie wiadomo czym, swoich ficów nigdy tutaj nie dodawałem, będąc zbyt czułym na krytykę. Dawniej gdy jeszcze istniały nagrody bywałem bardziej aktywny w tematach, jednak gdy zniknęły jakoś straciłem do tego chęci. Mówiąc szczerze nawet nie planowałem zabawić na forum długo, mimo to jednak stało się jak stało i pokochałem pisanie chociażby w sesjach i poznałem kilku wspaniałych ludzi. Mimo, że raczej jestem mało widoczny, postanowiłem się również wypowiedzieć. Więc wracając do tematu, jestem przeciwny przenoszeniu forum, przynajmniej w obecnej postaci. Rozumiem, że to trzymanie trupa, który z czasem zniknie, jednak zniszczenie obecnego i stworzenie nowego forum bez obecnych opowiadań czy sesji które wciąż trwają, jest dla mnie zupełnie nietrafionym pomysłem. Sam aktualnie piszę w jednej sesji już od roku i myśl, że ta cała zniknie na nowym forum mnie przeraża. Tak więc obecnie jestem przeciwny przenosinom.
  2. Thomas i Christian Widząc brak reakcji u nigdziarki, Christian uznał, że te tak sparaliżował ją strach, że nie miała odwagi mu odpowiedzieć. Zauważył kątem oka, że ta nagle na niego spojrzała i krzywo się uśmiechnął. Czy ona naprawdę sądziła, że się jej przestraszy? Pomyślał, nadal się uśmiechając. Zaraz jednak lekko mrugnął w wyraźnym szoku, widząc, a raczej nie widząc źrenic dziewczyny. Patrzył jak ta kładzie łapska na ławce i zaczyna ją niszczyć, na widok czego zmarszczył brwi. Jego dłoń zaczęła się kierować do ukrytego noża. Nie bał się, co prawda tej dziewczyny, ale wolał nie ryzykować otwartej walki z tym czymś. Nic nie zdążył zrobić, bo nagle pojawił się obok nich profesor. Nie czuł ulgi z powodu jego obecności, a bardziej irytacje, gdy zwrócił uwagę na tę wiedźmę drugiej kategorii zamiast na niego, podczas gdy on był lepszy. W końcu kogo to obchodziło, w co się zmienia? Już wiedział jak on jej upiększy buźkę na tej lekcji. Thomas nie próbował nawiązać żadnego kontaktu z nigdziarzem ze swojej grupy. To nie tak, że coś do niego miał. On po prostu z reguły nie był zbyt kontaktowy z innymi. Życie na odludziu i niechęć ludzi do niego zrobiła swoje. Kątem oka zauważył drobinki lodu na ławce, powstające pod dłońmi nigdziarza. Zmarszczył lekko brwi, aż dostrzegł, że to nie ławka, a brud na niej zamarzał. Zainteresował go ten fakt. Czyżby moc tego nigdziarza, nie działa na pewne rzeczy? Wyglądało to tak jakby materiał, z którego była ławka nie reagował. Wiedział jednak, że działa na ludzi i to dlatego go ostrzegł przed dotykiem, teraz już był co do tego pewny. Nie zamrażał przecież tego syfu na pokaz, to tylko był dowód jak nie panuje nad mocą. Zupełnie inna sprawa niż z Raverem, który w pełni kontrolował swój żywioł. Przestał się skupiać na sąsiedzie z ławki, słysząc ponownie głos nauczyciela i teraz skupił uwagę na nim. Nie bardzo miał ochotę na siłę szpecić nigdziarza obok. Z drugiej strony jeśli oleje polecenie nauczyciela, to najpewniej oboje obleją, a to nie było żadne wyjście. A więc mieli zająć się włosami? Spojrzał na sztywne białe włosy nigdziarza obok i lekko się skrzywił. Naprawdę nie chciał tego robić i nie miał ochoty by ten później robił to z jego włosami. Mimo wszystko zawsze starał się dbać o higienę głowy, a teraz pójdzie to na marne. Widząc jak Lavalle daje mu znak by on zaczął, Thomas kiwnął głową, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że rozumie i powoli wstał. Nie miał problemu by sięgnąć włosów nigdziarza, w końcu był wysoki, musiał się nawet nachylić by dobrze się przyjrzeć. Chwilę patrzył na nigdziarza, a zaraz potem na środki, które miały go oszpecić, zastanawiał się, co powinien z nim zrobić by całkiem nie zniszczyć mu włosów, a jednocześnie żeby zaliczyli tę błazenadę. Zdecydował się w końcu sięgnąć po słoiczek z jakimś tłuszczem i wylał jego zawartość na dłoń. Skrzywił się, czując ohydny smród jaki wydzielał płyn, położył dłoń na włosach nigdziarza i zaczął mu wcierać tłuszcz, krzywiąc się przy tym jednocześnie. Nie mówiąc o tym, że czuł się strasznie głupio, zajmując się czyimiś włosami. Gdy już skończył wcierać tłustą substancje, zastanawiał się, co dalej. Nie bardzo miał ochotę go farbować, zdecydował się więc teraz posypać go popiołem, a następnie użył czegoś kleistego. Planował tym lekko poskręcać przetłuszczone kudły nigdziarza. Wszystko starał się robić na tyle ulgowo by ten mógł potem doszorować głowę, no chyba, że będzie chciał zachować styl z tej lekcji, co jak dla niego byłoby dziwne. Skrzywił się ponownie, czując zapach dochodzący teraz z głowy nigdziarza. Obserwował jego przetłuszczone, brudne, śmierdzące, a przy tym poskręcane włosy, uznając, że to już chyba wystarczy. Widząc jak nauczyciel do niego mruga, Christian wyszczerzył zęby. Ponownie został zauważony, niezaprzeczalnie to on był obecnie najlepszy w klasie. Tym bardziej spodobała mu się wieść, że może zająć się włosami tego mutanta. Spojrzał na wszystkie środki i myślał od czego zacząć. Na początek szukał czegoś na łysienie, sama myśl o tym go bawiła. Sięgał właśnie po jeden z środków, gdy nagle usłyszał strzelenie palcami u dziewczyny obok i lekko zmarszczył brwi. - Ja zacznę - warknął lekko się przy tym uśmiechając. - Gdy z tobą skończę, nawet matka cię nie pozna i możesz mi potem za to podziękować, bo na pewno zaliczysz. Więc siedź spokojnie jak na babę przystało i na razie mi nie przeszkadzaj - Znów się lekko uśmiechnął, szukając odpowiedniego środka.
  3. Sophie Przykładała pełną uwagę temu, co mówiła nauczycielka. Nie dlatego, że nic wokół jej nie interesowało, tylko chodziło o to, co sobie obiecała jeszcze przed lekcją. Starała się już nawet, nie błądzić myślami wokół Edwarda, by znów przypadkiem się nie rozproszyć. Nie odrywała więc wzroku od chodzącej wokół kobiety, czekając na kolejne instrukcje dotyczące obecnej lekcji. Księżniczce nie były obce zasady pielęgnowania urody, ale to nic nie zmieniało. Potrafiła się przecież pięknie przywitać, a mimo to nie była pierwsza. Jeśli natomiast chodziło o lekcje dobrych uczynków czy komunikacji ze zwierzętami, to aż szkoda było o tym myśleć. Wypadła w końcu beznadziejnie na obu tych przedmiotach, jak zupełnie nie ona. Teraz nie mogło tak być. Mrugnęła delikatnie, słysząc temat dzisiejszej lekcji. Mówiąc szczerze, w królestwie Śnieżnych Wzgórz występował jeden typowy rodzaj urody. Mieszkańcy, którzy nawet gdzieś wyjeżdżali unikali długiego przebywania na słońcu. Po prostu już zbyt bardzo przywykli do jego słabszego blasku i zbyt długie przebywanie na mocnym słońcu, bywało dla nich szkodliwe, choćby dlatego dziewczyna też osłaniała się swoją parasolką. Z tych też powodów, nie miała okazji poznać wielu typów urody, a właściwie głównie dlatego, że teraz pierwszy raz opuściła królestwo. Gdy nauczycielka wspomniała o wypróbowaniu różnych kreacji, dziewczyna się delikatnie uśmiechnęła. Wiedziała od początku, że nie będą tylko w mundurkach. Na całe szczęście, sama wiedziała jakie stroje do niej zwykle pasowały. Żółte sukienki były dla niej typowe i zawsze lubiła barwę ciepłej żółci. Jednak prawdziwie elegancko wyglądała zawsze w białych sukniach lub błękitnych, które zwykle wkładała na bardzo ważne okazje. Mało kto ją w takich widywał. Była pewna, że nie miałaby problemu z wybraniem odpowiedniej kreacji dla siebie. Jeśli chodzi o pracę w parach, też powinna sobie poradzić. W końcu już kiedyś pomagała szlachciankom dobierać ubiór. Natomiast w kwestii o fryzury, to ona niemal zawsze miała rozpuszczone włosy. Tylko podczas ważnych okazji, upinała je w kok. Nie była mimo to pewna tutejszych specyfików. W końcu zawsze używała tylko najlepszych, które mogły jednocześnie zadbać o jej delikatną cerę. Z chwilą gdy nauczycielka przeszła teraz do omawiania typów urody i chwilę później podkreśliła jak ważne jest wszystko co mówi, Sophie jeszcze bardzie się przyłożyła by słuchać wszystkiego co w tej chwili było powiedziane. Sama zresztą była niemal od samego początku pewna, jaką była obdarzona urodą. W końcu pochodzenie jej długiego rodu mówiło samo za siebie, więc nie była to żadna tajemnica. Zauważyła jak nagle kobieta podeszła teraz do niej, na co dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła z myślą, że ponownie zdołała zwrócić na siebie jej uwagę, w klasie pełnej innych księżniczek. Lekko przytaknęła nauczycielce, gdy ta wspomniała jej imię. Ponadto kobieta tylko potwierdziła, co było oczywiste. Uroda z jaką się urodziła, nie była tajemniczą. Gdy padło pytanie o jej pochodzenie, dziewczyna potwierdziła skąd pochodzi i znów się lekko uśmiechnęła, skupiając się na lekcji gdy tylko nauczycielka od niej odeszła. Spoglądała jak teraz nauczycielka odezwała się w kierunku Nerysy, a przy tym popełnia błąd, mówiąc o miejscu jej pochodzenia. Mówiąc szczerze rozumiała jej pomyłkę. To nie tak, że uważała by Nerysa miała pospolity typ urody. Po prostu ona sama po cerze nie potrafiłaby poznać czyjegoś pochodzenia. No chyba, że ta osoba by była ze Śnieżnych Wzgórz. Widok kryjącego się za zasłoną lustra, nie zrobił na Sophie jakiegoś piorunującego wrażenia. Było imponujące i piękne, ale sama przecież na zamku widziała wiele równie imponujących pięknych luster. Zainteresował ją za to fakt oceny urody na podstawie żyłek, występujących na nadgarstkach. Nigdy nie słyszała o tej metodzie. Chociaż znała swój typ urody, sama uniosła nadgarstek z ciekawości, by ujrzeć własne niebieskie żyłki. Chciała spojrzeć jeszcze, jakie miała Constantine, chociaż już podejrzewała, że była przykładem urody ciepłej, ale nim zdołała prosić o to siedzącą obok niej księżniczkę, ta już powoli szła do nauczycielki po materiały, więc sama również do niej dołączyła. Alan Słysząc jak Kato nazwał mnie księciem, lekko się nadąsałem. Co było ze mną nie tak? Przecież nie chciałem brzmieć wyniośle, czy jak następca tronu, tylko miałem zamiar mu okazać wdzięczność za jego wsparcie. Położyłem lekko brodę na biurku, czując się zakłopotany. Zawsze chciałem mieć jakiś przyjaciół, a tymczasem wszystkich od siebie odtrącałem. Nawet Aidan na początku lekcji nadal widział we mnie następce tronu. Kątem oka spojrzałem na Abraxasa, Edwarda, Eryka i Ambrosiusa. Może się tylko oszukiwałem i w niczym nie byłem inny niż oni. Czy to właśnie naprawdę wśród nich było moje miejsce? Zaraz jednak kątem oka spojrzałem na Aidana. - Widziałem jej obraz - odparłem smętnie, nie kryjąc ponurego tonu. - Piękna blondynka, zupełnie nieprzypominająca nigdziarki o niezwykle bladej urodzie, niczym mieszkanka mojej rodzinnej krainy - mówiłem jakby maksymę wyuczoną na pamięć, nie podnosząc przy tym brody z biurka. - Też nie widziałem jej w czasie ataku. Być może nie wszyscy nigdziarze zjawili się na polanie albo nie każdy miał ochotę walczyć, ciężko ocenić - lekko wzruszyłem ramionami i szybko zamilkłem by nie przeszkadzać już profesorowi. Słysząc jak profesor wspomina o rozgadujących się uczniach, znów lekko się zakłopotałem, w końcu sam niedawno to robiłem. Zastanawiało mnie jaki konkurs będzie chciał zrobić i jak w nim wypadnę. Przynajmniej tak było, aż nie wspomniał o wydarzeniach podczas obiadu. Nadal trochę dziwnie się czułem po ataku dziekan Akademii Zła. Mimo wszystko, wydawało mi się, że zrobiłem słusznie. Chciałem pomóc Elisabeth, zwłaszcza gdy widziałem jak wszyscy ją tak bezpodstawnie oskarżyli. Zdziwił mnie jednak fakt, że profesor nie udzielał nam nagany za nasze zachowanie, a nawet je popierał, chyba jako jedyny. Zmarszczyłem lekko brwi, gdy wspomniał o nigdziarzach, atakujących zawszanki i przypomniałem sobie o tym jak ten drań bez powodu zaatakował Sophie, a potem kolejny Elisabeth. Profesor miał racje, oni by to na pewno zrobili. Spojrzałem kątem oka na Aidana i zmarszczyłem lekko brwi, przypominając sobie o wszystkim co czytałem, na temat Dyrektora Akademii. Nikt nie widział go od czasu wojny. Dyrektor, choć był w wieży, miał wiedzieć o wszystkim, co działo się w Akademii. Czy więc widział też moje wspólne włamanie do Akademii Zła? A jeśli tak było, to czemu nic z tym nie robił? Sam przecież chyba wymyślił te zasady, dlaczego więc nie dba by ich przestrzegano? - Nie mam pojęcia - powiedziałem w końcu, patrząc na Aidana. - Nawet jeśli tak jest, to chyba niewiele go to interesuje, bo nic z tym nie robi, więc najwyraźniej nie ma powodu by się martwić - Uśmiechnąłem się pokrzepiająco w jego kierunku.
  4. Thomas i Christian Słysząc o zawszanach, którzy będą trzęśli się ze strachu na sam ich widok, Christian już nie mógł się doczekać, aż przejdą do lekcji o deformacjach i mutacjach. Niestety na to przyjdzie mu czekać jeszcze rok. Nigdy nie dbał o higienę i własny wygląd, wiedząc po prostu od początku, że tak zachowuje się prawdziwy nigdziarz. Spojrzał kątem oka po klasie i na chwilę zatrzymał wzrok na ławce, w której siedziała Elvira i jej współlokatorki. Nie do końca sądził, by im pomogła jakakolwiek transformacja. Kto mógł się ich bać? Tak jak zwykle to miało miejsce, Thomas miał zupełnie odmienne zdanie od swojego współlokatora. Mówiąc szczerze jego ciało mu jakoś specjalnie nie przeszkadzało i nie bardzo miał ochotę je na siłę zmieniać w coś obrzydliwego, tylko po to żeby kogoś straszyć. Nigdy nie potrzebował do tego wyglądu w miasteczku, z którego pochodził. Tam opowieści, plotki oraz jego styl życia załatwiły całą sprawę, wygląd był do tego zbędny. Oboje mimo to mieli takie same odczucia, gdy nauczyciel kazał im się dobrać w pary. Thomas był samotnikiem, nie potrafił współpracować. Poza Elvirą, Navinem i Christianem właściwie nie bardzo choćby rozmawiał z jakimś nigdziarzem w klasie. No dobra był jeszcze Raver, ale ci dwaj ostatni, raczej nie byli na liście osób, z którymi chciałby podjąć jakąkolwiek współprace. Christian też chciał działać sam, uważając, że inny nigdziarz zniszczy mu radość płynącą z tej lekcji. Ostatecznie jednak nie przeszkadzała mu myśl by pomóc trochę Elvirze przy jej wyglądzie, tak w ramach rekompensaty za wszystko co go spotkało ze strony Thomasa. Zaraz każdy z nich zwrócił wzrok na Navina, który właśnie wszedł do klasy. Nawet trochę zastanawiało Christiana gdzie ten szczurek się podział, potem pomyślał, że coś go zjadło i to tyle było z jego kariery bycia nigdziarzem. Thomas też zauważył brak Navina, ale przez to co się działo na lekcji raczej nie skupiał się na jego nieobecności. Teraz go zastanawiało, co właściwie ten robił kiedy go nie było. Zwrot, że nauczycielka go zatrzymała najbardziej go zainteresował. Nie sądził by chodziło o dziekan Crystal, ale czego on mógł chcieć od Lady Lesso lub ona od niego chwilę przed lekcją? Zmarszczył lekko brwi, widząc karę jaką zafundował mu profesor. To nie tak, że zaczął nagle komuś współczuć, ale nawet dla niego było to odrażające. Christian za to, widząc karę współlokatora, nie mógł przestać chichotać, pamiętając jak ostatnio Navin go zirytował. Chwilę śmiechu minęły, gdy nadszedł czas by spełnić polecenie profesora. Żaden z obu nigdziarzy nie wyszedł ze swojej ławki, by szukać sobie pary. Thomas spojrzał na chwilę w kierunku Elviry, patrząc z ciekawości z kim jest w parze. Mówiąc szczerze cieszyło go to, że nie wybrała jego. Nie był pewny czy gdyby była z nim w parze, to czy by nie zawaliła tego przedmiotu. Nie mówiąc o tym, że jej obecny wygląd mu odpowiadał, nie tak żeby mu się podobała czy coś. Po prostu jakoś tak było. Spojrzał krzywo w kierunku samotnego Christiana i się lekko skrzywił. Najwyraźniej współpraca z tym błaznem była mu pisana. Zdziwił się jednak, widząc jak koło jego współlokatora siada jedna z nigdziarek. Ta sama, która przeraziła niemal wszystkich na lekcji talentów, swoją straszną przemianą. Miał przeczucie, że to się źle skończy dla Christiana. Zaraz odwrócił głowę, słysząc głos nigdziarza, który się najwyraźniej do niego dosiadł. Jego talent również zapamiętał i miał przeczucie, że był on związany z jego ostrzeżeniem. Może nie do końca nad nim panował. - Thomas z Mruczących Gór - odparł krótko w kierunku nigdziarza. Jak zawsze po Thomasie nie sposób było wyczuć żadnych emocji w głosie, dlatego ciężko było stwierdzić, co dokładnie czuje. Mimo wszystko, raczej w chłopaku nie było wrogości. - Nie musisz się martwić - Dodał równie krótko, ale na tym nie poprzestał. - Staram się ograniczać fizyczny kontakt do minimum - odparł bez emocji i lekko wzruszył ramieniem. Christian nie był zadowolony, widząc jak nigdziarka się do niego dosiada. Miał nadzieje, że żadne z nich tu nie przyjdzie, a musiała mu się trafić jakaś kula u nogi. Ponadto, nie tylko to go irytowało. Pamiętał jeszcze rano jak opuścił komnatę i ujrzał ten jej głodny wzrok, skierowany na niego. Panienka, która myślała, że może sobie na wszystko pozwolić wymagała nauczki. Nie mówiąc już o tym, że przyszła tu na jego teren i zupełnie go zignorowała. Musiał chyba ktoś brutalnie sprowadzić ją na ziemię, a ta rola przypadła jemu. - Słuchaj no - warknął w jej stronę z krzywym uśmieszkiem. - Żeby było jasne, ja tu mówię, co robimy. Nie pozwolę byś spieprzyła mi tę lekcje - dodał niezwykle pewnie. - To, że imponujesz dziekan zmieniając się w jakieś tam coś nic tu nie znaczy. Zdenerwuj mnie, a szybko pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś i nie myśl, że łatwo mnie pokonać - Spojrzał na Thomasa kątem oka. - On miał tylko szczęście, a oboje wiemy, że jest na pewno silniejszy niż ty
  5. Sophie Niedługi czas później, dziewczyna starała się już nie myśleć o obrazie, który zobaczyła. To nie tak, że chciała go wymazać z pamięci. W żadnym razie tak nie było. Chodziło o to, że musiała się skupić na lekcjach. Patrząc na obecne wyniki była co najwyżej przeciętna. Jakby ojciec ją teraz zobaczył najpewniej nie kryłby się z tym ile zawodu mu sprawiła. Nie raz w końcu słyszała, że jest z rodu królewskiego, a ponadto wpływowej rodziny. Nadal pamiętała to jak był nią rozczarowany, gdy okazało się, że dziewczyna nie ma predyspozycji by zarządzać rodzinnym majątkiem. Nie mogła więc zawieść w byciu księżniczką, inaczej nigdy nie będzie mogła się pokazać rodzinie na oczy. Oczywiście starała się również skupiać uwagę na swoich towarzyszkach, a zwłaszcza na Constantine. Jak do tej pory chyba tę księżniczkę polubiła najbardziej. Emeraldy starała się unikać, tak jak i jej wzroku. Nie sądziła by kiedykolwiek zdołała znaleźć z tą księżniczką wspólny język. Nie trwało długo jak wszystkie dotarły pod klasę, a Constantine zaczęła wspominać im o kwiatach będących niedaleko klasy. Sophie zbliżyła lekko twarz, by powąchać owe kwiaty, były naprawdę piękne, a przy tym wydzielały przyjemny zapach. Podobnie jednak jak Alan zawsze najbardziej ceniła białe róże, przypominające jej dom. Odsunęła twarz od kwiatów, gdy usłyszała nagle głos księżniczki Magdalene, nie spodziewając się jej zupełnie w tym miejscu. Teraz przynajmniej już były świadome dlaczego kwiaty wydały się tak podobne Constantine do tych z jej rodzimych stron. Nim jednak dziewczyna zdążyła coś więcej dodać drzwi klasy otworzyły się. Nauczycielka, która opuściła klasę zdecydowanie była inna niż wszyscy nauczyciele, których do tej pory widziała. Mimo, że widać było, że ma już kilka lat na karku przez charakterystyczne zmarszczki, których sama Sophie zawsze się bała ujrzeć kiedyś na swojej twarzy. Nie mogła zaprzeczyć, że nauczycielka znała się na elegancji i poczuciu stylu. Liczne dodatki jak i niesamowita pielęgnacja ciała, zapewniły jej urok pomimo wieku. Zaraz jednak dziewczyna stanęła wraz z innymi zawszankami w równym rzędzie tuż obok Constantine, a chwilę później wraz z resztą zawszanek ruszyła. Oczywiście, gdy tylko jej stopa przekroczyła próg klasy, zaczęła się zaciekawiona rozglądać po pomieszczeniu. Klasa może i wydawała się podobna do każdej innej, ale tylko dla niewprawnego oka, Sophie zaraz dostrzegła liczne akcesoria do poprawy urody, wygodne pufy czy stoliki. Zajęła miejsce na jednej z nich, wspólnie z Constantine, ciesząc się w duchu, że w końcu uwolniła się od wrogiej Emeraldy. Zapach, który unosił się w klasie był niesamowicie przyjemny i trochę jej przypominał perfumy, których sama używała. Szybko skupiła swoją uwagę na nauczycielce, pamiętając jaki ma cel. Nie mogła tym razem wypaść przeciętnie, musiała się postarać by zająć jak najlepsze miejsce podczas tej lekcji. Kiedy dostrzegła uśmiech nauczycielki skierowany w jej stronę, dziewczyna poczuła się trochę lepiej, bo to świadczyło, że musiała zwrócić na siebie choć w niewielkim stopniu uwagę kobiety. Testy jakoś niespecjalnie martwiły Sophie. W końcu zawsze sobie dawała radę w kwestiach wyglądu, więc i tu powinna sobie poradzić. Mimo to, podręczniki ją trochę zaintrygowały. Zwłaszcza ten o zdobyciu księcia, bo znów pomyślała o Edwardzie. O tym jak był dla niej rycerski podczas obiadu, a nawet jak po lekcji dobrych uczynków czekał specjalnie na nią. Czuła jak znów wracały do niej obrazy jego niesamowitego wyglądu, gładkiej skóry, niesamowicie ciemnych oczu oraz wspaniałych zadbanych włosów. Dziewczyna szybko pokręciła głową, starając się oddalić te obrazy. Nie mogła teraz znów wypaść źle przez roztargnienie. Wtedy na pewno by już nie zwrócił na nią uwagi. Znów szybko mrugnęła, zdając sobie sprawę, że przecież priorytetem zawsze musiała być rodzina. Jej szerokie, a zarazem głębokie rozmyślania skończyły się w chwili, gdy usłyszała jak nauczycielka mówi o końcowym egzaminie i po raz pierwszy podczas tej lekcji lekko zdębiała. Były co najmniej trzy osoby, z którymi nie chciała być w grupie. Co ciekawe, nie Czytelniczka czy ta Stephanie stała na szczycie tej listy, a Emeralda. Nadal nie była pewna jak daleko może się posunąć ta dziewczyna, ale wcale by się nie zdziwiła gdyby celowo zniszczyła jej urodę byle tylko Edward przestał na nią zwracać uwagę. Nie mówiąc o kolejnej sprawie. Sophie nikomu, ale to zupełnie nikomu nie pozwalała poprawiać swojego wyglądu, chyba, że znającej się na tym służbie pałacowej. W końcu uroda dziewczyny była niezwykle delikatna, co sama nieraz zaznaczała. Tylko ona mogła się poszczycić aż tak delikatną cerą w całym królestwie. Alan - W tej Akademii, Aidanie wszyscy jesteśmy książętami - odpowiedziałem z lekkim śmiechem w jego stronę, widząc jego reakcje na swoje niedawne słowa. Niestety tylko tyle wyszło z moich ust, bo zaraz pojawił się zmachany profesor, Daramis. Mimo, że nie uczył raczej przedmiotów w moim guście, to wciąż wydawał się jak do tej pory bardzo sympatyczny. Poczułem ulgę słysząc, że mamy dziś tylko rozmawiać, z tego chyba nie dało się aż tak słabo wypaść. Powoli wykonałem polecenie i wraz z innymi wszedłem do klasy, Ponowna niespodzianka czekała mnie w klasie. Byłem pewny, że klasa będzie przesadnie urządzona, a niemal wszędzie będą jakieś flakony czy inne mazidła, które miały nam pomóc w naszej urodzie. Nic takiego nie znalazłem. Widok obrazów rycerza klękającego przed damą serca mi nie przeszkadzał, a nawet wyglądał odpowiednio na tym przedmiocie. Przez krótką chwilę, gdy na niego patrzyłem, ujrzałem zamiast rycerza siebie, a za księżniczkę, przed którą się kłaniam, Elisabeth i szybko pokręciłem głową, starając się pozbyć tego obrazu. Nie potrafiłem pojąć, co się ze mną działo. Szybko zająłem miejsce obok Aidana, starając się o tym nie myśleć, tak jak o książętach, którzy byli do mnie wrogo nastawieni. Nie żałowałem tego co zrobiłem, co więcej byłem gotowy zrobić to ponownie, jeśli byłaby taka potrzeba. Zdziwiłem się jednak, gdy ktoś podszedł do naszej ławki, a nie był to Hector. Uniosłem wzrok na nieoczekiwanych gości, którym okazali się Kato i Odion. Mówiąc szczerze już od czasu wczorajszego śniadania wydawali się wyjątkowo w porządku i nic specjalnie do nich nie miałem. Mimo to, nie spodziewałem się ich obecności teraz. Słysząc słowa Kato, byłem w niemałym szoku, ale nie tylko z powodu słów o moim zachowaniu podczas obiadu. Kato był już kolejną osobą, która potwierdzała, że wina leżała po stronie Adelii. Co jeśli ona naprawdę była wiedźmą? Elisabeth nigdy w to nie uwierzy, ale bałem się, że jeśli to prawda, to któregoś dnia może jej się stać coś strasznego przez to zaślepienie. Przestałem o tym myśleć, widząc wyciągniętą rękę, na co lekko się uśmiechnąłem się, a następnie ją uścisnąłem. - Dziękuje w imieniu swoim jak i Elisabeth, bo sądzę, że i ona by się ucieszyła. Poza tym najważniejsze, że dostrzegasz prawdę i nie winisz za to wszystko właśnie jej. Nie musisz się zadręczać tym co było. Ważna jest obecna chwila i każdy nawet najmniejszy drobny gest, który daje więcej niż się wydaje - mówiłem nadal się uśmiechając.
  6. Thomas i Christian Do uszu nigdziarza, który niedawno uznał, że profesor powinien być dziekanem, nie dochodziły szepty innych nigdziarzy. Ciężko było stwierdzić czy było to spowodowane tym, że nigdziarz nie zwracał uwagi w tej chwili na innych, będąc niezwykle zainteresowanym spotkaniem prawdziwego nigdziarza, czy może naprawdę nic nie słyszał. Thomas natomiast, który jak zawsze milczał, dostrzegł na sobie na chwilę wzrok Elviry, w którym najwyraźniej zauważył też jej nieme pytanie. Można było tak przynajmniej uznać, gdy na chwilę komicznie wzruszył ramionami w jej kierunku. Mimo to, nie to było najciekawsze, a to, że na niewielką chwilę na twarzy nigdziarza pojawił się delikatny uśmiech, pierwszy odkąd trafił do akademii. Chłopak najwyraźniej też to dostrzegł, bo szybko wrócił do swojego obojętnego wyrazu twarzy i znów patrzył na nauczyciela. Sam do końca nie potrafił zrozumieć, co się właśnie stało. W jego życiu nie było powodów do uśmiechów czy innej radości, więc był pewny, że nie potrafi już tego robić, tymczasem Elvira w jakiś sposób sprawiła, że ten mu powrócił, nawet jeśli tylko na chwilę, tylko nie rozumiał jak. Podczas gdy Thomasa męczyły własne emocje, Christian już przestał ignorować podszepty innych nigdziarzy. Zwłaszcza gdy usłyszał te dwie żałosne panienki. Profesor jednak miał racje i dlatego też przestał się krzywić. Wiedział już, że gdy nie będzie żadnego nauczyciela wytresuje już je sobie odpowiednio. Zaraz przestał o tym rozmyślać, bo profesor zwrócił się teraz bezpośrednio do niego. Chłopak powiedział krótko, ale wystarczająco głośno by można go było usłyszeć, Christian. Gdy usłyszał, że nauczyciel nie skończył akademii, był pod jeszcze większym wrażeniem. Właściwie to, po co komu ta cholerna Akademia? Kiedyś marzył by tu trafić, ale teraz? Akademia ze stronniczym Dyrektorem i niemal samymi kiepskimi nauczycielami, co nic nie wiedzieli o byciu złym. Oczywistym było, że ostrzeżenie ze strony nauczyciela do niego nie dotarło. Sam uważał, że dziś może mu gorzej poszło, ale już wiedział, że wkrótce pokaże wszystkim, że to on jest prawdziwym czarnym charakterem i dostanie własną baśń. Słysząc powód, dla którego nauczyciel nie jest dziekanem, chłopak prychnął. Magia? A na co to komu do cholery? Tylko słabiutkie zawszańskie królewny oraz nic niewarte wiedźmy się tym parały, bo były po prostu zbyt żałosne do innej formy walki. A jeśli chodzi o czarnoksiężników, zawsze uważał ich za żałosnych leszczy, których łatwo było załatwić, gdy się tylko odpowiednio do nich zbliżyło. Podobnie jak nauczyciel, wolał tradycje. Uwielbiał czuć strach i adrenalinę swojej przyszłej ofiary, gdy błaga go o litość. Nie mógł się również nie zgodzić z nauczycielem, że wysłuchiwanie o cudowności zawszan, każdego by wyprowadziło z równowagi. Niby tacy wspaniali, a potrzeba było trzech książąt by go zatrzymać, tacy z nich twardziele tylko w grupie. Gdyby walczył wtedy sam, jeden na jednego, wiedział, że załatwiłby tamtego księżulka i tą księżnisie bez najmniejszego problemu. Przez chwilę zaczął się nawet zastanawiać, czy to nie będzie właśnie jego przyszłe nemezis. Oczywiście i nad tym nie miał okazji za bardzo skupić swoich myśli, bo nie chciał by którekolwiek słowo nauczyciela mu umknęło. Słysząc o obecnej dziekan, zmarszczył brwi. Trzykrotnie ta wiedźma mu podpadła i miał nadzieje, że i profesor przyzna, że jest ona żałosnym dziekanem nieznającym się na własnej robocie. Tymczasem tak nie było. Gdy mężczyzna wspomniał o krwi i łzach, które lubiła ich dziekan, przypomniał sobie o zastrzyku, który mu zafundowała. Na wspomnienie tego mocniej zacisnął pięść. Pewnego dnia, gdy już zabije swoje nemezis, wiedział, że wróci i poderżnie jej gardło i to tyle będzie z jej potęgi. Na razie uznał, że posłucha rady profesora i nie będzie denerwował tych dwóch wiedźm. Niespodziewanie zmarszczył lekko brwi, jakby coś do niego doszło... Co jeśli któreś z nigdziarzy powie dziekan o jego słowach na tej lekcji? Czy to byłby dla niej powód do zemsty? Lekko przełknął ślinę na samą myśl o tym. Wtedy też profesor wstał od ławki, a gdy był pewny, że go nie widzi, spojrzał w kierunku Scarlet i Savy uśmiechając się wrednie do nich. Zbliżył do swojego gardła dłoń, a z rękawa wyjął nóż, przejeżdżając nim niby sobie po gardle. Chciał im dać do zrozumienia, co je czeka i lepiej by teraz się pilnowały. Obrócił wzrok w samą porę by zobaczyć, jak nauczyciel podnosi Elvire i Walburge, co jeszcze bardziej zwiększyło jego zadowolenie na tej lekcji. Kątem oka spojrzał na Thomasa, który co ciekawe pozostał obojętny na twarzy, co go zupełnie zbiło z tropu. Czyżby jednak się mylił? Oczywiście to, co mówił profesor, nie było tak obojętne dla Thomasa. Po prostu chłopak wiedział jak zawsze ukazać obojętność, nawet gdy paliły się w nim inne emocje, nie licząc tego uśmiechu do Elviry, którego nie potrafił opanować. Słysząc o tym, co czeka część nigdziarzy po akademii, nie czuł się komfortowo. Chociażby właśnie dlatego, że sam nadal nie wiedział, jaka rola czeka go, gdy to wszystko się skończy. Słowa o potędze Dziekan Crystal oraz Lady Lesso go nie zdziwiły, bo od początku przeczuwał, że z tymi kobietami się nie igra. Zachowanie samokontroli przez chłopaka dopiero jednak miało zostać poddane próbie. Nie reagował na przechadzanie się profesora po klasie, a przynajmniej do czasu aż ten nie zbliżył się do ławki Elviry. Gdy jego paskudne łapsko ją złapało, sprawiając, że dziewczyna posłusznie stała, Thomas aby dalej zachować samokontrolę musiał z całej siły chwycić swoją ławkę. Nadal jednak to nie było wszystko, bo fala wściekłości naszła go dopiero, gdy zobaczył jak ten parszywiec dotyka policzka Elviry. Dłonie nigdziarza zacisnęły się na ławce z taką siłą oraz furią, że nawet nie zauważył jak po jego dłoniach zaczyna spływać krew, zupełnie jakby nie czuł tego bólu, a nawet nie zwracał uwagi na ślady, jakie powstały na ławce. Mimo to, na jego twarzy, nie sposób było zobaczyć gniewu, a tylko typową obojętność. Nie zmieniało to faktu, że cały czas od tego "pokazu" wyobrażał sobie jak łapie mężczyznę za kark, a następnie agresywnie uderza jego głową o biurko. Dopiero gdy już odszedł od nigdziarek, chłopak puścił ławkę, a kiedy to zrobił kilka razy zacisnął dłonie, czując w końcu świeże rany na nich.
  7. Alan Nadal czułem się głupio po tym, co powiedziałem do Elisabeth. Wyglądała teraz naprawdę pięknie, zapewne nawet w moim domu by mogli w pierwszej chwili pomyśleć, że dziewczyna pochodzi z jakiegoś szlachetnego rodu. Mimo to w moim uznaniu zawsze była piękna. Wiele razy już widziałem księżniczki, które stroiły się podobnie jak teraz ona, ale jeszcze żadna nie miała tak bogatego wnętrza jak właśnie ona. Wtedy, gdy pierwszy raz złapała moją różę i miałem okazje z nią porozmawiać byłem w stanie to dostrzec. Nigdy nie spotkałem jeszcze kogoś takiego jak ona. Na pewno ją lubiłem, ale czasem sam nie potrafiłem do końca zrozumieć swoich uczuć względem niej. Ponownie na nią spojrzałem z chwilą, gdy teraz ona się odezwała. Natychmiast dostrzegłem smutek w jej oczach w momencie, gdy wspomniała o swojej kuzynce, na co ja złapałem ją nagle lekko za dłonie - To jeszcze nie koniec, Elisabeth - powiedziałem na tyle pokrzepiająco na ile byłem tylko w stanie to zrobić. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy byś znów mogła cieszyć się własną rodziną - Zaraz jednak zabrałem swoje ręce, nie będąc pewnym czy nie pozwoliłem sobie na zbyt wiele. Przez poświęcenie swojej uwagi Elisabeth, nie do końca wiedziałem o czym rozmawiali Aidan i Stephanie. Uśmiechnąłem się mimo to, widząc efekt końcowy tych rozmów. Niestety chwile naszych wspólnych pogawędek znów minęły z chwilą, gdy musieliśmy wszyscy pójść we własne strony. Zauważyłem jak Elisabeth posłała mi ostatni uprzejmy uśmiech, w którym dostrzegłem coś jeszcze, a był to smutek. W odpowiedzi posłałem jej swój ciepły uśmiech, mając nadzieje, że to choć trochę zdoła poprawić jej humor. Chwilę później nie było już zarówno Elisabeth jak i Stephanie. Spojrzałem kątem oka, na Aidana posyłając teraz mu uśmiech. Z chwilą gdy zaczął do nas mówić, byłem zadowolony, wiedząc, że znów powraca chłopak, którego poznałem na samym początku akademii. Wystarczył jeden niepozorny gest księżniczki by znów wróciła w nim radość życia. Właśnie wtedy też do moich uszu dotarł też szept Hectora. Nie wiedziałem jak zareagować, ale ostatecznie delikatnie uśmiechnąłem się do współlokatora, a przynajmniej tak było do czasu, aż nie dodał kolejnych słów. Otworzyłem szeroko oczy i lekko się zarumieniłem. To nie było do końca tak jak myślał... Czy może właściwie było? Dlaczego uczucia były tak skomplikowane? Czemu nie potrafiłem zrozumieć, co czuje? Nie mogłem się przecież zakochać w Elisabeth. Miałem jej pomóc, a nie utrudniać powrót. Nie miałem jednak obecnie okazji nad tym za bardzo rozmyślać, bo już doszliśmy na miejsce. Poza nami było tu już też kilka innych osób. Na miejscu zwróciłem uwagę na herby krain Puszczy jak i szable w gablotach, które robiły niesamowite wrażenie. Mimo wszystko nadal nie byłem pewny jak sobie poradzę na tym przedmiocie. Zacząłem rozglądać się za herbem swojej krainy, aż nie usłyszałem rozmowy Aidana i Hectora. - Puszcza ma wiele krain - stwierdziłem patrząc teraz bezpośrednio na nich. - Nie bez powodu mówi się, że jest nieskończona. Wielu z nich zapewne nie zna żadne z nas. Nie ma możliwości aby starczyło miejsca na herb każdej z nich. Sądzę, że to jest właśnie powodem braku herbu Nottingham, nic ponad to - dodałem, uśmiechając się przy tym do Aidana. Sophie Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że udało jej się być pierwszą od pokoleń, członkinią rodu królewskiego, która mogła zobaczyć ich dawną przodkinię, tę samą, która rozpoczęła zarówno ich dynastie jak i całego królestwa. Była ciekawa czy jej wujek wiedział, że ten obraz w ogóle tu spoczywał. Nie sądziła by tak było, bo na pewno by coś napomknął o tym przed ich wyjazdem do Akademii. Gdy przywiezie ze sobą idealnie odwzorowany portret pierwszej władczyni, znów pokaże jak wiele może być warta. Wciąż stawiała sobie za zadanie by to pokazywać, że jest godna swojej królewskiej krwi, która płynęła w jej żyłach, a przy tym w niczym nie jest gorsza od swojego kuzyna. Mimo wszystko mu też chciała pokazać ten obraz, bo to było po prostu zbyt ważne by móc to zignorować. Rozmyślania nad tym skończyły się w chwili, gdy nagle usłyszała pytanie Constantine. Po jej tonie nie była w stanie stwierdzić czy na pewno ją to interesuje, ale zdecydowała się mimo to zaufać intuicji i delikatnie przytaknęła. - Nawet w pałacu nie ma żadnego obrazu, który przedstawiał ją w młodości. Ponadto aż do dzisiaj jej imię pozostawało nawet dla nas jej rodziny tajemniczą. Zawsze była tajemnicza, tak przynajmniej wynikało z opowieści, które opowiadała mi mama, gdy byłam małą dziewczynką. Wraz z jej zniknięciem, nigdy nie urodziła się już druga taka jak ona w naszym rodzie. Kobiety naszego rodu zawsze posiadały zdolności i możliwości, by uczyć się magii, ale żadna z nich nie posiadła aż takiego związania z żywiołem jak właśnie ona. Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwszą osobą z naszego rodu, która zobaczyła ten portret - mówiła z nieukrywaną radością, cały czas się lekko się przy tym uśmiechając. Była jednak trochę zdziwiona, że Emeralda jej nie dogryzła, gdy się zatrzymały. Na niewielką chwilę niepostrzeżenie na nią spojrzała i zauważyła coś jakby zainteresowanie obrazem, na co szczerze zdziwiona lekko mrugnęła.
  8. Thomas i Christian Obaj nigdziarze stanęli w zupełnie innych miejscach. Thomas jak zwykle odizolował się od innych, stając na samym końcu i opierając swoje plecy o ścianę. Stał z założonymi na siebie rękoma i zamkniętymi oczami, zupełnie jakby był bardzo głęboko skupiony. Christian natomiast chciał pokazać jaki z niego nigdziarz, nawet zapomniał w końcu o Thomasie, gdy wbił się między innych nigdziarzy. Zobaczył jak ten frajer, o którym mówił wcześniej Navin, wbija się przed dwójkę nigdziarzy z przodu i prychnął pod nosem na ten widok. Gdybym był na ich miejscu, szybko bym pokazał temu leszczowi gdzie jego miejsce powiedział sobie w głowie. W jego odczuciu takim zachowaniem pokazywali jak żałośni są. Wszystko dobiegło końca z chwilą, gdy otworzyły się drzwi klasy. W momencie, gdy nauczyciel wyszedł by ich "powitać", Thomas otworzył jedno oko, przyglądając mu się. Zapadnięta twarz, przetłuszczone oraz nieuczesane włosy i jeszcze na dodatek ten ząb. Czy taka miała być jego przyszłość? Chłopak nie był księciem, ale mimo wszystko nie bardzo miał ochotę wyglądać jak menel z pod krzaków. Inaczej reagował Christian, który wpatrywał się w profesora wręcz z podziwem. To był chyba pierwszy nauczyciel, który trafił do niego od momentu przybycia do akademii. Prawdziwy nigdziarz, na którym właśnie powinni się wzorować. Inne również przemyślenia ich naszły, gdy profesor zaczepił Elvire. Gdy tylko Thomas zobaczył jego obrzydliwy palec, zbliżający się do jej pięknych włosów, zacisnął dłoń w pięść. Nawet nie myślał, że to nauczyciel i jakie mogą być tego konsekwencje. Miał ogromną ochotę złapać go teraz za głowę i z całej siły grzmotnąć nią o ścianę. Christian natomiast nie mógł zaprzestać się śmiać, widząc całą scenę. Tak jak myślał, to właśnie ta niby wiedźma zostanie dziś na ostatnim miejscu, co było aż zbyt piękne. Żaden jednak nic więcej nie zrobił, tylko obaj ruszyli do klasy wraz z resztą nigdziarzy. Gdy tylko się tam znaleźli, znów oboje okazywali zupełnie inne emocje. Thomas skrzywił się lekko, widząc wszystkie zebrane przez nauczyciela trofea. Wiedział, że ludzie czasem zbierali czaszki czy rogi, ale ten gość wydawał mu się jakimś fanatykiem. Nieprzyjemny zapach, który się tu roznosił oraz widok tego wszystkiego, sprawiał, że nabrał ochoty opuszczenia tej klasy zanim w ogóle zaczęła się lekcja. Sam nie mieszkał w czymś niesamowicie pięknym, a mimo to potrafił dbać o miejsce, które nazywał domem. Chyba szybko zacznie mi brakować klasy profesor Crystal i profesora Sadera, pomyślał. Zapachy odczynników u tej pierwszej były niczym perfumy przy tym, co czuł teraz. Christian natomiast nie mógł się napatrzeć na osobliwe trofea, zupełnie jakby trafił do domu ze swoich snów. Ręce aż go świerzbiły by dotknąć jakiejś skóry, czaszki czy innego wspaniałego trofeum. Chciał czuć śmierć oraz cierpienie każdego z tych stworzeń, bo nie było nic piękniejszego. Thomas zajął jedną z wolnych ławek, siadając za jakimś nigdziarzem, zdaje się, że miał na imię Eudon. Christian, gdy w końcu się opanował, również usiadł w wolnej ławce, niedaleko Hadriona, choć z wyraźną niechęcią nadal będąc złym za to co powiedział o nim na lekcji talentów. Zaraz jednak zarówno on jak i Thomas spojrzeli w kierunku Scarlett, która zadała pytanie profesorowi, a chwilę później na niego, gdy ten udzielił jej odpowiedzi. Na widok trofeum, które pokazał, Thomas lekko się skrzywił. To nie tak, że sam nie polował, ale jego motywy były inne. Musiał jeść, nikt mu pokarmu nie dawał za piękne oczy. Nie potrafił mimo to zabić zwierzęcia z młodymi. Gdy był na polowaniu i widział jakąś samice z młodymi zawsze jej darował. Sama myśl o tym by ją zabić, sprawiała, że wracały mu wspomnienia jego mordowanej mamy, na co lekko się skrzywił. Christian w końcu nie wytrzymał i otworzył usta. - Mam nadzieje, że bardzo się nacierpiała, zanim pan załatwił to bydle - powiedział oblizując lekko wargę, aż znów zwrócił uwagę na nauczyciela. - Pan jest prawdziwym nigdziarzem i to właśnie pan powinien być dziekanem Akademii Zła, a nie jakaś wiedźma, co sama nie wie czy jest, nigdziarką czy zawszanką - Thomas skrzywił się lekko słysząc to, ale nic nie powiedział.
  9. Alan i Sophie Wyszedłem wraz z Aidanem i Hectorem, kierując się na lekcje pielęgnacji męskości. Mówiąc szczerze sama idea tego przedmiotu nie bardzo mnie cieszyła. Oczywiście jako następca tronu znałem zasady etykiety jak i dbałości o własny wygląd. Mimo to nigdy za tym nie przepadałem. O ile do tej pory całkiem nieźle sobie radziłem, tak teraz nie byłem pewny czy ponownie dopiszę mi szczęście. Ponadto ciągłe zmartwienia związane z Elisabeth, nie ułatwiały mi sprawy. Był tylko jeden plus obecnej sytuacji, a mianowicie, że zdołaliśmy sobie wszystko wyjaśnić z Aidaniem. Nagle głos Hectora sprowadził mnie na ziemię. Powoli obróciłem wzrok w miejsce gdzie wskazywał i cały skamieniałem. Czułem jak na mojej twarzy pojawia się lekki rumieniec, który starałem się ukryć. Elisabeth moim zdaniem zawsze była piękna, nieważne co inni o niej myśleli. Jednak ta przemiana była jak o sto osiemdziesiąt stopni. Jej piękne rude włosy były tak wspaniale i starannie upięte. Cera jak i usta były tak delikatne, prawie jak u mieszkanek naszego królestwa. Piękne zielone oczy dziewczyny lśniły niczym klejnoty. Miałem nadzieje, że tym razem Elisabeth podejdzie poważnie do przedmiotu, ale nigdy bym się nie spodziewał czegoś takiego. Była jakby tą samą Elisabeth, którą poznałem, a jednocześnie kimś innym. Dopiero gdy się potknęła doszło do mnie, że to nadal ta sama dziewczyna. Mimo niedawnego potknięcia nadal nie umniejszało mojego wrażenia jakie sobą teraz prezentowała. W chwili gdy do nas podeszła, opuściłem głowę, unikając jej spojrzenia. Miałem w głowie milion słów, ale nie potrafiłem z siebie żadnego wydobyć. Nawet nie zwróciłem uwagi na żart ze strony Aidana, co jakiś czas przyglądając się ukradkiem Elisabeth. Czułem się jakbym nie był nawet godny z nią rozmawiać. W końcu zebrałem się w sobie, a przy tym zdołałem wydusić z siebie nareszcie jakieś słowa. - Wyglądasz niesamowicie - Z trudem byłem w stanie ukryć zakłopotanie - To znaczy... cały czas byłaś piękna, to nic nie zmienia... - Znów poczułem, że to mogło zabrzmieć niewłaściwie, a na dodatek poczułem jak moja twarz się czerwieni. Nie byłem pewny czy to z powodu własnej głupoty, czy jej obecności. - Może lepiej już się zamknę nim znów coś palnę - Dodałem, czując wstyd spowodowany swoim zachowaniem. W momencie, gdy Elisabeth pojawiła się wśród zawszanek, Sophie stała już wśród innych księżniczek. W przeciwieństwie do innych zawszanek, nie wpatrywała się wrogo na transformacje Czytelniczki. W końcu sama przyłożyła do tego rękę, nawet jeśli w niewielkim stopniu to jednak. Oczywiście żadna powierzchowność nie może zmienić wszystkiego. Jej współlokatorka szybko popsuła pierwsze wrażenie, potykając się w prześmiewczy sposób. Widząc to zastanawiała się teraz, czy cała praca księżniczki Magdalene i tej Stephanie nie poszła na marne już na samym początku. Szybko przestała o tym myśleć, widząc gdzie kierowała się Czytelniczka. Ponownie jej kroki kierowały się do jej kuzyna. Chciała wracać do domu, co nie raz podkreślała, więc dlaczego wciąż przy nim była? Teraz to ewidentnie wyglądało jakby chciała mu się pokazać w swojej nowej wersji. Znów poczuła pewną niechęć. Śnieżne Wzgórza były jej domem i nie wiedziała właściwie, co ma ze sobą zrobić jeśli Alan zostanie koronowany, a tym bardziej, gdy założy rodzinę. Ojciec już dawno planował, że pewnego dnia wyjdzie za któregoś z synów jego wspólników, dzięki czemu finanse rodzinne będą bezpieczne, ale ona tego nie chciała. Nigdy nie zapytał jej nawet o zdanie. Nagle dostrzegła Edwarda i to jak pomachał w jej kierunku. Uśmiechnęła się uroczo w kierunku księcia na ten widok. Nadal czuła się przy nim zakłopotana, ale nigdy jeszcze nie poznała kogoś takiego jak on. Po prostu nie sposób tego było opisać. Nie było okazji na dalsze rozmyślania, bo zaraz pojawiła się przy niej Constantine. Oczywiście towarzystwo z jej strony było przyjemne, no może by było gdyby nie to, że nie przyszła sama. Widząc Emeraldę i to jak znów wrogo na nią patrzy zdecydowała się milczeć. Mimo, że stanęła w obronie Emeraldy na obiedzie, to nadal nie przepadała za księżniczką. Ciężko było w to uwierzyć, ale obecność Emeraldy odpowiadała jej jeszcze mniej niż jej współlokatorek. Ta niechęć zaczęła się od chwili, gdy tylko się spotkały. Najpierw ze strony blond-włosej dziewczyny, a teraz niechęć była obustronna. Zdecydowała się jednak nic nie mówić, uznając, że tak będzie najlepiej, Ruszyła z nimi, trzymając się jak najbliżej, Constantine, a jak najdalej Emeraldy. W momencie, w którym Constantine wspomniała o swojej mamie, sama zaintrygowana na nią spojrzała. Nie sądziła, że mama dziewczyny była dobrą Czarownicą, a tym bardziej zdziwiła się, że jej mama zadawała się z tą złą. Zastanawiała się chwilę czy sama mogła coś napomknąć o swojej przodkini, ale ostatecznie zrezygnowała, nie chcąc ponownie przypadkiem wdać się w dyskusje z Emeraldą jak podczas lekcji dobrych uczynków. Poza tym Constatine starała się z jakiegoś powodu unikać księcia Ambrosiusa, więc to nie była dobra okazja na tego typu rozmowy. - Niemożliwe... - niespodziewanie wyszło z jej ust, a następnie odeszła od Constantine i Emeraldy, kierując się ponownie do obrazów. Co prawda nie chciała o tym napominać, ale jak mogła by to zignorować? Jej wzrok spoczął na młodej dziewczynie o charakterystycznych białych włosach, związanych w piękny długi warkocz. Dziewczyna o jeszcze bardziej zimnym spojrzeniu niż Alan i cerze nawet bardziej śnieżnej niż Sophie. Nawet w młodości jej mina była niezwykle poważna, a mimo to nadal pozostawała niesamowicie piękna i tajemnicza. Oczy Sophie skierowały się na podpis pod obrazem Serena ze Śnieżnych Wzgórz. Więc takie było jej prawdziwe imię? Nikt już nie pamiętał prawdziwego imienia jej przodkini, gdyż to wspomnienie zostało pokryte grubymi warstwami śniegu. Tak samo jak jej pochodzenie, bo tak naprawdę, gdy się urodziła nie było jeszcze Śnieżnych Wzgórz. Urodziła się w małej wiosce u podnóża szczytów, które są obecnie ich domem. Wioska nie miała nawet nazwy, a dziś była bardziej muzeum, do którego można się zapuścić by zobaczyć gdzie dorastała ich władczyni. Miejsce jej pochodzenia musieli więc dopisać po powstaniu królestwa. Dopiero po powrocie z akademii, sprawiła, że zdradliwe śnieżne szczyty, które do tej pory zabijały każdego śmiałka, który chciał na nie wejść stały się uległe i można było wśród nich zamieszkać. Wtedy też ogłosiła się ich władczynią i rozpoczęła dynastię ich rodu. Z powodu zimnej natury kobiety chodziły plotki, że tak naprawdę jest nigdziarką, ale tutaj teraz przed oczami miała dowód gdzie uczęszczała ich przodkini i kim naprawdę była. - Powinnyśmy już iść - powiedziała nie będąc w stanie ukryć melancholii, a nawet kiedy odchodziła, nie mogła się odwrócić plecami od obrazu do czasu, aż zniknął z widoku. Nawet w zamku cały jej ród nie posiadał żadnego portretu z jej młodości. Nikt nie pamiętał jak wtedy wyglądała. Nie mogła uwierzyć, że była pierwszą od wielu lat, która mogła zobaczyć swoją przodkinię w młodości, zanim ta tajemniczo zniknęła. Niektórzy myślą, że nadal żyje, ale to wydawało się niemożliwe, biorąc pod uwagę jak wiele lat minęło, odkąd opuściła obie swe córki nie podając żadnego powodu. Sophie wiedziała już co sama musi zrobić. Skoro już wiedziała jak wyglądała, teraz ona mogła stworzyć jej portret z czasów młodości i zawieść go do królestwa po zakończeniu akademii. To będzie jej największe wyzwanie do tej pory. Nie sądziła by dziekan Dovey zgodziła się oddać ten, który wisi, więc sama musiała stworzyć inny. Ponadto należało go pokazać Alanowi. Mimo wszystko na pewno też się tym zainteresuje, to była w końcu rodzina.
  10. Thomas i Christian Zaraz po wyjściu z komnaty, Thomas, zaczął iść krętymi korytarzami Akademii Zła by dotrzeć na lekcje pielęgnacje brzydoty. Lekcja, która jego zdaniem po raz pierwszy była absurdalna. Sam chłopak nie był jak książęta, co całymi dniami dbają o własne ciało. Mimo to nie lubił nie dbać o higienę, czy na siłę pogarszać swój wygląd. Nawet gdy zdejmował koszulkę i mimo, że nie był jakoś źle zbudowany to kiepsko się czuł, widząc własne blizny. Wszystkie były pamiątkami tego jaki świat jest niesprawiedliwy. Gdyby tylko mógł chętnie by się ich pozbył. Powoli przeszedł obok jakiegoś zbitego lustra, w którym zobaczył swoją twarz. Z twarzy nie wyglądał jak morderca, czy inny nigdziarz. Nie miał nawet śladów po trądziku. Chyba nie wyglądał nawet najgorzej jako chłopak, co teraz niezbyt cieszyło. Niewiele pamiętał swoich rodziców. Jednak cerę chyba miał po mamie, a była przynajmniej w jego wspomnieniach, bardzo ładną kobietą. To będzie chyba przedmiot, na którym słabo wypadnie, pomyślał. Długo nad tym nie myślał, idąc dalej. Teraz zaczął myśleć nad tym, co widział w komnacie. Christian posiadał niebezpieczny arsenał i gdyby nie to, że nie może nikogo zabić, to chyba nie chciałby spać w nocy z nim w jednej komnacie. Pokazał już nie raz jak niestabilny jest, więc zapewne nie byłoby dla niego problemem żeby poderżnąć im gardła w czasie snu. Mimo wszystko wydawał się szanować do pewnego stopnia zasady i raczej nie wyglądało by chciał kogoś zabić. Z drugiej strony niewiele brakowało z Navinem dzisiejszego dnia. Na szczęście wiedział jak sobie z nim radzić. Powoli minął kolejnych nigdziarzy, zauważając po drodze Elvire, której posłał spojrzenie, chcąc w ten sposób przekazać wdzięczność. Nigdziarze raczej nie dziękowali, ale też nikt nigdy nie zrobił dla niego czegoś takiego jak ona dziś, wszyscy raczej zwykle życzyli mu śmierci w męczarniach. Zaraz obrócił wzrok, gdy nagle ktoś na niego wpadł. To była ta drobna Czytelniczka. Spojrzał na nią, ale nic więcej nie zrobił, a tylko ruszył dalej omijając ją. Widział jej łzy, ale nie okazywał współczucia, tak jak nikt mu go nigdy nie chciał okazać. Przeżywała właśnie szkołę życia, którą on dobrze już znał. Ponadto nie widział powodu by ją dręczyć, to nie było w jego guście. Po ataku na Navina, Christian poczuł jak znów wróciła mu pewność siebie. Nikogo się nie bał i mógł sobie z każdym poradzić, tak było poza akademią i będzie tu. Pamiętał jak kiedyś pewien gnojek poza akademią, próbował wbić się na jego teren. Tamtego dnia czekał cierpliwie, może nawet miesiąc, ale w końcu nadszedł czas. Gdy wracał w nocy dwa noże uderzyły go w ścięgna, a wtedy frajer jęcząc z bólu padł na ziemię, chwilę później wyłonił się Christian. Kretyn błagał by go zostawił, był nawet gotowy oddać łup, który zdobył tamtego dnia, ale to było za mało dla Christiana. Całą noc zadawał mu liczne rany, ale nie śmiertelne, nigdy śmiertelne, to byłoby za łatwe. Zostawił go tak by się powoli wykrwawił. Wystarczyło, że ktoś mu się nie spodobał z twarzy i to był wystarczający powód by działać. Kiedyś nawet próbował zaprosić na spotkanie pewną dziewczynę, jeszcze w sierocińcu, ale ta go wyśmiała. Kilka lat później znowu ją spotkał, cóż teraz jej twarz wygląda tak, że nikt więcej jej nigdzie z pewnością nigdy nie zaprosi. Nie dziwił się nigdy, że Dyrektor go wybrał. A jeśli chodzi o jego zemstę... to samo tyczyło się Thomasa. Może jeszcze nie dziś, ale nadejdzie czas jego, że do niej dojdzie, a wtedy pożałuje, że go kiedykolwiek poznał. Niestety poczuł się rozczarowany, gdy dotarł zanim aż pod klasę, a ten nie zrobił nic, co byłoby można wykorzystać. Wściekły na twarzy omijał innych nigdziarzy, nie zwracając na nich uwagi. Nie byli warci jego czasu. Pewnego dnia będą się go bali. Teraz jednak zbliżał się czas lekcji. Pierwszy przedmiot, który go cieszył, ale nie z powodu tego, że lubił brzydotę, o nie. Spojrzał kątem oka na Elvire i już wiedział kto będzie ostatni. Lekko się uśmiechnął i stanął za innymi nigdziarzami. Miał tylko nadzieje, że obecny nauczyciel będzie lepszy niż durna dziekan, kundel czy ta tępa wiedźma z klątw i pułapek. O zawszaninie nawet nie myślał, bo to było nieporozumienie i dowód na stronniczość Dyrektora.
  11. Sophie Nie zwróciła uwagi na to co powiedziała jej współlokatorka, nadal wpatrując się w obraz, a zwłaszcza w kobietę na nim. Jej intencje były szczere, choć mogły myśleć inaczej. Potrafiła okazać wdzięczność, gdy zaszła taka potrzeba. Nawet jeśli miały zamiar odrzucić jej pomoc niewiele ją to interesowało, bo i tak coś zrobiła, a przynajmniej chociaż spróbowała. Równie dobrze mogła to wszystko zignorować, ale nie taka była jej natura, nie po tym, co dla niej niedawno zrobiły. Gdy do jej uszu dotarło dziękuje od drugiej współlokatorki mrugnęła wyraźnie zaskoczona. Nie sądziła, że doceni ten gest. Teraz jednak Sophie musiała skupić się na sobie. Wpatrywała się w kobietę na obrazie i wiedziała, że nie może zawieść. Musiała powrócić z akademii z własną baśnią, inaczej zawiedzie własnych rodziców i pokładane w niej nadzieje. Pokaże zarówno im jak i wszystkim innym ile jest warta. Mimo to, nie była w stanie w pełni zignorować tego co działo się po drugiej stronie pokoju. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego księżniczka Magdalene przybyła pomóc Czytelniczce, co się za tym kryło? W miarę upływu czasu zauważyła, że wygląd Czytelniczki się powoli zmienia. Nie mogła uwierzyć, że w tak krótką chwilę osiągnęły taki efekt. Nawet włosy tej dziewczyny, które wydawały się do tej pory koszmarem fryzjerskim, teraz wyglądały naprawdę dobrze. Zupełnie nie przypominała dawnej siebie. Mogłaby nawet pomyśleć w obecnej chwili, że to nie jest ta dziewczyna z niższych sfer, którą poznała. Rada co do butów na obcasie ze strony księżniczki również była słuszna. Gdy nadszedł czas wyjścia na lekcje, Sophie spojrzała na swój nadgarstek. Ślad nadal tam był, ale już nie tak widoczny, maść działała. Powoli ruszyła do wyjścia, ale nim opuściła komnatę, spojrzała jeszcze na rudą współlokatorkę, gdy wszyscy inni już wyszli, a one zostały na chwilę same, otworzyła usta. - Wyglądasz teraz naprawdę dobrze - odrzekła nie patrząc już na nią, a korytarz. - Pamiętaj jednak, będą oceniali też nasz wdzięk i zachowanie, więc spróbuj nie powtórzyć błędu z pierwszej lekcji i nie denerwować nauczyciela, zwłaszcza po tym ile dla ciebie zrobiła księżniczka Magdalene i za jej zaufanie, którym cię obdarowała. Wiele osób teraz na ciebie liczy. Nie pozwól by to wszystko poszło na marne, jesteś to winna zarówno jej jak i Stephanie - powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź wyszła z komnaty, kierując się na zajęcia. Nie była pewna czemu to powiedziała. Może miała nadzieje, że coś do niej dotrze. Mimo wszystko, nie chciałaby aby cała ciężka praca księżniczki poszła na marne, tak to na pewno był główny powód. Zastanawiała się również, czy przed zajęciami natknie się na Edwarda. Mimo, że naprawdę chciała skupić się teraz na lekcjach, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Alan Z chwilą, gdy Aidan poszedł do swojego kufra byłem pewny, że rozmowa dobiegła końca. Miałem nadzieje, że choć trochę zdołaliśmy mu poprawić choć odrobinę humor. Szybko się przekonałem, że to jeszcze nie koniec, bo do mych uszu znów dotarł jego głos. Wiedziałem, że dostał karę, ale domyślałem się też, że nie tyle zbrojownia go denerwowała i praca tam, co towarzystwo, z którym będzie spędzał czas. Edward... byłem mu coś winny za to, co się stało na obiedzie. Zarówno jemu jak i Abraxasowi, mimo, że też pomogłem potem Vivienne. Edward jednak wydawał się niezwykle zainteresowany Sophie, a po tym jak ta z nim poszła po rozmowie u profesor Dovey, zaczynałem mieć wrażenie, że ona też to odwzajemnia. Sophie nigdy nawet nie wykazywała nikim zauroczenia, czy teraz więc było inaczej? Wyrwałem się z zamyślenia, słysząc o liście Aidana do rodziców. - Prawdę - powiedziałem krótko i zaraz dodałem. - Powiedz, że jak prawdziwy książę ruszyłeś by pomóc księżniczce i niezależenie jaki był tego wynik jestem pewny, że będą dumni z tego, że zachowałeś się jak na księcia przystało - Lekko się do niego uśmiechnąłem. - A jeśli chodzi o szlaban... Przez najbliższe trzy dni musicie obejść się bez mojego towarzystwa. Mam zakaz opuszczania komnaty, nawet na posiłki, więc tu mnie znajdziecie jak będziecie mnie potrzebować. A teraz chodźmy już żeby nie narobić sobie większych kłopotów
  12. Thomas Christian O ile ze strony Christiana nie było widać zainteresowania tym co powiedział Navin o tyle Thomas uniósł wzrok na współlokatora, najwyraźniej nad czymś myśląc. Tak na dobrą sprawę dopiero teraz sobie zdał sprawę, że jego przyszłość była już przekreślona. Odebrano mu własny wybór w momencie gdy tylko te kościste bydle ściągnęło go do akademii. Nie... on nigdy nie chciał tu trafić. Walki dobra i zła obchodziły go tyle co zeszłoroczny śnieg. Zawsze tak było i miało być, tylko on przeciw światu. Wtedy był typowy dzień jak zawsze. Wybrał się w głąb lasu by zapolować. Chciał zjeść coś porządnego i zakopać się znów wewnątrz chaty, zapominając o całym tym przeklętym świecie. Dotarł już daleko w głąb lasu, gdy w końcu ujrzał swoją zdobycz, a był nią wielki jeleń. Wyciągnął ręcznie skonstruowane ostrze i po cichu próbował go zajść. Wtedy pojawił się nad nim znikąd ogromny cień. Najpierw myślał, że to jakiś gryf lub wywerna próbuje mu zabrać łup, ale gdy poczuł na sobie zaciśnięte kościste szpony był w szoku. Słyszał o stymfach tylko z opowieści, że miały one niby zabierać nigdziarzy do Akademii Zła. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie działo i nie miał zamiaru się nigdzie wybierać. Nie był niczyim niewolnikiem ani zła ani losu, on był wolny. Zaczął z całej siły tłuc ostrzem w kościsty szpon, aż bestia w końcu go uwolniła. Wtedy też zaczął spadać ku ziemi. Na szczęście nie był na tyle wysoko by się zabić. W momencie gdy miał już dotknąć ziemi, bestia znów go chwyciła, tym razem jednak mocno zacisnęła szpony i skrępowała, nie dając mu uwolnić rąk. Chłopak z całej siły próbował rozluźnić uścisk, ale nic nie był już w stanie zrobić. Teraz zaczynał rozumieć, że nawet jeśli zda akademię nie będzie mógł od tak wrócić do dawnego życia. Stał się częścią odwiecznego konfliktu i utracił własną wolność. Będąc czarnym charakterem będzie musiał robić jakieś dziwne i jak dla niego idiotyczne rzeczy. Natomiast będąc sługusem na pewno nie wróci będąc zależnym od kogoś, chyba, że jego pan/pani będzie chciał/chciała mieszkać w jego domu. Ta perspektywa też mu się nie podobała. Nie miał ochoty dzielić z kimś własnego domu, to było jego królestwo. Jako mogryf może i byłby wolny, a przynajmniej tylko wtedy, gdyby, któryś nigdziarz go nie przygarnął, ale co to za życie? Choć z drugiej strony niewiele by się dla niego nie zmieniło. Ludzie zawsze traktowali go jak psa, więc może już nim był. - Nie obchodzi mnie ani dobro ani też zło - powiedział ponuro Thomas nim Navin jeszcze wyszedł by mógł go jeszcze usłyszeć. Christian też na niego spojrzał. - Jestem jaki jestem i tylko tyle. Jak dla mnie zło może dalej przegrywać, mam to gdzieś. A jeśli zginę to na własnych zasadach - dodał twardo, jakby chciał w ten sposób pokazać, że nie zaakceptuje nigdy innej możliwości. - Czyli co chcesz niby zrobić po akademii? - spytał Christian lekko się przy tym krzywiąc. - Tylko głupiec planuje przyszłość, która nie jest pewna - Thomas odparł z wyraźną irytacją - Lub słabeusz, który już wie, że jest gorszy od innych tego nie robi - zripostował Christian, a Thomas wzruszył ramionami. - Idę pod klasę - To były ostatnie słowa Thomasa, bo po nich opuścił pokój nie czekając na odpowiedź Christiana. Sam Christian chwilę się wpatrywał w drzwi po wyjściu współlokatorów, a gdy był pewny, że Thomas już się nieco oddalił, sam ubrał na siebie górę mundurka, a następnie opuścił komnatę i znów zacząć go śledzić. Miał nadzieje, że teraz dopisze mu szczęście i zobaczy coś ciekawego.
  13. Sophie Upadek był zupełnie niespodziewany dla dziewczyny. Bardziej była w szoku niż czuła jakikolwiek ból. Nawet nie spostrzegła jak współlokatorki podbiegły w jej kierunku. W tej chwili bardziej niż o własne zdrowie martwiła się o obraz. Nawet w momencie, gdy jej współlokatorka zadała jej pytanie, te do niej nie dotarło, bo wciąż próbowała wyjrzeć w stronę łóżka by zobaczyć czy nic się nie stało z jej dziełem. Gdy dotarły do niej słowa drugiej współlokatorki zmarszczyła lekko brwi. Fakt, że może i najmilsza nie była, ale dzisiaj niemal ani razu ich nie obraziła. Patrzyła w milczeniu na to co teraz robi ta dziewczyna, w momencie gdy chwyciła jej obraz, Sophie otworzyła w przerażeniu oczy. Co ona chciała zrobić? To pytanie teraz krążyło w jej głowie. Nie mogła wręcz uwierzyć, gdy ta go po prostu zawiesiła. Dlaczego to zrobiła? Czemu jej pomogły? Teraz te niespodziewane pytania ją męczyły. Powoli się podniosła by spojrzeć na obraz. Przypatrywała mu się w milczeniu, aż nagle dotarło do niej pytanie współlokatorki. Popatrzyła to na nią, to zaraz potem na obraz. To nie tak, że nie chciała być podobna do mamy. Kochała ją chyba najbardziej na świecie, a mimo to, słysząc to poczuła jakby silne ukłucie smutku w sercu. Na szczęście nie było potrzeby by cokolwiek mówić, ponadto najwyraźniej nikt nie zauważył tego smutku, który na chwilę nią zawładnął. Wszystko dzięki temu, że nagle wtrąciła się jej druga współlokatorka. Wpatrywała się na nią chwilę, zastanawiając przy tym czy zrobiła to celowo czy był to tylko przypadek. Zaraz znów zwróciła wzrok na zawieszony teraz obraz, myśląc nad czymś, aż powoli i niepewnie podeszła do swoich kufrów, a następnie wyjęła z jednego z nich małą buteleczkę z czymś co przypominało wodę. Powoli niepewnie podeszła do reszty dziewczyn, kładąc buteleczkę przed Magdą. - To jest woda z naszych gór - powiedziała w kierunku księżniczki. - Dzięki niej kobiety w naszym królestwie mają piękną i delikatną cerę. Jest również też bardzo ceniona w całej Puszczy. Użyj tego do przemycia jej twarzy, a efekt będzie niemal natychmiastowy - powiedziała niemal na jednym wydechu i nie czekając na reakcje żadnej z nich, zaczęła równie szybko odchodzić aby znów zagłębić się w obrazie oraz własnych myślach. To nie tak, że się teraz przyjaźniły. One pomogły jej, więc wypadało żeby ona się odwdzięczyła, tylko tyle. Alan Słysząc odpowiedź Aidana lekko się uśmiechnąłem zauważając, że gniew w jego głosie powoli ustępuje. Nie miałem zamiaru mu wypominać jego zachowania. Miał całkowite prawo wyrzucić to wszystko z siebie. Zwłaszcza po tym co przeżył. Jednak zastanawiało mnie to co powiedział. Kim była Elisabeth dla Adelii, że ta jej była tak potrzebna? Miałem nawet wrażenie po tej historii, jakby uważała, że Elisabeth to jej własność. Faktem było również to, że Elisabeth nie miała ran fizycznych, ale nie widział wtedy tego samego strachu w jej oczach co ja. Gdyby tylko to zobaczył... Gdy zaczął mówić o tym co go gryzie, powoli bardziej się do niego zbliżyłem. - Hector ma racje - odpowiedziałem spokojnie. - Nie myśl o przeszłości, a myśl co robić by w przyszłości unikać takich błędów. Byłbyś złym księciem gdybyś opuścił Stephanie w godzinie próby, ale tego nie zrobiłeś. Jestem pewny, że Stephanie nie jest na ciebie zła i docenia twoje poświęcenie - Słabo się uśmiechnąłem. - Następnym razem będzie inaczej, zapewniam cię
  14. Thomas i Christian Po słowach, które padły, ze strony Navina zapadła cisza. Co jakiś czas była tylko przerywana przez dźwięk jaki wydawał Thomas, jedząc. Natomiast Christian sprawiał po raz pierwszy wrażenie jakby urażonego. Chłopak stał nieruchomo niczym posąg w samych spodniach z lekko opuszczoną głową. Ktoś nawet by mógł pomyśleć, że płacze. Nie było jednak śladów łez na podłodze, które mogłyby to potwierdzić. A w jego obecnej pozycji nie sposób było zobaczyć jego twarzy. Chyba, że zbliżyłoby się do niego i spojrzało bezpośrednio na nią. Scena trwała jeszcze dobrą chwilę, aż nagle koło obu uszu Navina coś nie przeleciało z ogromną prędkością. Chłopak mógł najpewniej nawet poczuć wiatr jaki wywołały tajemnicze przedmioty. Następnie było już tylko głośne uderzenie w ścianę. Za głową Navina były dwa noże, które teraz wbite były w ścianę. Christian powoli uniósł głowę i lekko ją przechylił, a na jego twarzy pojawił się morderczy uśmiech, którego do tej pory jeszcze nie było. - To teraz już wiem, czego mi zabrakło na lekcji talentów - Słowa, które z siebie wyrzucił przerwał jego własny donośny śmiech, który wyrwał się z ust nigdziarza, a gdy przestał znów spojrzał na chłopaka. - Czym niby chcesz mi zaimponować? Rozmową z jakimś frajerem? Jeśli tylko zechce poderżnę gardło temu twojemu Raverowi i wykąpie się w jego krwi. A może myślałeś, że się rozkleję, bo wszyscy się ze mnie śmieją? - Wydął dolną wargę na pokaz, aż znów na jego twarzy nie zagościł uśmiech. - Śmiech może bardzo prędko zmienić się w ten barani, mój drogi i lepiej to zapamiętaj - powiedział przekręcając lekko głowę na bok i podrzucając kolejny nóż, sprawiając, że ten wylądował ostrzem pomiędzy jego dwoma palcami. Thomas nie zareagował szczególnie na to co mówił Navin. Niewiele go obchodziło co kto myśli o kimś. Nawet nie był zainteresowany co się myśli o nim gdyż miał ciekawsze rzeczy na głowie. Przegryzł ostatni kawałek sera nie ukazując żadnych emocji na uśmieszek Navina. Naprawdę myślał, że obchodzi go co myślą kretyni Ravera? Musiał mimo wszystko przyznać, że to spory sukces, że w ogóle potrafią coś takiego robić. Właśnie zajmował się jabłkiem, gdy Christian rzucił noże w Navina, ale sam nic nie zrobił, nie uznając tego za swoją sprawę. Zastanawiało go jednak ile Christian tak właściwie ma tych noży. Skierował wzrok na otwarty kufer chłopaka, w którym spostrzegł liczne wystające ostrza. Nie miał już więcej pytań co do tego. Powoli skończył konsumpcje i znów spojrzał na Navina. - Zdobywanie informacji, to strata czasu - odparł bez emocji, wzruszając przy tym ramionami. Na co Christian skierował teraz wzrok na niego. - Jeśli tak chcesz się pokazać Navinie, to tym daleko nie zajedziesz. Niewiele by mnie obchodziło co kto o mnie myśli. Nawet gdybyś miał informacje o tym co o mnie myśli sam Dyrektor. Więc jak widzisz tym raczej wrażenia nie zrobisz - kontynuował znużony, chowając jabłka pestki od kieszeni. - A co twojej rozmowy z każdym, to też nie ma czym się szczycić. Raver jest zwykłym cherlakiem, który może udawać kogo chce, ale złam mu nogę lub rękę, a zacznie płakać z bólu, błagając o litość. Zostaw go na tydzień w Puszczy, a będzie jak nic nie warty płomyczek na świeczce. Chcesz zdobywać informacje i się wybić? Spróbuj lepiej z nauczycielami. Z informacjami na ich temat miałbyś większe korzyści
  15. Sophie W milczeniu wpatrywała się swojemu posiniaczonemu nadgarstkowi, wcierając w niego maść. Czuła się nadal upokorzona tym co zaszło na obiedzie. Nikt jeszcze nigdy nie zrobił jej czegoś takiego. Oczywiście dla prostych dziewczyn takich jak jej współlokatorki najpewniej taka rana nic nie znaczyła, ale dla niej było to naprawdę szpecące. Zawsze miała delikatną skórę czego efekt widać było teraz. Tak się skupiła na własnych myślach i zranionym nadgarstku, że na chwilę zapomniała o obecności współlokatorki i w chwili, gdy usłyszała cześć z jej strony, niemal odskoczyła wyrwana z własnego transu. Zaraz potem zwróciła wzrok na księżniczkę Magdalene. Nadal nie rozumiała czemu tu właściwie była, ale nie chciała w to wnikać. Ponownie zwróciła wzrok na księżniczkę, gdy ta zaczęła mówić. Mrugnęła kilkukrotnie, słysząc słowa jakie padły z jej ust. Mówiąc szczerze niewiele ją obchodziło kto rozpętał tę wojnę. Prawda była podobno taka, że zaczęło się od drugiej Czytelniczki, ale nie jej to ocenić, bo tego nie widziała. Była wściekła na swoją współlokatorkę od czasu galerii, a nie tego, co się stało na obiedzie. Mimo, że współlokatorka nie dała jej od razu odpowiedzieć, Sophie zdecydowała się to zrobić kiedy tylko znów miała sposobność. - Nie uważam jej za wiedźmę, jeśli to masz na myśli, księżniczko Magdalene - powiedziała wracając do jej niedawnych słów i powoli wstając, a następnie chwytając obraz w dłonie, by teraz stanąć na łóżku i spróbować go zawiesić. Chwilę mocowała się ze ścianą, aż nagle nie dotarły do niej strzępki rozmowy, na co szeroko otworzyła oczy. Dlaczego księżniczka Magdalene chciała jej pomóc? Czy to miał być dobry uczynek na lekcje dziekan Dovey? Nagle zwróciła wzrok na obie dziewczyny, nadal trzymając obraz. Mimo, że obiecała sobie się nie wtrącać do tej rozmowy, to nie mogła nie zareagować na to obwieszczenie. - Księżniczko Magdalene, wybacz, jeśli to zabrzmi w taki sposób jakbym nie wierzyła w twoje umiejętności, ale naprawdę sądzisz, że możesz jej pomóc biorąc pod uwagę pozostały wam czas? - Spojrzała badawczo na Elisabeth, jakby dokładnie ją oceniając. - Nawet z salą urody byłoby to obecnie niełatwe. Lekcja niedługo się zacznie, a nawet jeśli ja nie uważam, by była wiedźmą, to jednak niemal cała szkoła tak myśli. Poza tym na lekcji będzie też oceniany wdzięk oraz prezencja, naprawdę sądzisz, że zrobisz to wszystko w tak krótkim czasie? - Wtedy też spostrzegła w drzwiach swoją drugą współlokatorkę. Na jej widok przechyliła lekko głowę, by się jej przyjrzeć przez co sama straciła równowagę i przewróciła się na własne łóżko. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, obraz spadł prosto na nią, na całe szczęście nie niszcząc się, ale Sophie zaczęła masować sobie lekko głowę dłonią, czując nieprzyjemny ból po tym wypadku. Alan W momencie, w którym Hector zaczął mówić o innych Czytelnikach zmarszczyłem brwi, myśląc nad tym wszystkim. W naszym świecie wiedźma i księżniczka nie mogły się przyjaźnić. Jednak czy w świecie Czytelników mogły istnieć podobne podziały? Samo to, co stwierdził Hector, mówiąc o neutralności wobec siebie innych Czytelników, w momencie, gdy trafili do akademii... To chyba świadczy, że tych podziałów nie ma w ich świecie. W końcu nigdziarze i zawszanie, czują do siebie niechęć nim jeszcze trafią do akademii. Nie ma tu miejsca na neutralność, co tylko świadczy, że tam podobnych podziałów nie ma. Ponadto wszystko wskazuje też na to co do tej pory powiedziała mi Elisabeth o swoim świecie. Moje rozmyślenia nad tym minęły, w chwili gdy usłyszałem kolejny głos. Obróciłem wzrok, by spojrzeć teraz prosto na Aidana. W momencie kiedy padły pierwsze oskarżenia z jego strony, w kierunku moim i Elisabeth poczułem nieprzyjemne ukłucie. Nie widziałem jeszcze go w takim stanie. Czy mogłem się dziwić jego gniewowi jak i oskarżeniom? Było to nieprzyjemne, ale rozumiałem co musiał czuć. Sam nie byłbym chyba lepszy na jego miejscu. W momencie gdy wspomniał o Adelii odchodzącej od stołu, a następnie przyjściu zamiast niej nigdziarskiej kuzynki Stephanie, sam zaczynałem mieć wrażenie, że to podejrzane. Znów przypomniałem sobie wzrok Adelii zeszłego wieczora, czy to mogło mi się jednak nie tylko wydawać? Nie reagowałem słysząc kolejne jego oskarżenia. Były niezwykle bolesne, ale chciałem mu pozwolić wyrzucić to z siebie. Na mojej twarzy nie było emocji i tylko czekałem spokojnie na odpowiedni moment. Gdy w końcu zapanowała cisza, podniosłem wzrok na Aidana. - Jeśli to co mówisz jest prawdą Aidanie, to ja również jestem winny tej bitwy - powiedziałem z pełnym spokojem mimo tego co mówił niedawno. - Gdybym nie odszedł wtedy od stołu, Elisabeth by za mną nie poszła, a to nie pociągnęłoby za sobą kolejnych fatalnych wydarzeń - Zmarszczyłem brwi, ale nie w gniewie, a bardziej jakby myśląc nad całą sytuacje. - Mylisz się również, że Elisabeth nie myślała o Stephanie. Byłem tam Aidanie i gdy tylko pojawiliśmy się w tym chaosie, pytała o nią księżniczkę Magdalene, ale nie mogła jej znaleźć. Nie sposób było odróżnić kto z kim walczył i gdzie - Powoli zacząłem do niego podchodzić, mając nadzieję, że zaczyna rozumieć. - Sophie, Vivienne oraz Lucinda, również zostały zaatakowane, więc ruszyłem im z pomocą, a gdy im pomogłem zobaczyłem Elisabeth trzymaną przez jakiegoś brudnego nigdziarza - Byłem już tak blisko niego, że mógł zobaczyć wypaloną dziurę na moim mundurku. - Ten sam nigdziarz zrobił to samym dotknięciem dłoni - powiedziałem pokazując na dziurę. - Nadal uważasz, że nic jej nie groziło? Posłuchaj, Aidanie, jeśli naprawdę masz racje co do Adelii, to nie sądzisz, że robisz teraz wszystko ku jej zadowoleniu? Nawet jeśli Elisabeth nie widzi, że ona może być zła, to właśnie jej o to chodzi żeby Elisabeth nie miała przyjaciół. Wszystko wskazuje, że chce nas skłócić ze sobą. Naprawdę chcesz jej na to pozwolić, Aidanie? Bo ja na pewno jej tak nie zostawię, a ciebie mogę prosić tylko o wybaczenie, że mnie nie było gdy mnie potrzebowaliście
  16. Thomas, Christian i Crystal Kobieta powoli obróciła się by posprzątać bałagan, który musiała wywołać przez przyjście nigdziarza. Naprawdę czasem miała dosyć tego, że każdy przychodził do niej ze zwykłym katarem. Może teraz tak nie było, ale to nie zmieniało tego jak była zirytowana marnowaniem własnego cennego czasu. Nawet teraz była niemal pewna, że Raver przyszedł tu tylko dlatego by zawracać jej głowę. Mimo, że wyczuła uszkodzenie żebra miała wrażenie, że była to tylko wymówka, by tracić jej czas. W momencie, gdy nachylała się po kolejne naczynia dotarł do niej głos nigdziarza. Szybko obróciła ku niemu wzrok, ale ten już zniknął. Zacisnęła wściekle zęby na ten widok, ale nie miała zamiaru go teraz ganiać po korytarzach. Uczniowie zawsze się wyróżniali, a jeśli chodzi o tych, którzy ją irytowali były dwie kategorie. Kompletni kretyni, z którymi łatwo można było sobie poradzić jak i cwaniaki, którzy niezwykle ją irytowali. W tej chwili miała chyba do czynienia z tą drugą kategorią. Najwyraźniej po ostatniej lekcji poczuł się zbyt pewny siebie. No cóż... na następnej łatwo utrze mu nosa i wtedy się nauczy. Uśmiechnęła się pod nosem, zbierając kolejne naczynia. W tym czasie Thomas i Christian doszli w tym samym czasie do swojej komnaty. Mimo to, obaj nie zwracali na siebie większej uwagi, a przynajmniej na początku. Christian najpewniej dalej był wściekły na to co przeżywał przez współlokatora w Akademii Zła. Powoli usiadł na łóżku i zdjął mundurek, odsłaniając blade ciało. W niektórych miejscach miał nawet rzepy wskazujące na to, że ten raczej nie korzystał za często z kąpieli. Mimo to nie dostrzegł na ciele żadnych ran po karze bestii. A nawet jego twarz wróciła do normy i nie było śladu po tym co zostało mu zafundowane zeszłego wieczora. Musiał przyznać, że ten lek był całkiem skuteczny, choć nadal był wściekły z powodu bólu jaki poczuł. Powoli obrócił wzrok na Thomasa, który nachylał się nad doniczką. - Gdzie byłeś w czasie obiadu? - W końcu spytał, wyraźnie zainteresowany. Thomas w odpowiedzi, skierował na niego wzrok. - Nie przypominam sobie bym musiał ci się z czegokolwiek tłumaczyć - powiedział bez emocji - Dziwna sprawa, nie było zarówno ciebie i tej zawszańskiej wiedźmy. Zbieg okoliczności? - Thomas nic nie odpowiedział. - Już jesteś jej sługą? Przyjąłeś pokornie tę rolę? - Na twarzy chłopaka pojawiła się satysfakcja. - Pozujesz na twardego, ale jej się z jakiegoś powodu nie stawiasz - Christianie mogę zadać ci pytanie? - Chłopak zmarszczył brwi patrząc zaintrygowany i wyraźnie czekając na pytanie. - Czy twoje usta zawsze pracują, gdy mózg tego nie robi? Christian cały poczerwieniał wściekły na twarzy, ale, gdy chciał już coś powiedzieć nagle pojawił się Navin. Thomas również podniósł wzrok na współlokatora, zwłaszcza, gdy zaczął iść w jego kierunku. Gdy zaczął mówić niewiele rozumiał z tego co chce mu przekazać, a przynajmniej do czasu, aż nie wspomniał o Elvirze. Powoli chwycił wspomniane zawiniątko nic z tego nie rozumiejąc. Chwilę się na nie wpatrywał, aż w końcu go nie otworzył. Widząc chleb i kawałek sera szeroko otworzył oczy. Ser tak rzadko miał okazje go jeść, nawet poza akademią tylko czasem, gdy miał okazje go zwędzić ze straganu. Poczuł się dziwnie, widząc obok jabłka kartkę napisaną przez Elvire. Nikt mu się nigdy nie odwdzięczał ani nic mu nie dawał. Nawet nie był już pewny kiedy ma urodziny, bo po co pamiętać skoro i tak nikogo to nie obchodzi? Elvira już drugi raz mu coś podarowała przez co czuł się trochę nieswojo. W końcu usiadł na łóżku i już chciał zacząć konsumpcje, aż nie spojrzał na Navina. - Dziękuje - odparł krótko, chociaż wiedział, że przyniósł to tylko dlatego, bo Elvira mu kazała. Navin mógł jednak równie dobrze sam to zjeść lub wyrzucić, więc mógł chociaż podziękować. - Teraz jesteś kurierem? - spytał Christian, doglądając swoje ciało i kątem oka patrząc na posilającego się Thomasa. Wiedział dobrze od kogo to było. Nikt inny by tego mu nie dał. Czuł się wściekły, bo zmarnował okazje. Cokolwiek stało się, gdy go nie było mogło być, a wręcz musiało być ważne. Następnym razem będzie inaczej, a on sam będzie niczym cień i teraz zobaczy to wszystko.
  17. Alan Elisabeth wyglądała na zamyśloną, ale czy mogłem się jej dziwić? Po wszystkim co dziś przeszła oraz po tym jak nazwali ją wiedźmą, a teraz jeszcze ta kara... To po prostu było niesprawiedliwe. Chciałem móc ją jakoś pocieszyć, sprawić by poczuła się lepiej, ale nie byłem pewny czy jestem w stanie coś zrobić. Domyślałem się, że zapewne większość jej myśli wędrują wokół przyjaciółki, która teraz była w Akademii Zła. Nie mówiąc też o wszystkim co dopiero zaszło. Część jednak moich rozmyślań przywracała mi obraz, który niedawno wydarzył się na polanie. A była to scena, gdy moje usta spotkały się z policzkiem Elisabeth. Wiem, że nie było to właściwe i nie na miejscu, ale nie mogłem zapomnieć o tym jak wspólnie siedzieliśmy w samotności i rozmawialiśmy jak nigdy nic. Nigdy jeszcze nie przeżyłem czegoś takiego jak wtedy. Wyrwałem się z tej gonitwy myśli dopiero w chwili, gdy spostrzegłem jej uśmiech, na co sam również się uśmiechnąłem. Słysząc o tym, że Stephanie jej pomoże, poczułem ulgę, ale jednocześnie obawiałem się o to jak ta pomoc może wyglądać. Nie uważałem Stephanie za brzydką, a tym bardziej gorszą od innych księżniczek. Wręcz przeciwnie, uważałem, że niczym im nie ustępowała. Mimo to, ona na pewno nie pomoże się przygotować na tę lekcje Elisabeth, a jeśli już to się podłoży by samej zająć ostatnie miejsce. To było naprawdę szlachetne, ale nie powinna sama się narażać. Nie sądziłem by również Elisabeth była zachwycona takim rozwiązaniem. Niedługo potem dotarło do mnie pożegnanie ze strony dziewczyny. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ta zniknęła. Czy zachowałem się nieodpowiednio, że tak nagle odeszła? Czy zrobiłem coś nie tak? Spoglądałem w milczeniu jak ta powoli znika na schodach, aż całkiem stała się niewidoczna. - Do zobaczenia, Elisabeth - mruknąłem lekko pod nosem i powoli ruszyłem we własną stronę. Sophie Z chwilą, gdy księżniczka Constantine rzuciła się na szyje Sophie, ta otworzyła szeroko oczy, w pierwszej chwili nie wiedząc jak powinna zareagować. To nie tak, że miała coś przeciw lub, że nie lubiła księżniczki. Nic z tych rzeczy. Naprawdę polubiła już tę dziewczynę, tylko to co zrobiła było tak nagłe i niespodziewane, że nie do końca wiedziała jak zareagować. Ludzie raczej nie szukali u niej pocieszenia, więc to było dla niej zupełnie nowe doświadczenie. W chwili gdy usłyszała jej głos, pełen żalu oraz smutku jak i chlipanie, Sophie uśmiechnęła się i choć na początku niepewnie, w końcu odwzajemniła uścisk. - Nie martw się, już naprawdę po wszystkim - powiedziała spokojnie słysząc o jej strachu. Choć sama wiedziała dobrze co czuje, bo w końcu ona też została na początku obiadu napadnięta, przez obrzydliwego, nigdziarza. Zaraz wyczuła, że uścisk dziewczyny słabnie, więc sama również rozluźniła swój. Zobaczyła jak ich spojrzenia się teraz ze sobą spotkały. - Dobrze, Constantine do zobaczenia później - dodała z uśmiechem, na pożegnanie księżniczki. Spojrzała ostatni raz na grupę oddalających się zawszan, zastanawiając się czy powinna teraz jeszcze porozmawiać z Edwardem. Ten jednak był już w towarzystwie Abraxasa i innych książąt, a sama nie chciała go kłopotać swoją obecnością. Może uda im się potem porozmawiać na osobności, pomyślała, czując, że się lekko rumieni. Oczywiście chciała pomówić także z Constantine, gdy będzie okazja, ale teraz powinna przygotować się przed lekcją, jak zresztą radziła jej księżniczka. Powoli zaczęła iść w kierunku swojej komnaty. (Alan) Jakiś czas po moim rozstaniu z Elisabeth na korytarzu, dotarłem do swojej komnaty, będąc wciąż zamyślonym tym jak księżniczka nagle odeszła i czy nie zrobiłem czegoś nie tak. Gdy tylko przekroczyłem jej próg, zauważyłem, że Aidana jeszcze nie było. W sumie to powinno być oczywiste, w końcu musiał odebrać swoją karę. Nie bardzo byłem tym faktem zadowolony, bo miałem nadzieje z nim porozmawiać i poznać jego wersje, na temat całego zajścia. Był jednak Hector, który leżał teraz na łóżku. Zmrużyłem lekko oczy, zastanawiając się co to za notes, który tak szybko schował. Zdecydowałem jednak nie wypytywać go, uznając, że każdy ma prawo do tajemnic, a jak będzie chciał to sam nam powie. - Cześć Hectorze - odparłem spokojnie, powoli wchodząc w głąb komnaty. Nim jednak zdołałem cokolwiek zrobić, ze strony Hectora zaczęły padać liczne pytania. Miał niezwykle ciekawską naturę. Mimo to widziałem po jego tonie, że i on odczuł skutki bitwy, mimo, że starał się tego nie okazywać ani nie brał w niej czynnego udziału. Z chwilą gdy zadał pytanie o Elisabeth, poczułem jakby coś ukuło mnie w serce. W rezultacie usiadłem na łóżku w milczeniu i nie ruszałem się dobrą chwilę. Nawet Hector myślał, że Elisabeth jest wiedźmą, dodałem sobie w głowie. W końcu uniosłem głowę. Czy miałem prawo być na niego zły? Nie znał tak dobrze Elisabeth jak ja. Jednak nawet ja znałem ją zaledwie dzień, a czułem się jakbym znał ją całe życie. Poza tym wychował się w spokojnej pięknej krainie gdzie takie rzeczy jak ta teraz nie miały miejsca. - Hectorze, ufasz mi? - spytałem patrząc teraz na niego. Nim odpowiedział pociągnąłem to dalej - Jeśli nadal uważasz mnie za przyjaciela, to proszę nie wątp we mnie, bo gdy wątpisz w Elisabeth, to tak jakbyś miał wątpliwości co do mnie - ciężko westchnąłem. - Wiem, że Elisabeth wydaje się inna - Splotłem dłonie znów chwilę rozmyślając nim pociągnąłem temat. - Mimo to, nie ma w niej nic złego i jestem gotów poręczyć za to wszystkim co posiadam - Znów na niewielką chwilę zamilkłem. - Wyobraź sobie, że trafiasz do miejsca gdzie wszyscy wmawiają ci, że jesteś zły oddzielony od rodziny, a jedyna bliska ci tu osoba trafia do miejsca, które sprawi, że stanie się twoim największym wrogiem. Wyobraź to sobie, a zrozumiesz dopiero wtedy ból jaki czuje Elisabeth (Sophie) Dziewczyna zanim weszła do komnaty, na chwilę przystanęła. Przypomniała sobie nagle o wszystkim co działo się na obiedzie. Jej współlokatorki najpewniej jeszcze były na dole i dostawały karę, ale co jeśli zdążyły już wrócić? Czy ruda Czytelniczka mogła być wiedźmą? Była na pewno niezwykle irytująca, ale przecież sama dziekan Dovey za nią ręczyła. Ponadto ta Stephanie i samo wspomnienie jej starcia z tą wiedźmą, sprawiało, że czuła dreszcze na skórze. W końcu mimo niepewności zdecydowała się wejść do środka. W jednej chwili na jej twarzy pojawił się szok. Czytelniczka już była w komnacie, ale nie sama i nie była to Stephanie. Zobaczyła księżniczkę Magdalene czego się zupełnie nie spodziewała. Mimo wszystko postarała się przybrać swoją naturalną pozę i starać się nie interesować tym niecodziennym widokiem. - Witaj księżniczko, Magdalene - powiedziała elegancko jak należało się zwracać do innej rodowitej księżniczki . - Nie spodziewałam się tu nikogo po tym wszystkim co zaszło - potem spojrzała na Czytelniczkę. - Ciebie również miło widzieć Elisabeth - Ton Sophie w stosunku do współlokatorki nie był już tak miły jak ten, którego użyła przy witaniu księżniczki. Był jakby zimny i pozbawiony emocji. Najwyraźniej nadal czuła się urażona za to jak została przez nią potraktowana w galerii. Jednak teraz zamiast dogryzać współlokatorce stała się wobec niej obojętna, zupełnie jakby musiała z nią nawiązywać kontakt, bo to zasady dobrego wychowania nic ponadto. Nic już nie mówiła, gdy weszła głębiej komnaty i podeszła swoich kufrów. Otworzyła jeden z nich, w którym okazały się być liczne obrazy, jak i jej parasolka. Wyciągnęła parasolkę i położyła obok siebie, ale poza nią wyjęła jeszcze jeden z obrazów. Była na nim kobieta, trochę podobna do niej, ale starsza i o nieco mniej delikatnej urodzie, ubrana była w piękną błękitną suknię, a obok niej był jakiś mężczyzna ubrany w galowy strój. Wiedząc, że i tak nie może się przenieść, postanowiła powiesić obraz nad łóżkiem. Ponadto z innego kufra wyjęła jakąś maść, a następnie u siadła na łóżku i zaczęła smarować posiniaczony nadgarstek.
  18. Thomas, Christian i Crystal W momencie gdy krzyki rozniosły się po korytarzu, dziekan mruknęła coś o tym, że jej uczniowie nie mają serca dla zwierząt. Najwyraźniej miała na myśli kruka, który wcześniej wybuchł nad ich głowami. Mimo wszystko wpatrywała się w ich agonię z nieprzyjemną miną, która nie przywodziła na myśl nic dobrego. Thomas rozglądał się po wszystkich nigdziarzach, którzy w tej chwili wili się w bólu i szybko wszystko zrozumiał. Skierował swoje spojrzenie w kierunku dziekan, ale ta nawet nie drgnęła na widok cierpiących uczniów. Najwyraźniej to co wylała na wszystkich, działało tylko na świeże rany, a ponieważ na jego ciele były tylko stare blizny nic nie poczuł. Z jednej strony nie wiedział czy powinien tym być zachwycony czy raczej nie bardzo, bo tak mógłby się pozbyć tych nieprzyjemnych blizn. Efekt eliksiru nie trwał długo, bo po kilku sekundach wszystko zaczęło wracać do normy, a uczniowie zaczęli się podnosić po bólu jaki zadała im dziekan swoim leczeniem. Christian również powoli zaczął wstawać, nadal czując jak jego ciało cierpi z bólu, mimo, że eliksir zakończył działanie. Musiał zapamiętać sobie, że tej kobiety lepiej nie denerwować, zwłaszcza, że już dwa razy poczuł, co się dzieje gdy się ją zirytuje, a trzeciego razu nie chciał. Nie miał dużo czasu na to aby się pozbierać, bo zaraz zaczął być popychany przez wilki, podobnie zresztą jak Thomas, który czuł się coraz słabszy z powodu głodu. Wiedział, że musiał po lekcjach jak najszybciej załatwić sobie coś do jedzenia, zanim skończy jak Czytelniczka w czasie szkolenia sługusów. Crystal spoglądała jak jej uczniowie powoli znikają przepychani przez wilki w stronę swoich komnat. Spostrzegła jeszcze na sobie spojrzenia zarówno Ravera jak i Eviry, mimo to nie zwróciła na nich większej uwagi. Niewiele ją interesowało co myślą o niej uczniowie, ale obelg takich ja te na korytarzu nie miała ochoty znosić. Powoli ruszyła w stronę swojej klasy i weszła do środka. Annabelle nawet nie ruszyła się z miejsca na jej widok, a tylko pokazała na chwilę cienki język, na co kobieta lekko się uśmiechnęła. Powoli podeszła do klatki gdzie było kilka piszczących szczurów, które próbowały uciekać jak najdalej od węża. Crystal włożyła dłoń do klatki i chwyciła jednego z nich za kark, a następnie zbliżyła się do terrarium gdzie wylegiwała się jej pupilka. Na widok posiłku wąż natychmiast ożył, podnosząc łeb. - Spójrz skarbie, co mamusia dla ciebie ma - powiedziała czule, powoli podchodząc do gada, który otworzył właśnie pysk i w jednej chwili połknął szczura niemal z dłonią dziekan. Po konsumpcji, pupilka dziekan znów położyła się delikatnie w terrarium, a kobieta zaczęła drapać paznokciami, gada po głowie, który nawet nie reagował na jej dotyk, ale mimo to wyglądał jakby było mu przyjemnie, gdy to robiła. - Gdyby nie ty całkiem bym tu chyba oszalała - mruknęła pod nosem, aż nagle zmarszczyła brwi, gdy do jej uszu dotarło pukanie w drzwi. Szybko zabrała dłoń od węża by spojrzeć kogo niesie. Gdy tylko do komnaty wszedł Raver, Annabelle lekko syknęła, ale się nie ruszyła, mając nadal nienaturalny wypukły kształt na ciele przez szczura w brzuchu, którego trawiła. Crystal nic nie mówiła, a tylko słuchała wyjaśnień chłopaka dla swojego przyjścia. Po jej twarzy nie dało się ocenić co myśli na temat jego historyjki. Powoli do niego podeszła i podwinęła mundurek by się przyjrzeć jego żebru. Przejechała dość boleśnie długim paznokciem po jego uszkodzonym żebrze, a następnie odeszła. - Spodziewałam się, Raverze, że chociaż ty mnie nie masz za idiotkę, ale najwyraźniej się myliłam - Spokojnie podeszła do szafek i zaczęła z nich wyciągać jakieś fiolki oraz opatrunek, który zaczęła go nimi nasączać. - Jak niby złamałeś to żebro? Może upadłeś? Widać dokładny ślad po uderzeniu, więc nie zgrywaj niewiniątka, bo znam się na tym - warknęła nie ukrywając przy tym złości. - Zachowujecie się jak zgraja bachorów. U jednego muszę oglądać tyłek, druga jest niedożywiona, a teraz ty. Kto będzie następny? Uczeń z głową pod pachą, proszący o zwolnienie z lekcji? - powiedziała niemal sycząc ze złości, a przy tym nie odrywając wzroku od nigdziarza. - Najchętniej bym cię tu i teraz zoperowała bez znieczulenia, ale ostatni obiekt źle na tym skończył, a ja nie mam ochoty na takie problemy. Weź więc ten opatrunek - Dała mu do ręki świeżo nasączony materiał. - Przykładaj go do żebra cały dzień, a jutro powinno być lepiej. Teraz wyjdź, bo mam własne sprawy - powiedziała twardym tonem, świadczącym o końcu tej rozmowy.
  19. Alan i Sophie Słysząc jak Elisabeth zasugerowała, że według moich słów wszyscy, którzy chcą tu trafić są młodzi i głupi zmarszczyłem lekko brwi w zastanowieniu. Nie to do końca miałem na myśli, sam nie uważałem się za mądrzejszego czy lepszego niż inni. A może tak właśnie było i sam tego nie dostrzegłem w swoich słowach? Prawdą było, że przydział w akademii był marzeniem właściwie każdego mieszkańca Puszczy. Tylko nieliczni nie byli tym zainteresowani, mimo, że wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia. Czy dlatego, że mi się to nie podobało oznaczało zarówno, że byłem w jakimś stopniu dojrzalszy lub mądrzejszy od nich? A może prawda była taka, że wręcz przeciwnie i po prostu byłem dziwny na tle innych mieszkańców Puszczy. Chciałem nawet wdać się w dyskusje na ten temat z Elisabeth, ale nim otworzyłem usta poczułem jak nauczyciele pchają nas w stronę innych uczniów. (Sophie) W międzyczasie Sophie pocierała nadal ranę księcia, aż w końcu przestała i spostrzegła jego uśmiech, na którego widok dziewczyna opuściła lekko wzrok, czując, że się rumieni. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale widok twarzy księcia na dodatek, gdy się uśmiechał sprawiał, że nie dość, że ten stawał się jeszcze przystojniejszy (o ile to w ogóle było możliwe) to jeszcze sama nie potrafiła myśleć o niczym innym jak tylko o nim, gdy skupiał na niej swoją uwagę. Jego niesamowite oczy, gładka, a jednak męska twarz... miała wrażenie, że się wręcz rozpływa, gdy o tym myśli. Nadal nie potrafiła zrozumieć własnych odczuć względem niego. Tak bardzo się zamyśliła, że nawet, gdy książę odszedł zapomniała o chusteczce splamionej jego krwią, którą nadal trzymała ściśniętą w dłoni (Alan) Nim nauczyciele zaczęli spostrzegłem Stephanie, która do nas podeszła, a wraz z nią Aidana. Uśmiechnąłem się delikatnie się do nich. Szybko spostrzegłem, że Aidan unikał naszego spojrzenia. Czy mogło chodzić o to co powiedział na Polanie? Nie bardzo mi się to podobało. Polubiłem zarówno jego jak i Elisabeth, tak samo jak i Stephanie. Nie chciałem by dochodziło do jakiś podziałów w naszej grupie. Sama Stephanie, choć nadal marnie wyglądała, to też nie wyglądała na zdenerwowaną w co ciężko było mi uwierzyć, biorąc pod uwagę, to co ją spotkało. Wiedziałem jedno, musiałem porozmawiać później z Aidanem i spróbować z nim wszystko wyjaśnić. Teraz jednak skupiłem się na nauczycielach i tym co mają do powiedzenia. Zmarszczyłem brwi, słysząc, że nierozsądnie się zachowaliśmy. A co mieliśmy zrobić? Wilki zawiodły i pozwoliły nigdziarzom dwukrotnie zaatakować księżniczki, a potem jeszcze przepuściły całą ich grupę, która nas zaatakowała, to naturalne, że wszyscy się bronili, co innego mieli zrobić? Nawet zachowanie Abraxasa mnie nie zdziwiło, bo gdy tamten nigdziarz zaatakował Elisabeth... Całe szczęście, że nie miałem wtedy miecza. Gdybym go miał, to nie zdziwiłbym się gdybym próbował ściąć mu głowę, więc jak mogłem mu się dziwić? Gdy dziekan poprosiła by biorący udział w walce wyszli na środek, chciałem to zrobić z innymi, ale zostałem zatrzymany przez wzrok profesora Fence'a. Wiedziałem już, że to nie znaczy nic dobrego dla mnie i Elisabeth. (Sophie) Dziewczyna wcale nie miała innego zdania niż jej kuzyn. Dlaczego książęta mieli być karani za swą odwagę w boju? Było to po prostu jej zdaniem niesprawiedliwe. Przecież gdyby nie odwaga Edwarda, Abraxasa i Ambrosiusa, nie wiadomo co tamten nigdziarz wtedy by jej zrobił. A potem przecież walczyli tylko by ich bronić, nie robili tego z przyjemności. Każda ich rana była dowodem ich męstwa. Nie zasłużyli sobie na to. Gdy pani dziekan kazała wyjść na środek zawszanom, którzy brali udział w walce, dziewczyna spoglądała smutno w kierunku Edwarda. Przynajmniej tak było chwilę, bo zaraz skupiła uwagę na Constantine i jej płaczu. Zupełnie przez to wszystko zapomniała co musiała ona przeżywać, gdy odeszła od ich stołu. A teraz wychodzi, że nawet ona nie uniknęła starcia z nigdziarzami. Zaczęła rozglądać się wokół żeby ujrzeć kto poza nią nie walczył. Widok Vivienne, Lucindy, a nawet księżniczki Magdalene i jej brata nie zdziwił jej. Podobnie jak kilku innych książąt, ale nie rozumiała co tu robili Czytelniczka i Alan. Czytelniczka może nie walczyła, sama już nie była pewna, bo nie widziała, ale Alan walczył i nawet raz ją obronił. To nie tak, że nie była mu za to wdzięczna, ale wiedziała, że jej kuzyn jest honorowy i zawsze by się przyznał do winy by odpokutować błędy, więc dlaczego? Mimo wszystko nic nie powiedziała. Odeszła z resztą książąt i księżniczek zaraz po wyznaczeniu kar, nadal nie pamiętając o trzymanej chusteczce. Bardzo chciała pomówić zarówno z Constantine jak i Edwardem nim wszyscy się rozdzielą. Tym razem jednak podbiegła do księżniczki, mając wrażenie, że ta potrzebuje rozmowy, tak bardzo jak gdy ona pomogła jej ostatnio po ataku nigdziarza. Miała nadzieje, że jeszcze chociaż pożegna Edwarda nim ten pójdzie na swoje zajęcia. Powoli podbiegła do dziewczyny i lekko złapała ją za rękę. - Wszystko dobrze? - spytała z prawdziwym współczuciem w głosie. - Nawet sobie nie wyobrażam co musiałaś przeżyć podczas tego wszystkiego. Uważam, że te kary są naprawdę niesłuszne, bo to wszystko była wina tych potworów - Pomyślała o nigdziarzach i o wszystkim co zrobili z niekrytą odrazą. - Już od samego początku posiłku nas atakowali, aż w końcu postawili na swoim - Delikatnie się do niej uśmiechnęła. - Chciałam ci podziękować za twoje wsparcie, jeśli chciałabyś porozmawiać o tym co tam zaszło chętnie cię wysłucham - Znów lekko się uśmiechnęła. (Alan) Gdy wszyscy już odeszli czekałem tylko na swoją karę. Nie byłem pewny jaka kara może nas czekać. W głowie starałem się sobie przypomnieć wszystko co zaszło. Najpierw ja stanąłem na drodze Dziekan Zła, nie pozwalając jej rozdzielić Elisabeth i Adelii. To było okazanie istnego braku szacunku wobec nauczyciela, nawet jeśli złego, ale jednak nauczyciela. Mimo to bardziej się bałem o to co mogło czekać Elisabeth, w końcu ona w ich oczach zaatakowała nauczycielkę, a nie tylko przeszkodziła. Szybko się okazało, że wymiar naszych win jest sądzony tak samo, na co patrzyłem z ulgą. Mimo wszystko zakaz wychodzenia z komnaty nie należał do przyjemnych. Jeśli zostanę tam sam, to pewnie się zanudzę. A byłem pewny, że Aidan po tym wszystkim będzie teraz chciał spędzić czas ze Stephanie, czemu wcale się nie dziwiłem. Hector zapewne też miał własne plany. Mimo wszystko wiedziałem, że to nie zatrzyma Elisabeth i ta ponownie spróbuje uciec nocą. Musiałem się również wydostać. Nie mogłem jej tak zostawić. Nawet nie obchodziły mnie konsekwencje gdybym został złapany, bo wiedziałem, że muszę jej pomóc. Bardziej bałem się o nią niż efekty własnych działań. Zastanawiające było dlaczego dziekan Dovey chciała tak z nią porozmawiać. Gdy wszystko zostało powiedziane odszedłem wspólnie z Elisabeth. - Zawsze mogło być gorzej - powiedziałem lekko się przy tym uśmiechając w jej stronę, bardziej dla rozładowania napięcia. - Elisabeth ja... - Wbiłem lekko wzrok w podłogę, czując się zakłopotany. - Wiem, że to co mówiłem o twojej urodzie mogło brzmieć dziwnie... - Miałem wrażenie, że lekko się zarumieniłem, gdy to teraz mówiłem. - Jednak ja naprawdę w to wierze... A ty pokaż im kim naprawdę jesteś, a nie to jaką cię widzą - Znów na nią spojrzałem ponownie się uśmiechając.
  20. Thomas, Christian i Crystal Gdy do uszu obu nigdziarzy zaczęły dochodzić poza wściekłymi warknięciami wilków słowa innych nigdziarzy oboje zostali ogarnięci przez zupełnie inne emocje. Christian nie mógł w to po prostu uwierzyć. Musiał się przesłyszeć. Czytelniczka? Ta Czytelniczka miała wywołać to wszystko? To musiał być jakiś głupi żart. Na dodatek teraz nie miał żadnych wątpliwości co do Dziekan Zła. Cały czas uważał, że ta kobieta nie nadaje się na dziekana oraz nauczycielkę, a teraz jeszcze to udowadniała. Nie tylko on już to zresztą widział. Mimo wszystko czuł też pewną wściekłość na myśl, że nigdziarze nie z jego powodu ruszyli walczyć z zawszanami. Zacisnął wściekle dłoń w pięść, sprawiając, że jego paznokcie przebiły skórę. Pokaże jeszcze wszystkim w tej szkole, że jest prawdziwym czarnym charakterem, a potem mu za wszystko zapłacą. Zrozumieją, że nie mieli prawa go nie doceniać. Natomiast Thomas, który to usłyszał był bardziej zdziwiony niż oburzony. Pamiętał dobrze przecież Czytelniczkę na wszystkich zajęciach, jakie do tej pory miały miejsce. Zawsze zapłakana i przerażona, na dodatek zgarniała same ostatnie miejsca. Jak mogło do tego wszystkiego dojść? Dziekan Zła nie wyglądała na głupią i miał raczej wątpliwości by bez powodu oskarżała Czytelniczkę o to wszystko. Nadal jednak nic z tego nie rozumiał. Żałował teraz w pewnym sensie, że go tam nie było. Pewnie nie brałby w tym udziału, ale ciekawość była tak silna. Pytanie jednak brzmiało czy naprawdę żałował? Przypomniał sobie, że dzięki temu spędził czas samotnie z Elviirą przez co poczuł się jakoś dziwnie, gdy tylko o tym myślał. Nie potrafił zrozumieć dlaczego, ale miał wrażenie, że nawet jego serce jakby mocniej waliło, ale dlaczego? Nie miał okazji szukać na to odpowiedzi, bo nagle dotarł do niego głos Navina. A więc Christian próbował coś zrobić podczas obiadu? Słysząc, że ten idiota ponownie atakował dziewczynę, nawet jeśli zawszańską poczuł pewną wściekłość. Można jeszcze zrozumieć gdyby coś mu zrobiła, ale tak chciał wyrobić sobie reputacje, atakując dziewczyny? Co za idiota. Naprawdę zaczynał go irytować. Walka miała się jednak według Navina zacząć od Margo, która zaatakowała swoją kuzynkę, to by miało sens. Pamiętał w końcu lekcje talentów i to co wywlokła, Elvira. Wcale by się nie zdziwił gdyby Margo nie wytrzymała. Nadal pozostawało inne pytanie. Skoro Margo to zaczęła, to dlaczego według nigdziarzy dziekan powiedziała, że to Czytelniczka? Nic z tego nie rozumiał. W końcu spojrzał na Navina i lekko wzruszył ramionami. - Szczerze? To nie bardzo - odpowiedział krótko i bez emocji. Co prawda był ciekawy jak to wszystko się stało, ale nadal nie uśmiechało mu się branie udziału w tego typu walce. Oboje z Christianem spojrzeli jednocześnie na Czytelniczkę, która weszła jako ostatnia. Widząc jak wygląda, Christian wściekle splunął gdzieś na bok, będąc jeszcze bardziej pewnym tego co myślał od samego początku. Podczas gdy Thomas spoglądał na nią jakby zamyślony, starając się przy tym rozgryźć jak to było. Wtedy właśnie do sali w towarzystwie innych nauczycieli weszła dziekan Crystal, która poważnym wzrokiem patrzyła po wszystkich nigdziarzach. Nawet jeśli dotarły do jej uszu słowa innych nigdziarzy o niej, to nie zdradzała po sobie, że coś usłyszała, a przynajmniej do czasu, aż nie uśmiechnęła się pod nosem w dość nieprzyjemny sposób. - Sądziłam, że mówiłam do inteligentnych ludzi, starałam się nawet tak was traktować - Pokręciła lekko głową i wtedy też jej twarz stała się wręcz niebezpieczna bezduszna. Taka, o którą ciężko było posądzić tę kobietę. Christian lekko przełknął ślinę, zapominając o tym co przed chwilą o niej myślał, a nawet Thomas wyglądał na zaniepokojonego tym widokiem. - Jeśli jednak chcecie być traktowani jak idioci, to będziecie! - warknęła bardziej wściekle niż kiedykolwiek wcześniej. - Mówiłam, w akademii nie atakujemy zawszan, ale po co słuchać? To tylko durna dziekan co ona tam wie - znów zaczęła się rozglądać po wszystkich. - No i jak teraz wyglądacie? Mój czas jest cenny i nie mam zamiaru go marnować na opatrzenie każdego z was, a za głupotę się płaci. Połączymy więc przyjemne z pożytecznym - Znowu lekko się uśmiechnęła. Właśnie wtedy na jej ramieniu usiadł kruk, a ona do jego dzioba włożyła jakąś fiolkę, z której wlała mu całą zawartość. Ptak wzniósł się nad uczniów i w jednej chwili napęczniał żeby chwilę później dosłownie eksplodować nad ich głowami, sprawiając przy tym, że płyn, który nie dawno wypił rozlał się na wszystkich uczniów kroplami niczym deszcz. Thomas nawet nie zareagował mając wrażenie jakby coś go lekko pokropiło nic z tego nie rozumiejąc. Nie mogli tego samego powiedzieć inni, a przynajmniej ci, którzy byli ranni po niedawnej walce. Ich rany co prawda się goiły, ale mogli poczuć przy tym potworny piekący ból. Najgorzej miał pod tym względem Christian, który niedawno został już ukarany przez Bestię i chociaż nie brał udziału w tej walce, to nadal miał świeże rany. Wrzeszczał wściekle z bólu, nie mogąc wytrzymać tej tortury. Najwyraźniej dziekan ich wyleczyła, ale przy okazji przykładnie ukarała za to co zrobili. Jak powiedziała, przyjemne z pożytecznym.
  21. Alan Poczułem na chwilę na swojej dłoni delikatne palce Elisabeth, gdy zdążyła je zacisnąć nim zabrałem całkiem dłoń. Nie potrafiłem wyjaśnić dlaczego, ale przez niewielką chwilę poczułem ciepło na sercu. Zwróciłem znów na nią uwagę, gdy ta przemówiła. Jej odpowiedź mnie lekko ukuła. Chociaż to co powiedziała było prawdą, miałem nadzieje, że powie coś co choć trochę nada pewności, że może to zrobić. Miałem tylko nadzieje, że wierzyła w swoje zdolności i z góry się nie poddała. Sama myśl o tym, że coś mogło jej się stać za kolejne niezaliczenie, coś o czym nikt nie miał pojęcia mnie przerażała do tego stopnia, że czułem narastającą panikę w sercu. Gdy jednak usłyszałem zaraz potem, że sobie poradzi delikatnie się uśmiechnąłem, czując przy okazji delikatny spokój. Przynajmniej tak było, aż nie padło pytanie z jej strony. Nie odpowiedziałem na nie, a przynajmniej nie natychmiast. Dopiero, gdy dotarliśmy do holu pełnego zawszan, którzy opatrywali rany po walce, zacząłem przyglądać się ze zmartwieniem całemu temu widokowi, nadal nie mogąc uwierzyć temu co niedawno zaszło. W końcu znów skupiłem się na Elisabeth. - Abraxas, Ambrosius, Vivienne czy Emeralda, a nawet Sophie tak jak i niemal wszyscy tutaj. Uważasz, że którekolwiek z nich rozważa, że może zostać mogryfem lub postacią drugoplanową? - Nie dałem odpowiedzieć, mówiąc dalej. - Niemal wszyscy przy samym przyjściu do akademii widzą już siebie jako bohaterów baśni. Wszyscy poznają ich historie i będą znani w całej Puszczy. Nikt niemal nawet nie przyjmuje innego scenariusza. Dopiero, gdy dochodzi do podziałów wszyscy sobie uświadamiają jak działa akademia, a to i tak nie zawsze odczuwają. Zawszanie są gotowi nawet zostać tymi mogryfami byle wystąpić w baśni, uważając, że ich życie nawet w taki sposób byłoby ciekawsze niż prowadzenie zwykłego szarego życia jak niemal każdy w Puszczy. Gotowi poświęcić życie byle tylko Baśniarz poświęcił im chwilę. Książę czy księżniczka, którzy mają już wszystko, marzą tylko o tym by tu się dostać, tylko po to by stać się lepszymi niż inni książęta i księżniczki w całej Puszczy. Dlatego nie potrafią zaakceptować ciebie. Dziewczyna, która przybyła ze zwykłej wioski gdzie wyszłaby najpewniej za zwykłego parobka i żyła w biedzie, nie chce zaakceptować tego jakie szczęście dostała. Zapominają jednak, że akademia to nie tylko baśń, a nawet, gdy Baśniarz napiszę nasze długo i szczęśliwie życie trwa dalej. Przecież życie nie skończy się po założeniu pantofelka na stópkę lub po uwolnieniu kogoś z wieży. Dalej będzie trwało i sami ustalimy czy będzie tam miejsce na długo i szczęśliwie - Na chwilę westchnąłem nim zacząłem mówić dalej. - Zapewne tego nie wiesz, ale ja i Sophie jesteśmy potomkami Królowej Śniegu. Była to bardzo skomplikowana kobieta i nikt nie był pewny do końca jej natury. Mimo zakończonej baśni zrobiła jeszcze ostatnią wielką rzecz. Stworzyła całe nasze królestwo, dając tym samym dom wielu ludziom, a następnie założyła nasz ród, to jest dowód, że życie nie kończy się tylko, gdy Baśniarz napiszę koniec. Każdy powie ci, że Dyrektor wybiera tylko tych, w których zobaczy prawdziwe dobro lub zło w duszy i tylko tacy trafiają do akademii, bo tylko on może to zobaczyć. Nikt nie potrzebuje innego wyjaśnienia, bo w końcu to zaszczyt tu trafić - powiedziałem niechętnie samemu nie chcąc tego zaakceptować. - Ja myślę, że on sam wmawia sobie, że to co robi nie jest złe, bo daje nam wszystkim przeżyć coś czego nikt nigdy nie przeżyje Sophie Nadal próbowała dojść do siebie po wszystkim co zaszło podczas obiadu i ułożyć to sobie w głowie. Najpierw została bez powodu napadnięta przez obrzydliwego nigdziarza. Potem wszystko miało przebiegać już spokojnie. Miało, ale tak nie było. Obiad zmienił się w jedną wielką bitwę. Nigdy nie widziała czegoś tak strasznego. W zamku chociaż była bezpieczna, teraz rozumiała dlaczego wujek tak długo nie chciał jej wypuszczać poza mury bezpiecznego schronienia. Jeśli świat przypominał choć trochę to co ujrzała dzisiejszego popołudnia, to chyba nigdy nie będzie gotowa go zobaczyć. Jeszcze widok Alana, który został zaatakowany przez kruki. Gdy jechała do akademii myślała, że ucieszy ją taki widok, ale teraz martwiła się o niego i wyglądała jego przyjścia by mieć pewność, że nic mu nie jest. Jej uwaga jednak skupiła się zaraz na Edwardzie, gdy ten pytał czy nic jej nie jest. Tak bardzo się o nią martwił, nie pamiętała by ktokolwiek był dla niej taki jak on. - Edwardzie, dzielny głuptasie - uśmiechnęła się czule do księcia, a następnie wyjęła białą chustkę, którą zaczęła przecierać krwawiącą brew księcia. Sama nie rozumiała jak to było, że się nie brzydziła, ale tak było. Nigdy do tej pory nie widziała rannego, a o nią dbano żeby sama się nie raniła, bo była na to za delikatna. Mimo wszystko widok rannego księcia, który tak wiele dla niej zrobił, sprawiał, że nie potrafiła zareagować inaczej. - Powinieneś pomyśleć teraz o sobie. Tak wiele wycierpiałeś w czasie tego ataku - mówiła wciąż się uśmiechając i nadal pocierając przy tym troskliwie jego brew chustką.
  22. Thomas Gdy dziewczyna zaczęła mu się przyglądać, nie potrafił oderwać oczu od jej twarzy. Zarówno od jej bladych policzków, niesamowitych niebieskich oczu czy samych ust. Ponownie poczuł się nieswojo, gdy czuł na sobie tak bardzo intensywnie jej wzrok. Nie był pewny czy to się może skończyć dobrze, biorąc pod uwagę wszystkie jej wcześniejsze reakcje. Prawda była taka, że od samego początku starała się mu pokazać, że to ona jest górą, a on jest tylko sługusem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że sam dawał jej powody by tak myśleć. Chociaż doskonale zdawał sobie z tego sprawę, to nie potrafił tego zatrzymać i to najbardziej go denerwowało, bo nadal nie rozumiał dlaczego tak się działo. Gdy tylko dziewczyna w końcu otworzyła usta, on w reakcji otworzył szeroko oczy. Samo porównanie księcia do masochisty było na tyle zabawne, że sam niemal lekko parsknął śmiechem. Szybko jednak spoważniał i już otworzył usta by udzielić odpowiedzi. Nim jednak z jego gardła wydobył się jakiś głos do ich uszu dotarło wycie wilków. Nic z tego nie rozumiał. Obiad nie mógł się jeszcze skończyć, nie mogło minąć, aż tyle czasu. Co więc już robiły tu wilki? Czy to mogła być ich wina? Mimo wszystko, w jego odczuciu, to nie miało sensu. Nawet jeśli obiad był obowiązkowy, to nie było powodu go przerywać z powodu dwójki uczniów, którzy się na niego nie stawili, równie dobrze mogli wysłać po prostu wilki do Akademii Zła by ich znalazły i sprowadzili. Zupełnie nie rozumiał więc dlaczego. Ponadto nagle poczuł delikatne łaknienie w żołądku. No tak minęło wiele czasu od jego ostatniego posiłku, musiał niedługo znaleźć jakieś jedzenie albo padnie z głodu. Zaraz jednak skupił uwagę ponownie na Elvirze, która znów zwróciła się bezpośrednio do niego. Lekko zmarszczył brwi, słysząc jej ton, ale wiedział, że nie ma teraz czasu na kłótnie. Rozejrzał się szybko po półkach, aż nie zauważył książki o tytule "Baśniarz, mity i opowieści ludowe". Szybko zabrał książkę i ruszył z Elvirą w stronę schodów. Zamarł jednak na chwilę znów czując na sobie dłoń dziewczyny. Nadal nie był pewny dlaczego tak było i czy kiedykolwiek pozbędzie się tego uczucia. Nie stał długo i szybko ruszył, wiedząc, że nie mają teraz na to czasu. Starał się za bardzo nie rozglądać po pomieszczeniu, zwłaszcza, że jego myśli zaprzątało chociażby to dlaczego obiad skończył się tak szybko. Ponadto czuł ponownie jak kiszki grają mu marsza, wydobywając przy tym nieprzyjemny dźwięk. Elvira też chyba była, aż nadto pochłonięta myślami, bo teraz wydawała się być zupełnie nieobecna. Po niedługiej chwili niemal na nią nie wpadł, gdy ta się nagle zatrzymała i stanęła mu na drodze. Ponad jej ramieniem zobaczył jak wilki prowadzą innych nigdziarzy, ale co ciekawe niemal wszyscy wyglądali jak po walce, co było dość niezwykłe. Mundurki brudne i zniszczone i te resztki jedzenia na nich. Czyżby jakiś idiota nie wytrzymał i rzucił się nagle na zawszan? Nie sądził mimo wszystko by to tamci zaczęli. Ucieszył się również teraz tym, że nie było go przy tym wszystkim. Nigdy nie lubił bójek niemających sensu, a ta się do takiej zaliczała, to nie było to samo jak chwila, gdy zaatakował Christiana, bo wtedy miał powód. Nagle spostrzegł coś jeszcze, a była to machającą im Kim, na ten widok lekko się cofnął. Ta dziewczyna go naprawdę niepokoiła. Skoro mowa o masochistach, to chyba właśnie jednego napotkali. Nagle dotarło do niego warknięcie wilka, na co lekko zmarszczył brwi. Teraz chyba się nie dowiedzą jak to się zaczęło, ale miał pewne podejrzenia i kierując się za Elvirą, zaczął rozglądać się za Christianem. Christian Jeśli mowa o samym Christianie, to właśnie był w drodze pod klasę gdzie miała odbyć się kolejna lekcja. Nie miał ochoty już wracać na obiad po tym wszystkim co zaszło. Mimo to nadal chciał zemsty za całe upokorzenie jakiego doświadczył. Gdyby tylko trafił do grupy z tamtą paniusią. Ciekawe co grozi za obcięcie komuś ucha? Zrobiłby sobie z niego wisiorek i pokazywał tamtemu księciu. Nie zdążył jednak dotrzeć do klasy, bo został przechwycony przez wilki, które zaganiały resztę uczniów. Spojrzał na nigdziarzy w zniszczonych mundurkach i z resztkami jedzenia na nich, ale nic z tego nie rozumiał. Czyżby doszło do walki z zawszanami? Zacisnął wściekle pięści na samą myśl, że nie wrócił tam z powrotem. Taka okazja, a on ją zmarnował. Nagle inna myśl zaświeciła mu w głowie. Dlaczego doszło do walki? Odpowiedź była tylko jedna, to była zemsta za to co zrobili mu zawszanie. Poczuł pewien rodzaj dumy na tę myśl.
  23. Crystal Na twarzy Dziekan Zła nie widać było reakcji na wrzaski Czytelniczki. Oskarżenia dziewczyny w jej odczuciu były wręcz zabawne. Winiła wszystkich wokół o to, że stało się coś takiego. Jednak, jaką hipokryzją się okrywała widząc winę we wszystkich poza sobą. To ona sprowadziła Adelie na stronę zawszan, nikt inny. Tak samo ona zostawiła swoją przyjaciółkę samą z innymi zawszanami gdy sama gdzieś pobiegła. Tym samym doprowadzając do wszystkich tych wydarzeń. Czy więc to czyniło rudą zawszankę złą? Oczywiście, że nie. Głupią i zaślepioną owszem, ale nie złą. Adelia, to było zupełnie co innego. Dziewczyna pokazała dziś na obiedzie coś czego się zupełnie po niej nie spodziewała. Nawet jeśli nie do końca tego chciała, to nadal mimowolnie rozpętała tu istny chaos godny prawdziwej wiedźmy. Gdy książę, który stał jej na drodze upadł, skupiła się już tylko na dwóch Czytelniczkach. Z zimnym uśmiechem patrzyła jak te powoli zaczynają słabnąć. Przynajmniej była przekonana, że tak się dzieje. Otworzyła szeroko oczy, widząc jak ta ruda księżniczka z istną wściekłością wyrywa się z kruczego kręgu. Nie zdążyła nawet zareagować, widząc jak ta naciera prosto na nią. Poczuła jak niespodziewanie przydeptuje jej długą suknię, a ona sama traci równowagę. Patrzyła jak ta dziewczyna teraz spogląda na nią z góry, sama nie ukazywała jednak przy tym żadnych emocji. Nie można było zobaczyć w Dziekan Zła strachu czy zdziwienia, a raczej zamyślenie. Zła? Z pewnością nie. Ona była po prostu głupia. Zawsze wiedziała, że zawszanie są tępi i uczucia przysłaniają im zdrowy rozsądek. Przykładem był ten książę, który stanął jej na drodze. Mimo to, on potrafił jeszcze choć trochę panować nad sobą, podczas gdy ona nie zdawała sobie najwyraźniej sprawy co czyni i jakie zagrożenie to sobą niesie. W chwili jednak gdy Klarysa Dovey ją podniosła, kobieta powoli wstała i otrzepała się z trawy. - Trzymam za słowo - odparła do koleżanki, patrząc ostatni raz na rudą Czytelniczkę i posyłając jej zimny uśmiech. Właśnie w tej chwili też coś do niej dotarło, to właśnie ta Czytelniczka może być tą, która pozwoli Adelii odkryć w sobie zło. Taki scenariusz byłby całkiem intrygujący. Powoli minęła księcia, który zaczynał dochodzić do siebie. Szła w kierunku Adelii, aż nie dotarły do niej słowa Dziekan Dobra. Miała nie zdać? Co za szkoda. Powoli podeszła do wilka, który już trzymał Czytelniczkę, a następnie położyła swoją dłoń na jej brodzie i delikatnie uniosła głowę dziewczyny. - I co ja mam z tobą zrobić? - spytała retorycznie. - Może już stęskniłaś się za bestią? - spytała z wrednym uśmiechem. - Mogłabym też wymyślić coś ciekawszego... z drugiej jednak strony nie mam dowodów, że ty rozkręciłaś całą tę spiralę nienawiści poza własnymi domysłami. Nie mówiąc, że jeśli nie zdasz kolejnej lekcji, to będzie najgorsza kara ze wszystkich możliwych jakie mogę ci dać. Sądzę więc, że zostawię twój los w twoich własnych rękach. Zabierz ją do zamku lepiej by się nie spóźniła - powiedziała do wilka powoli odchodząc i już się nie oglądając na żadną z Czytelniczek. Alan Czułem się strasznie zamroczony i ledwo widziałem. Obraz wokół był cały zamazany. Cokolwiek zrobiła mi ta wiedźma nie byłem w stanie z tym walczyć. Jednak dostrzegłem przed sobą jakiś kształt, który pędził w tę stronę i szybko się domyśliłem kto to był. Chciałem otworzyć usta i ostrzec Elisabeth by tego nie robiła, ale gdy tylko to zrobiłem nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Uniosłem słabo dłoń w powietrze, ale nic więcej nie mogłem zrobić. Wtedy też stało się coś dziwnego, bo wszystkie koszmarne ptaki nagle zniknęły. Znów zaczynały mi wracać powoli zmysły, a pierwsze co usłyszałem to niewyraźny krzyk. Elsa? Nie to było Elisabeth, dziekan Dovey wykrzyczała jej imię. Co się właściwie stało? Nie było mi dane nad tym rozmyślać, bo co zaraz innego skupiło moją uwagę. Elisabeth zajęła już dwa ostatnie miejsca? Pomyślałem przerażony. Nie to nie mogło się tak skończyć. Musiałem z nią porozmawiać. Powoli usiadłem na trawie, próbując dojść w pełni do siebie. Dostrzegłem dłoń nauczyciela, która wskazywała, że mam iść za nimi. Kiwnąłem tylko głową w milczeniu i powoli wstałem. Patrzyłem jak Elisabeth patrzy na swoją przyjaciółkę. Nadal bardziej martwiła się o nią niż o siebie, pomimo tego co jej groziło. Czy Dziekan Zła celowo próbowała je skłócić, mówiąc to wszystko? A może to co widziałem ostatniej nocy było prawdą i w Adelii było naprawdę coś złego. Gdybym nie odszedł od stołu to wszystko nie miałoby miejsca, pomyślałem zaciskając pięść i powoli idąc za nauczycielami oraz księżniczką. Wszyscy kierowaliśmy się do Akademii Dobra. W pewnym momencie, widząc, że nauczyciele nas chyba nie usłyszą zacząłem szeptać do rudej dziewczyny. - Naprawdę mi przykro - Mój głos nadal nie brzmiał najlepiej, a w uszach mi dzwoniło. Mimo wszystko nie przerywałem. - Teraz się nie udało, ale jest jeszcze szansa - delikatnie chwyciłem jej dłoń. - Proszę wysłuchaj mnie, Elisabeth - spojrzałem na nią zrozpaczonym wzrokiem. - Wiem, że nienawidzisz tego miejsca i wiem co myślisz o tym wszystkim i o mieszkańcach tego świata - opuściłem lekko wzrok. - Też nie chciałem tu przyjeżdżać, ale gdybym miał z czegoś się cieszyć, to na pewno z tego, że mogłem poznać ciebie. Proszę skup się teraz na sobie. Nie myśl o innych i o tym co o tobie myślą. Nawet nie myśl chwilę o Adelii. Elisabeth... jeśli teraz nie zdasz wszystko będzie stracone i już jej nie pomożesz. Jesteś piękna niczym prawdziwa księżniczka, ja to widzę, a ty musisz tylko w to uwierzyć i pokazać to innym tak jak mi. Wierzę, że możesz zaliczyć te lekcję, tylko też w siebie uwierz, proszę. Niczym nie ustępujesz innym księżniczką - Powoli puściłem jej dłoń. Miałem nadzieje, że mnie wysłucha i sama zrozumie o co teraz toczy się gra. Ona nie mogła nie zdać. Gdybym tylko mógł zrobić coś więcej. Mógłbym może jeszcze prosić Sophie o pomoc, ale nie byłem pewny czy Elisabeth by tego chciała. A byłem przekonany, że zauważyłaby gdyby ta się nagle podłożyła. Poza tym jej też nie chciałem narażać na niekorzystne wyniki.
  24. N: Dobrze go zapamiętałem. Uważam że jest oryginalny A: Hmm kucyk o ciekawym wyglądzie. Zwłaszcza kolorystyka fajna S: Nie od końca jestem pewny co to xD. Ale jak dla mnie super U: Swego czasu całkiem dobrze znałem potem trochę kontakty się urwały. W każdym razie zawsze uważałem za bardzo równego
  25. Thomas Nadal tkwił we własnych myślach, wracając do przeszłości. Nienawidził tego, w jego uznaniu tylko ktoś słaby rozczulał się nad sobą. A mimo to, chwila gdy zaczął mówić o swojej przeszłości wywołała ten niechciany impuls i obrazy z jego życia zaczęły wracać. Znów widział siebie jako małego słabego zasmarkańca, ale nim zdołał bardziej się zagłębić w tym wspomnieniu, spostrzegł nagle uśmiech Elviry, który wiedział, że nie znaczy nic dobrego. Gdy otworzyła usta, zmarszczył lekko brwi. Czy on mógł jej ufać? Oczywiście, że nie. Nikomu nie ufał, zawsze był tylko on przeciw światu i już zawsze tak będzie. Tylko on i nikogo więcej mu nie było nigdy trzeba. Jednak to co powiedziała potem miało sporo sensu. Prawdą było, że tkwienie przy tym co się miało nie przyniosłoby żadnych rezultatów. Wiedział, że zaczął ten temat by jej pomóc, a mimo wszystko to było nielogiczne z jego strony. Mógł odwrócić jej uwagę w inny sposób niż zdradzanie jej kolejnych faktów ze swojego życia. Ta dziewczyna zdecydowanie na niego dziwnie działała. Gdy tylko się rozdzielą po wyjściu, będzie musiał zacząć jej bardziej unikać by takie sytuacje się nie powtarzały. Przecież nie mogli na siebie wiecznie wpadać, prawda? Szybko skierował swój wzrok na tabliczkę, przy której stanęli. Historia Nikczemności? Po co chciała dostać się akurat tutaj? Czego tak właściwie szukała? Przyglądał się jak dziewczyna rozgląda się w poszukiwaniu czegoś o czym tylko ona wiedziała. Był naprawdę zaintrygowany i zarazem ciekawy czego z takim uporem szukała. Poczuł jak ta puszcza jego ramię i powoli rusza w stronę książek, a on ruszył w niewielkiej odległości za nią. Niepostrzeżenie przyglądał się tytułom książek, które brała. Walki zawszan i nigdziarzy? Kolejne interesujące tytuły utwierdziły go w przekonaniu, że ta ma najwyraźniej ochotę zagłębiać się w historie krainy. Wtedy też dotarło do niego jej pytanie, a on w odpowiedzi wzruszył lekko ramionami. - Nie wydaje mi się. Gdyby tak było dziekan Crystal nie kazałaby mi tu przyjść szukać książki, która mi pomoże z moim talentem, ale jeśli nadal nie jesteś przekonana daj mi swoje książki, najwyżej pójdzie na mnie jeśli zobaczy nas jakiś nauczyciel przy wyjściu i faktycznie jakimś cudem nie można ich pożyczać. Jeśli nikt nie zwróci na to uwagi oddam ci je po prostu na korytarzu. Mi tam nie zależy, a sale udręki już poznałem - Znów wzruszył lekko ramionami. Taka była prawda, tortury ze strony Bestii nie bardzo go przerażały, a swoją książkę i tak chciał zabrać do siebie. Jeśli miał lepiej poznać swojego upiora, to potrzebował czasu by spokojnie poczytać, zwłaszcza, że przez zaległości w nauce bardzo wolno czytał, więc czas był dla niego niezwykle cenny. Nawet nie zauważył przez to wszystko, że znów był od tak gotowy pomóc tej dziewczynie bez żadnego powodu, nie chcąc przy tym nic w zamian.
×
×
  • Utwórz nowe...