Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Kobieta wyglądała niezwykle spokojnie jednak nadal była strasznie blada. Wszystko jednak to było tylko pozorem do tego, co teraz działo się w jej głowie. Ponownie była kucykiem biegającym po korytarzu niekończących się drzwi próbując wydostać się z tej pułapki. Wciąż jednak słyszała znajomy nienawistny śmiech, który krążył za nią. Choć starała się z całych sił nie była w stanie w żaden sposób uciec, co gorsza śmiech był coraz bliżej niej. Starała się nawet otwierać kolejne drzwi by tam znaleźć ucieczkę. Jednak za każdymi było zawsze to samo. Kucyki, które spoglądały na nią ze szczerą nienawiścią i odrazą. W końcu tuż przed nią zmaterializował się najpierw cień by w końcu przybrać bardziej lustrzaną jej formę. Niby ona a jednak nie. - Mówiłam, że niema odwrotu - odrzekła postać przed nią. Na co Crystal się zaczęła cofać przerażona. - Księżniczki mi wybaczyły. Mówiły widziałam to - mówiła zrozpaczonym głosem dalej się cofając. - Ten ani żaden inny świat nie jest dla ciebie. Zabiłaś raz zrobisz to po raz kolejny... - Nie! - wrzasnęła i uderzyła istotę magicznym promieniem sprawiając, że ta się rozpłynęła w cieniu. Ciężko oddychała patrząc na to wszystko jednak nagle otworzyła szeroko oczy w szoku, gdy pyszczek istoty pojawił się bezpośrednio przed nią. - Jakbyś patrzyła w lustro - uśmiechnęła się do niej szyderczo. - Wróć do mnie a ból się skończy. Sama o tym dobrze wiesz to nie jest twoje miejsce - klacz położyła kopytka na głowie kuląc się na ziemi. - Nie jestem zła nie jestem... - powtarzała w kółko łkając. - Oczywiście, że nie - odrzekła głaskając ją kopytkiem po grzywie. - Żadna z nas nie jest tylko oni tego nie rozumieją - odpowiedziała szyderczo. - Księżniczko - odparłem w jej kierunku powoli do niej podchodząc. - Jesteś zmęczona oboje to wiemy - stwierdziłem oczywistą prawdę patrząc na to jak siedzi nad telefonem. - Wiem, że nie jestem politykiem, ale kierowałem ogromną organizacją przez ostatnie długie miesiące i nie rozpadła się. Proszę pozwól mi sobie pomóc. Jeśli nie jest jakąś tajemniczą światową, co teraz robisz pozwól, że cię wyręczę. Powiedz, do kogo chcesz napisać i w jakiej sprawie a ja to zrobię a ty zregenerujesz siły jest ci to teraz niezwykle potrzebne - odrzekłem w jej kierunku wyciągając dłoń ku niej i patrząc na nią z wyraźnym zmartwieniem. Volcanic Storm Podróż trwała naprawdę długo. Ciężko było ocenić gdzie właściwie pojechali patrząc na te wszystkie zakręty chwilowe postoje czy jazdę czasem po niezwykle nierównym terenie. Tak jak czasem robiliby to specjalnie by całkowicie zmylić Cyrusa, co do miejsca lokalizacji. Tak, więc jechali dobre 3 godziny a podróż przebiegała w milczeniu. Cisza przerywana była tylko dźwiękami radia. W końcu jednak samochód stanął i wszyscy zaczęli wysiadać. Jeden z mężczyzn przy okazji zdjął worek z twarzy Cyrusa. W końcu mógł zobaczyć no właśnie właściwie nic nie licząc jednego dziwnego budynku. W pobliżu nie był żadnych budynków czy śladu innych ludzi. Samochód nawet nie stał już na drodze tylko na jakimś piachu. Wszędzie wokół był tylko las i góry, które ukrywał niecodzienną konstrukcje. Cała wykonana z dziwnego materiału nie było na niej żadnych okien a wejść można było tylko przez ogromną bramę. Zewsząd otaczał ją płot z drutem kolczastym a na wcześniej wspomnianym płocie były tabliczki informujące, że jest pod napięciem. Wszędzie natomiast można jeszcze było zobaczyć ciężko uzbrojonych strażników. Była to istna forteca. - Jesteśmy na miejscu - odparła kobieta do Cyrusa. - Sam już teraz zapewne widzisz, że twój wcześniejszy plan odbicia Star był pełen dziur. Nawet satelitą ciężko namierzyć te miejsce a żeby się tu wedrzeć potrzeba sporo ludzi nie licząc tego, co jeszcze jest w środku - stwierdziła ze znużeniem patrząc teraz na płot. - Dobra lepiej chodźmy, bo Crystal może się wkurzyć - powoli ruszyła ku budowli w eskorcie swoich ludzi. Snow Night/Ewelina Szymańska Bardzo cieszyła się, że miała towarzystwo Magdy. Cloud również lubiła jednak to Magda wydawała jej się najprawdziwszą przyjaciółką. Nigdy nie sądziła, że tak się zaprzyjaźni z człowiekiem, ale nigdy tak na nią nie patrzyła. Mogły urodzić się innymi stworzeniami, ale czuła w niej swoją bratnią duszę. Bardzo chciała by w Equestrii dalej się przyjaźniły. Może Magda by się nawet zgodziła by mogły zamieszkać razem, jako współlokatorki. Wtedy mogłyby dalej spędzać czas razem a Snow mogłaby jej pomóc się dopasować do nowego świata. Tak bardzo była szczęśliwa, że chciała iść z nimi. Gdy nie było Goldinga Magda tak bardzo o nią dbała niczym starsza siostra. Bardzo chciała się jej za wszystko odwdzięczyć. Nagle jednak uniosła głowę słysząc zapukanie i otworzyła szerzej oczy widząc Annę, ale bardzo ją zmartwiło, że była sama. - Anna? - spytała patrząc na nią lekko roztargniona. - Wszystko dobrze? Czy Goldingowi i księżniczką nic nie jest? - pytała dalej lekko przerażona. Pamiętała nadal rozmowę i wiedziała, że ta Crystal mogła być niebezpieczna. Czy to możliwe, że coś im zrobiła? Jednak jak wtedy Anna się uratowała i dlaczego była sama? Cieszył ją jej widok jednak martwiła się o księżniczki i kuzyna i zaczynało już jej trochę ich wszystkich brakować. Zwłaszcza, że znów odnalazła się z Goldingiem zaledwie tak niedawno.
  2. Alan Zmrużyłem delikatnie oczy z chwilą, gdy przyszła tu nimfa i zaczęła swój wywód. Nic nie wspomniano o dziewczynie, która tu niedawno wpadła. Nadal byłem ciekawy czy miałem racje i uciekała z akademii, czy może stało się coś znacznie gorszego. Oby nic jej nie było. Zacząłem w końcu rozglądać się po innych książętach, a widząc ich miny zacisnąłem dłoń na swojej róży. Rozumiem... Gdyby ktoś jeszcze znał jakąś z tych księżniczek jak chociażby Julian... Jednak oni po prostu będą oceniali po wyglądzie, nic więcej. Cała ta uroczystość była jednym wielkim nieporozumieniem. Nie tak powinniśmy budować relacje. Ciekawy byłem również, którą różę dostanie Sophie. Ta uroczystość była bardziej czymś przyjemnym dla niej niż dla mnie. Ponownie wyszedłem z kłębowiska myśli, słysząc Aidana. Spojrzałem to na niego, to na różę. - Tylko tym, że marnujemy tutaj czas zamiast zająć się czymś konstruktywnym - powiedziałem ponuro. Nie pierwszy raz w życiu miałem spotkać księżniczki, więc nie było to dla mnie nic niezwykłego. Miałem zamiar trzymać się wcześniej założonego planu. Róża nie zostanie rzucona do nikogo konkretnego. Niech los ją pokieruje i jeśli tak ma być to niech wyląduje niezauważona. Wiedziałem, że przyjście na bal samotnie równało się utracie połowy punktów, ale jakoś niewiele mnie to obchodziło, z drugiej strony nie chciałem skazać kogoś na niezdanie... Sophie Przyglądała się z rozbawieniem jak te dwie próbują się ubrać jak prawdziwe księżniczki. Jednak nie ukazywała śmiechu, a nadal patrzyła na nie z ciepło. Zastanawiała się, kto będzie w takiej desperacji by rzucić im różę. Szybko przestała o tym myśleć, nie to było teraz ważne, bo sama musiała sporo zrobić. Poza złapaniem róży dla siebie, musiała jeszcze zobaczyć gdzie poleci biała. Gust Alana nawet dla niej był zagadką, dlatego nie była w stanie się domyślić gdzie poleci kwiat. Wtedy też przyszła po nie nimfa z informacją, że już czas. Sophie miała nadzieje na jakąś reakcje widząc, że taka księżniczka jak ona ma się użerać z tymi dwoma. Niestety z jakiegoś powodu nic takiego nie miało miejsca. Powoli opuściła komnatę za Lisą i Stephanie, niosąc za plecami rozłożoną parasolkę. Naprawdę musiała powstrzymywać się resztkami sił by nie wybuchnąć śmiechem na widok chodu rudej dziewczyny. Tak zdecydowanie, ona nadawała się tylko na boisko nigdzie więcej. Gdy tylko dotarły na miejsce, Sophie już dłużej nie trzymała się jej zdaniem tych gorszych księżniczek, a zamiast tego dołączyła do reszty lepszych spokojnie włączając się do ich rozmów. Chwilę później wraz z resztą z nich ruszyła do sali. Niewiele czasu poświęciła przyglądaniu się nauczycielom czy samemu miejscu, zamiast tego dalej rozmawiając z nimi. Musiała w końcu nacieszyć się towarzystwem księżniczek podobnych jej, a nie tych gorszych. Crystal Stała wśród grona innych nauczycieli ubrana w suknie w kolorze krwi. Jej długie blond włosy były jak zawsze rozpuszczone, spoglądała po kolei na każdą nową zawszankę swymi zielonymi oczami. Była niepozorna, bo nie wyglądała jak wcielenie zła, a zwykła lecz niezwykle piękna kobieta o dość bladej cerze i niepozornym ciele. No właśnie... Były to tylko pozory. Naprawdę gardziła zawszanami. Głównym powodem było to, że za każdym razem jej uczniowie po ukończeniu szkoły przegrywali z tymi żałosnymi zawszanami. Nad złem wisiała istna klątwa i nikt nie miał sposobu na przerwanie tego pasma porażek. Nienawidziła takiego życia i tego, że nic nie mogła z tym zrobić. Kiedyś widok nowych nigdziarzy dawał jej nadzieję, teraz już niemal całkiem ją straciła. Próbowano wszystkiego by ich zahartować, ale nic to nie dawało i za każdym razem zawsze kończyło się to tak samo. Gdyby wiedziała jak to będzie wyglądać, to pewnie nigdy by nie przyjęła funkcji dziekana, a zamiast tego dalej zajmowałaby się swoimi sprawami. No nic, pozostało zobaczyć jej nowych uczniów. Przestała zwracać dalszą uwagę na zawszanki, patrząc teraz na te złą część sali i czekając na swoich nowych podopiecznych. Musiała się im w końcu dokładnie przyjrzeć, nawet jeśli nie widziała już nadziei.
  3. Thomas, Christian Słysząc odpowiedź Navina, Thomas ponownie się położył, podnosząc przy okazji kapelusz z ziemi, by znów położyć go sobie na twarzy. Nie miał zamiaru zasnąć, tylko chwilę w ciszy pomyśleć nad wszystkim, co tu zaszło. Christian natomiast znów go obserwował myśląc czy to nie idealny moment by się na nim zemścić. Jednak nadal się wahał, nie będąc pewnym czy nie obserwuje go którymś okiem. Nim jednak zdołał przekształcić myśl w czyn pojawił się nagle jeden z wilków. Christian nie chcąc kłopotów spokojnie wyszedł na korytarz. Thomas natomiast słysząc otwarcie drzwi, ponownie zrzucił kapelusz z twarzy i spojrzał ponuro na niechcianego gościa. Nadal pamiętał jak jeden z tych burków uderzył go batem. Ostatecznie jednak wstał i też ruszył na korytarz, na razie nie chcąc kłopotów. Na samym korytarzu, Thomas stanął między Navinem i Christianem, opierając się o ścianę i zakładając ręce jedną na drugą. Nic nie mówił tylko obserwował wszystkich ponuro. Zareagował dopiero, gdy jego współlokator zaczął im pokazywać kolejną nigdziarkę, zresztą nie tylko on, bo zareagował też Christian, który lekko się uśmiechnął. Trzeba było przyznać, że Navin znał tu sporo osób. W każdym razie dziewczyna nie wyglądała jakoś szczególnie groźnie, ale jak Thomas zaznaczył wcześniej, nie ocenia się nikogo po pozorach. Zaraz jednak uwaga Thomasa skupiła się na czymś innym, a mianowicie na wejściu trzech wiedźm. A konkretnie na jednej z nich. Wpatrywał się w nią dobrą chwilę, aż ostatecznie nie odwrócił wzroku, mówiąc sobie w głowie: skup się. Nie jesteś jej sługom i ona cię nie interesuje, powtarzał sobie niczym mantrę. Skup się na ukończeniu tego bagna i zapomnij o niej. Jednak nie było to możliwe, bo nagle dotarł do niego głos osoby, której starał się tak starannie unikać. Szlag, czy ona już wszystko wiedziała? Pomyślał chłopak zbity z tropu. Skąd wiedziała, że Navin o niej im mówił? Christian za to uśmiechnął się chytrze. Nie mógł się po prostu doczekać, aż te dziewczynę sparaliżuje strach jak zobaczy z jakim nigdziarzem zadziera. Czekał tylko by zobaczyć Thomasa w akcji, ale tym razem w końcu nieatakującego jego, a kogoś zupełnie innego. Zdębiał, gdy zamiast tego zobaczył, że Thomas nie miał na twarzy ani odrobiny gniewu, a raczej coś na kształt nietypowego u nigdziarza zakłopotania. Co z nim było? Myślał wściekle. - Thomas z Lodowych Pól - powiedział w końcu ponuro, opuszczając wzrok, zupełnie jakby starał się unikać jej spojrzenia. Choć naprawdę chciał powiedzieć coś ponurego zagrozić konsekwencjami za nazywanie go sługą, z niezrozumiałego mu powodu, nie był w stanie tego zrobić. Wiele słów jadu czy gniewu, które cisnęły mu się na język utknęły w gardle, a nawet jego przerażający wzrok, którym potrafił niejednego zmrozić niewytłumaczalnie zniknęły. Jakby nie potrafił ich już włączyć. Nie był w stanie zrozumieć dlaczego tak było. Po prostu nic nie mógł jej zrobić. Czy ona rzuciła na niego jakiś urok? Sam nie był już pewny.
  4. Alan Uśmiechnąłem się lekko, słysząc słowa Aidana. Sam nie wiedziałem czy uważałem go za przyjaciela. To nie tak, że uważałem go za gorszego od siebie, bo tak na pewno nie było. Ja po prostu nie potrafiłem od tak zaufać ludziom, których wcale nie znałem. W końcu minęło zaledwie kilkadziesiąt minut od czasu, gdy się poznaliśmy. Natomiast on był zbyt ufny i za szybko nazwał mnie przyjacielem niemal nic o mnie nie wiedząc. A jednak, jako jeden z niewielu zachował się jak należy. To nie jemu powinno być głupio, a tamtym za swoje zachowanie. Nagle jednak zauważyłem, że jeden z nich się do nas kieruje. Kojarzyłem go już trochę, ale nie byłem pewny czego chciał. Zamurowało mnie, gdy go usłyszałem. Chwilę spoglądałem na chłopaka, aż w końcu sam wyciągnąłem swą bladą dłoń ściskając jego. - Jestem Alan ze Śnieżnych Wzgórz. Miło cię poznać, Julianie - Gdy ponownie wspomniał o tamtej dziewczynie, kiwnąłem lekko głową, ukazując swój niepokój i nadal przy tym patrząc kątem oka na miejsce gdzie zniknęła. - Twoja Aria musi być wspaniałą księżniczką i jestem pewny, że nawet jeśli się boi, to jest szczęśliwa, wiedząc, że jesteś tu z nią. Pokaż jej, że może na ciebie liczyć jak zawsze do tej pory, a wszystkie jej i zarówno twoje troski odejdą precz - Nie byłem jednak pewny, czy tamta tajemnicza dziewczyna też miała tu kogoś na kogo mogła liczyć. W duchu miałem nadzieje, że mimo wszystko był ktoś, kto ją wesprze i nic jej nie jest. Zbyt wiele troski zaczynałem chyba roztaczać wokół niej. Pokręciłem głową, rozumiejąc przy tym jak wiele czasu minęło. - Mam nadzieje, że jeszcze dane nam będzie porozmawiać spokojnie. Teraz jednak teraz czas się przebrać - dodałem dość niechętnie, myśląc o tym kretyńskim stroju. - Ty zresztą też powinieneś to zrobić Aidanie. A teraz wybaczcie - Posłałem im słaby uśmiech powoli odchodząc by spokojnie się przebrać. Sięgnąłem po swój mundurek jeszcze chwilę się mu przyglądając dość niechętnie i ciężko westchnąłem. Być może jak go ubiorę, nie będzie tak tragicznie, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Niestety i ona szybko się rozwiała z chwilą, gdy ujrzałem swoje obicie. Naprawdę miałem ochotę walnąć księcia, którego widziałem w lustrze. Sięgnąłem dłonią po białą różę, w milczeniu chwilę na nią spoglądając. Naprawdę chciałem by ten nonsens się już skończył. Włożyłem znów swój miecz do pochwy i powoli ruszyłem do innych by być gotowym na rozpoczęcie. Jednak tak naprawdę chciałem by to dobiegło końca. Sophie Dziewczyna uśmiechała się pod nosem, słuchając tych nonsensów ze strony tej odpychającej rudej dziewczyny. Nie zaprzestawała jednak swoich przygotowań, powoli przy tym przebierając się w szkolny strój. Był naprawdę śliczny, a przynajmniej jej zdaniem i była pewna, że będzie w nim wyglądała olśniewająco. Musiała zrobić wszystko by zostać zauważoną. Ciężko jej było sobie wyobrazić tego starego Dyrektora, jako tak szybkiego i silnego. Zapewne dziewczyna podkoloryzowała historie by nie wypaść bardziej żałośnie. Nieznacznie się skrzywiła, gdy usłyszała te drugą. Jakim prawem się tak mądrzyła? Tylko, dlatego że jej mama dostała baśń? No to niespodzianka, bo to nie znaczyło, że i ona ją dostanie. A patrząc na nią szansa, że dostanie, choć jedną stronę w baśni była niemal zerowa. Poza tym nawet gdyby stała się kwiatem, to jakże uroczym. Gdy tylko tamte zaczęły się przebierać, Sophie była już w swoim szkolnym stroju, uśmiechała się do lustra i smarując teraz swoje usta błyszczykiem. Nawet nie obracała się w ich kierunku, ale nadal wszystko widziała. Po prostu obserwowała ich odbicia w lustrze, gdy się kręciły w kółko. Wiedziała, że te stroje do nich zupełnie nie pasują i wyglądu im nie poprawiają. Z drugiej strony cieszył już ją fakt, że ta ruda przestała biegać mając na sobie tylko te brzydką koszulę nocną. Sama Sophie powoli wstała, w pełni przygotowana trzymała znów parasolkę w dłoni, nie zaprzestając przy tym uśmiechu.
  5. Thomas, Christian Chłopak nie wyglądał jakby jego mina jakoś szczególnie się zmieniła, kiedy słuchał opowieści Navina. W końcu, co ta dziewczyna go obchodziła? Co go miało obchodzić skąd ona niby pochodzi i dlaczego wybrała sobie taki los, a nie inny? Jak dla niego było to głupie wybrać życie w tej norze od spokojnego wygodnego życia. On wyboru od losu takiego nie dostał. Dlaczego więc nie potrafił myśleć o niej jak o kimś głupim? Już drugi raz słyszał jak Navin mówi, że jest ładna czy coś w tym guście, co nie było dobre u nigdziarzy. Musieli się w końcu opierać takim pokusom. Nie mogli się zakochać, a związki mogły powstawać tylko dla jakiegoś interesu. On nie uważał, że była ładna, prawda? W końcu dostrzegł ją tylko dlatego, bo ta już na samym początku tak go urządziła. Więc dlaczego wciąż o niej myślał? Musiał przestać to robić, bo to nie było dobre. Jego przemyślenia zakończył głos drugiego nigdziarza. - Czy to nie ona cię podtopiła w fosie i powiedziała, że będziesz jej sługą, gdy skończy szkołę? - Nagle Thomas wbił wręcz morderczy wzrok w Christiana, zupełnie jakby chciał nim go zabić na miejscu. Chłopak widząc to ponownie niemal cały zbladł. Nie rozumiał tego, ale było coś takiego w Thomasie, że się go naprawdę bał, choć wciąż pragnął się na nim nadal odegrać. - Zgadza się - odparł bardzo ponuro, nie kryjąc niechęci, kiedy to sobie przypomniał. - Uwierz mi Navinie, to prawdziwa czarownica, a wygląd bywa zwodniczy. Widziałem to w niej, jest prawdziwym czarnym charakterem. A po rodzinie nie ma co oceniać, bo równie dobrze byś mógł myśleć, że ja jestem grzecznym niewinnym chłopcem, a chyba tak nie sądzisz? - spytał ponuro. Zastanawiał go jednak fakt, że tajemnicza dziewczyna mieszkała tak blisko. Nawet był ciekawy, co w tej chwili robiła, ale nie rozumiał dlaczego... Co miało go to obchodzić? Skup się, powtarzał sobie w myśli.
  6. Alan Wpatrywałem się cały czas w miejsce, za którym zniknęła dziewczyna. Nadal nie potrafiło dać mi to spokoju, dlaczego uciekała? Każdy dobrze wiedział, że nie ma ucieczki z akademii, a nawet jeśli, to i tak przecież nie ma do czego wracać. Każdy kto został wybrany miał być tym zaszczycony pomimo możliwych konsekwencji. Sam również nie byłem szczęśliwy będąc tu, ale do czego miałem wracać? Nawet gdybym zdołał uciec, rodzice byliby wściekli za zmarnowane szanse dla naszego królestwa. Nagle coś do mnie dotarło. Uciekałaby tylko osoba, która nie rozumie zasad akademii. Czy to była jedna z Czytelniczek, o których tyle czytałem? Powoli podszedłem do leżącego miecza, który upuściła by chwilę później go podnieść i ostatni raz na niego spojrzeć. Dostrzegłem swoje zmartwione oczy odbite w klindze i powoli ją odłożyłem. - Zasady z pewnością są ważne - odparłem w ich kierunku. - Jednak ona poprosiła o pomoc, a my nie powinniśmy byli tego zlekceważyć - Wciąż widziałem jej wystraszoną twarz przed oczami. - Być może czasem powinno się wybierać pomiędzy zasadami akademii, które zawsze mogą się zmieniać, a naszym własnym kodeksem moralnym, który będzie nam towarzyszył przez resztę życia - Niewiele mnie obchodziło, co mówili. Jeśli to do nich nie docierało, to sami dawali sobą świadectwo. Spojrzałem na Aidana i położyłem mu dłoń na ramieniu. - Umiejętności z pewnością wymagają u ciebie znacznej poprawy - powiedziałem pokrzepiająco ze słabym uśmiechem. - Serce jednak masz we właściwym miejscu, a to ono może sprawić, że być może kiedyś dorównasz swojemu bohaterowi - Ponownie obróciłem zmartwiony wzrok na miejsce gdzie zniknęła tajemnicza dziewczyna. Byłem naprawdę ciekawy, co z nią zrobili. Być może byłem zmartwiony o nią lub o to, że nic wtedy nie zrobiłem, sam już nie wiem. Nie wszystko zawsze byłem w stanie zrozumieć. Sophie Wcale się nie spodziewała by ta prosta dziewczyna była w stanie zrozumieć jej poczucie estetyki. Nigdy nie można było mieć zbyt małego wyboru strojów. Nawet, jeśli zwykle chodzą w mundurkach, to były okazje gdzie musiała pokazać się w jak najlepszym stroju aby pokazać swoją obecność. Słysząc natomiast, że dziewczyna nie chce skorzystać z jej życzliwości niemal parsknęła śmiechem, ale w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać. Skoro tak bardzo chciała nie zdać, to jej sprawa. Przynajmniej szybciej się dla niej zwolni komnata. Poza tym, jeśli czuła się naprawdę dobrze z takim wyglądem, to chyba naprawdę rzadko oglądała swoje odbicie w lustrze. Gdy jednak napomniała o Alanie, zmrużyła lekko oczy. No tak... Takie zachowanie może się podobać tylko dziewczynie gorszej kategorii. W momencie, kiedy napomknęła o róży miała właśnie zamiar jej przedstawić powody, dla których musiała ją zdobyć. Co z tego, że je wymyśliła, to było dla większego dobra. Miała to już zrobić, ale nagle skupiła swą uwagę na innym dźwięku niż głos swojej współlokatorki. Wróżki? Co one tu robiły? Długo jednak nie czekała na odpowiedź, bo zaraz ujrzała jak do komnaty wpada druga współlokatorka. W sumie mogła się po niej spodziewać takiego wejścia. Ledwo zdołała powstrzymać chichot, widząc te scenę. Nic powiedziała, a tylko wyjęła ze swojej torby jakiś krem oraz perfumy, siadając przy tym przed lustrem. Mimo wszystko, słyszała każdy cal odbywającej się tu rozmowy. Po prostu nie była w stanie tego nie słuchać. Przyjaźni się z nigdziarką? Ponownie ledwo powstrzymała śmiech, gdy zamoczyła palec w kremie i zaczęła nim przesuwać sobie po twarzy. W sumie, czemu się dziwić? Sama wyglądała niemal jak wiedźma, ale pewnie Dyrektor zapomniał okularów w noc porwań. Nie byłaby na pewno zła, gdyby ta dziewczyna wróciła do tego swojego domu. Przynajmniej uwolniła by się od jej towarzystwa, które na pewno psuło jej wizerunek. Jak teraz wyjaśni innym z kim musi mieszkać? Będzie musiała koniecznie po rozpoczęciu porozmawiać z dziekan żeby ją zabrała z tej komnaty. W końcu nie wytrzymała i zdecydowała się odezwać po tych wszystkich absurdach powiedzianych przez rude straszydło. - To oczywiste - odparła dalej smarując twarz kremem. - Dyrektora nikt nie widział od czasów wielkiej wojny i nie ma w tym nic dziwnego. W końcu lata mu już nie sprzyjają, więc izoluje się od innych pewnie odliczając ostatnie godziny i szukając swojego następcy - Powoli zaczęła się pryskać perfumami, których zapach zaczął rozprzestrzeniać się po całym pokój, spojrzała kątem oka na rude straszydło. - Coraz więcej zmysłów go zawodzi, więc chyba najwyższy czas - dodała z niezwykle ciepłym uśmiechem. Chciała w ten sposób ukryć, że ma na myśli wybór tej potwornej dziewczyny na księżniczkę. - Z akademii nie ma ucieczki, ale nikt nie broni ci próbować, to twoje życie. Jednak pamiętaj, nie bez powodu Puszcza jest bezkresna - Znów się lekko uśmiechnęła. - Co do Baśniarza... To nie powinnaś się tym przejmować - Tak chciała subtelnie podkreślić, że jej zapewne poświęci jedną stronę, gdy zostanie mogryfem. - Ale skoro jesteś tak ciekawa, to powiem ci, że tak, właśnie on tworzy baśnie, które utrzymują nasz świat w całości i tylko najlepsi z nas dostaną własne baśnie. A teraz wybaczcie przede mną masa pracy by zwrócono na mnie należytą uwagę na rozpoczęciu - powiedziała niezwykle uroczo, wyciągając przy tym kolejne przybory kosmetyczne.
  7. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Po niewielkim czasie od zamknięcia oczu kobiety można było odnieść wrażenie, że była bardziej blada niż podczas rozmowy. Na dodatek na jej czole pojawiły się nie wielkie krople potu a sama miała lekko zmarszczone brwi. Zupełnie tak jak by sen nie działał na nią korzystnie a wręcz odwrotnie. Spoglądałem na Crystal nic nie mówiąc i słuchając dokładnie słów księżniczki. Chciałem, choć spróbować ułatwić obecne zadanie, ale mogłem się domyślić, że opiekuńczość księżniczki wobec nas jest zbyt duża by zostawiła kogoś, kto potrzebuje pomocy a Crystal naprawdę jej teraz potrzebowała. Chciałem mimo wszystko jednak jakoś z nią pomóc. Nadal czułem się naiwnie ze świadomością, że nic nie zauważyłem a powinienem był. - Jeszcze do nie tak dawna myślałem, że nie mam już nikogo księżniczko - odparłem nadal patrząc na Crystal. - Dzięki tobie nadal mam rodzinę. Mojej matki nie zdołałem uratować, więc straciłem całą nadzieje, że i ona żyje. A teraz moje życie to komplet takich cudów i to wszystko dzięki tobie - nagle spojrzałem na księżniczkę. - Wiem, że po tym, co o was myślałem nie mam prawo prosić o nic, ale pozwól mi znowu sobie służyć. Pokieruj mym losem tak jak dawniej to robiłaś proszę pozwól mi zostać tutaj i wam służyć najlepiej jak tak tylko będę w stanie - odrzekłem uderzając pięścią w pierś. Volcanic Storm Zaprowadziła Cyrusa do samochodu jednak, gdy wychodzili można było jeszcze ujrzeć wyraźny smutek na twarzy Little Star. Przy samochodzie stał mężczyzna, który najpierw wpuścił chłopaka a dopiero potem Volcanic, która siadła na przeciwko Cyrusa. Natomiast z jego lewej prawej strony siedzieli dwaj mężczyźni o kamiennych twarzach nieukazujących emocji. Gdy tylko wszyscy się znaleźli w samochodzie kierowca ruszył. Kobieta ciągle przypatrywała się Cyrusowi nic nie mówiąc jakby nad czymś myślała. - Chcąc nie chcąc słyszałam trochę waszej rozmowy - odrzekła mrużąc oczy. - Chciałeś ją chronić. Więc dlaczego wysyłasz ją do Goldinga? My, co prawda nie możemy nic mu zrobić, ale Crystal ma wobec niego własne plany. Służąc jej i tak robisz to, co nieuniknione - lekko westchnęła. - No nic - kiwnęła głową do jednego z mężczyzn a ten nagle założył Cyrusowi płócienny worek na głowę. - Środki ostrożności lepiej byś nie poznał na razie drogi do miejsca, do którego jedziemy - odparła teraz patrząc w okno i obserwując pokonywaną drogę.
  8. Thomas, Christian Słuchając słów Navina obaj się skrzywili, ale nie z powodu jego pomysłu o życiu w zgodzie, a dlatego jak nadmienił, że zło przegrywało za każdym razem już od półtora wieku. Thomas o tym słyszał co prawda i dlatego nie był zadowolony, że go ściągnęli do tej akademii. Nie miał ochoty na śmierć w baśni w jakiś kretyński sposób. Natomiast Christianowi ta prawda była nieco bliższa. Wychował się w sierocińcu, ale zaraz po tym jak z niego uciekł i go spalił, chciał znaleźć swoich prawdziwych rodziców. Nie było to jednak z miłości, chciał zemsty za to, że ci go tak porzucili, ale spóźnił się. Jego ojca powieszono za piractwo, a matka spłonęła podobno na stosie. Tylko tyle się o nich dowiedział. - Interesujące - odparł Thomas słuchając historii Navina. Christian sam spojrzał ponownie na chłopaka z kapeluszem na twarzy, zastanawiając się przy tym, co jest tak interesujące. - Moi rodzice też nie byli nigdziarzami, a zostali po prostu zamordowani na moich oczach, gdy miałem siedem lat - dodał z delikatnym krzywym uśmiechem. - Ironią losu jest, że mam się zapewne teraz szkolić na kogoś pokroju katów moich rodziców - Nie jesteś rodowitym nigdziarzem? - spytał Christian z niedowierzaniem. - Najwyraźniej nasze czyny kształtują, to kim się staniemy, a nie jak się rodzimy -Teraz Christian bał się go bardziej, bo zastanawiał się, co takiego robił chłopak, który się nie urodził nigdziarzem, że go ściągnięto do tej akademii. Nagle coś dotarło do chłopaka, który leżał pod kapeluszem. Ładna nigdziarka nieurodzona nią podobnie jak on nigdziarzem. Czy była tu naprawdę jakaś ładna wśród tych wiedźm? Nagle w jego głowię zapaliła się czerwona lampka. "Będziesz moim sługą". Te słowa uderzyły w niego z taką siłą, że ten nagle podniósł się niczym poparzony, na co Christian lekko się cofnął. - Elvira? - spytał patrząc na Navina bardzo ponurym wzrokiem. - Blondynka o niebieskich oczach z blizną? - spytał dalej na niego patrząc bardzo przenikliwym wzrokiem. To było niemożliwe nie mogło być.To mogła być każda nigdziarka, ale na pewno nie ta. Christian spojrzał na Thomasa i lekko przechylił głowę jakby coś sobie skojarzył i nagle sobie przypomniał dziewczynę, która podtopiła wcześniej chłopaka, którego teraz się bał. Gdyby wtedy tego nie widział, nie miał by teraz takiego problemu. Jednak nadal nie rozumiał skąd to jego zainteresowanie nią. Dziewczyna jak dziewczyna, a nigdziarze się nie zakochują. Chyba, że wciąż nie był do końca nigdziarzem, ciekawe...
  9. Bardzo mnie zadowolił sam fakt , że Elisabeth, choć trochę zmieniła swój nastrój, na co wskazywał jej uśmiech w moim kierunku. Nie byłem jednak pewny na jak długo utrzyma się ta pozytywna zmiana. Wiedziałem, że Adelia jest zauroczona Tomem jak niemal każda dziewczyna. On również to wiedział, dlatego wybrał ją. Stephanie by się nie dała tak łatwo mu manipulować z nią byłoby mu trudniej. Czekałem na odpowiedź Adeli wciąż na nią spoglądając. Nagle jednak dostałem wsparcie ze strony, której się zupełnie nie spodziewałem, bo od Stephanie one przyszło. Mój pomysł przypadł jej do gustu, czego do końca się nie spodziewałem. Pozostała jednak jeszcze Adelia. Nadal nie była do końca zdecydowana, co mnie martwiło. Zaraz jednak całkiem mnie zatkało. Nie taki scenariusz przewidywałem. Na samą myśl spędzania czasu z Tomem zaciskałem wściekle pięści i miałem ochotę coś powiedzieć. Jednak nie było mi dane tego zrobić, bo zaraz pojawił się profesor i ponownie nas wezwał do klasy. Powoli ponownie do niej wszedłem idąc tuż obok Elisabeth, gdy tylko znaleźliśmy się w klasie znów usiadłem przy niej. Chciałem z nią porozmawiać o tym, że Tom może zacząć nam towarzyszyć i nie bardzo mi się to podoba. Nim jednak zdołałem to zrobić ona mnie uprzedziła. Sama była gotowa na to poświęcenie byle dla dobrał przyjaciółki. Nigdy nie mogłem się nadziwić temu jak martwiła się o innych siebie stawiając na drugim miejscu. Jednak Tom... Wiedziałem dobrze, co może zrobić. Zmarszczyłem lekko brwi szykując odpowiedź. - Zgoda - burknąłem pod nosem. - Jednak muszę cię ostrzec Elisabeth. Jeśli znów zrobi tobie jakąś krzywdę na moich oczach to się nie powstrzymam i w końcu wybije mu zęby - sam nie byłem pewny czy żartowałem czy mówiłem poważnie. Jednak miałem naprawdę wielką ochotę mu to zrobić za każdym razem, gdy ją dręczył. Jednak miała też racje. Skoro my sobie nie mogliśmy z nim poradzić to, jakie szanse miałaby cicha Adelia gdyby była sam na sam z tym psycholem? Nie wiadomo, co by jej zrobił.
  10. Alan Nie wiedziałem jak do końca zareagować, na to co zobaczyłem. Aidan zupełnie źle mnie zrozumiał, z walki mieczem przemieniło się to w jakąś zabawę w berka. Teraz wiedziałem, co musiał przeżywać Henryk, gdy dostał mnie pod swoje skrzydła. Dobrze pamiętałem ten dzień jak cały czas się przewracałem, gdy próbowałem machać mieczem. Niestety taktyka Aidana, nie sprawiała abym choć trochę się męczył. Obawiam się, że gdyby walczył z kimś na poważnie skończyłoby się to dla niego tragicznie. Był szybki, ale to nadal było za mało. Niestety, najwyraźniej będzie czekało nas sporo pracy. Chciałem nawet powiedzieć, że źle mnie zrozumiał i by zmienił swój sposób walki, ale nagle wszystko stało się tak szybko. Zauważyłem jak drzwi stają otworem, sądziłem, że przyszedł tu kolejny książę lub jakaś nimfa z nową informacją. Ale nie było to żadne z nich, bo wbiegła tu dziewczyna ubrana w koszulę nocną i zwykłe kapcie. Patrzyłem na to będąc jak skamieniały. Czy to była księżniczka? Nie przypominała żadnej, którą kiedykolwiek poznałem. Nie byłem już nawet w stanie skupić się na Aidanie. Wtedy też usłyszałem jej pytanie. Prosiła o pomoc, a nikt nie reagował łącznie ze mną, dlaczego? Nagle poczułem jej dłoń na swoim ramieniu, nadal jednak byłem jak zamurowany. Widziałem jak sięga po miecz, jak próbuje się bronić, ale ostatecznie i tak została złapana. Rusz się, mówiłem sobie w głowie. No rusz się w końcu, ale mięśnie ani drgnęły i równie szybko jak się pojawiła, tajemnicza dziewczyna zaczęła znikać. Czułem się okropnie, ona się bała, prosiła o pomoc, a ja nawet nie zareagowałem. Wpatrywałem się dobrą chwilę w miejsce, za którym zniknęła mi z oczu, a przynajmniej do czasu, aż zacząłem słyszeć słowa innych książąt. Powoli schowałem swój miecz do pochwy. W jednym momencie straciłem całą wolę walki, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Mówią, że człowiek przy narodzinach nie może mieć wszystkiego - powiedziałem chyba pierwszy raz odkąd tu przybyłem w kierunku innych książąt. - Wy jak widzę dostaliście opakowania - odparłem spoglądając na nich nadal z uśmiechem, zaraz jednak moja mina spochmurniała. - Szkoda, że zabrakło pewnego ważniejszego czynnika, jakim jest, choć gram intelektu. Ta dziewczyna była z jakiegoś powodu przestraszona, a nikt z nas nawet nie kiwnął palcem by coś zrobić. Po co nam cała ta nauka skoro nawet tego nie potrafiliśmy zrobić? A teraz jeszcze z niej drwicie? Jakież to żałosne - Nagle spojrzałem na Aidana. - Wybacz utraciłem całą wolę walki Sophie Komnata jej i Lisy? Chwila, słyszała już wcześniej tę imię... Kim była Lisa? Nagle przed oczami zobaczyła kępę rudych włosów i zaczęła sobie przypominać tę straszną dziewczynę z rana. Dlatego nie było tu walizek? Cała zbladła przerażona, uświadamiając sobie to wszystko. Dlaczego ją tu przydzielono? Ona nie mogła z nimi mieszkać, nie poradzi sobie... Sama nie wierzyła, że tak myśli, ale zaczynało jej brakować kuzyna. Chciała teraz uciec jak najdalej do domu. Musi porozmawiać później z panią dziekan o zmianie komnaty. Na razie musi być spokojna i udawać, tak jak zawsze to robiła, jakoś się chwilę przemęczy. Gdy usłyszała, że powstała baśń o mamie tej dziewczyny niemal ją zatkało. Kto by chciał czytać o takich ludziach? Uśmiechnęła się w końcu delikatnie, podchodząc do swoich walizek. - Mówisz zupełnie jak mój kuzyn - odparła najbardziej ciepłym tonem, na jaki tylko było ją stać. - On też przytachał tylko jeden kufer i nawet nie pozwolił go nosić służbie, dasz wiarę? Również nie rozumiał dlaczego tyle ze sobą zabrałam - Spojrzała na torbę dziewczyny, teraz samej nie rozumiejąc, co tam mogła spakować. - Ale nadal ci nie odpowiedziałam. W jednej jest moja bielizna. W innej suknie wieczorowe, a mówiąc o kolejnych to koszulę nocne, moje buty, suknie na poranek jak i te na południe. No i oczywiście cała masa przyborów do upiększania się - Ponownie spojrzała na Stephanie. - Może nawet będę ci mogła coś pożyczyć, co mogłoby i pomóc tobie - Wcale nie chciała tego robić, ale na razie musiała dalej grać. Zmrużyła delikatnie oczy, stając nad walizką i ponownie obróciła się do współlokatorki z ciepłym uśmiechem. - Posłuchaj, jestem pewna, że ktoś na uroczystości będzie rzucał charakterystyczną białą róże, czy mogłabyś mnie powiadomić, gdy taką ujrzysz? Bardzo mi na tym zależy - dodała z niewinnym uśmiechem.
  11. Thomas, Christian - Czasem usta nie idą w parze z myśleniem - odparł głos chłopaka pod kapeluszem, nim Christian zdołał cokolwiek odpowiedzieć Navinowi. Christian cały ponownie zbladł patrząc teraz w kierunku Thomasa, który nawet się nie ruszył tylko nadal leżał pod kapeluszem. - Ostrzegałem cię, Christianie. Powiedz, więc czy mam teraz dotrzymać swej obietnicy? - Nie możesz... - powiedział jąkając się i trochę dygocąc. - Jeśli coś mi zrobisz zostaniesz ukarany - Przez lata nauczyłem się, że ból fizyczny jest tylko czymś, co nam się wmawia i można do niego przywyknąć. Więc na przyszłość, kiedy myślisz, że śpię zamiast się naradzać z kimś kogo nawet nie znasz zacznij działać i poderżnij mi gardło, może wtedy nie zdążę zareagować - Christian kiwnął lekko głową jakby przyznał mu racje. Nagle jednak Thomas odkrył jedno oko. - Oczywiście, jeśli spotkasz idiotę, który spokojnie zaśnie wśród ludzi, którzy chowają się na przyszłych morderców - warknął i spojrzał teraz na Navina. - Wysoko stawiasz sobie poprzeczkę, ale mogę ci w sumie pozazdrościć - odrzekł teraz patrząc w sufit ze znużonym wzrokiem. - Niestety ja wciąż do końca nie wiem czego chce i co tu właściwie robię - dodał ze znużeniem. - Jak to nie jesteś nigdziarzem? - spytał teraz Christian zbierając odwagę. - Sam to oceń. Czy gdybym nim nie był to czy powinieneś się bać choćby spróbować odetchnąć w mojej obecności? - Chłopak nic nie odpowiedział. - Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli wszyscy spróbujemy żyć w pewnej zgodzie, w końcu żaden nie chce nie zdać. Co wy na to? - Christian przytaknął, ale to i tak nie znaczyło, że się zgodził. Wiedział, że jeszcze się na nim odegra kiedy tylko będzie okazja. Teraz Thomas spojrzał na Navina, czekając na jego odpowiedź.
  12. Alan Przyjaciółmi? Ten jeden zwrot utkwił mi najbardziej w głowie z całego monologu Aidana. Nie miałem żadnych przyjaciół za wyjątkiem Sophie, z którą się wychowałem i służbą, która dbała o moje wychowanie. Nigdy nie miałem za bardzo kontaktu z rówieśnikami. Czy więc w akademii można było ją zawiązać skoro wszyscy byliśmy swego rodzaju rywalami? Tak bardzo to wszystko utkwiło mi w głowie, że omal zapomniałem o tym, że go właśnie szkoliłem i w ostatniej chwili zdołałem się obronić przed jego niemrawym atakiem. Atak nie był efektywny i wiedziałem już, że ma sporo pracy przed sobą. Patrzyłem chwilę na nasze ścierające się ostrza, gdy nagle bez większego problemu odepchnąłem chłopaka od siebie. - Robin Hood, tak? - spytałem lekko przechylając głowę. Wiele czytałem baśni, więc znałem też te o nim.- Czeka cie, więc sporo pracy, bo on nie tylko ładnym uśmiechem okradał bogatych i dawał biednym - dodałem z delikatnym uśmiechem. - Podstawa walki mieczem na pewno ci się przyda zwłaszcza, gdy dojdzie do bezpośredniego starcia, gdy łuk ci już nie pomoże, ale zacznijmy od początku - Lekko westchnąłem by zaraz zacząć tłumaczyć. - Jak widzisz jestem od ciebie silniejszy i walczę ostrzem dwuręcznym najlepszym dla ciebie sposobem by mnie pokonać będzie mnie zmęczyć używając przy tym swojej zwinności. Jednak będziesz musiał pracować nogami robiąc uniki przy każdym moim ataku, jeśli przejdziesz tylko do gardy w końcu wytrącę ci miecz z ręki i zostaniesz wtedy łatwo pokonany. Dobrze teraz ja cię zaatakuje, a ty spróbuj uniknąć ataku - dodałem powoli unosząc miecz w powietrze by się zamachnąć. Chciałem zaatakować go powolnym atakiem. Niestety miał spore zaległości w stosunku do innych. Jednak tamte bęcwały nie powinny go od razu skreślać, bo jeszcze mogą się potem zdziwić. Sophie Dziewczyna powoli zaczęła kierować się do komnaty mijając po drodze inne księżniczki. Na jej twarzy tkwił tym razem szczery uśmiech. Pomimo, że wiedziała, że wszystkie są rywalkami o miejsce w baśni, to naprawdę chciała spędzić trochę czasu z takim księżniczkami jak ona. W Locketorp były, co prawda dwórki, ale jednak nie dorównywały jej szykiem i finezją. Zawsze wiedziała, że jest stworzona do większych rzeczy, a teraz miała na to dowód. Poza dwórkami był tam jeszcze tylko Alan, pomyślała lekko się krzywiąc. On jednak nigdy nie zachowywał się jak na dziedzica tronu przystało, więc rozmowy z nim były jak dla niej nudne. Tak naprawdę nigdy za nim nie przepadała. A teraz spędzi czas wspólnie z księżniczkami takimi jak ona, na wspólnych rozmowach czy wzajemnych radach, co do pielęgnacji urody. Na samą myśl miała ochotę piszczeć ze szczęścia, gdy tylko znalazła się pod komnatą pięćdziesiąt cztery i nawet nie kryjąc swojej ekscytacji weszła do środka. - Witajcie drogie współlokatorki jestem pewna, że będziemy się wspólnie wspaniale bawić, a może nawet się zaprzyjaźnimy - Tak właśnie chciała zdobyć ich zaufanie. Być miłą i pomocną by i one były takie dla niej. Nagle jednak otworzyła szeroko oczy, widząc zamiast księżniczki podobnej jej odpychającą dziewczynę, którą widziała już wcześniej. Była tutaj i siedziała na jednym z łóżek. Czy one miały wspólną komnatę? - To jakaś pomyłka, jestem druga w kolejce do tronu - mówiła z niedowierzaniem, cały czas patrząc na dziewczynę. - Jestem księżniczką czystej krwi i mam mieszkać z plebejuszką? - mówiła nadal na głos będąc najwyraźniej w szoku i nie zważając o to czy urazi współlokatorkę. Miała nadzieję, że chociaż ta druga księżniczka będzie podobna do niej. Na pewno tak będzie. Niemożliwe przecież by przydzielili tu te straszną rudą dziewczynę, na samą myśl się wzdrygnęła. Gdy pojawi się druga, to na pewno coś wymyślą, a ta tutaj i tak zapewne szybko nie zda, więc problem będzie szybko z głowy. Zastanawiał ją jednak fakt gdzie bagaże kolejnej księżniczki. Jeszcze ich nie wnieśli?
  13. Thomas, Christian Chłopak ciągnął swój kufer za sobą, omijając przy tym innych i nawet się do nikogo nie odzywając tylko wciąż myśląc. Co z tego, że byli w jednej wieży, przecież nie musiał na nią wpadać, prawda? Nie żeby mu się podobała czy coś, po prostu była jakaś dziwna i wolał jej raczej unikać. W końcu był nigdziarzem, więc na pewno mu się nie podobała, to była po prostu jakaś chwila słabości. Nagle się zatrzymał, czując na sobie czyjeś spojrzenie do tego stopnia, że zaczął się rozglądać i wtedy ponownie ją zobaczył. Uśmiechała się do niego spoglądając w jego stronę. Na jej widok mrugnął kilkukrotnie z szeroko otwartymi oczami. Czego ona od niego chciała? Nie był jej sługom i nigdy nie będzie, nikt nim nie rządzi, ale dlaczego za każdym razem tak reagował, gdy ją widział? W międzyczasie Christian właśnie wszedł do komnaty spoglądając tylko kątem oka na chłopaka i chytrze się w jego kierunku uśmiechając. Nadal nie do końca rozumiał, o co chodziło tamtemu gościowi z fosy, ale miał nadzieje już go więcej nie widzieć na oczy i to dla dobra tamtego, gdy zaczął podchodzić do swojego materaca wciąż nad tym myślał. Tamten uważał, że się go bał? Jak tylko go zobaczy jeszcze raz pokaże mu kto tu rządzi i kto jest prawdziwym nigdziarzem, nie raz miał do czynienia z takimi jak on. W tym momencie otworzyły się nagle drzwi, a w nich stanął chłopak, o którym Christian właśnie myślał. Lekko przełknął ślinę jakby bał się, że przeczytał jego myśli, ale ten nawet nie zwrócił na niego uwagi i ciężkim krokiem zaczął wchodzić do pokoju. Christian zdecydował się w końcu do niego podejść, ale bardzo ostrożnie. - Słuchaj nie musimy być wrogami, ja wtedy tylko żartowałem, chyba nie jesteś zły, prawda? - Thomas nic nie mówił, tylko szukał czegoś po kufrze. Nagle jednak podniósł głowę i spojrzał najpierw na nieznajomego chłopaka. - Thomas z Mruczących Gór - Ponownie spojrzał teraz na tego, co do niego mówi. - Nie denerwujcie mnie i nie przeszkadzajcie, a wszyscy dożyjemy końca tej akademii w spokoju - Nagle wyciągnął z kufra jakiś słomiany kapelusz i podszedł do materaca by na nim legnąć. - Obudźcie mnie jakby stało się coś ważnego, jeśli tego nie zrobicie lub zrobicie to z błahego powodu, nie ręce za siebie - powiedział kładąc na twarz kapelusz. Prawdą było, że nie szukał sobie wrogów, ale nie miał zamiaru pozwolić nikomu wejść mu na głowę. Christian cały pobladł. - Czy rozpoczęcie jest ważne? - spytał lekko speszonym głosem jednak chłopak nic już nie opowiedział. Spojrzał teraz na tajemniczego współlokatora i do niego podszedł, a następnie zaczął szeptać w jego kierunku. - Cześć, jestem Christian, słuchaj może mu się postawimy? We dwóch na pewno sobie z nim poradzimy, co ty na to? - Thomas nawet nie drgnął na te propozycje, może naprawdę zasnął?
  14. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Spostrzegłem, że coś jest nie tak z Crystal z chwilą, gdy jej głos słabnął nim jednak zdążyłem jakoś zareagować księżniczka już przy niej była. Naprawdę miała niesamowitą szybkość pomimo całego swojego wycieńczenia. Kobieta jednak nadal podpierała dłonią swoją głowę będąc bardziej bladą niż dotychczas. Jakby starała się walczyć ze wszystkich sił ze zmęczeniem, które ją owładnęło. - Proszę - jęknęła przełykając słone łzy. - Ja muszę odpokutować to, co zrobiłam - spojrzała teraz, na Celestie z czerwonymi oczyma. - Tak wiele żyć wszyscy mnie nienawidzą proszę pozwólcie mi... - nie zdążyła jednak dokończyć, bo nagle zobaczyła już tylko ciemny obraz przed oczyma i momentalnie runęła na łóżko. Spoglądałem na całą te scenę z wyraźnym smutkiem aż w końcu się odezwałem. - Księżniczko ona jest niestabilna - odrzekłem spoglądając teraz na Crystal. - Oboje wiemy, co się stanie, jeśli na chwilę zostanie sama. Wiem również, że masz teraz zbyt dużo do zrobienia - lekko westchnąłem myśląc nad tym wszystkim. - Pozwól, że w korporacji się nią zajmiemy mamy tam specjalistów jeszcze psychiatrów z Equestrii jakoś im to wyjaśnię. Poza tym sam jestem częściowo winny temu wszystkiemu i nadal jestem wam coś winny za opiekę nad Snow - odrzekłem starając się zachować spokój i patrząc na księżniczkę. Volcanic Storm, Little Star - Już ich niema - powiedziała podchodząc do okna i patrząc w nie. - Crystal dała mi ich w nagrodę za lojalną służbę. Zapłacili za to, co spotkało moją siostrzyczkę a jednak to nie zmniejszyło bólu. A teraz niema już we mnie nic z kucyka została mi tylko droga u boku Crystal - powiedziała ponuro, gdy nagle młoda dziewczyna zaczęła lekko mrużyć oczy aż w końcu je otworzyła i słabym nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na Cyrusa. Chwilę się na niego wpatrywała jakby nie była w stanie go poznać aż w końcu się do niego słabo uśmiechnęła. - Cyrus - powiedziała słabym głosem i lekko złapała jego dłoń. - Co się stało? - spytała dalej będąc wyraźnie zmęczoną na twarzy.
  15. Alan Nawet nie zwracając uwagi na innych szybko spostrzegłem, że trochę ludzi tu ubyło. Zostało w rezultacie kilkoro książąt, którzy już się najwyraźniej dobrze się znali, czego mogłem się domyślić, gdy dobierali się w pary i ze sobą rozmawiali. Mi partner potrzebny do niczego nie był. Mogłem poćwiczyć na kukłach lub popracować nad pozycją czy wymachem. Pamiętałem słowa Henryka, który mówił mi zawsze bym nie spoczywał na laurach, bo wtedy stępieje z czasem jak me ostrze. Brakowało mi go teraz. Tylko z nim mogłem najlepiej trenować i dostać pomocną radę. Kątem oka obserwowałem innych, którzy tu ćwiczyli wyszukując słabości w ich taktyce. Nie mogłem zaprzeczyć, że znali się na rzeczy. Zapewne podobnie jak ja ćwiczyli od dzieciństwa, a mimo to mogłem zobaczyć pewne luki, które kiedyś mogłem wykorzystać gdyby zaszła taka potrzeba. Zamachnąłem się po raz kolejny, aż niedosłyszałem nowego głosu. Tym razem, co ciekawe skierowanego do mnie. Nie zaprzestałem zwinnego machania mieczem kierując wzrok na tajemniczego rozmówcę. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to zbyt wiele informacji z jego strony, podczas gdy ja nawet nie otworzyłem ust, ten zdradził mi niemal wszystko o sobie. Nigdy nie walczył to mnie zbiło nieco z tropu. Zacząłem dokładnie oceniać jego wygląd nim się odezwałem. Nie przypominał księcia, a już na pewno nie tego z bajki. Braki w mięśniach sugerowały, że mówił prawdę i nigdy nie miał do czynienia z bronią. On najwyraźniej nie pochodził z rodziny królewskiej. Inne powody ściągnęły go do akademii? Czytałem już o tym. Może dobre serce lub uczciwość? Tak wiele możliwości. - Miło cię poznać, Aidanie - powiedziałem w końcu pogodnie, nie zaprzestając nadal machać mieczem. - Zaczynając odpowiadać na twoje pytania. Jestem Alan ze Śnieżnych Wzgórz - Nigdy nie widziałem powodu bym miał się odnosić ze swoim pełnym tytułem, więc teraz też tego nie chciałem robić przed nim. - Jeśli chcesz się z nimi zrównać, czeka cię długa droga - odrzekłem, gdy teraz jednym wymachem ściąłem głowę kukły. Stanąłem spokojnie patrząc na niego i oceniając. - Chcesz walczyć łukiem? Powinieneś więc preferować zwinność. Jeśli chcesz nauczyć się walczyć mieczem radziłbym tobie wybrać ostrze jednoręczne, bo te nie wymaga zbyt dużo siły i ponadto pozwala używać jednocześnie tarczy i miecza. Musisz jednak wiedzieć, że wtedy powinieneś polegać zwłaszcza na zwinności. a mniej na sile - Skierowałem wzrok na jeden z takich mieczy. - Możesz spróbować, być może będę mógł ci udzielić kilku rad. Jeśli chcesz to weź go i zaatakuj mnie, a ja ci powiem, co należy zrobić dalej - Czemu chciałem mu pomóc? Sam nie wiem, być może dlatego, że chciałem by każdy z nas miał jednak równe szanse. A ten chłopak miał od nas gorzej, bo nie miał możliwości pobierania takich nauk od dziecka. Sophie Dziewczyna cofnęła się lekko przestraszona, widząc wściekłość tej szkarady. Miała wrażenie, że zaraz się na nią rzuci. Wiedziała jednak już coś o niej po tej rozmowie. Ona była Czytelniczką, to było teraz pewne, bo ten opis oddawał to w pełni. W końcu tyle razy o nich słyszała. Oj gdyby Alan mógł teraz zobaczyć tych bezbronnych Czytelników, których tak bronił przed podróżą. Ciekawe czy dalej by tak myślał gdyby zobaczył tę straszną dziewczynę. Wiedziała teraz, że jednak, to prawda, Dyrektor był nie dość, że stary to i ślepy. Czy to można było nazwać księżniczką? A jeśli ją wybrał na księżniczkę, to wolała nawet nie myśleć jak straszny musiał być nigdziarz od nich. Na samą myśl lekko zadrżała. Nagle skierowała swój wzrok na inną dziewczynę, tę która wtrąciła się do rozmowy. Ta już bardziej przypominała księżniczkę. Jednak niemal parsknęła śmiechem, słysząc, że ta przerażająca dziewczyna jest tam gdzie powinna być. Nie chciała brać w tym dalej udziału i dlatego ruszyła przed siebie, chcąc oddalić się od tej przerażającej dziewczyny. Gdy tylko trafiła do holu z fascynacją przyglądała się malowidłom, wyobrażając sobie, że też jedno z nich będzie kiedyś przedstawiać ją. Wyobrażała już sobie jak zasiada pewnego dnia na tronie Śnieżnych Wzgórz gdzie było jej miejsce, a potem powstaje baśń o jej życiu. Pewnego dnia dołączy do grona najsłynniejszych księżniczek takich jak te na malowidłach. Wróciła ze świata marzeń do realiów, dopiero, gdy zobaczyła jak jedna z nauczycielek idzie do tej rudej dziewczyny. W myśli już się cieszyła, że zaraz pomyłka się wyjaśni i każą jej odejść wtedy na pewno odetchnie spokojnie. Z zaskoczeniem zobaczyła zupełnie inny widok. Nauczycielka jej nie wyrzuciła, a pomogła. Słysząc słowa kobiety lekko prychnęła. Jej na pewno żadne zaklęcie nie pomoże, pomyślała. Gdy zaczęło się powitanie, Sophie ponownie zaczęła ignorować rudą dziewczynę skupiając się na słowach dziekan. Z uwagą wszystkiego słuchała, a gdy pyłek ją pokrył czuła się całkiem rozpromieniona. Zmrużyła lekko oczy, słysząc o spotkaniu chłopców. Wiedziała, że Alan też rzuci róże tylko nadal pozostawało pytanie, komu? Zawsze miał dziwny gust i pomimo, że wiele z tych księżniczek mogłoby zmiękczyć najbardziej twarde męskie serca, to z nim zapewne będzie inaczej. On nie raz zbywał już ładne księżniczki. Nigdy do końca nie rozumiała, czego oczekiwał po swej wybrance. Spojrzała ponownie na dwie wyróżniające się księżniczki. Wiedziała przynajmniej, komu na pewno jej nie rzuci. Nie spodziewała się by miał, aż tak zły gust. Mogłaby sama złapać jego różę, ale to by zapewne się dobrze nie skończyło. Wystarczy, że dowie się, która ją złapie, a następnie przekona by oddała jej te różę i problem będzie z głowy. Jeszcze tego by brakowałoby żeby więcej osób pchało się do tronu. W momencie, w którym pojawiły się nimfy, Sophie wolną ręką od parasolki sięgnęła po koszyk, a następnie ze szczerym uśmiechem sprawdzała jego zawartość. Na widok stroju się uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wiedziała, że będzie do niej świetnie pasował. Przejrzała szybko podręczniki, a następnie sprawdziła swój plan zajęć. Wieża czystość pięćdziesiąt cztery? Brzmiało bardzo przyjemnie, nie mogła się już doczekać poznać swoich współlokatorek, to będzie miła odmiana posiedzieć i porozmawiać z prawdziwymi księżniczkami, takimi jak ona. Postanowiła natychmiast ruszyć do komnaty by przygotować się przed ceremonią powitalną. Kto wie, może pozna też od razu swoje współlokatorki? Pomyślała zachwycona tym wszystkim i powoli odchodząc.
  16. Thomas, Christian - Ja ci pokażę sługę - warknął pod nosem, na słowa tej aroganckiej panny, powoli przy tym szarpiąc swój kufer z tego bajora. Gdy tak go ciągnął chwilę zaczął się zastanawiać: Dlaczego właściwie nie złapał jej za ubrania i nie wrzucił do tego bagna, w którym ona go podtopiła? Przecież nie pierwszy raz robiłby takie rzeczy. Ponownie na chwilę na nią spojrzał, by jeszcze szybciej odwrócić wzrok. Z jakiegoś powodu nie potrafił tego zrobić i nie do końca rozumiał dlaczego tak było. Uznał ostatecznie, że lepiej jak będzie się chyba trzymał z dala o tej panny, pomyślał ciągnąc bardziej kufer na brzeg, aż nagle poczuł ból na plecach, który zmusił go żeby się wyprostować, a mimo to nawet nie krzyknął. Spojrzał za to wściekle na wilka, który go tak potraktował. - Przeklęty burek - powiedział pod nosem, dołączając zaraz do innych. Christian natomiast na widok uderzenia batem w plecy chłopaka lekko zachichotał z nieukrywaną satysfakcją. Miło było widzieć, że ktoś się na nim odegrał, ale on sam też w odpowiednim czasie się jeszcze na nim zemści . Sam Thomas szedł w milczeniu, obserwując okolicę i rozmyślając nad tym, co powiedziała do niego ta dziewczyna. Sługa, co? Sam do końca nie wiedział, kim właściwie ma być w tej durnej jego zdaniem zabawie. Miał stać się mordercą czy coś? Nie widział problemu w dręczeniu ludzi, ale nie widział siebie jako wielkiego pana wszelkiego zła. Właściwie to nawet nie planował się tu znaleźć. Z zamyślenia wyrwał go dopiero wrzask, który miał kogoś uciszyć. Skierował spojrzenie na przerażoną trzęsącą się dziewczynę i pokręcił lekko głową, patrząc teraz na obrazy. Faktycznie artysta był beztalenciem, ale od razu płakać z tego powodu? Mogła, chociaż okazać resztę łaski i mu to darować. Wtedy też spostrzegł jak pojawił się jakiś ogr wciskający im różne rzeczy. Thomas spojrzał na swoje podręczniki dość obojętnie, gdy nagle znowu usłyszał czyjeś głosy. Ponownie zerknął na tę dziwną dziewczynę, która niedawno go podtapiała i pokręcił głową. Skup się pomyślał, uderzając pięścią w głowę. Co miało go obchodzić gdzie niby będzie mieć komnatę? Musiał sprawdzić swoją. Popatrzył na listę współlokatorów, żadnego nie znał, ale gdy rozglądał się po wszystkich, zauważył, że chłopak, z którym niedawno miał utarczkę miał na liście taką samą wieże i komnatę jak on. Uśmiechnął się lekko w jego kierunku, na co tamten się szybko cofnął. Widać było, że nie podobało mu się życie z takim współlokatorem. Chwila moment pomyślał... Pomyślał Thomas, patrząc na listę i znów spojrzał kątem oka na tamtą dziewczynę. To było po prostu niemożliwe warknął pod nosem z lekką irytacją.
  17. Alan Nie czułem się najlepiej, gdy oglądałem to wszystko. Coraz mniej mi się to podobało. Wiele czytałem o akademii, ale zobaczyć to na własne oczy, to zupełnie, co innego. Malunki rycerzy broniących niewiast jakoś nie były w moim typie. Nigdy tak nie dostrzegałem treningów walki mieczem bym miał potem ratować kogoś przed smokiem czy trollem. Jednak gdyby zaszła taka potrzeba zapewne bym to zrobił, tak nakazywał choćby zdrowy rozsądek. Większość książąt wyglądała jakby ziścił się ich największy sen. Co ciekawe niemal wszyscy w jakimś stopniu się tu najwyraźniej znali, takie przypuszczenia miałem słysząc ich rozmowy. Cóż nawet w zamku poza opiekunami znałem tylko Sophie, więc nie było to dla mnie nic nowego. Chociaż wsparcie jakie okazywali sobie ci, których teraz słyszałem było naprawdę niesamowite. Nagle jednak ponownie pojawiły się nimfy, które miały dla nas kolejne instrukcje. Miałem ochotę już mieć to wszystko za sobą. Te tradycje akademii były już dla mnie męczące. Nie mogliśmy zacząć tych zajęć bez powitań by mieć to wszystko z głowy? Gdy jednak usłyszałem, że mam zostawić swój miecz lekko się skrzywiłem, dotykając jego rękojeści. Henryk mi go podarował za zaliczenie pierwszych testów pod jego okiem. Wiele dla mnie znaczył, dziwnie było mi się z nim rozstać, w tym obcym budynku, nawet jeśli miał tu na mnie czekać. Zmarszczyłem brwi, słysząc, co możemy zrobić dalej. Odświeżanie się czy siedzenie bezczynnie w pokoju na pewno nie było dla mnie. Jednak, to nie to mnie zdenerwowało, a powody dla jakich mieliśmy pokazać nasze umiejętności szermierki. Nie miałem zamiaru nikomu imponować, uczyłem się tego dla siebie, a nie po ty by jakaś dziewczyna za mną latała by popatrzeć jak macham mieczem. Słysząc ponownie o tych różach jeszcze bardziej się skrzywiłem. Gdybym mógł, to sam bym najchętniej zdeptał swoją byle to się skończyło. Nagle po zakończonej przemowie pojawiły się kolejne nimfy. Zacząłem patrzeć na to, co przyniosły. Podręczniki czy plan lekcji nie było to dla mnie niczym niezwykłym, ale na widok mundurka zrobiło mi się słabo. Miałem ubrać się w coś takiego? Wiedziałem jak w tym będę wyglądał. Spojrzałem po innych idealnych książętach, będę jak jeden z tych kretynów. Na chwilę spojrzałem na otwarte drzwi, ale nie ruszyłem ku nim, a ku zbrojowni, wyciągając przy tym swój miecz i machając w dłoni idealnie jego rękojeścią, nie zwracając już dalszej uwagi na nimfy czy innych wokół. Byłem tu teraz tylko ja i jedno z mych ulubionych zajęć. Dopiero z nim w ręku poczułem się znowu sobą. Sophie Dziewczyna była zachwycona lotem i cały czas obserwowała swoje idealne odbicie w tafli jeziora. Wszystko jak do tej pory przebiegało tak jak sobie zaplanowała. Ciekawa była nawet jak szło jej kuzynowi. Znając go zapewne nie bardzo podobały mu się tutejsze zasady. Ale na to też miała nadzieje. Może jej się jednak przydać by pozbyć się części konkurencji zanim nie zda. Niektóre księżniczki mogły być dla niej nie lada problemem. Gdy tylko wylądowała, delikatnie stanęła spoglądając na złotą bramę i wspaniały napis na niej. Wszystko tutaj było takie wspaniałe. No prawie wszystko... Wzdrygnęła się lekko z myślą o tych dwóch. Dziwiła się, że wróżki wzięły w ogóle tutaj tę obszarpaną dziewczynę, czy one nie widzą, że tu nie pasuje i nie jest księżniczką? Sophie ruszyła eleganckim krokiem za wróżkami, roztaczając przy tym cały swój wdzięk. Nagle jednak stanęła, słysząc jakąś rozmowę, powoli obróciła się w kierunku głosów. Teraz przynajmniej znała imiona dwójki dziewczyn. Wiedziała, że ta obszarpana interesowała wszystkie tutaj, dlatego ktoś w końcu przemówić musiał. Gdy bardziej przysłuchiwała się tej rozmowie, była coraz bardziej przekonana, co do swojej teorii, choć wydawała się jej wtedy bardzo niedorzeczna, to jednak teraz po tym, co usłyszała, nie była już taka tego pewna. W końcu, gdy przestały mówić, teraz ona podeszła do tajemniczej zaniedbanej dziewczyny, miło się przy tym do niej uśmiechając. - Nie masz biletu i jesteś pewna, że nie powinno cię tu być - powiedziała bardziej zmartwionym tonem zupełnie jakby martwiła się o jej los. - Nigdy jeszcze nie widziałam by ktoś był, aż w tak opłakanym stanie - Znów odrzekła z równie udawanym co wcześniej tonem, ale jakże naturalnym zmartwieniem, patrząc na gałęzie w jej włosach i zadrapania. - Skąd właściwie pochodzisz? Chyba nie zamieszkujesz Puszczy i jakimś cudem nie udało ci się tu wedrzeć, prawda? - spytała lekko przechylając głowę z niewinnym spojrzeniem.
  18. Thomas, Christian Chłopak wpadł w obrzydliwą mulistą ciecz, cały się w niej zanurzając, zaraz wypłynął na powierzchnie by znów złapać powietrza. Spojrzał wściekle na kościste ptaszysko, które go tu wrzuciło. Za co niby tu trafił? Myślał wściekle nad wszystkim, co zrobił. Nie sądził by zrobił komuś coś złego. W końcu nie pozwalał tylko zapomnieć, jakie życie jest ciężkie wszystkim ludziom wokół, a za to powinna być raczej nagroda, pomyślał wściekle, zapierając się mięśniami i płynąc do brzegu byle wydostać się z tego bagna. W pewnym momencie poczuł na sobie ciężar, przez który znów zaczął zanurzać się pod tą cieczą. Niedaleko tej sceny przepływał inny chłopak, który widząc dziewczynę jak zapiera się na innym nigdziarzu wybuchnął niekontrolowanym śmiechem płynąc dalej do brzegu. Chłopak, który natomiast został podtopiony ponownie w mule znów wypłynął na powierzchnie, gdy tylko uwolnił się od niechcianego nadbagażu, teraz wściekły na twarzy bardziej niż wcześniej rozglądał się za tym kto mu to zrobił. W końcu zobaczył ją... Sądziła, że mogła z nim tak postępować, bo była dziewczyną? Musiał pokazać jej jak bardzo się myliła. Powoli zaczął iść w jej kierunku, gdy tylko dotarł do brzegu cały pokryty mułem, nawet jego włosy były nim posklejane. Gdy jednak stanął tuż przed nią chwilę na nią patrzył w milczeniu jakby nie mógł dobrać słowa. Nie rozumiał tego, ale zobaczył nagle jakby coś, czego w innych ludziach nie widział, coś czego nie potrafił zrozumieć. W końcu jednak zebrał się w sobie by powiedzieć coś tak twardo jak był tylko w stanie, starając się przy okazji ukryć to dziwne uczucie, które go owładnęło. - Ty! - warknął w jej kierunku. - Czy ja ci wyglądam na twoją prywatną tratwę?! - ryknął wściekle. Nim zdążyła coś odpowiedzieć nagle odezwał się inny męski głos, chłopaka, który śmiał się z tej sceny w mule. - Ledwo tu trafiłeś, a już dziewczyna cię pozbawiła twojej męskiej godności. Jesteś pewny, że trafiłeś do odpowiedniej akademii? - spytał wrednie chichocąc. Thomas słysząc to, spojrzał na niego i zaczął śmiać się wraz z nim, aż nagle złapał go za gardło, na co tamten zaczął się lekko dusić. - Uważaj, bo zaraz o twojej męskiej godności będą śpiewać już tylko w legendach - powiedział z miłym uśmiechem, który raczej nie sugerował nic dobrego. Nagle jednak go puścił, a ten zaczął się ledwo zbierać z ziemi. Natomiast Thomas ponownie spojrzał na tajemniczą dziewczynę. - Nie jestem niczyim popychadłem - warknął z irytacją w jej kierunku, a następnie odszedł w stronę mułowatej cieczy żeby wyłowić swój kufer.
  19. Alan Zacząłem rozglądać się po okolicy, najpierw oceniając wieżę Akademii Dobra. No to mi się dostało, pomyślałem na sam jej widok, który przypominał mi zamek z baśni, o których czytałem. Już tęskniłem za murami zamków, z których pochodziłem. Nie rozumiałem, co to był za niedorzeczny pomysł by mnie tu ściągać. Sophie potrafiłem zrozumieć, bo zawsze zachowywała się jak księżniczka, ale ja? Zacząłem teraz rozglądać się po otaczającym nas terenie. Zupełnie nie przypominał tego, który widywałem, na co dzień. Ledwo się tu pojawiłem, a już brakowało mi domu i chciałem wracać. Zapowiadał się świetny początek. Dopiero, gdy usłyszałem męskie głosy wokół zacząłem rozglądać się po innych książętach. Gdy tylko usłyszałem ich rozmowę lekko się skrzywiłem, patrząc z niechęcią na swoją różę. Nie do końca rozumiałem, co status społeczny ma do szczerego uczucia. Jeśli tamten był rzeczywiście zakochany w dwórce jak dla mnie rozsądnie robił, że jej chciał rzucić różę. Ja sam do końca nie wiedziałem czy w ogóle mam ochotę rzucać swoją. Przy odrobinie szczęścia wyląduje niezauważona na ziemi i zostanie przez którąś księżniczkę przydeptana z powodu nieuwagi, a wtedy będę miał ten problem z głowy. Oceniając ich wygląd, widziałem, że co niektórzy z nich wyglądali jak prawdziwi książęta z bajki, którzy dbali o siebie jak tylko potrafili najlepiej. Inni wyglądali dość typowo, ale jak dla mnie nie powinno się oceniać nikogo wyglądem, pomyślałem spokojnie, zauważając przy okazji nimfy, które kierowały się po nasze bagaże. Dość niechętnie oddałem swój, nie lubiąc mieć świadomości, że ktoś coś za mnie dźwiga. Sam miałem ręce i mogłem to zrobić. Szybko moje przemyślenia na ten temat się skończyły, bo nagle poczułem jak coś jest na mnie sypane. Spojrzałem krzywo na wróżki i ten przeklęty pył. Wiedziałem już, że ta szkoła to będzie dla mnie ciężkie zadanie. Całe życie broniłem się przed takim traktowaniem, jak więc to zrobić tutaj? Na chwilę spojrzałem na kichającego chłopaka, bardziej z powodu ciekawości niż jakiegoś zainteresowania. W końcu jednak nic nie mówiąc ruszyłem w stronę akademii. Sophie Przyglądała się sobie w lusterku, podziwiając każdy cal swej urody i jakby nie zwracając uwagi na inne księżniczki. Nie zwracała nawet uwagi na wróżki, które przyszły po jej bagaże. Jednakże pozwalała by te układały jej włosy nawet się nie opierając oraz chętnie częstując się napojami, które podały. W końcu to nie było nic nadzwyczajnego, powinny być tak traktowane jako księżniczki. Jednakże ukradkiem przyglądała się pozostałym dziewczyną, ale robiła to tak by nikt tego nie spostrzegł. Wiedziała już, że łatwo nie będzie i ma tu sporą konkurencje. W zamku łatwo było manipulować Alanem czy dwórkami, ale tych tutaj nie znała i musiała zdobyć ich zaufanie. Nagle jednak zatrzymała się na jednej dość nietypowej i lekko się uśmiechnęła. Wiedziała już przynajmniej, kto nie będzie stanowił zagrożenia. Sama jej twarz wskazywała, że przyszła tu za karę. Przestała ją obserwować dopiero, gdy usłyszała czyjś wrzask. Skierowała wzrok ku jego źródłu. Dopiero teraz się skrzywiła, na widok, którego była świadkiem. Kim była ta dziewczyna i skąd się tu wzięła? Bosa w koszuli nocnej, cała obdrapana i jeszcze te gałęzie we włosach... Wyglądała jakby uciekła z Puszczy i jakimś magicznym cudem trafiła do akademii. Jednak jak to było możliwe? Przecież ona nie mogła być księżniczką. Nawet najbiedniejsi ludzie w królestwie, z którego pochodziła nie wyglądali tak tragicznie jak obecnie ta dziewczyna. Chyba się jednak pomyliła, to nie tamta szybko odpadnie, bo jeśli ktoś pierwszy tu nie zda, to będzie ta, na którą teraz patrzyła, o ile w ogóle wpuszczą ją do szkoły. Gdy usłyszała jej słowa, że chce odejść do Akademii Zła ponownie położyła rozłożoną parasolkę nad głową i się do niej ciepło uśmiechnęła. - Nie martw się, jestem pewna, że trafisz tam jeszcze dzisiejszego dnia - powiedziała niezwykle ciepło. Chciała nawet już spytać ją skąd się tu w ogóle wzięła, bo nadal ją zaintrygowało jak można doprowadzić się do takiego stanu, ale nim ponownie zdążyła otworzyć usta, poczuła jak wróżki ją chwytają i unoszą w powietrze. Uśmiechnęła się, widząc to wszystko, wiedziała, że to miejsce jest po prostu dla niej stworzone.
  20. Widząc zachwyt Elisabeth moim pomysłem byłem po prostu szczęśliwy do tego stopnia, że na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy spoglądałem w swój kociołek. Nawet zapomniałem o tym, że niedawno była w skrzydle, że musiała jeszcze rano wypić mój eliksir by poczuć się lepiej. Chociaż nadal się martwiłem jej stanem to jednak byłem szczęśliwy, że w końcu zapomniała o tym, co nie dawno zaszło na lekcji a jej gniew w końcu zniknął. To była właśnie ta Elisabeth, którą znów pragnąłem ujrzeć. - Więc jesteśmy umówieni - powiedziałem w jej kierunku również niosąc swoją fiolkę na biurko profesora. W końcu znowu mogliśmy poczuć się lepiej i zapomnieć, choć na chwilę o tym wszystkim. Chwilowa przerwa zwykle dla mnie się ciągnęła w nieskończoność. Strasznie się na nich nudziłem po prostu by zleciał mi czas musiałem coś robić a tak strasznie mi się wlekł. Jednak teraz tak nie było a spowodowane to było radością, jaką jeszcze nie dawno widziałem u Elisabeth. Nagle jednak ten temat ponownie został poruszony teraz jednak przez Stephanie, która najwyraźniej nas usłyszała niedawno. Uśmiechnąłem się ponownie delikatnie widząc jak wszyscy cieszymy się tym pomysłem. Jednak nie mógłbym się nie zgodzić ze Stephanie gdyby Yaxley je wyrzucił to nasza drużyna poniosłaby ciężką stratę. Nie widziałem naszej drużyny bez nich i to nie tylko, dlatego że kochałem Elisabeth a Stephanie traktowałem jak dobrą koleżankę tak po prostu było. Przysłuchiwałem się uważnie rozmowie jednak szybko spostrzegłem, że Adelia przez cały jej przebieg była bardziej wycofana niż zwykle. Co mogło być tego powodem? W końcu jednak Stephanie też najwyraźniej to zauważyła, bo spytała o jej zachowanie. Odpowiedź, którą usłyszałem sprawiła, że zdębiałem. To nie był przypadek. Czy Tom chciał ukarać Elisabeth tak jak do tej pory robił to ze mną? Chciał coś zrobić Adeli by pokazać jej jak jest bezbronna wobec jego machinacji? Zauważyłem spojrzenie Elisabeth i lekko przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że będzie do tego zdolna, gdy się wścieknie jednak Tom nie był taki jak inni. Wiedziałem jak to się może skończyć. Musiałem coś zrobić. - To bardzo miłe z jego strony - odparłem z najbardziej udawanym spokojem, na jaki było mnie tylko stać. - Jednak jesteś pewna? Znaczy to twoje zdanie, ale myślę, że możemy we czwórkę się wspólnie pouczyć też nie najgorzej mi idzie transmutacja a to by też ułatwiło sprawę ze Stephanie - posłałem jej lekki uśmiech. - Wtedy wszyscy sobie pomożemy za jednym razem i będzie nam chyba raźniej jednak oczywiście zrozumiem, jeśli będziesz woleć pouczyć się z nim - nie byłem pewny czy moja propozycja się sprawdzi. Prawdą było, że byłem przekonany, że i tak wybierze jego. Jednak musiałem zrobić cokolwiek by jakoś to uspokoić. Nie chciałem by którejś z nich ten psychol coś zrobił.
  21. Jak zawsze nad królestwem opadały liczne płatki śniegu. Nigdy nie było to niczym niezwykłym gdyż znajdywało się ono wysoko w górach. Ludzie już przywykli do mroźnych wieczorów, a z czasem dla każdego stawały się one urokliwe. Śnieg, który leżał na dachach i uliczkach sprawiał, że całe to miejsce wyglądało niemal magicznie. Widoki jakie można było podziwiać ze śnieżnych szczytów zapierały dech w piersiach niejednej osobie, która odwiedziła to królestwo. Nie mówiąc o tym ile one przynosiły natchnienia wszelakim artystom. Każdego dnia można było podziwiać widok niekończącej się Puszczy pod ogromnymi szczytami naszego królestwa. O tej godzinie jak zawsze wszystko żyło własnym życiem. Dzieci bawiły się na ulicach zaś dorośli maszerowali do swych prac. Tylko wokół pałacu dochodziły głośne dźwięki uderzeń stali. Zasłoniłem się powoli swym ostrzem przed atakiem napastnika. Wrogie ostrze opadło na moje, dzięki czemu mój plan się powiódł. Próbowałem użyć wszystkich mięśni by odepchnąć go. Jednak nadal byłem zbyt słaby. Nie dość, że był cięższy to posiadał więcej doświadczenia. Poczułem jak coś uderza w moją nogę, a ja momentalnie tracę równowagę przewracają się w śnieg. Mężczyzna o długich szatynowych włosach, silnych rysach twarzy jak i bliźnie na policzku stanął nade mną chwilę na mnie spoglądając brązowymi oczami, aż nagle schował swój miecz i podał mi rękę. - Bardzo dobrze wasza wysokość, idzie ci coraz lepiej - odrzekł uśmiechając się do mnie i próbując mi pomóc wstać. Zmarszczyłem lekko brwi wahając się czy skorzystać z pomocy, ale w końcu chwyciłem ofiarowaną mi dłoń. - Miałeś mnie tak nie nazywać - burknąłem powoli wstając. Zdjąłem powoli swoje karwasze i przejechałem dłonią po spoconym czole przy okazji odgarniając kosmyk ciemnych włosów z czoła. - Nie jestem królem - powiedziałem jakbym nie był do końca zadowolony z tego tytułu. Może rzeczywiście tak było? Sam nie byłem pewny czy się na niego nadaje. - Jeszcze nie jesteś - Dodał z uśmiechem. Ponownie lekko się skrzywiłem, ale nie miałem okazji odpowiedzieć, bo wtedy usłyszałem kolejny dobrze już mi znany głos. Należący tym razem do dziewczyny. - Zgadzam się z Henrykiem - Skierowałem swoje zimne spojrzenie w kierunku, z którego docierał głos. W naszym kierunku szła młoda dziewczyna o śnieżnej cerze oraz długich puchowych ciemnych włosach. Ubrana była w żółtą sukienkę a w dłoni niosła równie żółtą parasolkę, którą trzymała nad głową. W drugiej za to ręce trzymała wiklinowy koszyk. Kierowała się do jednej z pustych ławek, które nas tu otaczały. - Przyszłaś tu patrzeć jak dostaje wycisk, czy może jest inny powód twojej wizyty? - spytałem z krzywym uśmiechem, na co ona odpowiedziała niewinnym uśmieszkiem. - Och pomyślałam po prostu, że jesteście głodni, chłopcy, więc poprosiłam służbę by coś wam przyrządziła - powiedziała otwierając koszyk by zaraz samej usiąść i zaprosić nas do siebie machnięciem dłoni. - To bardzo miłe panienko - odparł szczerym głosem Henryk, uśmiechając się do niej. - Jednak muszę odejść porozmawiać z królem w pewnej sprawie. Myślę jednak, że ty książę powinieneś coś zjeść i odpocząć byśmy mogli dalej poćwiczyć później. Inaczej będziesz jeszcze bardziej obolały - odrzekł uderzając mnie lekko pięścią w ramie. Uśmiechnąłem się słabo do niego a ten to odwzajemnił zanim zaczął odchodzić. Dziewczyna nie wyglądała na złą, że zostaliśmy tu sami. Nadal się uśmiechała i wskazywała dłonią bym się do niej dosiadł . Ostatecznie uległem i skierowałem się by usiąść naprzeciw niej. - Czym zatrułaś jedzenie? - spytałem poważnie na nią patrząc, a ta otworzyła szeroko oczy jakby się czegoś przestraszyła. Wtedy też na mojej twarzy pojawił się uśmiech sugerujący, że tylko żartuje. Na ten widok i ona znowu się uśmiechnęła. - Ty i te twoje poczucie humoru - powiedziała sięgając dłonią do koszyka by wyciągnąć chusteczkę i przetrzeć mi nią pot z czoła. - Muszę dbać o mojego ulubionego kuzyna - Skierowała swój wzrok chwilę patrząc w moje niebieskie oczy. - Mógłbyś się też oduczyć tego zimnego spojrzenia przynajmniej w stosunku do kochanej kuzynki - Wiesz, że to nie zależy ode mnie, Sophie - westchnąłem spoglądając na nią . - Poza tym jestem twoim jedynym kuzynem - Tym bardziej powinnam o ciebie dbać. Co zrobimy, gdy królestwo straci dziedzica? - spytała lekko zmartwionym głosem. - Sama zajmiesz tron - powiedziałem sięgając do koszyka dłonią, na co ona się uśmiechnęła. - Nigdy tak na to nie patrzyłam - Wyjąłem bułkę, którą podzieliłem na pół jedną połówkę dając jej. - Nie powinnaś zawracać głowy służby. Sam mam ręce i umiem sobie zrobić jedzenie - mówiłem, patrząc na pieczywo tkwiące w moich dłoniach - Czy nie od tego są? By nam służyć jak najlepiej - Ugryzła kawałek pieczywa. - Zawsze inaczej na to patrzyłem - Zmrużyłem delikatnie oczy. - Sophie, a jeśli ja tu nie pasuje? Może nie nadaje się na króla? - Nie bądź głupi - Nagle dotknęła dłonią mojego ramienia. - Twoje treningi dają efekty. Jeszcze trochę i zrobi się z ciebie naprawdę twardy mężczyzna, który szybko pozna piękną księżniczkę, a reszta już będzie formalnością - Sam nie wiem - Opuściłem lekko wzrok w ławkę. - Nie jestem chyba na to gotowy - Niepotrzebnie się zamartwiasz wszystko będzie dobrze - Nagle wstała poprawiając sukienkę. - Muszę na razie odejść. Mam dziś kilka spotkań a ty obiecaj mi, że przestaniesz się martwić głupotami, rozumiesz? - Spróbuje - odrzekłem z krzywym uśmiechem. Na co ona odpowiedziała swoim niewinnym i powoli się obróciła. Nie mogłem już tego zobaczyć jak na chwilę w jej oczach pojawiła się istna nienawiść, gdy już na mnie nie patrzyła. Ostatecznie odprowadziłem Sophie wzrokiem, aż w końcu zostałem sam na placu. Chwilę wpatrywałem się w wiklinowy koszyk, zastanawiając się czy faktycznie jestem głodny. Gdy dotarł do mnie dość nieprzyjemny dźwięk burczenia, uśmiechnąłem się pod nosem i otworzyłem koszyk powoli zajadając się jego zawartością. *** Kolejne godziny zwykle mijały tak samo. Gdy nie było treningów udawałem się do biblioteki zamkowej, czytając przeważnie baśnie, bo to właśnie one tworzyły nasz świat. Zawsze zastanawiał mnie fakt zwycięstwa dobra od tak dawna, co oczywiście mi nie przeszkadzało. Mimo to, trochę zastanawiało. W końcu po wielkiej wojnie Dyrektor zapewnił, że stanie na straży równowagi, a teraz tej równowagi nie było widać. Niestety nigdy sam nie widziałem, co się stało w tamtych latach, bo było to na długo przed moim urodzeniem, ale sądziłem, że odpowiedź kryła się w momencie, gdy wyłonił się tylko jeden dyrektor. Były to dosyć nietypowe rozmyślania a jednak mnie pochłaniały. Czy sam pragnąłem dostać się do akademii? To było ciężkie pytanie, bo szczerze mówiąc nigdy nie uważałem bym nadawał się na bohatera baśni. Gdy jednak miałem niewielką chwilę w codziennych zajęciach często wkładałem na siebie płaszcz z kapturem i tajemnym przejściem, które znalazłem dawno temu umykałem z zamku. W takich chwilach maszerowałem swobodnie po królestwie udając przez te niewielką chwilę jednego ze zwykłych mieszkańców. Często siedziałem na jakimś murku, patrząc na bawiące się dzieci i żałowałem w takich chwilach, że moje dzieciństwo było wyłożone nauką odkąd pamiętam. W końcu taki był mój obowiązek, jako dziedzica tronu. Zacisnąłem lekko pięść wspominając to. Poprzysiągłem sobie tamtego dnia, że jeśli zasiądę na tronie i dochowam się potomka, to nie wychowam go w ten sposób jak moi rodzicie zrobili to ze mną. Sprawię, że jego dzieciństwo będzie tak szczęśliwe, że zawsze będzie je wspominał z uśmiechem. Wtedy jednak wracałem na ziemię, bo jak miałem tego dokonać skoro nigdy nie spotkałem właściwej damy, której mógłbym oddać serce? Byłem niby młody i miałem jeszcze na to czas, ale nie w rachubie królewskiej i rodzina cały czas mnie ponaglała aranżując kolejne spotkania z ich zdaniem idealnymi kandydatkami, na samą myśl o tym mnie wykrzywiało. Zwłaszcza gdy przypominałem sobie każde takie spotkanie. Tak właśnie mijał mój codzienny czas, potem zwykle następowały wspólne rodzinne posiłki. Przy dużym stole bogatym w różnorakie niesamowite potrawy siedziałem ja ubrany w elegancką ciemną koszulę oraz równie ciemne spodnie. Nigdy się zbytnio nie stroiłem, więc to można było uznać za jeden z moich elegantszych strojów. Po drugiej stronie siedziała Sophie ubrana w wytworną fioletową suknię. Jak zwykle była tu sama, gdyż jej rodzice ponownie zniknęli w ważnych interesach. Poza nami znajdował się tu również mężczyzna w średnim wieku o podobnym zimnym spojrzeniu jak ja. Ubrany był w krwisto czerwoną szatę gdzieniegdzie pozłacaną. Na jego głowie spoczywała korona zaś na palcach miał liczne pozłacane sygnety. Obok niego siedziała nieco młodsza kobieta o ciemnych długich włosach związanych w kok. Ubrana była w błękitną suknię, a na jej głowie spoczywał piękny diadem. Z pewnością było widać, że byłem istną mieszanką tej dwójki. Nigdy nie zaczynałem rozmowy, bo zwykle wiedziałem gdzie to zmierzało, więc zawsze miałem nadzieje, że posiłek przebiegnie w ciszy, co niestety nigdy się nie zdarzało. Dlatego skupiałem się w tej chwili na swoim talerzu, po którym leniwie mieszałem widelcem. Sama Sophie też wyglądała na bardziej zainteresowana oglądaniem swojego odbicia w sztućcu niż szukaniem tematu rozmowy. Dopiero mój ojciec przerwał tę niezręczną ciszę, kierując swój wzrok na mnie. - Henryk chwalił twoje umiejętności. Mówił, że jesteś coraz lepszy - Nagle poczułem na sobie wzrok zarówno matki jak i Sophie. - Poległem na prostej sztuczce - odparłem nie podnosząc głowy z nad talerza i dalej mieszając sztućcem po nim. Nie chciałem tego kontynuować, bo wiedziałem, dokąd to zmierza. Ojciec lekko zmrużył oczy, wcale nie będąc zniechęconym do kontynuowania tematu rozmowy. Cała jego uwaga skupiała się na mnie. - Podobno Alwina już opuściła zamek - Teraz wbiłem widelec w ziemniak by w końcu podnieść głowę i na niego spojrzeć. - Nie byłbym w stanie jej dać tego czego chciała. Poza tym nie pasowaliśmy do siebie - Przypomniała mi się każda chwila, gdy tu była. Jej zachwyt rozległym zamkiem służbą, oraz całym naszym bogactwem. To nie ja ją interesowałem, a to jak żyłem. Nie chciałem związać się z kimś takim. To nie byłoby życie, już nie. - Jeśli to wszystko to już pójdę - powiedziałem powoli wstając. - Wyjdziesz, gdy pozwolę - odrzekł ponuro ojciec, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Czy zdajesz sobie sprawę, że od ciebie zależy przyszłość rodu? - Oczywiście - powiedziałem pusto. - Jednak nie mam zamiaru się z kimś wiązać w taki sposób - Teraz w moim głosie wyczuć można było złość. Wpatrywałem się dobrą chwilę w mojego ojca jak i on zresztą we mnie. Moja matka jak i Sophie wyglądały jakby chciały coś powiedzieć, ale ostatecznie wolały się chyba nie mieszać. W końcu mój ojciec machnął dłonią, wskazując mi w ten sposób, że mogę odejść. Kiwnąłem tylko głową i opuściłem salę. W chwili, gdy oczy mych rodziców mnie odprowadzały nikt nie zauważył, że teraz na twarzy Sophie pojawił się dosyć nieprzyjemny uśmiech, wskazujący, że to, co się stało bardzo ją z jakiegoś powodu cieszyło. *** Poszedłem do zbrojowni gdzie włożyłem na siebie zbroje przy okazji pozbywając się obecnego stroju. Zaraz potem zabrałem swój miecz i tak wyszedłem na plac, na którym zawsze trenowałem z Henrykiem. Tym razem byłem tu sam pod rozgwieżdżonym niebem, ćwicząc machanie mieczem. Musiałem tak po prostu odreagować całą tę rozmowę. Problem z doborem potencjalnych narzeczonych przez moich rodziców zawsze był taki sam. Kierowali się wyglądem każdej niby księżniczki, ale nie poznawali jej intencji i charakteru. Chcieli bym spędził resztę życia z kimś kto zupełnie do mnie nie pasował, a tylko byśmy razem dobrze wyglądali. Wściekle przepoławiałem kolejne kukły treningowe, na każdą taką myśl. Może po prostu nikt nie jest w stanie mnie do końca zrozumieć? Nie wiem jak wiele czasu już minęło, gdy tak wymachiwałem mieczem, ale nie czułem zmęczenia. Może na jutrzejszym treningu w końcu pokonam mojego instruktora? Widząc ciemne okna w zamku byłem pewny, że wszyscy już śpią. Kolejne chwile mijały, gdy wymachiwałem mieczem, ale nagle przestałem, spoglądając zdziwiony w stronę zamku. Był na pewno środek nocy, a światła w zamku znów się paliły. Nawet w komnacie Sophie. To było naprawdę dziwne. Ojciec nigdy nie wstawał z byle powodu o takiej godzinie. Nagle z zamku wybiegł sługa, który zaczął biec w moim kierunku. Ciężko dysząc poinformował mnie żebym się nawet nie przebierał, a tylko wrócił natychmiast do pałacu, chwilę później sam również skierował się do sali tronowej. Nic z tego nie rozumiałem, ale ostatecznie schowałem miecz do pochwy i zacząłem się za nim kierować do zamku. Gdy tam dotarliśmy, na miejscu była już zaspana Sophie ubrana w błękitną wykonaną z jedwabiu koszulę nocną. Natomiast na tronach siedzieli mój ojciec i matka, spoglądając na nas poważnym wzrokiem. Oni jednak byli ubrani w swoje szaty i wyraźnie rozbudzeni mimo godziny. W końcu mój ojciec kazał odejść słudze, bo chciał mówić tylko z nami. Nie mówił zbyt dużo, ale to co powiedział było wystarczające. Byłem kompletnie zszokowany stojąc jak sparaliżowany z niemal wychodzącymi z orbit oczami. Sophie natomiast od razu wyglądała na bardziej pobudzoną i zachwyconą. W końcu z moich ust po dłuższej chwili wyrwało się jedno słowo, zupełnie jakbym wyszedł z transu. - Akademia? - spytałem z niedowierzaniem. - Czyż to nie wspaniale? - spytała tym razem z ogromnym entuzjazmem moja matka. - Oboje macie szanse zostać zapamiętani w całej Puszczy z chwilą, gdy baśniarz napiszę o was wasze własne baśnie. A jak wiemy dobro zawsze w nich wygrywa, więc będziecie żyć długo i szczęśliwie - Nadal byłem jak skamieniały. Po prostu nie byłem w stanie podzielać tego entuzjazmu, który promieniował z mojej matki. Inaczej było z Sophie, która niemal skakała z radości, słysząc to wszystko. - Pod warunkiem oczywiście, że Baśniarz nie zdecyduje byście oboje mieli jedną baśń - odparł teraz ojciec. Słysząc to wraz z Sophie skierowaliśmy spojrzenia na siebie. - To niewątpliwie ogromne wyróżnienie, nie tylko dla was, ale i dla całego naszego królestwa. Pamiętajcie, że musicie nas tam godnie reprezentować - powiedział kierując wzrok to na mnie to na Sophie. - Mam nadzieje, że akademia zaprzestała sprowadzania tych beznadziejnych Czytelników - odrzekła Sophie, spoglądając na swą dłoń. - Wszyscy wiemy, że tak by było dla nich lepiej. W końcu wiadomo jak zwykle kończą - Jesteś niesprawiedliwa, Sophie - odparłem w jej kierunku, marszcząc lekko brwi. - To prawda, że często radzą sobie gorzej. Jednak trzeba pamiętać, że poza czytaniem baśni oni nie byli gotowi do życia w naszym świecie. Co dla nas jest codziennością dla nich jest czymś zupełnie obcym. Musimy również pamiętać, że są ofiarami haniebnej praktyki Dyrektora, który porywa ich wbrew własnej woli - Sophie nie wyglądała na wzruszoną tym wszystkim dalej podziwiając swoją dłoń. - Spokój - warknął ponuro ojciec, marszcząc przy tym wściekle brwi. - Nic mi o tym nie wiadomo by ten zwyczaj się zmienił, Sophie. A co do ciebie synu... Nie nam oceniać jego czyny. Przez lata dobro wygrywa, a więc jasne jest, że sprzyja nam. Więc z pewnością wszystko co robi, choćby nie wiadomo jak okropne było, robi dla naszego dobra - Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie ugryzłem się w język, marszcząc przy tym równie wściekle brwi. Nie było sensu się kłócić i tak wiedziałem, że mnie nie posłuchają. Nagle zwrócił się w kierunku mojej kuzynki. - No dobrze. Sophie idź się pakować. Wiem, że jest już późno, ale niedługo wyruszacie, a kolejnej okazji nie będzie - Sophie lekko się ukłoniła i zaczęła odchodzić. Myśl o dostaniu się do akademii była dla niej niesamowita do tego stopnia, że już była całkiem pobudzona. Czuła, że nie dość, że niedługo będzie napisana o niej baśń, to jednocześnie pozbędzie się problemu, który oddziela ją od tronu, gdy tylko ten nie zda. Sam również miałem zamiar wyruszyć zaraz za Sophie, ale gdy tylko ruszyłem ojciec skinięciem ręki nakazał mi zostać. - Akademia jak wiesz, to nie tylko szansa zostania bohaterem baśni, ale i możliwość znalezienia prawdziwej miłości - Przełknąłem ślinę, słysząc to i zacisnąłem lekko pięści. Wspaniale, tylko tego mi brakowało, bandy księżniczek o płytkim rozumowaniu, szukających narzeczonego jak z bajki. - Pamiętaj synu, że gdy tylko się pojawisz wśród księżniczek, musisz rzucić róże tej jednej szczególnej. Co prawda będzie tam wiele potencjalnych rywali, ale prawdziwej miłości nic na drodze nie stanie - mówiła szczęśliwa matka, jakby nie wiadomo jak ważne to było wydarzenie. Jeśli już mowa o zwyczajach, to mogliby zrezygnować z tego. Jak miałem wybrać właściwą osobę z tłumu? Nie mogłem ocenić kogoś za sam wygląd. Było to płytkie spojrzenie, którego zawsze nienawidziłem. - Ojcze, matko - powiedziałem w końcu. - Chodzi o to, że nie wiem czy się nadaje. Nie jestem pewny czy mogę być księciem, a co dopiero bohaterem baśni - Matka zamarła przerażona, przykładając dłonie do policzków, a ojciec się wyraźnie wściekł, słysząc to. - Radzę ci zmienić, więc nastawienie, bo z takim na pewno nie zdasz. A oboje chyba wiemy, co to oznacza? - Kiwnąłem z wyraźną niechęcią głową. - Dobrze, teraz możesz odejść - odrzekł dość szorstko, a ja się lekko ukłoniłem i zacząłem odchodzić, ale ukazałem przy tym jak niezadowolony byłem. Wpatrywałem się w swój kufer dobrą godzinę. W mojej głowie szalał natłok myśli i bynajmniej niespowodowanych tym, co miałem spakować. Akademia marzenie każdego mieszkańca Puszczy, więc dlaczego nie czułem tej radości, a raczej niepewność? Niestety, co do jednego mój ojciec miał racje, jeśli nie wezmę się w garść, nie zdam. Wolałem nawet nie myśleć co wtedy, nawet jeśli nie czułem by jakakolwiek rola w baśni mi odpowiadała. W końcu wstałem z łóżka i zacząłem pakować najbardziej potrzebne przedmioty. Chwilę zastanawiałem się, co to będzie miało być. W końcu zdecydowałem się spakować swój miecz, ubrania na zmianę oraz środki higieny osobistej. Co prawda wiedziałem, że akademia jest pełna takich rzeczy. Mieściła się tam podobno nawet sala urody, z której nie miałem raczej w planach korzystać. Jednak mimo wszystko wolałem swoje przedmioty. Gdy już spakowałem wszystkie rzeczy, które były mi potrzebne położyłem się spać. Przynajmniej taki miałem plan, bo prawdą było, że przez całą noc nie byłem w stanie zmrużyć oka przez cały ten stres. Leżałem tak i wierciłem się, próbując zasnąć, a przynajmniej do czasu, aż pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać przez okno mej wieży. Nie miałem zbyt wiele czasu z rana. Wszystko skupiało się na szybkim przygotowaniu i ostatnim wspólnym śniadaniu przed wyjazdem. Sophie przez cały ranek mówiła tylko o tym, jaka to jest podekscytowana wyjazdem. Całą noc dobierała odpowiednie sukienki by zdeklasować pozostałe księżniczki i skupić uwagę wszystkich książąt na swojej osobie. Chciała być gwiazdą tego roku akademii, a przynajmniej tak to widziała. Moi rodzice byli bardzo zachwyceni całym jej entuzjazmem i byli pewni, że akademia będzie świetnym miejscem dla niej. Widziałem też, że co jakiś czas rzucali mi zaniepokojone spojrzenia. Najwyraźniej widzieli moje nerwy, ponieważ przez cały czas milczałem i tylko machałem sztućcem po talerzu, nic nawet nie jedząc. Gdy matka zasugerowała bym w końcu coś zjadł zbyłem to, mówiąc, że nie jestem głodny. W końcu nastał czas pożegnań. Nie było z nami rodziców Sophie, którzy nie zdążyli jeszcze wrócić, co mnie nie powinno już chyba dziwić, ale jednak myślałem, że chociaż dziś tu będą, przecież tyle czasu jej nie ujrzą, na pewno chciała ich wsparcia. Natomiast moi rodzice żegnali nas z tłumem poddanych, życząc nam przy tym szczęścia i mówiąc jacy to dumni są z nas. Powinienem się cieszyć, ale to wszystko sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej niepewnie. Sophie natomiast wyglądała jakby już była bohaterką baśni. Gdy kierowaliśmy się na kolej, została z nami jeszcze niewielka grupa służby, która nam towarzyszyła. A właściwie bardziej mojej kuzynce. W momencie, gdy opuszczaliśmy zamek przydzielono nam grupę służby, która miała nam pomóc zabrać kufry nim wsiądziemy do kwietnej kolei. Sam odmówiłem tego, uznając, że jestem w stanie donieść jeden kufer na miejsce. Mojemu ojcu niezbyt się spodobało moje zachowanie i znów zaczął nadmieniać, że nie zachowuje się jak na księcia przystało. Sophie nie miała możliwości przenieść sama swoich rzeczy. Okazało się bowiem, że spakowała sześć kufrów, więc bardzo chętnie przyjęła pomoc służby. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie spakowała całej swojej komnaty do tych kufrów. Wolałem to przemilczeć i tak byłem pewny, że wykorzystałaby pomoc służby nawet gdyby to był tylko jeden kufer. Wszystko byle samej nie nosić. To były nasze ostatnie wspólne chwile do czasu, aż spotkamy się w akademii. Przebyliśmy tę drogę w milczeniu. Nie byłem w nastroju do rozmowy, co było zresztą widać po wyrazie mojej twarzy. Natomiast Sophie marzyła, że już jest na miejscu. Gdy tylko dotarliśmy w okolice gdzie miała nas zabrać kwietna kolej, pierwsza wyruszyła Sophie zaraz po tym jak spakowano jej kufry. Na odchodne powiedziała tylko, że zobaczymy się na miejscu. Gdy zniknęła w kolei również odeszli słudzy z powrotem do zamku, wiedząc, że już nie będą potrzebni. W końcu zostałem zupełnie sam, aż pojawiła się kolej, do której wpakowałem swój kufer i sam również ruszyłem dosłownie chwilę po Sophie. W milczeniu zająłem jedno z wolnych miejsc, obserwując jak mija podróż i przysiadają się kolejni pasażerowie. Rozpoznawałem wśród niektórych z nich książąt, którzy podobnie jak ja najwyraźniej zmierzali do akademii. Jeden, co najmniej wyglądał jak żywcem wyjęty z bajki. Wszystko było w nim idealne, nie byłem pewny ile czasu spędzał na poprawianiu własnej urody, ale musiało mu to zajmować sporo czasu. Teraz wiedziałem dlaczego nie czułem się jak jeden z nich. Wiedziałem, że wkrótce dotrę na miejsce i tam może zacząć się najważniejszy rozdział mojego życia. Pozostał jeszcze ten idiotyczny zwyczaj rzucania róży. Postanowiłem, że rzucę białą, która przypominała mi swą barwą dom. Nie miałem zamiaru rzucać jej nikomu bezpośrednio, a zamiast tego chciałem rzucić ją w powietrze i pozwolić by przeznaczenie ją pokierowało we właściwe miejsce. Uznałem, że to lepszy wybór niż wybrać kogoś za to jak wygląda. Z perspektywy Sophie cała sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Całą noc przed wyjazdem była podekscytowana pakując kolejne rzeczy. Oczywiście nie mogła sobie również pozwolić na brak snu, co to by była za księżniczka z opuchlizną pod oczami? Dlatego też pozwoliła sobie po spakowaniu na niewielką drzemkę. To był jej czas gdzie szczęście się w końcu do niej uśmiechnęło. Myślała od tak dawna. jak pozbyć się Alana, który był pierwszy w kolejce do tronu, a teraz wszystko szło po jej myśli. Znała swojego kuzyna lepiej niż ktokolwiek inny i wiedziała, że nie jest jak typowy książę z bajki. Konkurencja powinna szybko go przyćmić, a przy tym sprawić, że ten nie zda. Zastanawiała się jednak, co to za pomysł, że został tam ściągnięty? Jaką niby baśń można by było o nim napisać? Kto by chciał to czytać? Sama myśl o bajce o wiecznie ponurym księciu z jego mrocznymi przemyśleniami ją odtrącała. Takie rozmyślenia jej towarzyszyły, gdy kierowała się na kolej. Nawet nie zwróciła większej uwagi na brak własnych rodziców na pożegnaniu, a przynajmniej starała się żeby tak było. Przywykła już do pewnego stopnia, że zwykle byli czymś zajęci, a ona przez to chowała się w zamku. Nie przeszkadzało jej to, tak sobie cały czas wmawiała. Jak w końcu mógłby jej przeszkadzać ten luksus, który ją otaczał i pewnego dnia będzie jej? Niedługo zresztą się zdziwią, gdy zobaczą baśń o niej. Wtedy nie będzie nic ważniejszego niż ona. Wyruszyła, jako pierwsza, dzięki czemu mogła oddać się nadal spokojnemu rozmyślaniu. Przez cały całą podróż siedziała wpatrzona w lusterko, podziwiając swoją twarz oraz szukając na niej czegoś, co mogłoby zepsuć jej wielkie wejście. Sama myśl o tym, że wkrótce mogła zostać znana w całej Puszczy dzięki własnej baśni zachwycała ją. Na dodatek, jeśli zyska dzięki temu tron, spełni wszystkie swoje życiowe marzenia. Gdyby mogła, to zapewne teraz skakałaby z radości. Ten plan po prostu nie mógł się nie powieść, wszystko było idealnie dopracowane i nic nie mogło stanąć jej na przeszkodzie. Jednak, po co ryzykować? Pamiętała o tradycji rzucania kwiatów przez książęta i wiedziała, że i on rzuci swój. Nie miał zresztą wyboru. Znając go, nie rzuci go ku konkretnej osobie, a da szansę szczęściu. Jeśli któraś z księżniczek go złapie będzie ją tylko trzeba przekonać by jej go oddała, co nie powinno być trudne. Jeśli pojawi się sam na balu, to już straci połowę punktów. Z drugiej strony przydałoby się pozbyć części konkurencji, pomyślała rozglądając się wokół za innymi księżniczkami. Właśnie do tego mogłaby wykorzystać jego. Być może i nie wyglądał jak wyśniony książę z bajki, ale gdy ktoś jest dziedzicem, to na pewno znajdzie się jakaś, która się tym zainteresuje. Na szczęście to i tak była strata czasu gdyż każde takie spotkanie w jego przypadku kończyło się tak samo. Akademia była z pewnością pełna typowych księżniczek, z którymi nigdy nie potrafił się porozumieć. Więc jeśli jakikolwiek z jego związków potrwałby choćby tydzień, to by się na pewno zdziwiła. Teraz wystarczyłoby tylko aby dojechali już na miejsce by zacząć realizować plany, pomyślała malując usta szminką. Zarówno mi jak i Sophie towarzyszyły zupełnie różne plany i myśli o tym, co się stanie, gdy tam dojedziemy. Jedno nas jednak w tej chwili łączyło. Oboje rozmyślaliśmy, co nas tam spotka, ale na zupełnie różne sposoby. Prawdą było, że jak bardzo byśmy nie myśleli, nic nie mogło nas to przygotować na to, co nas czekało. W końcu dojazd się zakończył, a zarówno ja jak i Sophie zniknęliśmy z kolei, która zabrała nas na miejsce. Sophie w jednej chwili wyrosła jak z podziemi ubrana w swoją ulubioną żółtą sukienkę, a nad głową trzymała jak niemal zawsze swoją równie żółtą parasolkę, która jak uważała dodawała jej uroku. Wylądowała z niezwykle miłym i serdecznym uśmiechem, czekając na to, co ma nadejść. W jednej chwili zamiast w kolei znalazłem się na ziemi, z której dosłownie wyrosłem. Chwilę klęczałem na jednym kolanie podpierając się mieczem i rozglądając po okolicy, ubrany jak w czasie ostatniej kolacji rodzinnej. Chociaż nie bardzo mnie to obchodziło, to rodzice prosili bym ubrał najlepszy strój na rozpoczęcie akademii. W końcu uległem ich prośbą i tak zrobiłem. Powoli wstałem, unosząc miecz i chowając go do pochwy.
  22. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Moje rozmyślanie na temat słów Crystal skończyło się w momencie, gdy ponownie przemówiła księżniczka. Propozycja pomocy z pewnością byłaby bardzo na miejscu. Wiedziałem już, kim była dawna Crystal jednak nie mogłem zaprzeczyć, że jeśli chodzi o sprawy biznesu to znała się na tym lepiej niż ktokolwiek. Potrafiła manipulować ludźmi jak tylko chciała zawsze pokazując im to, co chcą zobaczyć. Jednak nie mogliśmy tego wszystkiego od tak porzucić. Księżniczka miała racje korporacja opiekowała się ogromną liczbą Equestrian i wpływała na rynek światowy. Chociaż tego nie chciałem to jednak chyba nie miałem wyjścia w końcu zobowiązałem się pomóc tym nieszczęśnikom. - To bardzo miłe księżniczko ofiarować mi pomoc mojego dawnego kapitana lub księżniczki roztaczającej miłość będę bardzo rad mogąc skorzystać z tego wsparcia - nagle jednak zmarszczyłem lekko brwi patrząc teraz to na księżniczkę Lunę to na Crystal. Gdy księżniczka do niej mówiła nie była w stanie nawet podnieść głowy wbijając wzrok w pościel. Cały czas starała się powstrzymywać łzy na samą myśl jak wiele zła wyrządziła. Chociaż obie księżniczki nie winiły jej tak samo jak ten gwardzista najwyraźniej. Ona jednak czuła się winna. Została ostrzeżona przez swego mentora. Ponadto to ona go zabiła a nie ten mroczny cień samej siebie, który dawniej stworzyła. Jedno zabójstwo pociągnęło za sobą falę kolejnych. Zamiast samej to zwalczyć mogła pójść natychmiast do księżniczki i do wszystkiego się przyznać a tak zrobiła same błędy w swoim życiu tworząc niewyobrażalne zło. Przez dłuższą chwilę panowała cisza w końcu jednak kobieta podniosła głowę i słabo się uśmiechnęła. - Nie musisz się dla mnie kłopotać księżniczko - odparła spokojnym głosem widząc jak ta wstaje. - Naprawdę wiele dla mnie zrobiłyście i dziękuje ci księżniczko Luno - teraz spojrzała w jej kierunku. - Za to, że tak we mnie wierzysz i że cały czas próbowałaś mi pomóc nawet wtedy - lekko westchnęła. - Teraz już wiem, kto odebrał moje wiadomości - znów się słabo uśmiechnęła. - Wystarczy wskazać mi drogę. Jestem pewna, że zdołam jakoś tam dojść - odparła już bardziej słabym głosem i nagle złapała się dłonią za głowę. Obraz przed oczami nagle jej się zaczął rozmazywać nie czuła się najlepiej była zmęczona. Jednak wiedziała, że musi odkupić swe winy krew za krew inaczej nie mogła. - Nic mi nie będzie - teraz jej głos był jeszcze słabszy. Volcanic Storm - Teraz już wiesz - odparł znajomy głos za plecami Cyrusa. Była to kobieta, która go cały czas szantażowała. Jednak teraz wyglądała inaczej. Była na twarzy bardziej zmęczona i strasznie blada. Wpatrywała się jak chirurdzy przyszywają palec Star. - Szukałeś i znalazłeś - odrzekła nie kierując na niego wzroku tylko nadal patrząc na nieprzytomną dziewczynę. - Od początku afiszując się swoją nienawiścią do dawnych władczyń musiałeś tu trafić a Crystal a ona zawsze dostaje to, czego chce - Podwinęła rękaw marynarki by ukazać mu taki sam symbol jak u niego na ręce. - Tam niema już miejsca dla takich jak my - stanęła pod ścianą kierując dłoń na szyję i wyciągając złoty medalik, w którym było zdjęcie jej i jej siostry, gdy jeszcze były kucykami. - A co do twoich pytań niedługo wszystko się wyjaśni. Crystal pozwoliła ci z nią chwilę porozmawiać, gdy się ocknie potem mam cię zabrać
  23. Miałem nadzieje, że naprawdę spokojnie to przemyśli i nie da się ponieść emocjom. Tu trzeba było zrobić to inaczej. Musiał istnieć jakiś sposób by utrzeć mu nosa. Jednak obawiałem się, że zanim znajdę go on znów się zemści. Nie sądziłem by od tak zostawił na spokojnie ten wybuch Elisabeth. Na pewno znów czegoś spróbuje a po tym, co stało się ostatnio byłem pełen obaw. Nic jednak już nie mówiłem skupiając się na eliksirze przynajmniej w pewnym sensie, bo teraz każda myśl u mnie goniła kolejną. Wtedy też spostrzegłem, że profesor już zaczął sprawdzać nasze prace. Przez to całe swoje roztargnienie nie byłem pewny czy wszystko zrobiłem jak należy. Chociaż konsystencja wyglądała jak należy. Któremuś z gryfonów najwyraźniej nie do końca coś wyszło pomyślałem kierując wzrok ku sykowi i widząc pianę, która wycieka z kociołka. Obserwowałem dalej jak zbliżał się coraz bardziej do nas. Słysząc ocenę Toma niczego innego się nie spodziewałem a jednocześnie to mnie przerażało. Potrafił się w pełni skupić nawet po tym, co zaszło na lekcji, co takiego kryło się w tej jego głowie? Gdy był już przy stoliku Stephanie i Adelii wiedziałem, że zaraz nasza kolej. Uśmiechnąłem się jednak lekko słysząc, że tym razem Stephanie poszło lepiej niż ostatnio. W końcu nadeszła nasza kolej, przez co trochę się denerwowałem jednak, gdy usłyszałem profesora odetchnąłem z ulgą. Najwyraźniej nie było powodu do zmartwień. Jeszcze bardziej jednak ucieszył mnie fakt, że udało Elisabeth pomimo tego, że zapewne była bardziej roztargniona ode mnie, co nie było niczym dziwnym. - Jeśli będziesz chciała potem poćwiczyć mogę ci pomóc - odrzekłem chcąc rozluźnić trochę te ponurą atmosferę. Mimo że nadal nie byłem przekonany by już zabierała się za treningi to wiedziałem, że i tak jej nie powstrzymam, więc lepiej bym był przy niej. Przy okazji zgasiłem ogień jak prosił profesor i zacząłem napełniać większą fiolkę eliksirem zgodnie z instrukcjami czekając na jej odpowiedź.
  24. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Kobieta, która niewielkimi łyczkami piła wodę nadal wyglądała jakby nie bardzo mogła uwierzyć by istniało coś takiego jak sklep, który jest na całym świecie. Zrozumiała, że nie są to żarty dopiero w chwili, gdy usłyszała jak księżniczki napominają o jej amnezji i gdy spojrzała na bardzo poważną minę Goldinga, gdy te pytały o jej zastępcę. Wyraz twarzy, który się u mnie pojawił nie był bez powodu, bo spełniła się wizja, której najbardziej się obawiałem. - W chwili, gdy zawiązaliśmy współpracę z Crystal kucyki, które z nami były zażądały, że gdyby doszło do takiej ewentualności ja mam zastąpić Crystal - westchnąłem ciężko na samą myśl. - Dawno uważali, że będę władcą nowej, Equestrii którą tworzymy, że ich poprowadzę - nagle spojrzałem na księżniczki. - Nie myślcie tylko, że kiedykolwiek chciałem zająć wasze stanowisko. Nigdy nie chciałem niczym rządzić po prostu chciałem im pomóc, bo czułem , że muszę - znów lekko westchnąłem. - Nie muszę wracać mogę wszystkim kierować stąd jednak i tak będzie trzeba zrobić konferencje prasową i to wszystko wyjaśnić. Dawna Crystal uwielbiała takie cyrki - sama myśl o tym, że miałem tym wszystkim teraz kierować mnie odtrącała. Bycie liderem to jedno, ale świat biznesu. Byłem żołnierzem a nie specjalistą w prowadzeniu firmy. - Musimy jeszcze ustalić, co powiemy w organizacji o Crystal, gdy tam później ze mną wyruszysz księżniczko. Przedstawiciele innych ras nie bardzo za nią przepadali i nie wiem czy uwierzą w jej przemianę - nagle Crystal odsunęła szklankę od ust. - Czy ja coś im zrobiłam? - spytała niepewnie a jej warga zaczęła lekko drżeć. - Po pierwsze to nie ty - powiedziałem twardo patrząc na nią. - Po prostu twoje dawne ja nienawidziło nikogo, kto nie urodził się kucykiem i stąd ta wzajemna niechęć - odrzekłem w skrócie. Crystal lekko posmutniała. - Mam krew na tych tak zwanych rękach prawda? - powiedziała patrząc z załzawionymi oczyma na swoje dłonie. Nie czekała jednak na odpowiedź tylko spojrzała na księżniczki. - Czy mogę na chwilę wyjść do toalety? - spytała siląc się na uśmiech. Zmrużyłem lekko oczy. Coś mi się nie podobało w tym pytaniu. Czemu nagle chciała wyjść po nim? Ona chyba nie chce... Crystal/cień - Nic nie było żartem - odparła, gdy czerwony blask odbił się w jej oczach. Z jej mrocznego kopytka zaczął wypływać czarna niczym noc macka owijając się wokół ręki Cyrusa i robiąc sobą na niej czarne znamię. - Trucizna krąży w tobie wyczuwam ją, ale to będzie coś innego. Potraktuj to, jako dar ode mnie - istota spojrzała prosto w jego oczy. - Sam jesteś jak trucizna poza tym niszczysz wszystko, na czym ci zależy pytanie brzmi czy i ona podzieli ten los z twojej winy? - powoli zabrała kopytko, gdy na ręce mężczyzny pozostał ciemny ślad. - Na zewnątrz jest samochód pojadą z tobą po jej palec potem zabiorą cię na operacje gdzie go przyszyją. Jak sam pewnie wiesz jak z wami jechać nie mogę w obecnym stanie. Jednak wkrótce ponownie się spotkamy, bo wszystko ma swą cenę - odparła z błyskiem w oczach.
  25. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Ostatnio słyszałem i widziałem zdecydowanie za wiele rzeczy, których zwykły gwardzista nie powinien nigdy napotkać w swoim życiu. Słysząc opowieść Crystal miałem wrażenie jakbym cofnął się w czasie. Słyszałem o tamtych dawnych czasach jednak nie sądziłem, że tak to wyglądało. Niektóre kucyki często same się izolują jednak, co się dzieje z tymi, które zostają zmuszone do tego losu? Najwidoczniej przykład tego miałem tuż przed sobą. Natomiast Crystal cały czas miała opuszczoną głowę i dopiero, gdy usłyszała głos księżniczek ponownie podniosła głowę. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Spodziewała się potępienia, kary lub wygnania a to i tak nigdy by nie naprawiło zła, które wyrządziła. Ale nigdy nie pomyślałaby o zrozumieniu. Ponownie z jej oczu popłynęły delikatne łzy. - Ja nie wiem, co powiedzieć - odrzekła kręcąc głową jakby nadal nie była w stanie w to uwierzyć. - Na pewno będzie coś, co będę mogła zrobić by, choć w części naprawić zło, które wyrządziłam zrobię cokolwiek chcecie - nagle spostrzegłem na sobie wzrok księżniczki i domyśliłem się, co chce mi przekazać. Powoli nalałem wody do szklanki i podszedłem do kobiety na łóżku, gdy tylko się zbliżyłem skierowała na mnie swój wzrok i delikatnie się uśmiechnęła sięgając po naczynie. Gdy jednak zbliżyła do mnie dłoń zaraz zabrała ją zaskoczona patrząc na mnie. - Jesteś Golding Shield prawda? - spojrzałem na nią zdziwiony. - Skąd wiesz? - To dziwne, ale gdy cię dotknęłam poczułam twoją aurę taką samą jak wtedy, gdy widziałam cię w szachownicy - nagle jej wzrok spoważniał. - Potrzebowała ciebie - Do czego? - spytałem dość poważnie. - Tamten przedmiot, którym mnie męczyła chciała wchłonąć jego magię, ale do tego potrzebowała więcej mocy. Dlatego wybrała ciebie, bo zauważyła, że masz dużo energii magicznej. Miałeś być jej posiłkiem potem miała skończyć rytuał z tamtym przedmiotem i na koniec skraść magię księżniczek by stać się niepokonaną - opuściła lekko głowę w zmartwieniu mówiąc to. Zmarszczyłem lekko brwi słysząc to wszystko - Czy pamiętasz cokolwiek? Pamiętasz, że nazywasz się w tym świecie Felicja Romanis i kierujesz światową korporacją? Wiesz coś o tym? - mrugnęła kilkukrotnie słysząc jego słowa. - Felicja? Korporacja? Czy to coś jak prowadzenie sklepu? - nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Nie byłem pewny jak to teraz wyjaśnić opinii publicznej by nie domyślili się prawdy. Może zwalić to na słaby stan zdrowia? - Tak sklepu, który jest na całym świecie - odrzekłem ponuro. - To zabawne. Kto by zdołał kierować tak wielkim sklepem? - spytała pijąc spokojnie wodę. Skierowałem wzrok na księżniczkę jakby nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Na dodatek zastanawiałem się, co z Lust. Dokąd ona poszła i co mogło być ważniejsze niż to, co się teraz działo tutaj? Crystal/Cień - Mój drogi chłopcze negocjacje, co do tego już trwają, więc spróbuj wyrażać się subtelniej - powiedziała zataczając koło wokół niego - Dlaczego kucyki ziemskie czy pegazy są gorsze od nas? Bo tylko my możemy mieć potęgę, która może przerazić Celestię. Widzisz za czasów panowania Discorda kucyki starały się bronić jednak to wszystko spełzło na niczym gdyż potęga władcy chaosu była zbyt wielka. Niewielka grupa jednorożców opuściła krainę szukając mocy, która go zniszczy raz na zawsze. Stworzyli nowy rodzaj potężniejszej magii jednak nim zdołali jej użyć przeciw niemu ten został zmieniony w kamień przez księżniczki. Nigdy już nie wrócili dalej zagłębiając się w tej magii, ale one się w końcu o nich dowiedziały. Bojąc się o swoje rządy wraz z gwardią królewską zrównały ich siedziby z ziemią niszcząc niemal wszystkie ich zapiski uznając je za zakazaną wiedzę - byt lekko zmrużył oczy wspominając to. - Dlatego właśnie jesteśmy lepsi od nich. Jednak, jeśli chcesz litości wobec niej mogę ci ją dać jednak coś za coś - ponownie zmrużyła oczy i wyciągnęła w jego kierunku cieniste kopytko. - Złap mnie a gwarantuje, że jeszcze dziś przyszyje jej tego palca i znów ją zobaczysz
×
×
  • Utwórz nowe...