-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
Mephisto wstał i poszedł zobaczyć mężczyznę. Po paru minutach wyszedł. - Jeśli chciałeś zabić go w sposób żeby się wykrwawił to nim by się wykrwawił umarłby z głodu i braku wody... Będzie żył... - stwierdził. - A ja już mówiłem że jesteś zbokiem i swoje słowa wciąż utrzymuje. - dodał spokojnie, znowu usiadł pod ścianą.
-
Mephisto westchnął. - I właśnie dlatego samosąd jest zły... - powiedział i oparł głowę o ścianę. - Gdzie go ponacinałeś?
-
Mephisto przytulił Aren, gdy ją puścił westchnął i usiadł pod ścianą. Ściągnął cylinder. Przetarł oczy ręką. - Czuje się jakbym miał się zaraz popłakać. - powiedział ze smutkiem.
-
- Jango... Zabiłeś go co nie? - zapytał spokojnie widząc Jango. - Nie musiałeś...
-
Mephisto spojrzał na Aren. Podszedł do niej. - Co się stało? - zapytał i spojrzał na kucyka z uszkodzonym kręgosłupem. Skrzywił się lekko.
-
- Skończyłem studia psychologiczne wiem, kiedy ktoś jest szalony a kiedy nie... To nie jest normalne. - wskazał na poucinane kopyta. Jego wyraz twarzy wciąż się nie zmienił, głos też. Obrócił się w stronę Dandie. - Dziękuje Dandie...
-
Mephisto pogłaskał klacz. - Wiesz? - spojrzał jej w oczy. - To pośpiesz się. Jesteś z nas najszybsza... - powiedział spokojnie. - I spokojnie. Pomożemy im. A teraz, wdech, wydech, wdech, wydech. - starał się uspokoić klacz.
-
- Jessy, moja droga. On jest chory psychicznie. Ludzie chorzy psychicznie postrzegają świat inaczej i dla nich takie rzeczy są normalne. - powiedział wciąż zachowując spokój. ((Kiedy to pisałeś byliśmy w jednym...))
-
- To dobrzę. - powiedział wciąż spokojnie, wstał. - Dobra, dobra, ale gdzie tu jest pogotowie... - zamyślił się. - Jango. Byłeś w kryształowym! Wiesz gdzie tu jest szpital?! I czy dasz radę określić nasze położenie. Musimy im pomóc. - krzyknął.
-
- To że ucina to wiem, bo byłem za długi... A tobie nic nie jest? - zapytał klacz ze źrebięciem.
-
- Ríða (fuck). Nikt nie wie nic o weterynarii? - Mephisto ściągnął rękawiczki, przejechał po kręgosłupie klaczy palcami. - Nie jest źle, nie ma uszkodzeń... - zaczął sprawdzać klatkę piersiową i brzuch. - Tutaj też nic... Nie jest z tobą źle... Weźcie zajmijcie się tym drugim, ja jeszcze sprawdzę ją. -
-
- Eh... ma ktoś wykształcenie z weterynarii? Ja mam tylko ratownika, ale to do ludzi... - ułożył klacz w pozycji trochę bardziej naturalnej dla śpiącego czworonoga.
-
- Spokojnie, nie jestem tamtym kolesiem. Nie skrzywdził bym kucyka... Chyba że w obronie własnej. Zatem nic ci nie jest? - zapytał jeszcze raz.
-
- Na Lucyfera. Ten koleś to psychol... - powiedział dość głośno Mephisto, podszedł do kucyka który wyglądał najlepiej. - Żyjesz?
-
Mephisto przytaknął. - Ale chyba trzeba poczekać na resztę. - powiedział gdy już otworzył drzwi.
-
Danate zaśmiał się kpiąco. - Eh... Ara nie ma snów... twoje moce jej nic nie zrobią. - powiedział pogardliwie.
-
Ara widząc zachowanie łańcucha Williama uderzyła go w twarz odrzucając go na kilka metrów. - Nie wolno dotykać panicza. - powiedziała zawistnie. - Został go. - powiedział oschle Danate, a Ara wróciła na miejsce. - Przepraszam... - powiedziała cicho.
-
- Nie wiem... - odpowiedział po chwili namysłu. - Ale pewnie wciąż jesteśmy w kryształowym królestwie...
-
Danate spojrzał na Williama, jeśli jego spojrzenie mogło by zabijać to William zamienił by się w plamę krwi. Gdy Ara to zobaczyła, uśmiech z jej twarzy zniknął. - No nie... - mruknęła pod nosem. - Danate-sama, uspokój się. - powiedziała cicho z nadzieją że ten posłucha.
-
Mephisto uśmiechnął się. - To, może następnego dnia po powrocie do Ponyville?
-
- Możemy iść. A w sumie, to nie chce żebyś mi coś dała, chce zaprosić cię na kawę, czy coś w tym stylu. - powiedział do Aren z uśmiechem.
-
- Miałem nadzieje na co innego, ale to też może być. - powiedział z uśmiechem.
-
- A jaką walutą? - zapytał rozbawiony.
-
Mephisto zabrał wszystko co jego. - Dostanę coś za ratunek? - zapytał Aren i zachichotał.