-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
- Dobra, to ja idę. - stwierdził wychodząc. Zaczął szukać miejsca z ich przedmiotami.
-
- Dobry pomysł. - kopnął w plecy mężczyznę, podniósł go i przytwierdził do łóżka. Wziął topór. - A teraz po itemy.
-
- Alyss, weź uwolnij Jessy. A ty Aren, uwolnij Jango. - rozkazał. Złapał mężczyznę za kark jedną ręką, a drugą wykręcił mu tę w której miał topór. Wywrócił go i wbił mu kolano w plecy. - Modern warfighter.
-
Mephisto przykucnął obok drzwi. - Ciiiii, poczekajcie... Mam pomysł. - powiedział wciąż kucając.
-
Mephisto podszedł do Yoshimitsu, zaczął rozwiązywać więzy. - Ok, tak jest szybciej.
-
Mephisto wysunął nogi z butów i dłonie z rękawiczek. - Jestem wolny! - powiedział, wyciągnął buty z wnyków założył je. To samo z rękawiczkami. Podszedł do Aren i zaczął ją uwalniać. - Fakt... Ale oni oszukiwali... - powiedział gdy już ją uwolnił. Podszedł do klaczy i też ją uwolnił.
-
- Ale czemu ja idę na pierwszy ogień na Azazaela? - powiedział. - Jak już to na Hesperiusa... - znowu usłyszał głos.
-
- Ja chromolę, żałuje że mam 195 cm wzrostu... - powiedział jakby przerażony. - Nie zezwolimy mu... - usłyszał głos w głowię.
-
- Na wszystkie inkarnacje szatana, hordy Babilonu i inne plugastwa. Przecież jestem przykuty... Dawaj mi mój parasol!
-
- No to mamy przepierdo... - nie skończył. - Ma ktoś jakiś pomysł? Bo ja nie chce skończyć jako babeczka... A gdzie mój parasol?
-
- Jak chcesz to cię obronę. - szepnął z uśmiechem.
-
- No niby gadające kolorowe koniki to nic normalnego ale ten jest naprawdę podejrzany. - odpowiedział szeptem.
-
- Widywałem ciekawsze sposoby na pozbycie się natrętów. - stwierdził Danate. - Wreszcie nie jesteś już taki naburmuszony Danate-sama? - zapytała Ara z uśmiechem. - Teraz wiem że wkrótce będę mógł kogoś zabić. Jak ja dawno tego nie robiłem... - powiedział.
-
Mephisto podszedł do Aren. - Masz wrażenie że ten kucyk jest jakiś dziwny? - zapytał szeptem.
-
Mephisto ruszył za Jango. - Eh. Ciekawi mnie jak wygląda ta siedziba tego zakonu co go rozwalić mamy.
-
- Tak, byłem. Miałem tam zadanie. - powiedział, spojrzał na zmieniającego się łańcucha. - Co oni robią? - I czy ich powstrzymać? - zapytała Ara.
-
- Aha. No cóż, skoro zawarł nielegalny kontrakt to nie ma się co dziwić. Ale tylko 10 lat? To nie wiele...- odpowiedział wciąż chłodno Danate. - Panicz był w Otchłani 100 lat. - dodała Ara wciąż z miłym uśmiechem.
-
- Ej to nie pomiziam Kredens? Smutne. Dobra. - spojrzał na kartkę. - To w drugą stronę... Chyba... - mruknął. - A w którą stronę jest ta ulica?
-
Ara uśmiechnęła się. - Ja mam formę białego lisa o dziewięciu ogonach, ale jestem wtedy trochę za duża aby chodzić po mieście. - powiedziała. - Co to za kurdupel? - zapytał Shane, miał dość zimny głos. Jakby niechętnie się odzywał.
-
Mephisto zaśmiał się. - Mówiłem że się uda? Jestem genialny! A teraz brawa dla mnie. - powiedział wciąż się szczerząc. - Godność? - zapytał kuca w zbroi.
-
Ara uśmiechnęła się. - A tak właściwie, to tylko ja i Morfeusz to łańcuchy? Reszta z was nie ma kontraktów? - zapytała, uprzejmym tonem wchodząc do pomieszczenia. Danate patrzył na każdego po kolei obojętnym wzrokiem - Dwóch Nightrayów, jedna Rainsworth oraz jedna Vessalius - pomyślał.
-
Ara ponownie ukłoniła się. - Dzień dobry. Jestem Ara Haan, łańcuch. - powiedziała z uśmiechem. Danate przyglądał się nowo przybyłej przez chwilę jednak nic nie mówił.
-
- Jestem absolutnie pewny że to jakiś pomysł. Nie najlepszy, ale jakiś jest. - powiedział rozbawiony dochodząc do wejścia.
-
- Panowie. Przechodzę. - stwierdził wyszczerzając zęby i kręcąc parasolem ruszył ku wejściu.
-
Mephisto ściągnął Cylinder. - Panowie popatrzą tutaj. - wskazał na wnętrze. - widzicie? Pusto. To teraz. - Eins, zwei, drei. - stuknął w cylinder z którego wysypały się babeczki, tabliczki czekolady i wiele innych. - Poczęstują się panowie?